niedziela, 30 stycznia 2022

S3 Rozdział 10: Pierwsze pęknięcia


   Miałam wrażenie, jakbym szła przez jakiś sen. Rozmowy ludzi wydawały się być pełne niezrozumiałych słów, wszystko wirowało. Raz po raz obraz się wyostrzał, by zaraz wrócić do mnóstwa kolorowych plam. Próbowałam się skupić, jednak moje myśli cały czas się rozmywały, zanim zdążyłam je logicznie poukładać.

"Wreszcie udało mi się ciebie oślepić"

"Nie żałuję tego, co zrobiłem"

"Byłem w stanie zrobić wszystko"

   Zabrakło mi nagle powietrza. Stanęłam, starając się złapać oddech. Wszystko zdawało się oddalać, a zimno złapało mnie za gardło. Nie na tym mi zależało? Nie to chciałam usłyszeć? Poznać odpowiedzi? Wreszcie udało mi się normalnie odetchnąć. Jednocześnie poczułam palący dotyk łez, które zbierały się w kącikach oczu. Dostałam, co chciałam. Miałam rację.

   Więc skąd ten ból w środku?

     Westchnęłam, próbując opanować drżenie. Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę i szybko odszukałam wolną ławkę koło fontanny. Nieprzerwany rumor wokół jedynie wzmagał tępe pulsowanie skroni. Pochyliłam głowę, chowając między rękami. Nie powinnam była tu przychodzić w takim stanie. Moje myśli były w rozsypce, nie umiałam się skupić. Ale Dan...Przełknęłam ślinę, uświadamiając sobie, że nawet już nie pamiętałam, po co napisał. Wyprostowałam się i wyjęłam telefon.

Jess! Wszędzie cię szukam!

Poderwałam wzrok. Dan pędził w moją stronę, wymachując radośnie ręką. Uśmiechał się, póki nie stanął tuż przede mną. Wtedy jego twarz przygasła. Ściągnęłam brwi i podniosłam się.

Co się stało, Danny?

Drago przywołał Mechtogana - szepnął, po czym zerknął na boki i nachylił się bliżej. – Marucho i Shun to widzieli.

Powiedziałeś mi o...?

Pokręcił szybko głową.

Co teraz chcesz zrobić? – spytałam. – Nie możesz wiecznie okłamywać chłopaków. W końcu się wyda.

Nic się nie wyda – jego głos lekko się podniósł, po czym nagle urwał. – Chodź, pójdziemy do kafejki.

Zerknęłam na bok. W sumie wyglądaliśmy dość dziwacznie, stojąc tak blisko siebie i szepcząc. Coraz więcej osób rzucało w naszą stronę podejrzane spojrzenia.

Drago, jesteś pewny, że okiełznasz tą moc? - odezwał się Fludim, kiedy siedzieliśmy przy zasłoniętym stoliku.

Zaprzestałam bezmyślnego wertowania menu i również skupiłam się na bakuganie. Jednak Dragonoid bez zawahania, pokiwał głową.

Eve nie dałaby mi tej mocy, gdyby było to niemożliwe – odparł. – Potrzebuję po prostu dużo treningów.

Dokładnie – poparł go Dan. – Dziś naprawdę szło nam lepiej. Wystarczy trochę czasu i to opanujemy.

Ale ta moc łączy się z tym sześciookim – zauważyłam. – Nawet jeśli opanujecie moc Drago, to gdzie gwarancja, że ten stwór zniknie?

A Reiko coś ma?

Na razie cisza z jej strony – westchnęłam. – Cokolwiek to jest, przypomina mi Tytana. – Zacisnęłam dłoń w pięść. – A on stawał się silniejszy, kiedy ja odzyskiwałam fragmenty pamięci wraz z mocą. Co jeśli...co jeśli z tym jest tak samo?

Nie wiemy, póki Reiko czegoś nie odkryje.

Nie musicie się tak martwić, Fludim, Jessie. Naprawdę z dnia na dzień czuję coraz większą kontrolę - rzekł Drago.

Nagle uderzyło we mnie znużenie. Oparłam się na krześle, wzdychając ciężko. Igły wpiły się w skronie mocniej niż poprzednio.

Jess?

Nie możemy powiedzieć chłopakom? Mogliby naprawdę pomóc.

Nie, wiesz, że nie. To naprawdę nie ich sprawa i nie powinni się martwić. Obiecałaś, że im nie powiesz. Proszę, Jess.

Obiecałaś. Na to słowo wpiłam paznokcie w dłoń i pociągnęłam nimi, rysując czerwone linie na skórze. Kolejne sekrety, kolejne unikanie tematu. Potrząsnęłam głową, próbując wyrzucić twarz Keitha sprzed oczu.

"Nie żałuję tego, co zrobiłem"

Jessie? Wszystko dobrze? – głos Dana złagodniał, a chłopak wyciągnął ku mnie dłoń.

   Mogłam skłamać. Uśmiechnąć się, wymówić czymkolwiek i uciec. Ale zabrakło mi na to sił.

Nie. Nic nie jest dobrze – odparłam. Głos mi się złamał, a z oczu pociekły łzy. – Nic nie jest kurwa dobrze, Dan.

Och, Jess – Wyminął stolik i objął mnie. – Co się stało?

Sekrety, Dan. Sekrety – wychrypiałam, zaciągając nosem. – Pokłóciłam się z Keithem.

   Znów nie do końca kłamstwo, ale nie cała prawda. Zacisnęłam powieki. Sama tyle ukrywałam. Czy wobec tego miałam prawo być zła, że on też ma swoje tajemnice? Objęłam mocniej Dana, wdychając zapach lawendy.

Dlatego nie powinniśmy tego ukrywać tego przed Shunem ani Marucho – szepnęłam. – To się nie skończy niczym dobrym.

Przykro mi, ale muszę.

   Te słowa. Było w nich coś dziwnego. Jakaś zamaskowana rozpacz. Odsunęłam lekko Dana od siebie i spojrzałam mu w oczy. Brązowe tęczówki zazwyczaj pełne blasku teraz były matowe niczym u lalki. Pogładziłam go po policzku.

Czego się tak boisz?

Pytanie zawisło między nami.

   Wtedy rozległ się dzwonek sygnalizujący wejście nowych klientów do środka. Dan przeniósł wzrok na drzwi. Momentalnie jego twarz odprężyła się w fałszywym wyrazie beztroski.

Cześć, chłopaki.

Jess - san, kiedy przyszłaś? – Odwróciłam się do Marucho, na moment zapominając, że mam zapuchnięte powieki. – Co się stało?

Aaa, to – Machnęłam ręką. – Mam cięższy okres w życiu.

   Shun delikatnie położył rękę na moim ramieniu, przyglądając mi się ze zmarszczonym czole.

Co się dzieje?

Nie chcę o tym mówić, to prywatne – mruknęłam. – Sprawy z Keithem – Pochyliłam głowę, pozwalając, by włosy spłynęły mi na twarz.

Dlatego, zmieniając temat, co byście zjedli? – zagadnął Dan i zastukał menu o stolik.

Chcę porozmawiać – Ton Shuna pochłodniał, aż się wzdrygnęłam, bo ciągle stał za moim krzesłem.

O czym?

Nie tutaj. Chodźcie gdzieś, gdzie będzie pusto. Jess, dasz radę?

Tak, tak, już nie przesadzajmy – Wstałam i spróbowałam się uśmiechnąć. – Przecież nie umieram.

   Niestety Kazami nie odwzajemnił uśmiechu.

*****


   Życie w slumsach nigdy nie zamierało. Nawet podczas intensywnej wichury po krętych i  zniszczonych uliczkach kręcili się ludzi, a ze wąskich straganach wyglądali podejrzliwi staruszkowie. Lampiony wirowały na wietrze, walcząc, by nie urwać się od trzymających ich lin. Żółty pył wplątywał się we włosy, siekał po odsłoniętych częściach ciała i wdzierał się do oczu. Żywioł świszczał, ale nie był wstanie zagłuszyć gwaru. Z każdego stoiska czy sklepu było słychać nawoływanie sprzedawców, dźwięk zderzania się szklanek i pijackich rozmów wyraźnie dobiegał z licznych pubów, gdzieniegdzie rozlegały się głosy grupy dzieci.

   Jednak wichura przede wszystkim nie zdołała ukryć wyraźnie odcinającej się postaci, która szła w dół slumsów. Spectra nawet nie zadał sobie trudu, by się wtopić w otoczenie. Czarno - fioletowy płaszcz powiewał za nim niczym nietoperze skrzydła, a lodowaty wzrok zza maski odpędzał ciekawskich.

   Kiedyś pewnie powstrzymałby się przed takim wyraźnym przyciąganiem uwagi. Pociągnąłby za kilka sznurków i patrzył, jak lina zaciska się coraz ciaśniejszej na szyi jego ofiary. Jednak w przypadku Gawaina nie istniał stryczek. Zacisnął mocniej szczęki, kiedy zatrzymał się przed piętrowym budynkiem. Jako jedyny w okolicy był wykonany z marmuru oraz brak było na nim jakichkolwiek zadrapań czy napisów. Ciężkie granatowe zasłony zakrywały przed światem, co działo się w środku. Keith złapał na prostą kołatkę i pociągnął. Drzwi posłusznie otwarły się, wypuszczając na zewnątrz opary ciepła.

Zamknięte – rzucił znudzonym tonem mężczyzna siedzący przy recepcji i nawet nie podnosząc oczu, wrócił do czytania gazety.

   Było to oczywiste kłamstwo. Nad ich głowami rozbrzmiewały damskie i męskie śmiechy. Powietrze wypełniał słodko odrzucający zapach, który łatwo mógł doprowadzić do omdlenia. W kilku miejscach stały trójkątne srebrne miski, w których umieszczone były ciemne kryształy. Dawały one przytłumione światło, na tyle, by widzieć, gdzie się idzie, ale nie bymóc dojrzeć, co działo się w pomieszczeniach zakrytych przez purpurowe kotary. Całe to miejsce zdawało się być niczym pajęczyna. Kusiło swym zabójczym, tajemniczym pięknem, aż nie oplotło się wokół ciała i zatopiło szpony w skórze.

Doskonale wiem, że Gawain tu jest. Który pokój? – spytał zimno Spectra, podchodząc bliżej, aż blask kryształów padł na jego maskę.

Twarz recepcjonisty w sekundę ze zirytowanej zmieniła się na zaskoczoną. Szybkim ruchem zmiął gazetę i już miał wstać, ale Keith machnął niecierpliwie ręką.

Daj mi tylko numer.

5-54 – wyrzucił mężczyzna. – Ale on nie brał udziału w ostatniej wymi…

   Przez jego ciało przeszedł dreszcz, kiedy Phantom na niego spojrzał. Zimne błękitne tęczówki przyszpiliły go do krzesła, jakby był martwym motylem przyczepianym do stron albumu.

Chciałem tylko numer. Nic więcej – Ton blondyna był spokojny. Za spokojny. Jakby całą siłą zduszał gotująca się w nim wściekłość.

   Potem odwrócił się i ruszył ku prostym schodom.

No i na cholerę tu idziemy? - jęknął Helios. - Tak cię serduszko zabolało czy co?

Ten gówniarz zapomina, gdzie jego miejsce – warknął Spectra. - Rozluźniłem mu smycz, bo był słaby, ale widzę, że przesadziłem.

Widzisz, było się go pozbyć, kiedy mieliśmy jeszcze Zenohelda po swojej stronie.

Błąd z mojej strony.

   Numer 54 zalśnił, kiedy szarpnął za kotarę. Z kimkolwiek Gawain był, ta osoba zdołała już zniknąć. Na stole pozostała jedynie pusta butelka dżinu oraz dwie szklanki. Sam chłopak siedział rozparty na fioletowych poduszkach i palił sziszę. Dym pływał w powietrzu.

Długo się nie widzieliśmy, Spectra – powiedział, uśmiechając się leniwie. – Co to za pośpiech? Musiałem przerwać spotkanie przez ciebie.

   Phantom zignorował przywitanie i opadł na poduszkę. Opierając jedną rękę o okrągły blat, drugą nalał dżinu do szklanki i podniósł ją do ust.

Nigdy nie uczyłem cię, byś trzymał język za zębami? – spytał, kiedy przełknął.

Co jest złego w powiedzeniu Jessie, czym się zajmujesz? - Gawain przechylił głowę. Jego oczy błyszczały, a policzki były zaczerwienione. - W końcu to twoja dziewczyna, chyba powinna wiedzieć?

Nie zbliżaj się do mojej rodziny. Tak ci kazałem – Phantom zaczął jeździć palcem po krawędzi szkła. – Odbiło ci od nadmiaru wolności, gówniarzu?

Zaraz, nie mów – Gawain uśmiechnął się szeroko, chichocząc. – Chyba nie powiedziałeś jej, że z tym kończysz? Nie, Spectra, bez przesady.

   Chłopak wypuścił sziszę z rąk i zakrył dłonią usta, choć jego ciało drżało od śmiechu. Blondyn obserwował go bez najmniejszej reakcji, jedynie dalej kręcąc kółko palcem po szklance. W końcu Gawain wziął głęboki wdech i pokręcił głową. Westchnął i usiadł po turecku, wbijając wzrok prosto w maskę Spectry.

Wiedziałem, że zawsze byłeś zaparty, byle dopiąć swego. Ale teraz coraz bardziej mnie to zastanawia. Minęły już dwa lata od śmierci Zenohelda, a ty pozwoliłeś, by zrzekła się tytułu. Tak samo jej brat Rozłożył ręce. Forma rządu się zmieniła, więc nawet jeśli radni ją lubią, to ma już małe wpływy. Po co ci jeszcze ona?

   Szklanka rozbiła się, zanim plecy Gawaina uderzyły o ścianę, wydzierając chłopakowi oddech z piersi. Opadł na kolana, kaszląc. Tymczasem Spectra spoglądał na niego. O dziwo nie czuł wściekłości. Tylko tą dawną pustkę, która otaczała go niczym ciepły koc i nie dopuszczała innych emocji. Została jedynie chłodna, pozbawiona współczucia, racjonalność. Tak znajoma i komfortowa.

Naprawdę zapomniałeś kim jesteś, dzieciaku – mruknął, przykucając i ujął Gawaina za podbródek. – Nieważne, gdzie będziesz, zawsze będę wyżej niż ty – Uśmiechnął się krzywo.

I tak mnie nie zabijesz – wykrztusił chłopak.

To wyzwanie?

   Zniżył rękę i zacisnął na jego gardle. Gawain wydał zdławiony okrzyk, a jego dłoń poszybowała ku nadgarstka Spectry w desperackiej próbie obrony.

Obietnice dane trupowi nie mają wielkiego znaczenia – Phantom mówił łagodnym głosem, jakby opowiadał jakąś bajkę. Jednak masz rację, nie chcę brudzić sobie rąk Puścił szyję i ujął jego policzki w kciuk i środkowy palec, wpijając nieco paznokcie. Żyjesz dzięki mnie i nie zapominaj o tym. Gówno mnie obchodzi, co robisz, jak robisz i po co. Ale jeśli znów pomyślisz, że możesz ze mną pogrywać, to przekonasz się, jak dużo znaczę w tym biznesie. Nieważne czy jako aktywny czy dawny członek.

   Poklepał go jeszcze po policzku, po czym podniósł się. Gawain tym razem nie ważył się spojrzeć mu w oczy. Podparł się o podłogę, masując wolno szyję.

   Po wyjściu z lokalu nawet powietrze w slumsach wydało mu się orzeźwiające. Wichura nieco zelżała, choć pył dalej hulał po całej ulicy. Spectra przystanął i osłaniając ręką papieros, odpalił zapalniczkę. Po dwóch próbach zapach nikotyny rozszedł się wkoło. Zaciągnął się i wypuścił szary obłoczek.

Co się dzieje?

   Jak zwykle Gus zjawił się niemal natychmiast po wiadomości. Pokręcił głową na wysunięta otwartą paczkę z papierosami i jedynie mocniej opatulił się płaszczem.

Gawain musi być obserwowany. Powinien się teraz uspokoić, ale wolę mieć na niego oko. Znajdź kogoś.

   Grav omiótł wzrokiem budynek, a jego usta na moment wykrzywiły się w grymas. Kiedyś częściej tu bywali i z jakiegoś powodu Gus znienawidził to miejsce. Ale Spectra nigdy nie próbował dociec powodu. Dla niego ten klub był po prostu użyteczny.

Mam go teraz śledzić?

Jeśli możesz. Sprawdź czy mieszka tam, gdzie dawniej, a potem oddaj sprawę innym.

Zaczął wariować?

Myślał, że jest kimś więcej Spectra przymknął na chwilę oczy. Kiedy je otworzył, rozgniótł resztkę papierosa o parapet i wrzucił go do kratki. Idę do Bakuprzestrzeni. Zadzwoń, kiedy skończysz.

****

   Ocean mienił się pięknym turkusowym kolorem. Fale łagodnie rozbijały się o brzeg, a mewy skrzeczały z balustrady molo. Odświeżająca bryza tryskała na nasze twarze. Przez te czynniki to spotkanie mogłoby stać naprawdę wspaniałym wejściem. Niestety słowa Shuna zmiotły me nędzne nadzieje w sekundę.

Dan, musisz zawiesić walki.

   Na początku wszyscy umilkli przez zwykły szok. Jednak z każdą mijającą sekundą i niewzruszoną twarzą Kazamiego, każdy zaczął przyswajać, że nie był to absurdalny dowcip.

Co?! Przecież już wam ostatnio mówiłem, że damy z Drago radę! Dan zaczął wymachiwać rękami jak szalony. Turniej się prawie kończy, a nam idzie co raz lepiej! Nie chcę się teraz wycofać!

To zbyt niebezpieczne Shun podniósł głos, co było do niego niepodobne. Jaką masz gwarancję, że ten mechtogan znów się nie pojawi? Że nie narazi na niebezpieczeństwo widzów? Że nie zacznie niszczyć are…

Mówiłem, że nad tym pracujemy…

Że zdołasz go powstrzymać? Shun mówił dalej, a jego głos stawał się coraz poważniejszy.

Chłopaki… - zaczął Marucho, unosząc dłonie.

Nie teraz, Marucho uciszył go Dan.

   Zmarszczyłam brwi, ale nie zdołałam przejąć głosu, bo wtedy brunet wypalił z grubej rury.

Przyznaj Shun, ty po prostu mi nie ufasz.

   Zamrugałam, bo mimo iż wiedziałam, jaki jest stan Dana, to nie sądziłam, że sięgnie się takiej zagrywki. A jednocześnie ścisnęło mnie w środku, bo te słowa opisywały co obecnie myślałam o Keithie. Czemu wszystkie drogi musiały prowadzić do tej samej sprawy?

...owszem.

   Eh? Przeniosłam wzrok na Kazamiego. Ten patrzył zimnym oczami na Dana. Brak żadnych oznak zawahania czy żalu. Dan również cofnął się o krok, jakby Shun go uderzył. Otworzył usta, po czym je zamknął i wykrzywił twarz w grymasie.

   Złapał przyjaciela za kołnierz zielonej koszuli i szarpnął, aż ich twarze dzieliły milimetry.

Dan! krzyknęliśmy wspólnie z Marucho, ale nas zignorował, bijąc się na wzrok z Shunem.

Jaki jest twój problem?! warknął. Co takiego zrobiłem?

Ukrywasz coś. Unikasz mnie i Marucho. Przestałeś nas traktować jak drużynę. Więc może lepiej ty nam powiedz, co takiego zrobiliśmy? odparł Shun i stanowczym ruchem odepchnął rękę Dana. Martwimy się, ale ty to ignorujesz.

Przecież wam obiecałe…

Ta obietnica nic nie znaczy, kiedy widzimy, co się dzieje – uciął Kazami. Jego ostry ton sprawił, że złość na twarzy Dana zastąpiona została smutkiem. Chcemy ci tylko pomóc – dodał już milszym głosem.

   Dan spuścił wzrok i zacisnął pięści.

Jeśli mi nie wierzycie, to trudno. Ja i Drago damy radę sami.

   Obrócił się na pięcie i bez słowa odbiegł. Shun westchnął, zakładając ręce na torsie, Marucho posmutniał, a ja opadłam na ławkę. Miałam wrażenie, że wszystko powoli się rozpadało. Chłopaki nigdy ze sobą tak nie rozmawiali, ba! Nigdy nie widziałam, by się poważniej kłócili. Byli w końcu dla siebie niczym bracia.

   Jeśli tak dalej pójdzie, to Wojownicy się rozpadną. Spojrzałam za oddalającą się sylwetką Dana. Powinnam z nim porozmawiać i go jakoś przekonać. Ale przed tym muszę odbyć poważną rozmowę z Keithem. Szczerą, bez żadnych ogródek. Bo jeśli nie rozwiążę tego problemu, to cała reszta się posypie w mgnieniu oka.

Shun, to nie było za brutalne?

Musi sobie uświadomić, że szkodzi swoim zachowaniem – Shun pokręcił głową. Idę ochłonąć.

Shun – san!

Porozmawiamy później, Marucho.

Blondynek westchnął i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się słabo.

Musimy dać Danowi czas. Wiesz, jaki jest uparty.

Tobie też nic nie mówi, Jess?

   Ugryzłam się w język, bo aż mnie zabolało na widok smutku w oczach Marucho. Jeśli bym teraz wydała Dana, to wolałabym nie wiedzieć, jakby to nadwyrężyło ich relację. Dlatego jedynie zaprzeczyłam.

Sama chciałabym wiedzieć, o co mu chodzi.

   I po części byłam szczera. Bo Kuso na pewno mi czegoś nie powiedział. Dlaczego tak bał się  przyznać, co go dręczy? Czy ten sześciooki mu czymś zagroził? Czy mi powie, jeśli spytam? Odchyliłam głowę. Muszę też poczekać, aż wróci Reiko i oby miała jakieś informacje.

   Chwilę posiedziałam jeszcze z Marucho na ławce, ale on potem postanowił odszukać Shuna i zostałam sama. Teoretycznie powinnam też ruszyć dupę, ale musiałam chwilę odetchnąć. Dziś był prawdziwy rollercoaster emocji i zdarzeń! Szkoda tylko, że takich chujowych…

   W końcu poszłam skrótem przez pobliski park, by uniknąć głównego parku w drodze do teleportów. Akurat o tej godzinie mało kto się tam kręcił, więc mogłam sobie w spokoju przejść. Tak przynajmniej myślałam, aż w oko nie rzuciły mi się dwie znajome sylwetki stojące koło wodnego oczka.

   Sellon i Shun. Dość specyficzne połączenie. Zatrzymałam się. Czemu ona tak kręciła się koło nas? Najpierw ja, teraz Shun. Wyraźnie coś do niego mówiła, ale byłam za daleko, by to usłyszeć.

Czyżby chciała zarówno ciebie i jego? mruknął Fludim.

Nie podoba mi się to – Zmarszczyłam nos.

Mnie nie podoba się nic, co ostatnio się dzieje – westchnął bakugan. Co zamierzasz teraz zrobić?

Najpierw zobaczymy czy Reiko wróciła. Potem trzeba będzie porozmawiać z Keithem o tym wszystkim.

Nawet Akane nie wie o Danie.

Aki wie, że co by nie zaszło, wyjdę z tego albo zawołam ją. Z Keithem jest inaczej.

Skoro tak mówisz. A jak z tym skończysz, to zrobisz coś z naszym ósmym miejscem?

   Przewróciłam oczami i sprzedałam bakuganowi pstryczka, za co zostałam zwymyślana. Sellon już podniosła się z kucek, ale jeszcze mówiła, więc postanowiłam się oddalić, póki mnie nie zauważyła.

Ósme miejsce to wcale nie tak nisko.

   Miałam spokoju może na jakieś 2 minuty, bo potem niemal zawału dostałam, gdy ktoś się za mną odezwał. Tym kimś oczywiście był Dylan, skurwiel jeden.

Podsłuchujemy? - syknęłam.

Nigdy w życiu Podniósł rękę w pojednawczym geście. Tylko zaplątało mi się o uszy.

Tak samo jak moje video zaplątało ci się na stronie odparłam. Czego?

Zimne przywitanie stwierdził, po czym pstryknął palcami.

   Przede mną wyświetlił się krzykliwy plakat, który reklamował „Wielkie spotkanie z idolami!” poniżej znajdowała się jutrzejsza data oraz zdjęcia całej drużyny Anubiasa, Sellon oraz Wojowników oraz moje. Zamrugałam i powstrzymałam się od klepnięcia w głowę.

   No tak. Nieszczęścia chodzą parami, więc porażki życiowe muszą zapierdalać trójkami. Potarłam kciukiem czoło.

Miło, że spytałeś, czy mamy czas.

Ależ skarbie, to mój prezent dla was?

Upadłeś na głowę?

Gdzież to sama prawda! - zawołał oburzony. Wojownicy tracą na popularności przez ostatnie ciężkie chwile. A dzięki temu – Wskazał na plakat. Porozmawiacie trochę z fanami, a ci znów was pokochają.

Taa Zmrużyłam oczy, patrząc na niego. Ile kasy za to ciągniesz?

Co to za zamieszanie? spytała Sellon, która pojawiła się za mną, ratując tym samym Dylana przed odpowiedzią.

   Zerknęłam na nią. Nawet jeśli domyśliła się, że widziałam ją z Shunem, to nie wyglądało, by wywarło na niej jakiekolwiek wrażenie. Miała zupełnie neutralny wyraz twarzy.

Och, Sellon! Jak wspaniale cię tu widzieć. Widzisz, właśnie postanowiłem...A ty gdzie, Jessie?

Śpieszę się – mruknęłam, wymijając natręta.

Szkoda, bo myślałam, że zaproszę cię na herbatę – Dobiegły mnie słowa Sellon. Do następnego spotkanie, Jessie.

Nie pij tej herbaty – szepnął Fludim.

Dziękuje, Sellon – Machnęłam jej ręką na pożegnanie.

   Niby był to skrót, ale chyba szybciej by mi wyszło, gdybym poszła normalną trasą. Aż odetchnęłam, kiedy wreszcie wyszłam z tego przeklętego parczku. Teraz tylko wejść do centrum podróży i zacznie się kolejny cyrk.


****

   Jessicy nie było ani w domu, ani w pałacu, ani u Kenjiego. Reiko wiedziała, że mogłaby po prostu poczekać na nią w jednym miejscu. Lecz nie miała pojęcia, co Jess planowała, a świadomość, że mogła być z Danem, wzmagała jej strach. Tajemnicza istota była groźna dla każdego. Najbardziej narażony był oczywiście Kuso, jednak reszta również mogła stać się ofiarą.

   Zwłaszcza osoba z mocą, która nie do końca była człowiekiem. Kula dużo jej nie powiedziała. Ale wiedziała na pewno dwie rzeczy. Istota była anomalią, która nie miała powstać i stanowiła poważne zagrożenie. Będzie trzeba jakoś zerwać łańcuch łączący go z Danem, zanim staną się sobie zbyt bliscy.

   Nigdy nie była w Bakuprzestrzeni, dlatego tworzenie portalu do niej zajęło dużo więcej czasu niż normalnie. Nawet nie udało się jej wylądować w centralnym punkcie tylko koło jednej z aren. Obejrzała się. Wszędzie kręciło się pełno osób, a ogłoszenia walk zmieniały się jak w kalejdoskopie. Jak miała tutaj odnaleźć dziewczynę? Nie mogła jej już wyczuć. Nie mając lepszego pomysłu, ruszyła ku największemu zgrupowaniu.

   Wiele osób za nią zerkało. W końcu jej bose stopy nawet nie dotykały podłoża, a we włosy miała wplątane żółte kwiaty irysa. Minęła szereg teleportów, gdy dostrzegła twarz Jessie za szklaną ścianą. Z ulgą podleciała w jej stronę.

Jessie!

   Dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona.

Reiko! Miałam właśnie iść cię szukać.

– Przed chwilą wróciłam. Nie mam dobrych informacji.

Co jest? - Zaniepokoiła się dziewczyna.

Wasza dwójka razem to rzadki widok.

   Reiko na moment zamarła, po czym odwróciła głowę. Spectra spoglądał na nie spod uniesionej brwi. Zjawa przełknęła ślinę.

Coś sugerujesz?

Chciałem porozmawiać – Zignorował ją i spojrzał na Jess.

   Dziewczyna pokiwała głową.

Musimy porozmawiać – Głos miała zmęczony oraz poważny. O wszystkim, Keith. Ja powiem swoje, ty swoje. Koniec sekretów.




Kto powrócił po fali zaliczeń, studiowania i 2 egzaminach? No ja XDDD Ogólnie rozdział pewnie by nie powstał, gdyby nie te wichury, bo nawet z chaty nie mam zbytnio jak wyjść.

Czy poświęciłam cały rozdział na mój ship i Wojowników? Tak. Czy dałam Spectrze więcej sekretów niż zamierzałam? TAK. Czy znów ship miał dramę rozwiązaną w rozdział (no prawie)? TAK. Czy żałuje? NIE. Jess i Spectra muszą naprawić ten związek, bo tu zaraz wszystko inne pierdolnie. Jeszcze układ i czcionka mi się zmieniły, gdyż mam tylko worda na przeglądarce i jest jakiś zjebany, więc pisze w librze.

Ogólnie nie polecam logiki i liczę, że rozdział się spodobał.