niedziela, 21 maja 2017

Rozdział 66: Wymazana przeszłość

  UWAGA!
~ W tym rozdziale są dwie Jessie, więc wypowiedzi młodszej są pisane czcionką pochyłą. Ogólnie ten rozdział to jedna wielka masakra, ale pisałam go już 3 razy, za 3 razem mi się usunął i wgl był z nim cyrk. Ale przynajmniej mam go już za sobą i następne będę lepsze. No i jest w cholerkę długi xD.
Przeżyjcie przeczytanie, a ja się idę schować ze wstydu!~


  Głośne kroki były jedynym dźwiękiem, który rozbrzmiewał w długim, zimnym tunelu. Jessie uniosła wyżej białą latarnię i kichnęła.
 Ta smarkula ma naprawdę znakomity gust do wybieranie miejsc – prychnęła, przystanęła i rozejrzała się dookoła.
   Musiała odnaleźć stare drzwi ze złuszczającą się farbą, ale jak na ironię widziała tylko same nowe i błyszczące. Gówniara, która ją tu zaprowadziła i gdzieś sobie poszła, zapewne teraz miała szampański ubaw z patrzenia, jak pęta się po tym tunelu. Zacisnęła pięść, wypowiedziała kilka obraźliwych epitetów pod adresem swojej przewodniczki i ruszyła dalej. Miała przed tym lekki opór, pamiętając, na czym skończyło się odnalezienie ostatniego fragmentu.
„Muszę wiedzieć, co się wydarzyło.”
 Zdradziła nas.
   Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i ujrzała samą siebie, ale dużo młodszą. Dziewczynka trzymała w objęciach miśka splamionego zaschniętą krwią i pyłem. Podeszła bliżej Jessie i uniosła głowę.
 To przez nią tu jesteś. To ona powiedziała Zenoheldowi, kim jesteśmy! To wszystko jej wina! – krzyknęła i starła zaciśnięta piąstką łzy. – P-przez nią mama, papa, Cassie, Kenji...Wszyscy...Wszyscy...  Głos się jej załamał i wybuchnęła płaczem.
   Wojowniczka przykucnęła przy dziecku i pchana niezrozumiałym impulsem przygarnęła ją do siebie. Dziewczynka momentalnie ucichła i znieruchomiała. Jessie odsunęła się, uprzednio kładąc jej ręce na ramionach.
 Jesteś moim wspomnieniem, prawda? – Dziewczynka kiwnęła głową. – Wybiję tej cholernej gówniarze wszystkie mleczaki, przysięgam – wymamrotała Jessie pod nosem, po czym dodała głośniej. – Możesz mi pokazać, co się wydarzyło?
 Dlaczego? – szepnęła mała Jessie. – Dlaczego chcesz pamiętać coś tak bolesnego? Nie wolisz zapomnieć? Zasnąć? Tak będzie dużo łatwiej...
– Muszę wiedzieć.
– Nie! – Dziewczynka tupnęła nogą, zasłoniła uszy dłońmi i zamknęła oczy. – Ja nie chcę! Nie chcę tego pamiętać! Chcę zniknąć!
 To niczego nie zmieni – odparła chłodno Jessie. – Możesz zniknąć, ale to co się wydarzyło, się nie odstanie.
   Dziewczynka opuściła ręce wzdłuż ciała, uśmiechnęła drwiąco i otworzyła oczy. Wokół brązowych tęczówek pojawiło się czerwone obramowanie.
 Podjęłaś decyzję – Złapała dziewczynę za rękę i pociągnęła ku sobie, jednak Jessie nie uderzyła w nią, a wleciała prosto do wspomnienia.
   Znalazła na gałęzi jednego z rozłożystych drzew, skąd rozciągał jej wspaniały widok na cały królewski ogród łącznie z pałacem. Zamrugała kilka razy zdezorientowana, póki do jej uszu nie dobiegły dwa dziecięce głosy. Spojrzała w dół i po raz kolejny ujrzała młodszą siebie. Jednak tym razem dziewczynka była uśmiechnięta, jej suknia czysta, a włosy uczesane i spięte dwoma pasmami z tyłu za pomocą kokardy. Obok niej siedziała mała rudowłosa postać.
   Oczy Jessie rozszerzyły się gwałtownie, a w żołądek wykonał obrót o 180 stopni.
 Mira – szepnęła, chociaż wiedziała, że dziewczynki jej nie usłyszą.
    Mała Jessie przechyliła głowę i zrobiła zdziwioną minę.
– Przecież twojej mamie spodobała się broszka, więc czemu się martwisz?
   Mira przyciągnęła kolana pod brodę i owinęła wokół nich ręce.
 Bo to nie fair. W końcu ona jest twoja.
 No i? – Dziewczynka ciągle nie widziała problemu.
– Akurat teraz mogę uwierzyć, że to ja – mruknęła Jessie, układając się wygodniej na gałęzi. – Nigdy nie rozumiałam problemów większość ludzi.
  Dopiero kiedy dziewczynka się roześmiała i wstała, szatynka załapała, że przegapiła odpowiedź młodszej Fermin. Mała Jessie splotła ręce za plecami i uśmiechnęła się najszerzej i radośniej, jak umiała.
 Jesteśmy przyjaciółkami, Mira. Dlatego jedna czy milion broszek nie mają dla mnie znaczenia, jeśli mają ci pomóc. Poza tym tata zawsze mówi, że najlepiej się dzielić!
  Jessie uniosła kąciki ust. Dzieci na początku zawsze działają bez zastanowienia w imię dobra innych. W nikim nie widzą całkowitego zła i chcą wszystkim pomóc. Dopiero potem brutalna rzeczywistość niszczy je i potrafi zmienić z aniołka w najgorsze zło.
    Wojowniczka pokręciła głową z politowaniem nad własnymi myślami i znów spojrzała z dół.
    Mira i Jessie rozmawiały ze starszymi od nich chłopakami, w których szatynka bezbłędnie rozpoznała Keitha i Kenjiego. Pożałowała tylko, że nie ma przy sobie telefonu lub aparatu, bo różnica pomiędzy tym, a obecnym Spectrą była wręcz przerażająca. Ten ze swoimi łososiowymi włosami, błękitnymi oczami i łagodnym wyrazem twarzy mógł uchodzić za wzór grzeczności i delikatności, natomiast obecny....cóż dalej miał zniewalające tęczówki, a blond całkiem mu pasował, ale zazwyczaj miał taką miną, że Jessie musiała się głowić, czy jest spokojny, czy zamierza jej ujebać łeb. Dodatkowo aura Spectry była przesiąknięta dominacją, władzą i wielkim ostrzeżeniem „NIE PODCHODŹ!”.
 Do zobaczenia jutro, Mira, Keith! – Dziewczynka pomachała odchodzącemu rodzeństwu, którzy jej odmachali. Kiedy zniknęli w bramie, odwróciła się do brata i wskoczyła mu na plecy. – Ne, ne, braciszku, zagramy w królestwa? – Zrobiła błagalną minę.
 A trenowałaś dziś? – odparł pytaniem Kenji.
 Nie chcę. Nudzi mi się to, bo nic się nie dzieje. Tylko te głupie liście mogę przenosić z miejsca na miejsce! Umiem to już od roku! – zajęczała dziewczynka cierpiętniczym głosem.
 A ja się nauczyłam tego z miesiąc temu – mruknęła Jess. – Świetnie...
 Jeśli z tobą zagram, to obiecujesz, że potem poćwiczysz? – spytał Kenji.
   Twarz dziewczynki rozjaśniła się.
 Tak!
 Ja też gram! – Zza drzew wychyliła się Cassandra z łukiem przewieszonym przez jedno ramię, a kołaczem przez drugie.

****

   Jessie westchnęła ciężko. Leżała na trawie już od dłuższego czasu, ręce jej drętwiały, a rodzeństwo dalej grało! Mieli teoretycznie zagrać jeden raz, ale teraz rozpoczynali piątą rundę.
 Mówiłam, że cię zrównamy z ziemią, jełopie – Cassie zwróciła się z triumfującą miną do Kenjiego. – Ja i Jess jesteśmy mistrzami tej gry! – Przyciągnęła siostrę bliżej siebie.
 Widać, że nie masz pojęcia o taktyce – odparł chłopak.
 To jest taktyka? Przegrać wszystko?
  Jessie uśmiechnęła się. Oni tak bardzo przypominali ją i Micka. Też się kłócili bez specjalnego powodu, docinali sobie, lecz zawsze byli razem. Poczuła nagłe ukłucie w sercu, a uśmiech natychmiast zgasł. Czuła, że naprawdę mocno kochała tych ludzi, tak jak teraz Micka. A oni teraz już nie żyją...
   Czy Mick też może....
  Nagle cały krajobraz zaczęła pokrywać pajęczyna rys, przez które prześwitywało złote światło. Szczeliny stawały się coraz grubsze, aż w końcu wspomnienie pękło na miliony szkiełek, które zaczęły wirować nad głową Jessie.
   Wydobywały się z nich głosy.
 Byłoby lepiej, gdybyś się nie narodziła.
 To wszystko twoja wina!
 Nie jesteś w stanie nikogo ochronić!
– Nieważne kogo pokochasz, on i tak zginie!
   Jess zmrużyła oczy, nabrała powietrza i wydarła się.
 Stul pysk, Tytan! Wiem, że to ty! No dawaj, wychodź i powiedz, że to ja zabiłam moją rodzinę! Powiedz, że jestem potworem! Bestią! Monstrum! – Zadarła głowę. – Co?! Boisz się?! A może chcesz grać w chowanego, hm?! Oi, słyszysz mnie?!
   Z głuchej ciszy nie nadeszła żadna odpowiedź, a głosy ucichły. Dziewczyna zakaszlała kilka razy, czując, że zdarła sobie gardło.
   Szkiełka zaczęły wirować coraz szybciej, szybciej i szybciej, póki nie wybuchły tęczowym światłem i ułożyły się w nowe wspomnienie. Jessie nawet nie zdążyła uchylić powiek, gdy zapach spalenizny powiedział jej wszystko. Zasłoniła nos dłonią i otworzyła oczy. Pamiętała, że stała już w tym miejscu, ale nie przypominała sobie, co wtedy widziała lub słyszała.
 Makkurayami ni hikari nado nai. Kyouki no oku kara sayounara – zaśpiewał delikatny, kobiecy głos za jej plecami.
– Melody– Szatynka odwróciła się.
  Kobieta szybkim krokiem przemierzała korytarz i czujnymi oczami wodziła dookoła, zupełnie jakby kogoś szukała. Zatrzymała się, gdy do jej i Jess uszu doszedł cichy płacz.
 Jessie! – Melody rzuciła się w stronę córki. – Kochanie, już spokojnie. Mama tu jest – Przytuliła mocno do siebie dziewczynkę. – Na szczęście nic ci nie jest – Pogładziła ją po włosach.
 Mamo, co się dzieje? Reiko mnie obudziła i mówiła, że ktoś wywołał pożar i...i...i...
 Ciii, Jessie – Melody otarła wierzchem dłoni policzki dziewczynki. – Gdzie jest teraz Reiko?
 Pobiegła chwilę temu poszukać straży, ciebie albo papy.
– Rozumiem – Melody wstała i pociągnęła córkę za sobą. – Musimy uciekać, Jessie. Tu nie jest bezpiecznie. Reiko na pewno nas znajdzie.
  Jessie zacisnęła palce na ramionach świadoma tego, co się zaraz wydarzy. Jednak nie umiała się powstrzymać przed podejściem bliżej i przyjrzeniu się dokładniej swojej rodzicielce, pięknej, długowłosej blondynce o szafirowych oczach.
 Mamo – Dziewczyna wyciągnęła rękę do przodu, pragnąć jeszcze raz poczuć ciepło ciała kobiety, gdy rozległ się głośny trzask i kawałek ściany poszybował w dół.
   Melody błyskawicznie odepchnęła córkę jak najdalej. Rozległ się ogłuszający huk, a w powietrze wzbiła się chmura pyłu i sadzy.
– MAMO! – głos starszej i młodszej Jessie zmieszały się w jeden rozpaczliwy krzyk.
   Jess chciała podbiec do Melody, ale wspomnienie zaczęło się zamazywać i oddalać od niej. Jedyne, co udało się jej dostrzec, zanim scena się zmieniła, to była przerażona Reiko, wbiegająca do korytarza. Dziewczyna zacisnęła szczęki i pięści.
– To twoja wina.
  Tym razem wylądowała przed wejściem do sali balowej. Na jej samym środku, pod olbrzymim, kryształowym żyrandolu leżał mężczyzną w kałuży krwi. Kilka metrów od niego był miecz również splamiony posoką. Koło mężczyzny klęczała mała Jess.
 Tato, co się stało?
 To był Zenoheld, Jessie.
 Pan Zenoheld? – Dziewczynka zbladła jeszcze bardziej. – Ale on przecież...
– Tak, jest dowódcą straży, a raczej był. Nie wiem dlaczego, ale on stał się potworem, Jessie. – Mężczyzna zasępił się na moment i spojrzał zmartwiony na córkę. – Wiem, że to niesprawiedliwe obarczać cię czymś tak dużym, ale mogłabyś odnaleźć Cassie, mamę i Kenjiego? – David z cichym stęknięciem podniósł dłoń do góry i przytulił do jej policzka. – Proszę.
 O czym t-ty mówisz, tato? Przecież idziesz ze mną...prawda? – wydusiła Jessie.
   David jedynie pogładził jej policzek.
– Przykro mi, ale nie mogę być już dłużej z tobą, choć bardzo bym chciał.
He?
    David uśmiechnął się po raz ostatni, po czym jego ręka opadła na posadzkę.
  Jess osunęła się plecami po ścianie, patrząc tępo przed siebie. Każda cząstka jej ciała krzyczała, żeby ją zabrać z tego koszmaru. Dziewczyna nie czuła nawet smutku, a wielkie przerażenie i pustkę. Czemu nikt im nie pomógł? Gdzie ta jebana służba, straż?! Dlaczego ich tu nie ma?!
   Dlaczego Zenoheld dalej żyje?! Dlaczego to jej rodzina musiała umrzeć? Dlaczego on to zrobił?! 
   Sama nie wiedziała, kiedy z oczu zaczęły jej płynąć łzy, a moc wymknęła się spod kontroli i sama niszczyła wspomnienie. Schowała twarz w dłonie i oddychała ciężko, starając się nie czuć zapachu dymu, krwi i śmierci.
 Niech mnie ktoś stąd zabierze....
 Masz już dość?
   Jessie wiedziała, że ten kpiący ton może należeć tylko do jednej osoby. Gówniara.
 A nie widać?
 Czyli będę ci musiała odpuścić wspomnienie, jak Zenoheld zabija Cassandrę. Zero z tobą zabawy! – Wydęła policzki. – Och, płaczesz? Twoje kamienne serce się skruszyło?
 Zamknij się! – wrzasnęła Jessie, ocierając łzy.
 Chyba za chwilę przypomnisz sobie wszystko – stwierdziła smarkula. Dziewczyna nie odpowiedziała. – Neee, a powiedzieć ci, skąd Zenoheld wiedział o twojej mocy? – Jessie drgnęła. – Ooo, wezmę to za tak – Machnęła różdżką. – Patrz uważnie.

 Reiko mogę wiedzieć, gdzie tak często znikasz wraz z panienką Jessicą? – spytał Zenoheld.
   Kobieta rozejrzała się wkoło i spuściła nieco głowę.
– Jessica musi trenować.
 Co takiego?
   Reiko spojrzała na niego niepewnie.
 Obiecasz, że nikomu nie powiesz?
– Obiecuję, Reiko wziął jej dłoń w swoją i pogładził, uśmiechając się fałszywie. – Możesz mi powiedzieć wszystko, przecież wiesz.
 No dobrze – Kobieta wzięła głęboki wdech. – Jessica podobnie jak ja posiada potężną siłę pochodzącą z rdzenia Vestalii.

– I tyle – podsumowała smarkula. – Naiwna Reiko nawet nie zauważyła, jak bardzo Zenoheld jest zbzikowany na punkcie potęgi oraz władzy i mu to wszystko powiedziała, bo się w nim zakochała – Wykrzywiła wargi w kpiącym uśmiechu. – Żałosna idiotka.
 Zabił wszystkich tylko dlatego? – wyjąkała Jessie. – Ten pojeb zamordował moich rodziców, bo miał jakiś pieprzony kompleks niższości i zachciało mu się mojej mocy?! – wrzasnęła, zrywając się na równe nogi.
 Mniej więcej tak. Jednak chciał zabić jedynie twojego ojca, ożenić się z twoją matką i za pomocą twojej mocy zdobyć tron. Niezbyt mu to wyszło, ale władcą na te dziesięć lat został.
 A co z Cassie? Co z Kenjim?!
 Cassandra mu się sprzeciwiła, więc ją zabił, a co do Kenjiego – Oczy smarkuli rozbłysły chorym blaskiem. – to przy nim zaczyna się twoje wymazanie!
   Jessie nie zdążyła otworzyć ust, kiedy wspomnienie pękło i zmieniło się w kolejne.

****

 Dlaczego? – wyjąkała dziewczynka, patrząc wypełnionymi przerażeniem oczami na ciało siostry przed nią.– Czemu?!
   Reiko potarła jej ramiona, niezdolna nawet do wypowiedzenia tych starych jak świat, kłamliwych słów „wszystko będzie dobrze.”
 Jessie – zaczęła, ale urwała, kiedy drzwi od sali skrzypnęły i wszedł Zenoheld w skrwawionym mundurze, bawiący się pistoletem w dłoni. – Ty...
 Och, co się stało Reiko? Czyżby nie spodobało ci się dzisiejsze widowisko?
 Ty sukinsynie! – Kobieta machnęła dłońmi i dwie fale energii cisnęły Zenoheldem o ścianę. – Jak śmiałeś to zrobić! Wykorzystałeś mnie!
    Mężczyzna zaniósł się śmiechem i starł krew ze skroni.
 Nie moja wina, że jesteś taka naiwna! Ale dziękuje ci za te użyteczne informacje! Teraz wiem, jak użyć narzędzia! – Przeniósł wzrok na dziewczynkę.
 Jestem narzędziem? – spytała drżącym głosem dziewczynka.
 Dokładnie. Jesteś najbardziej przydatną bronią, jaka mogła się narodzić! To dla ciebie zrobiłem to wszystko! – Zenohled rozłożył ramiona. – Więc równie dobrze można uznać, ze to twoja wina, iż wszyscy nie żyją.
 Moja?
 Tak. W końcu gdybyś się nie narodziła, mogliby w spokoju żyć dalej, prawda?
 Zamknij się! – Reiko uderzyła w niego kolejną wiązką energii i odwróciła się do Jessie. – Nie słuchaj go, panienko! To nie jest twoja wina!
 A czyja? Przecież zabiłem całą tą przeklętą rodzinę jedynie dla niej! – wrzasnął Zenoheld.
– Panicz Kenji ciągle żyje!
– Naprawdę? – Jessie zamrugała kilka razy. – Braciszkowi nic nie jest?
 Tak. Znalazłam go i przeniosłam do bezpiecznego miejsca – Reiko próbowała się uśmiechnąć.
 Jego też zabiję – wycedził Zenoheld i wycelował palcem w dziewczynkę. – Nie obchodzi mnie, kogo się pozbędę, jeśli zyskam twoją moc!
 Rozumiem – Jessie wstała. Jej włosy i ubranie zaczęły falować, a zielona aura rosnąć wokół ciała. – Skoro tak bardzo chcesz mojej mocy, to najlepiej będzie, jeśli ona zniknie.
 Panienko, ty chyba nie chcesz....
 Powiedziałaś mi kiedyś, że istnieje sposób, by się wymazać, prawda? I dzięki niemu mogę ochronić brata przez tyle lat, ile sama teraz mam.
– Owszem, jest taki sposób, ale Jessie to jest śmierć za życia! Wszyscy o tobie zapomną, a ty stracisz wszelkie wspomnienia!
– Przynajmniej Zenoheld już nikogo nie zabije, a Kenji będzie żył dalej – Jessica uśmiechnęła się smutno. – Proszę, Reiko. Zniszcz mnie.
 Nie! – Kobieta potrząsnęła głową. – Nie mogę ci na to pozwolić! To szaleństwo!
– To rozkaz.
   Oczy Reiko rozszerzyły się. Teraz nie miała już wyjścia. Jeśli Jessie jej rozkazała, to ona musi to zrobić... Przymknęła oczy i  wyszeptała kilka słów. Spod posadzki wydobyły się łańcuchy, które oplotły ciało dziewczynki. W dłoni kobiety pojawiła się mała, szklana kulka wypełniona wspomnieniami. Zenoheld szarpnął Reiko za ramię.
 Oj, co ty wyrabiasz?! Natychmiast to przerwij! – ryknął.
 Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapami – syknęła kobieta i odepchnęła go za pomocą mocy, a następnie przygwoździła pantoflem do posadzki. – Przysięgam ci, że za to zapłacisz! Zniszczy cię twoje własne dzieło! – Po tych słowach cisnęła kulką o ziemię.
  Tysiące odrobinek szkła rozprysło się w cztery strony świata. Łańcuchy zalśniły srebrnym blaskiem, który oślepił na chwilę Zenohelda.
 Czyli to koniec, hm? – mruknęła Jessie, zanim pochłonęła ją pustka.

****
    Smarkula niemal nie wybuchła śmiechem, patrząc na kredowobiałą twarz dziewczyny, która z wolna osunęła się na kolana i wbiła paznokcie w skórę głowy.
 Nie ma sensu płakać, Jessie – Przykucnęła przy niej. – Lepiej odpowiedz mi na pytanie. Opłaca ci się dalej żyć?




 

 *bierze zszokowaną Jess na wózek i razem z nią cichutko wyjeżdża* Ja nawet nie chcę tego podsumować ;;

wtorek, 2 maja 2017

Rozdział 65: Fałszywa osoba

   Musiałam przyznać, że nawet Dan tak nie kręcił nosem na brak bitew, jak ten dzieciak na sposoby ukazania logicznej układanki wszystkich moich wizji. Najpierw chciała to zrobić w formie urywanych wspomnień każdego członka rodziny, potem ukazać to z perspektywy któregoś z nich, a przed chwilą próbowała stworzyć książkę obrazkową!
   Założyłam jedną rękę za kark, a drugą zerwałam kępkę trawy, która kuła mnie w twarz i rzuciłam za siebie. Mogę się nawet tutaj zdrzemnąć, zanim gówniara zdecyduje w końcu, co chce zrobić, chociaż pewnie zmieni zdanie w połowie pokazu i cały cyrk zacznie się na nowo.
   Dotknęłam dłonią brzucha i mimowolnie się skrzywiłam, pamiętając to okropne uczucie wyrywania wnętrzności oraz paraliżującego zimna. Powinnam dostać jakiś order, jeśli naprawdę udało mi się to przetrwać! Ale nie! Lepiej mnie wysłać kij wie gdzie – według dzieciaka to otchłań ostatniego fragmentu – z irytującą dziewczynką, bym mogła sobie pooglądać, jak Zenoheld morduje moich „rodziców” (nie jestem tak naiwna by w to wierzyć). Doprawdy, przeuroczy pomysł. Jak się dowiem, kto go wymyślił, postaram się, by dostał bilet do najgłębszej czeluści piekła!
– Rusz się, już wiem, jak to ci najkrócej pokazać – Dzieciak dźgnął mnie butem w bok.
   Westchnęłam – to by było na tyle z odpoczynku – wstałam z trawnika i strzepnęłam płatki kwiatów z sukni i włosów, po czym oparłam ręce o biodra.
 Tylko nie zmień znów zdania.
 Spokojnie – Dziewczynka zmrużyła oczy. Nie mam pojęcia, skąd w jej ręce pojawiła się długa różdżka zakończona kolorowym kryształem, którą stuknęła w ziemię, przez co wytworzyła się spora mydlana bańka.
   Nie odbijała się w niej moja twarz, a korytarz w domu Marucho. Stali w nim wszyscy Wojownicy.
   Moja mała kopia uśmiechnęła się z satysfakcją i usiadła.
– Lepiej się skup, bo ta historia będzie dość skomplikowana dla takiego bezmózga jak ty  – poradziła głosem pozbawionym kpiny, którą zdradzały jej oczy i wyraz twarzy.
  Zacisnęłam i rozluźniłam ręce, obiecując tej smarkuli wcześniejszą wizytę u dentysty z powodu braku jedynek, następnie ułożyłam się na brzuchu, układając ręce pod brodę.
   Ostatnio każdy polubił utrudnić mi życie, zauważyliście?
– Zatem zaczynajmy! – zawołała dziewczynka, kiedy Reiko otworzyła usta. – Prawda o naszej cudownej planecie, Vestalii!

****

    Reiko doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ma wiele czasu na wyjaśnienie Wojownikom wszystkiego, ale jednocześnie ci pochodzący z Ziemi mieli dużo uboższą wiedzę od Vestalian. Dodatkowo Akane z trudem panowała nad szalejącą w niej wściekłością, która z każdą sekundą przybierała na sile i była głównie ukierunkowana na Keitha i Mirę.
   Podsumowując, sytuacja była denna, a zapowiedź rychłej zagłady jedynie dobiła, i tak już nikłe, nadzieje kobiety na uratowanie swojej podopiecznej i życia mieszkańców wszystkich planet.
 Jak zapewne już wiecie w żyłach Jessie nie płynie ludzka krew – zaczęła, odsuwając na bok smętne wizje. – jest w niej domieszka krwi Titanium tenebris – Wzrok Wojowników, głównie Barona i Dana, dobitnie powiedział Reiko, że łacina nie należała do najzrozumialszych języków. – Mówiąc prościej Tytana ciemności.
 Niemożliwe – wyrwało się Drago. – To on żyje?
 Znasz go Drago? – zdziwił się Dan.
 Był jednym z najpotężniejszym bakugów Darkusa i marzył o statucie starożytnego*, ale przez jego okrucieństwo nikt nie chciał się na to zgodzić, więc wybrano Exedrę. Ponadto słyszałem, że Tytan zginął w walce z Exedrą – Bakugan zerknął na Reiko.
 Ta historia jest nieco bardziej skomplikowana – westchnęła kobieta. – Tytan rywalizował z Exedrą o stanowisko od wieków. Po jednej z ich bitew został wysłany Vestalię, gdzie poznał ludzką kobietę, Sybillę. Dla niej zmienił swój charakter i wydawało się, że może stanie się wreszcie normalny, ale... Posmutniała gwałtownie. –  Sybilla i ich pierworodny syn zostali zabici.
   Alice zasłoniła usta dłonią, natomiast pozostałe dziewczyny nieco pobladły.
 Dlaczego? – wydusiła Gehabich.
 Bo tacy są ludzie. Nienawidzą każdego, kto jest inny od nich. Zabierają im wszystko. Życie, wolność, rodzinę...  urwała nagle, kręcąc głową. – Nieważne. Po tym wydarzeniu Tytan znienawidził ludzi, porzucił rodzinę i znów zaczął szaleć, lecz Starożytni go ostatecznie pokonali. Wtedy cząstka jego duszy trafiła do rdzenia Vestalii, skąd jego potomkowie czerpią siłę, więc jest częścią naszej mocy. Rozumiecie, co to oznacza?
 Jess jest z Vestalii? – Aki z trudem zdusiła śmiech. – Kpisz sobie? Znam ją od zawsze, a ja raczej nie jestem stamtąd! Poza tym oni – Wycelowała palcem w kierunku Vestalian. – też jej nie pamiętają!
– Och, doprawdy? – Reiko zmrużyła oczy. – W takim razie powiedz mi, czy masz może jakieś wspomnienia z nią, zanim ukończyłaś sześć lat?
 Więc... – Japonka zmarszczyła brwi. – Etto...My...Eee...  Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie. – Ja...ja nie pamiętam.
 No właśnie. Nie masz, bo Jess trafiła na Ziemię dopiero w wieku sześciu lat. Możecie powiedzieć reszcie, co się działo na Vestalii dziesięć lat temu, moi drodzy? – zwróciła się do Miry i pozostałych.
– Wtedy cała rodzina Elevenor zginęła w pożarze – odparła cicho Mira.
 Teraz rozumiesz, Akane? Osoba zwana Jessicą Knight nigdy nie istniała.


****
   
   Kryształ uderzył w bańkę, przez co ta natychmiast prysła.
– Co ty wyrabiasz?! – warknęłam, podnosząc się na rękach.
   Dziewczynka ziewnęła i potarła powieki.
 O co ci chodzi? Chciałam, by Reiko opowiedziała tą najnudniejszą część historii, to wszystko – Wycelowała czubkiem kryształu pomiędzy moje oczy. – Rozumiesz w końcu, że nie masz na nazwisko Knight?
   Zacisnęłam palce na materiale sukienki i zgarbiłam się. Moje myśli przypominały obecnie mrowisko, gdzie wszystkie mrówki biegały chaotycznie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Z tego gąszczu wybijało się jedno zdanie i huczało mi w całej głowie.
   „Jessica Knight nigdy nie istniała.”
   NIGDY NIE ISTNIAŁA.
   N-I-G-D-Y.
   A do tego dochodził ten mętlik związany z Tytanem, dlatego też stworzyłam sobie w umyśle krótką listę faktów o nim:
  1.  Nienawidzi ludzi.
  2. Zabito jego żonę i syna.
  3. Żyje w jakimś rdzeniu Vestalii (cokolwiek to jest).
  4. Bił się z Exedrą niczym Spectra z Danem.
 Jeśli to prawda, to czemu nic nie pamiętam? – spytałam, próbując przegonić sprzed oczu obrazek Tytana uwięzionego w pokeballu (ach, ta moja wyobraźnia)
 Przecież Tytan ci to już wyjaśnił. Zniszczyłaś te wspomnienia, by móc wymazać siebie. – Smarkula wzniosła różdżkę do góry, a z końca kryształu wypłynął zielony obłoczek, z którego uformowała się dziewczęca sylwetka. – Mówiąc najprościej, wykorzystałaś moc, żeby stworzyć tak jakby drugą siebie – Pojawiła się kolejna sylwetka, tym razem fioletowa. – natomiast wspomnienia oryginalnej wersji zostały zaklęte w różnych ważnych dla ciebie rzeczach takich jak pierścień Cassandry. I nie dotyczyło to jedynie ciebie. Wszystkim wymazałaś siebie z pamięci.
– Już je znalazłam. W takim razie wspomnienie powinny powrócić, nieprawdaż? – zauważyłam, splatając ręce na piersi.
 W życiu nic nie jest takie łatwe – pouczyła mnie smarkula. – Takiego wymazania nie można cofnąć, a jeśli się spróbuje, skończy się w piachu.
 Aha, to ja w końcu nie żyję?!
 Niestety nie – mruknęła. Jaka ona urocza. – Przechodzisz próbę, mówiłam ci to już! – wypowiedziała to takim cierpiętniczym tonem, jakby była co najmniej zmuszona do dźwigania kilku ton na szczyt Mont Blanc!
 Co mnie nie zabije, niech lepiej zacznie uciekać – wymamrotałam formułę, która raczyła mnie Akane od szóstej klasy podstawówki.
 Mniejsza z tym. Ważne, że rozumiesz, kim jesteś – Jak dla mnie trochę przesadziła, bo ja dalej ogarniam może połowę tego wszystkiego, a pozostała część to czarna magia. – Nudzi mnie ta rozmowa. Co ty na to, by pokazać ci twoją rodzinę?
   Oczywiście zachowała się z pełną kulturą, bo nawet nie poczekała na odpowiedź, tylko machnęła różdżką, tym samym przenosząc nas pod rozłożyste drzewo, gdzie siedziała dwójka dzieci. Dziewczynka w ciemnoczerwonej sukience z włosami związanymi w kucyka i chłopczyk w marynarce pochylający się nad opasłym tomem. Kenji i Cassandra.
   Smarkula stuknęła kryształem w konar drzewa i całe wspomnienie ożyło.

 Nie lubię jej – stwierdził bez ogródek Kenji, patrząc spode łba na niemowlaka, którego trzymała matka siedząca na ławce niedaleko nich.
   Cassandra w duchu westchnęła ciężko. Od razu widać, że dziewczynki dojrzewają szybciej od chłopców! Jej głupi 6-letni braciszek był idiotycznie zazdrosny o ich młodszą siostrzyczkę. A ona? Cieszyła się, że będzie miała jeszcze kogoś w rodzeństwie, kto nie jest wiecznie mrukliwym i irytującym Kenjim, i będzie się z nim dało normalnie porozmawiać, pobawić czy choćby pokazać na mieście!
 Ona przynajmniej jest słodka – powiedziała złośliwie. – Ty w jej wieku przypominałeś wielkiego, owłosionego ziemniaka.
 Tylko że ja z tego wyrosłem w przeciwieństwie do poniektórych – Kenji posłał siostrze znaczące spojrzenie.
 Coś ty powiedział, ty mały glucie?!
 Dzieci – Łagodny głos Melody przerwał im początek sprzeczki, która mogła przerodzić się w armagedon. – przestańcie.
 Cassandra z niechęcią puściła już zaczerwienione ucho Kenjiego, a chłopak jej włosy. Obydwoje kopnęli się jeszcze w kostki, zanim ojciec zgromił ich wzrokiem.
– Baran – syknęła Cassandra.
– Idiotka – odgryzł się Kenji.

  Zasłonił ich obłoczek dymu. Dziewczynka bez słowa machnęła badylem i przeniosła nas na rozległy dziedziniec, gdzie wisiały słomiane kukły upstrzone strzałami, a o ścianę były oparte miecze, włócznie oraz tarcze. Na samym środku stał David, a mała dziewczynka ściskała jego rękę. Miała długie włosy upięte w warkocza, które opadały jej na lewę ramię.

 Dlaczego nie mogę? – oburzyła się dziewczynka, zadzierając głowę. – Cassie może!
 Po pierwsze, masz dopiero pięć lat, Jessie. Po drugie, twoja siostra ma wyjątkowy talent do szermierki i po trzecie, twoja mama by mnie ukatrupiła, gdybym dał ci miecz do rąk – Mężczyzna zmierzwił włosy córce. – Jak będziesz starsza.
 Nie! – Jessie wydęła policzki. – Teraz!
 Mowy nie ma.
 Tatooo! Proszę! – Dziewczynka złożyła ręce w błagalnym geście.
 Nawet oczy szczeniaka nie pomogą, skarbie – Ton mężczyzny może i był twardy, ale David w środku miękł, widząc żal w oczach pociechy.
– Ale ja nie chcę być głupią królewną, która czeka w wieży na swojego księcia! To beznadziejne!
 Cassandra mówiła to samo w twoim wieku – Melody złapała córkę w pasie i uniosła do góry. – I ja się z tym zgadzam, jednak jesteś za mała na miecz.
– Zawsze to samo – wymamrotała Jessie.
   Melody uśmiechnęła się.
 Gdzie jest Reiko?
 Rozmawia z panem Zenoheldem – Dziewczynka kiwnęła głową w kierunku wejścia do pałacu, gdzie stała Reiko w białej sukni z czarną peleryną narzuconą na ramiona i Zenoheld w uniformie straży królewskiej.
   
   Na tym wspomnienie się urwało. Zastygłam w miejscu i  wpatrywałam się sparaliżowana w twarz tego cholernego dziada.
 Ara, nie wiedziałaś? Zenoheld był dowódcą straży, zanim zabił twoich rodziców. Dodatkowo Reiko całkiem go lubiła – Smarkula zaśmiała się chłodno. – Idiotka.
 I ślepota – dorzuciłam bezwiednie, przenosząc na nią wzrok. – Powiedz mi, czemu on to zrobił? – Usłyszałam po raz kolejny te wrzaski z wizji. – Tylko dlatego, że chciał być z moją matką?
 Po części tak, ale pragnął jeszcze jednej rzeczy. Twojej mocy.


* Wedle mojej wspaniałej filozofii dla bakuganów nadanie statusu starożytnego jest jednoznaczne z byciem najpotężniejszym w danej domenie i zobowiązaniem się do chronienia bezpieczeństwa Vestroi (nie wiem, czy to było tłumaczone w anime, bo 1 sezon oglądałam ostatnio 3 lata temu)
Jess: Zagadka roku czemu nie chcieli Tytana
Tytan: Widać jak Exedra sobie wspaniale radzi. Najechali Vestroię, zrobili z bakuganów niewolników *wybucha śmiechem* Ludzie i bakugani to naprawdę idioci
Jess: Jedziesz samego siebie, idioto
Nie okazujcie sobie już tak tej miłości *chrząka* Mówiłam, że będę toczyła wojnę z tymi rozdziałami od 64, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciężko *zatyka Jess buzię* i rozdziały idą mi opornie. BARDZO. Ale jest dobrze, następny już zaczęłam pisać, więc może na nim zakończę wyjaśnianie najważniejszych kwestii i zacznie się końcowa akcja!
Spectra: Nie liczyłbym na to.
Spectruś, kochanie ty moje, gniewasz się, że tak cię olewałam? Gomen, ale Kouen też potrzebuje uwagi *^*
Spectra: Chodziło mi o twoje skłonności do spontana.
Aaa..no ale jest bliżej końca jak dalej! Wiem, że ten rozdział jest koszmarnie przegadany, ale mam nadzieję, że co nie co wyjaśniłam, a jak nie to chowam się pod kołdrą ze wstydu, bo kołdra chroni T^T
Jess: *z ręką przy twarzy* Prosimy uprzejmie nie zwracać na Angel uwagi, coś jej odpitoliło dzisiaj
Nieprawda! Koueeen! Jessie znowu mnie jedzie!
Jess: >.>
Odmeldowujemy się!