Usta Tytana rozciągnęły się w szyderczym
uśmiechu, gdy ujrzał przepełnione przerażeniem oczy Reiko, która przed chwilą
opadła na kolana i zszokowana wodziła wzrokiem od bladej twarzy gówniary do
plamy krwią pod nią.
– Nie masz się co
łudzić – powiedział, kiedy jej dłoń uniosła się i dotknęła szyi dziewczyny. –
Zdechła jak reszta jej rodziny.
Kobieta
zacisnęła pięści i rzuciła mu gniewne spojrzenie.
– Nie –
wycedziła.
– Hm?
– Mówię, że tak
się nie stanie! – Reiko zerwała się na równe nogi i wycelowała w niego palcem. –
Doskonale wiem, że masz mnie, Jessicę i pozostałych z naszej rodziny za
zwykłych słabeuszy. Może czasami masz rację. Jednak Jessie nie jest słaba! –
Uśmiechnęła się blado. – Widziałam jej wolę życia i wiem, że nie da się zabić żadnej klątwie! –
Schyliła się, zarzuciła jedną rękę Jess na szyję i dźwignęła zimne ciało do
góry.
Dyskretnie
przyłożyła dłoń do jej klatki piersiowej. Wydawało jej się, że czuje słabe
bicie serca.
Jeśli dobrze
myśli to...
Nie ma czasu do
stracenia.
– Jesteś jeszcze
głupsza niż myślałem, Reiko. Ta dziewczyna powinna umrzeć dawno temu! Takie
jest jej przeznaczenie!
– Ty jedyny w to
wierzysz. – Kobieta owinęła rękę wokół talii Jessici i ruszyła do wyjścia
komnaty, starając się nie patrzeć na drzewo genealogiczne.
Nie może się
rozklejać. Musi wypełnić swój obowiązek i wyciągnąć stąd jeszcze dwójkę osób.
****
– Ostrzegałem
cię – wymamrotał Gus, siłując się z więzami na rękach Akane.
Do pomieszczenia
ściągnął go głośny huk i wrzask „Ha! Mówiłam, że karma to suka, cwelu cholerny!”,
po którym od razu domyślił się, kto jest w środku. Widok znokautowanego
Hydrona nieco chłopaka zaskoczył –
zważywszy, że Ziemianka była związana naprawdę mocnym węzłem - ale dziewczyna
upierała się, że tym razem to nie ona, a coś co wyleciało spod podłogi. Na
potwierdzenie jej słów w posadzce widniała niewielka dziura.
– Nie gadaj,
tylko to rozwiązuj! – fuknęła Akane. – Muszę znaleźć Jess!
– Nie wierć się
tak, bo jedynie pogarszasz sprawę.
– Wiesz,
istnieje taki wynalazek zwany nożem i ten szczeniak położył go gdzieś tam. –
Wskazała butem na ręcznie robioną komodę.
– Nie mogłaś powiedzieć
wcześniej?!
– Wypadło mi z
głowy.
W tym momencie
Gus momentalnie zwątpił, czy dziewczyna posiada choćby śladowe ilości zdrowego
rozsądku. Ruszył w kierunku komody, gdy przed drzwiami pojawiła się dwie błękitne
sylwetki promieniujące oślepiające światło. Z palców wyższej postaci
wystrzeliła iskrząca wiązka, która trafiła w sznur oplatający nadgarstki
Akane i momentalnie go spaliła.
– Musimy się
pośpieszyć – oświadczyła, wyciągając do nich dłoń.
– Reiko?! –
Japonka zmrużyła oczy. – Co ty robisz? To Jess?! – Spanikowana spojrzała na
niższą sylwetkę.
Postać nie
odpowiedziała, lecz pstryknęła palcami. Akane i Gusa pochłonęło błękitne
światło.
****
Tak właściwie nigdy się nie zastanawiałam, dokąd mogę trafić po śmierci. Do piekła? Nieba? Czyśćca?
Gdzie tam!
Dryfowałam w przestrzeni kosmicznej i, co dziwniejsze, jedna część mojego ciała
była ogarnięta przez ciepło, a druga zimno.
Co to za
miejsce?
Znikąd
wyłoniła się osoba z kapturem narzuconym na głowę.
– Kim jesteś? –
wychrypiałam.
Oczywiście się
tego nie dowiedziałam, bo ta mnie zignorowała i złapała za nadgarstek. Poczułam
gwałtowne szarpnięcie w okolicach pępka i zebrało mi się na wymioty. Wszechświat
zawirował kilkakrotnie przed moimi oczami, zanim zniknął.
Wylądowałam na miękkim łóżku naprzeciwko małej
dziewczynki. Tak właściwie to mogłabym być ja jako 6 – 7 latka, lecz ona miała na sobie
zieloną suknię, a jej włosy były upięte w koronę, natomiast ja w dzieciństwie
nigdy w czymś takim nie chodziłam. Zauważyłam, że moje ubranie się zmieniło.
Zamiast szortów i fioletowej podkoszulki była czarna, cienka sukienka na
ramiączkach, która sięgała mi do kolan. W miejscu botków i zakolanówek pojawiły
się sandały podobne do tych jakie noszono kiedyś w Rzymie.
Przyjrzałam się
jeszcze raz dziewczynce. Widziałam ją w którejś z wizji, jestem tego pewna.
– Kim jesteś? –
powtórzyłam pytanie, prostując się.
– Można
powiedzieć, że ucieleśnieniem twoich
wymazanych lat – odparła głosem dorosłej kobiety.
– Ile razy mam
powtarzać, że to niemożliwe? – westchnęłam. – Nie jestem...
– Jesteś i to
zaakceptuj. Od prawdy nie ma ucieczki – Jej ton stał się chłodniejszy. –
Mogłabym ci to udowodnić w pięć sekund, ale za chwilę sama się przekonasz.
Zmarszczyłam
brwi. Patrzyła na mnie mało przyjaźnie i odnosiłam wrażenie, jakbym rozmawiała
z Reiko.
Dopiero teraz
przypomniałam sobie, że umarłam i nawet jeśli ma być to podróż do moich
wspomnień, to nie ma najmniejszego sensu, bo niczego nie zmieni.
– To i tak
nieważne – Rozłożyłam ręce. – Przecież jestem martwa.
– I tak i nie.
– Huh?
– Twoje serce
jeszcze słabo bije. Jednak ciało jest zimne, bo krew nie płynie, a wszelkie
funkcje życiowe są zastopowane. Jest to stan podobny do hibernacji, ale o wiele
silniejszy – wyjaśniła.
– Serce mi bije,
ale nie pompuje krwi do żył? – Zrobiłam sceptyczną minę. – Może i nie jestem
biologiem, lecz takie coś nie jest możliwe.
Dziewczynka
wywróciła oczami.
– Pompuje krew
tylko tu – Przyłożyła dłoń do głowy. – Dzięki temu możesz przejść próbę.
– Próbę?
– Tak – Teraz dziewczynka
uśmiechnęła się groźnie. – Teraz odzyskasz swoje wspomnienia i zdecydujesz, czy
warto wracać do świata żywych.
– Muszę wrócić –
oświadczyłam, wstając.
– Zobaczymy,
Jessie – Sięgnęła po cienką książeczkę i podsunęła mi ją do rąk. Czarnymi,
pochyłymi literami wydrukowano tytuł „Wymazane”.
– Weź ją i otwórz.
Raz kozie śmierć, pomyślałam i zrobiłam to, co mi
powiedziała. Kartki zaczęły się same przewracać w zawrotnym tempie, a litery
unosić w powietrzu i otaczać naszą dwójkę. Podłoga pod nami się zapadła i
poszybowałyśmy w dół. Myślałam, że to będzie szybki lot na spotkanie z
powierzchnią, ale tak się nie stało. Odniosłam wrażenie, że siedzę w jakiejś
windzie, z której rozciąga mi się widok na vestaliańskie miasto.
Zatrzymałyśmy
się przed pałacem Vexosów. Przez szeroką
alejkę, która prowadziła od bramy strzeżonej przez dwóch strażników
do wejścia, gdzie czekały już służące, szła piątka ludzi. Rozpoznałam ich
natychmiast.
David otaczał
jednym ramieniem Melody, a drugą ręką ściskał dłoń małej Cassandry, która miała
gdzieś z 10 lat. Natomiast blondynka szła z Kenjim i przyciskała do piersi
niemowlaka. Rozmawiali o czymś między sobą i uśmiechali się do swojego
najmłodszego dziecka. Nagle David usadowił Cassandrę i Kenjiego na swoich
barkach.
– Trzymajcie się
mocno, obydwoje! Dziś specjalna wycieczka na plecach króla! – zawołał,
mierzwiąc im po kolei włosy.
Melody zaśmiała się i przytuliła mocniej
niemowlaka.
– Masz zabawnego
tatę, nieprawdaż, Jessie? – spytała.
Moja dłoń
zamarła w powietrzu. Zamrugałam kilka
razy. Dlaczego i kiedy ją wyciągnęłam?
– Och, zaczęłaś
tęsknić? – Dziewczynka uniosła brew. – Poczekaj, to dopiero początek naszej
podróży – Wyciągnęła do mnie rękę. – Chodź, gwarantuje, że nie zapomnisz tego
do końca życia...Chociaż i tak nie pożyjesz długo – dodała drwiącym tonem.
– Dawno ci nikt
porządnie nie przywalił, co? – mruknęłam, odtrąciłam jej dłoń i ruszyłam do
przodu.
– Za to ty
porządnie oberwałaś!
Przejechałam
sobie ręką po twarzy. Ten dzieciak jest chyba jakąś mieszanką mojego, Tytana i
Reiko charakteru, więc zapowiada się fantastyczna zabawa, która może skończyć
na czyiś wybitych mleczakach...
****
Akane patrzyła pustym wzrokiem, jak Reiko
układa Jess na łóżku, zmienia jej ubrania, zmywa krew, otula kołdrą i podpina
kroplówkę, którą skombinował skądś Marucho. Do krwiobiegu Jess miałyby być
dostarczone jakieś substancje, które zaczną leczyć zdewastowany od środka
organizm.
Japonka była w
tak głębokim szoku, że kiedy wrócili, zignorowała Wojowników, pozostawiając
wyjaśnienie sytuacji Gusowi i Leausowi, podążyła za Reiko do ich pokoju i stała
w miejscu przez cały czas, gdy duch działał. W jej umyśle brzmiało tylko jedno
zdanie, które wypowiedziała kobieta.
„Jest szansa, że
przeżyje.”
Nie poczuła, jak
Reiko kładzie jej rękę na ramieniu. Słowa kobiety dotarły do niej jak zza tafli wody.
– Zostań z
Jessicą. Ja pójdę wyjaśnić sytuację.
Japonka podeszła
do łóżka. Twarz Jess była taka blada. Aki osunęła się na kolana i koniuszkiem
palców dotknęła dłoni przyjaciółki. Ścisnęło ją w dołku, kiedy poczuła, jaka
jest zimna.
– To żart, nie? –
wymamrotała. – To jest jedynie jakiś pierdolony dowcip, prawda?! – Potrząsnęła nią. – Jess, obudź się, kurwa!
Cisza przeraziła
ją najbardziej i pozwoliła zrozumieć, że jej przyszywana siostra może nigdy
więcej nie otworzyć oczu, że może UMRZEĆ.
Strach objął ją
swoimi lodowatymi ramionami i zachichotał do ucha. Od dawna nie czuła go
tak intensywnie.
– Gomen –
szepnęła i pochyliła głowę. Fioletowe włosy połaskotały Jessie w twarz. –
Gdybym z tobą poszła... – Łzy spłynęły po policzkach. – Dlaczego do tego
doszło?! – Wcisnęła twarz w prześcieradło.
Mogły tam nie
iść. Mogły się nie rozdzielać.
Chociaż co by to zmieniło?, pomyślała dziewczyna, spojrzała
jeszcze raz na Jessie i przygryzła wargę, kiedy ujrzała bliznę na jej ramieniu.
Drgnęła.
Hydron!
Wbiła paznokcie
w materac. On, jego gówniany ojciec i ten powalony Clay! To ich wina!
– Zajebię ich –
wycedziła. – Zabiję jak psy!
Mieszanka
wściekłości i nienawiści wypełniła jej umysł. Przez nich Jess może umrzeć!
Przez to, że oni żyją!
Oddychała
ciężko. Najlepiej by było, gdyby obydwie rodziny zdechły!
Właśnie...
Skierowała spojrzenie rozwścieczonych oczu na
drzwi. Zza nich dobiegały przyciszone głosy Wojowników.
Przecież tu są
jego dzieci...
****
– Czyli żyje? –
upewnił się Dan.
Dopiero relacja
Reiko nieco go uspokoiła, co nie znaczyło, że dalej nie czuł przerażenie na przypomnienia stanu, w jakim zjawiła się tu Jessica. Gus niewiele im wyjaśnił,
bo spotkał tylko Akane, a Leaus również nie miał wielu informacji, bo większość
czasu spędził walcząc ze strażnikami, a potem jako zakładnik Hydrona.
Wszyscy
Wojownicu otaczali pierścieniem Reiko. Niektórzy tacy jak Shun, Ace czy Dan
odetchnęli z ulgą, kiedy duch powiedział, że podjął już odpowiednie kroki, by
pomóc dziewczynie, ale Alice, Runo, Mira i Julie były w ciągu dalszym
przestraszone.
– To zależy od
niej. Mogę ją uleczyć, ale nie jestem w stanie przywracać do życia.
– Jess wróci do
nas – stwierdził Kuso. – Wiem to.
– Dan... – Runo
splotła dłonie razem i skinęła głową. – Masz rację!
– Mam jedno
pytanie. Jak doszło do tego wybuchu mocy w organizmie Jessie? – spytał Ace.
Reiko wzięła
głęboki wdech. Wiedziała, że to pytanie się pojawi i nie będzie dalej mogła już
ciągnąć tej szopki.
– Myślę, że to
czas, by opowiedzieć wam cała historię – oświadczyła i już chciała coś dodać,
gdy w słowo weszła jej Akane.
– Historyjkę
przełożymy na później.
– Akane! – Alice
spostrzegła opatrunek na ręce Japonki oraz kilka ran na jej nogach. – Musimy
cię opatrzyć, chodź. - Uderzyła o ścianę, zaraz po tym jak podeszła do niej.
– Co ty
wyrabiasz?! – krzyknął Ace, pomagając wstać Rosjance.
Akane
zignorowała go i założyła ręce na piersi. Nie obchodziło ją, czy coś się stało
Gehabich i co pomyślą sobie Wojownicy. Miała wszystko i wszystkich gdzieś.
Wyszukała w
tłumie Spectrę i Mirę. Zmrużyła oczy. Hmm, gdyby Clayowi nadal na nich
zależało, mogłaby zrobić z nich całkiem niezłe karty przetargowe. Lecz
profesorek to pojeb – zupełnie jak jego synek, o ironio – i ma swoje bachory w
nosie.
Skrzywiła się. A
mogli by się teraz idealnie przydać.
– Czego chcesz,
Akane? – Na sam dźwięk głosu Phantoma, ciśnienie jej skakało.
– Nic takiego –
Aki wycelowała w niego paznokciem. – Chciałam jedynie powiedzieć,
że jeśli Jess umrze, to cię osobiście zajebie, Phantom – Przekrzywiła głowę i wyszczerzyła zęby w psychopatycznym uśmiechu. – Bo to wszystko twoja wina, prawda?
Krótko, bo już druga w nocy. Mogą być błędy, rozdział słaby, ale wena to suka i nic nie poradzę, a nie chcę mieć miesięcznego zastoju, bo na późniejsze rozdziały mam pomysł itp. A gif zrobiłam sama ^^ *aura dumy*
Dobranoc!
Ps. Naprawiłam teleport!