Nigdy wcześniej nie pomyślałam, że będę
zmuszona pisać testament w notatkach telefonu. Jednak co lepszego miałam począć
w sytuacji, gdy dosłownie czułam emanującą wściekłość Spectry przez pałacowe
korytarza? Co prawda na moment zaświtał mi pomysł palnięcia w Gusa pałką
teleskopową, ale to by chyba tylko pogorszyło sytuację.
Jane zerknęła mi przez ramię na wyświetlacz,
po czym uniosła brew.
– Nie
przesadzasz? – spytała z powątpiewaniem. – Owszem, nie wygląda na radosnego
idiotę, lecz to... – westchnęła.
– Jak się w nim
obudzi diabeł, to nawet cios pałką w czoło nie da rady, wiem, co mówię –
odparłam, zakańczając tekst pełnym dramatyzmu „zabita w afekcie Jessica Saki
Alexandra Knight Elevenor”, po czym schowałam komórkę do kieszeni.
– Dramatyzujesz
jak zawsze – powiedział głośno Gus, który podążał przodem. Vulcan szedł koło
niego, uważnie wodząc wzrokiem dookoła.
Niepokoiło go to samo, co nas. Było o wiele
za cicho. Fakt faktem większość strażników albo radośnie zwiała albo leżała
nieprzytomna, jednak gdzieś przecież Dan walczył z ropuchą i kręciła się ta
dwójka Gundalian. Odpuścili czy to jakaś pułapka? Zagryzłam wargę. Byle tylko
dorwać resztę i stąd zwiewać. Cel został osiągnięty.
– To się nazywa
patrzenie realisty, lokowany – mruknęłam. – Jak tam się wam układa z Irene? –
zmieniłam temat. – Wygląda na strasznie głośną osobę.
– Całkiem
nieźle, dzięki za troskę – odpowiedział spokojnie, nie dając się wybić z
równowagi.
– Aki ostatnio o
tobie wspominała – dodałam ciszej.
– Aki? –
powtórzyła głośniej Jane, mrużąc powieki, a Phoebe spojrzała na mnie z uwagą.
Z niemała satysfakcją zauważyłam, że Grav na sekundę zwolnił, po czym przyśpieszył kroku. Jego mięśnie lekko się spięły.
Najwyraźniej przeszłość Aki ciągle nie umiała mu zejść sprzed oczu. Swoją drogą
to było dość dziwne dla Akane, że powiedziała o niej komuś, kogo niespecjalnie
dobrze znała, a zwłaszcza znajomemu Keitha. W końcu to była jedna z jej
najgłębszych ran, jej granica...
Jedyna rzecz zdolna ją zniszczyć.
Pokręciłam mocno głową, by pozbyć się zimna,
które pojawiło się w żołądku. Aki jest twarda, nie ma się co martwić. Raczej
powinnam się martwić o siebie, by Keith mi łba nie urwał.
Nagle uderzyłam nosem w plecy Gusa.
– Co jest? –
spytałam, trąc jego nasadę palcami.
– Mistrz mówi,
bym nas przeniósł na Niszczyciela. Oprócz ciebie, Akane i Dana przybyła tu
jeszcze piątka osób?
– Tak, nasi
znajomy ze szkoły – potwierdziłam, nim pomyślałam.
Chłopak skinął głową i zaczął pisać
wiadomość na gantlecie. Ja wtedy uświadomiłam sobie, że jedynie przyśpieszyłam
wyrok i postanowiłam ratować swoją zacną dupę na przynajmniej jakiś czas.
Ujęłam Jane i Phoebe pod łokcia, zasłaniając nimi i popchnęłam w stronę Grava.
– Dobra, to
przenoś się z laskami, a ja wrócę do domu, jestem padnięta, ogarniasz –
oświadczyłam z uśmiechem, idąc do Fludima. – Ty tam wracaj do Irene i się
pomiziajcie trochę, Jane twoja mama się niepokoi, Phoebe nie zabij Drake,
przyszedł cię ratować! Ja wcale nie idę zniszczyć teleportu i wykupić lotu na
Jamajkę, nie wyciągajcie pochopnych wniosków! Dawaj teleporcie do domu! –
krzyknęłam, klikając „teleportuj” i zamykając oczu, gdyż zawsze towarzyszyło
temu jasne światło.
Gdy po kilku sekundach usłyszałam cichy
śmiech Jane i pełne politowania westchnięcie Gusa, zaczęłam w rekordowym tempie
napieprzać w przycisk, aż palce zaczęły mnie boleć. Nie! To niemożliwe! Czy was
pojebało Starożytni?! Ja walczyłam w obronie waszego świata, natomiast wy
sprawiacie, że mój gantlet przestaje działać w sytuacji dramatycznej, żeby nie
powiedzieć zabójczej?! Dobra, następnym razem nawet jeśli mielibyście zostać pożarci przez
jakiegoś grubasa na obiad, to nie kiwnę palcem, hmpf!
– Fludim, robisz
portal, raz, dwa, trzy i tu się pojawia! – zawołałam, celując dłonią przed
siebie i stukając stopą.
Bakugan na moment zdębiał, ale gdy
popatrzyłam na niego spod byka, to spróbował coś wyczarować. Widać czuł, że tym
razem serio mógłby zwiedzić odpływ umywalki.
– Mistrz
zablokował ci dostęp do teleportacji, bo chce z tobą porozmawiać – powiedział głośno Gus. – Możesz już przestać wariować?
– Po pierwsze,
niebieski transie, to miałeś skończyć z tym mistrzem – warknęłam, odwracając
się do niego – A po drugie, nie, nie mogę, gdyż cenię swoje życie i gardło, a
jak on zacznie, to na kulturalnej rozmowie się nie skończy.
– Panikujesz –
stwierdziła Jane, machając dłonią. – Nie lepiej będzie sobie to wyjaśnić od
razu?
– Ładnie
eufemizm, ale to nie będzie wyjaśnianie lecz rzeź.
– Dość – uciął
Gus, łapiąc mnie za przegub. – Idziemy.
– Łapy precz! –
Strzeliłam go dłonią w rękę. Puścił mnie, ale nie zdążyłam zwiać przed jasnym
światłem.
Wylądowałam gładko na podłodze wykładanej
szarymi płytami. Fludim, który przybrał kulkową formę, jak jakiś tchórz wsunął
mi się do kieszeni. Nie potrzebowałam unosić głowy, bo po samym dźwięku
pracujących silników oraz pykania radaru wiedziałam, że stoję w pomieszczeniu
sterującym.
– Dobra robota,
Gus – usłyszałam spokojny głos Spectry. Taaa, cisza przed burzą, żeby to
wszystko szlag.
– Dziękuje.
Chodźcie, zaprowadzę was do teleportu – Grav zwrócił się do dziewczyn.
– A co z tobą
Jess? – spytała Phoebe. Jane zerknęła na mnie. Wymownie pokazałam jej głową
Spectrę, robiąc minę męczennika. Lekko wzruszyła ramionami, a kącik ust jej
drgnął. Jaka nieczuła i to dla niej to
wszystko zrobiłam!
– Musimy jeszcze
porozmawiać – powiedział Keith.
Nie jestem wierząca, więc w myślach szybko zaklinałam się do mojego szczęścia, by łaskawie ruszyło dupę ze swojego
urlopu i tu wróciło w podskokach. Phoebe rzuciła mi pokrzepiające spojrzenie,
które i tak spłonęła w ogniu furii Spectry, po czym cała trójka opuściła pomieszczenie.
Wzięłam głęboki wdech i szybkim ruchem
odrzuciłam włosy do tyłu. Wyprostowana postawa, ręce skrzyżowane na piersi i
maska z jednym okiem błyszczącym szkarłatnym blaskiem. Vestaliańskie wcielenie
diabła, doprawdy, powinien mieć taką ksywę na mieście.
Wiedząc, że to nie ma prawa się dobrze
skończyć, postanowiłam osłabić chociaż pierwszy atak. Ewentualnie rozpętać
jeszcze większą aferę, zwał jak zwał.
– To nie była
moja wina tylko Rena, jasne? – oświadczyłam, opierając ręce o biodra.
– Od kiedy to ta
biała larwa chciała rozpętać z nami wojnę, co? – odparł, sztyletując mnie
wzrokiem.
No i zaczynamy imprezę.
****
Kazarina do tej pory była przekonana, że to
Nethanie są najbardziej upierdliwą rasą w kosmosie. Jednak zbierając swojego
bakugana z ziemi i ogarniając wzrokiem zniszczenia, zmieniła zdanie. Cholerni
Vestalianie i Ziemianie!
Szczególnie ten, który pojawił się podczas
jej walki z Dragonoidem. Była tak blisko zdobycia idealnego obiektu do testów,
gdyż ten gatunek bakuganów występował rzadko na Gundalii oraz Neathii. Mogła
poznać ich odporność na poszczególne rodzaje bólu, prace mięśni, umysł, a na
koniec zamienić Drago w lojalną zabawkę! Wtedy z pewnością wreszcie Barodius –
sama popatrzyłby na nią z uwielbieniem zamiast chłodnym zainteresowaniem.
Jednak tamten Vestalianin z maską musiał jej przeszkodzić i jeszcze obdarzyć
spojrzeniem, którego nienawidziła najbardziej.. Pełne pogardy jakby
była jakimś robakiem, który zabrudził nogawkę spodni. Barodius – sama w
przypływach furii, podczas ich inwazji, też na nią też patrzył i czuła się
wtedy jak najgorszy śmieć.
Zatrzęsła się z tłumionej złości, ignorując
pytania spanikowanych strażników, którzy okazali się bezużytecznymi głupcami w
starciu z dziwaczną mocą gówniary czy zwykłymi Ziemianiami. Gil nigdy nie był
tak traktowany jak ona, chociaż nie posiadał żadnych przydatnych umiejętności
poza walką. Ona była geniuszem! Ona powinna wszędzie latać z Barodiusem – sama,
a nie ten pieprzony dupek!
Jednak nie ma się co obawiać. Dosięgnie zasłużonego sobie szacunku. I nawet wiedziała, który stary głupiec jej w tym pomoże.
– Sprzątać ten
burdel! – wrzasnęła do próbujących się pozbierać żołnierzy. – Za kilka godzin
wraca nasz król i nie mam zamiaru pozwolić, by to oglądał. Powinniście się
wstydzić, że przegraliście z bandą hałaśliwych gówniarzy!
Gundalianie spuścili głowy lub
spochmurnieli. Kazarina zmrużyła oczy. Będzie musiała udoskonalić ich
wyposażenie, by następnym razem nie ponieśli tak sromotnej klęski. Może większe
pola rażenia prądem albo guzik uruchomiający wysuwające się ostrza z boku?
Trzeba się nad tym poważnie zastanowić.
– Zamierzasz
przemilczeć, że przegrałaś? – spytał złośliwie Stoica.
Spojrzała na niego, zaciskając zęby.
– Stoica, to ty
nie dość, że przegrałeś, to pozwoliłeś się skopać jakimś nędznym Ziemianom –
wysyczała. – Myślisz, że zachowasz swoją pozycję, jeśli powiem o tym
Barodiusowi – sama? – Uśmiechnęła się.
Stoica był naturalnie bardzo jasnej karnacji,
jednak i tak zauważyła, że pobladł. Mały gnojek.
– Hah, daj
spokój. Możemy to chyba przemilczeć.
– I na tym
skończmy temat – odparła. – Wezwij do mnie Rena i jego bandę. Muszą mi się
wytłumaczyć!
– Jasne, jasne,
już lecę, droga królowo – zakpił z
uśmieszkiem Stoica, zakładając ręce za kark.
Na szczęście Kazarina już tego nie
usłyszała.
****
Wpatrywałam się okrągłymi oczami w stolik
nakryty jasnym obrusem, na którym spoczywało pełne nakrycie wykonane ze srebra.
Aromatycznie pachnąca zupa dymiła w sporej wazie stojącej na środku. Bez dwóch
zdań zatruta, ale po cholerę Spectra miałby sobie zadawać tyle trudu?
– Usiądziesz w
końcu? – westchnął blondyn, który już umościł się na krześle, zakładając nogę
na nogę.
Owszem, pomyślałam, że zacznie się impreza,
ale nie o to mi chodziło! Normalnie albo byśmy się darli na całego
Niszczyciela, albo on by syczał, a ja ripostowała jego wypowiedzi i tak do
białego rana. Wykwinty obiad psuł wszelkie dotychczasowe schematy, halo, halo!
– Jessica,
usiądź – warknął.
– Postoję sobie,
wygodniej – odparłam równie miłym tonem co on. – Co to ma znaczyć? – spytałam,
wskazując na stół.
– Jestem głodny –
powiedział, jakbym zadała najbardziej idiotyczne pytanie w tym tygodniu.
– Och, Gus
gotował?
Popatrzył się na mnie spode łba, na co się
uśmiechnęłam szeroko. Sięgnął po srebrny nóż i leniwie obrócił go kilka razy w
palcach. Mówię wam, w mózgu już układał plan, jak mnie nim zabić i ukryć ciało. Potem znajdzie dziewczynę, która będzie do mnie podobna, zaszantażuje ją i
zmusi, by udawała mnie. Albo uda, że nie wie, co się ze mną stało i za dwadzieścia lat Gus znajdzie moje prochy w schowku na miotły.
No a chyba nie muszę wspominać, że nie mam aspiracji na śmiertelne zejście w jakimś zakurzonym schowku.
– Dlaczego to
zrobiłaś? – spytał chłodno.
– Żeby ratować
Jane i Phoebe z rąk tych uroczych Gundalian, to chyba jasne – powiedziałam, unosząc
brew.
– Nie o to mi
chodzi – westchnął ciężko, odłożył nóż i spojrzał na mnie. – Dlaczego nikomu o
tym nie powiedziałaś?
– Nie było
czasu, zresztą działałam na spontana jak zawsze.
Skapitulowałam wreszcie i usiadłam na drugim
krześle. Jak zacznie we mnie rzucać nożami, to będę mogła mu zwalić stolik na
głowę, hyhy. Pamiętajcie, zawsze trzeba być przygotowanym.
– Ignorując
fakt, że może się to skończyć niepowodzeniem, a nawet tragedią. Oraz
zapominając, że mimo możesz we wszystko wmieszać Vestalię w wojnę wbrew woli
mieszkańców. Cała ty – dopowiedział, a z każdego słowa sączył się jad.
Mówił prawdę, lecz i tak zacisnęłam dłonie w
pięści. Nigdy nie prosiłam się o bycie księżniczką, co więcej odrzuciłam ten
tytuł już ponad pół roku temu. To nie była moja wina, że Gundalianie mają
nieaktualne dane, do cholery!
– O, a niby co
miałam zrobić? Czekać, aż zaczną mnie szantażować czy może wysłać do nich
vestalskich dyplomatów? – spytałam, opierając łokieć o krawędź stołu.
– Choćby
poinformować mnie, Gusa, Mirę czy własnego brata. Ale tu nawet nie
chodzi o jakąś wojnę. Czy ty kiedykolwiek zastanawiasz się, zanim coś zrobisz?
– Nie –
powiedziałam z taką szczerością, że aż usłyszałam, jak Fludim robi facepalma. –
Zresztą, o co ta afera? Jane i Phoebe uratowane, Gundalianie mają skopane
tyłki, same pozytywy!
– Co nie zmienia
faktu, że bezmyślnie wybrałaś się na obcą planetę, nie mając pojęcia, jacy są
wrogowie i czym dysponują – wycedził przez zęby.
– I mówi to
koleś, który w środku nocy polazł niszczyć nową broń Zenohelda – prychnęłam,
zakładając ręce na piersi.
– Której miał
plany! – podniósł głos. Oho, zawleczka powoli się odkręca, kryj się, kto może.
– Co ty jesteś
mój tata? – mruknęłam ze znudzeniem. – Serio, robisz mi więcej kazań od niego.
Wtedy już wybuchł.
– Nie, ale najwyraźniej
muszę ci przypominać, ile cholernych razy prawie straciłaś życie przez swoje
durne pomysły! – wrzasnął, uderzając pięściami w stół. – Nie jesteś nieśmiertelna, cholero!
Instynktownie odsunęłam się, by przypadkiem
nie oberwać z chochli czy innego sztućca.
– Miałyśmy plan,
wzięłyśmy sprzęt! – zaoponowałam. – Nie traktuj mnie jak dziecka, potrafię
sobie poradzić, kuźwa mać!
– Zachowujesz
się jak gówniara – warknął. – Nie bierzesz pod uwagi konsekwencji swoich czynów
ani niebezpieczeństwa z nimi związanego.
– Słuchaj,
Spectra, nie będziesz mi zabraniał ratować przyjaciół – syknęłam, mrużąc oczy. –
Nauczyłam się panować nad własną mocą i potrafię używać mózgu, wyobraź sobie!
– A kto potem
uratuje ciebie? – spytał cichszym głosem, przepełnionym zimnem i drwiną. – Nie zapominaj,
że jeśli zginiesz, nikogo nie uratujesz. Ledwo odzyskałaś brata, chcesz to
wszystko zaprzepaścić?
– Przestań...
– Co się stało wtedy
w pałacu Vexosów? Prawie zginęłaś przez własną lekkomyślność!
– Nie mów już...
– Dlatego
zacznij myśleć też o innych, Jessica!
– Zamknij się! –
krzyknęłam. Czerwone oko rozszerzyło się w zaskoczeniu. – Myślisz, że kim ja
jestem? Doskonale wiem, jaki to ból kogoś stracić! Widziałam śmierć własnych
rodziców i siostry i nie mogłam nic z tym zrobić! Wiesz, jak wymiotować mi się
chce na samo wspomnienie? Wiesz, jak prześladują mnie one w snach? Ta rozpacz,
ta pustka, one nigdy nie znikną! – krzyczałam dalej, choć gardło zaczęło mnie
już palić. – Więc powiedz mi, co jest złego w tym, że nie chcę już nikogo
stracić?! Rozumiem, o co ci chodzi, ale przestań o mnie myśleć jak o niewinnej
księżniczce, która istniała dziesięć lat temu. Ona już nie żyje, Keith.
Spłonęła, a ja tylko noszę jej nazwisko. – Nabrałam powietrza. Nie próbował mi
przerwać ani się wtrącić. Podniosłam ręce, a nikła fioletowa mgła wypłynęła z
moich palców. – Ta moc to moje przekleństwo. Sprowadziła śmierć, ale i tak
postanowiłam ją wytrenować, by mogła mi pomóc chronić bliskich. Nie robię tego
dla zabawy czy adrenaliny. Ja po prostu nie chcę znów tego czuć. Tej strasznej
pustki w środku, tej rozpaczy, której nie da się niczym opisać!
Zapadła cisza. Nawet buczenie silników stało
się cichsze, jakby odleglejsze. Spectra wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w
wazę z pewnie już zimną zupą. Podniosłam się z krzesła, słysząc, jak
niewidzialne skorupy maski spokoju, za którą ukrywałam większość emocji, kruszą
się i spadają na posadzkę. Myślałam, że już jej zdusiłam, jednak one ciągle
drzemały ukryte płytko pod powierzchnią.
– Pójdę już do
domu – wychrypiałam.
Skinął lekką głową, nie odrywając wzroku od
wazy.
– Przepraszam,
Jessie.
– Zapomnijmy o
tym – stwierdziłam, po czym obróciłam się na pięcie.
Szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Chciałam
jak najszybciej znaleźć się w domu, we własnym pokoju.
– Tylko nie
chcę, żebyś znów zniknęła.
Nie obróciłam się i wyszłam ze sterowni. Dotarłam do pomieszczenia z teleportami, wybrałam jeden i przeniosłam się do domu. Na szczęście było gdzieś nad ranem, więc nie spotkałam rodziców, którzy dalej słodko spali w swojej sypialni. Weszłam do pokoju i nie zrzucając butów, padłam na zieloną kołdrę.
Zasłoniłam rękami twarz.
Nie chcę, żebyś znów zniknęła.
Ja też nie chcę cię stracić...
Zasłoniłam rękami twarz.
Nie chcę, żebyś znów zniknęła.
Ja też nie chcę cię stracić...
Odmeldowuje się!