There is no going back...
Mało brakowało, a
zakończyłabym tą wyśmienitą zabawę na Gundalii nieprzytomna. Ledwo Helios
wleciał do hangaru Niszczyciela, który
był ładnie ukryty w chmurach z dala od pałacu, już zeskoczyłam na ziemię.
Ruszyłam na oślep, co zakończyło się nadepnięciem na pętający się kawał blachy.
Wywinęłam efektownego orła i niemal przywaliłabym skronią o róg ściany, lecz
w dramatycznym geście ratowania się, szarpnęłam się w tył i skończyłam, lądując
płasko niczym tupolew na podłodze. W biodrze nieco mi chrupnęło, a łokcie
otarłam sobie boleśnie, ale halo! Wciąż byłam przytomna!
– Jak ty tyle przeżyłaś to doprawdy zagadka – dobiegło mnie
mruknięcie Heliosa i poczułam jego potępieńczy wzrok na sobie.
– Bardziej osiągnięcie – wytknął Spectra, podając mi rękę.
– Akurat w kwestii samobójczych to nie powinieneś się
odzywać, idziemy łeb w łeb – odgryzłam się i podniosłam, krzywiąc lekko.
Chłopak westchnął
ciężko, ale olałam to, bo była trochę więcej ważniejszych spraw. Choćby taka
wojna na Gundalii, ciągły brak Aki oraz Jane i minimalne zakłócenia na Vestalii
wywołane przez Tytana, którego matka musiała podrzucić dwa razy, lecz złapać
już tylko raz.
– Dobrze, możemy się zająć kwestią, by i naszej planety nie
trafił szlag? – spytałam, wymownie wskazując na wyjście z hangaru. – Nie żeby
mi się śpieszyło, oczywiście – zakpiłam.
Spectra pewnie
wywrócił oczami – maska nie dała mi tego potwierdzić – i poprowadził mnie do
pokoju, gdzie nigdy wcześniej nie byłam. Pewnie służyło mu za dodatkowe biuro,
żeby unikać mojego trucia dupy za czasów Vexosów. Było tam w cholerę różnych
sprzętów, jednak nie miałam czasu na podziwianie wnętrza, bo czas naglił.
Wbiłam wzrok w tył jego płaszcza, kiedy grzebał w stosie kartek, szukając
komunikatora i tupałam niecierpliwie nogą.
Zmarszczyłam brwi,
kiedy wyrzucił kolejną porcję makulatury za siebie. Tak w sumie to to
pomieszczenie było niemal całkowicie zagracone. Wszędzie walały się kartki,
jakieś tomy książek, wydruki.
– Gus nie zdążył posprzątać? – wypaliłam, zanim zdążyłam się
ugryźć w język.
– Rzadko tu wchodził – odparł roztargniony i bez
skrępowania wywalił jedną z szuflad na bok.
Uniosłam wysoko
brwi. Mój status społeczny aż tak ewoluował, że wchodziłam nawet tam, gdzie
Kopciuszek za bardzo nie mógł? Po chwili poklepałam się w czoło. Pewnie zrobił
to, bo i tak nic bym nie zrozumiała z tego całego naukowego bełkotu.
– Mam nadzieję, że pamiętasz numer brata – Podał mi
komunikator. Był nieco większy niż normalne modele i z wyjątkiem rączki, to
wyglądał niemal jak iphone. Jednak nie zastanawiałam się, tylko skinęłam głową
i szybko wbiłam numer Kenjiego.
Wpatrując się w
ekran, zaklinałam w duchu, żeby odebrał. Co jeśli uwolnienie Tytana zakłóci
łączność? Albo coś już mu się stało? Albo...
– Jessie? – Wydawał się spięty. To już źle wróżyło.
– Kenji, Reiko lub też nie ona, ale pewnie ona, coś zrobiła
i czuję, że to obudziło Tytana. Albo coś naruszyło w rdzeniu. Moja moc...jest
niespokojna – wyjaśniłam szybko i czekałam z bijącym sercem na odpowiedź.
– Ja...ja wiem – odparł. Pobladłam. Co? – Długo by
wyjaśniać, ale wiemy, że poleciała na grób Sybilii.
– Tam jest fragment rdzenia... – wyszeptałam. – A w rdzeniu
jest Tytan.
– Dokładnie – zgodził się ponuro. – Tylko nie mam pojęcia,
czemu ona chce go wywołać.
„Gdybyś dotknęła tablicy, ujrzałabyś całą
jego przeszłość, a on znowu przejąłby twój umysł.” Zesztywniałam,
przypominając sobie te słowa. Ale nie coś tu nie grało. Nie mogło chodzić o
wspomnienia Tytana, to nie miałoby sensu, Reiko już je znała. Więc o co mogło
chodzić?
Przed oczami
przewinęły mi się urywki, które widziałam, kiedy z nią walczyłam. Jej mąż,
dzieci, dawne życie... Olśniło mnie.
Co jeśli szukała
jakiś odpowiedzi do swojej przeszłości?
– Chyba wiem, czego chce – powiedziałam. – Widzicie już
Tytana?
– Nie – Ufff, chociaż tyle. – Ale... – Przełknął ślinę. –
Jakby czuję coś dziwnego w głębi siebie. Niepokój. I z każdą chwilą narasta.
– Nie masz mocy jak ja, ale łączy nas krew. Jego krew. Mamy
to przekleństwo w żyłach – westchnęłam. – Kenji, jeśli odciągniesz ją od Tytana,
to zajebiście. Ale jeśli zdąży go przywołać to wiej.
– Nie.
Zamrugałam kilka
razy, myśląc, że się przesłyszałam.
– Jeśli ja jej nie zatrzymam, to kto to zrobi, Jess? –
mruknął.
W tle rozległ się
okrzyk oburzonej Reinare „Tylko ty? A ja i Vena to co? Będziemy tam stać i
ładnie wyglądać?!”. Zignorowałam ją, bo Kenji ostatecznie upadł na łeb. Nie
sądziłam że skłonności samobójcze były u nas rodzinne!
– Ale tu nie chodzi o tą zjawę! – jęknęłam. – Tytan z
pewnością cię wykorzysta albo co gorsza opęta! A jeśli nie zdoła... On... –
Poczułam, jak wokół gardła okręca mi się lina. – On...
Ręce zaczęły mi
drżeć, a przed oczami przemykać różne obrazy. Kenji upadający na ziemię. Kenji
skręcający się jak w agonii, jakby też czuł to gwałtowne wyrwanie ze własnej
skóry. Krew, wszędzie leje się krew. Nagle puste oczy patrzą prosto w moją
stronę. Rozbłyska w nich czerwień, ta przeklęta czerwień.
– Jessie, proszę, oddychaj.
Wciągnęłam
gwałtownie powietrze, wyrywając się z transu. Po policzkach ciekły mi łzy i zaciskałam
dłoń na dole brzucha, wpijając paznokcie w miękką skórę.
– On cię zabije, Kenji – dokończyłam. – Nic go nie obejdzie,
że jesteśmy rodziną.
– Nie będzie tak.
Prychnęłam z
irytacją.
– A skąd...
– Ponieważ – wszedł mi w słowo. – To tylko fragment jego
duszy. On nie ma już ciała, które mógłby przejąć. Sama mi mówiłaś, jakim
sposobem cię opętał. Teraz jest jedynie duchem. Pewnie wkurwiającym,
przerażającym, ale ciągle duchem. Nic nie może mi zrobić.
– Nie wiesz tego na pewno, Kenji. Co jeśli przejmie Reiko?
To nie jest siła, z którą można igrać.
– Masz traumę, Jessie. Rozumiem cię. Też mam kilka swoich –
zaśmiał się bez cienia wesołości. – Wiem, że nie chcesz mnie stracić. Tak samo
ja nie chcę ciebie. Ale skoro ja wiem, że wrócisz z tej wojny, to możesz też mi
zaufać? Wrócę.
Zagryzłam wargę.
Miał rację, ale różniło nas to, że posiadałam moc. No i nie musiałam się
mierzyć z jednym z okrutniejszych bakuganów.
– Proszę.
Zacisnęłam mocniej
palce na obudowie komunikatora. Może faktycznie zbytnio panikowałam i wszystko
będzie dobrze. Ale co jeśli nie? Co jeśli znów się spóźnię? Co jeśli powtórzy
się scenariusz z Voltem i Lyncem? Wątpliwości jedynie napływały, nasilając
wrażenie, że zaraz się uduszę. Oddychałam płytko, nie umiejąc pozbyć się
ciężaru z piersi.
Wypuściłam
powietrze. Kenji zgadł. Miałam traumę. Jeśli ciągle będzie na mnie wpływała, to
tak jakbym pozwoliła Tytanowi dalej mną kierować.
A ja dawno temu
skończyłam z byciem jego marionetką.
– Uważaj, bro. Vena i Rei też – powiedziałam w końcu. Dadzą
radzą.
Przejechałam palcem
po łańcuszku. Muszą.
Usłyszałam, jak
oddycha z ulgą.
– Do zobaczenia wkrótce, sis.
Na tym połączenie
się skończyło. Odłożyłam komunikator na stolik. Ciągle miałam wrażenie, jakbym
krążyła gdzieś poza ciałem, póki nie oblekło mnie ciepło, a znajome piórka nie
połaskotały po karku. Dopiero wtedy poczułam, jak byłam wyziębnięta i
zaskakująco zmęczona.
– Jak poszło? – spytał Spectra wyjątkowo łagodnym tonem,
podtrzymując mnie za ramiona, bym nie padła jak deska na ziemię.
– Kenji, Reinare i Vena lecą powstrzymać Reiko, bo póki co
Tytan jeszcze się nie uaktywnił.
– Dlatego się popłakałaś?
Pokręciłam głową i
spuściłam wzrok na buty. Otuliłam się mocniej płaszczem.
– Po prostu się boję – wyznałam niechętnie. – To Tytan. Raz
was prawie pozabijał, a teraz gdy mój brat może go spotkać, mnie tam nawet nie
ma. Nie chcę...
– Nikogo nie stracisz – kolejny co przerywał mi w pół
zdania. Zerknęłam na niego spode łba. – Twojemu bratu nic się nie stanie.
– Skąd ta pewność?
– Bo to twój brat – powiedział bez zawahania. – Więc da radę
– Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał mi. – Teraz trzeba zająć się
Gundalianiami, a potem wreszcie będziemy mogli wrócić do domu. Uwierz mi,
bardziej obawiam się, że ty znów coś zrobisz.
– Jeszcze niczego nie odwaliłam.
– Jeszcze to słowo klucz – westchnął. – Chodź, Jessie.
Trzeba to skończyć.
– Ohh – Uniosłam brew, osuszając łzy. – Ktoś brzmi na
zmęczonego. Dwudziesty rok to już wstęp do starości? – Uśmiechnęłam się.
Rzucił mi swoje
popisowe lodowate spojrzenie.
– Nie prowokuj mnie. Jestem pewny, że nie wiem o wielu
twoich wyczynach i raczej nie chcesz, by to się zmieniło.
Ugryzłam się w
język i oddałam mu płaszcz. Poczucie niepokoju ciągle ciążyło mi w środku, ale
jakoś czułam się nieco lżejsza. Zwłaszcza gdy ujął mnie za przegub i pociągnął
z powrotem do hangaru.
****
Choć świat falował
jej przed oczami, to odnosiła wrażenie, że z każdym krokiem spod jej stóp
tryskały niebieskie iskry.
Bo się przepalasz, przepalasz, przepalasz. Twoje ciało się rozpada.
Zacisnęła mocniej
szczęki i oczy. Nawet jeśli tak było, to nie mogła się zatrzymać. Ciągle nie
miała odpowiedzi, a na pewno nie da znów się pochłonąć przez ciemność.
Skończyła z gierkami Starożytnych! Nigdy nie powinna była ich słuchać czy
wiązać się kontraktem!
O ile on właściwie
istniał... Odciągnęła dłonie z twarzy, a błękitne fale wiatru zaczęły szarpać
jej szatę, kiedy złość zabulgotała w gardle. Bawili się nią, znając jej
wspomnienia? Bo nigdy przecież nie uzyskała odpowiedzi...
– Reiko, tracisz kontrolę – gdzieś z góry rozległ się głos poważny
Exedry. – Musisz się uspokoić.
– Twoja moc może zacząć poważnie uszkadzać Vestalię – dołączyła
do niego Lars.
Wasze
przekleństwo. Moc, moc, moc. Zakuła cię w łańcuchy wiecznej niewoli. Zawsze bez
prawa głosu nawet po śmierci. Czyż to nie smutne?
Ten głos mógł być
słodkim szeptem Tytana, nic ją to nie obchodziło. Wpatrywała się w dwie
starożytne istoty patrzące na nią z góry. Zawsze tak było. Ona musiała być
niżej. Ta co się kaja, ta co wypełniała idiotyczne rozkazy, choć to rani jej
bliskich.
Wtem ją to
uderzyło. Ona ich nienawidziła. Palące, ciemne uczucie wypełniło ją od środka,
a szata zafurkotała w oparach błękitu.
– To odpowiedzcie – wycedziła. – O czym zapomniałam? Kim
jest krwawa królowa? Czy to ja? Co zrobiłam? Gdzie są wszystkie informacje o
mnie? Dlaczego związałam się kontraktem?! – wrzasnęła. Niebieska fala rozeszła
się na boki.
Jesteś potworem czy
tak ci wmówiono? Rodzina cię nienawidzi z dobrego powodu czy dla ich własnej
rozrywki?
– Reiko – Lars westchnęła. – Tak jak ty nie możesz zabijać
ludzi, tak my nie możemy złamać naszych przyrzeczeń.
– Chciałaś odkupienia w zamian za zapomnienie – dodał surowo
Exedra. – To była twoja decyzja.
Tak, to brzmiało
logicznie. Lecz czy było prawdą? Niby czemu chciałaby wiecznie żyć z tym
poczuciem pustki? Skoro wróciły do niej jakieś strzępy, to nie mogło tak być.
Ona chciała wiedzieć, ale oni nie. Wymazali ją, tak jak zrobiła to Jess. Tak musiało być!
Kłamią. Kłamią.
Uniosła dłonie. Zapłonął nad nimi niebieski ognik. Kłamią!
Uśmiech wskoczył
na jej usta, gdy przypomniała sobie kolejną rzecz.
– Nie mówiłabym do mnie takim tonem – Rozdzieliła płomyk na
dwa i uformowała jeden na kształt łuku, a drugi strzały. – To wy oddaliście moc
kolejnemu pokoleniu. Nie macie już siły domen.
– Co nie zmienia faktu, że powstrzymamy cię, jeśli zajdzie
potrzeba.
– Ach tak? – Przechyliła głowę. – Tak jak powstrzymaliście
Tytana przed opętaniem Jess? Albo atak na Nową Vestroię? Albo Zenohelda? –
Zaśmiała się krótko, ostro. Znów nawiedziło ją uczucie deja vu, lecz je
zignorowała. – Jesteście jedynie zwykłymi bóstwami dawnych czasów. Wasza potęga
już nie istnieje.
Naciągnęła cięciwę
i wypuściła strzałę. Oblekła się jasnymi iskrami, nim grot zderzył się
powierzchnią świata domen. Zaczęły od niego odbiegać grube rysy, a sylwetki
falować jak senne mary. Po chwili cała przestrzeń pękła niczym mydlana bańka,
urywając krótki okrzyk Lars.
Łuk rozpłynął się w
powietrzu. Reiko opuściła głowę i uśmiechnęła, widząc, że znów pod stopami ma
śnieg. Zimno przebiegło ją wzdłuż kręgosłupa. Zatrzęsła się.
Wciąż żyła. Czuła.
Odetchnęła głęboko i weszła głębiej w Zieloną Dzielnicę. Śnieg przyjemnie
chrupał pod jej nogami, aż nie stanęła przed grobem Sybilli. Kamienna tablica w
sekundę oblekła się fioletem, jakby Tytan tylko na to czekał.
Może w innej
sytuacji Reiko by cię wycofała albo spróbowała podejść do tego spokojniej.
Jednak wizja zemsty Starożytnych i wyżerająca ją pustka popchnęły ją ku ryzyku.
Usiadła na piętach i dotknęła alabastrową dłonią kamienia. Mrok otoczył jej
palce.
– Starożytni nie dali mi odpowiedzi, lecz ty wiesz wszystko.
Pojaw-
Tuż za nią rozległ
się trzask gałęzi.
****
Śnieg uderzał o
szyby, gdy taksówka pruła coraz wyżej między wieżowcami. Kenji czuł, jak mocno
bije jego serce, a w dole coś nieprzyjemnie się ściska jakby lodowy łańcuch.
– Jak właściwie chcemy to zrobić? – Reinare odwróciła się do
nich z przedniego siedzenia. – Jak powstrzymać ducha przed wywołaniem
kolejnego?
– Nie mam pojęcia – Potrząsnął głową. W jednej dłoni wciąż
ściskał komunikator, a drugą uspokajająco gładził rękę Veny. – Chcę ją jakoś
uspokoić.
– Myślisz, że to podziała? – Vena zasępiła się. – Nie wyglądała,
by rozumiała, co się dzieje wokół niej.
– Trzeba spróbować.
Auto zahamowało gwałtownie, aż szarpnęło
nimi w przód. Robot - kierowca rzucił im jakieś pozdrowienia, lecz go nie
słuchali, tylko wygramolili się na zewnątrz i stanęli po kostki w gęstym
śniegu.
Dzielnica nie była
duża, więc pomimo wielu wirujących białych płatków bez trudu dostrzegli Reiko.
Kenji przełknął ślinę. Teraz doskonale zrozumiał, co miała na myśli Jessie. To
miejsce wyglądało na spokojne i opustoszałe, lecz on czuł, że coś wije się pod
spodem. Zaciekawione i mroczne. Zadrżał, ale nie od chłodu.
– Jeszcze nie ma Tytana – zauważyła z ulgą Rei.
– O ile on ma się pojawić tak jak duch – mruknęła Vena,
mocniej ściskając dłonie z Kenjim. – Co jeśli tylko Reiko go widzi?
Mogła mieć rację,
lecz i tak ruszyli w przód. Reiko zdawała się nie zauważyć ich obecności.
Przyklękła przy kamiennej tablicy i coś mówiła, jednak jej słowa pochłonął
świst wiatru. Kiedy położyła dłoń na grobie, Vena nastąpiła na gałązkę. Kobieta
zesztywniała, po czym odwróciła się.
Jessie mówiła, że
kolory oczu Reiko się zmieniały. Sam miał o tym niewyraźne wspomnienia z
dzieciństwa. Jednak teraz poczuł się sparaliżowany, gdy przeszyła go wzrokiem
szkarłatnych jak krew soczewkami.
– Kenji? – W sekundę jej wyraz twarzy złagodniał, stał się
niemal matczyny. – Dlaczego tu przyszedłeś?
Spojrzał na Venę i
skinął lekko głową. Ta zacisnęła mocniej wargi, ale puściła jego dłoń. Podszedł
bliżej Reiko, aż słyszał jej przyśpieszony oddech.
– Bo nie chciałem, byś to zrobiła – odparł, wskazując na
tablicę. – Nie wiem, co się dzieje, Reiko, ale czy nie ma lepszego sposobu? To
Tytan.
– On nic wam nie zrobi. Czy też Vestalii – Przyłożyła dłoń
na piersi. Skóra była gdzieniegdzie popękana i pokryta wyschniętą niebieską
cieczą. – Nie ma dla siebie naczynia. Ale na samej Dzielnicy może być
niebezpiecznie, więc zawracajcie.
– Po co?
Pytanie zawisło
między nimi. Reiko opuściła wzrok i potarła razem dłonie. Odetchnęła. Obłok
pary poniósł się ku sinemu niebu.
– Potrzebuję odpowiedzi, które tylko on pamięta.
– Po co?
Podniosła głowę.
Czerwone oczy były zimne jak grudki lodu.
– Bo jeśli zostałam okłamana, to na darmo zraniłam twoją
siostrę. A twoi rodzice i Cassandra mogliby dalej żyć.
Miał wrażenie, że
całe powietrze uciekło mu z płuc. Nie mógł złapać oddechu, a głowa zaczęła mu
pulsować.
Płonący zamek.
Uśmiech Cassie, zanim wyszła z jego komnaty. Skrwawiony miecz błyszczący w
ogniu. To wszystko mogło się nie zdarzyć?
– Przecież nie możesz cofnąć czasu – Vena położyła ręką na
jego ramieniu i mocno ścisnęła. Nieme „trzymaj się”. – Nie odczynisz dawnych
tragedii.
– Ale mogę ukarać sprawców – syknęła Reiko. Cała jej
łagodność i opanowanie zniknęło, ustępując miejsca furii. Zagięła palce prawej
dłoni. – Za te lata manipulacji, za śmierć Cassandry, Davida – głos jej
zadrżał. – i Melody...
Dziewczyna
zamrugała i zmarszczyła brwi. W jej oczach coś błysnęło i pokręciła głową.
– To nieprawda.
Teraz była kolej
Reiko, by zmrużyć oczy.
– Nie znas...
– Nie chcesz ukarać sprawców. Nie, ty się boisz – Venelana splotła
ręce na piersi. – I próbujesz sobie udowodnić, że wcale nie jesteś potworem. Jesteś...
– urwała. – Nieważne.
Reiko otworzyła
usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zerwał się mocny wiatr, przez
co jej białe włosy przykryły twarz. Zdawało się, że czerwień jej oczu zaczęła
zanikać.
Nagle rozległy się
oklaski. Mężczyzna o bladej skórze, równie szkarłatnych tęczówkach co kobieta i
ubrany w czarny garnitur siedział na kamiennej tablicy. Kiedy spojrzenia
wszystkich spoczęły na nim, uśmiechnął się szeroko. Na policzku miał znak
Darkusa.
Vena i Rei
przyglądały mu się skonfundowane, ale Kenji wiedział, kim jest. Tak Jessie
opisała Tytana, gdy spotkała go w podziemiach.
– Choć jesteś tylko człowieczkiem, to całkiem dobrze
odczytałaś moją najbardziej zwichrowaną potomkinię – odezwał się głosem
głębokim i powodującym nieprzyjemny dreszcz.
– Em, nie powinieneś być bakuganem? – wyrwało się Reinare,
na co Tytan prychnął.
– Zaklęto mnie w takiej formie, by wasze człowiecze mózgi
nie wpadały za każdym razem w panikę na mój widok.
Reiko odwróciła się
w jego stronę i nim ktokolwiek się poruszył, przed Kenjim wyrosła błękitna
bariera, która roztoczyła się wokół Tytana i kobiety.
– Reiko!
– Przepraszam, ale nie dajecie mi innego wyjścia – mruknęła i
zagięła dwa palce. Bariery podwoiły grubość. Odwróciła się plecami. – A teraz daj mi odpowiedzi,
Tytan.
****
– Yyy, to co teraz? – spytała Rei.
Przez barierę nie mogli
nawet usłyszeć rozmowy. Widzieli jedynie pełznące po ziemi języki ciemności i
błękitne iskry. Kenji przez chwilę przyglądał się, jak Tytan wygina twarz w
pogardliwym grymasie, po czym odwrócił się do narzeczonej.
– Skąd wiedziałaś, o co jej chodziło?
– Po prostu przypomniała mnie kiedyś – Dziewczyna wzruszyła
ramionami. – Nienawidzącą się tak, że desperacko próbowała zwalić winę na kogoś
innego.
– Och, Vena... – Pogłaskał ją po głowie, strząsając śnieg.
– Bardzo to wzruszające – przerwała Reinare. – Ale jakby nie
było sytuacja się pogorszyła. I to bardzo – Wycelowała palcem w niebo.
Podnieśli wzrok i
zesztywnieli. Purpurowy strumień wbijał się w szare chmury, od czego odchodziły
fioletowe okręgi. Źródłem oczywiście był grób. Kenji przełknął głośno ślinę.
– Trzeba odciągnąć Reiko od Tytana i to zaraz – szepnęła Vena.
– Tylko że my nie damy rady, to jest za grube – mruknęła Rei,
kiwając podbródkiem na barierę.
– Ale nasze bakugany mogą dać – uznał Kenji. – Blast?
Blast, Sombra i
Kasai jednocześnie przytaknęli i wskoczyli do dłoni swoich partnerów. W tym
samym momencie usłyszeli huk.
Tytan i Reiko
trzymali się na rękę. Strumienie wiatru rozchodziły się na boki, porywając za
sobą zwały śniegu. Purpurowe pioruny uderzały o ziemię, rozbijając błękitne
fale otaczające Reiko. Sama kobieta osunęła się i jedynie Tytan powstrzymywał
ją przed upadkiem. Przejechał językiem po wardze, a oczy mu rozbłysły. Przez
chwilę mieli wrażenie, że jego zamiast zębów ma kły.
Puścił dłoń Reiko,
a ta niczym bezwładna kukła zawisła w powietrzu. Po jej skórze biegły czarne
linie, które lekko pulsowały. Kolejne trzy strumienie fioletu wystrzeliły ku
niebu, które zaczęło przybierać barwę purpury i niebezpiecznie grzmieć.
– Co ty chcesz zrobić? – krzyknął Kenji.
– Ooo, mój kolejny potomek! – Tytan oparł się o tablicę i
zaplótł ręce. – Powiedzmy, że chcę zobaczyć, ile mocy zostało w jej sztucznym ciele.
I ile z Vestalii zniszczy jej nienawiść – uśmiechnął się złośliwie. – W końcu
szaleństwo i nienawiść to moja specjalność. Szczególnie doprawiona rozpaczą.
Reiko otworzyła
usta w niemym krzyku i zgięła się konwulsyjnie, przez co wydobyły się z niej kolejne
ciemne języki i dołączyły do strumienia wbijającego się w niebo.
– On ma rację – odezwała się cicho Sombra. – To wszystko to
moc Reiko.
– A ona nie była niebieska?
– Została splamiona – odparł bakugan Darkusa. – Bo to to co
robił Tytan. Plugawił innych.
****
Reiko uderzyła
kolanami o marmurową posadzkę. W gardła wyrwał jej się zduszony okrzyk bólu, aż
ją to zdziwiło. Owszem miała czucie, ale w sztucznym ciele było przytępione.
Więc czemu teraz miała wrażenie, że stała się nadwrażliwa?
Podniosła się i
rozejrzała, od razu pochmurniejąc. To były krużganki, a raczej ta ich część,
gdzie mogła przebywać tylko pod nadzorem. Minęli ją strażnicy odziani w
królewskie barwy. Kojarzyła ich. Oni stali na straży, kiedy odbierano jej
Rebekę i Daichiego.
Zacisnęła pięści.
Mogło minąć czterysta lat, lecz jej nienawiść jedynie się wzmacniała. Gdyby nie
była jedynie biernym obserwatorem, to najchętniej rozsadziłaby te mury w drobny
mak.
Wcale nie jesteś potworem.
Prychnęła z pogardę
i wzniosła się nad posadzkę, płynąc swobodnie w powietrzu. Teraz nie
potrzebowała sobie niczego udowadniać, bo widok tych murów od razu jej
przypomniał, kto był prawdziwym monstrum.
Choć marmurowe
ściany błyszczały, srebrne żyrandole oświetlały pomieszczenia, a drogie sprzęty
onieśmielały swym bogactwem, to nie mogły ukryć kłamstw. Wystawione w okrągłej
galerii północnej wieży portrety władców w dystyngowanych strojach ze złotymi
koronami na głowach wydawały jej się kpiące. Oni nie byli tu żadnymi królami
czy choćby mieszkańcami.
Potwory uważały
ich za potwory, czyż to nie było ironiczne?
Odwróciła głowę,
słysząc skrzypnięcie drzwi. Do środka weszła drobna kobieta w prostej białej
sukni z doszytym różowym fartuchem. Reiko ścisnęło w gardle, widząc, kogo
trzymała za rękę.
– Rebi – wykrztusiła, choć jej głos nie dochodził do
dziewczynki.
Jej śliczna mała
córeczka rozglądała się zdezorientowana wkoło. Przyciskała do siebie lalkę o
długich zielonych włosach. Avalę, jeśli Reiko dobrze pamiętała. Razem z
Kazuhiro zrobiła ją na czwarte urodziny Rebeki.
Łzy zaczęły jej
płynąć po policzkach.
– Gdzie idziemy? – spytała dziewczynka. – Dlaczego tak
nagle?
– Idziemy odwiedzić twojego tatę, Rebeko – odparła kobieta,
która była wyraźnie zdenerwowana, jednak próbowała się uśmiechnąć.
– A co z mamą? Tęsknię za nią!
– Ach panienki matka – Po twarzy służącej przemknął cień,
który znów rozsierdził Reiko. Zawsze ta pogarda, zawsze ten wyraz twarzy! – To może
być teraz niemożliwe.
Po tych słowach
obie wyszły. Reiko chciała iść za nimi, gdy głośny rumor przyciągnął jej uwagę.
Wyszła z galerii i zeszła po schodach.
Żyrandol uderzył
tuż przed jej nogami. Odłamki szkła i srebra rozprysnęły się w cztery strony
świata. Po chwili między nimi zaczął sączyć się mały strumyk krwi. Zamrugała
kilka razy, czując, jak ogarnia ją chłód. Nie pamiętała o żadnym takim ataku.
Kazuhiro jej o tym nie powiedział?
Obeszła żyrandol i
ujrzała ciało jednego ze strażników. Pustymi oczami wpatrywał się w sufit, a na
piersi miał głęboką poszarpaną ranę, z której wypływała ciągle czerwona
substancja. Przyklękła, mrużąc oczy. Kto to zrobił? Cięcie było idealne, bez
żadnych poszarpanych brzegów i bez trudu przebiło się przez zbroję.
– Nie, pro...!
Widziała wszystko
jak w zwolnionym filmie. Strażnik, który ją mijał, patrzył się z przerażeniem w
tył, gdy powietrze przeciął jasny błysk. Trysnęła krew, a ten zwalił się jak
marionetka pozbawiona sznurków na posadzkę. Drgnął kilka razy, nim zastygł. Na
piersi miał identyczną ranę.
– Ja też prosiłam.
Reiko wciągnęła
głośno powietrze. Nie... Zakołysała się, czując, jakby się nagle ciasno we
własnej skórze. Nie... Ten głos...
Dźwięk sunięcie
metalu po marmurze odbijał się od ścian. Z cienia wyszła ona. Młodsza, w
królewskiej sukni z beżowego jedwabiu, gdzie na przodzie pyszniły się herb
Evelenorów. Choć obecnie przez ilość krwi materiał przybrał barwę brudnej
czerwieni. Tiarę miała osuniętą na prawę skroń, długie kolczyki brzęczały z
każdym krokiem, a błękitna moc grubą wstęga wijała się wokół nadgarstków,
gotowa na każdy rozkaz.
Krwawa królowa.
Drżała. To nie
mogła być prawda. To co przed nią stało wyglądało jak koszmarna senna mara. Nie
ona. Na pewno nie ona!
Jej młodsza wersja
spojrzała na schody, choć wydawało się, że patrzyła na nią. Co było absurdalne,
nie wiedziała o jej obecności.
Czerwone oczy
wypełnione obłędem. Identyczne jak u Tytana.
Podniosła miecz.
Reiko zachłysnęła się, kiedy ujrzała swoje własne oblicze. Twarz pełna
zaschniętych plam krwi, a oczy szkarłatne jak rubin.
Młodsza ona
zachichotała.
Krwawa królowa!
Taa, rozdział długi i dalej nie skończyłam wątku z Reiko XDDD Ale no musiałam wtrącić Kessie na początku. Niby wypalam się do tej części, ale to nawet łatwo się pisało. Co prawda pewnie umiałabym lepiej, ale lecę już po zakończenie. Szkółka mnie kiedyś zapierdoli, choć to maturalna. Może zdarzę przed maturką zacząć 3 część, a potem wooolno pisać ją na studiach XDD Kto wie, obym zdała, zwłaszcza matmę