Omówienie reszty drużyny pierścienia w
wersji gundaliańskiej, wyjaśnienie czym jest jakaś Święta Kulą, o którą w sumie
toczyła się ta cała wojna i wycieczka po pałacu i okolicach, którą zafundował
nam Dan zajęło dobre pół dnia. Gdy z niemałym trudem, gdyż zamek do małych i o
łatwym rozkładzie nie należał, dotarłam do swojego pokoju, to miałam tylko siłę
paść nosem na łyżko kryte jasnym baldachimem. Tępe pulsowanie w skroniach nieco
osłabło, ale to może przez fakt, że zamknęłam oczy.
– Fludim, też
się tu tak tragicznie czujesz? – mruknęłam, zwijając się w kulkę.
– Trochę na
początku, ale już mi przeszło – Przycupnął koło mnie na kołdrze. – Za to ty
wyglądasz, jakbyś zaraz miała zwymiotować.
Westchnęłam. Nie ma to jak przyzwoity
komplement od bakugana. A jeszcze czekał mnie obiad, omówienie planów na
najbliższy czas i to wszystko w towarzystwie tej dyplomatki od siedmiu boleści.
Co prawda póki co jeszcze mnie nie wkurwiła ani nie sprawiła, że straciłam
wiarę w Neathian, jednak podświadomie czułam, że to jedynie kwestia czasu.
Syknęłam, czując, jakby kolejne igiełki
wpiły się w skórę, rozsyłając fale bólu po całej czaszce.
– Aż tak cię
boli? – zaniepokoił się.
– Gorzej niż jak
Mira dała mi patelnią w twarz – odparłam. – Błagam, Fludi, leć do Shieny po
przeciwbólowe, ona ma pewnie pół szpitala przy sobie.
– Dobra, a ty
nie waż się mdleć! – rozkazał lekko spanikowanym głosem, podskoczył i jak
strzała wystrzelił ku drzwiom. – I nie nazywaj mnie Fludi!
Uśmiechnęłam się słabo, ale zaraz
wykrzywiłam usta w kolejnym grymasie. Skąd się to brało? Dziewczynom, Gusowi i
Spectrze nic nie było, więc to nie mógł być klimat ani nic w tym guście.
Przewróciłam się na drugi bok i mój wzrok padł na szerokie lustro w błyszczącej ramie. A może to była kwestia domeny? W końcu Haos był przeciwieństwem Darkusa,
a ta cała planeta wyglądała niemal jak utkana ze światła. No to się wybrałam,
kuźwa, fantastyczny wybór, jeszcze się tu pochoruję.
Rozległo się ciche pukanie, lecz nim
zdołałam się podnieść, to Dan już wpadł do środka ze szklanką wody oraz jakimiś
tabsami na talerzyku.
– Zupełnie
zapomniałem, że możesz się słabo tu czuć – oznajmił i położył naczynia na
szafce nocnej. – Jezu, umierasz?
– Dzięki, nie
musiałeś – sarknęłam i ujęłam w palce żółtą podłużną tabletkę. Zmrużyłam
powieki. – Co to?
– Nie mam pojęcia,
ale pielęgniarka powiedziała, że Heather pomogło.
Dobra, nigdy nie otrułam się niczym na
Vestalii, więc czemu tu miało być inaczej? Położyłam kapsułkę na języku i
przełknęłam, wypijając całą szklankę. Miała lekki gorzkawy posmak zupełnie jak
ziemskie leki. Niemal odczułam, jak te małe szpileczki wypadają z mojej głowy,
a fale odpływają w siną dal. Odetchnęłam z ulgą.
– Dzięki, Dan.
Kuso wyszczerzył zęby i dumnie wziął się pod
boki.
– Serio?!
Odwróciliśmy głowy ku Fludimowi, który z
umęczoną miną z wszelkich sił próbował utrzymać opakowanie pigułek.
– To ja się tu
męczę i przelatuję pół pałacu, a ty... – zaczął gderać.
– Tak, tak,
wszyscy doceniamy twoje bohaterstwo – Uwolniłam go od ciężaru i rzuciłam
tabletki na łóżko. – Ale na zawał mi zaraz nie zejdziesz, mam nadzieję?
Burknął bardzo nieładny epitet pod moim
adresem i odfrunął na poduszkę. Wywróciłam oczami i przeciągnęłam się.
– Tak ogólnie to
jak wam się tu żyje? – zwróciłam się do Dana i wyjrzałam przez okna na
błyszczący mur, który okalał bujny ogród.
– Jest świetnie!
Mają zarąbiste żarcie, a Neathianie są strasznie mili – Wepchnął się koło mnie.
– Nie rozumiem, czemu Heather chce
zniszczyć to miejsce – Oparł brodę o dłonie.
– Wątpię, by
chciała zniszczyć Neathię – zauważyłam. – Jak mówiła Jane, ona to wszystko
traktuje jak pokręconą formę rozrywki.
– Czyli może
zrobić to samo z Gundalianami? Zdradzić ich, gdy tylko najdzie ją na to ochota?
– Drago włączył się do rozmowy.
– Szczerze, to
bym się nie zdziwiła. Choć pewnie ta cudna ropucha, z którą walczyliśmy, jej na
to tak łatwo nie pozwoli.
– Wątpliwe jest
też, że ją tak łatwo przyjmą.
Zerknęłam przez ramię na Spectrę w
towarzystwie Gusa, zduszając na języku uwagę o pukaniu. Jak tylko pojawiał się
w nowych miejscach, to od razu jego osobowość „władcy absolutnego, robiącego co
chce” wchodziła na pierwszy plan i nic nie dało się z tym zrobić. Bo patelni
niestety nie wzięłam, a mogłam sobie zapisać, cholera jasna.
– Jak zrobią z
niej swoją marionetkę, to też będzie przewalone, skoro pokonała Jake –
westchnęłam.
– Najlepiej było
ją dokładnie prześwietlić, zanim weszła w szeregi Wojowników – stwierdził z
nutą kąśliwości Fermin, ale widząc minę Dana, zmienił temat. – Odkładając to na
bok, to masz jakiś plan, Kuso? Kapitan Elright coś wspominał.
– No bo wiesz,
od kiedy Gundalianie się wycofali, mamy większe pole do manewru – zaczął
szatyn, a ja już podświadomie czułam, że coś walnie.
– Opracowałeś
jakąś strategię ataku? – spytał Gus, robiąc wielkie oczy. Spectra i Helios
również spojrzeli z zaciekawieniem.
– Eee... – Kuso
uśmiechnął się. – A po co człowiek wymyślił improwizację, jak nie na takie
okazje? Nie, Jess?
Przybiłam z nim piątkę, zduszając śmiech na
widok reakcji Vestalian, z których momentalnie wyparowała cała wiara w
ludzkość. Grav klepnął się w czoło, kręcąc głową, Helios mruknął coś na kształt
„głupoty się nie traci”, a Spectra zrobił tak zniesmaczoną minę, jakby dostał
pod nos piekarskie popisy Miry doprawione porządną porcją węgla.
– Żadnych improwizacji
– syknął przez zęby Keith, patrząc na mnie ostrzegawczo.
– Ehh a to
czemu?
Prawdopodobnie wejście Fabii uratowało naszą
dwójkę przed godzinnym czytaniem w porządku alfabetycznym wszystkim spontanów
zakończonych narobieniem cyrku stulecia. Swoją drogą niezły miałam dziś
przemiał w tym pokoju, tylko czekać aż sama królowa zaszczyci mnie wizytą.
– Przeszkadzam?
– spytała niepewnie, poprawiając grzywkę i stając w progu.
Szybciutko przekalkulowałam, co bardziej się
opłaca i pokręciłam głową.
– W takim razie mogłybyśmy porozmawiać w jakimś ustronnym miejscu, Jessie?
He? Przesłyszałam się? Ona nie chce mnie
wyciągnąć na rozmowę, nie? Jednak gdy spojrzała wyczekująco, nadzieję trafił
szlag. Przytaknęłam i ruszyłam ku niej, rzucając zrozpaczony wzrok Spectrze. Cham mnie zignorował!
– Myślę, że w
ogrodzie będzie najlepiej – powiedziała, kiedy wyszłyśmy na korytarz.
Zgodziłam się natychmiastowo. Przynajmniej
będę miała, gdzie ukryć jej zwłoki, jeśli coś odstawi.
****
Czy
u Gundalian im było się ważniejszym, tym brzydszym? Bo przynajmniej tak to
wyglądało dla Heather, od kiedy weszła do sali tronowej, gdzie na ciemnym
tronie zdobionym granatowymi klejnotami siedział osławiony cesarz Barodius.
Uroku miał w sobie tyle co szerszeń, oczami mógł zamrozić duszę na kamień, a
tuszę posiadał przyzwoitą, chyba że była to iluzja wywołała warstwami jego
szat. Laska (albo Gundalian przypominający kobietę) stojąca po jego prawym boku przez swoje
wysoko postawione blond włosy od razu przywodziła na myśl brokuła, natomiast
mężczyzna odziany w szkarłatne szaty wyglądał na takiego, co jest gotowy
rozszarpać każdemu gardło. Przeurocze towarzystwo, nie ma co.
– Więc nazywasz
się Heather, tak? – odezwał się wreszcie Barodius.
– Owszem – powiedziała,
czując, że już ją kolano boli od klęku.
– I według
Airzela chcesz do nas dołączyć?
– Owszem.
– A czemu mam ci
uwierzyć? A nie uznać, że to kolejny podstęp Neathian i wtrącić cię do lochu?
Podniosła głowę. Gundalianin wpatrywał się w
nią z chłodnym zainteresowaniem, uderzając długimi palcami o podłokietnik.
Wiedziała, że z każdej strony otaczają ich strażnicy i jedno niewłaściwe słowo
mogło skończyć się dla niej tragicznie. Oblizała wargi, słysząc szum adrenaliny
przepływającej przez żyły.
– Zadałam ich
kapitanowi ogromne szkody oraz unieszkodliwiłam na kilka dni jednego z
Wojowników – Jake’a. Gdyby to była tylko gra, to czy zadanie takich strat nie
byłoby zbyt nieopłacalne?
– Czasami trzeba
je ponieść, by osiągnąć pożądany efekt.
– To prawda, ale
z największym szacunkiem – Przyłożyła dłoń do serca. – czy Neathianie tak
miłujący pokój i prawość zgodziliby się skrzywdzić taką ilość swoich bakuganów
tylko dla jednego podstępu?
– Hmm – Barodius
przechylił głowę. – A jaki jest powód twojej chęci dołączenia do nas?
– Chcę ich
zniszczyć – wyznała. – Patrzeć na te zrozpaczone twarze, które jeszcze do
niedawna miały nadzieję. Słyszeć krzyki tych naiwnych Wojowników i móc się z
tego śmiać. Zresztą – Uniosła kącik ust. – Czy Ciemność naprawdę może istnieć
na planecie światła?
Po jej słowach zapadła cisza. Cesarz przez
chwilę świdrował ją wzrokiem, po czym podniósł rękę.
– Zenet!
– Tak, panie? –
Z ogarniętego mrokiem kąta wyłoniła się zielonowłosa Gundalianka noszące na
głowie coś na kształt żółtego beretu z czerwonym kryształem.
– Zaprowadź
Heather do jakiegoś wolnego pokoju i przy okazji wytłumacz nasze zasady. A co
do ciebie – Zwrócił się znów do niej. – Póki co dam ci szansę, jednak jeśli
spróbujesz czegokolwiek, to będzie twój ostatni raz, gdy ujrzysz światło,
rozumiemy się?
– Zrozumiałam i
dziękuje bardzo – Skłoniła się, nim wstała i ruszyła za Gundalianką
odprowadzaną spojrzeniami reszty sługusów Barodiusa.
Widziała, że kompletnie jej nie ufał, ale z
jakiegoś powodu pozwolił zostać. Pewnie cały pałac był wypełniony jego
donosicielami lub jakimiś kamerami. Cóż, przynajmniej miał więcej oleju w
głowie niż wszyscy Neathianie razem wzięci.
– Jesteś
masochistką?
Oderwała się od rozmyślań i spojrzała na
Zenet, która szczerzyła zęby.
– Niby czemu?
– Żeby z własnej
woli służyć Barodiusowi – sama, fiu fiu – zagwizdała. – Uważaj, by nie skończyć
na stole Kazariny, bardzo nie lubi swoich rywalek.
– Zazdrosna czy
zdaje sobie sprawę z własnej brzydoty?
Zenet rozdziawiła usta i zamrugała kilka
razy, nim wybuchła piskliwym chichotem. Heather skrzywiła się. Co w tym było
takiego zabawnego?
– Serio masz coś
z głową! – stwierdziła Gundalianka i zrobiła obrót na własnej pięcie, aż rękawy
jej bluzki zafurkotały. – Żeby tak otwarcie hejtować jedną ze Zgromadzenia
Dwunastu.
– A sama tego
nie robisz?
– Więc ja mam
swojego rodzaju ochronę – rzekła z tajemniczym uśmiechem.
Heather uniosła brew, ale tego nie
skomentowała, tylko rozejrzała się po korytarzu oświetlanym przez żyrandole
rzucające limonkowe światło na ciemny marmur.
– Mam pokój
gdzieś tu czy wreszcie mnie tam zaprowadzisz? – spytała lekko poirytowana.
Zenet wywróciła teatralnie oczami, założyła
ręce za głowę i ruszyła dalej.
– Zimna suka z
ciebie, co?
Heather poczuła, jak w środku zaczyna ją
skręcać. Jeszcze ta wkurwiająca laska miała być jej przewodnikiem przez najbliższe dni? Zacisnęła dłoń w pięść i wzięła głęboki wdech. Wreszcie
zatrzymały się przed drzwiami wykonanymi z czarnych desek. Zenet
bezceremonialnie je kopnęła. Światło z korytarza oświetliło niewielkie wnętrze,
które wypełniało jednoosobowe łóżko, okrągłe białe okno, fotel ze stolikiem i
podłużną komodę. Po wejściu Heather uznała, że na Gundalii nie znali chyba
ogrzewania, bo piździło przyzwoicie. Potarła się o ramiona.
– Tam masz
łazienkę – Gundalianka wskazała na drzwi po lewej stronie. – Ciuchy przyniosę
ci później.... Eeee...czegoś jeszcze ci trzeba?
– Nie – odparła
krótko.
– Coż w takim
razie rozgość się tu – Heather – chaan – przeciągnęła głoskę, szczerząc zęby w
sztucznym uśmiechu. – Choć kto wie, ilu tu pomieszkasz.
****
Ogród mieli bardzo ładny i zadbany, to
trzeba Neathianom przyznać. Jednak poza tym pozytywów obecnej sytuacji brak.
Choć powietrze czyste dobrze wpływa na płuca i ogólnie pracę mózgu. No to mamy
już dwa plusy, cóż za postęp.
A pomijając to, dlaczego wywlokła mnie na
jakąś dziewczyńską pogadankę? A może chciała mnie wyjebać za zbity pysk, gdyż jakimś
cudem telepatycznie odczytała moje myśli na jej temat? Choć gdyby posiadali
telepatię, to nie doszłoby do tego całego cyrku. Z drugiej strony to Fabia ma
ujemne iq, którym przebija już Shadowa i ma duże szanse przejąć podium póki co
piastowany przez Zenka.
– Dlaczego
chcesz nam pomóc? – spytała poważnym tonem, porzucając podziwianie habazi i
wbijając we mnie twardy wzrok. Chyba chciała tą pozą pokazać, jaką to jest
ważną i odpowiedzialną księżniczką, ale ja nigdy nie zapomnę jej fantastycznych
popisów dyplomatycznych. Lepszej komedii – a raczej tragikomedii – dawno nie
widziałam.
A już nie skomentuję faktu, że odezwała się
pierwszy raz od pięciu minut wejścia do ogrodu. Pewnie zbierała szare komórki
rozproszone po mózgu czy coś takiego.
– Po prostu chcę
dorwać Heather – odparłam.
– Czemu?
– Jak to czemu? –
Rozłożyłam ręce. – Ponieważ wiem, że rozpęta chaos i wolałabym temu zapobiec,
bo jednak Dan i inni mają dużo na głowie. Poza tym trzeba tej gówniarze wbić do
łba, żeby nie tykała moich przyjaciół.
– Czyli nie
obchodzi cię Neathia?
Poczułam, jak zaczyna pulsować mi żyłka. Sepleniłam
czy nie umyła uszu przy porannej toalecie?
– Pozbędę się
stąd Heather, więc jakby nie było pośrednio pomogę wam. Ale jak pytasz o główny
cel, to owszem, nie dbam o to.
Fabia wciągnęła powietrze przez nozdrza,
które lekko zadrgały, po czym westchnęła.
– Wiedziałam.
Nie jesteś taka jak Wojownicy.
– Brawo za
odkrycie – uśmiechnęłam się z drwiną.
– Więc czemu
wydajesz się być ich częścią, chociaż tak bardzo się różnicie?
Kurwa, ona sama się prosi, by wylądować dwa
metry pod tymi chaszczami.
– Zdajesz sobie
sprawę, że mimo innych światopoglądów można być przyjaciółmi? – Uniosłam brew. –
Wspieramy się i pomagamy sobie nawzajem, nie ma tu głębszej filozofii –
Przyjrzałam jej się spod zmrużonych powiek. Ślepa bym musiała być, by nie zauważyć,
że mnie nie lubi, ale niech od mojej relacji z Wojownikami się odwali. – Swoją drogą
czemu się tak wypytujesz, hm?
– Chciałam
zobaczyć na własne oczy, jaka jest księżniczka Vestalii.
– Tylko z nazwy
formalnej, władzę ma Rada – mruknęłam. – Chyba ci się niezbyt spodobałam,
prawda?
– Wydawało mi
się, że ktoś, kto przyjaźni się z Wojownikami i walczył z nimi w ramię w ramię,
ma w sobie więcej dobroduszności oraz współczucia.
Zdusiłam
w sobie śmiech, bo zaraz przed oczami pojawili mi się Hydron, Spectra,
Gus, Maskarad i Klaus. Nie no sami świetni faceci, aniołki w ludzkiej skórze,
nigdy nikomu nic nie zrobili, a w niedziele przeprowadzają staruszki przez
jezdnię. Błagam, daj mi ktoś klej modelarski, zrobię przysługę wszechświatowi.
– Świat jest
pełen zła. Lepiej, byś o tym pamiętała, gdy następnym razem pojawisz się
gdzieś, szukając pomocy i nie będąc w stanie jej zdobyć bez pomocy innych, bo
twoje umiejętności społeczne ssą – Podniosłam się z ławki i skłoniłam niczym
francuska dama. – A teraz jeśli wybaczysz, to się oddalę, gdyż ta konwersacja
prowadzi donikąd.
Sheen przez chwilę miała minę, jakbym ją
uderzyła, po czym schyliła głowę. Grzywka padła jej na oczy, kryjąc je w
cieniu.
– Wiem, ile
wszędzie jest zła. Widziałam je i doświadczyłam na własnej skórze – Zagryzła wargę.
– Nie masz pojęcia, co Gundalianie nam zrobili. Co mi zrobili – W jej głosie pojawiła się wyższa nuta.
Zerknęłam na nią, a potem przeniosłam wzrok
na tatuaż na ramieniu.
– Ty też nie
masz o mnie zielonego pojęcia – stwierdziłam spokojnie. – Zatem najlepiej jak
nie będziemy wchodziły sobie w drogę i tyle.
Waląc, czy ma jeszcze coś do powiedzenia, obróciłam
się na pięcie i wyszłam. Po jaką cholerę zaczęła to rozmowę, nie wiedziałam,
ale ciśnienie ładnie mi podniosła, pieprzona. Zatrzymałam się przy spiralnych
schodach, marszcząc brwi. Jak myśmy złaziły? Tędy?
– Zaraz będzie
obiad w głównej Sali, nie masz co wracać do pokoju – Koło mnie magicznie
pojawił się Keith. – Jak poszło?
– Nie dogadamy
się nawet za milion lat – uznałam.
Wywiesił oczy do góry, pewnie modląc się do
Starożytnych, by dali mu siłę.
– Czemu?
– Cóż,
dyplomatka wierzy, że trzeba mieć czyste intencje, jeśli komuś pomagasz i nie
może przeboleć, że nie dbam o to – Machnęłam ręką w kierunku okna, skąd
rozciągał się widok na okoliczne budynki. – No ale światło i mrok nigdy nie
były dobrym połączeniem, czyż nie?
Odmeldowuje się!