Złote oczy lśniły w
półmroku niczym drogocenne kruszce niemal jak te Veny. Przełknęłam ślinę, spuszczając
rękę z telefonem. Niemożliwe, by to była jakaś jej rodzina?
– Kim jesteś?
Pytanie nie było
zbyt uprzejme, jednak zmęczenie sprawiało, że chciałam zakończyć rozmowę jak
najszybciej. Chłopak wyprostował się nieco, ale nie ściągnął maseczki zasłaniającej
usta.
– Na pewno nie będziesz mnie kojarzyła – odparł. Jego głos był
niski i kojący, ale miał w sobie jakby ostrzegawczą nutę, że z jego właścicielem
nie należy zadzierać. – W końcu nie pochodzę z elit Vestalii – zakończył gorzką
ironią, aż oczami wyobraźni widziałam, jak wygina wargi w uśmieszku.
Skrzyżowałam ręce
na piersiach, marszcząc brwi.
– To nie jest odpowiedź na pytanie – Postukałam się palcem
po łokciu. – Zresztą nie jestem już od dawna księżniczką, więc te elity to trochę
strzał w płot. Czego chcesz?
Ten kliknął
językiem i zachichotał. Wyciągnął z kieszeni kurtki dłoń i zaczął pocierać podbródek,
patrząc na mnie z udawanym zaciekawieniem.
– Ah, więc Ace Grit, który pochodzi z rodziny bogatych
inwestorów, Mira i Keith Fermin z znanej rodziny naukowców, to nie są elity?
Ach – Zatrzepotał rzęsami i machnął wyprostowanym palcem. – Choć raczej czy o Keithie
nie powinno się mówić Spectra? Wtedy jego przynależność do klasy wyższej jest
faktycznie wątpliwa… - Zacmokał i zerknął na mnie. – Nie powiesz, Jessie?
Brakowało mi słów,
które mogłabym wypowiedzieć. Puste mieszkanie, hala i ciemny pokój zaczęły
migać przed moją twarzą. Mogłam udawać ślepą, jednak słowa tego chłopaka i to
co widziałam stanowiły osobną prawdę. Tylko co ona zawierała?
– Co wiesz? – wydusiłam w końcu.
– Dużo. Bardzo dużo – Czułam, że uśmiechnął się pod maską. –
Czyli rozumiesz, huh?
Nie dałam zbić się
z tropu.
– Chcesz pieniędzy?
Śmiech. Krótki,
suchy i nieprzyjemnie rozchodzący się po pustej recepcji.
– Nie są mi potrzebne – Machnął dłonią.
– Więc czego?
– Pokazać ci, to czego nikt inny nie próbował. Gorszą część
Vestalii.
Zmrużyłam powieki.
To o czym mówił Kenji, to o czym sama myślałam. Przejechałam kciukiem po pierścionku,
kiedy on nachylił się do mojego ucha. Zapach mięty zakręcił mnie w nosie.
– Wystarczy, że poczekasz na mnie koło żelaznej bramy na
końcu dzielnicy handlowej. Do slumsów nie powinno się wchodzić samemu.
– Nigdy nie powiedziałam, że gdzieś z tobą pójdę –
westchnęłam.
– Och, Jessie – Uniósł brew. – Dobrze wiemy, że na tym się
skoń…
– Co tu się dzieje?
Niemal podskoczyłam
na głos Shuna. Chłopak się odwrócił, wkładając dłonie do kieszeni. Wtedy spostrzegłam
tkwiący w rękawie kawałek kartki. Prędko schowałam ją do kieszeni spodni, nim
ninja na mnie spojrzał.
– Tylko witałem się ze swoją idolką – mruknął nieznajomy i
zaczął odchodzić. – Do zobaczenia, Jessie – san – Pochylił głowę i zniknął za zakrętem.
– Kto to był, Jess?
– Znajomy Kenjiego – Kłamstwo przyszło mi łatwiej niż
myślałam i nawet nie zakłuło w język.
Fludim milczał.
Serce mi mocno biło, a karta w kieszeni parzyła niczym węgielki wyjęte z pieca.
Zmusiłam się do uśmiechu, by chłopak zaraz nie zaczął czegoś podejrzewać.
Widziałam po jego postawie, że był spięty, a to znaczyło, że pewnie miał
wyczuloną czujność.
– Po co tu jesteś Shun? Masz coś do załatwienia w LA?
– Uznałem, że cię odprowadzę – Wzruszył ramionami i nagle
głos mu spoważniał. – Musimy porozmawiać o Danie.
W duchu podziękowałam,
że tak szybko zapomniał o nieznajomym. Mi było ciężej, dlatego musiałam mocno
wysilić umysł, by skupił się na rozmowie z Kazamim zamiast na tworzeniu tysiąca
scenariuszy odnośnie Spectry i tego co kryło się w slumsach. Zagryzłam wargę,
ciągnąc ją lekko. Powinnam porozmawiać z blondynem, choć nie będzie to łatwe.
Ale byliśmy razem, więc trochę szczerości by się należało!
– …wszystko się zaczęło sypać. Dzisiejszy pojedynek jeszcze
bardziej pogorszył jego stan, ale i tak nic nam nie mówi. Drago wyraźnie ma
problemy z kontrolą – mówił dalej Shun, gdy udało mu się wrócić do teraźniejszości.
Przystanek, na którym siedzieliśmy, składał
się jedynie z czerwonej ławeczki, szklanej kopuły, metalowego kosza i sporej
tablicy z rozkładem jazdy. Kazami opierał nogę o ten nieszczęsny śmietnik i wyglądało,
jakby chciał go skopać. Wytrącony z równowagi Shun…To była z pewnością nowość,
jednak bardzo niepokojąca. Wiecie, jednak pod tym płaszczykiem nosi pewnie
kunai’e i inne cuda, a kontaktu z nimi każdy wolałby uniknąć.
– Dan się o was martwi – odparłam i spojrzałam na ninję. –
Jak byliśmy w kafejce, pytał, czy jesteście na niego źli – westchnęłam. – Nie mówię,
że dobrze robi, ale może powinnyśmy dać mu czas?
– To zbyt niebezpieczne – odpowiedź Shuna tak emanowała
chłodem, aż się wzdrygnęłam. – Drago jest potężnym bakuganem. Jeśli ponownie
coś pójdzie nie tak… - Nabrał powietrza. – źle to się skończy nie tylko dla
samego Dana, ale wszystkich wokół.
– Siłą nic nie osiągniesz, Shun – zaoponowałam. – Tylko Danny
bardziej się zamknie w sobie.
Zamilkł, ale widać
było, że nie zmienił swojej opinii. Zacisnął bardziej pięści. Odwróciłam wzrok,
czując ucisk w sercu. Przez te kilka lat znajomości Wojownicy byli jedną z najbardziej
zgranych paczek, jakie znałam, więc patrzenie, jak powoli się rozpadają
wywoływało ból. Może przyczyną było, że Runo i Alice bardziej skupiły się na
nauce, a Julie ciągle latała po różnych firmach, szukając dobrej pracy. Choć na
Neathii jeszcze było dobrze, a tam też walczyła tylko męska trójka… Uderzyłam
butami o siebie, wzdychając.
Długi zielony
autobus wtoczył się na zatoczkę. Weszliśmy i zajęliśmy miejsca na samym
początku, choć cały pojazd był opustoszały.
– Jessie, jeśli Dan ci coś powie, przekażesz nam? – spytał,
patrząc się na mnie poważnie.
Przez chwilę
milczałam, po czym pokręciłam głową.
– Jeśli będzie chciał to zachować w sekrecie, to nie – oświadczyłam.
– Nie mogę, to by nie było fair.
– Ale… - Ugryzł się w wargę i pociągnął cienką skórkę. Wbił
się głębiej w fotel, rzucając spojrzenie na budynki obleczone ostrym światłem
ulicznych lamp. – To nie jest jakaś gra, tylko poważne niebezpieczeństwo.
– Spróbuje go przekonać – Trąciłam go ramieniem. – Jestem
idealnym przykładem jak trzymanie wszystkiego w sobie spierdala życie. I to
niemal dosłownie, Tytan prawie mnie miał.
Spojrzał na mnie
zaskoczony i cień uśmiechu nawiedził jego usta, na co poczułam ulgę.
– Niech ci będzie, Jess – odpuścił. – Ale mam zamiar mieć na
niego uważne oko. – Drgnął, kiedy wstałam, bo zatrzymywaliśmy się pod moim
domem i zaraz się podniósł.
– Dam radę dojść sama… - zaczęłam.
– Jest ciemno.
Przewróciłam oczami.
Od przystanku miałam może jakieś pięćset metrów do bramy, ale niech mu będzie.
Akurat moc przez to była cholernie użyteczna, bo mało kto mógł mi podskoczyć.
Jeden ruch nadgarstka i delikwent leży. Ewentualnie szybki sygnał do Aki i
delikwent leży na ostrym dyżurze. Odetchnęłam nocnym powietrzem i zarzuciłam
ramie na szyję Kazamiego.
– A jak z Alice? Kiedy ujrzę jej uroczą twarz?
– Chyba nie szybko – odparł. – Ma jeszcze kilka zaliczeń.
Wydęłam wargi, ale
więcej z chłopaka nie wydoiłam. Rozstaliśmy się, kiedy przeszłam do ogrodu.
Otworzyłam drzwi wejściowe, zrzuciłam buty, przywitałam Aresa i spojrzałam w
mrok otaczający inne pomieszczenia. W sekundę mój dobry humor uleciał. Kim był
ten chłopak? Co ukrywa Spectra? Co jest z Danem?
Z wolna osunęłam się
na pluszowy dywanik wypełniający hol. Głowa zaczęła mi pulsować, a małe igiełki
wbijać w skronie i kark. Czy to oznaka stresu czy zmęczenia, nie miałam pojęcia.
Jedynie tępo wpatrywałam się w ciemność, głaszcząc ucho psa i pozwalając się
zalać fali myśli. Jedna poganiała drugą, przynosząc ze sobą nowe obrazy.
Korona w szkarłacie.
Zniszczone korytarze. Rozbity tron. Spectra obleczony fioletową energią.
Zamrugałam. Durny
koszmar, zwykłe złe wspomnienia.
Niskie, odrapane budynki. Ciemność z wyjątkiem jednego kręgu
światła, gdzie leży czerwona maska.
„Wreszcie cię oślepiłem”
Nie czekałby tyle. Zresztą…przecież mnie kocha. Wystarczy
spytać.
Arena rozpadająca się na kawałki. Uciekający wzrok.
Fałszywy uśmiech.
On też nie powinien cię okłamać, prawda?
Przełknęłam ślinę, co przyszło z trudem
przez gulę w gardle. Ares zaczął popiskiwać i trącać mnie mokrym nosem po
ramieniu. Nabrałam chrapliwie powietrza, lecz to nie pomogło. Łza pociekła, a
za nią kolejna i kolejna. Ciężka gąbka bólu wypełniła głowę. Ares zaczął
mocniej pchać pysk na moją szyję. Nie czułam ręki, która próbowała go ugłaskać.
Nie czułam podnoszących się nóg. Wyczułam dopiero zimno kołdry, kiedy uderzyłam
w nią z pełną siłą. Księżyc świecił na czystym niebie. Firanka lekko falowała.
Wszystko zniknęło.
****
Aki czuła na sobie
potępiający wzrok Shieny, ale nie pozwoliła sobie, by to ją odciągnęło od
czekania na głos Jessie. Lecz tak jak dwa razy wcześniej odezwała się poczta.
Zmarszczyła brwi i weszła w chat. Wiadomość ciągle nieodczytana.
– Pewnie zasnęła szybciej, bo była zmęczona – stwierdziła Haru
i postukała ołówkiem o rozłożone zeszyty i książkę na kotatsu. – A ty zdaje się
musisz to zdać pojutrze. Siadaj.
– Ale to niepodobne do Jess – jęknęła. Shiena spojrzała na
nią znad szkieł. Usiadła szybciutko, odkładając telefon na łóżko, na co
dziewczyna się rozchmurzyła. – No sama powiedz! Zawsze odpisuje!
– Pewnie zrobi to później albo rano – Szatynka nie dała się
wybić z rytmu, wykładając przed przyjaciółką skrótowe notatki z podkreślonymi
wzorami. – Przeczytaj i powiedz, czy coś jest niejasne, potem dam ci kilka
krótkich przykładowych zadań.
Aki wydęła
policzki, ale z wdzięcznością pochyliła się nad zapisami. Gdyby nie to, że
Shiena oprócz bycia inteligentną i piękną istotą posiadała też anielską
cierpliwości, to by leżała i kwiczała z tej matmy. A to to tylko leżała i
zastanawiała się, jak ciąg durnych cyfr, kropek, przecinków i innych gówien
miał decydować o jej przyszłości.
Podniosła na chwilę
oczy i uśmiechnęła się, widząc, że okularnica szybko pisze sms’a. Mogła sobie
gadać, że Jess odpisze i że nie ma się co martwić, ale jej tryb troskliwej
opiekunki już się musiał włączyć.
Wyczuła jej wzrok,
bo zmrużyła powieki.
– Pisze do niej, byś się nie denerwowała.
– Oczywiście, Shi – Pokręciła głową, za co otrzymała potępiający
wzrok.
– Przeczytałaś?
– Daj mi chwilę!
Haruka zaczęła popijać
herbatę, czekając aż Akane skończy. Rozglądnęła się po pokoju i uśmiechnęła na
widok korkowej tablicy wypełnionej tysiącami zdjęć, aż nachodziły na siebie i
czasami wystawały jedynie fragmenty czyiś twarzy. Pod tablicą wisiała półka
wypełniona błyszczącymi okładkami książek, na których siedziały małe pluszowe
króliczki i lisy. Zauważyła, że choć tyle razy przebywała w tym pokoju, a za
każdym razem coś się zmieniało w jego wyglądzie. Teraz nowością były maski z
teatru kabuki, które wisiały nad wysokim łóżkiem.
Wróciła wzrokiem do
fioletowej grzywy. Choć grzejnik pod kotatsu był wyłączony, to czuła się przyjemnie
odprężona przez ciepło napoju i ciszę.
– Durnowate robaczki.
Przynajmniej do
chwili, aż Aki zacznie wyklinać na cały świat.
– Czego nie rozumiesz?
Dziewczyna już
chciała załamać ręce i odpowiedzieć „sensu istnienia”, gdy pokój wypełnił krótki
blask, po czym na wypolerowanych panelach stanął Gus. Aki w pierwszej sekundzie
myślała, że jej mózg oszalał od matematyki (nie dziwiła się absolutnie) i
doznała halucynacji. Jednak zaskoczony pisk Haru przekonał ją, że Grav był
realny.
– Dość późna pora na wizyty – mruknęła nieco kąśliwie, żeby
Haru sobie czegoś nie pomyślała.
– Nie odbierasz telefonu – odparł Gus, kucając.
Miał na sobie garnitur,
co od razu przyciągnęło jej uwagę, bo był to niecodzienny widok. Skąd on się tu
przeniósł?
– Wyciszyłam, bo Shi by mnie udusiła – Poklepała zeszyt
przed sobą. – Próbuję się uczyć.
– To tylko szybkie pytanie i znikam – Powiódł wzrokiem po
nich. – Wiecie, gdzie jest Jess?
– Oho – Haruka podniosła się równocześnie z Akane. – Nie odbiera
– powiedziały jednocześnie.
Równocześnie
odczuły ten sam skurcz w żołądku. Gus też nie wyglądał na zachwyconego.
– Czemu jej szukasz? – spytała Haru.
– Mis.. – Poprawił się. – Spectra próbuje się z nią skontaktować,
ale od dobrych kilku godzin nie odbiera.
Aki już ubierała
kurtkę i podawała Haru jej bomberkę. Między jej palcami dyndały klucze.
– Więc jedziemy sprawdzić, czy siedzi na chacie.
– Mogę was przenieść – przypomniał Grav.
Na te słowa Akane
wyrzuciła kluczyki do auta, po czym poklepała się po kieszeniach, aż wyczuła
kształt klucza wejściowego do domu Jess. Shiena zerknęła na chat, lecz wiadomości
ciągle nie zostały wyświetlone.
Złapały Gusa za
rękaw i wspólnie zniknęli.
****
Zniknięcie Jessie brało
swój początek w spoconym Danie, który przecknął sięna fotelu. Drżąc konwulsyjnie,
próbował pozbyć się fantomowego dotyku ciemnych dłoni na jego ciele. Oddychał
krótko i urywanie, ciągle walcząc z pozostałościami koszmaru. Mrok wokół niego
falował, jakby tajemnicza istota wciąż oczekiwała na niego, by wciągnąć go we
wnętrze kolejnego horroru. Fala mdłości naszła go na samo wyobrażenie. Na
szczęście dreszcze w końcu ustały, a ciemność nie drgnęła ani o jotę.
– Danielu – Drago zaczął łagodnym głosem jakim przemawia się
do przestraszonych ludzi czy zwierzątek. Dan normalnie by to skomentował, ale
obecnie stanowiło to miłą odmianę od wcześniejszego terroru. – To nie może tak
trwać. Musimy komuś powiedzieć.
– Nie, Drago – wyrzucił, mając wrażenie, że wyzbył się tym
całego powietrza z płuc. Z trudem nabrał porządny haust. – Tylko ich zmartwimy.
Musimy sobie z tym poradzić.
– Ale jak? – Bakugan usiadł na jego kolanie. – Nie mamy
nawet pojęcia, kim jest ta istota – mruknął, lecz wojownik wyczuł, że czegoś
nie dopowiedział.
– Masz jakiś plan, przyjacielu?
Drago zawahał się
wyraźnie, lecz westchnął.
– Znamy osobę, która ma spore doświadczenie z dziwnymi rzeczami.
Jess również doświadczała dziwnych wizji i snów. Kto inny może nam pomóc?
Dan powstrzymał się
od otwarcia ust, za to przejechał dłonią po twarzy, ścierając resztki słonego
potu. Teoretycznie Drago miał rację i Jess brzmiała jak najrozsądniejszy wybór.
Tylko…Przełknął ślinę. Jak zareaguje? Okłamał ją, chłopaków.
– Musimy coś z tym zrobić – Bakugan przemówił z naciskiem. –
Moja moc dalej szaleje.
Szatyn zwiesił
głowę.
– Dobrze, Drago.
Ta zgoda powiodła
go dokładnie do ogrodu państwa Knight. Księżyc świecił wysoko nad ich głowami,
oblekając teren wokół w srebrzysta powłokę. Odgłosy miasta szumiały w oddali.
Jess wpatrywała się w niego zapuchniętymi od snu oczami, otulając się puchatą
kurtką. Przestąpił z nogi na nogę, czując jak wzrok orzechowych oczu staje się
intensywniejszy.
– Więc co chciałeś mi powiedzieć, Dan? – spytała lekko
zachrypniętym głosem.
Przymknął powieki
na sekundę. Teraz albo nigdy. Nabrał powietrza i rzucił się głową w czeluść,
której dna nie mógł ujrzeć. Słowa, które zaczęły płynąć, mogły zmienić
wszystko. Zmieść z powierzchni całego jego dotychczasowe osiągnięcia,
przyjaźnie. Odmienić wszystko o 180 stopni. Mimo to mówił. Aż zaczął czuć ulgę.
Że ktoś wreszcie ujrzał, z czym się zmagał. Usłyszał jego rwący się oddech i
drżące ręce. Jakby jad powoli opuszczał jego organizm. Jednak był on zbyt
silnie wkłuty w jego organizm, by zniknąć całkowicie. Mroczny śmiech nie
opuszczał tyłu jego głowy, a czujne błyszczące pary oczu błyskały w okrutnej zabawie.
– Proszę, pomóż mi – wyrzucił na końcu słabnącym głosem.
Przez chwilę nie
działo się nic. Cisza aż wibrowała w powietrzu, na co jego serce zaczęło
szybciej bić, a zimno wypełniać płuca. Mógł tego nie robić, zapomnieć, nie dac
się,, jaki on głupi, czemu zdradzi…
– Tak mi przykro, Dan.
Uścisk był gorący i
mocny, natychmiastowo stapiając cały chłód. Tak jak przy łagodnym głosie Drago,
Dan powinien poczuć się urażony takim traktowaniem. Teraz jego głupia duma nie miała
prawa głosu. Nie gdy na krótką chwilę poczuł się bezpieczny. Odcięty od chłodu
i mrocznych cieni skaczących po ścianach. Chwila iluzji.
– Obiecaj, że nikomu nie powiesz – powiedział i od razu
odwrócił wzrok, zagryzając wargę. Niczym tchórz.
To co robił, było
egoistyczne. Byli w końcu paczką. Razem walczyli, świętowali zwycięstwa i
lizali rany po porażkach. A przez jedną obietnicę Jess przestanie być częścią
tego świata, bo wiedział, że dotrzyma słowa. Zostanie z nim, odrzucona przez
resztę.
– I tak będziesz im musiał w końcu powiedzieć – westchnęła ciężko.
– Ale dobrze.
– Przepraszam, Jess.
Skinęła głową.
Rozumiała bez problemu, co zrobiła. A mimo to ciągle wpatrywała się w niego z
troską. Jakby wcale nie wykorzystał jej słabości.
– Ogólnie proponuje plan, że lecimy teraz na Vestalię.
– Co? – Prawie podskoczył. – Po co?
– Pytać o to Reiko, oczywiście – Szatynka oparła dłonie o
biodra. – Nie zdradzi sekretu, a jednak szybciej ktoś mający ponad czterysta
lat będzie wiedział, z czym się zmagasz.
Zgodził się, mimo
uczucia ściskania w żołądku. Choć tyle mógł jej dać.
– Drago, jeśli byś mógł.
W księżycowej
poświacie rozwarł się portal. Linie czasoprzestrzenne śmigały po czarnych
ścianach. Jess wyciągnęła do niego dłoń. Przyjął ją z uśmiechem, po czym wspólnie
wskoczyli.
****
Pałac pogrążony w
ciemnościach nie był najprzyjemniejszym miejscem do zwiedzania. Szczególnie po
północy, kiedy odnosiło się wrażenie, że cały czas coś przemyka po ciemnych
zakamarkach. Jako że nie mogłam już przywołać Reiko, byliśmy zmuszeni sami jej
szukać. O tej porze zamek był niemal
całkowicie opustoszały jeśli nie liczyć tej duszycy i czterech nocnych
strażników, którzy stali na zewnątrz przy bramach.
Zerknęłam przez
ramię, czy Dan za mną podąża i objęłam trasę na podziemną czytelnią. Liczyłam,
że tam Reiko będzie siedziała, bo mimo wszystko czułam się cholernie zmęczona.
Ten dziwny koleś, a teraz opowieść Dana. Kiedy opisywał swoje sny, na chwilę
miałam wrażenie, jakby cofnął się czas i to były moje dziwaczne wizje. Czemu wszystko
dziś w dziwny sposób sprowadzało się do Vestalii?
Potrząsnęłam głową,
gryząc lekko wargę. Nie był na to teraz czas. Danny wyglądem przypominał cień
człowieka i nim należało się zająć, zanim te koszmary nie zjebią mu psychy.
Pchnęłam dwuskrzydłowe drzwi i zaczęliśmy schodzić zakręconymi schodami w dół. Od
kamieni bił ziąb, ponadto tylko nieliczne kinkiety świeciły, przez co trzeba
było uważać, by się nie potknąć i przypadkiem nie skręcić karku.
Droga przebiegała w
absolutnej ciszy. Mogłam usłyszeć szum własnej krwi w uszach. Kompletne przeciwieństwo
naszych wariactw z Neathii. Poczułam, jak po klatce piersiowej rozchodzi się
zimno. Wszystko powoli zaczyna się chwiać. Miliony nieodpowiedzianych pytań
kłębiły się niczym robaki, tworząc coraz głębsze dziury. Zupełnie jakby
rzeczywistość zaczęła zmieniać się w kos…
– Koszmar. Mam wrażenie, że to coś wyciągało moje największe
lęki i mnie w nie wpychało – mówił cicho Dan.
Obróciłam się do
niego. Nagle ta przyduszająca atmosfera uderzyła we mnie i zesztywniałam. Ponad
ramieniem wystawał kawałek twarzy Hydrona. Jego sylwetka promieniowała nieco.
Uśmiechnął się i nonszalancko strzepnął zeschniętą krew z włosów. Wzdrygnęłam
się, gdy się uśmiechnął.
Kiedyś to był mój pałac.
Zaschło mi w
gardle, jednak oderwałam się niemal siłą i spojrzałam na Dana. Miał spanikowany
wyraz twarzy.
– Brzmi jak Tytan – mruknęłam.
– Myślisz, że on…
– Nie jesteś z mojej rodziny – pokręciłam głową. – Ale jeśli
to podobna istota, to Reiko musi coś o tym wiedzieć.
– Muszę wiedzieć o czym?
Do zawału byłam o
krok, kiedy znikąd pojawiła się za moimi plecami. Ścięła włosy do ramion, lecz
poza tym nie zmieniła się ani o jotę. Ten sam nic nie mówiący uśmiech dalej wykrzywiał
jej wargi. Omiotła nas wzrokiem i wskazała dłonią masywne drzwi na lewym końcu
korytarza.
– Zrobię wam herbatę.
Rzuciłam ostatnie
spojrzenie za Dana. Hydrona nigdzie nie było.
****
Akane nie raz
widziała wkurwionego Spectrę. Często ona była powodem lub inna błahostka i
zazwyczaj cieszyło ją to, bo nie od dziś było wiadome, że sprawienie temu
bucowi kłopotów stanowiło świetną rozrywkę. Jednak teraz jego stan był daleki
od tego zwyczajowego wkurzenia. Bliżej mu było do zdenerwowania, które było tak
w niewytłumaczalny sposób przemieszane z troską, że nie odczuła nawet uncji
radości. Zresztą choć telefon Jess okazał się rozładowany, to jej brak w pokoju
o wpół do pierwszej był wysoko niepokojący.
Podrapała Aresa za
uchem, przyglądając się jak Haru pobieżnie sprawdza plecak Jessie. Nic, żadnej
wskazówki, gdzie mogła pójść. Przeniosła wzrok na maszkarona i Gusa. Wtedy to
zignorowała, lecz obydwaj mieli na sobie garnitury, co musiało znaczyć, że
urwali się z jakiegoś ważnego wydarzenia.
– Gdzie byliście? – spytała Grava, wiedząc, że od Phantoma
odpowiedzi nie uzyska.
– Bankiet dla inwestorów – wyjaśnił krótko. – Przedstawialiśmy
nasz nowy projekt.
– I mogliście się tak urwać? – Shiena uniosła brew.
Grav się lekko skrzywił.
– Niezupełnie.
Powiedzenie, że
Akane została zaskoczona, było jak nic nie powiedzieć. Spectra z własnej woli
zrezygnował ze swojej obsesji naukowej, by siedzieć na fotelu w pokoju Jess?! Serce
jej zabiło. To musiało być coś potężnego. Co takie się stało?!
Słowa Grava zdawały
się przecknąć Spectrę z letargu. Uniósł głowę i wyciągnął lśniącą kartę z
kieszeni, podając Gusowi.
– Wracaj i dokończ negocjacje. Poczekam. I zabierz je do
domu.
– Czemu chcesz zobaczyć Jess? – Aki zerwała się z krzesła i
stanęła przed blondynem.
Spojrzał na nią
chłodno.
– Musimy porozmawiać.
– Nie pierdol – Skrzyżowała ręce. – Coś musiało się stać.
Inaczej byś tu nie przyszedł. Więc mów!
Gus wykonał gest, jakby
chciał ją odciągnąć, ale szybko opuścił dłoń.
– Nie będziesz się mieszała do naszych spraw.
Shiena mocno
pociągnęła Akane za tył koszulki, gdy dziewczyna zabierała się do zamachu ręką.
Specra z powrotem wbił wzrok w ścianę.
– Akane, nic się nie stało – przemówił Gus uspokajająco. –
To zwykła rozmowa.
– Nie poświęciłby tyle dla zwykłej rozmowy.
– Aki – Grav ujął ją za przegub. – To nie nasze sprawy.
Spojrzała na niego,
po czym z odwróciła głowę z fuknięciem. Gus wyciągnął dłoń do Shieny.
– Chodżmy, Haruka – san.
****
Reiko zawsze lubiła
różne oryginalne mieszanki i niektóre potrafiły wykręcić gardło, lecz ta akurat
była całkiem dobra, choć z nieco gorzkawym posmakiem. Otuliłam gorący kubek dłońmi
na wzór Dana, kiedy po raz kolejny opowiadał o swoich snach. Na okrągłym
stoliku leżał szkic tego stwora. Normalnie pośmiałabym się z tego talentu
plastycznego (choć mój był niewiele lepszy), jednak ciągle czułam się
obserwowana. Zerkałam na boki, lecz wokół był jedynie kurz i tysiące szafek.
Reiko odłożyła
filiżankę i podniosła rysunek. Zamyśliła się na chwilę.
– Jess miała rację, że przypomina swoim działaniem Tytana –
przyznała. – Musiał się jakoś przedostać przez tą bramę lub klucz. Ta isto..
– Nazwijmy go Sześciooki – rzuciłam i choć żart wypadł blado,
to Danowi drgnął kącik ust. Mały sukces.
Reiko przewróciła
oczami i postukała paznokciem w kartkę.
– Sześciooki zdaje się żywić na Danie i jego emocjach.
– Żywi? Jak?
– Im bardziej negatywne emocje tym lepsze – uznała. – Dlatego
śnią ci się koszmary.
Dan pobladł, a Drago
poruszył się niespokojnie. Zjawa znów zamilkła. Akurat przez uchylone okno
wpadło nieco chłodnego nocnego powietrza, po czym nagle świsnął wiatr.
Zadrżałam, lecz nie przez chłód. Gorąc spojrzenia wbijanego w moją czaszkę
zdawał się niemal topić kości. Odwróciłam głowę.
Volt. Żywy niczym sprzed
dwóch lat Volt. Skamieniałam.
Dalej nie umiesz zapomnieć?
Nie miałam na to
odpowiedzi. Mogłam jedynie się w niego wpatrywać. Nie uśmiechał się, a jego
wzrok wydawał się wręcz oskarżycielski. Ale dlaczego? Przecież rozstaliśmy się
na przyjacielskiej stopie. Choć…mogłam to zatrzymać. Jego śmierć. Mógł odejść
ze mną. Gdybym tylko…Gdybym…
Zaczął iść w moją
stronę. Chciałam się cofnąć, lecz nie mogłam. Trwałam jak przykuta do fotela,
gdy się zbliżał, aż stanął nade mną.
Masz rację, nie zatrzymałaś.
Nie byłam w stanie
się bronić czy choćby odezwać. Trwałam w przerażającym bezruchu, uwięziona pod
jego palącym spojrzeniem.
A teraz boisz się spojrzeć w miejsce, skąd wypełzłem.
Przykląkł na jedno
kolano. Jego poważna twarz zdawała się być kamienną maską.
To miejsce jest pełne trupów.
Moja głowa sama
odchyliła się z powrotem w stronę ciemności. Krzyk uwiązł w gardle, a gorzka
żółć zabulgotała w gardle. Shadow, Mylene, Hydron, Lync. Obdarci, poranieni. U
dawnego księcia z boku sterczał metalowy pręt. Kassandra stała w swojej rozdarte
sukni i trzymała wyszczerbiony miecz w dłoni. Złociste włosy rozwiały się w
powietrzu, nim regał z tyłu zaczął opadać.
Błysk płomieni.
Krwawa pręga rozlewała się po ścianie, sięgając niemal okna, aż…
Kto tutaj włada ogniem?
Ciepło otuliło moje
ramiona niczym miękki kocyk. Postacie zafalowały i zniknęły, zabierając ze sobą
pożogę. Miałam wrażenie, że błyska przede mną coś błękitnego, ale nie miałam
siły się temu przyglądać. Czułam, jak moje mięśnie się rozluźniają, a błoga
mgiełka spokoju wypełnia umysł. Ziewnęłam i po chwili pochłonął mnie sen.
****
Reiko lekko
fuknęła, kiedy ciało Jessicy opadło na nią. Zachwiała się, lecz zdołała odzyskać
równowagę. Dan nie był w stanie ruszyć palcem, jedynie dalej trwał wbity w
fotel. Krew wrzała mu w żyłach. Co to było? Co się stało z Jess?
– Powinnam była to przewidzieć – mruknęła zjawa, biorąc Jessie
na barana. Spojrzała na niego poważnie. – To co cię prześladuje, obserwuje nas.
Drgnął, a fala
przerażenia uderzyła w jego płuca. Pokój zdawał się gwałtownie zwęzić do fotela
oraz Reiko. Zjawa uniosła dłoń. Na koniuszkach palców zatańczyła błękitna
wstęga. Wpatrywała się w nią przez chwilę, po czym pokręciła głową.
– Co to znaczy? – wykrztusił.
– Nie mam pojęcia, gdzie przebywa – odparła kobieta. – Jednak
w jakiś sposób jego wymiar łączy się z inn.. Nie – Pokręciła głową. – On się
łączy z tobą.
Dreszcze przebiegły
po plecach Dana. Zaczął słyszeć przytłumiony głos tamtego stwora. Czuł jego
uśmiech. Jego triumf.
– Patrzy na ciebie i wykorzystuje sytuacje – Reiko mówiła
dalej, nie dostrzegając reakcji Dana. – I widać może wpływać nie tylko na
ciebie, ale i innych – Zerknęła na Jess i odgarnęła jej włosy z twarzy. Zagryzła
wargę. – Co to u diabła jest?
Dopiero trzask porcelany
przyciągnął jej uwagę. Brunet zaciskał dłonie na krawędzi stolika, aż knykcie
zbielały. Ciemny płyn wolno skapywał na podłogę. Kuso uniósł głowę. Jego
nozdrza drgały, a oczy wypełniało przerażenie, jakby czuł obecność istoty gdzieś
w sobie.
Kap. Kap. Kap.
– Powstrzymasz to? Albo dowiesz się co to?
– Mogę spróbować – odparła. Dotknęła dłonią jego ręki i
wtedy mały błękitny symbol pojawił się na skórze. – Gdybyś był w koszmarze, naciśnij
palcem ten symbol i pamiętaj, że to tylko sen. Zawarłam w nim trochę magii
uspokajającej. Powinno pomóc szybciej się wybudzić.
– Dziękuje – Potarł palcem znak, po czym spojrzał na Jess. Jego
twarz wykrzywił ból. – To naprawdę jego sprawka?
– Najbardziej prawdopodobne. Nie wiem, co widziała, ale
musiał to sprowokować – szepnęła.
– Więc powinienem…nie przebywać z Jess?
Zaprzeczyła ruchem
głowy.
– Na pewno jego wpływ na ciebie jest dużo większy niż na
osoby postronne. Niczym Tytan. – Niemal wypluła to imię. – Jess musiało coś
dręczyć, a on jedynie pchnął ją w tę stronę.
– Dręczyć…?
Jednak Reiko już
nie miała na to odpowiedzi. Światło księżyca przesunęło się po ich twarzach. W
głębi nocy zawyły zwierzęta. Reiko pstryknęła palcami, wywołując portal.
– Idź do domu, Dan – Wskazała na tunel. – Jeśli coś znajdę, przekaże
ci przez Jess.
– Dobrze. Dziękuje, Reiko.
– A i… - Zawahała się na ułamek sekundy. – Jeśli Jess nie
wspomni o dzisiejszym, nie nawiązuj do tego.
Zmarszczył brwi,
ale skinął głową. Reiko wyglądała na podenerwowaną. Rzucił ostatnie spojrzenie
na śpiącą Jess, po czym wszedł do tunelu.
Kiedy chłopak zniknął,
Reiko przeniosła się do domu Jessicy. Ledwo jej stopy dotknęły ciepłych paneli,
zorientowała się, że coś nie gra. Panowała głucha noc, a mimo to w pokoju
paliło się światło. Pies spał przy nogach łóżka. Obejrzała się przez ramię,
akurat gdy skrzypnęło krzesło.
Spotkała się oczami
z Spectrą, który po sekundzie spuścił wzrok na Jessie. Zmarszczył brwi, tworząc
głęboką zmarszczkę między nimi. Jego twarz spochmurniała.
Zegar stojący w
holu trzema mocnymi uderzaniami ogłosił godzinę trzecią w nocy. Czas kiedy
zaczynały szaleć demony.