UWAGA!
~ W tym rozdziale są dwie Jessie, więc wypowiedzi młodszej są pisane czcionką pochyłą. Ogólnie ten rozdział to jedna wielka masakra, ale pisałam go już 3 razy, za 3 razem mi się usunął i wgl był z nim cyrk. Ale przynajmniej mam go już za sobą i następne będę lepsze. No i jest w cholerkę długi xD.
Przeżyjcie przeczytanie, a ja się idę schować ze wstydu!~
Głośne kroki były jedynym dźwiękiem, który
rozbrzmiewał w długim, zimnym tunelu. Jessie uniosła wyżej białą latarnię i
kichnęła.
– Ta smarkula ma naprawdę znakomity gust do wybieranie miejsc – prychnęła,
przystanęła i rozejrzała się dookoła.
Musiała odnaleźć stare drzwi ze złuszczającą
się farbą, ale jak na ironię widziała tylko same nowe i błyszczące. Gówniara,
która ją tu zaprowadziła i gdzieś sobie poszła, zapewne teraz miała szampański
ubaw z patrzenia, jak pęta się po tym tunelu. Zacisnęła pięść, wypowiedziała
kilka obraźliwych epitetów pod adresem swojej przewodniczki i ruszyła dalej.
Miała przed tym lekki opór, pamiętając, na czym skończyło się odnalezienie
ostatniego fragmentu.
„Muszę
wiedzieć, co się wydarzyło.”
– Zdradziła nas.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i
ujrzała samą siebie, ale dużo młodszą. Dziewczynka trzymała w objęciach miśka
splamionego zaschniętą krwią i pyłem. Podeszła bliżej Jessie i uniosła głowę.
– To przez nią tu jesteś. To ona powiedziała Zenoheldowi, kim jesteśmy! To
wszystko jej wina! – krzyknęła i starła zaciśnięta piąstką łzy. – P-przez nią
mama, papa, Cassie, Kenji...Wszyscy...Wszyscy... – Głos się jej załamał i
wybuchnęła płaczem.
Wojowniczka przykucnęła przy dziecku i
pchana niezrozumiałym impulsem przygarnęła ją do siebie. Dziewczynka momentalnie
ucichła i znieruchomiała. Jessie odsunęła się, uprzednio kładąc jej ręce na ramionach.
– Jesteś moim wspomnieniem, prawda? – Dziewczynka kiwnęła głową. – Wybiję tej
cholernej gówniarze wszystkie mleczaki, przysięgam – wymamrotała Jessie pod
nosem, po czym dodała głośniej. – Możesz mi pokazać, co się wydarzyło?
– Dlaczego? – szepnęła mała Jessie. – Dlaczego chcesz pamiętać coś tak bolesnego?
Nie wolisz zapomnieć? Zasnąć? Tak będzie dużo łatwiej...
– Muszę wiedzieć.
– Nie! – Dziewczynka tupnęła nogą, zasłoniła uszy dłońmi i zamknęła oczy. – Ja nie
chcę! Nie chcę tego pamiętać! Chcę zniknąć!
– To niczego nie zmieni – odparła chłodno Jessie. – Możesz zniknąć, ale to co się
wydarzyło, się nie odstanie.
Dziewczynka opuściła ręce wzdłuż ciała, uśmiechnęła drwiąco i otworzyła oczy. Wokół
brązowych tęczówek pojawiło się czerwone obramowanie.
– Podjęłaś decyzję – Złapała dziewczynę za rękę i pociągnęła ku sobie, jednak
Jessie nie uderzyła w nią, a wleciała prosto do wspomnienia.
Znalazła na gałęzi jednego z rozłożystych
drzew, skąd rozciągał jej wspaniały widok na cały królewski ogród łącznie z
pałacem. Zamrugała kilka razy zdezorientowana, póki do jej uszu nie dobiegły
dwa dziecięce głosy. Spojrzała w dół i po raz kolejny ujrzała młodszą siebie.
Jednak tym razem dziewczynka była uśmiechnięta, jej suknia czysta, a włosy
uczesane i spięte dwoma pasmami z tyłu za pomocą kokardy. Obok niej siedziała
mała rudowłosa postać.
Oczy Jessie rozszerzyły się gwałtownie, a w
żołądek wykonał obrót o 180 stopni.
– Mira – szepnęła, chociaż wiedziała, że dziewczynki jej nie usłyszą.
Mała Jessie przechyliła głowę i zrobiła
zdziwioną minę.
– Przecież twojej mamie spodobała się broszka, więc czemu się martwisz?
Mira przyciągnęła kolana pod brodę i owinęła
wokół nich ręce.
– Bo to nie fair. W końcu ona jest twoja.
– No i? – Dziewczynka ciągle nie widziała problemu.
– Akurat teraz mogę uwierzyć, że to ja – mruknęła Jessie, układając się wygodniej
na gałęzi. – Nigdy nie rozumiałam problemów większość ludzi.
Dopiero kiedy dziewczynka się roześmiała i
wstała, szatynka załapała, że przegapiła odpowiedź młodszej Fermin. Mała Jessie
splotła ręce za plecami i uśmiechnęła się najszerzej i radośniej, jak umiała.
– Jesteśmy przyjaciółkami, Mira. Dlatego jedna czy milion broszek nie mają dla
mnie znaczenia, jeśli mają ci pomóc. Poza tym tata zawsze mówi, że najlepiej
się dzielić!
Jessie uniosła kąciki ust. Dzieci na początku
zawsze działają bez zastanowienia w imię dobra innych. W nikim nie widzą
całkowitego zła i chcą wszystkim pomóc. Dopiero potem brutalna rzeczywistość
niszczy je i potrafi zmienić z aniołka w najgorsze zło.
Wojowniczka
pokręciła głową z politowaniem nad własnymi myślami i znów spojrzała z dół.
Mira i Jessie rozmawiały ze starszymi od
nich chłopakami, w których szatynka bezbłędnie rozpoznała Keitha i Kenjiego. Pożałowała
tylko, że nie ma przy sobie telefonu lub aparatu, bo różnica pomiędzy tym, a
obecnym Spectrą była wręcz przerażająca. Ten ze swoimi łososiowymi włosami,
błękitnymi oczami i łagodnym wyrazem twarzy mógł uchodzić za wzór grzeczności i
delikatności, natomiast obecny....cóż dalej miał zniewalające tęczówki, a blond
całkiem mu pasował, ale zazwyczaj miał taką miną, że Jessie musiała się głowić,
czy jest spokojny, czy zamierza jej ujebać łeb. Dodatkowo aura Spectry była
przesiąknięta dominacją, władzą i wielkim ostrzeżeniem „NIE PODCHODŹ!”.
– Do zobaczenia jutro, Mira, Keith! – Dziewczynka pomachała odchodzącemu
rodzeństwu, którzy jej odmachali. Kiedy zniknęli w bramie, odwróciła się do
brata i wskoczyła mu na plecy. – Ne, ne, braciszku, zagramy w królestwa? –
Zrobiła błagalną minę.
– A trenowałaś dziś? – odparł pytaniem Kenji.
– Nie chcę. Nudzi mi się to, bo nic się nie dzieje. Tylko te głupie liście mogę
przenosić z miejsca na miejsce! Umiem to już od roku! – zajęczała dziewczynka
cierpiętniczym głosem.
– A ja się nauczyłam tego z miesiąc temu – mruknęła Jess. – Świetnie...
– Jeśli z tobą zagram, to obiecujesz, że potem poćwiczysz? – spytał Kenji.
Twarz dziewczynki rozjaśniła się.
– Tak!
– Ja też gram! – Zza drzew wychyliła się Cassandra z łukiem przewieszonym przez
jedno ramię, a kołaczem przez drugie.
****
Jessie westchnęła ciężko. Leżała na trawie
już od dłuższego czasu, ręce jej drętwiały, a rodzeństwo dalej grało! Mieli
teoretycznie zagrać jeden raz, ale teraz rozpoczynali piątą rundę.
– Mówiłam, że cię zrównamy z ziemią, jełopie – Cassie zwróciła się z triumfującą
miną do Kenjiego. – Ja i Jess jesteśmy mistrzami tej gry! – Przyciągnęła siostrę
bliżej siebie.
– Widać, że nie masz pojęcia o taktyce – odparł chłopak.
– To jest taktyka? Przegrać wszystko?
Jessie uśmiechnęła się. Oni tak bardzo
przypominali ją i Micka. Też się kłócili bez specjalnego powodu, docinali
sobie, lecz zawsze byli razem. Poczuła nagłe ukłucie w sercu, a uśmiech natychmiast
zgasł. Czuła, że naprawdę mocno kochała tych ludzi, tak jak teraz Micka. A oni
teraz już nie żyją...
Czy Mick też może....
Nagle cały krajobraz zaczęła pokrywać
pajęczyna rys, przez które prześwitywało złote światło. Szczeliny stawały się
coraz grubsze, aż w końcu wspomnienie pękło na miliony szkiełek, które zaczęły
wirować nad głową Jessie.
Wydobywały się z nich głosy.
– Byłoby lepiej, gdybyś się nie narodziła.
– To wszystko twoja wina!
– Nie jesteś w stanie nikogo ochronić!
– Nieważne kogo pokochasz, on i tak zginie!
Jess zmrużyła oczy, nabrała powietrza i
wydarła się.
– Stul pysk, Tytan! Wiem, że to ty! No dawaj, wychodź i powiedz, że to ja zabiłam
moją rodzinę! Powiedz, że jestem potworem! Bestią! Monstrum! – Zadarła głowę. –
Co?! Boisz się?! A może chcesz grać w chowanego, hm?! Oi, słyszysz mnie?!
Z głuchej ciszy nie nadeszła żadna
odpowiedź, a głosy ucichły. Dziewczyna zakaszlała kilka razy, czując, że zdarła
sobie gardło.
Szkiełka zaczęły wirować coraz szybciej,
szybciej i szybciej, póki nie wybuchły tęczowym światłem i ułożyły się w nowe
wspomnienie. Jessie nawet nie zdążyła
uchylić powiek, gdy zapach spalenizny powiedział jej wszystko. Zasłoniła nos
dłonią i otworzyła oczy. Pamiętała, że stała już w tym miejscu, ale nie
przypominała sobie, co wtedy widziała lub słyszała.
– Makkurayami ni hikari nado nai. Kyouki no oku kara sayounara – zaśpiewał delikatny,
kobiecy głos za jej plecami.
– Melody– Szatynka odwróciła się.
Kobieta szybkim krokiem przemierzała korytarz
i czujnymi oczami wodziła dookoła, zupełnie jakby kogoś szukała. Zatrzymała się,
gdy do jej i Jess uszu doszedł cichy płacz.
– Jessie! – Melody rzuciła się w stronę córki. – Kochanie, już spokojnie. Mama tu
jest – Przytuliła mocno do siebie dziewczynkę. – Na szczęście nic ci nie jest –
Pogładziła ją po włosach.
– Mamo, co się dzieje? Reiko mnie obudziła i mówiła, że ktoś wywołał pożar i...i...i...
– Ciii, Jessie – Melody otarła wierzchem dłoni policzki dziewczynki. – Gdzie jest
teraz Reiko?
– Pobiegła chwilę temu poszukać straży, ciebie albo papy.
– Rozumiem – Melody wstała i pociągnęła córkę za sobą. – Musimy uciekać, Jessie.
Tu nie jest bezpiecznie. Reiko na pewno nas znajdzie.
Jessie zacisnęła palce na ramionach świadoma
tego, co się zaraz wydarzy. Jednak nie umiała się powstrzymać przed podejściem
bliżej i przyjrzeniu się dokładniej swojej rodzicielce, pięknej, długowłosej
blondynce o szafirowych oczach.
– Mamo – Dziewczyna wyciągnęła rękę do przodu, pragnąć jeszcze raz poczuć ciepło
ciała kobiety, gdy rozległ się głośny trzask i kawałek ściany poszybował w dół.
Melody błyskawicznie odepchnęła córkę jak
najdalej. Rozległ się ogłuszający huk, a w powietrze wzbiła się chmura pyłu i
sadzy.
– MAMO! – głos starszej i młodszej Jessie zmieszały się w jeden rozpaczliwy
krzyk.
Jess chciała podbiec do Melody, ale
wspomnienie zaczęło się zamazywać i oddalać od niej. Jedyne, co udało się jej dostrzec, zanim scena się zmieniła, to
była przerażona Reiko, wbiegająca do korytarza. Dziewczyna zacisnęła szczęki i
pięści.
– To twoja wina.
Tym razem wylądowała przed wejściem do sali
balowej. Na jej samym środku, pod olbrzymim, kryształowym żyrandolu leżał
mężczyzną w kałuży krwi. Kilka metrów od niego był miecz również splamiony
posoką. Koło mężczyzny klęczała mała Jess.
– Tato, co się stało?
To był Zenoheld, Jessie.
– Pan Zenoheld? – Dziewczynka zbladła jeszcze bardziej. – Ale on przecież...
– Tak, jest dowódcą straży, a raczej był. Nie wiem dlaczego, ale on stał się
potworem, Jessie. – Mężczyzna zasępił się na moment i spojrzał zmartwiony na córkę. – Wiem, że to niesprawiedliwe
obarczać cię czymś tak dużym, ale mogłabyś odnaleźć Cassie, mamę i Kenjiego? –
David z cichym stęknięciem podniósł dłoń do góry i przytulił do jej policzka. –
Proszę.
– O czym t-ty mówisz, tato? Przecież idziesz ze mną...prawda? – wydusiła Jessie.
David
jedynie pogładził jej policzek.
– Przykro mi, ale nie mogę być już dłużej z tobą, choć bardzo bym chciał.
–He?
David uśmiechnął się po raz ostatni, po
czym jego ręka opadła na posadzkę.
Jess osunęła się plecami po ścianie, patrząc
tępo przed siebie. Każda cząstka jej ciała krzyczała, żeby ją zabrać z tego
koszmaru. Dziewczyna nie czuła nawet smutku, a wielkie przerażenie i pustkę. Czemu nikt im nie pomógł? Gdzie ta jebana służba, straż?! Dlaczego
ich tu nie ma?!
Dlaczego
Zenoheld dalej żyje?! Dlaczego to jej rodzina musiała umrzeć? Dlaczego on to
zrobił?!
Sama nie wiedziała, kiedy z oczu zaczęły jej
płynąć łzy, a moc wymknęła się spod kontroli i sama niszczyła wspomnienie.
Schowała twarz w dłonie i oddychała ciężko, starając się nie czuć zapachu dymu,
krwi i śmierci.
– Niech mnie ktoś stąd zabierze....
– Masz już dość?
Jessie wiedziała, że ten kpiący ton może
należeć tylko do jednej osoby. Gówniara.
– A nie widać?
– Czyli będę ci musiała odpuścić wspomnienie,
jak Zenoheld zabija Cassandrę. Zero z tobą zabawy! – Wydęła policzki. – Och,
płaczesz? Twoje kamienne serce się skruszyło?
– Zamknij się! – wrzasnęła Jessie, ocierając łzy.
– Chyba za chwilę przypomnisz sobie wszystko – stwierdziła smarkula. Dziewczyna
nie odpowiedziała. – Neee, a powiedzieć ci, skąd Zenoheld wiedział o twojej
mocy? – Jessie drgnęła. – Ooo, wezmę to za tak – Machnęła różdżką. – Patrz uważnie.
– Reiko mogę wiedzieć,
gdzie tak często znikasz wraz z panienką Jessicą? – spytał Zenoheld.
Kobieta
rozejrzała się wkoło i spuściła nieco głowę.
– Jessica musi trenować.
– Co takiego?
Reiko spojrzała na niego niepewnie.
– Obiecasz, że nikomu nie
powiesz?
– Obiecuję, Reiko – wziął jej dłoń w swoją i pogładził, uśmiechając się fałszywie. – Możesz mi powiedzieć wszystko, przecież wiesz.
– No dobrze – Kobieta wzięła
głęboki wdech. – Jessica podobnie jak ja posiada potężną siłę pochodzącą z
rdzenia Vestalii.
– I tyle – podsumowała smarkula. – Naiwna Reiko nawet nie zauważyła, jak bardzo
Zenoheld jest zbzikowany na punkcie potęgi oraz władzy i mu to wszystko
powiedziała, bo się w nim zakochała – Wykrzywiła wargi w kpiącym uśmiechu. –
Żałosna idiotka.
– Zabił wszystkich tylko dlatego? – wyjąkała Jessie. – Ten pojeb zamordował moich
rodziców, bo miał jakiś pieprzony kompleks niższości i zachciało mu się mojej
mocy?! – wrzasnęła, zrywając się na równe nogi.
– Mniej więcej tak. Jednak chciał zabić jedynie twojego ojca, ożenić się z twoją
matką i za pomocą twojej mocy zdobyć tron. Niezbyt mu to wyszło, ale władcą na
te dziesięć lat został.
– A co z Cassie? Co z Kenjim?!
– Cassandra mu się sprzeciwiła, więc ją zabił, a co do Kenjiego – Oczy smarkuli
rozbłysły chorym blaskiem. – to przy nim zaczyna się twoje wymazanie!
Jessie nie zdążyła otworzyć ust, kiedy
wspomnienie pękło i zmieniło się w kolejne.
****
– Dlaczego? – wyjąkała dziewczynka, patrząc
wypełnionymi przerażeniem oczami na ciało siostry przed nią.– Czemu?!
Reiko potarła jej ramiona, niezdolna nawet
do wypowiedzenia tych starych jak świat, kłamliwych słów „wszystko będzie
dobrze.”
– Jessie – zaczęła, ale urwała, kiedy drzwi od sali skrzypnęły i wszedł Zenoheld
w skrwawionym mundurze, bawiący się pistoletem w dłoni. – Ty...
– Och, co się stało Reiko? Czyżby nie spodobało ci się dzisiejsze widowisko?
– Ty sukinsynie! – Kobieta machnęła dłońmi i dwie fale energii cisnęły Zenoheldem
o ścianę. – Jak śmiałeś to zrobić! Wykorzystałeś mnie!
Mężczyzna zaniósł się śmiechem i starł krew
ze skroni.
– Nie moja wina, że jesteś taka naiwna! Ale dziękuje ci za te użyteczne informacje!
Teraz wiem, jak użyć narzędzia! – Przeniósł wzrok na dziewczynkę.
– Jestem narzędziem? – spytała drżącym głosem dziewczynka.
– Dokładnie. Jesteś najbardziej przydatną bronią, jaka mogła się narodzić! To dla
ciebie zrobiłem to wszystko! – Zenohled rozłożył ramiona. – Więc równie dobrze
można uznać, ze to twoja wina, iż wszyscy nie żyją.
– Moja?
– Tak. W końcu gdybyś się nie narodziła, mogliby w spokoju żyć dalej, prawda?
– Zamknij się! – Reiko uderzyła w niego kolejną wiązką energii i odwróciła się
do Jessie. – Nie słuchaj go, panienko! To nie jest twoja wina!
– A czyja? Przecież zabiłem całą tą przeklętą rodzinę jedynie dla niej! –
wrzasnął Zenoheld.
– Panicz Kenji ciągle żyje!
– Naprawdę? – Jessie zamrugała kilka razy. – Braciszkowi nic nie jest?
– Tak. Znalazłam go i przeniosłam do bezpiecznego miejsca – Reiko próbowała się
uśmiechnąć.
– Jego też zabiję – wycedził Zenoheld i wycelował palcem w dziewczynkę. – Nie obchodzi
mnie, kogo się pozbędę, jeśli zyskam twoją moc!
– Rozumiem – Jessie wstała. Jej włosy i ubranie zaczęły falować, a zielona aura
rosnąć wokół ciała. – Skoro tak bardzo chcesz mojej mocy, to najlepiej będzie,
jeśli ona zniknie.
– Panienko, ty chyba nie chcesz....
– Powiedziałaś mi kiedyś, że istnieje sposób,
by się wymazać, prawda? I dzięki niemu mogę ochronić brata przez tyle lat, ile
sama teraz mam.
– Owszem, jest taki sposób, ale Jessie to jest śmierć za życia! Wszyscy o tobie
zapomną, a ty stracisz wszelkie wspomnienia!
– Przynajmniej Zenoheld już nikogo nie zabije, a Kenji będzie żył dalej – Jessica
uśmiechnęła się smutno. – Proszę, Reiko. Zniszcz mnie.
– Nie! – Kobieta potrząsnęła głową. – Nie mogę ci na to pozwolić! To szaleństwo!
– To rozkaz.
Oczy Reiko rozszerzyły się. Teraz nie miała
już wyjścia. Jeśli Jessie jej rozkazała, to ona musi to zrobić... Przymknęła
oczy i wyszeptała kilka słów. Spod
posadzki wydobyły się łańcuchy, które oplotły ciało dziewczynki. W dłoni
kobiety pojawiła się mała, szklana kulka wypełniona wspomnieniami. Zenoheld
szarpnął Reiko za ramię.
– Oj, co ty wyrabiasz?! Natychmiast to przerwij! – ryknął.
– Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapami – syknęła kobieta i odepchnęła go za
pomocą mocy, a następnie przygwoździła pantoflem do posadzki. – Przysięgam ci,
że za to zapłacisz! Zniszczy cię twoje własne dzieło! – Po tych słowach cisnęła
kulką o ziemię.
Tysiące odrobinek szkła rozprysło się w
cztery strony świata. Łańcuchy zalśniły srebrnym blaskiem, który oślepił na
chwilę Zenohelda.
– Czyli to koniec, hm? – mruknęła Jessie, zanim pochłonęła ją pustka.
****
Smarkula niemal nie wybuchła śmiechem, patrząc
na kredowobiałą twarz dziewczyny, która z wolna osunęła się na kolana i wbiła
paznokcie w skórę głowy.
– Nie ma sensu
płakać, Jessie – Przykucnęła przy niej. – Lepiej odpowiedz mi na pytanie.
Opłaca ci się dalej żyć?
*bierze zszokowaną Jess na wózek i razem z nią cichutko wyjeżdża* Ja nawet nie chcę tego podsumować ;;