sobota, 20 kwietnia 2024

S3 Rozdział 17: Rozerwane więzi


Mimo że złych informacji było od groma, Akane zareagowała dopiero, gdy dowiedziała się o przybyciu dwóch potencjalnych uczniów dla Wojowników. Dalsze słowa Haruki utonęły w niekontrolowanym chichocie Japonki, która przy okazji zaczęła uderzać pięścią o stolik, aż wazon zaczął się niebezpiecznie chwiać.

– Można jedynie pogratulować fantazji Nurzakowi i Serenie – stwierdziła, ocierając łezkę z kącika oka. – Czego oni ich mają nauczyć?

– Masz podobne zdanie co Paige – westchnęła Shiena. – Przez to raczej nie będą potencjalnym celem, ale oko na nich trzeba mieć.

– Lepiej zastanówmy się, jak to zrobimy – Jane rozparła się wygodniej na fotelu. – Skoro Jess ma siedzieć na dupie i zająć się własnym życiem, to nie będziemy mogły wiedzieć, kiedy ta energia czy inne gówno znów wtargnie do Bakuprzestrzeni.

– Marucho będzie się ze mną kontaktował w razie gwałtownych wypadków jak ten mechtogan. Dodam jego numer do wspólnej konwersacji, więc jeśli coś się wydarzy, pobiegnie ta, która będzie mogła. Ale jest też inna sprawa, która już obgadałam z Jess – spoważniała lekko. – Sellon.

– Co z nią nie tak? – Akane uniosła brew. – Nie zaprzeczę, że rozmowy z Anubiasem mogły jej zabrać trochę szarych komórek, ale bez przesady.

– To ona podjudziła Shuna do zostania nowym liderem. Nie mam pojęcia, w jakim celu, ale ostatnio często się kręci wokół Wojowników. I jest podejrzliwa wobec Jess, dlatego jeśli nagle się pojawimy, z pewnością ją spłoszymy i gówno dowiemy.

– Czyli musimy działać rozważnie i nie rzucać w oczy – podsumowała Jane i rzuciła znaczące spojrzenie Akane, na co ta postukała się w czoło.

– To by było jeszcze dziwniejsze w moim przypadku. Sellon nieraz mnie widziała i nigdy nie zachowywałam się specjalnie dyskretnie. Jak dla mnie musimy być takie jak zawsze, to wtedy nie przyciągniemy uwagi – uznała, zakładając ręce na piersi. – Trzeba będzie wrócić do walk, skoro mówisz, że stały się tak brutalne.

Jane i Haruka jedynie przytaknęły. Akane idealnie nadawała się do takich bitew, a Leaus od dawna jęczał, że nie było mu dane rozprostować kości. Poza tym Aki pasowała do roli szpiega jak pięść do nosa, więc lepiej by zdobywała informacje rzucone na arenie i odciągała uwagę, a one zajmą się bardziej dyskretną częścią planu.

– Jess również mnie ostrzegała, że ten Sześciooki jest w stanie wpływać na innych niż Dan – mówiła dalej Haruka. – Co prawda niewiadomo, czy może to teraz robić, gdy Kuso wybył, ale miejcie to na uwadze.

– Mam wrażenie, że co rok, to przybywa coraz więcej jakiś ponurych intryg – skrzywiła się Jane. – Średnio to mi pasuje, bo nie ma na to tyle czasu już.

– Będziemy mieć farta, jeśli to gówno znów nie zagrozi wymiarowi albo wszechświatowi – dodała Aki.

Shiena poczuła lekki dreszcz po tych słowach, ale miała nadzieję, że to jedynie przypadek, a nie przeczucie, że wcale tego szczęścia nie miały.


****


Drzwi skrzypnęły przeciągle, nim się zamknęły. Alice nabrała powli powietrza, próbując się uspokoić. Jednak nic to nie dało i jej dłonie dalej drżały. Mimo że chciała jedynie porozmawiać z Shunem, to odczuwała niewyjaśniony lęk. Shun zmienił się. Stał się chłodniejszy i nieprzystępny. Przypominało to jego stan po śmierci mamy, co wzmagało jej obawy. Znowu lekceważył słowa przyjaciół i nie dopuszczał ich do siebie. Nie mogła pozwolić, by jeszcze bardziej się podzielili w tak krytycznym momencie.

Przeszła krótkim korytarzem i przesunęła ściankę shoji. Shun medytował na środku pokoju. Na połowę jego twarzy padał blask pełni, drugą skrywał cień. Panował półmrok, ale zdołała dostrzec liczne zadrapania i siniaki głównie na rękach, ale też w okolicach karku. Przygryzła wargę i usiadła na piętach, czekając, aż chłopak skończy.

– Nie musiałaś przychodzić – odezwał się po chwili, nie otwierając oczu.

Zignorowała ukłucie w sercu. Nie było na to teraz czasu.

– Martwiłam się. Twoje walki były ciężkie.

– Niepotrzebnie. Dałem radę.

Krótkie zdania wypowiedziane zimnym głosem. Alice poczuła, jakby naprawdę cofnęła się o trzy lata w czasie. Jego obojętność raniła ją niczym kolce, ale nie mogła odpuścić tej rozmowy.

– Ledwo dałeś radę – odparła, starając się zachować neutralny ton. – Szczęśliwie mechtogan postanowił odpuścić.

– Więc tym bardziej nie ma co tego roztrząsać – zauważył i w końcu otworzył oczy.

Bursztynowe tęczówki były matowe, kompletnie pozbawione ciepła.

– Co chcesz tym osiągnąć, Shun? – spytała i zacisnęła dłoń w pięść. – Wykańczając siebie i Tylena nie przywrócisz porządku!

– Nie widziałaś, co się dzieje w Bakuprzestrzeni, Alice? Chaos i okrucieństwo szerzą się niczym zaraza, brakuje tam lidera! Kogoś, kto twardą ręką będzie egzekwował uczciwe reguły.

– Zgadzam się, ale nie dasz rady samemu – Złapała go za rękę. – To za dużo jak na jedną osobę, zwłaszcza że nie wiemy, czemu tak się dzieje. Powinniśmy działać jako drużyna!

Nie odpowiedział ją i nie wyrwał dłoni, na co w Alice zatliła się nadzieja, że ją zrozumiał. Shun zawsze był racjonalny, a jego obecne działanie wynikały z szoku, jakim było nagłe odejście Dana. Spokoja rozmowa powinna mu uświadomić, o ile cenniejsza była współpraca od samotnej walki.

– Drużyna, mówisz? – powtórzył i uniósł brew w drwiącym geście.

Alice ogarnęło zimno. Wyswobodził dłoń i podniósł się. Spojrzał na nią z góry i westchnął ciężko.

– Mówisz o tej drużynie, której przewodził Dan? Dan, który nas zostawił i odmawiał do samego końca podzielić się, co go dręczy? Tej, gdzie należy Jessie, która nas okłamała i nie powiedziała prawdy? Tej, której Marucho nie potrafi przewodzić, bo przytłoczyły go ostatnie wydarzenia? - Shun mówił coraz agresywniej, nie opuszczając wzroku. – Tej, która teraz jest wystawiona na pośmiewisko?

Alice tkwiła nieruchomo, niezdolna wydusić słowa. Nigdy wcześniej nie widziała takiego Shuna. Pełnego złości, wręcz kipiącego niewyładowanym gniewem, a mimo to jego twarz pozostawała niepokojąco spokojna.

– Nie, taka drużyna nic nie zdziała, Alice – warknął. – Muszę ją odbudować po tym, jak Dan nas rozbił swoim egoizmem, ale zaprowadzenie porządku w Bakuprzestrzeni to priorytet. Potem można zacząć myśleć o jakimkolwiek grupowym działaniu.

Podniosła się. Po tej przemowie czuła, że ogarnia ją rozpacz i zmęczenie. Rozbicie między przyjaciółmi było głębsze, niż sądziła, a Shun naprawdę nie umiał przebaczyć Danowi jego kłamstw. Jej słowa nie miały dla chłopaka żadnego znaczenia. Nie myślał już tak jak dawny Shun i dał się owłądnąć emocjom.

Jej przemyślenie musiały jakoś odbić się na twarzy, bo Kazami drgnął i jego rysy złagodniały. Nie dała mu jednak szansy na odezwanie się.

– Nie jestem w stanie cię powstrzymać. Chciałam jedynie zauważyć, że złościsz się na Dana, za to że działał sam i nie dopuszczał was do siebie. Tylko czy nie robisz dokładnie tego samego? – Obdarzyła go wątłym uśmiechem. – Do zobaczenia, Shun.

Nie próbował jej zatrzymać. Wątpiła czy w ogóle ruszył się z miejsca. Drzwi skrzypnęły za nią, kiedy zaczęła schodzić po schodach. Po chwili otoczyło ją nocne powietrze. Za płotem widziała samochód Runo, która pewnie po raz setny wybierała numer Dana albo paliła papierosa.

Pochyliła głowę i pozwoliła sobie na łzy.



****


Telefony można porównać do niewidzialnych smyczy. Choć Keith zostawił mnie na Ziemi, żeby zajmować się swoimi dorosłymi sprawami, to co godzinkę pisał, czy aby na pewno pamiętam o umówionym spotkaniu wieczorem, czy się uczę, czy przypadkiem nie siedzę w Bakuprzestrzeni. Było to dla mnie jednocześnie dziwne i bardzo typowe zachowanie dla Spectry. Z jednej strony mógł mnie mieć na oku, ale z drugiej to wyglądało jakby nagle się stał wybitnie troskliwy. Dysonans poznawczy jak w mordę strzelił.

Jasne, mogłam go zignorować lub wyciszyć komórkę. Tylko to było wręcz proszenie się o skończenie na dosłownej smyczy, na co nie miałam najmiejszej ochoty, więc wybrałam mniejsze zło.

Przez zakaz wizytowania Bakuprzestrzeni byłam odcięta od informacji, a że dziewczyny nabrały wody w usta, to następny dzień upłynął mi w błogim spokoju, choć niepokój ciągle gdzieś się plątał z tyłu głowy.

– Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle widziałam cię w domu – zauważyła mama przy obiedzie. – Chyba z dobry miesiąc temu!

Fakt faktem był to nasz pierwszy wspólny posiłek od jakiegoś czasu. Posłałam jej uśmiech i pogłaskałam Aresa.

– Ciężko w moim życiu o spokój – przyznałam.

Obiad był ostatnim w pełni relaskującym zajęciami dzisiejszego dnia, bowiem tak jak obiecałam, umówiłam się na spotkanie z Alice oraz Runo. Podczas przebierania się środku mnie ściskało na myśl, jak Misaki może zareagować na wieść, że wiedziałam, co jest nie tak z Danem, ale jej tego nie powiedziałam.

Jednak skoro już podjęłam taką decyzję, to wypadałoby się zmierzyć z jej konsekwencjami.

Teleportowałam się do Wardington, gdyż Alice zatrzymała się tradycjnie u Runo. Spojrzałam na mapkę i zgodnie z nawigacją ruszyłam do kafejki koło miejskiego parku.

Dzień był chłodny, ale pełny słońca. Wszystko wokół powoli kwitło i zieleniło się. Lęk na moment mnie opuścił, lecz powrócił kiedy przekroczyłam próg, a mój wzrok padł na dziewczyny.

Misaki pomachała do mnie. Włosy miała związane w luźny warkocz, a z jej uszu dyndały złote kolczyki. Jej uśmiech nie był zbyt szeroki, ale w porównaniu z ponurą miną Alice to wręcz promieniała. Odwiesiłam płaszcz i zajęłam miejsce przy stoliku.

– Długo się nie widziałyśmy – powitała mnie Runo, ściskając za rękę. – Zanim przyszłaś, Alice mówiła mi, co ostatnio się stało. Aż ciężko uwierzyć, jak sprawy szybko się pogorszyły.

– Widzisz, brakuje nam ciebie, która trzymałaby żelazną ręką całą drużyna, mały teror jest wymagany – zauważyłam, biorąc menu.

Uniosła kącik ust, ale zaraz wszelke wesołość zniknęła i spoważniała. Alice podniosła oczy i aż mnie ścisnęło na smutek, jaki je wypełniał. Nawet nie spróbowała się uśmiechnąć.

– Wiem, że chciałaś mi coś opowiedzieć o Danie – powiedziała Runo.

Pokiwałam glową i szybko złożyłam zamówienie. Poczułam, że ręce mam zimne, jak zawsze w chwilach stresu.

– Zdaję sobie sprawę, że jak to będzie wyglądało, ale docenię, jeśli wysłuchasz mnie do końca – odparłam.

– Nikt nie jest bardziej odpowiedzialny za ten syf niż ten idiota.

– Ale też się przyczyniłam do tego.

Zmrużyła powieki i skinęła ręką. Zaczęłam mówić. Od nocnej wizyty Dana, przez rozmowę z Reiko, próby przekonania Kuso aż do wielkego fiaska na arenie. Nie pomijałam niczego, jednocześnie obserwując zmiany jakie zachodziły w ekspresji Runo. Na początku była skonfundowana, potem widziałam irytacje, aż jej twarz stała się gładka.

– Naprawdę cię przepraszam Runo, że nic nie powiedziałam, ale nie umiałam inaczej – zakończyłam i objęłam gorący kubek dłońmi.

Poczucie winy pozostało, ale serce miałam zdecydowanie lżejsze.

– Doceniam szczerość, Jess – Runo spojrzała na mnie. Wzrok jej złagodniał. – I nie zmieniam zdania, że to przede wszystkim wina Dana. Myślę, że na twoim miejscu postąpiłabym podobnie.

– Co nie zmienia faktu, że bardziej zaszkodziłam niż pomogłam– przyznałam z westchnięciem. – Reiko ruszyła na jego poszukiwania, ale póki co nie dawała znaku życia.

– Nie wiem, czy sprowadzenie Dana to dobry pomysł – Alice odezwała się po raz pierwszy, od kiedy weszłam.

Runo skrzywiła się i spojrzała na nią ze współczuciem, a ja zmarszczyłam brwi.

– Rozmawiałam wczoraj z Shunem. Nosi w stosunku do Dana głęboką urazę i nie umie się z niej otrząsnać – wyjaśniła Gehabich. – Zniszczy Drużynę, jeśli przez to ma osiągnąć swój cel.

Przełknęłam ślinę. Dla mnie zachowanie Kazamiego było ciężkie do zniesienia, więc co dopiero musiała odczuwać Alice.

– Myślałam, że kiedy wrócę, będziemy mogli wrócić do dawnych czasów – ciągnęła i odwróciła głowę w stronę okna. – Przez Maskarada nie spędziłam dużo czasu z Wojownikami, więc liczyłam, że skoro zapanował spokój, to wreszcie to nadrobię. Będziemy mogli chodzić na beztroskie bitwy i spędzać przyjemnie dni – Wykrzywiła usta. – Widzę, że to było tylko piękne marzenie.

– To wszystko można jeszcze naprawić – odparłam.

Nie spojrzała na mnie.

– Niby jak?

– Wojownicy ciągle istnieją. Owszem, rozbici i pokłóceni, ale to tylko stan przejściowy. Trzeba Shunowi i Danowi wbić do łba trochę opanowania i pozbyć się tego Sześciookiego, ale jest to do naprawienia. Wiadomo na początku będzie niezręcznie i ciężko, ale to naturalna rzecz.

– To do ciebie niepodobne, Alice – wtrąciła Runo. – Poddawać się tak szybko, po tym wszystkim, co razem przeszliśmy.

Alice sięgnęła po herbatę. Sączyła ją wolno, w głowie rozważając odpowiedź.

– Shun zachowuje się tak, jak gdy pierwszy raz pojawiły się bakugany. Przeraża mnie to. Kiedyś dopuszczał mnie do siebie, a teraz znów czuję, jakby stała przed kamiennym posągiem, gdzie emocje mogę jedynie zgadywać – Zacisnęła dłonie razem. – Nie chciałam znowu się tak poczuć.

– Tym bardziej trzeba mu nakopać – prychnęła Runo.

Alice obdarzyła ją smutną miną.

– Obawiam się, że to nie wystarczy.

Spuściłam oczy na swoje odbicie w herbacie. Kryzys Dana odbijał się na pozostałych mocniej, niż myślałam. Jeśli coś się nie zmieni, naprawdę ich więzi mogą się rozerwać.

– Shun nie działa tak jedynie z własnej woli – powiedziałam. – Rozmawiałam Sellon i pośrednio mi potwierdziła, że ona go do tego popchnęła.

– Ta zielona dziunia?! – Runo rozdziawiła usta.

Skinęłam głową.

– Nie mam pojęcia, jaki ma w tym cel, ale chciała by Shun objął rolę „zbawiciela” Bakuprzestrzeni.

– Od początku czułam, że ona jest jakaś podejrzana.

– Tym bardziej Alice nie możesz się poddawać – dodałam. – Wiem, że ci ciężko i zachowanie Shuna cię boli. Nie będę go usprawiedliwiać. Ale czegokolwiek chce Sześciooki, liczy że się rozpadniecie. A ty jako najmądrzejsza z całej drużyny, wybacz Runo, musisz ją utrzymać.

– Słyszałam, że również przybyli jacyś gracze z Neathii i Gundalii. Może mogliby pomóc? - zasugerowała Runo.

Starałam się zbytnio nie skrzywić i zakryłam twarz kubkiem.

– Nie byłabym tego pewna – odparła Alice z wahaniem.

– W obecnym stanie to lepiej, by nie wchodzili Shunowi i Marucho w paradę – zgodziłam się. – Choć niby coś wiedzą o tych mechtoganach, więc wypadałoby z nimi porozmawiać.

– Czyli sytuacja jest ciągle rozwojowa w Bakuprzestrzeni, natomiast bez Reiko nie wiemy, co z Danielem – podsumowała Runo.

– Dokładnie.

– Skopię mu dupę, jak się tu tylko pokaże – syknęła z irytacją. – Tyle lat się znamy, a ten odpierdala takie coś!

Dalej klęła na Kuso, dlatego zamówiłam dla nas desery. Alice nieco się rozchmurzyła i nawet próbowała powstrzymać słowotok przekleństw Misaki, ale z marnym skutkiem.

Gdy dowiedziały się, że dostałam niejako bana na Bakuprzestrzeń to chętnie zaoferowały się do roli kolejnych pilnujących porządku. Dałam im numer do Shieny, choć mój rozsądek coś słabo szeptał o tym, że Runo i Akane raczej nie powinny przebywać tam w jednym czasie. Olałam go jednak, gdyż sytuacja była beznajdziejna, więc raczej już nie dało się jej pogorszyć.


****


Znaleźli kotlinę, gdzie mogli nocować. Dan odkrył duże liście, z których ułożył sobie wygodne legowisko i padł na nie jak kamień. Nic go nie zdołało obudzić, póki palące słońce nie padło prosto na jego twarz. Jęknął z niezadowoleniem i podniósł się. Choć liście były miękkie, to nocował na ziemi, przez co mięśnie były sztywne. Rozprostował się, sycząc cicho, kiedy zakwasy z wczorajszych treningów zaczęły się odzywać.

– Znalazłem nieco owoców – rzekł Drago i pochylił się.

Jedzenie stoczyło się koło Dana, na co ten pokazał uniesionego kciuka. Bakugan trafił idealnie w czas, gdyż już zaczęło burczeć mu w brzuchu, a zapasy jakie zabrał, pokończyły się.

Był to wyraźny sygnał, że powinny wracać, ale Kuso odpędzał to od siebie i wolał zatopić się w treningach.

– Jak się czujesz, Drago? – spytał, obierając ze skórki zielony owoc w kształcie bumerangu, który smakował kwaśno – słodko.

– Zmęczony, ale w dobry sposób – Dragonoid napiął mięśnie. – Porady Preyasa zdecydowanie mi pomogły i mam większej pojęcie o podarunku Eve.

Dan uśmiechnął się. Spotkanie dawnego przyjaciela było przypadkowym, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Dzięki temu mogli przetestować swoje umiejetności w walce z naprawdę wymagającym przeciwnikiem. Ani razu jego myśli nie odpłynęły ani nie poczuł zimnej energii, co wzmocniło jego poczucie pewności siebie. Byli niemal na finiszu.

Drago też musiał to czuć, bo utkwił wzrok w ich niewielkich bagażach.

– Będzie dobrze, Danielu – powiedział. – Wszystko wróci do normy.

– Mam nadzieję, że nie będą się zbytnio na mnie boczyć – powiedział lekkim tonem, ale nie zdobył się na uśmiech.

– Wróćmy do treningu.

Dan otarł dłonie i rzucił ogryzek. Już miał łapać na kurtkę, kiedy usłyszeli kroki. Z gęstych krzaków wyłonił się nieznajomy Gundalianin. Choć popielate włosy był podejrzanie znajome, to uwagę Dana bardziej przyciągnęła jego drapieżna aura i krzywy uśmiech.

– Cieszę się, że jesteś w pełni sił, Kuso – przemówił głębokim głosem. – Teraz stawaj do walki.



****


Nie minęły diwe godziny od ich wyjścia a, a Ace już odniósł wrażenie, że zaraz odpadną mu nogi. Łupało go w krzyżu przez ciężar kilku pokaźnych toreb, które obijały mu się boleśnie o kolana. A to był zaledwie początek tortur, jakie go dziś czekały. Co prawdy centra handlowe w porównaniu z tym, co widział na Ziemi, były mniejsze i dało się je całe przejść w kilka godzin. Ale nie zmieniało to wyrazu zgrozy, który odmalowywał się na jego twarzy za każdym razem, kiedy zatrzymywali się przed kolejną witryną. Bowiem już wiedział że za paręnaście minut w jego stronę zostanie wysunięta następna torba.

Mira wydawała się nie zauważać katuszy, jakie przeżywał Grit i beztrosko kroczyła, od czasu do czasu pociągając przez rurkę koktajl z zielonych owoców. Umówiła się z Jessie i Veną na popołudnie, ale dostrzegając okazję, jaką był Ace, nie zawahała się tego użyć. Dzięki temu ręce miała wolne, plecy jej nie bolały, a spędzała czas z chłopakiem. Idealnie pomyślane.

– Popatrz, twoje kolory – wskazała na witrynę sklepu z odzieżą męską.

Manekin nosił opięty purpurowy top, który przez cienkie paski materiału łączył się z rękawami zaczynającymi się tuż przed łokciami.

– Moja szafa jest doskonale wyposażona, podziękuje – sarknął Grit. – Ty za to chyba będziesz musiała sobie kupić kolejną.

Spojrzała na niego z dezaprobatą, opierając dłoń o biodro.

– Nonsens. I tak muszę wymienić parę rzeczy, więc doskonale się złożyło. Czemu jesteś taki czerwony?

– Hmm, doprawdy zagadkowe, przecież te torby ważą tyle co nic! – Potrząsnął reklamówkami.

– Musisz więcej trenować, skoro takie ciężary cię przerastają – stwierdziła. – Pójdziemy jeszcze po buty!

– Litości!

Odwróciła się, by nie dostrzegł jej uśmieszku i ruszyła dziarsko. Usłyszała zduszone przekleństwo, ale zaraz trampki Ace zastukały za nią.

Ace’a nie myślał, że taki dzień nadejdzie, ale na widok Jessie biegnącej w ich stronę miał ochotę rzucić się na kolana i złożyć jej pokłon. Jego wybawicielka!

– Mira, jak pięknie, że cię złapałam! – Jessie objęła dziewczynę. – Nie myślałeś, by iść na siłownię, Ace? Wyglądasz, jakbyś miał zejść na zawał.

Może zbyt się pośpieszył z tą wdzięcznością, ale przynajmniej nie przyszła ze Spectrą lub swoimi przyjaciółkami. No i przez to że musiały porozmawiać, zakupy poszły w zapomnienie i mógł wreszcie usiąść. Jego kręgosłup niemal jęknął z ulgi, kiedy udało mu się opaść na krzesło. Jessie przyglądała mu się z lekkim uśmiechem, ale w oczach brakowało zwyczajowych ogników.

– Dzięki temu wiem, co ci kupić na następne urodziny – uznała.

– Masz o sobie wysokie mniemanie, myśląc, że dostaniesz zaproszenie – prychnął, trącając ją łokciem.

Mira okazała wspaniałomyślność i poszła do automatu, by przynieść mu cudownie zimny napój. Wypił go niemal jednym haustem. Jessie pokręciła głową.

– Dobrze, że was spotkałam, bo nie mogłam odczytać z lokalizacji, gdzie jest ten butik.

– Też mi nowość.

Mira zgromiła go wzrokiem.

– To krawcowa, a nie butik – poprawiła. – Bardzo popularna zwłaszcza w sezonie przyjęć, więc mój brat naprawdę się postarał, że nas tam wcisnął.

– Krawcowa? Zdoła uszyć sukienkę w kilka godzin? Czy bierzemy jakieś jej gotowe prace?

– Wszystko już jest uszyte, pozostało tylko dobrać ozdoby i buty.

– Jak? – Jessie zbraniała. – Nigdy nie byłam na żadnych przymiarkach.

Ace nie wytrzymał i zarechotał, zgniatając jednocześnie puszkę.

– W końcu to Spectra nie ma się co dziwić. Pewnie ma twoją grupę krwi, rozmiar nogi i cały kod DNA.

– Pamiętaj, że musisz to odnieść do auta, zanim tam wejdziemy – Mira wycelowała palcem w zakupy. – Więc możesz już iść, by się nie spóźnić – Zignorowała jego bolesną minę i spojrzała na Jessie. – Keith złożył zamówienie wcześniej, o wymiary mnie nie pytaj, pani Bennett widziała twoje zdjęcia, dlatego na spokojnie dobierze coś idealnego dla ciebie. Przy kolorach pomagałam, nic się nie bój.

Jessie pokiwała głową, wyglądając dalej na lekko oszołomioną. Resztę rozmowy Ace’a nie uchwycił, bo mroźny wzrok Miry wymiótł go z miejsca, a naprawdę nie chciał jej się dziś narażać.



****


Dzwonek do drzwi wyrwał Akane z nieplanowanej drzemki. Poderwała się, tocząc nieprzytomnymi oczami po pokoju. Dopiero za drugim dzwonkiem dotarło do niej, że to nie sen.

– Idę! – krzyknęła, prawie spadając ze schodów.

Powitał ją widok znudzonego kuriera w zielonej koszulce.

– Pani Akane Hoshimura? - spytał, a kiedy skinęła głową, podał jej papier do podpisania. – Paczka dla pani.

Nie zamawiała niczego.

– Od kogo?

Wzruszył ramionami.

– Nie ma nadawcy.

Podziękowała i zamknęła drzwi. Przyłożyła ucho i potrząsnęła lekko paczuszką, ale nic nie usłyszała. Rozerwała papier, a na stolik wypadło płaskie pudełko z wytłoczoną srebrnymi literami nazwą, która nic jej nie mówiła. Uchyliła wieczko i ujrzała prostą bransoletkę wykonaną z akwamarynów. Ujęła ją w palce i podsunęła bliżej oczu.

Gus jako pierwszy przyszedł jej do głowy, w końcu poprosił ją o towarzyszenie na jakimś w przyszłym miesiącu. Ale czemu w takim razie wysłał biżuterię już teraz? I czemu nadał ją anonimowo? Chciał ją zaskoczyć?

– Są podobnej barwy co twoje oczy – zauważył Leaus.

To tylko dowodziło, że prezent raczej nie był przypadkowy. Średni miało to sens, biorąc pod uwagę, że byli zwykłymi dobrymi znajomymi, ale Akane nie chciała teraz tego roztrząsać. Zawsze mogła go zapytać przy najbliższej okazji. Teraz przez swoją drzemkę straciła godzinę czasu, a jeśli chciała uniknąć furii Haruki i móc pokręcić do Bakuprzestrzeni, nie mogła zawalić najbliższego testu. Wiec wypadałoby się pouczyć.

Założyła bransoletkę żeby czasem o niej nie zapomnieć i wróciła do bolesnych obowiązków.



****


Gundalianin uciekł, ale Dan nie umiał się tym przejąć. Ciągle stał, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stał mechtogan. Ulga, jaką odczuł, niemal rozsadziła mu płuca.

Opanowali to. Udało mu się wydostać Drago spod wpływu Sześciookiego, a mechtogan ich obronił. Nikt postronny nie ucierpiał. Drago użył mocy uderzenia smoczej siły i nie oszalał. Jeszcze to światło, ciepłe i dodające sił, które ich objęło tuż przed zwycięstwem. Zupełnie jakby zwiastowało ich wydostanie się z sieci mroku.

– Jestem z nas dumny, Drago – powiedział.

– Ja również, choć czuję się strasznie zmęczony – odparł bakugan. – Martwi mnie również ten Gundalianin. Skąd wiedział, gdzie nas szukać i jak kontrolować mechtogana?

– To mógł być sługus Sześciookiego – Dan zacisnął pięść.

Nagle twarze Shuna i Marucho mignęły mu przed oczami, a strach ścisnął za gardło.

– Skoro z nami mu się nie udało, może zaatakować resztę!

Drago skinął głową, zasępiając się.

– Bardzo możliwe, a przez mechtogana będzie ogromnym zagrożeniem.

Wizja jego powalonych przyjaciół i gruzów Bakuprzestrzeni sprawiła, że zaprzestał się wahać. Od początku wiedział, że będzie musiał się zmierzyć z konsekwencjami własnego tchórzostwa i nie mógł już tego odwlekać.

– Wypoczniesz i jutro wracamy, Drago. Trzeba ostrzec resztę – postanowił.

– To dobry plan – zgodził się jego partner. – Teraz, gdy wiemy, jak to opanować, nie będzie nam już nic straszne.

– Nawet jeśli w Bakuprzestrzeni mogą was potraktować wręcz jak wrogów?

Dan w pierwszej chwili myślał, że się przesłyszał, ale to naprawdę był Joseph. Wyszedł zza wielkiego głazu i ściągnął kaptur z głowy, odsłaniając twarz.

– Ty.. jak… Co ty tu robisz?! Jak?!

Joseph uniósł ręce z lekkim uśmiechem i poklepał go po ramieniu.

– Martwiłem się o ciebie po naszej ostatniej rozmowie. Nikt nie chciał mi niczego powiedzieć, a ty nie dawałeś znaku życia od czterech dni.

– Ale jak nas znalazłeś? – Zdziwił się Dan. – Jesteśmy pośrodku Nowej Vestroii.

Joseph odsunął rękaw płaszcza i zaprezentował mu przenośny teleport, taki sam jak nosił Spectra czy Gus. Na niewielkim ekraniku migała gruba czerwona kropka.

– Poprosiłem o pomoc znajomego Vestalianina, żeby pomógł mi namierzyć intensywne fale mocy bakuganów. Wybrałem Nową Vestroię na ślepo i po dwóch dniach wreszcie trafiliśmy na potężne wydzielanie się mocy. Zaryzykowałem i się teleportowałem, myśląc, że to wy.

– Nie musiałeś… - zaczął, ale Joseph mu przerwał głośnym prychnięciem.

– Ledwo się ponownie spotkaliśmy, dzieją się dziwne rzeczy, ty znikasz, a ja mam to olać? Nie ma mowy! Zresztą z tego co widziałem, kłopoty ścigają was nawet tu.

– I tak jest spokojniej w porównaniu z Bakuprzestrzenią – westchnął Dan. – Właśnie mówiłeś coś o wrogości tam, co się dzieje?

Joseph zmieszał się lekko i podrapał po skroni. Zerknął na Drago, a potem wrócił wzrokiem do Dana.

– Może wrogość to było za mocne słowo, ale coś nieprzyjemnego się tam dzieje – odparł. – Głównie Shun strasznie dziwnie się zachowuje. Ogłosił się nowym liderem Wojowników, ciągle biega na jakieś bitwy i wszczyna kłótnie z tymi pozostałymi dwiema drużynami.

Dana aż lekko zatkało. To kompletnie nie pasowało mu takie zachowanie do jego przyjaciela.

– No i… - Joseph się zawahał. – Trochę podejrzane było dla mnie, że nikt cię nie szukał. Shun w ogóle nie chciał ze mną o tym rozmawiać, tej twojej przyjaciółki nie mogłem znaleźć.

Mimo że chciał by go pozostawili samemu, poczuł lekko ukłucie na wieść, że nikt nie próbował go znaleźć. Z drugiej strony kogo mógł za to winić, jakie nie siebie?

– Drago musi odpocząć, a w pobliżu mamy biwak. Tam pogadamy – machnął ręką w kierunki obozowiska.

Joseph przystanął na to ochoczo i ruszyli przez piasek ku kotlinie. Dan nie był sam w krainie bakuganów, ale przyjemnie było mu znów przebywać w towarzystwie człowieka. Zwłaszcza takiego, który mimo odrzucenia ciągle za nim stał.


****


Liczba graczy wyraźnie się zmniejszała w wieczornych godzinach, kiedy nie odbywały się żadne większe turnieje. Przez to również pojedynki utraciły pierwiastek bestialstwa i wracały do swojej zwyczajnej formy. Jane była za to szalenie wdzięczna, bo średnio miała czas na porządne pilnowanie tego cyrku. Drużyny Selon i Anubisa wyjątkowo też nie wszczynały żadnych burd, choć to chyba wynikało z braku ich liderów. W każdym razie nie miała co narzekać.

Nawoływanie Dylana potraktowała jak bzyczenie muchy i ruszyła w dół ulicy, żeby dłuższa trasą dojść do teleportów. Podłączyła już słuchawki i wybierała piosenkę, gdy nagły dreszcz przebiegł jej po plecach. Pomna słów dziewczyn o tajemniczej energii, odwróciła się. Usłyszała warknięcie, niewyraźne przekleństwo i po chwili jej oczom ukazał się Anubias wychodzący zza zakrętu kawałek od niej. Szybko się schowała, ale Anubias nawet nie zerknął w jej kierunku.

– Kurwa mać! - krzyknął i odszedł szybko w przeciwną stronę.

Cóż, to z pewnością było nietypowe…



****


Czy był akt łaski czy nakaz etykiety zakazujący gadania o pracy nie wiedziałam, ale nikt do mnie nie próbował zagadywać o sprawach vestaliańskiej technologii. Dzięki temu rozluźniłam się i zaczęłam się bardziej odzywać. Keith nie odstępował mnie na krok i eskortował za talię przez tłum gości. Niektórych mroził wzrokiem, z innymi się witał i ich przedstawiał. Poznałam masę imion, nazwisk i stanowisk, które zapewne zapomnę w kilka godzin, ale było to mało ważne. Większość osób była bardziej zaciekawiona Ziemią, jej osiągnięciami i życiem, a o tym mogłabym mówić bez końca.

– Doskonale sobie radzisz – pochwalił mnie Leo.

Był to drugim po Gusie najdłuższy stażem asystent Spectry. Miał krótko obcięte włosy z dwoma dłuższymi pasmami przy uszach i twarzą usianą piegami. Jego głównym celem było chyba ogołocenie bufetu, bo kiedy morze ludzi w końcu nas wypluło koło naszego stolika, to zgarnął praktycznie każdą rzecz, jaka była wystawiona i usiadł w pełni ukontentowany.

– Przypominają mi się przez to wesela. Też mnóstwo ludzi, połowy nigdy nie widziałeś na oczy i wszyscy cię chwalą – odparłam.

– Wiadomo, że będą cię chwalić, wyglądasz prześlicznie – zauważyła Reinare, która również była przypisana do naszego stolika wraz z Klausem

Uśmiechnęłam się, przejeżdżając dłonią po ciemnogranatowym materiale sukni, który w przechodził w czerń ku dołowi. Pani Bennett (kochana kobieta, choć trajkotała jak katarynka) próbowała mnie również obwiesić biżuterią jak choinkę, ale udało mi się wynegocjować jedynie długie kolczyki.

– Dziękuje pięknie.

– Ty również wyglądasz przerażająco elegancko – zwróciła się do Keitha i uśmiechnęła znacząco. – Niespodziewany dobór kolorów.

Krawat i zdobienia garnituru Spectry były tej samej barwy, co moja sukienka. Nie byłam pewna czy to był jego pomysł czy Miry i wolałam w to nie wnikać.

– Nie pasują mi? – Uniósł brew.

– Wręcz przeciwnie, choć liczyłam na parę piórek przy kołnierzu.

Westchnął ciężko.

– Reinare, błagam cię.

– Jak romantycznie tu przy naszym stoliku – zanuciła, ignorując go i oparła podbródek o dłoń.

Wychyliłam kieliszek wina i zatopiłam się w rozmowie z Rei, Klausem i Leo. Keith wtrącał co jakiś czas swoją uwagę, ale przez większość czasu rozglądał się po sali, jakby kogoś szukał i wodził dłonią po moich odsłoniętych plecach.

Po jakimś czasie muzycy zmienili melodią z spokojnej ballady na nieco szybszą melodię. Ludzie wokół zaczęli się podnosić i ruszać na parkiet na środku sali. Spectra też się podniósł i wysunął ku mnie dłoń. Zamrugałam.

– Ale nie umiem vestaliańskich tańców – wymamrotałam.

– Ty z naszej dwójki chodzisz na tańce – zauważył i uśmiechnął się z nutka złośliwości.

– No tak, ale one są ziemskie – westchnęłam i skapitulowałam, podając rękę i wstając.

Parę głów odwróciło się za nami, ale zignorowałam to.

– Zresztą uczyłaś się ich jako dziecko, tego się nie zapomina – dodał, ujmując mnie za talię i przyciskając bliżej siebie.

Zrobiło mi się cieplej, zwłaszcza że nie tylko Keith na mnie patrzył, ale ludzie wokół również. Szczęśliwie panował półmrok, więc dało się ukryć, że byłam czerwona jak burak.

– Módl się, żebym nie nadepnęła ci na nogę, mam grube obcasy – ostrzegłam go.

– Zdzierżę to jakoś – odparł i wykonał pierwszy krok.

Albo faktycznie uczyłam się tego tańca albo miałam w sobie niebywały talent taneczny, bo wszystkie ruchy były mi znane. Wykonywałam figury z łatwością, przez co mogliśmy swobodnie płynąć przez parkiet. Sama nie wiedziałam, kiedy zmieszanie zniknęło i zaczęłam się szeroko uśmiechać. Spectra chyba tu zauważył, bo pocałował mnie w ramię przy zmianie muzyki,

Zerknęłam do góry. Całe to przedsięwzięcie odbywało się w sali osłonionej przez kopułę wykonaną z błyszczących się minerałów, które przez światło żyrandoli mieniły się niczym gwiazdy.

Przy obrocie ktoś ujął mnie za nadgarstek.

– Odbijamy.

Nawet nie otworzyłam ust, a już zostałam porwana na prawy bok parkietu. Mężczyzna ujął mnie mocno i uśmiechnął się. Zmrużyłam oczy. Nie widziałam go tutaj wcześniej. Przez chwilę tańczyliśmy w ciszy, gdy się lekko nachylił.

– Piękny bal, czyż nie?

– Gawain! – syknęłam. – Czego chcesz?

– To już nie wolno mi się pobawić? – obruszył się i okręcił mnie w miejscu. – Może akurat miałem ochotę potańczyć?

– Może, ale wątpię, że w towarzystwie twojej ukochanej elity – odparowałam.

Uśmiechnął się szeroko i zacisnął mocniej palce w moim pasie. Gdy Spectra prowadził, tańczyłam swobodnie i w swoim tempie, a teraz czułam się, jakby chłopak wręcz mnie za sobą ciągnął.

– Czekam i czekam, aż mnie w końcu odwiedzisz. Musiałem aż sprawdzić, co tak zabiera ci czas.

– Och, jestem bardzo zajęta – zgodziłam się. – Więc musisz znaleźć sobie inną rozrywkę.

– Albo użyć innych metod – rzekł, złożył krótki pocałunek na mojej ręce i okręcił mnie, wypychając w przeciwną stronę.

Piosenka się skończyła, a ja stałam na parkiecie, czując jak skóra, którą dotknęły jego usta, mnie szczypie.










środa, 15 listopada 2023

Inny początek #3

  Delikatność Gusa przy opatrywaniu moich ran można było przyrównać do papieru ściernego. Zrobił to co prawda fachowo, ale bez żadnego wyczucia czy choćby poszanowania dla mojego stanu. Miał farta, że byłam zbyt wykończona, żeby go trzepnąć. Jeszcze mruczał pod nosem jakieś słowa, pewnie mało uprzejme epitety pod moim adresem. Na samą myśl, że będę musiała przebywać z nim i maszkaronem przez dłuższy czas, robiło mi się słabiej.

Dbaj o te opatrunki, nie mam ochoty się tobą ciągle zajmować – oznajmił, kiedy skończył i podniósł się z klęczek.

Uczucia są odwzajemnione – mruknęłam i przyjrzałam się białym bandażom, które opatulały moje udo.

Przypuszczam, że mistrz Spectra powiedział ci, co masz robić.

Skinęłam głową, powstrzymując westchnięcie. Nie dość, że chłop mnie wkręcił w ten cały cyrk, to jeszcze musiałam mu pomagać. Czy nie było jakiegoś limitu nieszczęścia jak na jedną osobę?!

Powinnaś unikać również kontaktu z innymi Vexosami. Zwłaszcza Mylene i Lynciem, obydwoje działają we własnym interesie.

Zabrzmiało to niezwykle ironicznie, biorąc pod uwagę, że oni również mieli jakieś swoje plany. Nie wiedziałam wiele o tych Vexosach, ale wyglądało na to, że byli grupką, gdzie każdy był gotowy wbić innemu nóż w plecy. Z jednej strony było to dla mnie korzystne, ale z drugiej mogłam zostać wciągnięta w jakieś ich wewnętrzne porachunki.

Nie powinieneś mi powiedzieć czegoś więcej o tym miejscu? spytałam. Jak mam próbować wyciągnąć coś z księcia, jeśli nie będę wiedziała, co jest prawdą, a co kłamstwem?

Nie odpowiedział mi od razu. Wyglądał na pochłoniętego przyrządzaniem jakiegoś naparu z kilku buteleczek znajdujących się w szklanej ściennej apteczce. Przeniosłam więc wzrok na Fludima. Spojrzał na mnie zmartwiony.

Gus odwrócił się i postawił przede mną dymiący napój o barwie limonki.

Wypij to – polecił i usiadł naprzeciw.

Posłusznie sięgnęłam po napitek i łyknęłam porządnie. Skrzywiłam się, gdyż był dość kwaśny.

Znajdujemy się z mieście Alpha w Nowej Vestroii. Vestalianie przybyli tutaj w celu osiedleńczym jakiś czas temu.

Fludim nie wytrzymał i cicho prychnął. Nie uszło to uwadze Gusa, który przerwał i zmrużył oczy. Nim zdołałam go powstrzymać, mój bakugan syknął.

Macie czelność zajmować cudzą planetę i jeszcze opowiadać o tym tak spokojnie?!

Słabi poddają się rządom silniejszych, to naturalne.

Wykorzystaliście przeciw nam obcą energię i przez to utknęliśmy w tych ciałach! - głos Fludima coraz bardziej się podnosił. – Próbujecie nas zepchnąć do niewoli jak zwykłe tchórze.

Gus wzruszył nonszalancko ramionami i upił łyka swojej herbaty. Coś ten napój łączy psycholi, bo Hydron też był jego namiętnym fanem.

Bycie silniejszym to nie tylko przewaga fizyczna ale i umysłowa – Przeniósł wzrok na mnie. – Radziłbym ci opanować bakugana, jego niewyparzony język wpędzi was w kłopoty, a ja nie zamierzam pozwolić, by mistrz Spectra się kłopotał.

Jeśli Fludim chce się kłócić, to nie będę mu przeszkadzała – odparłam zimno. – Zresztą ma rację, wbiliście na chama do obcego miejsca i rządzicie się, jakbyście byli jego panami.

Nie zamierzam tego tłumaczyć ignorantom – Machnął ręką, jakby odganiał upierdliwego komara. – Zresztą nie macie tu wiele do gadania, jeśli chcecie przetrwać.

Przewróciłam oczami, a Fludim jeszcze coś wymamrotał pod nosem. Gus oczywiście miał rację, ale było to upokarzające, że tak łatwo mógł nam tym zamknąć usta.

Doskonale. Wracając, po pewnym czasie powstał Ruch Oporu, któremu nie podoba się to całe zasiedlenie i postanowił z nami walczyć. Dan Kuso zasilił jego szeregi i od tej pory są jeszcze większym utrapieniem i solą w oku vestaliańskiej monarchii.

Pewnie celowo opuścił sporą część informacji, w końcu wiedza dawałaby mi większą swobodę planowania. Mimo to pytania same cisnęły mi się na język. Kto kieruje tym Ruchem? Skąd wiedzieli, że bakugany to żywe istoty, skoro obecnie są kulkami? Jak Ruch Oporu z nimi walczy? Jednak wątpiłam, że odpowie mi na jakiekolwiek z nich. Choć z drugiej strony co miałam do stracenia? Tylko przydałoby się je jakoś podstępnie zadać.

To dziwne, że nikt nie panikuje i nie wytyka, że kulki do nich gadają – mruknęłam niby od niechcenia. – Na Ziemi wywołało to wielką sensację.

Wątpię, że jakikolwiek bakugan ufa tu innemu Vestalianowi, oprócz tych, które popierają cel mistrza. Więc się nie odzywają – odparł i ponownie wstał.

Cel? Tu nawet nie liczyłam, że mi odpowie, ale podskórnie czułam, że ten ich plan nie oznaczał niczego dobrego dla Vestroii. Nic tylko współczuć jak nie Naga i jego mania mocy to jakaś banda kosmitów o psychopatycznych skłonnościach.

Ale przypuszczam, że twój i reszty tej cyrkowej bandy muszą mówić, skoro wam pomagają niszczyć własny dom. Ciekawi mnie, że nikt jakoś tego nie zauważył.

Nie odwrócił, ale zaprzestał wyciągać rzeczy z szafeczki. Czekałam w napięciu na jakieś warknięcie czy ostrzeżenie, ale on jedynie wypuścił wolno powietrze i powrócił do grzebania.

Cywile nie wiedzą, że bakugany mówią. Jeśli życie ci miłe, utrzymasz tę fasadę.

Starałam się poukładać myśli. Czyli jednym ze sposobów walki tego Ruchu mogło być informowanie pozostałych Vestalian, że bakugany to żywe istoty i w dodatku zniewolone. Tylko czym były te wybuchy wcześniej? Czyżby kontroler, o którym mówili Starożytni, a Gus nie raczył nawet wspomnieć? Jak się go niszczyło i gdzie się znajdował? Ile ich tu jest? Miałam ochotę złapać się za głowę. Pytań przybywało, a odpowiedzi znikąd. Ci cholerni Starożytni udzielili mi najkrótszych możliwych wyjaśnień i zadowoleni!

Pstryknięcie palców oderwało mnie od pogrążania się w otchłani depresyjnych przewidywań, gdzie zazwyczaj kończyłam martwa albo w obślizgłym lochu pod ziemią. Podniosłam wzrok na Gusa. Stał nade mną z pustą strzykawką o cienkiej igle.

Wyprostuj rękę i zaciśnij pięść – poprosił.

Po co? - spytałam, trzymając ręce mocno przy sobie.

Cisnął mu się jakiś komentarz na język, widać było po minie, ale go przełknął.

Ponieważ mistrz Spectra chce się dowiedzieć, czym była ta energią, która użyłaś wcześniej. Muszę wykonać badania – wyjaśnił niecierpliwym tonem.

Dalej byłam oporna przed oddaniem mu mojej krwi, ale sama byłam zaciekawiona, co to takiego było. Spectra i tak będzie musiał mi to wyjawić, jak się dowie, więc tu miałam szansę tego jakoś użyć bez jego wiedzy. Albo sama sobie tak wmawiałam, by nie powrócić do wizji własnego truchła.

Pobrał mi krew i podał kawałek gazy. Patrzyłam, jak wkłada strzykawkę do jednego z białych pudełek i odkłada do szafki zamykanej na kłódkę.

Wzdrygnęłam się, gdy poczułam obecność za sobą i dłoń na ramieniu.

I jak poszło, mistrzu? - zapytał Gus, a jego twarz od razu pokraśniała, jakby ujrzał miłość swojego życia.

W sumie kto wie, może to jacyś kochankowie, chodzili praktycznie przylepieni do siebie. Choć bardziej to Grav biegał za tym upierzonym idiotą.

Książę nie jest zachwycony sytuacją i stratą kontrolera – odparł Spectra. Ton miał tak spokojny, że wzbudzał dreszcze. - Ale udało mi się przemówić do rozsądku. Co do ciebie, Jessico, jutro chce cie widzieć. Jest przekonany, że twoja mała ucieczka to wynik dezorientacji i strachu, ale musisz w nim to ugruntować.

To co mam mówić?

Ważne jest, że to ja odwołałem strażników, a potem to Gus z tobą uciekł. Trzęsienie zamku i ogólne zamieszanie sprawiło, że się zgubiłaś i błądziłaś bez celu – Minął mnie, ale jego wzrok dalej czułam wbity w czubek głowy. – Mylene mówiłaś prawdę, ale byłaś zbyt w szoku, by działać racjonalnie. Szczegóły sobie wymyślisz, a Hydron to kupi.

Będę bardzo zdziwiona, jak nie skończę w lochu – westchnęłam.

Nie jesteś głupia – rzekł w jakiejś pokrętnej formie komplementu. – Zresztą to dla ciebie okazja, by dowiedzieć się tego, czego od Gusa nie zdołałaś.

No tak, mogłam się spodziewać, że podsłuchiwał każde moje słowo. I nawet wolałam nie myśleć jakim sposobem.

To może być nawet dobry test. Ile zdołasz wyciągnąć z Hydrona bez wywoływania jego podejrzeń.

Może ja się od razu dam zamknąć w tym więzieniu – zastanowiłam się na głos. – Im dłużej o tym myślę, tym użeranie się z tobą wydaje mi się coraz gorszym pomysłem.

Droga wolna – wygiął usta w swój popisowy kpiący uśmiech. – Skoro nie przeszkadza ci, że twój bakugan trafi do kolekcji niewolników na arenie.

Grożenie mi musiało być jakimś jego hobby. Zacisnęłam pięść, sztyletując go spojrzeniem.


****


Wiatr bawił się moimi włosami. Kłosy pszenicy falowały, tworząc iluzję złocistego morza. Kroczyłam przez nie, unosząc ręce i ciesząc się ciepłymi promieniami zachodzącego słońca. Szłam tak dalej, wdychając czyste powietrze, gdy nagle przeszyła mnie świadomość.

TO NIE ISTNIEJE.

Grunt pod moimi stopami zaczął się zamazywać. Odczucia zmniejszały się i zmieniały na dotyk czegoś ciężkiego i puchowego. Desperacko próbowałam przywrócić poprzedni krajobraz, jednak coraz bardziej blakł i zanikał.

Wtem zamiast wiatru pojawiły się kroki. Dochodziły do mnie z każdej strony, przez co nie wiedziałam, gdzie patrzeć. Czułam, że oddalam się coraz bardziej, gdy moja dłoń została przez kogoś złapana.

Ujrzałam jedynie białe włosy i twarz pozbawioną rys.

Nie daj się ogarnąć białości. Daj się rozejść mocy, ona wie, jak ci pomóc – jej głos był zaledwie szeptem, a mimo to te słowa zadudniły w moich uszach.

Kiedy mnie puściła, rozległ się trzask i rysa przebiegła przez środek.

Omal nie wyrżnęłam głową o ramę łóżka, gdy zerwałam się jak z procy. Było mi gorąco i to do tego stopnia, że musiałam skopać z siebie kołdrę. Gdy to nie pomogło, zaczęłam się wachlować.

Jess? - spytał zaniepokojony Fludim.

Topię się – zdołałam z siebie wyrzucić.

Po chwili zarejestrowałam, że ponownie wokół moich dłoni zebrała się fioletowa mgła. Zbaraniałam i nie ważyłam się drgnąć. Mgła okręciła się wokół lewego nadgarstka i osiadła na skórze. W dotyku była niczym babie lato. Spróbowałam ją lekko przybliżyć, ale ledwo moje palce drgnęły, ona sama się uniosła. Nie zdążyłam więcej poeksperymentować, bo zniknęła, a mnie zakuło w okolicach skroni. Syknęłam i potarłam ją, ale ból ustał dopiero po chwili.

Co się stało? Jak się czujesz? Czemu jesteś spocona? - Spanikowany Fludim latał wokół mnie, machając rękami.

Opadłam na poduszką i wyjaśniłam mu swój sen oraz nagły napływ tej tajemniczej energii.

Spectra nie może odebrać ci tej energii, Jess – powiedział z naciskiem Fludim. To był ułamek sekundy, ale miałem wrażenie, jakby kawałek rdzeniu Vestroii koło mnie siedział. To coś potężnego.

Przydałoby się ją jakoś opanować, ale nie ma mnie kto tego nauczyć – Podrapałam się po głowie. Ta kobieta ze snu również nie posiadała twarzy. Pogrążamy się w bagnie, mój drogi przyjacielu.


****


Iść do księcia niewyspaną, mając sińce pod oczami, jakby ktoś mi przyłożył, nie należało to najlepszych pomysłów. Jednak po tamtym śnie nie byłam już w stanie zasnąć, więc oddaliśmy się z Fludimem w rozmyślenia, jakie dalsze kroki podjąć i kim mogła być tamta kobieta. W rezultacie tych burz mózgowych zaczęłam kwestionować własną psychikę i rozwodzić się nad opcją czy przypadkiem nie są to początki obłędu. Jeśli strażnicy przeszukiwali mój pokój, musieli dojść do podobnych wniosków na widok kilkunastu rysunków patyczkowej kobiety unoszącej się w powietrzu i pola pszenicy pod nią.

Zostałam wpuszczona do sali tronowej i już szykowałam się do padnięcia plackiem przed księciem, ale ten czekał na mnie tuż przy drzwiach. Wyglądał na wypoczętego i zrelaksowanego, za co tak od serca chciałam go palnąć, bo częściowo też przez niego tak cierpiałam.

Ogólnie cali ci Vexosi powinni mieć na tyle przyzwoitości, by paść na jakiś zawał czy zapaść w śpiączkę.

Widzę, że nie najlepiej spędziłaś ostatnią noc – zatroskał się.

Nie mogłam spać, zbyt duży stres – przyznałam, uśmiechając się samymi ustami.

Pokiwał głową ze zrozumieniem i wskazał mi gestem, bym szła dalej w głąb sali tronowej. Zrobiłam tak, rozglądając się na boki. Dominowała czerwień z domieszką brązu, a gdzieniegdzie dostrzegałam złote kwiaty w wysokich donicach.

Ze względu na to, jak ostatnio nasza rozmowa się zakończyła, uznałem, że teraz możemy odbyć naszą pogawędkę przy śniadaniu – oświadczył, zatrzymując się przy okrągłym stoliku i odsuwając mi krzesło.

Miałam kolejny punkt do dopisania na liście wspólnych cech psychopatów, który brzmiałby: lubią gadać w czasie jedzenia i narażać innych na ból żołądka.

Bez protestu zajęłam swoje miejsce. Skoro wytrzymałam Spectrę, to tego też jakoś zniosę, choć dzieliła nas dużo mniejsza odległość.

Po wymianie paru uprzejmości i typowej pogawędce o niczym, Hydron uśmiechnął się delikatnie za szeroko.

Naprawdę cieszy mnie, że nie odniosłaś większych obrażeń – powiedział, nabijając na widelczyk jakiś owoc. - Choć powinnaś pozostać w pokoju, by nie wzbudzać podejrzeń.

Spectra kazał mi iść z Gusem jak ci goście odbiegli – Wzruszyłam ramionami, udając tępotę absolutną – Nie jest to osoba, której chciałabym się przeciwstawiać.

Zrozumiałe – zaśmiał się. Jeszcze przy okazji mogłabyś wpaść na Ruch Oporu… - urwał i włożył owoc do ust.

A po co? – zdziwiłam się. Przecież obiecałeś, że jak się okaże, że nie mam z nimi nic wspólnego, to wrócę do domu. Niezbyt chciałabym to komplikować, cała ta sytuacja tutaj mnie nie dotyczy.

Starałam się cały czas utrzymać na twarzy lekki uśmiech i spokojny ton głosu.

Szkoda, że nie wszyscy Ziemianie są tak rozsądni jak ty – skwitował. Dziękuje za zaufanie.

Swoją drogą, te wybuchy były naprawdę silne – wtrąciłam. Jeszcze te wstrząsy! Myślałam, że cały budynek wybuchnie Wykonałam rękami inscenizację eksplozji.

Pałac od czegoś takiego bym nie padł – uspokoił mnie.

Czyli to był pałac. Odegrałam odetchnięcie z ulgą.

Musi być dobrze strzeżony – rzuciłam niby od niechcenia, jednocześnie polewając swojego tosta słodkim sosem.

Zajęłam się jedzeniem, starając się nie wpatrywać oczekująco w Hydrona. On sam przez chwilę rozkoszował się herbatą, po czym westchnął ciężko.

Chciałbym. Vexosi się nie postarali.

Em… - Otarłam usta serwetką i zerknęłam na niego kątem oka. Kim właściwie oni są?

Uniósł brew i prychnął z rozbawieniem.

Spectra naprawdę nic ci nie powiedział?

Pokręciłam głową.

Tak jak na Ziemi mieliście ranking, taki też powstał u nas, kiedy pojawiły się bakugany. Vexosi to szóstka najlepszych graczy i jednocześnie jedna z elitarnych straży rodziny królewskiej – objaśnił.

Zgadując po zachowaniu, Spectra musi być tam dość wysoko?

Zgadłaś, to ich lider – oznajmił to dość kwaśnym tonem.

Nie lubili się. Cóż, do tego już doszłam, kiedy Spectra chciał, bym tu szpiegowała. Byłam jednak ciekawa powodu. Różnica interesów czy zwyczajna zazdrość?

Dokończyłam tosta, myśląc intensywnie, jak go podejść. Pozostało jeszcze tyle niewyjaśnionych kwestii, ale bezpośrednie pytanie byłoby zbyt ryzykowne. Możliwe, że Hydron nie brał mnie za wielkie zagrożenie, ale głupi nie był.

Muszę cię jeszcze poinformować o konieczności przeniesienia się – odezwał się.

Zmarszczyłam brwi.

Musimy przenieść się do innego miasta, które znajduje się w Vestroii. Do Bety.

Ale mój dom – jęknęłam, na co podniósł dłoń.

Ciebie dotyczy to tylko chwilowo. Jeszcze parę dni i Ruch Oporu stanie się jedynie wspomnieniem, a ty powrócisz do swojego świata.

Ale chyba nie są tak dużym zagrożeniem, skoro tutaj się nie włamali – stwierdziłam, zduszając uwagę, że ten mój powrót jest coraz bardziej oddalany.

Cóż, Dan Kuso i Marucho Marakura wspomogli ich – odparł chłodniejszym tonem.

W końcu za coś musieli być u nas w topce – skwitowałam.

Kto jeszcze tam był?

Hmm – zamyśliłam się, mieszając łyżeczką cukier w herbacie. - Pamiętam takiego bruneta o długich włosach i jakieś dziewczyny. Ale było takie zamieszanie z bakuganami, wymiarami i Nagą, że jakoś nigdy im się nie przyjrzałam – skłamałam gładko. – Potem zniknęły bakugany, więc i ranking.

Pokiwał głową i uniósł filiżankę ozdobioną misternym srebrnym wzorem.

Tak jak myślałem – skwitował z uśmiechem.

Od razu mi się to nie spodobało. Musiało się coś wydarzyć związanego z Wojownikami. Kolejny tutaj wylądował czy może wyszukiwali informacji na ich temat?



****


Mój beznadziejny los nie zmienił się w Becie, mimo mieszkania w apartamencie w królewskim skrzydle. Maszkaron, gdy usłyszał, że zostanę przeniesiona, to się wręcz ucieszył i dał mi niewielki, pozłacany kolczyk. Oczywiście nie był to żaden miły gest, a wręczenie mi urządzenia szpiegowskiego. Potarłam ucho, czując to cholerstwo pod palcami. Przynajmniej było całkiem ładne, ale marne z tego pocieszenie.

Sam Hydron z prawdziwą pasją wyciągał mnie na jakieś przechadzki i gadki o praktycznie niczym. Wydobyłam od niego jedynie, że te kontrolery niszczy się przeciążeniem energii, a na Ruch Oporu składa się sześć osób. Te informacje ani trochę nie pomogły mi w planowaniu jakiejś ucieczki. Zresztą dalej byłam pod obserwacją i dalej niż poza własny apartament i prywatny ogród księcia wyjść nie mogłam.

Również dziwna kobieta ze snu się już nie pojawiła. To samo tyczyło się tej energii. Także robiło się coraz lepiej, równie dobrze mogłam zacząć się tu zadomowiać. Jedynym dużym plusem był brak Spectry i Gusa. Hydron kazał tej dwójce pajaców pozostanie w poprzednim mieście i zbadanie sprawy.

Nie oznaczało to oczywiście jakiegokolwiek spokoju. Jak Spectra przestał za mną łazić, to przykleił się Shadow. Niemal codziennie z uporem maniaka walił w moje drzwi i wchodził z buta, próbując mnie wyciągnąć na różne walki czy „spacerki”. Niechybnie bym na takim skończyła, mimo zapierania się rękami i nogami, gdyby nie strażnicy. Musieli być specjalnie wytrenowani na tego pojebańca, bo skutecznie odciągali go ode mnie.

Tak więc było chujowo i brakowało mi już energii na szukanie rozwiązań. Wyklęłam już całych Starożytnych i postanowiłam oczekiwać na Ruch Oporu. Znów się pojawia i zrobią zamieszanie, to będę wiać co sił. Jak się okaże, że nie ma szans na ucieczkę, to trudno, będzie skok na główkę. Drastyczne, ale lepsze to niż dostanie pomieszania zmysłów tutaj.

Drugiej nocy w pierwszej chwili pomyślałam, że faktycznie zwariowałam. Zaczęło się, kiedy po ciele przebiegł mnie mocny, zimny dreszcz. Oderwałam się od lektury i zmarszczyłam brwi. Fludim również drgnął.

Też wyczułaś tą falę? - spytał.

Skinęłam głową, schodząc z łóżka. Za drzwiami panowała martwa cisza, tak samo w ogrodzie. Podeszłam do okna, by lepiej się przyjrzeć gęstej ciemności, gdy rozległ się dziewczęcy, ostry głos.

Odpalaj to, Julie!

Gdybym była wierząca, to bym się pewnie przeżegnała stopą. Tak to zostało mi tylko wzdrygnięcie się i rozejrzenie dookoła cichym wzrokiem. Na korytarzu również zapanowała poruszenie. Dobra, czyli jeszcze jestem przy zdrowych zmysłach. Albo w miarę zdrowych.

Dołączył drugi głos, kłócąc się z pierwszym. Zasłuchałam się w nich, bo coś zaczęło mnie zastanawiać.

Dobra, Runo!

Kurwa mać! Prawie podskoczyłam, uświadamiając sobie, że je znam. Runo Misaki i Julie Makimoto! Wojowniczki!

Jakim cudem je słyszymy? - mruknęłam do Fludima.

Gdyby miał strzelać, uznałby, że jakoś połączyły się dwa wymiary.

Teleport – wyszeptałam i nie tracąc czasu rzuciłam się do drzwi.

Jeśli Hydron i reszta klaunów zorientują się, kim one są, to będzie źle. Wypadłam na korytarz, starając się wyglądać na dość przestraszoną.

Czy ten pałac jest nawiedzony?! - pisnęłam do strażników i wycelowałam w nich palcem. – Coś mi tam gada! Sprawdźcie to! Nie będę tam spać!

To nie duch – próbował mnie uspokoić jeden z strażników. Drugi stał zakłopotany i podobnie skonfundowany co ja przed chwilą.

Jasne, jasne, to co tam mówi? Jak nikogo nie ma!

Nie zdążył odpowiedzieć, gdyż znów tubalny głos Runo poniósł się po ścianach.

Jak mogłeś nas zostawić, głupku?!

Mogłam się założyć, że rozmawiała z Danem. Tylko jeśli obydwoje byli tu, to czemu dalej było ją tak słychać?

Coś poszło nie tak z przeniesieniem, teleport ciągle jest otwarty – szepnął mi do ucha Fludim.

Przełknęłam ślinę i wydałam z siebie krótki okrzyk.

Kol-lejny! - jęknęłam. – Ja idę z tym do księcia! Nie będę spać w nawiedzonym pałacu, na to nie liczcie!

Nie czekając na reakcję, obróciłam się na pięcie i truchtem ruszyłam do sali tronowej (oczywiście musiał ją mieć w każdym mieście). Strażnicy szli za mną i coś gadali, ale ich zajadle ignorowałam, unosząc dumnie głowę. Drzwi były uchylone. Zatrzymałam się w porę, żeby złapać fragment rozmowy.

Książę, ja i Gus chętnie zajmiemy się tym problemem. Tą sytuację można doskonale wykorzystać, ta dziewczyna to słabość Kuso.

Wiem, Spectra. Ale Shadow i Mylene już się za to biorą. Zostańcie na miejscu.

Naprawdę książę uważa, że Shadow jest odpowiedni do tej misji?

Głos Spectry dobitnie wskazywał, że nie miał on najlepszego nastroju. Odetchnęłam wolno, na uspokojenie i zamaszystym ruchem odsunęłam jedno skrzydło, wkraczając do środka.

Coś mi gada w pokoju, a tego nie widzę! Nie będę tam spać! – oznajmiłam stanowczo, splatając ręce na piersi.

Cała trójka skierowała na mnie wzrok. Nie straciłam postury, dalej gapiąc się na nich z uniesioną brwią. Jeden strażnik zaczął się tłumaczyć, ale Hydron uniósł rękę, niemo nakazując mu milczenie.

Wybacz za zakłócanie twojego snu, Jessico – powiedział, a na jego twarzy pojawił się serdeczny uśmiech. – Nie masz się co martwić, to nie jest duch.

Więc co? Durne żarty? Drze się to tak, że nie da się zmrużyć oka! - warknęłam, kątem oka łypiąc na dwójkę cyrkowców.

Gus to wyglądał, jakby całymi siłami powstrzymywał się od wygłoszenia jakiś uwag, natomiast Spectra wydawał się dziwnie zrelaksowany. Najwidoczniej moje wtargnięcie jakoś mu pomogło, ale naprawdę wolałam o tym nie myśleć.

Wyjdźcie – Hydron niedbałym gestem machnął w kierunku drzwi.

Niezbyt mi się widziało zostanie z nim samą, ale jakoś musiałam ciągnąć tę szopkę i może przy okazji wydobyć parę informacji.

Polecenie zostało spełnione niemal błyskawicznie. Książę położył dłoń na moim ramieniu, a druga ujął mnie za nadgarstek. Lekko mnie pchnął, każąc podążać są nim. Wyszliśmy na balkon, który znajdował się za brązowymi zasłonami.

Zimne, nocne powietrze omiotło mnie, wywołując dreszcze. Oprócz uśpionego miasta ujrzałam jeszcze zorzę mieniąca się wszystkimi kolorami tęczy. Nagle rozbłysła i zafalowała.

Daj sobie siana, Shadow! Runo, biegnij do portalu! - głos Dana rozległ się jednocześnie w każdym miejscu, tworząc ogłuszające echo.

Hydron puścił mnie, oparł się o barierkę i odetchnął.

To jest źródło owych głosów - rzekł i przechylił lekko głowę. – Młodzi Wojownicy.

Niby jak? - Zmarszczyłam brwi.

Nieudana teleportacja – Książę wzruszył ramionami. – Co nam bardzo na rękę, czyż nie?

To mogę w końcu wrócić do domu? - jęknęłam. – Widać chyba, że ewidentnie mnie nie poszukują.

To prawda. Wystarczy, że Shadow z Mylene mi ich tu dostarczą, a ty możesz wracać. Dopilnuje tego z największą uwagą.

Zagryzłam wargę. Tak jak mówił Spectra, nie było szans na powrót, póki byłam użyteczna. Oprócz tego niezbyt umiałam sobie wyobrazić by te psychiczny chłop z czerwonymi tipsami miał kogokolwiek wracać.

Zapadła cisza, którą przerwało głośne pyknięcie w sali tronowej. Hydron odsunął kotarę, by zerknąć, co to. Uchwyciłam okiem fragment holograficznego ekranu, na którym wyświetlała się osoba o różowych włosach.

Szczur właśnie wyleciał z ukrycia, Książę.

Ten głos już gdzieś słyszałam i to w tym pałacu. Udawałam obojętność najdoskonalszą, tak samo Hydron. Nawet brew mu nie drgnęła. Milczałam zaklęcie, modląc się, żeby na moment zapomniał o mojej obecności.

Nadzieje spełzły na niczym, kiedy chłopak pstryknął palcami.

Zabierzcie Jessicę do jej pokoju – rozkazał strażnikowi, który wziął się znikąd u jego boku.

Nawet się cham nie pożegnał. Posłusznie dałam się znów zamknąć i opadłam na łóżko, aż sprężyny jęknęły. Koło ucha usłyszałam ciche bzyczenie, a następnie głos maszkarona.

Jeśli wróci wcześniej, obserwuj Lyncia.

Po tym zamilkł. Zmroziło mnie i spojrzałam na Fludima.

Od tej pory wszelkie plany będę musiała zapisywać na kartce i dawać mu do poczytania.


****

Vexosi byli zadowoleni. Nie, to złe słowo, nie oddające w pełni ich nastroju. Byli wręcz wniebowzięci. Obstawiałam, że duży wpływ na to miał brak Spectry i Gusa, którzy już drugi dzień nie wracali. Nie żebym tęskniła specjalnie, mogli się utopić, choć z nimi miałam chociaż taki układ. Vexosów starałam się unikać za wszelką cenę, jednakże upodobali sobie książęcy ogród. W szczególności Shadow.

Jess – chan, nie nudź i zawalcz ze mną – zajęczał, wlokąc się za mną jak smród po gaciach po alejce wśród słodko pachnących krzewów.

Spojrzałam na niego spode łba, na co wydął dolną wargę w błagalnym geście.

Wolałabym chyba się utopić – odparłam słodkim tonem. – Albo spróbować zagadać do Mylene.

Wybuchł śmiechem, uderzając ręką o udo. Nie musiało minąć długo czasu, żebym poznała się na charakterze Wojowniczki Aquosa. Była okrutna, dumna i wyjątkowo wredna. Szczęśliwie mnie ignorowała, bo próbowałam zlać się z otoczeniem.

Natomiast Shadow za punkt honoru obrał sobie zatruwanie jej życia, więc i wszelkie żarty z niej uważał za mistrzostwo komedii.

Doskonałe – Otarł łezkę z kącika. – Ale poważnie, walczyłaś na ziemi, więc czemu tutaj nie?

Opadłam na krzesło koło zastawionego stolika i uniosłam brew.

Bo nie znam zasad, Hydron mi nie pozwoli i jestem zakładniczką? - wyliczyłam z lekką kpiną.

Nikt się nie dowie, jak dam ci gantlet!

Była to kusząca oferta, tylko miałam spore wątpliwości co do dyskrecji Prova. Kiedy wczoraj zobaczył Mylene w maseczce, to za punkt honoru obrał ogłoszenie tego całemu pałacowi. Zresztą był niestabilny psychicznie i cholera wiedziała, kiedy zdecyduje, że jednak jestem zagrożeniem a nie rozrywką.

Nie ma mowy, daj mi czytać.

Otworzyłam książkę, odgradzając się od niego. Tupnął nogą i zaczął nucić melodię, nie dając mi się skupić. Zacisnęłam mocniej szczęki, ale nie dałam się. Zaczął śpiewać. Przewróciłam parę stron, mimo że ich sens do mnie nie docierał.

Gdy zaczął się wydzierać tak, że można było osiwieć, huknęłam książką

Jak Hydron się dowie, to bierzesz na siebie całą winę – westchnęłam ciężko.

Oczy mu się zaświeciły i natychmiast się utkał.

Zgoda!

Podniosłam się i zostałam pociągnięta przez tego pojebańca w stronę wyjścia z ogrodu. Teoretycznie paru strażników podjęło próby zatrzymania nas, ale Shadow nie dawał się przekonać. Wymachiwał groźnie drugą ręką i wykrzykiwał jakieś bzdury. Sama robiłam minę przerażonej mimozy, żeby w razie czego w raporcie zostało zapisane, że byłam zmuszona do tego idiotyzmu.

****


Złapałam sprzęt, który Shadow nazwał gantletem. Zakładało się go na rękę i klikało guzik u czubka, żeby wysunęła się wkładka na kartkę. W sumie całkiem przypominało ziemskie baku – miotacze, tylko bardziej zaawansowane technologicznie. Fludim patrzył na niego spode łba, po czym otaksował wzrokiem Shadowa.

To wariat, ale jest tępy – skwitował.

Szkoda, że jest nieprzewidywalny – westchnęłam.

Jeszcze pozostała kwestia kart, ale gdy zgodnie z radą Shadowa Fludim usadowił się na małym wgłębieniu, to został przeskanowany, po czym supermoce same pojawiły się w gantlecie. Nie wnikałam, jak to zrobili, ważne, że było czym walczyć.

Spróbuj jak najwięcej się dowiedzieć z tej bitwy – szepnęłam.

Ty też, może uda nam się jakoś zwiać.

Gotowa, księżniczko?! - wykrzyknął Shadow i nie nie czekając, wyrzucil kartę otwarcia.

Bakugan, bitwa!

Fludim stanął naprzeciwko trzygłowego, srebrnego smoka. Łudząco przypominał Hydranoida, co od razu mnie zaniepokoiło.


Fludim: 500

Hades: 600

Uniosłam brew. Jak na startowy poziom jego moc była wysoka. Z drugiej strony był w tej bandzie cyrkowców, więc czego innego mogłam się spodziewać.

Włócznia Ciemności – użyłam karty.


Fludim: 500 + 300 = 800

Hades: 600 – 300 = 300

Fludim zakręcił bronią, wzniecając chmurę pyłu, po czym odchylił się i cisnął nią prosto w jeden z trzech łbów. Błysnęło, po czym ostrze ugodziło smoka. Zaryczał, uderzając ogonem o ziemistą powierzchnię. Shadow ani trochę się tym nie przejął, a wręcz roześmiał się jeszcze głośniej.

Dobrze, doskonale! Potrzebowałem tego! Ogon Fotona!


Fludim utrata 300 punktów.

Delikatna fioletowa aura otaczające mojego bakugana rozpłynęła się. Wsunęłam kolejną kartę, ale nie zdążyłam przed tym, jak Hades się zamachnął ogonem. Fludim zdołał go złapać, ale odjechał spory kawałek, siłując się z ciężarem.


Pułapka cienia!

Nie tak prędko! Ukłucie ciemności!

Liczby mocy latały mi przed oczami, obliczając końcowy wynik. Zagryzłam wargę, gdy skończyłam dwieście punktów niżej niż Shadow. Fludim utrzymał się na nogach, ale otrzymał porządne wgniecenie na zbroi. Uniosłam dłoń.

Karta Otwarcia. Księżycowa poświata.

Zmrużyłam powieki, kiedy buchnęło mocnym światłem, a zamiast gleby pojawił się półksiężyc. Fludim odetchnął, ale wszelkie rany zaczęły się wygładzać.

Interesujące, ale to za mało! - Shadow wydął wargi. – Użyj czegoś spektakularnego!

Wzruszyłam ramionami, a kolejna karta rozbłysła purpurą. Wzmógł się wiatr, po czym wokół Hadesa zaczęły eksplodować gejzery, z których wypadał fioletowy ogień.


Fludim: 750

Hades: 400


Prove wsadził kartę, wykrzyknął i zamarł. Jego smok dalej z rykiem odganiał się od otaczających go płomieni, których pojawiało się coraz więcej. Twarz albinosa w sekundę z radosnej zmieniła się w wykrzywiony grymas.

Co to ma być!

Księżycowa poświata blokuje ataki – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się. – W końcu chciałeś coś efektownego!

Ta cholerna kupa złomu! Clay mówił, że ma ten egzocoś tam i nic go nie przebije! - wykrzyczał Shadow nie wiadomo do kogo. Tupnął nogą i szybkim ruchem załadował kartę.

Shadow w tej chwili do sali tronowej, książę wzywa!

Coś nade mną czuwało, bo Mylene nie pojawiła się na żadnym ekranie. Jedynie jej głos rozległ się prosto z gantleta Prov’a, co ten skwitował cierpiętniczym jęknięciem. Wyciągnął drugą rękę, by coś kliknąć.

Już, ty miernoto, to poważne, nie każ na siebie czekać – ton Mylene był lodowaty, więc musiała być wściekła. Oj, trzeba będzie szybko się stąd ewakuować.

Supermoc Shadowa przestała świecić i cofnął kartę otwarcia. Ciągle skrzywiony jak po zjedzeniu cytryny, ładował manatki. Złapałam Fludima.

Dobrze ci poszło – pochwaliłam go.

Dzięki – zniżył głos. – Tu coś jest Jess. Chyba ten kontroler. Czułem, że moje ciało coś blokuje.

Drgnęłam dość mocno, ale Shadow był zbyt zajęty wyklinaniem na Farrow.

Muszę iść, dokończymy to! - Wycelował we mnie palcem. – Rozwalę te twoje sztuczki!

I wybiegł. Tak o. Drzwi zasunęły się za nim. Przez chwilę stałam jak wmurowana, bo aż nie wierzyłam, że on serio był tak durny. Nawet nikogo nie zawołał!

Fludim odetchnął i coś wymruczał pod nosem. Pewnie modły pod adresem Starożytnych, którzy guzik tu zrobili. Wszystko to było zasługą zerowego iq Prova.

Najciszej jak mogłam, podeszłam do drzwi pod przeciwnej stronie, od której weszliśmy.

Gdzie czułeś ten kontroler?

Obejmuje całą arenę, ale źródła nie wyłapałem.

Rozejrzałam się za kamerami, po czym wcisnęłam guzik i drzwi się rozsunęły. Weszliśmy na długi i cichy korytarz, który nieco przypominał ten, którym wędrowałam po arenie w Alfie. Możliwe, że ten stadion też był używany do turniejów.

Skręciliśmy w prawo. Fludim leciał kawałek przede mną, żeby robić rekonesans terenu, a ja szukałam jakiejkolwiek broni. Niestety szare ściany były kompletnie gołe, a żadne meble jak na złość nie chciały się trafić.

Po jakimś czasie doszło do nas buczenie. Nie było jakoś bardzo głośne, ale wyraźnie się przebijało w tej ciszy.

Czuję bakugana. Albo Bakugany. Ale bardzo słabo.

Poczułam lekką nadzieję zmieszaną z zdenerwowaniem. Te bakugany mogły się okazać nasza drogą do wolności albo lochu. Ostrożnie zbliżaliśmy się do źródła, aż zatrzymały nas kolejne rozsuwane drzwi.

Co jak to pułapka? - zwątpił Fludim.

Nie mamy za wielu innych opcji – zauważyłam.

Przydałaby się ta twoja dziwna umiejętność – mruknął. – Nie byłabyś bezbronna.

Szybciej skrzywdziłaby samą siebie.

Pewnie dyskutowalibyśmy dalej, ale gdzieś w oddali rozległy się kroki. Bez zawahania wcisnęłam guzik i wpadłam do środka. W pomieszczeniu panował półmrok, dlatego w pierwszej chwili uznałam je za puste. Dopiero po chwili zauważyłam, że w środku owalnych akwarium pływały nie jakieś monstrualne ryby, a ludzie. A konkretniej Shun Kazami i dwóch chłopaków, których nie znałam. W metalowych więzach były zaklinowane ich bakugany.

Na starożytnych – wydusił Fludim.

Nie ruszali się, ale drobne bąbelki wydobywające się z ich ust znaczyły, że żyją. Nogi miałam jak z masła, gdy zbliżyłam się nieco i zapukałam w szybę. Kazami nawet nie drgnął.

Poczułam zimny pot na czole. Trójka ludzi uwięzionych w szklanych tubach niczym rybki kupione w zoologicznym przez Vexosów. Wiedziałam, że są popierdoleni, ale to wybijało wszelkie znane mi skale.

Zauważyłam, że przy każdej tubie był przymocowany niewielki ekran z klawiaturą. Zaczęłam wciskać przypadkowe klawisze, ale sprzęt nawet nie chciał się włączyć.

To był powód ich radości – zdołałam wydusić.

Spectra ci nie groził – Fludim również miał trudności z mówieniem. – To było ostrzeżenie.

Wejście się rozsunęło, co zarejestrowałam po chwili. Panika mnie na moment wręcz sparaliżowała i nawet nie ważyłam się spojrzeć za siebie.

Mówiłem ci, że Hydron ma dziwne hobby – powitał mnie pełen kpiny ton Spectry.

Uderzyła mnie dziwna mieszanka strachu i ulgi. Sama nie wiedziała, co czuć na jego obecność. Odwróciłam się gwałtownie, zduszając te emocje w środku.

Dziwne!? To jest popierdo… - Reszta zdania umarła mi na języku, kiedy zauważyłam, że zamiast Gusa towarzyszyła mu jakaś dziewczyna.

Była Vestalianką o krótkich rudych włosach i nosiła brązowe body z długimi białymi kozakami i bomberką. Patrzyła na mnie dość bojaźliwie, a jej twarz wyrażała smutek.

Jessico, poznaj proszę Mirę, naszą nową wspólniczkę – Spectra nonszalancko wskazał na nią dłonią. – Miro, to Jessie, o której ci mówiłem.

Wnioskując po jej pełnej niepewności postawie, to pasowała do tej eskapady Phantoma jak wół do karety, ale co ja się tam znam. Niech sobie dobiera kolegów jak chce, nie mój interes.

Skinęłam jej głową, ale wpatrywała się już nie we mnie, ale w trójkę uwięzionych.

Ace… - wyrwało jej się.

Niepewnie zaczęłam się wycofywać, jednak oczywiście daleko nie uszłam, nim nie trafiłam na Gusa. Ten też wydawał się w jakiś dobrym humorze, aż się zaczęłam obawiać, że wszyscy to oszaleli. Bez słów zaczęłam za nim iść.

Umiesz walczyć – stwierdził nagle. – To dobrze, nie będę musiał cię uczyć.

Średnio mi się podobało, co insynuował.

Bijcie się sami – prychnęłam. – Ja mam tylko wydobyć…

Zmiana planów – przerwał mi. – Teraz będziemy pomagać Mistrzowi w ostatniej fazie.

Trzy dni ich nie było i już zdążyli dojść tak daleko z tym planem?!

Faktycznie wam się przydam z moją wybitną wiedzą o Vestalii, waszej technologii.. - zaczęłam wyliczać.

Masz trzymać oko na Lynca i wywoływać chaos, by odciągnąć od nas uwagę.

To skończę w tym akwarium!

Stanął nagle i spojrzał na mnie przez ramię z wyraźną chęcią mordu.

Czy możesz przestać pyskować?! – syknął.

Oho, coś dobry humorek szybko go opuścił. Uniosłam brew i oparłam dłoń o biodro.

To jedna z niewielu rozrywek jakie tu mam.

Załamał ręce i w jednej zagiął palce na kształt szponów. Nie zdziwiłabym się, gdyby wyobraził sobie, że właśnie zaciska mi je na szyi.

Poważnie, lokowany, Mylene ma podły humor, więc nie będę iść do klatki lwa, bo wy coś odpierdalacie.

Porozmawiasz o tym z mistrzem – odparował chłodno i ruszył dalej.

Gdy nie podążyłam za nim, znów spiorunował mnie wzrokiem.

Mieszkam po tamtej stronie – Wycelowałam palcem w lewo.

Już nie, gdyż mistrz Spectra zażądał, byś była pod naszą obserwacją.

O słodkie domeny, co oni zrobili, że Hydron się zgodził? Przecież wyraźnie się między nimi tarcia, więc…zaraz zaraz.

Ta dziewczyna, jej słowa, Shun Kazami.

Że się o własne nogi nie potknęłam, to był cud. Połączyłam sobie skrawki informacji i doszłam do wniosku, który sprawił, że obiad podjechał mi pod gardło. Młodzi Wojownicy działają w Ruchu Oporu. Shun w nim był i tamta dwójka najprawdopodobniej też. Laska wyszeptała imię jednego z nich. Była w Ruchu i teraz wraz ze Spectrą.

Musiałam poblednąć, bo Fludim poruszył się niespokojnie. Pokazałam mu gestem, żeby poczekał.

Oczywiście mogłam się pomylić i to był jeden, wielki, absurdalny zbieg okoliczności. Jednak mój żywot obecnie to było pasmo nieszczęść, więc raczej wersja, że laska zdradziła Ruch, była poprawna.

Ja chyba serio zdechnę w tym pałacu.


****


Po powrocie Spectry spodziewałam się pytań, jakiś testów związanych z tą moją mocą, okrutnych eksperymentów. Null, zero, nic. Oprócz odebrania mi kolczyka, to zostałam wyposażona w obieraczkę i dostałam miskę niebieskich bulw przypominających ziemniaki.

To jednak moją nową misją jest bycie kucharką? - spytałam z przekąsem.

Nie marudź, tylko pracuj – syknął Gus.

On sam stał przy mięsie i garze pełnym jakieś bulgoczącej brei. Włosy zawiązał w wysokiego kucyka i zdjął płaszcz. Zamrugałam parę razy, westchnęłam ciężko, po czym przysiadłam na krześle i zaczęłam obierać warzywa. Wolałam już to, niż zabawę ze Spectrą w jego gry psychologiczne.

Swoją drogą jakoś mnie kompletnie olał. Dalej nie miałam pojęcia, gdzie byli i co takiego zrobili, ale sprawiło, że nawet Hydron im się podlizywał. W końcu pozwolił, bym została w kompleksie należącym kompletnie do Phantoma. Nie był za duży, bo składał się z czterech pokoi, kuchni i laboratorium, ale za to żaden inny Vexos nie mógł tam wejść.

Wróciłam myślami do ich nieobecności. Nie złapali Kuso, bo zaraz bym się dowiedziała, więc co? Naprawili ten zniszczony kontroler z Alfy?

Okrutnie za wami tęskniłam – rzuciłam niewinnym tonem. – Zażywaliście wakacji przez te parę dni?

Gus potraktował mnie jak element dekoracji. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przerzuciłam obraną bulwę do drugiej miski. Przerzuciłam nogi przez blat.

Nie jesteście tu zbyt lubiani, Vexosi się tak cieszyli, że prawie wyciągnęli szampana – ciągnęłam dalej, niezrażona brakiem odpowiedzi. – A tu nagle po powrocie wszyscy się przed wami płaszczą. Dość ciekawa zmiana.

Nawet głupiec wie, by respektować mistrza.

No niby tak, ale Hydron to książę. Nawet zezwolił na to, by była tu ta Mira – Kiwnęłam głową w stronę drzwi. – Idzie wam na rękę, choć nie musi. Jest ponad wami.

Znów udawał głuchego. Rozwaliłam się bardziej na oparciu i oddałam robocie, gdy wszedł Spectra. On w przeciwieństwie do swojego sługi ciągle chodził dziwnie zadowolony, co oznaczało kłopoty. W dłoniach niósł ozdobne pudełko. Widok był tak niecodzienny, że zaprzestałam obierania.

Gus, zanieś jej to.

Już, mistrzu.

Geniuszem nie trzeba być, by się domyślić, że musiało być to dla tej Miry. Pojęcia jednak nie miałam, kim dla niej był ani ona dla niego.

Widziałem nagrania – zwrócił się do mnie. – Gdybyś dokończyła walkę, wygrałabyś.

Pewnie tak – Wzruszyłam ramionami z obojętną miną.

Shadow to kretyn, ale jego bakugan jest silny.

Już mówiłam Gusowi, utopcie się z tym pomysłem, że mam walczyć – odparłam, gestykulując obieraczką. – Chcę do domu, a wasze plany mam w najgłębszym poważaniu.

Świat byłby niezwykle nudny, gdyby wszystko szło po naszej myśli – Oparł się udem o blat i spojrzał na mnie z góry. – Wiesz, kim byli ci w tubach hibernacyjnych.

Nie było to pytanie, więc milczałam.

Też byś mogła tak skończyć, Jessie. A kto wie, czy tak nie będzie, jeśli nie zdołasz uciec na czas. Hydron nie ma litości dla zdrajców.

Zacisnęłam mocniej dłoń na rączce i ucięłam spory kawałek bulwy. Spectra uśmiechnął się kpiąco.

Możesz jaśniej? – spytałam, niemal cedząc przez zęby.

Wiele rzeczy i to potężnych czuje się w naturze, która nas otacza, przez co jej nie dostrzegamy. A mogą być odpowiedzią jak zyskać siłę, potęgę o jakiej się nie śniło. To jest też niebezpieczne, bo jeśli jej nie rozumiesz, łatwo paść ofiarą.

No czego innego mogłam po nim oczekiwać jak nie jakiejś niezrozumiałej przemowy.

Dzięki, już wszystko rozumiem.

Rodzina królewska w końcu upadnie – powiedział poważnie. – Bakugany będą wolne.

Wpatrywałam się w niego, oczekując jakiejś kpiny. Gdy nie kontynuował, zaśmiałam się pusto.

Ty miałbyś je uwolnić? Lider Vexos? Tak za nic?

Kto tak powiedział? - Przechylił głowę. – Wszystko ma swoją cenę.

Zrobiło mi się zimno przez jego świdrujące spojrzenie.

Czego mógł od nich chcieć Spectra? Odpowiedź była oczywista.

Mają ci służyć.

Zszedł z blatu i strzepnął niewidoczny kurz.

Wybierz mądrze, Jessico. Drzwi stoją otworem.

I tak mnie zostawił.


****

Przewróciłam się po raz tysięczny na łóżko. Godziny płynęły nieubłaganie, ale sen nie mógł nadejść. Byłam zbyt zestresowana, więc co zamykałam oczy, mój umysł wypełniało tysiące scenariuszy, co się może stać. Jeden gorszy od drugiego. W takich warunkach nie było jak odpocząć.

Drzwi były naprawdę otwarte. Mogłam wyjść z kompleksu, powiedzieć wszystko Hydronowi i liczyć, że mi we wszystko uwierzy. Tylko co dalej? Zapewne ponownie zostałaby wciągnięta w kolejną intrygę.

Nie, tym sposobem nie powrócę na Ziemię. Nie żeby Spectra był jakkolwiek pewniejszy, jednak musiałam wybrać jedną stronę, a byłam między młotem a kowadłem.

Gdyby tylko ktoś mógł mi coś doradzić – szepnęłam.

Fludim westchnął bezsilnie. Dyskutowaliśmy o tym długo, ale nic lepszego nie udało nam się wymyślić. To była naprawdę patowa sytuacja.

Nagle poczułam, jak czyjś dotyk delikatnie omiata moją dłoń. Wzdrygnęłam się i zerwałam z pozycji leżącej. Serce zabiło mi szybciej.

W pierwszej sekundzie jej nie dostrzegłam, ale po chwili przy krawędzi łóżka zauważyłam niewyraźne zarysy damskiej sylwetki. Stres sprawił, że nawet nie odczułam strachu. Przysunęłam się bliżej i uniosłam rękę. Postać zrobiła to samo i gdy nasze palce się zetknęły, objęło mnie przyjemne ciepło.

Gdy...będzie...czas...biegnij….ja...pomogę… – wyszeptała powoli istota.

Rozpłynęła się, zabierając ze sobą ciepło. Moja dłoń opadła bezwładnie.

Czy ja mam początki schizofrenii? - jęknęłam.

Jak tak, to dostaliśmy ją razem – mruknął Fludim. – Co tu się do diabła dzieje?

Jak to się mówi, jak nie urok to sraczka, bo ledwo otrząsnęłam się z tego niecodziennego spotkania, dobiegł mnie płacz. Jednak ten był dużo wyraźniejszy i był za ścianą. Tam, gdzie był pokój Miry.

Idź do niej – syknął Fludim. – Może się dowiemy, co to za jedna.

Nie musiał mnie długo namawiać. Wsunęłam buty i wyślizgnęłam się na hol. Zapukałam cicho, a płacz natychmiast się urwał.

Keith? – padło słabe pytanie.

Matko słodko, a to kto?

Nie, tu Jessie – szepnęłam.

Cisza. Stałam, cały czas zerkając w stronę laboratorium i pokojów dwóch psychopatów. W końcu drzwi się rozsunęły.

Mira wyglądała na wyraźnie czymś wstrząśniętą. Mimo starań łatwo dostrzegłam zaczerwieniony nos i lekko zapuchnięte kąciki oczu. Uśmiechnęłam się dość nieszczerze.

Proszę, wejdź.

W kącie pokoju leżała pognieciona biała suknia. Czyli to Gus jej zaniósł. Zmarszczyłam brwi. Jeśli dostała coś takiego, to kim była? Kochanką? Słodkie domeny, jeśli weszłam w środek jakiejś walki pary to pozamiatane.

O co chodzi? - zapytała, siadając na łóżko.

Cóż, szczerość to jedyna opcja.

Czemu pomagasz Spectrze? - palnęłam bez ogródek.

Na jej oczy od razu padł cień.

To mój brat.

Również dobrze mogła oświadczyć, że Spectra to tak naprawdę krab z wysp Honolulu. Szczęka mi opadła i mimowolnie wybałuszyłam oczy. Fludim aż się zakrztusił śliną. Oparłam się o ścianę i próbowałam to ogarnąć umysłem, ale było ciężko.

Westchnęła, widząc moją reakcję i otuliła się ramionami.

Wiem, że trudno w to uwierzyć.

Współczuję z całego serca – powiedziałam, ignorując syk bakugana. Nigdy nie byłam taktowna.

Uniosła brew, ale zaraz ponownie posmutniała.

Choć powinnam mówić, że to był mój brat. Już go nie poznaję – Przymknęła oczy. – To jego okrucieństwo, żądza władzy... – głos jej się załamał i schowała twarz w dłoniach.

Przykucnęłam i poklepałam ją pocieszająco po plecach, po czym zacisnęłam dłoń na ramieniu.

Ciebie powinnam przeprosić – dodała cicho. Bo to przez niego pewnie tu jesteś.

Nie zaprzeczę, ale nie twoja to wina – westchnęłam. – Słuchaj Mira, skoro to twój brat to nie możesz...nie wiem… próbować mu to wybić z głowy?

Próbowałam. Naprawdę – Rzuciła spojrzenie na pomiętą sukienkę. – Ale do niego już nic nie dochodzi oprócz własnych ambicji.

On planuje coś strasznego.

Wiem.

A ten wasz Ruch wygląda na rozbity.

Uwolnił ich. Na moją prośbę. Ale ja już nie mam tam jak wrócić. Zdradziłam Dana i resztę.

No ale zawsze możesz się zrehabilitować – próbowałam ją pocieszyć. – Mira, błagam, oprócz ciebie wszyscy są zwichnięci psychicznie. Coś trzeba wymyślić, zanim albo Spectra pozbędzie się księcia albo książę jego i nas przy okazji.

Myślała. Długo myślała, ale nie miałam z tym problemu. Rozsądek słabym głosem mi przypomniał, że to też mógł być podstęp, lecz ja byłam tym zbyt zmęczona. Wóz albo przewóz.

Myślę, że jest jedno wyjście – rzekła nagle. – Tylko nie wiem, czy na pewno mi się uda. Zależy od tego, czy Keith pozwoli mi walczyć.

Plan zawsze można zmodyfikować.

Pokiwała głową, wpatrując się w ścianę i coś mrucząc. Podnosiła i opuszczała palce, aż nagle urwała.

Więc, posłuchaj, Jessie.



****


Triumfalny wrzask Dana zmieszał się z rozwścieczonym Gusa. Wyczuwałam aurę wkurwienia od Spectry, mimo że stałam od niego w pełnym oddaleniu. Na szerokim ekranie podziwialiśmy, jak Dan razem z Ace’m sprali lokowanego dzięki podstępowi Miry. Cud boski, że udało jej się ich oszukać, bo Grav to na nią łypał równie często co na mnie i niezbyt chętnie jej dał te sztuczne bakugany stworzone przez maszkarona.

Zacisnęłam dłoń mocniej na uniwersalnej karcie, która Fermin podwędziła od jednego z pracowników. Cofnęłam się o krok, próbując uspokoić oddech.

Teraz albo nigdy.

Mira, jak mogłaś mnie zdradzić...– wycedził przez zęby Phantom.

Póki był tym pochłonięty, szybko zaczęłam się cofać, zaklinając by się nie obrócił. Byłam już kilka metrów od drzwi, gdy nasze oczy się spotkały.

A ty dokąd, cholero? – zapytał upiornie spokojnym głosem.

Przyłożyłam kartę i rzuciłam się do biegu, ledwo zaczęły się rozsuwać. Otarłam sobie skórę, ale olałam to. Czysta adrenalina wypełniła moje żyły, zwłaszcza kiedy poczułam jego obecność za sobą. Oddech miałam niemal na karku.

Szarpnął mnie za włosy. Zawyłam z bólu i próbowałam się wyrwać, lecz uścisk miał żelazny.

Nie licz na to.

Zostaw mnie, popaprańcu! - wrzasnęłam, próbując go walnąć z łokcia.

Fioletowe iskry prysnęły na posadzkę. Spectra zaśmiał się pusto i nieprzyjemnie.

Jak to zawiedzie, użyję tej mocy, którą masz – drugą ręką wyciągnął metalową broń z iskrzącym się zakończeniem.

Dreszcze mnie przebiegły. Szarpałam się dalej, kopałam, ale był silniejszy.

Póki moje ciało nie stało się kompletnie lekkie. Gorące i lekko elektryzujące uczucie przelało się przez mnie, a dłonie same się podniosły. Fioletowa energia otoczyła mnie niczym ochronna bariera, odpychając Phantoma. Fale mocy wędrowały po ziemi, sprawiając, że wszystko zaczęło drżeć.

Wtem posadzka pękła. Spectra wrzasnął i rzucił się w moją stronę, ale ja już leciałam ku dołowi. Świst wiatru wyparł inne dźwięki. Nim objęła mnie ciemność, ujrzałam jeszcze raz wpół przeźroczystą twarz kobiety.

Potem był tylko upadek i eksplozja kolorów.