Ogień. Słupy czerwono – pomarańczowych płomieni trawiły cokolwiek znalazło się na ich drodze. Gryzący czarny dym buchał ku górze, sprawiając, że gardło ją paliło. Pot ciurkiem ciekł po jej plecach i twarzy, nawet moc nie dawała ochrony od żaru.
Znaleźli się w samym centrum piekła.
Zaledwie pół godziny temu było to zwykłe pole bitwy, niemal rutynowe, gdzie każdy z nich ścierał się z Vexosem. Jessie marzyła, żeby dalej musiała użerać się z Shadowem albo Mylene, a nie była zmuszona wysłuchiwać huku pożaru i przeraźliwych wrzasków.
Tylko jedna osoba była tutaj mistrzem ognia.
Przebiegł ją dreszcz, choć wokół panował przecież ukrop. Fludim milczał ponuro, kiedy torowali sobie drogę wśród pożogi. Przez nagły wybuch nie wiedzieli, gdzie podziała się reszta drużyny. Żywioł rozdarł pałac na kawałki i Jessie w myślach błagała, by nie doleciał do niej zapach palonych ciał. Nie zniosłaby tego.
Wspomnienia natarczywie wracały do niej. Sytuacja się powtarzała.
Ogień pochłonie kolejnego i przekaże koronę dalej.
Nawet nie spostrzegła, że się trzęsie, a jej oddech niebezpiecznie przyspiesza. Dopiero kiedy dym wdarł się do jej płuc, zaczęła ostro kaszleć, a z oczu pociekły łzy. Fludim nachylił się, chcąc ją odgrodzić od żywiołu oraz zapewnić wsparcie. Ale nawet jego obecność nie zdołała uciszyć paniki, jaka ją ogarnęła. Przez to jej moc z purpurowej mgły przemieniła się w niemal przeźroczysty powiew, który nie zapewniał już żadnej ochrony. Nie była w stanie się na tyle skupić, by ją wzmocnić.
To się powtarza, powtarza, powtarza
Nigdy nie uciekniesz.
– Za chwilę powinniśmy wyjść na zewnętrzną część pałacu, a stamtąd użyje mocy, by się przebić. Wytrzymaj jeszcze chwilę, Jess. Znajdziemy resztę.
Pokiwała głową, bo nie była zdolna do wyduszenia słowa. Zmusiła ciało do dalszego marszu. Za ich plecami rozlegały się huki i rumor. Czasami myślała, że słyszy krzyki, a może były to trzaski płomieni? Wszystko się mieszało ze sobą w oszalałą masę ognia, dymu i rozpaczy.
Wtedy, zupełnie nagle, wszystko uchichło, gdy wykręcili do zewnętrznego korytarza. Drzwi zamknęły się z hukiem. W korytarzu również było gorąco, ale nie dostrzegli żadnych płomieni. Hol był perfekcyjnie czysty, a ściany zdobiły czerwono – złote gobeliny oraz jeden witraż przedstawiający rozłożyste drzewo na tle błękitnego nieba. Upiorna cisza napełniała ją niepokojem.
Serce Jessie zabiło szybciej. Tędy szło się do sali tronowej. Wędrowała tą drogą zarówno jako sześciolatka jak i jako zakładnik Hydrona. Nic się tu nie zmieniło pomimo upływu lat.
– Coś tu jest nie tak – mruknął Fludim. – Jakim cudem ogień się nie przedostał?
– Bo włada nim ktoś niezwykle potężny – odparła od razu.
Nie miała złudzeń, kto rozpętał ten koszmar. Spectrze musiało się znudzić planowanie i postanowił natrzeć, kiedy wszyscy byli w pałacu. Dzięki temu pozbyłby się zarówno rodziny królewskiej jak i Wojowników. Wtedy jej moc nie byłaby mu już potrzebna.
Ale masz jeszcze coś innego, coś cennego.
– Spadajmy stąd – rzuciła.
Jednak nim Fludim zdołał uderzeniem wybić im drogę do wolności, przez hol przebiegł wstrząs, a za nimi rozległ się wybuch. Jessie nie zdołała skryć się za Fludimem, przez co siła odrzutowa miotnęła nią przez długość korytarza. Uderzyła plecami o ziemię, aż wyparło jej powietrze z płuc, a obraz przed oczami zamazał się. Moc nieco osłabiła siłę impaktu, więc może sobie niczego nie złamała, ale na pewno nabiła milion nowych siniaków. Leżała przez chwilę, próbując się uspokoić. W uszach jej dzwoniło, a każdy skrawek ciała bolał. Po chwili dotarło do niej, że po suficie sunie strużka dymu. Powoli obróciła głowę w stronę, skąd dolatywała i pożałowała, że to zrobiła.
Spectra bez maski był rzadkim widokiem. Ale uśmiechnięty Spectra nigdy się nie zdarzał. Za nim płomienie trawiły ozdobne obrazy. Twarz Zenohelda była już wypalona, a ogień pochłaniał teraz jego królewski mundur. Phantom się zaśmiał. Radośnie niczym dziecko, które właśnie otrzymało wymarzoną zabawkę. Jego zazwyczaj śnieżnobiałe rękawiczki teraz stały się szkarłatne od przelanej krwi.
Jessie czuła strach, czuła panikę, nawet przerażenie. Ale uczucie, jakie ją teraz wypełniło, nie przypominało tamtych. Lodowata obręcz zacisnęła się na jej gardle, a ciałem wstrząsnęły spazmy. Nie umiała oderwać wzroku od Spectry. Straciła zupełnie kontrolę nad samą sobą.
Nigdy nie uciekniesz.
Miałaś spłonąć już wtedy.
Dostrzegł ją. W błękitnych oczach odbijał się jedynie ogień i obłęd. Uśmiech na jego twarzy się rozszerzył.
– Jessica.
Nie była zdolna choćby się wzdrygnąć. Dalej leżała, wbijając w niego wzrok. W głowie miała pustkę. Była jak charakter w grze, który dotarł do zakończenia i nie mógł już nic zrobić, tylko się mu poddać.
To jest koniec, koniec, koniec…
– Jessie!
Ktoś ją dźwignął siłą na nogi i objął w pasie. Dała się pomanewrować jak lalka, ale jej oczy nie opuszczały Spectry. Ten nawet się nie ruszył. Pozwolił Mirze, bo to była ona, by ją wepchnęła na ramię Wildy i odleciała wraz z nią i Fludimem.
Dopiero uderzenie zimnego powietrza, wyrwało ją z odrętwienia. Przeniosła wzrok na Mirę, a ta wyczytała z niego nieme pytanie. Uśmiechnęła się blado i pogładziła ją po plecach w geście otuchy.
– Wszyscy są cali. Poranieni, ale cali.
Pokiwała głową, bo dalej nie była zdolna do wyduszenia słowa. Ulga, jaką poczuła, była wręcz rozsadzająca, ale i tak nie była w stanie jej uspokoić. Jej uwagę ciągle przyciągała pożoga szalejąca pod nimi.
To jest twój koniec.
*****
Czarne skrzydła nocy ogarnęły cały step. Żadna gwiazda nie wyjrzała zza ciemnej zasłony. Mocniej opatuliła się kocem, patrząc w szybę. Jej niewyraźne odbicie uśmiechało się smutno, kiedy przed oczami odtwarzały się wszystkie wydarzenia z pałacu. Ledwie uciekli, kiedy przez całą kolonię Gamma poniosła się wieść.
Zenoheld padł.
Nie wzbudziło to u nich żadnego szoku. W końcu głowa każdego tyrana prędzej czy później turlała się po marmurowych schodach. Problemem było, co teraz nastąpi. Już kiedyś Gus w pełnej ekscytacji przemowie uświadomił im, jakie plany miał Spectra.
Władza i moc.
Kolonizacja Vestroi teraz się zakończy czy wręcz przeciwnie? Dawny przywódca Vexosów mógł w końcu sięgnąć po jeszcze okrutniejsze metody podboju. Oni już stracili element zaskoczenia oraz jakąkolwiek przewagę. Helios również zdołał połączyć się z Rdzeniem. Jak teraz mieli go powstrzymać?
Wsunęła palce we włosy, wpatrując się niewidzącymi oczami w odległy punkt.
Te oczy pełne szaleństwa. Spectrę to bawiło. Niszczył cokolwiek zechciał, nie zwracając uwagi jakie szkody wyrządza rodzimej planecie. Nic go nie obchodziło, póki osiągał, czego pragnął.
Poczuła, że się trzęsie. Jej umysł nie mógł przestać odtwarzać momentu, kiedy się roześmiał obleczony w płomienie. On tu przyjdzie. Po nich. Po ich bakugany. Po Drago.
Po nią.
Bo jakie miała szanse, że niczego nie odkrył, zanim zrównał pałac z ziemią? Był piekielnie bystry. Musiał skojarzyć, czemu Zenoheld zaczął tak uporczywie ją ścigać. Dlaczego mu kogoś przypominała. Skąd znała język.
Nagle jej włosy rozwiał chłodny nocny wiatr. Poczuła zimno w dole żołądka.
– Czekasz na mnie?
Żółć podeszła jej do gardła. Marzyła, by to były tylko halucynacje pod wpływem szoku. Jednak kiedy powoli obejrzała się przez ramię, straciła i te nędzne ochłapy nadziei. Spectra opierał się o ścianę, a po ustach błądził mu krzywy uśmieszek. Omiotła szybkim spojrzeniem resztę jego ciała. Przebrał się w świeże ubrania, którym jednak nie brakowało misternych złotych zdobień. Długi czarny płaszcz wlókł się po ziemi.
- Kto by się spodziewał, że spotkamy się po tylu latach?
To ją otrzeźwiło. Podniosła się, a przed nią wystrzeliła ściana mocy o fioletowym odcieniu. Jej żyły powoli wypełniły się znajomym gorącem, a umysł zaczął się wyostrzać. W dłoniach blondyna brakowało broni. Miał jedynie gantlet, lecz to umożliwiało mu użycie świetlistego miecza. Helios siedział na jego ramieniu, choć wyglądał na znudzonego. Przełknęła ślinę, wykonując krok w tył w stronę okna. Zaswędziało ją w głowie, że coś jest nie tak. Brakuje tutaj czegoś.
– Nie radzę – Spectra przechylił głowę. Oko widoczne w masce błysnęło. – Tam czeka Gus.
– Czego chcesz? – spytała, ignorując jego słowa.
– Mogłabyś to usunąć? Trochę dziwny sposób rozmowy.
– Czego chcesz, Spectra? – wycedziła przez zęby. Pod skórą robiło jej się coraz cieplej, ale to zignorowała i jedynie wbiła wzrok w Phantoma.
– Nie rozumiem twojej wrogości. W końcu pozbyłem się naszego największego zagrożenia – Podszedł bliżej bariery i lekko się nachylił. – Przecież sama pewnie chciałaś go zabić, prawda, Jessie?
– Tron mnie nie interesuje. Cała Vestalia mnie nie interesuje. Bierz je sobie – wypaliła, widząc, że widok przed oczami lekko się jej rozmywa. Moc wymykała się spod kontroli, pochłaniając dużo większe zasoby energii niż wcześniej. – Więc możesz się stąd wynosić.
– Nie widzieliśmy się tyle lat – sztuczny smutek w głosie Spectry jeszcze bardziej wzmógł jej zirytowanie, ale i zmęczenie.
– I niech tak zostanie.
– Naprawdę nie chcesz niczego? – Przechylił głowę. – Pokoju między Vestalianami a bakuganami? Końca tego wszystkiego?
Westchnęła, przykładając dłoń do czoła. Powoli zaczęła czuć, jak szpileczki wwiercają się w jej głowę, powodując dotkliwy ból. Nieważne, jak desperacko próbowała opanować swoje ciało, było ono zbyt zmęczone. Dlatego moc bez oporów żerowała na pozostałych zasobach energii, co ją jedynie szybciej wykańczało. Akurat w chwili kiedy stanął przed nią najniebezpieczniejszy szaleniec.
Co za ironia.
Spojrzała prosto w oczy chłopaka, starając się zachować kamienną twarz, by nie pokazać mu, jak desperacko próbuje utrzymać się na nogach.
– Oczywiście, że chcę.
Na te słowa uśmiech Spectry niebezpiecznie się rozszerzył, a on sam znów się zbliżył. Gdy nie bariera czułaby jego oddech na twarzy. Patrzył na nią z góry przez otwór w masce tym swoim świdrującym, lodowatym wzrokiem. Oparł dłoń o barierę i nawet się nie wzdrygnął, kiedy uderzyły w nią fioletowe iskry.
– Ale na pewno chcesz… – zaczęła.
Rozległo się chrupnięcie. W ułamku sekundy tarcza pękła na tysiące kawałków. Zamrugała, po czym poczuła jak dłoń Spectry otula jej policzek. Trwała w oszołomieniu może trzy sekundy, zanim zamachnęła się dłonią, by móc cisnąć w niego mocą. Jednak w powietrzu świsnęła jedynie mała nitka, która otarła się o jego skroń.
– To mi wystarczy – szepnął.
Nie zdołała odpowiedzieć, nim całe jej ciało pochłonął ból. Pokój oraz Spectra rozmyli się w niewyraźne kształty, a podłoga osunęła spod stóp. Spróbowała się czegoś złapać, przez co poczuła, jakby jej żyły wypełnił żywy ogień. Możliwe, że wrzasnęła. Nie miała pojęcia. Wszystko zaczęło się mieszać w ciągle napierających falach bólu.
Zemdlała.
*****
Chyba każdy mięsień jęknął, kiedy zerwała się po otworzeniu oczu. Nawet nie liczyła, że spotkanie z Spectrą było marą, ale musiała sprawdzić gdzie ją zaniósł. Niestety jej wzrok był ciągle mocno rozmazany. Delikatnie opadła na poduszkę, mrugając intensywnie oczami, by pozbyć się resztek senności. Głowa tępo pulsowała.
Nigdzie nie słyszała głosu Fludima. To oznaczało, że albo Spectra zabrał go gdzie indziej albo zostawił w pojeździe. Zaraz...Serce zabiło jej szybciej. Co z resztą? Mirą, Danem, Shunem, Baronem i Acem? Też zostali tu zabrani czy miłosiernie Phantom im odpuścił? Choć ten pojebaniec i empatia nie szły zbytnio w parze.
Nagle usłyszała szurnięcie. Obróciła głowę i spotkała się spojrzeniem z pokojówką. Ta skłoniła się jej lekko, na co zmarszczyła brwi. Co to miało znaczyć?
– Jak się pani czuje? – zapytała uprzejmie.
Otworzyła lekko usta, ale oszołomienie nie pozwoliło jej przemówić. Pokojówka położyła szklanką i karafkę z wodą na stoliku nocnym, po czym dołożyła do tego talerz z dymiącą zupą.
– Gdzie jesteśmy? – wydusiła w końcu.
– W pałacu, pani – odparła.
Chłód rozlał się po całym ciele i sprawił, że się zatrząsła. Połączyła zachowanie pokojówki z luksusowym pokojem i znów poczuła, jak jej żołądek się wywraca.
– Który mamy dzień?
– Ósmy lipca.
Odetchnęła. Przynajmniej nie utraciła wiele czasu, przespała zaledwie noc.
– Czy był ktoś tutaj ze mną? Bakugan?
– Niestety nie.
Skinęła głową, starając się zachować neutralną twarz. Nie mogła pokazywać paniki. Nie miała pojęcia, czy ta kobieta nie była szpiegiem Spectry.
– Zostaw mnie, proszę.
Pokojówka jedynie znów się skłoniła.
– Wrócę później, w razie potrzeby proszę zadzwonić – wskazała dłonią na dzwonek leżący na szklanym stoliku i wycofała się niemal bezszelestnie.
Leżała cierpliwie, czekając i nasłuchując, aż kroki ucichną. W końcu podniosła się i ostrożnie wysunęła z łóżka. Z niemałą ulgą zauważyła, że ciągle nosi te same ubrania, brakowało jedynie butów i gantletu, którego pewnie szybko nie odzyska.
Tylko gdzie był Fludim? Okropne wizje nachalnie wpychały jej się pod powiekę, choć starała się je ignorować, by nie poddać się panice. Teraz gdy nie było Zenohelda, a rdzeń wymknął im się z rąk, nie stanowili dla Spectry żadnego wyzwania, więc nie miał powodów, by go zabierać.
Powtarzała to pod nosem, przetrząsając szuflady, pudła i wszelkie zagłębienia, gdzie mógł wpaść bakugan. Na widok biżuterii, srebrnych spinek do włosów, ubrań uszytych z jedwabiu i atłasu, zbierało się jej na wymioty, ale odpychała od siebie myśli, dlaczego to wszystko tutaj było. Nie miała siły, by mierzyć się z prawdą, która wyzierała z każdego kąta tego przeklętego pokoju.
Fludima nigdzie nie było. Opadła bezsilnie na materac, a w gardle ją ścisnęło. Była całkowicie sama w pałacu, w pałacu…
On wie, on wie, wszystko wie!
Marzyła, żeby to był tylko zwyczajny koszmar. Żeby jej wspomnienia nigdy nie wróciły. Może i było to okrutne względem jej rodziców i siostry, ale przynajmniej wtedy nie czułaby się tak wydrążona. Jakby coś zostało z niej wyrwane, zostawiając po sobie pulsującą, krwawiąca pustkę.
Przeniósł ją tutaj, by dzień w dzień dręczyły ją wspomnienia? Sny o ogniu i popiele? Taka metoda tortur pasowała do niego, w końcu nie musiał nawet kiwnąć palcem, jej umysł robił to za niego.
Przycisnęła dłonie do twarzy, starając się zebrać myśli. Znała ten pałac, musiała jakoś wykorzystać tę wiedzę. Ale najważniejsze było zorientowanie się, czego właściwie Spectra chciał.
Do czego potrzebował jej mocy, teraz gdy zdobył władzę?
Czy to nie oczywiste? Vestalia to tylko jego pierwszy krok.
Przypomniała sobie gładkie, pozbawione wyrazu twarze bakuganów na statku. Ich mechaniczne ruchy i brak emocji. Bezmyślne zabawki na sznurkach, którymi pociągał usmiechnięty Phantom.
Ciebie też to czeka.
– Wygląda na to, że odzyskałaś trochę energii.
Z całych sił powstrzymała się od wzdrygnięcia. Nie mogła okazywać strachu. Nie teraz, nie przed nim.
– Gdzie jest Fludim? – spytała.
Materac koło niej lekko się ugiął. Odciągnęła dłonie i spojrzała na niego zimno. Nie nosił maski, a na ramionach dźwigał szkarłatny płaszcz wyszywany złota nicią. Przypomniała sobie, jak jej ojciec i matka chodzili w takich na oficjalne uroczystości. Wspomnienie było jak ukłucie noża prosto w brzuch, więc odwróciła wzrok i wlepiła go w sufit.
– Nie wiem, czemu dalej myślisz, że chcę cię skrzywdzić.
– Faktycznie, przecież właśnie jesteśmy na popołudniowej herbatce, a potem pójdziemy zbierać kwiatki na łączce – syknęła.
Westchnął i nachylił się. Napięła mięśnie, ale jedynie położył kulkę koło dłoni. Ulga niemal rozsadziła jej płuca.
– Z racji jak się darł, pozwoliłem sobie na zaaplikowanie mu dawki uspokajającej.
– Łaskawy pan z ciebie – mruknęła z ironią. – Zawsze przecież mogłeś go porazić prądem lub energią jak swoje poprzednie eksperymenty. Mam ci dziękować na kolanach czy napisać wiersz wychwalający twoje miłosierdzie?
Wyczuła, że się spiął, ale nie usłyszała żadnego warknięcia czy groźby. Zamiast tego jego palec musnął jej skroń. Zerwała się na równe nogi, łapiąc Fludima, gdyż ten dotyk był niczym poparzenie ogniem. Patrzył na nią, poważnie i bez ani jednej emocji. To doprowadzało ją do szaleństwa. Z maską czy bez, nie była w stanie zgadnąć, o czym myślał. Za to on umiał z niej wyczytać wszystko, każdą emocje, uczucie, myśl.
– Czego chcesz? – syknęła. – Przecież dałam ci Vestalię, ten pieprzony tron! Wygrałeś, Phantom! - Machnęła rękami. – Zenoheld zdechł, Hydron pewnie też zabiłeś, Vexosi i Wojownicy padli. Absolutne zwycięstwo. Możesz iść sobie rządzić, machać do poddanych i sprawiać, żeby oddawali ci pokłony. Czego jeszcze ci trzeba?! – przestała panować na głosem, krzyczała głośno, co pewnie było słychać w innych pokojach.
Przez ten cały czas twarz Spectry nie zmieniła się ani o jotę. Ogarnęło ją zmęczenie, ale nie takie wynikające z braku energii, tylko zrezygnowanie, poczucie kompletnej porażki. Tak bardzo się starała, opanowała moc i walczyła, a co z tego jej przyszło? Wróciła do pieprzonego punktu wyjścia, jedynie tym razem pokój, w jakim ją zamknął, był bardziej luksusowy. Zaśmiała się, choć drapało ją w gardle od zduszanego płaczu.
– Jak znasz sposób, to tą moc też bierz – dodała, padając na fotel. – Naprawdę, udowodniłeś, że jesteś najpotężniejszy, każdy widział, jak główny pałac płonie. Uwierz, będę to widziała nieraz w moich koszmarach.
W odpowiedzi westchnął, jakby traktując jej wybuch niczym napad histerii dziecka. Zacisnęła pięść, patrząc jak wstaje i podchodzi do kominka, gdzie lekko trzaskały płomienie. Pomarańczowa poświata objęła jego sylwetka, przez co na moment miała wrażenie, że znów stoją w holu prowadzącym do sali tronowej, a jego śnieżnobiałe rękawiczki obleka szkarłat. Przycisnęła Fludima bliżej siebie.
– Wcześniej mówiłaś, że dalej pragniesz wolności dla bakuganów – przemówił, nie odrywając wzroku od ognia.
Prychnęła z irytacją. Oczywiście, kompletnie ją zignorował i przeszedł do interesującej go kwestii.
– Chcę – potwierdziła. – Ale wiem, że cena, jaką zażądasz, to pewnie połączenie z tobą sił. Albo Drago. Wtedy się pierdol, nie pomogę ci w tym.
Teraz on się zaśmiał. Było to do niego tak niepodobne, że poczuła, jak po szyi biegnie jej dreszcz. Przeniósł na nią wzrok, a w tęczówkach ciągle odbijały się języki ognia.
– Ciągle nie rozumiesz – rzekł podejrzanie łagodnie.
Znów się spięła i nie zważając na osłabienie, wezwała moc. Ten Spectra, jednocześnie taki sam i odmieniony, głęboko ją niepokoił, gdyż nie umiała przewidzieć jego następnego kroku. Nigdy z nią tak nie rozmawiał.
– Czekałem na ciebie. Od kiedy zniknęłaś, mimo że się wymazałaś, czekałem – zaczął.
Powinna wstać i wyjść. Powinna uderzyć w niego mocą i uciekać jak najdalej. Ale te emocje w jego oczach, których nie umiała nazwać lub zbyt się bała, przykuły ją niczym łańcuchy do fotela.
– Nawet gdy tu wróciłaś, choć nie wiedziałem jeszcze, że to ty, nie mogłem ci pozwolić zniknąć – ciągnął. – Od początku czułem, że gdzieś cię już spotkałem.
– Chcesz mocy – syknęła. – Nie wmawiaj mi ani sobie, że jest tu coś więcej.
– Potrzebowałem powodu – przerwał jej stanowczo. – Czegoś, co mi to racjonalnie wyjaśni, dlaczego nie możesz mnie zostawić.
Jego cień padał na nią. Otaczał ją z każdej strony i teraz miała wrażenie, że zaczyna w nim tonąć. Chciała, żeby przestał mówić i nie potwierdzał jej domysłów. Nie nadawał swoim dziwnym zachowaniom sensu, który sprawiał, że po kręgosłupie pełzło jej zimno.
– Teraz wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Zenohelda jedzą robaki, a wszyscy pamiętają o rodzinie Elevenore.
– Do poprzedniego stanu? – powtórzyła i wykrzywiła usta w szyderczym wyrazie. – Niby gdzie? Mojej rodziny już nie ma, ty przejąłeś władzę, a bakugany dalej tkwią jako kulki. Jedyne, co uległo zmianie, to osoba przy sterach.
– Przecież ty tu jesteś. Prawowita dziedziczka.
Wtedy pojęła i nie mogła powstrzymać chichotu, pustego i złośliwego. Och, jak dobrze, że się pomyliła. Spectra dalej był Spectrą mimo paru dziwacznych zmian w zachowaniu.
– Szybciej zdechnę albo oszaleję w tym pokoju, niż za ciebie wyjdę – niemal wypluła ostatnie słowo. – Zastąpiłeś uzurpatora, robiąc to samo, co on, to radź sobie sam.
Oczekiwała, że się zezłości. Przeszyje ją spojrzeniem i wycedzi jakąś groźbę. Zamiast tego jedynie odwrócił wzrok. Znów ścisnęło ją w środku. Nigdy, przenigdy nie spuszczał wzroku pierwszy. Co to miało być? Wyraz zmieszania? Wstydu?
Czy też postanowił przybrać maskę przepełnionego winą przyjaciela z dzieciństwa, by ją zmanipulować na swoją stronę?
Jakże okrutne i pasujące do niego.
– Nasze wspomnienia spłonęły. Nie ma tu już niczego, co bym mogła uznać za cenne. Więc twoje próby spełzną na niczym.
Poczuła, jak wzmocnił uścisk na oparciu fotela po jej bokach. Znów na nią spojrzał, ale w jego oczach nie było złości. Nie, było to coś znacznie gorszego.
Żądza.
Gdyby mógł, to Fludim wżarłby się w jej skórę, bo tak silnie go przycisnęła do siebie. Zupełnie jakby ta niewielka kulka była w stanie ochronić ją przed człowiekiem, który klęknął przed nią.
– Co w tym złego, że pragnę przywrócić wszystko na właściwe tory? – zapytał miękko, a jego dłoń zbliżyła się niepokojąco blisko jej biodra. – Nie mogę wskrzesić zmarłych, ale za to jestem w stanie oddać ci twoje dziedzictwo. Pozbyć się wrogów i zdrajców – Gdy to wymówił, cień przemknął mu przez twarz. – Znów możesz żyć jako Jessica Elevenore.
– Jestem Jessica Knight – podkreśliła z mocą. Podniosła nieco podbródek. – I nie ma właściwych torów. Nie jestem żadną księżniczką, a ty jesteś szaleńcem, który zabił mnóstwo osób, a teraz desperacko szuka sobie usprawiedliwienia! – Z każdym słowem mówiła coraz głośniej. – Robisz to dla siebie, zawsze tak było! Litości, wykorzystałeś własną siostrę jako pionek w swojej grze! – wykrzyknęła. – Ale one się tutaj kończą. Ja się poddałam – uśmiechnęła się wymuszenie.
Jego twarz zmieniła się. Uciekły wszelkie emocje zupełnie, jakby zdjął z twarzy maskę i przybrał znajomy beznamiętny wyraz. Poczuła, że znów ma przed sobą Spectrę, którego poznała miesiące temu. I jak nie było to absurdalne, to odczuła ulgę. Wolała znane okrucieństwo od jadowitej, tajemniczej słodyczy. Wyprostował się, a na nią ponownie padł cień.
– Przypuszczam, że sobie na to zasłużyłem – rzekł. – Po moich wszystkich czynach, naiwnością byłoby oczekiwać, że mnie zrozumiesz – westchnął. – Możesz mi dalej nie wierzyć, ale zrobiłem to wszystko dla ciebie.
Już miała wybuchnąć śmiechem na te idiotyczne słowa. Bo jak Spectra mógł zniżać się do tak taniej manipulacji, kiedy miał nad nią tak wielką przewagę?! Jednak śmiech umarł w gardle, kiedy okręcił kosmyk jej włosów wokół palca i lekko uniósł.
– Od chwili pożaru czułem, że czegoś brakuje. Coś jest nie tak, świat się zmienił – przemówił. – To uczucie nigdy mnie nie opuszczało, zawsze miałem wrażenie, że było na Vestalii coś jeszcze. Nie będę kłamał, że zacząłem współprace z Zenoheldem z pragnienia zdobycia potęgi.
– Dalej pragniesz.
Zignorował ją.
– Ale nienawidziłem go. Nie dlatego, że był starym głupcem, pełnym pychy i łakomym. Tak to wywołałby u mnie najwyżej niechęć, że ktoś taki ma koronę. Nie, Jessie – przysunął kosmyk do ust i złożył pocałunek. Gest pełen uwielbienia i delikatności wywołał u niej jedynie mdłości. – Zasypiałem, marząc, żeby ukręcić mu kark. Chciałem, by cierpiał, wył z bólu, aż zedrze swoją krtań. - Zniżył głos do szeptu, aksamitnego i pełnego niewypowiedzianych gróźb. – Kiedy się pojawiłaś, a ja ciągle nie zdawałem sobie sprawy, że to ty, to… - zawahał się i westchnął. – Mogłem być okrutny, ale nie cierpiałem, gdy przebywałaś koło niego albo tego szczeniaka. Musiałem cię zawsze mieć tam, gdzie mogłem cię widzieć. Przyśpieszyłem moje plany. W Becie chciałem już nawet zabić Hydrona i byłem tego blisko. – Przymknął oczy. – Zawsze myślałem, że to przez twoją moc. Że nie mogę pozwolić, by ktoś inny ją zdobył. Tylko to nie miało sensu, bo wtedy wymyśliłby sposób, żeby ci ją odebrać. Ja po prostu potrzebowałem ciebie.
Milczała. Gardło miała ściśnięte, a w środku czuła lód. Spectra mógł nie mówić całej prawdy, ale co najmniej część tego wyznania była szczera. Ta desperacja odbijająca się w jego oczach, tak żywa i rozdzierająca, nie mogłaby być odegrana.
I to było w tym najbardziej przerażające. Mogła walczyć z jego manipulacjami, próbować go oszukać, targować się z nim. Ale z uczuciami nie miała żadnych szans. Ich nie dało się wyrwać, zamalować czy udawać, że nie istniały. .
– To, za czym gonisz, to jedynie wspomnienia – odezwała się w końcu. Starała się utrzymać neutralny ton, ale czuła, że w jej głosie przebija się zmęczenie. – Nie da się powrócić do przeszłości. Nie da się jej też wymazać, bo ja nigdy nie zapomnę, co mi zrobiłeś - Zerknęła na bliznę szpecącą ramię. – Pragniesz mnie, której już nie ma, Spectra. To nie ma przyszłości. Dajmy temu spokój.
Puścił pasemko włosów. Brązowy kosmyk opadł na jej ramię. Ciepły i pachnący karmelem.
– Jak już wspomniałem, sam jestem winny temu, że mi nie wierzysz. Pogodziłem się z tym.
Odsunął się od niej i zaczął odchodzić.
– Pałac jest twój, tak samo służba. Nie mam zamiaru cię więzić jak wtedy. Możesz robić, co chcesz i kiedy chcesz.
Ogarnęło ją znużenie. Stres i kalejdoskop emocji wyczerpały jej nędzne zapasy sił. Powieki stawały się coraz cięższe. Dlatego też przestała być czujna i rozważna.
– Mówisz tak, bo wiesz, że nie będę w stanie stąd odejść.
Odpowiedziały jej jedynie jego kroki i skrzypnięcie drzwi.
****
Chwilową ulgę przyniosło jej jedynie przebudzenie Fludima. Bakugan od razu zaczął panikować i namawiać ją do ucieczki, ale nie była w stanie choćby zacząć jej planować. W oknach nie było krat, na palcu nie lśnił żaden pierścień, ale czuła się, jakby została przykuta do tego miejsca. Jeśli Spectra skłamał – co było bardzo możliwe – i służba oraz strażnicy mieli za zadanie ją pilnować, to po krótkim wypoczynku moc dałaby im radę. Jednak ta myśl nie napawała jej nawet odrobiną optymizmu. Odczuwała jedynie znużenie. Powinna martwić się o przyjaciół, tworzyć plany, cokolwiek, a była zdolna jedynie opaść na łożko i wpatrywać się w swoje dłonie.
Przywrócić wszystko na właściwe tory.
Zrobiłem to wszystko dla ciebie.
Żołądek ją ściskał, gdy przywoływała te słowa. Z pozoru znalazła się na wygranej pozycji. Spectra zadeklarował, że zrobi dla niej wszystko, więc mogła zażądać usunięcia kontrolerów i oddania planety bakuganom. Vestalianie wróciliby do siebie, zapanowałby spokój. Każdy mógłby powrócić do domu.
Co za piękna ułuda.
W uczuciach Spectry nie było ani grama szczerości. Nie traktował jej jak odnalezionej przyjaciółki, a jak odzyskane trofeum. Rozpacz, jaką poczuł, gdy spłonął pałac, była szczera. Ale jego osobowość przez te lata wykrzywiła się, tworząc kogoś zgoła innego. Mógł próbować to ukryć, ale widziała, że tak naprawdę patrzy na nią niczym na cenna figurkę. Ostatecznie wygrał z Zenoheldem, gdy ją złapał. Splunął na jego wysiłki w odebraniu mu tego, co należało do niego.
Problem był taki, że nie była żadną figurką, a człowiekiem. I to kompletnie innym niż wymarzył sobie Spectra. A gdy on się zorientuje, to będzie po wszystkim. Więc jej przewaga była niezwykle krucha i topniała z każdą chwilą.
Co mogła zrobić w pozostałym czasie?
Pozbycie się Spectry było zbyt ryzykowne. Raz, że kompletnie nie znała sytuacji politycznej na Vestalii, więc nie wiedziałaby nawet kogo prosić o pomoc albo przekazać władzę. Oprócz tego łatwo mogłaby zostać zmanipulowana i posłużyć nieświadomie za pionek w kolejnej tyranii. Nie miała na to nerwów. Dwa, że Spectra nie był osobą, którą tak łatwo ograć. Miał szerokie kontakty, wiedział dużo więcej niż ona.
Mogła spróbować uwolnić bakugany. Wtedy spełniłby się oryginalny cel Ruchu Oporu. To było dobre wyjście, ale musiałaby jednocześnie zorganizować idealną ucieczkę, zanim zabrałby ja na Vestalia. Tam byłaby skończona. Tylko jak miała to robić? Jak uzyskać potrzebne informacje w tym pałacu, gdzie nie mogła zaufać nikomu?
Cóż, póki co nie zostało jej nic innego, niż sprawdzenie, czy słowa Spectry miały w sobie jakąkolwiek szczerość.
****
Następnego poranka po zjedzeniu śniadania zdecydowała się po prostu wyjść. Przeszła przez korytarze pałacu, a żaden z nielicznych służących nie próbował jej zaczepić. Kiedy rzucała przelotne spojrzenie na mijane osoby, te spuszczały wzrok lub witały się z nią lekkim ukłonem. Nie przeszkadzało jej to. W końcu dotarła do wyjścia i pociągnęła za ozdobną klamkę. Ledwo drzwi ustąpiły, poczuła, że nieświadomie wciągnęła oddech. Całe ciało miała spięte, oczekując na pułapkę. Ale nikt nie nadchodził, nie czuła na sobie niczyich oczu. Odetchnęła głęboko i wyszła na marmurowe schody.
Krótką alejkę od schodów do głównej bramy ozdabiały drzewa o powyginanych pniach i gęstych koronach, w których gdzieniegdzie błyskały błękitne kwiatki. Oprócz dwóch strażników koło wyjścia wokół nie było żywej duszy.
– Nie wyczuwam żadnego bakugana – szepnął Fludim.
Skinęła głową i narzuciła kaptur bluzy, żeby nieco zakryć też twarz. Szybkim krokiem, niemal truchtem doszła do bramy. Obaj strażnicy nosili ciemnozielone mundury, a ich oczy przysłaniały granatowe okulary. Ledwo ujrzeli ją, to zasalutowali i uchylili bramę. Jessie poczuła, jak jej serce łomocze w piersi. Ciągle wydawało jej się to nierealne. Tak po prostu może wyjść? Czy też zaraz zostanie zatrzymana, pojawi się Spectra i zaśmieje z jej naiwności? Czuła, że strażnicy patrzą na nią zdziwieni, że tak zastygła, dlatego przełknęła ślinę i wyszła prosto na miasto. Nikt jej nie zatrzymał, nikt nawet nie pisnął, a brama zatrzasnęła się za nią. Była poza pałacem. Sama. Wolna. Przynajmniej tak jej się teraz wydawało.
– Co teraz? – zapytał Fludim, gdy odeszli na pewną odległość.
– Chciałabym dowiedzieć się, jakie nastroje panują wśród Vestalian – mruknęła, naciągając mocniej kaptur. – Jest rano, więc poszukajmy jakieś kawiarenki, pewnie tam ktoś będzie dyskutował o obecnej sytuacji. Mord króla nie mógł przejść bez echa.
Znajdowali się w kolonii Gamma, ale wcześniej przebywali tylko w głównym pałacu, dlatego próba odnalezienia się nie należała do łatwych. Zapamiętywała więc charakterystyczne obiekty po drodze, by umieć wrócić. Nie wiedziała, czy Vestalianie rozpoznaliby ją po tylu latach lub czy przypadkiem jej odnalezienie nie zostało już ogłoszone, dlatego wolała unikać bezpośrednich rozmów. Ponura pogoda sprzyjała jej, gdyż większość mieszkańców mijała ją, śpiesząc się do własnych spraw i nie zauważała, jak nieumiejętnie próbuje poruszać się między uliczkami.
Po jakiejś pół godzinie wysłuchiwania gderania Fludima, w końcu trafiła do niewielkiej lecz przytulnej kawiarenki. Wcisnęła się do stolika w kącie plecami do reszty klientów. Szczęśliwie kelnerka, która przyjmowała jej zamówienie, była bardziej zainteresowana wgapianiem się w kwiatki stojące na półce nad ich głowami. Jessie zrzuciła kaptur, starając się, by włosy jak najbardziej zakryły jej twarz i osunęła się nieco na miękkim fotelu. Nastawiła uważnie uszy, ale rozmowy toczyły się wokół tak przyziemnych tematów jak praca czy dzieci, że jej myśli same zaczynały odpływać.
Ich baza znajdowała się nie tak daleko od Gammy, przynajmniej z pomocą bakugana lub skutera Miry droga zajmowała może z dwadzieścia minut. Jednak nie pamiętała, od której strony miasta to było oraz nie miała gwarancji, że przyjaciele dalej tam byli. Co prawda po drodze na hologramowych ekranach nie widniało żadne ogłoszenia o ich złapaniu, ale marne było to pocieszenie. Spectra i jego poplecznicy mogli ich po cichu zgarnąć i trzymać gdzieś z dala od publiki.
Kelnerka postawiła przed nią ziołowy napar i gofra z polewą. Podziękowała skinieniem i sięgnęła po filiżankę. Ciepła para buchnęła jej w twarz. Co powinna zrobić? Ta chwilowa wolność wynikała z jakiegoś kaprysu Spectry i w każdej sekundzie mogła się skończyć. Powinna spróbować dostać się do teleportów, powrócić na Ziemię i tam sklecić jakiś plan? Tylko czy to nie byłoby porzucanie przyjaciół? Ale też jak mogła im inaczej pomóc? Wszystkie ich plany poszły w cholerę, jej wspomnienia były kompletnie nieprzydatne, a cała sytuacja stanęła na głowie.
– … ale czy to nie za okrutne? To, że jest jego synem, nie znaczy, że ponosi odpowiedzialność za jego czyny. Miał ile? Sześć lat, kiedy wydarzył się wielki pożar – mruknął jakiś mężczyzna, po czym postawił coś na stoliku tuż za nią.
Hydron! Momentalnie skupiła się, pociągając łyka herbaty.
– Owszem, ale i tak musi zostać odsunięty od pałacu – odpowiedział kobiecy głos, po czym westchnął. – Dobrze by było, gdyby okazało się, że ktoś z Elevenorów przetrwał.
Jessie poczuła, jak robi jej się zimno mimo grubej bluzy. Ugryzła gofra i zaczęła przeżuwać, choć nawet nie czuła smaku. Ściskało ją w żołądku.
– Rada musi zająć się tym całym syfem – uznał mężczyzna. – Chociaż Spectra… – nastąpiła chwila zawahania. – Teoretycznie on mógłby przejąć tron, w końcu dzięki niemu uzurpator padł.
Gofr był miękki, ale i tak niemal stanął jej w gardle. Szybko zaczęła popijać, żeby nie przyciągnąć uwagi i z trudem go przełknęła. Oczy naszły jej łzami, ale nikt nie zauważył jej reakcji.
Więc to tak Phantom przekręcił historię? Ukazał siebie jako bohatera, który zdecydował się ujawnić prawdę o Zenoheldzie i go obalił, ale jednocześnie oszczędził młodego księcia. Wspaniałomyślny bohater, jakiego mogą wielbić tłumy.
– Też jest młody – zauważyła kobieta. – Jednak prawda, on by się nadawał nawet na chwiłę, póki Rada nie zdecyduje – Chwila ciszy. Szczęk sztućców. – A myślisz... – Kobieta ściszyła głos, aż Jessie musiała się mocno skupić, żeby usłyszeć słowa. – że to może wszystko wina tej przeklętej kolonizacji? Mam wrażenie, że nic nie idzie dobrze, od kiedy tu jesteśmy. I ten cały Ruch Oporu, upadek Alfy i Bety, gadające bakugany. Może to wszystko to pomy…
– Cicho bądź! - syknął ostrzegawczo mężczyzna. – Póki pałac nie wydał oświadczenia, nie mówmy o tym. Myślałaś już co z tym autem? Kupujesz nowe? – zmienił pośpiesznie temat.
Jessie słuchała jeszcze chwilę, ale już nie padło ani słowo na temat ostatnich wydarzeń. Zapłaciła i wyszła, kierując się w stronę, z której przyszła. Potrzebowała usiąść gdzieś na uboczu i podyskutować z Fludimem.
Trafiła na niewielki skwer, gdzie siedziała tylko jedna staruszka. Zajęła ławkę w jak największej odległości i wyciągnęła Fludima z kieszeni.
– Sam słyszałeś – szepnęła. – O mnie nikt nie wie, a Spectra to bohater Vestalian.
– Można było przewidzieć, że skurwysyn wymyśli taką historyjkę – warknął Fludim. – Z tego, co zrozumiałem, to Hydron też żyje.
– Zrobił sobie z niego marionetkę – mruknęła. – Ja pewnie będę następna, jak skończy się jego użyteczność.
– Przecież możemy powiedzieć, jaka była prawda. My, Mira, Dan, Ace, Baron, wszyscy widzieliśmy jaką masakrę urządził!
– A kto w to nam uwierzy, Fludi? - prychnęła.
– Jesteś w końcu księżniczką, czemu mieliby nie? Gdy wyjawisz, co naprawdę robił Spectra i że gówno miało to wspólnego z twoją rodziną, to jego wersja upadnie jak i jego poparcie.
Zacisnęła wargi. Fludim miał rację. Miała moc, która służyła na dowód jej rodowodu. Jednak ujawnienie tożsamości wiązało się z porzuceniem dawnego życia i kolejnymi wyzwaniami. Skoczyłaby z jednej pułapki prosto do drugiej.
– Ja nie chcę Fludi – wyznała, zwieszając głowę. – Te wspomnienia, moja rodzina, to wszystko… - zacisnęła pięści. – Nie mam na to siły. Nie chcę znowu być w coś zamieszana. Zresztą myślisz, że Spectra tak o się wycofa? Ma nad nami przewagę, jeśli chodzi o wiedzę, znajomości i sojuszników.
Fludim nie odpowiedział. Choć Phantoma nie było koło nich, to czuła niemal jego świdrujący wzrok na swoich plecach.
– Chcę tylko wolności dla Vestroi i powrotu do Los Angeles. Jestem taka zmęczona.
– Jess… - Fludim niezgrabnie pogładził jej kciuk w geście pocieszenia. – Rozumiem, że to dla ciebie duży ciężar. Tylko co zrobimy teraz?
– Myślałam, żeby zwiać na Ziemię przez teleporty, tam skontaktować się zresztą Wojowników i obmyślić coś wspólnie. Ale też mam wyrzuty, że zostawię resztę.
– Dan i ekipa wychodzili z niejednych tarapatów – pocieszył ją Fludim. – Ale bardziej obawiam się, że to za proste. Spectra może i wypuścił cię z pałacu, ale czy pozwoli ci wrócić na Ziemię?
Wzdrygnęła się, kiedy przypomniała sobie wczorajsze spojrzenie Spectry. To pragnienie. Rozprostowała i zgięła palce. Jej organizm był wypoczęty, więc i moc swobodnie przepływała przez żyły. Była w stanie walczyć.
– Zawsze można spróbować – odparła. – Najwyżej będziemy próbować czegoś innego.
****
Wątpliwości Fludima sprawdziły się w stu procentach. Zmusiła się do zapytania przypadkowej kobiety o drogę do teleportów, ale ta tylko spojrzała na nią ze zdumieniem i przypomniała, że od paru dni te są zablokowane i mogą ich używać tylko członkowie rządowi oraz armia. Spectra widać przygotował się na jej pomysły.
– Kurwa – syknęła, kiedy Vestalianka się oddaliła.
– Pałac? - mruknął Fludim.
– Cholera wie, czy znów uda mi się wyjść, ale… - Ściągnęła brwi, myśląc intensywnie. – W gantletach też są teleporty.
– Tylko swojego nie masz.
– Musi gdzieś być. A nawet jak nie ten, to przypuszczam, że gdzieś muszą je sprzedawać.
– A będziesz umiała to ustawić? Może lepiej szukać jakiegoś kontaktu z Ruchem Oporu? Albo spróbować zdobyć więcej informacji?
– Można to wszystko połączyć.
Przezornie zabrała ze sobą pieniądze, które chowała w wewnętrznej części kozaka oraz parę ozdób, które wyglądały na najcenniejsze. Z braku lepszych pomysłów wmieszała się w tłum, udając zainteresowanie witrynami i wystawianymi towarami, jednocześnie podsłuchując rozmowy koło siebie. Kiedy trafiła na kiosk, od razu jej wzrok przykuły ekran hologramowy, na którym wyświetlała się twarz Hydrona, a pod nią ciąg tekstu.
– Osiem linów – powiedział sprzedawca.
Wygrzebała żądaną kwotę i odeszła na bok wraz z vestaliańską wersją gazety. Strony przewracało się jak w tablecie przez klikanie.
...Sytuacja rodu Elevenor jest niepewna, a odnalezienie prawdziwych potomków zajmie z całą pewnością dużo czasu. Dlatego przedstawiciel Rady – Ryan Elyon zapowiedział, że zostanie ogłoszony regent w ciągu najbliższych dni. Oprócz tego głośna dyskusja toczy się wokół trzech postaci – syna zdrajcy - dawnego księcia Hydron, a także byłego przywódcę Vexos – Spectry Phantoma i jego prawą rękę – Gusa Grava. Pozostali Vexosi zostali aresztowani i mają oczekiwać na proces, lecz wymieniona trójka pozostaje na wolności, gdyż istnieją poważne wątpliwości, na ile działali z własnej woli. Silnie za ich niewinnością przemawia ujawniona konwersacja między Zenoheldem, a dowódcą sił kolonizacyjnych – Victorem Tlars, z której wynika, że obaj Vexosi zostali do współpracy przymuszeni manipulacją i podstępem, natomiast przed byłym księciem ukryto prawdę o planach Zenohelda. Szczegółów nie ujawniono.
Rada zwraca się też do mieszkańców o pomoc w poszukiwaniach prawowitych dziedziców rodu Elevenor. Ktokolwiek posiadający wiarygodne informacje proszony jest o kontakt z przedstawicielami Rady.
Wyłączyła czytnik i spojrzała na Fludima, a ten na nią.
– Przekupił ich – stwierdzili równocześnie.
Rzekoma konwersacja albo nie istniała, albo została sfabrykowana. Macki Spectry sięgały nawet do najwyższych stołki. Teraz wystarczyło, że zaprezentuje ją jako cudownie odnalezioną przez niego księżniczkę i cała Vestalia będzie jego.
– Musimy spierdalać, Jess – Fludim doszedł to tego samego wniosku.
Najrozsądniejszym miejscem do szukania gantletu były okolice aren walk, tam też się udali. Jessie nie miała pojęcia, ile czasu przebywała już poza pałacem, ale nie była na tyle tępa, żeby wierzyć, że Spectra nikogo za nią nie puścił. Musiała się śpieszyć.
Wpadła przez wejścia D do szerokiego holu i weszła do pierwszego sklepu. Niemal się uśmiechnęła na widok błyszczących gantletów w szklanej gablocie.
– Wszystkie modele posiadają teleport? – zwróciła się do sprzedawcy.
– Tak, tak, to już standardowa funkcja – odparł Vestalianin. – Tylko nie gwarantuje, czy zawsze zadziała. Od przewrotu Rada kazała śledzić wiele połączeń oraz je blokować.
Dzielnie utrzymała uśmiech, choć miała ochotę zakląć. Oczywiście, musieli się ubezpieczyć na wszystko. Ale i tak musiała spróbować. Wybrała najtańszy możliwy model i usiadła pod sklepem.
– Nie żeby coś, ale będziesz umiała wbić dobre współrzędne? – spytał z powątpiewaniem Fludim. – Do tej pory przenosiliśmy się dzięki innym.
– Zawsze jest opcja powrotu – wskazała na odpowiedni guzik. - Trzeba próbować, lepszego pomysłu już nie ma.
Hol był pusty, przez co stukot butów zabrzmiał głośno i wyraźnie. Zaalarmowana przyzwała moc i podniosła wzrok, przerywając wpisywanie współrzędnych. Nie znała mężczyzny, który podążał w jej stronę, ale wiedziała, że szedł tu po nią. Podniosła się i ruszyła w ku trybunom.
– Przyśpieszył lekko – szepnął Fludim.
– Pusto?
– Pusto.
Zatrzymała się gwałtownie, zebrała więcej mocy w dłoni i cisnęła nią przed siebie. Fioletowa kula świsnęła w powietrzu i rozbiła się parę centymetrów od nieznajomego. Vestalianin zatrzymał się, lekko wzdrygając.
– Czego? – warknęła, nie siląc się na uprzejmość.
Zawahał się, a jego wzrok przeleciał między miejscem uderzenia mocy, a jej wyciągniętą dłonią. Uniosła brew i przywołała kolejną dawkę.
– Pan Phantom pragnie wiedzieć, kiedy wróci pani na obiad – odparł, pochylając głowę.
Skręciło ją na widok takiej uległości.
– Podobno mogę robić, co chcę i kiedy chcę – odparła, wysuwając podbródek – Nie planuję póki co wrócić. Mam dużo do roboty.
Vestalianin rzucił szybkie spojrzenie na jej gantlet. Czuła, że jest zdenerwowany. Pewnie Spectra nieźle go opierdoli, jeśli wróci bez niej.
Ale to nie był jej problem. Okręciła się w miejscu i puściła się biegiem w stronę trybun, ignorując okrzyki za sobą. Może i w żołądku już ją ssało, ale nie miała zamiaru stosować się do dyktatury tego upierzonego idioty. Jak tak bardzo chcę ją mieć przy sobie, to niech się bardziej postara.
Ryk walczących bestii mógł ogłuszyć. Trybuny były wypełnione po brzegi, co było o tyle korzystne, że ciężej będzie ją zlokalizować. Szybko zaczęła się przeciskać przez morze ciał i usiadła w jednym z środkowych rzędów. Widzowie byli zbyt zaaferowani toczącą się walką, żeby się jej przyjrzeć. Szczególnie sąsiad z lewej strony. Energicznie podskakiwał na krześle, skandując imię jednego z graczy. Osunęła się niżej na krześle, rozglądając się. Nigdzie nie widziała tamtego faceta
Wrzawa wzmogła się jeszcze bardziej, kiedy bakugan Ventusa padł. Co prawda nie była w stanie pogadać z Fludimem, ale mogła bez przeszkód wrócić do wpisywania współrzędnych. Gówno pamiętała z wykładów Miry, jak się tym posługiwać, więc tylko przyglądała się ekranikowi, który przedstawiał trasy teleportacyjne. Niestety trzy pierścienie jedynie się lekko przesuwały, ale nie wskazywały, gdzie się znajduje.
Przypomniała sobie nagle, że kiedyś Phantom przeniósł ich do Wardington wykorzystując dane od Dana. Chyba wtedy coś gadał, że gantlety są w stanie zlokalizować inne, jeśli kiedyś walczyło się z właścicielem. Skrzywiła się. To oznaczało, że miała jakieś nadzieję, ale musiała odzyskać swój sprzęt. Albo podpierdolić czyjś. Obie opcje tak samo niepewne i średnio wykonalne.
– … nasz specjalny gość! Proszę przywitajcie Gusa Grava!
Poderwała głowę, a serce jej szybciej zabiło. Nie wierzyła, żeby to był przypadek, że pies Spectry tutaj się zjawił. Tradycyjnie widzowie poderwali się z krzeseł, a gromkie brawa gruchnęły, kiedy platforma z Vexosem wjechała na arenę. Widziała, że niektórzy wymienili między sobą spojrzenia, ale zdecydowana większość była autentycznie ucieszona na widok idola. Nawet nie słuchała krótkiego przywitania Gusa. Siedziała, więc zasłaniali ją widzowie, którzy ciągle stali, ale wiedziała, że on ją widzi. Ciekawe, jak zamierza ją stąd wyciągnąć?
Nic szczególnego się nie wydarzyło. Gus wrócił do środka, a następni przeciwnicy wkroczyli na arenę. Uznała to za dobry znak. Nie chcieli ujawnić jej istnienia, dlatego póki jest w tłumie, może czuć się względnie bezpieczna. Tylko co może zrobić?
– Wbijasz jakieś współrzędne? - mruknął Fludim.
– Nie mamy chyba wyjścia. Oni będą czekać, aż ja nie wyjdę albo skończą się zawody.
– W tłumie masz jakąś szansę.
– Problem co dalej – westchnęła. – Ryzykujemy.
Ciąg współrzędnych nie wyglądał kompletnie znajomo, ale musiała liczyć, że jej podświadomość coś zapamiętała. Wcisnęła przycisk i poczuła lekkie szarpnięcie, nim rozgorączkowany tłum zniknął sprzed jej oczu.
****
Nie zdążyła nawet dobrze wylądować, a już wiedziała, że całe jej wysiłki poszły w cholerę. Choć mina Gusa nie wyrażała żadnej emocji, to w środku na pewno się cieszył, że tak ładnie wróciła prosto w ich ręce. Gdzieś w głębi myślała o takiej możliwości, ale liczyła, że może głupim fartem jej się uda. Tymczasem skończyła w pomieszczeniu, gdzie zza grubego szkła rozciągał jej się wspaniały widok na walkę. Zapewne wszelkie próby teleportacji były śledzone i kierowane do nich.
Widocznie szczęście się od niej odwróciło.
– Gdzie zgubiłeś swojego pana? – warknęła, olewając nerwowe wzdrygnięcia reszty personelu.
– Nie znasz Gammy, to niezbyt bezpieczne by włóczyć się po niej samej – rzekł, kompletnie ignorując pytanie.
Wywróciła oczami i założyła ręce na piersiach.
– Bo niby z wami to jestem? – syknęła ze złością. – Nie zmieniacie się, nieważne ile pięknych słów wypowiecie. To co? Do lochu?
Moc zamigotała między palcami. Mimo to wyraz twarzy Gusa pozostał niezmieniony. Nigdy za sobą nie przepadali, dlatego oczekiwała, że chociaż coś jej odwarknie. Grav za to jedynie westchnął i gestem dłoni odprawił resztę Vestalian.
Ahh, przecież nie mogło się wydać, kim ona jest.
– Powinniście się cieszyć, że dalej mam ziemskie tęczówki. Inaczej ciężko byłoby się wytłumaczyć.
– To dla twojego własneg… - nie dokończył, bo prychnęła.
– Już nie pierdol – Nawet nie próbowała hamować języka. Cała sytuacja naciągała jej nerwy do ostateczności. – To dla wygody waszej i jakiegoś planu. Ty i Spectra jesteście tacy sami. Skoro jestem przydatna do tego cyrku z obaleniem Zenka, to pożyje sobie w tej złotej klatce. Swoją drogą, to gdzie jakieś groźby? Złagodniałeś coś, Grav.
W końcu zauważyła emocje na jego obliczu. Ale nie złość, jak liczyła, a zmieszanie. Poczuła, jak coś zdusza ją w gardle. Co to za reakcja?!
– Sytuacja się zmieniła – odparł.
– No tak, Zenoheld skończył pewnie z dziurą w torsie – zgodziła się. – Ale tutaj – Wycelowała palcem na szybę, zza której rozciągał się widok na arenę. – To wszystko po staremu. Dlatego co dalej? Spectra jako król średnio może pozwolić sobie na tworzenie tego ultra bakugana i podbijanie galaktyk, czyż nie? Więc rozumiem, że wracam ja jako cudownie odnaleziona przez dobrego pana Phantoma i siadam na tronie jako kompletnie niezależna królowa, kolonizacja trwa, a wy siejecie terror dookoła. Ja oczywiście słowa nie pisnę przeciw, bo pewnie macie masę gróźb i sztuczek – mówiła, a jej głos pozostawał dziwnie spokojny. – Więc dawaj, co tam wymyśliliście? Zabijecie moją ziemską rodzinę? Dana? Mirę? Weźmiecie Fludima na zakładnika? Hmm?
– Wcale tak nie ma być! – warknął Gus. – Wiem, że to dla ciebie kompletnie nowa sytuacja, ale nie takie są plany!
Znajomy widok nieco ją uspokoił, co powinno być niepokojące, ale nie wchodziła w to. Musiała sprowokować Gusa, żeby chociaż wyjawił jej fragment planów.
– To niby jakie są? Skoro nie jestem w stanie wrócić na Ziemię, to nie widzę innego wyjaśnienia.
Zawahał się, dlatego musiała uderzyć głębiej.
– Nie staliście się dobrzy, nie wmówisz mi tego – Pokręciła głową. – Może pamięć ci szwankuje, ale widziałam, do czego jesteście zdolni. Elico, Brontes? Zamienieni w bezduszne lalki? Manipulacja Mirą? Zdrady wśród Vexos? – Wyliczała, obserwując uważnie zmiany na twarzy Grava. Coraz bardziej się denerwował. – Doprowadzenie Drago niemal do śmierci? No i najważniejsze – masakra w pałacu. - Opuściła ręką i wykrzywiła się w grymasie. – Skoro nie jestem po waszej stronie, to skończę nie najlepiej. W końcu to że jestem z Elevenor wam jedynie przeszkadza na dłuższą metę.
– Sam byłem za to, żeby wykopać ciebie i resztę bachorów na Ziemię – przyznał w końcu Grav. – Ale mistrz Spectra uznał, że też masz prawo do zemsty. Elevenor… nie była złą rodziną królewską – dokończył koślawo.
Olała jego żałosną próbę grania na emocjach.
– Zenoheld jest martwy – wytknęła jadowicie słodkim głosem. – Hydron dycha, ale absolutnie w dupie mam tego kretyna. Wymyśl coś lepszego, bo zaraz wyjdzie, że od początku was przejrzałam.
Dopiero teraz spostrzegła, że moc kotłuje się koło jej nóg niczym spieniona fala. Zresztą całe ciało drżało od tłumionej furii.
– Dalej możesz mi nie wierzyć, ale mówiłem prawdę – Spectra odezwał się zza jej pleców, na co lekko podskoczyła. – Chcę ci oddać, co twoje.
Wtedy ogarnęła ją oślepiającą złość, która odbierała rozum i wszelkie zahamowania.
– Ale ja nie chcę, czego nie rozumiesz? – Spojrzała na niego. – Nie chciałam nic z tego syfu! Chciałam tylko, żeby Fludim mógł żyć na swojej planecie, a nie jakieś jebane ufoludki! - wybuchnęła. – Przestań w końcu kłamać! Doskonale wiem, co zrobiłeś, do czego jesteś zdolny! Pewnie gdybym przypadkiem nie rozwaliła tej pieczęci pamięci, to teraz odwalałbyś kolejny chory plan! Możesz odsłonić twarz, ale nie odsłonisz siebie, to chyba twoje słowa?!
Przez maskę niewiele widziała z jego miny, ale to było jasne, że dalej próbował grać swoją rolę. Nawet Gus jej nie zbeształ. Byli zdeterminowani do końca kłamać, manipulować i wpychać ją głębiej do świata, którego nie znała i nie chciała rozumieć.
Nienawidziła tego. Nienawidziła echa dawnych uczuć, nienawidziła, tego, jak bardzo chciała się rozpłakać. Nienawidziła wszystkiego, co sprawiło, że teraz była tutaj.
– Więc co mam zrobić, żebyś chociaż się uspokoiła? Wyniszczasz ciało, tak używając mocy.
– Nie tak dawno byś się ucieszył, że tak sprawnie jej używam – syknęła, na co Spectra drgnął.
Furia nieco opadła i zdobyła się na chwilę racjonalności. Skoro ta dwójka tak bardzo chce kontynuować tę szopkę, to musi ją rozbić. Zagonić ich do kąta, z którego już nie uciekną.
– Ale skoro jesteś taki zdeterminowany, to proszę bardzo, oddawaj mój gantlet. I daj mi wrócić na Ziemię, mam dość tego miejsca, was i tych idiotycznych sztuczek.
Zamilkła, czekając aż opanowanie Spectry pęknie. Jaka część jego obsesji na jej punkcie była szczera, ale wątpiła, żeby była choć w połowie tak duża, jak żądza władzy i potęgi. Słowa o daniu jej wolności były niczym innym niż zwyczajnym kłamstwem.
– Ziemia nie jest póki co dla ciebie bezpieczna. Rządy Zenohelda miały wielu zwolenników i nie na rękę im będzie ocalały członek rodu – zwłaszcza najmłodsza córka – odparł z oczywistą wymówką. – No wiadomo – Wywróciła oczami, wzdychając teatralnie. – Nie ma to jak starzy, dobrzy ukryci wrogowie. W końcu nie znam sytuacji obecnej Vestalii, więc można powiedzieć mi wszystko – Wygięła usta w uśmiechu.
– To prawda, po upadku Elevenor za Zenoheldem stanęła frakcja złożona głównie z oficerów jego oddziałów... – zaczął Gus, ale nie dała mu skończyć i rąbnęła pięścią w ścianę.
– I po co dalej gadacie? – zapytała. – Przecież gówno was obchodzę. Liczy się mój rodowód i ta cała moc. To, że moi rodzice i siostra zginęli z rąk Zenohelda, jest jedynie niesamowitą okazją, której nie można przepuścić – Przekrzywiła głowę, wbijając wzrok w Spectrę. Czuła przemożną chęć zranienia go, wbicia szpilki prosto w słaby punkt. – Od początku do końca chodzi ci twój projekt perfekcyjnego bakugana, dzięki któremu będziesz mógł sobie terroryzować galaktyki do woli. Nie ma znaczenia, jak bardzo zbrukasz sobie dłonie, czyż nie? Ja stanowię jedynie ukoronowanie tych wysiłków. Ostatnia z Elevenor. Ta, której Zenoheld nie zdołał dopaść – Zatrzepotała rzęsami, przykładając dłoń do piersi. – Musiał zdychać z wielkim wkurwieniem, że córka znienawidzonego Davida jeszcze dycha, co nie Spectra? Na pewno mu się pochwaliłeś, zanim go zabiłeś. No i teraz dodatkowo możesz się szczycić, że dwie rodziny królewskie były na twojej łasce. Zenoheld stał się schodami do tronu, a ja będę ugruntowaniem twojej pozycji. A potem pewnie – Przejechała sobie palcem po gardle. – Skończę martwa. Tylko pytanie czy odbierzesz mi wolę, jak Brontesowi czy wbijesz sztylet w serce?
Wiedziała, jak okrutne były to słowa, pełne trucizny i kpiny. Jednak gorejąca potrzeba wywołania jakiejkolwiek reakcji wręcz szarpała nią od wewnątrz. Zbyt długo ich relacja była pełna kłamstw i niewypowiedzianych choć oczywistych gróźb. Dlatego wolała ugodzić prawdą prosto między oczy, nieważne, jakie przyniesie to konsekwencje.
Czekała, jakich pięknych lecz pustych słów teraz użyje, żeby utrzymać swoją wersję przy życiu. Ale jego wyraz twarzy jedynie stwardniał. Czy to wreszcie był koniec maskarady? Zdał sobie sprawę, jak bardzo przywykła do jego gierek?
– Po rozprawieniu się z frakcją Zenohelda, korona wróci do ciebie. Co z nią zrobisz, twoja wola – odpowiedział.
Przeleciało jej przez głowę, że zamiast w ścianę powinna uderzyć w niego. Zrezygnowała jednak i jedynie machnęła dłonią.
– Nudzą mnie te kłamstwa. Nie chcesz się przyznać do planów, to nie, postaram się je rozwalić tak czy siak – westchnęła. – A łaskawie chociaż się dowiem, co z Ruchem Oporu czy mam się zamknąć, bo kończymy z udawaniem, że wcale nie chcecie mnie wykorzystać?
– Oddalili się od granic Gammy, lecz dalej znajdują się w Vestroii – ton Gusa przypominał ten, w jakim zdawał raporty Spectrze.
Nic nie rozumiała. Liczyła, że wyznanie Spectry z wczoraj było jedynie jakimś jego pomieszaniem zmysłów przez nagły powrót wspomnień. Nie chciał jej jako osoby, a tego, co mógłby sobie z niej uformować. Widać on dalej tkwił w przekonaniu, że jest inaczej. Albo próbował to utrzymać, by ją zwieść. Ale po co? Nie miała żadnych kart przetargowych w ręce.
– Oczywiście, do nich też wrócić nie mogę, bo przecież jakiś tajemniczy zabójca może mnie dopaść? – zapytała już z czystej złośliwości. Chociaż sprawdzi, jak bardzo może z nich kpić, aż zaboli ich duma.
– Proszę cię jedynie o nieco cierpliwości.
– Jasne, jasne, tyle już siedziałam w zamknięciu, że mam wprawę. A potem co? Co zrobisz, Spectra? Podbój galaktyki?
Nie odpowiedział. Zapadła ciężka, niekomfortowa cisza. Gus wydawał się zaniepokojony, a po Phantomie dalej nie dało się niczego zgadnąć. Poczuła, że wypluła z siebie całą frustrację i odwołała moc.
– Jestem głodna, więc liczę, że będzie coś dobrego – oświadczyła. – Tracę przywilej poruszania się po pałacu po dziś?
– Pałac należy do ciebie.
Wzruszyła ramionami. Wyczuła nutkę frustracji w tonie Spectry, ale niby czemu miała wierzyć w jakiekolwiek jego słowo?
****
Służba nie niepokoiła jej z wyjątkiem pór posiłków, dlatego skorzystała z lekcji, jakie udzielono jej o mocy w przeszłości. Jedną z ważniejszych była regeneracja i umożliwienie jej swobodnego przepływu. Usiadła więc na środku łóżka i jedną ręką przyłożyła koło serca, wsłuchując się jego bicie. Wolno zaczęła puszczać moc i czuła, jak ciałe jej ciało staje się cieplejsze. Trwała tak przez jakiś kwadrans, aż poczuła, jak wszelkie napięcie ją opuszcza.
– I co planujesz? Nie odpowiedział nam, co do gantletu – zauważył Fludim.
– Jakby nie patrzeć nie wypuści mnie, ale też jest uparty, żeby udowodnić, że nie jestem dla niego jedynie pionkiem.
– Po co?
– Albo udaje, że jestem dla niego ważną przyjaciółką z dzieciństwa albo faktycznie czuje coś takiego, choć jest to wypaczone – westchnęła, padając na miękki materac. – Wczoraj widziałam, że jakaś część emocji była prawdziwa, ale to niczego nie zmienia.
– Można to jakoś wykorzystać – zasugerował Fludim. – Udawać, że zaczynasz mu wierzyć. Żądać niewielkich przysług. Aż zacznie ci coraz bardziej ufać.
– Nie ma czasu. Myślę, że ledwo ustabilizuje to zamieszanie, to rzuci się w wir ostatecznego ulepszenia Heliosa, a potem podbój innych galaktyk, jak to już raz zapowiedział – zasępiła się. – Ja robię jako idealny zakładnik, Ruch Oporu będzie się bał swobodnie poruszać.
Dyskusja z bakuganem przyniosła jej tylko wymyślenie coraz czarniejszych scenariuszy, dlatego zdecydowała się wyjść do pałacowej biblioteki. Niestety ów pałac zbudowano już po jej wymazaniu, dlatego nie znała żadnych przydatnych ukrytych przejść lub skrótów. Pozostawała nadzieja, że w zgromadzonych księgozbiorach znajdzie jakaś wskazówkę, podpowiedź, co może zrobić.
Ten prosty plan jednak wyleciał jej z głowy, kiedy ujrzała znajomą twarz. Hydron w eskorcie dwóch strażników również ją dostrzegł i zbladł. Gdyby okoliczności były inne, nawet by się roześmiała z tej zmiany. Ona w teorii stała się wolna, a Hydron skończył jako więzień.
– Jessica… - zaczął.
Pod rękawami koszuli nosił bandaże. Również koło prawej skroni miał założony opatrunek.
– Wyglądasz całkiem dobrze jak na taką masakrę – stwierdziła bezbarwnym głosem.
Wzdrygnął się mocno. Widać Spectra urządził mu koszmarne przedstawienie, nim oszczędził jego życie.
Wtedy pojawiła się przed nią wizja. Absolutnie szalona, na skraju głupoty, ale zdecydowała się ją rozważyć. I tak nie miała tutaj za wielu opcji.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć – wymamrotał.
– Fałszywe przeprosiny lub błaganie o litość byłyby nawet gorsze, nie przejmuj się – machnęła ręką. – Liczę, że jakoś odkupisz cierpienie, które zadałeś innym.
O ile przeżyjesz najbliższy tydzień, dodała w myślach i ruszyła dalej. Nie chciała przypadkiem wzbudzić w Spectrze cienia podejrzeń, co może planować. Zagryzła wargę. Ach, gdyby tylko lepiej wiedziała, jak korzystać z mocy. Na pewno umiała więcej niż tylko tworzyć bariery i niewielkie kule energii.
Biblioteka znajdowała się na drugim piętrze i była pusta, co niezwykle jej pasowało. Obecność służby stresowała ją, zwłaszcza że bardziej odbierała ich jak szpiegów niż zwykłych pracowników. Może popadała już w paranoję, ale wolała zachowywać czujność.
Wybrała stolik na balkonie. Ciepły wiatr omiótł jej twarz i rozwiał włosy, kiedy rzucała na blat grube tomy. Głównie skupione na historii, ale od czegoś wypadało zacząć. Hybryd jak ona było więcej w przeszłości, więc mogły pozostać jakieś użyteczne wskazówki. Opadła na krzesło i zagłębiła się w tekst. Niemal siłą wypchnęła sprzed oczu wspomnienia czasów przez wymazania, kiedy czasami siedziała tak z Cassandrą. Nie chciała o tym myśleć.
Fludim drzemał koło lampki, kiedy oderwała się od tekstu i przetarła oczy. Tak jak przypuszczała, opisane hybrydy czy raczej strażnicy, jak ich tytułował autor, mieli zdolności podobne do bakuganów. Oczywiście w dużo mniejszej skali, ale jeden z jej przodków potrafił przemienić się na moment w mrok. Teraz dużo oddałaby za taką umiejętność. Niestety nie był opisany żaden proces trenowania tej mocy czy choćby lekcje. Zostawało jej tylko to, co pamiętała, a nie było to wiele.
Opadła głową na książkę i zatopiła oczy w horyzoncie. Myślała też, żeby próbować jakoś zniszczyć kontroler. Doskonale znała jego lokalizację pod ziemią, bo gdyby nie nagły atak Spectry, pewnie by go zniszczyli. Mogła więc uderzyć w niego z Fludimem. Czy może skorzystać z chwilowej dobroci Phantoma i zażądać wycofanie kolonizacji? Pierwsza opcja wiązała się z niepowodzeniem i ewentualnymi ofiarami w ludziach, a druga z tym, że Spectra zabierze ją na Vestalię, której kompletnie nie znała. Żadna wizja jej nie przekonywała.
– Co powinien zrobić z Hydronem?
Spectra jak zawsze zjawiał się koło niej bezgłośnie, jakby sam na moment stawał się cieniem. Od razu poczuła, że jest jej chłodno, ale i tak przeniosła na niego wzrok. Było to ironiczne, ale wolała, kiedy nosił maskę. Pozbawiony niej dużo bardziej przypominał dzieciaka, z którym kiedyś się bawiła.
– A co mi do tego? – spytała.
– Mówiłaś, że chcesz, by odkupił swe winy.
– Bo co mi po jego śmierci? Bezsensowa i niczego nie zmieni. Mógłby porobić jakieś roboty społeczne czy ogólnie pomagać. Dużo bardziej przydatne
Musiał zrozumieć, co chciała mu niemo przekazać, bo w jego oczach znów błysnęło coś na kształt skruchy. Przykucnął koło niej i spojrzał prosto w oczy. Kolejna zmiana. Jakby chciał ją przekonać, że są na równym poziomie. Bzdura. Kilka dni wcześniej patrzyłby na nią z góry z groźbą w oczach.
Ludzie tak łatwo się nie zmieniają.
– Co mam zrobić, byś uwierzyła? – Zmarszczył brwi.
Widać ostatnią myśl nieświadomie wypowiedziała na głos.
– Nic nie możesz zrobić – oświadczyła, nie spuszczając wzroku. – Twoje oszustwa i kłamstwa nie działają na mnie. Nie jesteś Keithem, jakiego znałam. Zresztą sam to kiedyś przyznałeś przed Mirą. Tu nikogo nie ma, możesz odpuścić ten cyrk, nikt nie słucha.
– Owszem, tamten naiwny Keith już nie istnieje – przyznał. – Tak samo nie zaprzeczę, że dalej będę kontynuował stworzenie najsilniejszego bakugana.
Odetchnęła lekko. Wreszcie zaczął wykładać karty na stół. Ale wtedy jego twarz znów złagodniała, a jej pod powieką śmignął obraz uśmiechniętego 8-letniego Keitha. Wpiła paznokcie w dłoń.
– Ale wiem, że chcesz by ta kolonizacja się skończyła. Co mam zrobić? Odwołać ją już teraz? Przyznać, że Ruch Oporu miał rację?
Uniosła głowę i spojrzała na niego spod byka. Dla postronnego widza mogło to wyglądać, jakby ją prosił, ale ona doskonale wiedziała, jak dalekie od prawdy było to wrażenie.
– Męczysz mnie już tym – warknęła. – Jasne, chcę, żeby Vestalianie się stad wynieśli i zostawili bakugany, ale ty nigdy nie zrobisz nic za darmo! Po co dajesz mi iluzję jakiejkolwiek władzy, jak oboje wiemy, jaka jest prawda?!
– Bo sytuacja się zmieniła. Już ci to mówiłem.
Po raz kolejny głowa zaczęła ją boleć.
– Ja też ci już mówiłam, że masz obsesję na punkcie kogoś, kto nie istnieje. Mam ta samą twarz, ale to nie ja.
Pierwszy raz zobaczyła złość na jego twarzy, która nie była lodowata, a raczej przypominała ogień. W oczach zapłonęły mu ogniki, a twarz wykrzywił w grymasie.
– Ty pochodząca z Ziemi to było kłamstwo – wycedził. – Pochodzisz z Vestalii i nic tego nie zmieni. Możesz mnie nienawidzić, gardzić mną, ale nie zmienisz tego, kim byłaś i jesteś. Pogódź się z tym.
– Nie mam zamiaru rządzić. Nie chcę tej przeklętej korony.
– Nie musisz. Wszystko mogę zaaranżować tak, byś nie musiała się przejmować. Vestroia, Vestalia, Ruch Oporu, Ziemia. Wystarczy twoje słowo, a będzie, jak chcesz.
Podniósł się i ujął ją za ramię, ściskając. Nie na tyle, żeby sprawić ból, ale i tak skutecznie przykuło ją to do krzesła.
– Zbudowanie ostatecznego bakugana to zło konieczne, Jessica – Po raz pierwszy tego dnia wyrzekł jej imię. Głos miał aksamitny, kojący dla ucha. – Kiedy cała galaktyka będzie drżeć przed moją potęgą, nikt nie zagrozi żadnej z twoich ukochanych planet. Będziesz mogła żyć w spokoju.
Prychnęła jedynie w odpowiedzi. Ta rozmowa jak wszystkie poprzednie prowadziła donikąd. Gdzie była granica między kłamstwem a prawdą?
– Zenoheld odebrał mi rodzinę, ale ty zabrałeś wolność i spokój – wypaliła i wreszcie zobaczyła, jak po tej stoickiej twarzy przemknął cień bólu. – Możesz sobie szukać wymówek, ale okrutną prawdą jest, że jesteście podobni. Żadne z was nie obchodzi nic więcej niż własne zadowolenie. Możesz składać kwieciste obietnice, ale twoje czyny udowadniają, jaka jest prawda. Nie chodzi ci o to co ja chcę, a to co ty myślisz, że ja pragnę.
Coś odpowiedział, ale nie usłyszała. Nawet nie odczuła, jak wzmocnił uścisk na jej ramieniu. Znów ujrzała strzępy bólu na jego twarzy i to ją ucieszyło. Nie myślała, czy był prawdziwy czy udawany. Liczyło się jego istnienie.
Wszystko ma swoją cenę. Sam tak powiedział.
Dlatego jego ceną za tą duszącą, obsesyjną miłość będzie cierpienie.
Wątpię, że będę kontynuować 3 część, średnio mam i do tego czas i pasję. A to napisałam jako takie zakończenie zabawy w tym fandomie. Bydle potężne, ale uznałam, że już jako osoba dorosła, że tak najprawdopodobniej potoczyłaby się relacja między Spectrą a Jess. Czyli poszłaby w toksyczną stronę, a sama Jess zmagałaby się z paranoją i PTSD.
Tyle ode mnie, enjoy!
