W Bakuprzestrzeni
mogło nie być prawdziwego słońca, co jednak nie zmieniło faktu, że zmarszczyłam
brwi na sam jego widok. W Los Angeles lało jak z cebra, co mi niezwykle
pasowało, bo jakąś godzinę po pobudce znów poczułam senność, a cóż jest
lepszego od drzemania przy dźwięku deszczu? Ale nieee, trzeba się było ubierać
i lecieć
- Postaraj się nie zemdleć na arenie – Spectra podparł mnie,
kiedy lekko się zachwiałam.
– I nawet nie próbuj się rozpraszać – wtrącił Fludim. – Nie zamierzam
się wiecznie kisić na tym 7 miejscu.
Wywróciłam oczami,
ziewając. Było tuż po trzynastej i wokół kręciło się już sporo graczy. Bitwy na
wszystkich arenach szły równo, a nazwiska śmigały po tabeli wyników. Jednak
trudno było nie dostrzec jak zgęstniała atmosfera w chwili wejścia Keitha. Nawet
ubrany w czarne spodnie i białą koszulę bez tej kretyńskiej maski przyciągał
uwagę. Ludzie oglądali się przez ramiona lub zaczęli szeptać. Niektórzy nawet
wbili wzrok w listy pojedynków, jakby oczekiwali magicznego pojawienia się nazwiska
Spectry.
– Cóż za sława – uznałam. – Nie dane ci będzie odpocząć od fanów
nawet tutaj. Na trybunach wszystkie oczy na ciebie.
Westchnął,
krzyżując ramiona .Uśmiechnęłam się, ale
zaraz przestałam, gdy uniósł brew.
– Kto powiedział, że idę na trybuny.
– Te, miałeś oglądać bitwę, nie wykręcaj się.
– Byłaś aż tak pijana zeszłej nocy, że coś ci się
przesłyszało, Jessie?
– Hooo – Strzyknęłam kośćmi nadgarstków. – Nie prowokowałabym
osoby z mocą.
Do rękoczynów i
fantastycznej rozrywki dla graczy jednak nie doszło. Bowiem spod ziemi wyrósł
lokalny dealer bakuganów czyli Dylan. W oczojebnej żółtej marynarce, ciamkający
lizaka i poprawiający ciemne okularki. Ogólnie był jak komar, który nieważne
ile razy pierdolniesz, to i tak wróci, by dalej niszczyć nerwy.
– Najgorętsza parka Bakuprzestrzeni wreszcie przybyła! –
zawył, składając pokraczny ukłon. – Witajcie w naszych skromnych progach!
Strzyknęłam pięścią
jeszcze raz. Keith doszedł chyba do podobnych co ja wniosków, gdy nagle Dylan
wycelował w nas fioletowym lizakiem. Ślina prysnęła w bok. Obrzydlistwo.
– W ramach fantastycznej oferty – uśmiechnął się przebiegle,
a okularki błysnęły – z wielką przyjemnością sprzedam wam najnowsze pojazdy bojowe
o czterdzieści procent taniej. Są to świeżutkie bułeczki, więc Jess bez trudu rozgromi
Sellon i Anubiasa.
– Na cholerę nam twoje bezużyteczne kawałki plastiku? –
westchnął Keith.
– Poradzę sobie bez, dzięki wielkie – mruknęłam.
– Heee? – Dylan oparł ręce na biodra. – Pan naukowiec nie
ufa innym wytworom?
Spectra w zamian
obdarzył go lodowatym spojrzeniem. Coraz więcej gapiów zaczęło się zatrzymywać,
czekając na rozwój sytuacji. Pajac też to wyczuł, gdyż roześmiał się i odchylił,
po czym zrobił gwałtowny obrót. Marynarka zafurkotała. Zerknął na nas, unosząc
lizak.
– Jednak pamiętajcie, że dla was zawsze znajdę zniżkę.
I odszedł, ginąc w
tłumie w przeciągu zaledwie kilku sekund.
– Marucho powinien go wyjebać.
– Tak, ale co do twojego przyjścia…
– Oh – przerwał mi, zerkając na wielki elektroniczny zegar. –
Za dziesięć minut walczysz. Lepiej biegnij do szatni – Złapał mnie za ramię i
obrócił w kierunku areny A.
– Spróbujesz coś chcieć – syknęłam i z truchcikiem pobiegłam
do szatni.
Pewnie się ze mną
droczył. Znaczy oby, bo inaczej patelnia wraca do gry i niech mu ziemia lekką
będzie.
Przeszłam długi
korytarz, mijając wychodzących zawodników. Zatrzymałam się na moment przy
automacie z piciem i szybko zgarnęłam sok pomarańczowy, wrzuciłam do kieszeni
bluzy i szybkim krokiem podeszłam do głównej szatni.
Otworzyłam drzwi.
Jak na komendę wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. Prawą ławkę
zajmował rozłożony po królewsku Anubias otoczony przez swoich sługusów, a po
lewej siedział Sellon wraz z Soon i Chris. Dan jak to biedne dziecko siedział
sam na środku. Na me pojawienie ucieszył się, jakby ktoś kupił mu kebaba.
– Jess!
– Danny!
Przytuliliśmy się,
ale oczywiście miły moment zepsuł sadomaso.
– Myślałem, że już stchórzyłaś – uśmiechnął się leniwie,
pokazując kieł.
– Mam trochę więcej spraw w swoim życiu niż tylko bitwy, ale
radośnie spiorę ci dupę – uśmiechnęłam się, puszczając oczko. – Nic się nie
bój.
– Za marzenia nie ma co karać.
– Witaj, Jessie
Głos Sellon zawsze
był gładki i melodyjny. Kobieta posłała mi łagodny uśmiech, kiedy skinęłam jej
głową. Jej dwie koleżanki z drużyny już nie były tak przyjaźnie nastawione.
Choć szczerze to nikt tak naprawdę nie wiedział, co chodziło Sellon po głowie.
Walczyła inteligentnie i z gracją, a poza spokojem to chyba nie widziałam u
niej innej emocji.
Ale ciągle tysiąckroć
lepsze było jej towarzystwo niż Anubiasa, bo on to drugi komar. Mogliby się
zbratać z Dylanem i razem gdzieś odlecieć.
– Spectry nie ma? – szepnął Dan.
– Przyjdzie – odparłam. – A jak nie to dostanie lepę.
– Chciałbym to zobaczyć – wymamrotał Fludim z nutką
złośliwości.
A to Brutus mały!
Pacnęłam go w głowę, kiedy rozległ się lekko skrzeczący głos sędzi i komentatora
w jednym.
– Zawodnicy są proszeni na arenę. Zaraz zaczynamy pojedynek.
Nabrałam powietrza.
Dreszczyk emocji i adrenalina zaczęły rozchodzić się po moim ciele.
Wymieniliśmy spojrzenia z Danem i ruszyliśmy do kolejnych rozsuwanych drzwi, za
którymi już wrzał tłum.
****
Piasek. Czy
istnieje coś bardziej przeklętego niż to małe gówno? Tak. Piasek unoszony przez
wiatr. Wtedy masz go wszędzie. We włosach. Pod spódnicą. W brwiach.
Paznokciach. Ogólnie jest przeuroczo.
Ale powinnam
przewidzieć, że życie przecież sprzedało mi za mało wpierdol. Akurat gdy byłam
cała na czarno, to czym stała się arena? Pustynią, jebaną pustynią! A kto obrał
sobie mnie za cel? Gość z bakuganem Ventusa. Wszak kto nie chciałby stać tuż
obok burzy piaskowej? A! Jeszcze ubrałam buty na platformach, by przypadkiem
ucieczka nie była za łatwa.
Geniusz, doprawdy.
Że mnie jeszcze do NASA nie przyjęli to szok kompletny.
– Fludim, Protekcja Chłodu! – zawołałam, ledwo coś widząc na
oczy.
Fludim: 1300G
Bakugan Robina: 700g
Zasmarkany wiatr
ustał, a mnie otoczył ukochany cień. Brunet obnażył zęby i poderwał dłoń, by użyć
kolejnej supermocy. Rozejrzałam się. Teoretycznie kilka metrów dalej stała
jakaś oaza, ale szybciej to się utopię w tej piaskownicy niż tam dotrę. Chyba
że…
– Oszustwo Cienia.
Podczas kiedy
Ziperator wpadł na cień Fludima, to maruda wzięła mnie na ramię i zaczęliśmy
radośnie spierdalać. Tylko po to by minutę później zetrzeć się z Sellon. Ehh,
czy ona nie powinna skupić się na Danie? Jeszcze Spyron wydawał tak ostre
okrzyki, że głowa bolała z automatu.
Fludim odrzucił
pazury bakugana i zaczął obracać włócznią.
– Dawno nie miałyśmy okazji walczyć – stwierdziła Sellon. –
Wielka szkoda.
Zerknęłam przez jej
ramię. Drago naprzemiennie bił się z bakuganami Anubiasa i Chris. Zmarszczyłam
brwi.
– Zawsze wydawało mi się, że chcesz dorwać Dana.
– Interesują mnie silni przeciwnicy – Przejechała zgrabnie
ręką po włosach i odrzuciła je. – Ich pozycje nie mają dla mnie znaczenia – Powoli
obróciła dłoń. Karta wystrzeliła przed jej nadgarstek. – Kluczowy Ruch.
Spyron: 1700
Fludim: 800
– Upadek światła.
Spyron: 1300
Fludim: 1400
Wykorzystując
pojawienie się gęstej czarnej mgły, użyłam następnej karty. Z włóczni Fludima
wytrysnęły dwie strugi lasera. Jeden musnął skrzydło Spyrona, sprawiając, że
stracił on równowagę, a drugi ugodził w bakugana Chris. Drago poszedł za
ciosem, sprawiając, że pozbyliśmy się jednego przeciwnika. Lecz to by było na
tyle.
Nagle coś wypełniło
przestrzeń, aż zadudniło mi w uszach. Powietrze stało się jakby cięższe, a
atmosfera przyduszająca. Choć teoretycznie nic się nie zmieniło, by dostrzec to
gołym okiem. Piasek oraz wiwaty zdawały się znajdować w oddzielnym choć widzialnym
wymiarze. Moc zawrzała ostrzegawczo w żyłach, kiedy wszystko wyleciało jakby
odcięte nożem.
Bat wiatru smagnął
mnie po twarzy, a powietrze rozdarł okrzyk.
– Daniel!
Momentalnie
wszystko ustało. Obróciłam głowę. Przed oczami mignął mi obraz, jak Dan osuwa
się na ziemię. Cichy odgłos uderzania ciała o podłoże poniósł się jak strzał.
Zapanowała pełna drgającego napięcia cisza, która po chwili się rozdarła.
– Nieprzytomny zawodnik! Wezwać pielęgniarza! – darł się komentator.
Ludzie na trybunach
też coś wykrzykiwali. Podbiegłam bliżej i pochyliłam się nad nieprzytomnym chłopakiem.
Był pobladły. Zmarszczyłam brwi, zauważając świeże zadrapanie na policzku. To
od bitwy czy coś sobie zrobił?
Po chwili odsunął
mnie pielęgniarz. Podniosłam się i obserwowałam, jak mierzą mu ciśnienie, po
czym przenoszą na nosze.
To było dziwne.
Kompletnie niepodobne do Dana. W szatni wyglądał całkowicie zdrowo.
– Od razu mówię, że nie przyjmuję tego jako zwycięstwo – huknął
mi do ucha Anubias.
Spojrzałam na niego
spode łba, na co wykrzywił się w zwyczajowym grymasie. Robin już stał za nim,
mordując mnie z lekka spojrzeniem.
– Przekaż mu to – Wycelował palcem na odchodzących
ratowników. – Tak łatwo mi się nie wywiniecie.
Podejrzewanie sadomaso
o uszkodzenia Dana było bezcelowe. Koleś miał obsesję na punkcie wygrania z nim
w równym pojedynku. I ta nagła zmiana atmosfera. Postukałam się paznokciem o
podbródek. Co tu się dzieje?
****
– Więc – Dźwięk stuknięcie o szkło kieliszka posłał dreszcze
po plecach Aki. – Chciałaś się spotkać w jakimś konkretnym celu?
To było to.
Westchnęła, prostując się. Wcześniej jak się zobaczyli, to mogła szybko pozbyć
się sztywnej atmosfery żartami czy zwykłą rozmową. Przez chwilę nawet poczuła,
jak jej mięśnie się rozluźniają. Jednak to pytanie przywróciło całe napięcie
oraz ucisk w dole żołądka.
– Nie można się po prostu spotkać? – mruknęła, łapiąc szklankę
z wodą.
Niespodziewanie jej
gardło stało się suche jak cholera.
– Można – zgodził się Gus i lekko wysunął podbródek. –
Jednak to było niespodziewane i dodatkowo po wielu zignorowanych telefonach.
– A ty czemu tyle dzwoniłeś? – odparowała, w duchu
dziękując, że jeszcze miała jakiś refleks.
Tyle że Grav nie dał
się zbić. Miły uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony przez zmarszczone brwi.
– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, Akane.
– Teoretycznie telefony były pierwsze.
– Ale pytanie o nie już nie.
Stuknęła w kolczyk
i pociągnęła go. Sytuacja coraz bardziej na nią napierała i brakowało sekund,
aż wszystko pęknie i polecą słowa. Tylko teraz od niej zależało czy palnie
jakąś głupotę i bardziej skomplikuje sprawy czy może postara się coś wyjaśnić z
własnego chaosu, który miała w głowie.
– No bo…ogólnie – zacięła się. Talentu do przemów stanowczo
jej brakowało. – nasza znajomość dziwnie się zaczęła?
Leaus by pewnie
wspomniał, że Spectra i Jess zaczęli gorzej niż wpadnięcie na siebie w lochu,
ale to nie był teraz najważniejszy punkt.
– W sensie – Przejechała językiem po zębach. – Ty od
maszkarona, żeby go szlag, ja od Jess...no i wiesz potem też trochę dużo ci
powiedziałam, hehe – Ręka jej drgała, by podrapać się po głowie, ale byli w
restauracji. – Więc jak się to wszystko skończyło, to jakoś czułam się dziwnie
w twoim towarzystwie. Nie że coś zrobiłeś, ale jakoś tak…no – skończyła koślawo.
Dobra, to chyba
były najgorsze wyjaśnienia w jej karierze. Pełne dziur i skrótów myślowych, ale
co innego mogła powiedzieć, żeby nie pokazać za dużo? Nie chciała tylko by Gus
się czuł winny. Tyle. Nic więcej.
Gus przestał się
marszczyć i przez chwilę miał nieodgadniony wyraz twarzy, po czym westchnął i
znów się lekko uśmiechnął. Do oczów wlało się zwyczajowe ciepło.
– To o to chodziło? – Pokręcił głową, opierając policzek o
zwiniętą pięść. – Zawsze możemy zacząć na nowo jako znajomi.
Zamrugała, unosząc
wysoko brwi. Tego się nie spodziewała.
– Kompletna czysta kartka?
Spojrzał na nią z
nutka złośliwości.
– Chcesz, bym zaczął od „Cześć, jeste…
– O nie – Potrząsnęła głową. – Bo już mnie skręciło –
Machnęła ręką. – Tylko nie wspominajmy o wiesz czym.
– Skoro tak chcesz , to proszę bardzo.
Opadła na krzesło, a
napięcie uleciało z niej niczym z przekłutego baloniku. Poczuła lekkość i
nawet, kiedy lekko ukuło ją w środku, to to zignorowała.
– W takim razie muszę spytać mojego nowego przyjaciela – Podniosła
kieliszek i wzrokiem omiotła miłą orientalną knajpkę, gdzie siedzieli. – Skoro nie
jesteś z Ziemi i wiedziałeś gdzie to jest i co zamówić, to znaczy że byłeś tu z
maszkaronem na randuni?
Na odgłos zakrztuszenia
się makaronem, uśmiech sam jej wpłynął na usta. Tak powinno być.
Leaus jakby słysząc
jej myśli, parsknął. Pstryknęła go palcem, nie odrywając oczu od Gusa, który desperacko
próbował przestać kaszleć.
****
– Nie podoba mi się to – zawyrokował Shun.
Całą czwórką
siedzieliśmy w niewielkiej salce. Dan ciągle leżał zemdlony na łóżku pokrytym błękitnym
prześcieradłem. Spectra znalazł się wśród tłumu widzów i razem poszliśmy ogarnąć
co z Kuso. Jako że ciągle był poza naszym światem to opowiedziałam im o
wyczuciu dziwnej energii, lecz nie mieliśmy pojęcia, skąd mogła się wytrzasnąć.
Nie była tak mroczna jak Tytana lecz wyjątkowo nieprzyjemna. Jeszcze wyszło, że
jedynie ja coś poczułam, więc musiało mieć to związek z bakuganem, choć tam
nikogo nie było w teorii.
Marucho spojrzał na
Drago, który siedział tuż koło ucha swojego partnera. Bakugan przez dłuższą
część naszej rozmowy milczał.
– Drago, a ty nic nie zauważyłeś?
– Niestety nie – odparł smok. – Daniel dobrze się czuł przed
bitwą i nagle zasłabł. Sekundę wcześniej jeszcze wykłócał się z Anubiasem.
– A wcześniej? – odezwał się niespodziewanie Keith. – Nic się
nie działo?
– Nie.
– A to zadrapanie – nie ustępował. – Skąd się wzięło?
Drago od
odpowiedzi uratowało gwałtownie zerwanie się Dana. Potoczył po nas oszołomionym
spojrzeniem, nabierając głęboko powietrza. Zmarszczył nos, ogarniając oczami
szczegóły pomieszczenia.
– Co się stało? – spytał ogłupiały.
– Zemdlałeś – odparł krótko Shun. – W czasie bitwy.
Dan otworzył usta i
zaraz je zamknął. Chyba dostrzegł, że każdy wpatruje się w niego uważnie, niemo
żądając odpowiedzi. Oczy uciekły mu na bok, kiedy zgarnął bakugana na rękę. Wyszczerzył
zęby, lecz było w tym coś nieszczerego.
– Poczułem, że mi się tak mega gorąco zrobiło i obraz rozmył
mi się przed oczami – powiedział.
– Dziwne – mruknęłam. – A też poczułeś, jakby takie
zgęstnienie atmosfery?
Gwałtownie drgnęła
mu ręka, ale ukrył to, mrugając niewinnie. Czyli coś było na rzeczy.
– Nie – Przechylił głowę. – Twoja moc może coś wyczuła?
– Nie mam pojęcia – westchnęłam. – Jednak chwilę zanim
odleciałeś, coś się zmieniło na arenie – zawiesiłam oczekująco głos.
Jednak szatyn nic
nie powiedział. Poderwał się z łóżka, prostując, aż mu kości strzyknęły.
– Zgłodniałem – uznał i poklepał się po brzuchu. – A właśnie
co z walką, Jess?
– Tradycyjnie Anubias nie akceptuje zwycięstwa, chce powtórki.
A co do tego – Pociągnęłam go za ucho, ściskając lekko. – Jeszcze raz mnie
wjebiesz w walki, to Anubias nie będzie miał z kim walczyć, dotarło?
– O-oczywiście! – zasalutował.
Puściłam go, na co się
okręcił wokół własnej osi i wyszczerzył do Spectry. Widać było po nim pewne
wymuszenie. Próbował grać, że nic się nie stało, byśmy puścili to w niepamięć.
– Trochę wstyd, że to oglądałeś, Keith – przyznał, sunąc
ręką po karku. – W ogóle zamierzasz wrócić do walk?
– Póki co jestem zbyt zajęty – przyznał blondyn, podnosząc
się. – Przy okazji zraniłeś się – Postukał się w policzek.
Dan znów się
spłoszył, lecz uśmiech mu nie zszedł z twarzy.
– To szkoda, liczyłem na naszą walkę.
Spectra przewrócił
oczami, łapiąc mnie pod rękę. Kuso w sekundę podchwycił temat i złapał Shuna
oraz Marucho za ramiona.
– Zupełnie zapomniałem, że pewnie chcecie mieć trochę
spokoju – zaczął wypychać przyjaciół do drzwi. – My lecimy na jedzenie także
się nie przejmujcie!
– Ale Dan… - zaczął Shun, łapiąc dłonią framugę.
– Już, już, pewnie też jesteś głodny! – uciszył go brunet. –
Julie się ucieszy na nasz widok!
Po kilku minutach
przepychanki udało mu się wywalić kolegów na korytarz. Puścił mi perskie oczko
i wyszedł, zatrzaskując drzwi. Keith zerknął na mnie z uniesionej brwi.
– Naprawdę z nim przegrałem?
Pacnęłam go w
ramię.
– Nie bądź wredny, coś tu nie gra.
– Nie dało się zauważyć, fantastyczny z niego aktor.
– Który wgniótł cię kilka razy w ziemię – ucięłam. – Lepiej użyj
głowy, czemu tak bardzo zachowuje się nie po swojemu.
– To znaczy?
– To przecież Dan! – Wyrzuciłam ręce przed siebie. – Jeśli by
coś się stało, to normalnie zaraz bym wiedziała. A jak nie ja to Shun albo
Marucho. Tymczasem on się z czymś ukrywa…
– Niezwykle umiejętnie.
–… i wygląda, że się tego obawia, ale nic nie chce
powiedzieć – dokończyłam.
– Pytasz złą osobę – westchnął. – Też mi się to nie podoba,
ale nie mam pojęcia, co mogło się stać. Będziesz częściej w Bakuprzestrzeni, to
możesz mu się przyjrzeć.
Pokiwałam głową. Jakiś
plan to był. Zawsze mogłam też poprosić bliźniaki albo Stellę by też mieli oko
na Dana. Oni nie byli tak w piździe z materiałem szkolnym jak ja.
– Masz czas jutro po szkole?
– Z godzinkę.
– Raczej starczy – Spojrzał na zegarek, kliknął kilka razy i
potarmosił mnie po włosach. – Będę się zbierał.
Nawet mi to nie
przeszkadzało, bo kilka sekund później dostałam telefon od Kenjiego z pytaniem,
czy mogę do nich wpaść. Dlatego razem skierowaliśmy kroki do teleportów. Przez
wypadek Dana przyciągaliśmy jeszcze większa uwagę, choć i tak największy tłum dostrzegałam
koło kawiarenki. Jedynie szatyn byłby na tyle głupi, by po wzbudzeniu sensacji
iść gdzieś w Bakuprzestrzeni na jedzenie.
– Jak tak pomyślę – odezwał się Spectra, wstukując współrzędne.
– To za długo było spokojnie.
I z tymi słowami
mnie zostawił.
****
Reinare od zawsze
szczyciła się swoją wyczuloną intuicją. Jeśli na kogoś widok zaczęła słyszeć
ostrzegawcze dzwonienie, wiedziała, że lepiej się wystrzegać tej osoby. Jednak
teraz miała problem z ustaleniem, o kogo dokładnie chodziło.
Siedziała wysoko na
trybunach areny, więc miała problem z dokładnym przyjrzeniem się trójce osób
stojących właśnie na półce skalnej. Dwóch chłopaków w ciemnych bluzach i jedna
dziewczyna. Dzwonienie nie ustawało. Zmrużyła powieki, lecz dalej nie widziała
wyraźnie rys.
Dopiero kiedy na ich
twarze skierowała się kamera, to aż podskoczyła na siedzeniu. Jedna twarz była
jej aż za dobrze znana.
– Gawain? – szepnęła.
Vestalianin
skierował wzrok prosto na obiektyw, przez co ogarnęło ją uczucie, jakby złote tęczówki
były wycelowane prosto na nią. Następnie pokazali się jego koledzy z drużyny. Chłopak
o długich fioletowych włosach spiętych w kucyk i dziewczyna o znudzonej twarzy.
Bez wątpienia Ziemianie.
Odszukała tablicę
wyników. Gawain zajmował obecnie 9 miejsce. Tamta dwójka nie znajdowała się w
pierwszej piętnastce. Reinare poprawiła się na krzesełku, czekając na rozwój
bitwy, choć jej myśli były od tego dalekie.
Co tu u diabła
robił ten chłopak?