Westchnęłam, kiedy odwróciłam się i
ujrzałam, co wyprawia Akane.
– Ale ty wiesz,
że Neathia to nie jest jakaś kosmiczna wersja Malediwów? – spytałam z dużym
powątpiewaniem.
Oczywiście Japonka zabierała się ze mną i z
tej okazji postanowiła wypchać sporej rozmiarów białą walizkę do granic
możliwości. O ile pękata kosmetyczka mnie nie dziwiła, tak dostrzeżone sznurki
od bikini upchnięte w jednym z rogów już poddawały wątpliwościom rzeczywisty
cel wyprawy Aki. O małej grze pt. „Prawo dżungli” wolę już nie wspominać.
– Wszystko może
się przydać! – oświadczyła, wyjmując z mojej szafy dwie bluzy. – Zresztą
spakowałam tam od razu ciebie!
– Aki, nie
zamierzam tam siedzieć nawet tygodnia. Zgarniamy Heather, ewentualnie skopiemy
trochę gundaliański tyłków, by pomóc Danowi i ekipie, po czym powrót.
– Chciałabyś,
nie ma mowy, by los był tak łaskawy i nic się nie zdarzyło – odparła, wstając i
opierając rękę o biodro. – Masz chujowego farta, skarbie. Zresztą dorwanie
Heather nie będzie takie proste, skoro zawinęła się z którymś z tych ufoków.
Wywróciłam oczami i padłam na łóżko. Wszyscy
już pewnie dobrze znaliście mój osławiony pech, więc tu nie było co czarować,
coś jebnie na pewno i to porządnie. Niby Dan lub Shun się nie odzywali, ale
cholera wie, czy przez brak większych kłopotów czy tragiczną łączność. Pewnie
przez to drugie, bo mi przecież w życiu tak rozrywek brakuje.
– O matko
słodka, to myśmy miały tyle nabrać? Ja mam tylko torbę.
Podniosłam głowę, by ujrzeć zmartwioną
Harukę stojącą w progu. Oczywiście mimo iż szedł z nami Spectra i Gus (to chyba
była jakaś forma kontroli rodzicielskiej, ale trudno) to Shiena za żadne skarby
świata nie chciała nas puścić same. Zresztą mówiła, że czuję się winna, iż dała
tak łatwo puścić tam Heather, choć jak ona niby miała temu zapobiec?
– To Aki, głowa
do góry, zaraz jej to wywalę – Machnęłam ręką. Zauważyłam brak Jane za jej
ramieniem. – A Jane gdzie?
– Musiała zostać
na dłużej w pracy – mruknęła Haru i rozsiadła się na fotelu.
Pomijając jakieś japońskie hity, które Aki
sobie puściła w łazience do mycia głowy, to w pokoju zapanowała cisza. By
uniknąć jakiś spóźnień uznałyśmy, że zrobimy sobie nockę u mnie, a rankiem
pędem na Vestalię, a stamtąd do Neathii. No i teraz dochodziła już północ, a
nadal byłyśmy dalej spania jak bliżej.
– Stresujecie
się? – odezwał się Garra.
– Jestem spokojna
jak na wojnie – Podniosłam rękę.
– A ja mam
wrażenie, że zaraz serce wyjdzie mi z piersi – przyznała Haru, przykładając
dłoń do piersi.
Zerwałam się momentalnie.
– Jezu, czemu?
Meliskę ci zaparzyć?
– Co? Eh, nie!
Tylko...
Olewając protesty Haru, wyciągnęłam ją do
kuchni. Przy okazji widząc, jak Ares zaczyna merdać ogonem, patrząc na drzwi,
odblokowałam zamek i za chwilę w holu pojawiła się Jane z plecakiem na ramieniu.
Każda umiała się spakować oprócz Akane, no bez jaj.
Koniec końców całą czwórką zgromadziłyśmy
się w jadalni z parującymi kubkami herbaty lub czekolady zależnie od gustu.
Dodatkowo dla odprężenia naszych kochanych bakuganów, kiedy wrzątek z czajnika
ostygł, to wlałyśmy go do miski, tworząc dla nich gorący basen. Teraz cała
czwórka unosiła się nad powierzchnią, wyglądając na szczęśliwych. Nie wiem, jak
tam wygląda z różnicą płci u bakuganów, ale Ulvida nie wydawała się zmieszana,
więc było gut.
– Więc, skoro
wreszcie mogę skończyć – zaczęła Haru, obejmując kubek dłońmi. – to jednak jest
to wyprawa na obcą planetę, gdzie toczy się wojna. Nie macie stresa, a
zwłaszcza ty Jess, odkąd jesteś księżniczką?
– Lecę tam jako
przyjaciółka Wojowników, zresztą już nic nie przebije tego, że polował na mnie
psycho dziad, a własny przodek próbował zabrać ciało.
– Wbiłyśmy z
Jess na pełnej kurwie do pałacu Vexosów w środku nocy – dodała Akane, popijając
czekoladę.
– Spędziłam noc
w celi, gdzie było to gundalianskie straszydło. Gorzej już raczej nie będzie –
skwitowała Jane, unosząc kącik ust.
Shiena westchnęła ciężko, jakby teraz sobie
zdała sprawę, że jej przyjaciółki zdążyły już odwalić niezłe cyrki w kosmosie,
więc teraz będzie nie lepiej.
– Nie masz się
co stresować, Haru. Wystarczy jeden ruch i spalisz każdego – Akane udawała, że
dłonią wznieca ogień, po czym go zdmuchnęła. – I zostawisz sam popiół.
– Dokładnie,
szefowooo – potwierdził Garra.
– Wam to chyba
już starczy – mówiąc to, Jane szybkim ruchem wyciągnęła nasze bakugany z wody,
a ja poszłam ją odnieść i wylać do zlewu. Przy okazji zerknęłam na zegarek.
Wpół do pierwszej, świetnie...
****
– Dobrze się
spało?
Uśmieszek Keitha doskonale mówił o poziomie
ironii zawartym w tym pytaniu i zdecydowanie wychodził on poza skalę. Odrzuciłam
kucyka na plecy i ziewnęłam, przeciągając się.
– Świetnie,
czuję się jak młody bóg.
Uniósł brew i obrzucił spojrzeniem Akane,
Harukę i Jane. Japonki opierały się o siebie i dzielnie starały nie zasnąć, a
Wilson grzebała w telefonie, gdyż była już weteranem w funkcjonowaniu po małej
ilości snu. Jedynie nasze bakugany były żywotne i latały po całym pomieszczeniu
sterującym.
No cóż przespanie co najmniej sześciu godzin
w trzy było niewykonalne. Jednak co można było zrobić, kiedy Aki rozpoczęła
wojnę na żelki o drugiej w nocy – po której miałam czerwony odcisk na żuchwie –
a ja potem wjechałam z tematem wesela brata? O właśnie przydałoby się
powiedzieć Keithowi, by rezerwował sobie termin na 7 kwietnia i szukał
garniaka.
Nie, stop, najpierw załatw jedno, Jess, bo
znów wyjdzie galimatias. Pomijając, że już jest galimatias, nie wolno się
zniechęcać.
– Słuchasz mnie
w ogóle?
Potrząsnęłam głową i pomrugałam, by spojrzeć
nieco przytomniej na Fermina. A i tak dla ścisłości, to zamierzał wbić na
Neathię w swoim czerwonym płaszczyku i masce. Dlaczego i jakim cudem to dalej
było na niego dobre po ponad roku? Tego nie wie nikt.
– Powtórzysz? –
wyszczerzyłam zęby.
Wywrócił oczami i pochylił się nad podświetlaną
klawiaturą. Wbił ciąg współrzędnych, które zaraz wyświetliły się na ekraniku o
bok, a na mapie wszechświata pojawił się mały czerwony punkcik czyli nasz cel.
– Mówię, że mogę
z wami pozostać tylko do końca dnia tak samo Gus. Mamy do skończenia projekty
ulepszenia barier międzyplanetarnych i nie możemy tego przekładać, by weszły
jak najszybciej w życie. Więc jeśli Wojownicy i Neathianie ustalają jakiś
konkretny plan działania, to błagam, nie niszcz go. I nie wychylajcie się za
bardzo.
– No przecież
wiem – Skrzyżowałam ramiona. – Choć dalej nie mam zaufania do zwykłych planów.
Spojrzał groźnie.
– Ale nie
zabijaj – westchnęłam. – Zdaję sobie sprawę, że wkurwianie lwa patykiem źle się
kończy. Jak tylko nadarzy się okazja, łapiemy Heather i ładnie wracamy na
Ziemię, okej? Pasuje?
Przytaknął, choć pewnie w myślach już układał
plan awaryjny co robić, jak wszystko trafi szlag.
– Poza tym będą
tym razem cię lepiej pilnował – wtrącił Fludim. – Tym razem nie pomogą ci oczy
szczeniaka!
– Już drżę ze
strachu – mruknęłam, unosząc kącik ust. – Zdzielisz mnie w nos czy rozwalisz
bębenki swoimi wrzaskami?
Bakugan zmrużył powieki i pokręcił głową
pełen dezaprobaty.
– Jeszcze
popamiętasz te słowa!
Wtem drzwi wejściowe się rozsunęły, wszedł
Gus, a ja uświadomiłam sobie, że naprawdę powoli kojarzę fakty, gdy jestem
zaspana. No bo była tu Aki, która mimo stanu pół zombie, widząc te niebieskie
loki, zrobiła nietęgą minę i zaraz napięła mięśnie. Atmosfera z usypiającej
stała się troszkę nieprzyjemna. Mimo to Grav po krótkiej wymianie spojrzeń z
Akane, podszedł do mistrza, zachowując spokój. Pewnie lat praktyk z Shadowem i
Spectrą, kiedy był jeszcze bardziej pieprznięty.
Wycofałam się chyłkiem i ruszyłam do Aki,
machając dłońmi na znak, by darowała sobie jad. Ta mnie jednak chamsko olała i
już miała strzelić, to wbiłam jej dłoń w buzię z rozpędu. W efekcie plasnęłyśmy
o posadzkę, ciągnąc biedną Haru, ale ją akurat zdołała złapać Jane.
– Ciiicho! –
syknęłam do przyjaciółki. – Wiem, że to skurwiel i tak dalej, ale błagam powyzywaj
go na Neathii!
Aki zmarszczyła brwi, niemo przekazując „no
chyba cię pojebało” i walnęła mnie w bok, bym z niej zeszła. W odpowiedzi
przygniotłam jej biodro kolanem.
– Dzieci, nie
bijcie się, ludzie patrzą – powiedziała Jane, patrząc na nas z politowaniem.
Gdy nie zareagowałyśmy, brew jej drgnęła. – Ej, bo was kopnę!
W sumie szkoda, że nie dołączyła do
bijatyki, bo może wtedy pojawienie się kolejnej osoby przeszło by bez echa. A
tak, gdy usiadłyśmy po turecku, poprawiając włosy, to do środka wkroczyła
Irene, której długie włosy niemal zamiotły podłogę.
– Gus – kun! –
Zanuciła słodko i pomachała reklamówkę, w której było białe pudełko –
Zapomniałeś moich babeczek... Och – Spojrzała na nas i zaraz jej uśmiech znikł.
Pomachałam do niej, na co skinęła mi, ale
resztą obdarzyła takim zimnym wzrokiem, że cud iż się nie zatrzęsły. Znaczy
Haru to to była w sumie jeszcze w krainie snu, a Jane miała zwyczajowo
wyjebane, lecz Aki odwzajemniła się swoim spojrzeniem diabła. O Starożytni, jak
nam się uda stąd wylecieć w jednym kawałku, to będzie sukces.
– Proszę, przyniosłam
ci – Irene odwróciła się do chłopaka, wręczając mu reklamówkę.
– Dziękuje
Irene, ale nie musiałaś wstawać tylko po to – odparł Grav, uśmiechając się
ciepło.
– Żaden problem.
Dzień dobry, Keith – san – zwróciła się do Keitha, a ten jedynie coś odmruknął.
– Wiedziałam, że będzie tu Jessica – san, lecz kim jest pozostała trójka, jeśli
mógłbyś mi powiedzieć? – spytała z uśmiechem, pod którym kryła się złość.
– To moje
przyjaciółki. Akane, Jane i Haru. Prosiłam Keith, by je z nami zabrał –
wtrąciłam się.
– I jesteśmy
super fankami Gusa oraz jego loków – wtrąciła Akane, bo przecież musiała w
końcu czymś wystrzelić. Jane klepnęła się w czoło.
Irene zmarszczyła brew i przez chwilę miałam
wrażenie, że ruszy z pazurami na Japonkę, ale się opanowała.
– Rozumiem, więc
to tak. Cóż nie będę wam przerywała, do zobaczenia wieczorem, Gus, kochanie –
Posłała mu buziaka, skłoniła się na pożegnanie i ruszyła drzwiom. Tuż przed
wyjściem spojrzała jeszcze na Akane z dziwnym błyskiem w oczach, po czym
wyszła.
– Urocza –
stwierdziła Aki, nawijając kosmyk na palec. – Zawsze tak zabija innych
wzrokiem?
Gus zasznurował usta, a ja wymieniłam się
wzrokiem z dziewczynami i Keithem. Jeśli tak było na początku, to co będzie
później?
****
Szczęśliwie na Niszczycielu znajdowało się
trochę kanap, więc położyłyśmy Shienę, bo ta już zdążyła zasnąć na ramieniu
Jane.
– Mam nadzieję,
że nie będę już miała okazji spotkać tej czerwonej dziuni ponownie – wycedziła Akane.
– Jeśli będziesz
chciała być z Gusem, to obawiam się, że to nieuniknione – powiedziała spokojnie
Jane, przejeżdżając palcem po playliście piosenek na telefonie. – Nie wygląda
na taką, co spokojnie odejdzie.
– Co?! Czemu
chciałabym być z pieskiem Spectry? Co to za durny pomysł!
– To czemu
przejmujesz się jego laską?
– Bo patrzyła na
mnie jak na robaka, a nie pozwolę tak traktować wielkiej Akane Hoshimury!
– Marna wymówka.
Akane zagięła palce na kształt szponów,
czemu towarzyszył chrzęst kości, a Jane kompletnie nieprzejęta zrobiła balon z
gumy, po czym przerzuciła nogi przez ramię fotela, odpalając wybrany utwór.
– Zgadzam się,
marna wymówka – potwierdziłam wraz z Leausem, dostając w odpowiedzi kolejny
wzrok demona.
– Nie jestem nim
zainteresowana, n-i-e – przeliterowała, po czym odwróciła głowę w bok,
strzelając focha. – Hpmf!
Chwilę później temat został zapomniany, bo
podeszliśmy do lądowania na specjalnie oznaczonej platformie. Stłoczyłyśmy się
wokół okrągłego okienka, ciągnąc za sobą Haru, którą próbowałam obudzić poklepywaniem
po twarzy. Naszym oczom ukazały się budynki zbudowane z kryształów, które
promieniały w świetle słońca oraz wielkie połacie zielonych terenów. Wszędzie
dominowały jasne barwy oraz jasność i możliwe, że przez to poczułam się ciutkę
gorzej. A to uczucie się tylko spotęgowało, kiedy postawiłam stopę na
marmurowej posadzce, a po mojej głowie niemal rozlał się gorąc. Zacisnęłam
zęby, starając się przybrać jakąś porządną minę.
– Jesss! – Dan się
nie pierdolił z żadnymi etykietami i innymi pierdołami i od razu wyskoczył z
otwartymi ramionami.
– Daaan! –
odkrzyknęłam.
Przytuliłam go mocno, ciesząc się, że był
cały i zdrowy. Kuso ruszył się witać ze Spectrą i pozostałymi, a ja podeszłam
do Neathiana, który był ubrany w biały uniform z bufiastymi ramionami ozdobionymi
żółtymi kryształami. Miał włosy w kolorze morskiej zieleni upięte w kucyka.
– Witam, jestem
Elright, dowódca Rycerzy Zamkowych – przedstawił się, wyciągając rękę.
– Jessica
Knight, przyjaciółka Wojowników, miło mi – odparłam, uśmiechając się. – Gdzie reszta,
jeśli można wiedzieć? – spytałam, rozglądając się za Shunem, Marucho czy nawet
tą cholerną Fabią.
– Marucho z
Shunem nadzorują odbudowywanie i umacnianie bazy przy drugiej osłonie, a Jake
wraz z Fabią nie tak dawno toczyli bitwę przeciwko Renowi i Jessemu, więc teraz
odpoczywają – odparł Dan.
Szybko wszyscy się pozapoznawali, po czym
kapitan zaprowadził nas do sali obrad. Oczywiście była przestronna, a przez
okrągłe okna umieszczone nad sufitem wpadały promienie słońca, która obijały
się od złotych drzewek stojących w kącie. Od tej ilości światła zrobiło mi się
jeszcze gorzej, ale twardo dotarłam do krzesła.
– Wiem, że
niektórzy z was się śpieszą, więc się streszczę. Podczas bitwy mojego oddziału
z Airzelem czyli dowódca gundaliańskich wojsk i użytkownikiem Ventusa – Tutaj nad
stołem pojawiła się hologramowa podobizna Gundaliana o jasnozielonych włosach i
grzywce przykrywającej mu jedno oko. O, tego spotkałam w ich pałacu. –
zauważyłem, że Heather z nim rozmawia, po czym chyba na jego rozkaz nas
rozgromiła. – Sposępniał. – Potem stoczyła też bitwę z Jakiem, a następnie
zniknęła wraz z Airzelem. Istnieje nikła szansa, że Kazarina mogła ją jakimś
cudem zahipnotyzować, ale... – Urwał i spojrzał na nas.
Shiena, której bez protestów oddałyśmy
pałeczkę, skinęła głową.
– Heather od
samego początku kłamała. Wykorzystała naszego kolegę, by potwierdził jej bujdy
oraz sfabrykowała potrzebne dowody. Nawet jeśli ci cali Benn i Archie istnieją,
to i tak nie zostali porwani. Wszystko to zostało wymyślone, by wkupić się w
łaski Wojowników.
– Ale ona
naprawdę mówiła przekonująco – odezwał się Dan, próbując jakoś ratować honor.
Shiena podniosła rękę.
– Nic się nie
martw, Dan. Heather jest przebiegła i doskonale wie, za co pociągnąć, by
wszyscy chodzili, jak ona chce. Również dobrze gra, więc ciężko nie dać się
jej zwieść.
– Tylko pytanie,
czego chce? – zauważył Elright. – Dlaczego dołączyła do Gundalii?
– A co jeśli... –
Jane zamilkła, po czym zmrużyła powieki. – po to, by zrobić to samo, co tutaj?
Na Wilson spoczęło siedem par oczu.
– Ale dlaczego? –
spytał Dan.
– Nie umiem tego
wyjaśnić, jednak mam dziwne wrażenie, że z nią jest naprawdę nie tak. Skoro
zadała sobie tyle trudu, tylko po to, by wciągnąć się w konflikt, który jej nie
dotyczy. Może ją to bawi?
Mimowolnie przed oczami przewinął mi się
roześmiany Tytan. Poczułam zimny dreszcz na plecach. W ciemności czai się wiele rzeczy, a co skrywało się w tej Heather?
Nagle drzwi się rozsunęły i naszym oczom
ukazała się Fabia wraz z Jakiem. Osunęłam się po oparciu, czując, że mój ból
głowy zaraz się pogorszy.
Podsumowanie i błędy jak wrócę!
EDIT:
Zmieniłam tytuł, pod tamten dałam na szybko, zanim poleciałam grabić śliwki XDD Cały rozdział o teamie Destrukcji, ale to w końcu protagonistki no znaczy się Jess XDD Ładnie też odhaczyłam 18 odcinek, więc jesteśmy o cały jeden w przód, jej! Oczekiwana konfrontacja Jess i Fabia się wydarzy, może coś tam u Gundalii i ukochanej wszystkich Heather, jeszcze się zobaczy.
Odmeldowuje się!