poniedziałek, 29 lipca 2019

Angel się wypowiada #3

(to ja, gdy próbuję zrozumieć, o co chodzi z jakimiś warstwami i innymi szmirami XDD)

Miliony razy już mówiłam, że moje umiejętności w kwestii programów graficznych są świetnym żartem (3 lata próbuje opanować Gimpa, aż go odinstalowałam, tru story), a przydałoby się zrobić nowy nagłówek. Szczerze, to biegać po ruskich stronkach i szukać przyzwoicie wyciętych postaci, to mi się średnio już chce XD Więc jak ktoś ma albo serio MEGA prosty program graficzny do polecenia albo sam umie wycinać, to z miłą chęcią przyjmę propozycję pomocy XDDD
A tu macie tru bakuganowego mema na polepszenie dnia (mam ochotę zdechnąć z wiatrakiem XD)


 Tak było, boże dalej mam flasbacki z tego CZEGOŚ. A ja tak chciałam Spectrusia ;-; No nic idę zdychać i może coś pisać XD

wtorek, 23 lipca 2019

S2 Rozdział 34: Co jeszcze czai się w ciemności?


   Westchnęłam, kiedy odwróciłam się i ujrzałam, co wyprawia Akane.
– Ale ty wiesz, że Neathia to nie jest jakaś kosmiczna wersja Malediwów? – spytałam z dużym powątpiewaniem.
   Oczywiście Japonka zabierała się ze mną i z tej okazji postanowiła wypchać sporej rozmiarów białą walizkę do granic możliwości. O ile pękata kosmetyczka mnie nie dziwiła, tak dostrzeżone sznurki od bikini upchnięte w jednym z rogów już poddawały wątpliwościom rzeczywisty cel wyprawy Aki. O małej grze pt. „Prawo dżungli” wolę już nie wspominać.
– Wszystko może się przydać! – oświadczyła, wyjmując z mojej szafy dwie bluzy. – Zresztą spakowałam tam od razu ciebie!
– Aki, nie zamierzam tam siedzieć nawet tygodnia. Zgarniamy Heather, ewentualnie skopiemy trochę gundaliański tyłków, by pomóc Danowi i ekipie, po czym powrót.
– Chciałabyś, nie ma mowy, by los był tak łaskawy i nic się nie zdarzyło – odparła, wstając i opierając rękę o biodro. – Masz chujowego farta, skarbie. Zresztą dorwanie Heather nie będzie takie proste, skoro zawinęła się z którymś z tych ufoków.
   Wywróciłam oczami i padłam na łóżko. Wszyscy już pewnie dobrze znaliście mój osławiony pech, więc tu nie było co czarować, coś jebnie na pewno i to porządnie. Niby Dan lub Shun się nie odzywali, ale cholera wie, czy przez brak większych kłopotów czy tragiczną łączność. Pewnie przez to drugie, bo mi przecież w życiu tak rozrywek brakuje.
– O matko słodka, to myśmy miały tyle nabrać? Ja mam tylko torbę.
   Podniosłam głowę, by ujrzeć zmartwioną Harukę stojącą w progu. Oczywiście mimo iż szedł z nami Spectra i Gus (to chyba była jakaś forma kontroli rodzicielskiej, ale trudno) to Shiena za żadne skarby świata nie chciała nas puścić same. Zresztą mówiła, że czuję się winna, iż dała tak łatwo puścić tam Heather, choć jak ona niby miała temu zapobiec?
– To Aki, głowa do góry, zaraz jej to wywalę – Machnęłam ręką. Zauważyłam brak Jane za jej ramieniem. – A Jane gdzie?
– Musiała zostać na dłużej w pracy – mruknęła Haru i rozsiadła się na fotelu.
   Pomijając jakieś japońskie hity, które Aki sobie puściła w łazience do mycia głowy, to w pokoju zapanowała cisza. By uniknąć jakiś spóźnień uznałyśmy, że zrobimy sobie nockę u mnie, a rankiem pędem na Vestalię, a stamtąd do Neathii. No i teraz dochodziła już północ, a nadal byłyśmy dalej spania jak bliżej.
– Stresujecie się? – odezwał się Garra.
– Jestem spokojna jak na wojnie – Podniosłam rękę.
– A ja mam wrażenie, że zaraz serce wyjdzie mi z piersi – przyznała Haru, przykładając dłoń do piersi.
   Zerwałam się momentalnie.
– Jezu, czemu? Meliskę ci zaparzyć?
– Co? Eh, nie! Tylko...
   Olewając protesty Haru, wyciągnęłam ją do kuchni. Przy okazji widząc, jak Ares zaczyna merdać ogonem, patrząc na drzwi, odblokowałam zamek i za chwilę w holu pojawiła się Jane z plecakiem na ramieniu. Każda umiała się spakować oprócz Akane, no bez jaj.
   Koniec końców całą czwórką zgromadziłyśmy się w jadalni z parującymi kubkami herbaty lub czekolady zależnie od gustu. Dodatkowo dla odprężenia naszych kochanych bakuganów, kiedy wrzątek z czajnika ostygł, to wlałyśmy go do miski, tworząc dla nich gorący basen. Teraz cała czwórka unosiła się nad powierzchnią, wyglądając na szczęśliwych. Nie wiem, jak tam wygląda z różnicą płci u bakuganów, ale Ulvida nie wydawała się zmieszana, więc było gut.
– Więc, skoro wreszcie mogę skończyć – zaczęła Haru, obejmując kubek dłońmi. – to jednak jest to wyprawa na obcą planetę, gdzie toczy się wojna. Nie macie stresa, a zwłaszcza ty Jess, odkąd jesteś księżniczką?
– Lecę tam jako przyjaciółka Wojowników, zresztą już nic nie przebije tego, że polował na mnie psycho dziad, a własny przodek próbował zabrać ciało.
– Wbiłyśmy z Jess na pełnej kurwie do pałacu Vexosów w środku nocy – dodała Akane, popijając czekoladę.
– Spędziłam noc w celi, gdzie było to gundalianskie straszydło. Gorzej już raczej nie będzie – skwitowała Jane, unosząc kącik ust.
   Shiena westchnęła ciężko, jakby teraz sobie zdała sprawę, że jej przyjaciółki zdążyły już odwalić niezłe cyrki w kosmosie, więc teraz będzie nie lepiej.
– Nie masz się co stresować, Haru. Wystarczy jeden ruch i spalisz każdego – Akane udawała, że dłonią wznieca ogień, po czym go zdmuchnęła. – I zostawisz sam popiół.
– Dokładnie, szefowooo – potwierdził Garra.
– Wam to chyba już starczy – mówiąc to, Jane szybkim ruchem wyciągnęła nasze bakugany z wody, a ja poszłam ją odnieść i wylać do zlewu. Przy okazji zerknęłam na zegarek. Wpół do pierwszej, świetnie...


****

– Dobrze się spało?
   Uśmieszek Keitha doskonale mówił o poziomie ironii zawartym w tym pytaniu i zdecydowanie wychodził on poza skalę. Odrzuciłam kucyka na plecy i ziewnęłam, przeciągając się.
– Świetnie, czuję się jak młody bóg.
   Uniósł brew i obrzucił spojrzeniem Akane, Harukę i Jane. Japonki opierały się o siebie i dzielnie starały nie zasnąć, a Wilson grzebała w telefonie, gdyż była już weteranem w funkcjonowaniu po małej ilości snu. Jedynie nasze bakugany były żywotne i latały po całym pomieszczeniu sterującym.
   No cóż przespanie co najmniej sześciu godzin w trzy było niewykonalne. Jednak co można było zrobić, kiedy Aki rozpoczęła wojnę na żelki o drugiej w nocy – po której miałam czerwony odcisk na żuchwie – a ja potem wjechałam z tematem wesela brata? O właśnie przydałoby się powiedzieć Keithowi, by rezerwował sobie termin na 7 kwietnia i szukał garniaka.
   Nie, stop, najpierw załatw jedno, Jess, bo znów wyjdzie galimatias. Pomijając, że już jest galimatias, nie wolno się zniechęcać.
– Słuchasz mnie w ogóle?
  Potrząsnęłam głową i pomrugałam, by spojrzeć nieco przytomniej na Fermina. A i tak dla ścisłości, to zamierzał wbić na Neathię w swoim czerwonym płaszczyku i masce. Dlaczego i jakim cudem to dalej było na niego dobre po ponad roku? Tego nie wie nikt.
– Powtórzysz? – wyszczerzyłam zęby.
   Wywrócił oczami i pochylił się nad podświetlaną klawiaturą. Wbił ciąg współrzędnych, które zaraz wyświetliły się na ekraniku o bok, a na mapie wszechświata pojawił się mały czerwony punkcik czyli nasz cel.
– Mówię, że mogę z wami pozostać tylko do końca dnia tak samo Gus. Mamy do skończenia projekty ulepszenia barier międzyplanetarnych i nie możemy tego przekładać, by weszły jak najszybciej w życie. Więc jeśli Wojownicy i Neathianie ustalają jakiś konkretny plan działania, to błagam, nie niszcz go. I nie wychylajcie się za bardzo.
– No przecież wiem – Skrzyżowałam ramiona. – Choć dalej nie mam zaufania do zwykłych planów.
   Spojrzał groźnie.
– Ale nie zabijaj – westchnęłam. – Zdaję sobie sprawę, że wkurwianie lwa patykiem źle się kończy. Jak tylko nadarzy się okazja, łapiemy Heather i ładnie wracamy na Ziemię, okej? Pasuje?
 Przytaknął, choć pewnie w myślach już układał plan awaryjny co robić, jak wszystko trafi szlag.
– Poza tym będą tym razem cię lepiej pilnował – wtrącił Fludim. – Tym razem nie pomogą ci oczy szczeniaka!
– Już drżę ze strachu – mruknęłam, unosząc kącik ust. – Zdzielisz mnie w nos czy rozwalisz bębenki swoimi wrzaskami?
   Bakugan zmrużył powieki i pokręcił głową pełen dezaprobaty.
– Jeszcze popamiętasz te słowa!
   Wtem drzwi wejściowe się rozsunęły, wszedł Gus, a ja uświadomiłam sobie, że naprawdę powoli kojarzę fakty, gdy jestem zaspana. No bo była tu Aki, która mimo stanu pół zombie, widząc te niebieskie loki, zrobiła nietęgą minę i zaraz napięła mięśnie. Atmosfera z usypiającej stała się troszkę nieprzyjemna. Mimo to Grav po krótkiej wymianie spojrzeń z Akane, podszedł do mistrza, zachowując spokój. Pewnie lat praktyk z Shadowem i Spectrą, kiedy był jeszcze bardziej pieprznięty.
   Wycofałam się chyłkiem i ruszyłam do Aki, machając dłońmi na znak, by darowała sobie jad. Ta mnie jednak chamsko olała i już miała strzelić, to wbiłam jej dłoń w buzię z rozpędu. W efekcie plasnęłyśmy o posadzkę, ciągnąc biedną Haru, ale ją akurat zdołała złapać Jane.
– Ciiicho! – syknęłam do przyjaciółki. – Wiem, że to skurwiel i tak dalej, ale błagam powyzywaj go na Neathii!
   Aki zmarszczyła brwi, niemo przekazując „no chyba cię pojebało” i walnęła mnie w bok, bym z niej zeszła. W odpowiedzi przygniotłam jej biodro kolanem.
– Dzieci, nie bijcie się, ludzie patrzą – powiedziała Jane, patrząc na nas z politowaniem. Gdy nie zareagowałyśmy, brew jej drgnęła. – Ej, bo was kopnę!
   W sumie szkoda, że nie dołączyła do bijatyki, bo może wtedy pojawienie się kolejnej osoby przeszło by bez echa. A tak, gdy usiadłyśmy po turecku, poprawiając włosy, to do środka wkroczyła Irene, której długie włosy niemal zamiotły podłogę.
– Gus – kun! – Zanuciła słodko i pomachała reklamówkę, w której było białe pudełko – Zapomniałeś moich babeczek... Och – Spojrzała na nas i zaraz jej uśmiech znikł.
   Pomachałam do niej, na co skinęła mi, ale resztą obdarzyła takim zimnym wzrokiem, że cud iż się nie zatrzęsły. Znaczy Haru to to była w sumie jeszcze w krainie snu, a Jane miała zwyczajowo wyjebane, lecz Aki odwzajemniła się swoim spojrzeniem diabła. O Starożytni, jak nam się uda stąd wylecieć w jednym kawałku, to będzie sukces.
– Proszę, przyniosłam ci – Irene odwróciła się do chłopaka, wręczając mu reklamówkę.
– Dziękuje Irene, ale nie musiałaś wstawać tylko po to – odparł Grav, uśmiechając się ciepło.
– Żaden problem. Dzień dobry, Keith – san – zwróciła się do Keitha, a ten jedynie coś odmruknął. – Wiedziałam, że będzie tu Jessica – san, lecz kim jest pozostała trójka, jeśli mógłbyś mi powiedzieć? – spytała z uśmiechem, pod którym kryła się złość.
– To moje przyjaciółki. Akane, Jane i Haru. Prosiłam Keith, by je z nami zabrał – wtrąciłam się.
– I jesteśmy super fankami Gusa oraz jego loków – wtrąciła Akane, bo przecież musiała w końcu czymś wystrzelić. Jane klepnęła się w czoło.
   Irene zmarszczyła brew i przez chwilę miałam wrażenie, że ruszy z pazurami na Japonkę, ale się opanowała.
– Rozumiem, więc to tak. Cóż nie będę wam przerywała, do zobaczenia wieczorem, Gus, kochanie – Posłała mu buziaka, skłoniła się na pożegnanie i ruszyła drzwiom. Tuż przed wyjściem spojrzała jeszcze na Akane z dziwnym błyskiem w oczach, po czym wyszła.
– Urocza – stwierdziła Aki, nawijając kosmyk na palec. – Zawsze tak zabija innych wzrokiem?
   Gus zasznurował usta, a ja wymieniłam się wzrokiem z dziewczynami i Keithem. Jeśli tak było na początku, to co będzie później?


****


   Szczęśliwie na Niszczycielu znajdowało się trochę kanap, więc położyłyśmy Shienę, bo ta już zdążyła zasnąć na ramieniu Jane.
– Mam nadzieję, że nie będę już miała okazji spotkać tej czerwonej dziuni ponownie – wycedziła Akane.
– Jeśli będziesz chciała być z Gusem, to obawiam się, że to nieuniknione – powiedziała spokojnie Jane, przejeżdżając palcem po playliście piosenek na telefonie. – Nie wygląda na taką, co spokojnie odejdzie.
– Co?! Czemu chciałabym być z pieskiem Spectry? Co to za durny pomysł!
– To czemu przejmujesz się jego laską?
– Bo patrzyła na mnie jak na robaka, a nie pozwolę tak traktować wielkiej Akane Hoshimury!
– Marna wymówka.
   Akane zagięła palce na kształt szponów, czemu towarzyszył chrzęst kości, a Jane kompletnie nieprzejęta zrobiła balon z gumy, po czym przerzuciła nogi przez ramię fotela, odpalając wybrany utwór.
– Zgadzam się, marna wymówka – potwierdziłam wraz z Leausem, dostając w odpowiedzi kolejny wzrok demona.
– Nie jestem nim zainteresowana, n-i-e – przeliterowała, po czym odwróciła głowę w bok, strzelając focha. – Hpmf!
   Chwilę później temat został zapomniany, bo podeszliśmy do lądowania na specjalnie oznaczonej platformie. Stłoczyłyśmy się wokół okrągłego okienka, ciągnąc za sobą Haru, którą próbowałam obudzić poklepywaniem po twarzy. Naszym oczom ukazały się budynki zbudowane z kryształów, które promieniały w świetle słońca oraz wielkie połacie zielonych terenów. Wszędzie dominowały jasne barwy oraz jasność i możliwe, że przez to poczułam się ciutkę gorzej. A to uczucie się tylko spotęgowało, kiedy postawiłam stopę na marmurowej posadzce, a po mojej głowie niemal rozlał się gorąc. Zacisnęłam zęby, starając się przybrać jakąś porządną minę.
– Jesss! – Dan się nie pierdolił z żadnymi etykietami i innymi pierdołami i od razu wyskoczył z otwartymi ramionami.
– Daaan! – odkrzyknęłam.
   Przytuliłam go mocno, ciesząc się, że był cały i zdrowy. Kuso ruszył się witać ze Spectrą i pozostałymi, a ja podeszłam do Neathiana, który był ubrany w biały uniform z bufiastymi ramionami ozdobionymi żółtymi kryształami. Miał włosy w kolorze morskiej zieleni upięte w kucyka.
– Witam, jestem Elright, dowódca Rycerzy Zamkowych – przedstawił się, wyciągając rękę.
– Jessica Knight, przyjaciółka Wojowników, miło mi – odparłam, uśmiechając się. – Gdzie reszta, jeśli można wiedzieć? – spytałam, rozglądając się za Shunem, Marucho czy nawet tą cholerną Fabią.
– Marucho z Shunem nadzorują odbudowywanie i umacnianie bazy przy drugiej osłonie, a Jake wraz z Fabią nie tak dawno toczyli bitwę przeciwko Renowi i Jessemu, więc teraz odpoczywają – odparł Dan.
  Szybko wszyscy się pozapoznawali, po czym kapitan zaprowadził nas do sali obrad. Oczywiście była przestronna, a przez okrągłe okna umieszczone nad sufitem wpadały promienie słońca, która obijały się od złotych drzewek stojących w kącie. Od tej ilości światła zrobiło mi się jeszcze gorzej, ale twardo dotarłam do krzesła.
– Wiem, że niektórzy z was się śpieszą, więc się streszczę. Podczas bitwy mojego oddziału z Airzelem czyli dowódca gundaliańskich wojsk i użytkownikiem Ventusa – Tutaj nad stołem pojawiła się hologramowa podobizna Gundaliana o jasnozielonych włosach i grzywce przykrywającej mu jedno oko. O, tego spotkałam w ich pałacu. – zauważyłem, że Heather z nim rozmawia, po czym chyba na jego rozkaz nas rozgromiła. – Sposępniał. – Potem stoczyła też bitwę z Jakiem, a następnie zniknęła wraz z Airzelem. Istnieje nikła szansa, że Kazarina mogła ją jakimś cudem zahipnotyzować, ale... – Urwał i spojrzał na nas.
   Shiena, której bez protestów oddałyśmy pałeczkę, skinęła głową.
– Heather od samego początku kłamała. Wykorzystała naszego kolegę, by potwierdził jej bujdy oraz sfabrykowała potrzebne dowody. Nawet jeśli ci cali Benn i Archie istnieją, to i tak nie zostali porwani. Wszystko to zostało wymyślone, by wkupić się w łaski Wojowników.
– Ale ona naprawdę mówiła przekonująco – odezwał się Dan, próbując jakoś ratować honor.
   Shiena podniosła rękę.
– Nic się nie martw, Dan. Heather jest przebiegła i doskonale wie, za co pociągnąć, by wszyscy chodzili, jak ona chce. Również dobrze gra, więc ciężko nie dać się jej zwieść.
– Tylko pytanie, czego chce? – zauważył Elright. – Dlaczego dołączyła do Gundalii?
– A co jeśli... – Jane zamilkła, po czym zmrużyła powieki. – po to, by zrobić to samo, co tutaj?
    Na Wilson spoczęło siedem par oczu.
– Ale dlaczego? – spytał Dan.
– Nie umiem tego wyjaśnić, jednak mam dziwne wrażenie, że z nią jest naprawdę nie tak. Skoro zadała sobie tyle trudu, tylko po to, by wciągnąć się w konflikt, który jej nie dotyczy. Może ją to bawi?
   Mimowolnie przed oczami przewinął mi się roześmiany Tytan. Poczułam zimny dreszcz na plecach. W ciemności czai się wiele rzeczy, a co skrywało się w tej Heather?
   Nagle drzwi się rozsunęły i naszym oczom ukazała się Fabia wraz z Jakiem. Osunęłam się po oparciu, czując, że mój ból głowy zaraz się pogorszy.



Podsumowanie i błędy jak wrócę!
EDIT:
Zmieniłam tytuł, pod tamten dałam na szybko, zanim poleciałam grabić śliwki XDD Cały rozdział o teamie Destrukcji, ale to w końcu protagonistki no znaczy się Jess XDD Ładnie też odhaczyłam 18 odcinek, więc jesteśmy o cały jeden w przód, jej! Oczekiwana konfrontacja Jess i Fabia się wydarzy, może coś tam u Gundalii i ukochanej wszystkich Heather, jeszcze się zobaczy.
Odmeldowuje się!

piątek, 19 lipca 2019

Okno - one shot #11


   Grzmiało w oddali, deszcz siekał ostro, sprawiając, że nawet jego płaszcz zaczął przemakać. Mimo to nie ruszył się z bezpiecznego miejsca. Nie chciał ryzykować, że go znów zobaczy, skoro już dziś przypadkiem na siebie wpadli, gdy próbował się chyłkiem wycofać ze stacji metra i wziąć taksówkę. Nie mogła niczego podejrzewać.
   Woda spływała mu z włosów, a palce stóp cierpły z zimna, kiedy został wynagrodzony za swoją cierpliwość. Pomiędzy gałęziami drzewa pojawiło się światło bijące z lampy w jej pokoju. Jak zawsze nie zasunęła zasłon, dzięki czemu miał świetny widok, jak powoli czesze swoje grube fioletowe włosy. Jej oba nadgarstki były nagie.
   Wsunął rękę do kieszeni i przesunął palcem po błękitnych koralikach bransoletki. Ciekawe, czy dziś też będzie przetrząsała całą toaletkę, myśląc, że ją gdzieś zostawiła? Tak samo jak szukała swojej gumki, kolczyka oraz białej apaszki. Wiedział, że z każdą kradzieżą wiązało się ryzyko złapania, ale nie mógł się powstrzymać. Wszystkie te rzeczy miały jej zapach. Przyjemny, kojący i sprawiający, że zasypiał bez koszmarów. Same zdjęcia już mu nie wystarczały. Musiał posiąść jakiś jej fragment.
   Nagle obróciła głowę w stronę okna. Poruszył się niespokojnie, choć nie było szans, by go dostrzegła z tej perspektywy. Zmarszczyła uroczo nos, potrząsnęła głową i złapała dół swojej koszulki. Przełknął ślinę. Dziś naprawdę został wynagrodzony.
   Gdyby mógł, wyciągnąłby aparat i uchwyciłby jak najwięcej ujęć jej kształtnej figury. Tak pozostały mu tylko oczy, którymi chłonął każdy milimetr, każdą wypukłość, każde wgłębienie. Och, jak chciałby móc dotknąć tej miękkiej skóry lub wsunąć dłonie w jej długie, pachnące wanilią włosy. Lecz wiedział, że nie miał na to szans. Nie była nim zainteresowana i zapewne nawet nie pamiętała jego imienia.
   Wstała, znikając z jego oczu. Po chwili światło zgasło. Zmarszczył brwi, bo dopiero teraz do niego dotarło, że coś było nie tak. Zazwyczaj w piątki po lekcjach śpiewu szła do restauracji zjeść sushi, potem wracała do domu, przebierała się i wychodziła ze swoimi przyjaciółkami. Jednak teraz wyglądało, jakby się położyła. A może poszła do łazienki?
   Po dwudziestu minutach uznał, że zasnęła, więc obrócił się na pięcie. Dziś już nie będzie mógł za nią chodzić, więc wróci do siebie i zażyje trochę snu. Nie mógł wywoływać pytań ani podejrzeń w pracy. Wszystko musiało być perfekcyjne, przynajmniej na powierzchni.
   Kiedy dochodził już do zakrętu, olśnienie uderzyło go jak grom z jasnego nieba. Nie zamknęła drzwi. Doskonale wiedział, że miała swój zwyczaj i zawsze oprócz zakluczenia zamka na dole, robiła to samo na górze, a dziś nie widział, by zasuwka się przekręcała. Serce mu szybko zabiło, a w gardle zaschło. Właśnie dostał niepowtarzalną okazję od losu, by wreszcie móc ujrzeć ją z bliska, by móc wdychać jej zapach.
   Szybko zawrócił i idąc pod murem, dotarł pod odpowiedni dom. Przeskoczył przez niski płotek i dopadł do drzwi. Dotknął zimnego metalu klamki, a przez jego ciało przebiegł dreszcz. Jeśli się pomylił, to koniec gry, ale wiedział, że nie było już powrotu. Te kilkanaście miesięcy obserwowania, kilkaset dni fantazjowania, kilka tysięcy godzin spędzonych na robieniu zdjęć, kilka milionów minut noszenia w sobie uczucia pustki. Nie zdzierżyłby już ani sekundy dłużej podobnych tortur. Jego umysł wołał o uwolnienie podobnie jak żądzą, którą zduszał od samego początku.
   Nacisnął i delikatnie popchnął. Drzwi ustąpiły i wpuściły go do zalanego mrokiem korytarza. Ostrożnie ustawił stopy, by nie wywołać żadnego dźwięku. W oddali słychać było tylko tykanie zegara oraz stukot kropel deszczu o szyby. Wyciągnął podręczną latarkę i szybko oświetlił sobie schody. Żadnych przeszkód. Wyłączył i zatopił się w ciemność.
   Stawał krok za krokiem, uważnie nasłuchując, jednak wszystko zdawało się potwierdzać jego domysły. Spała. Uśmiechnął się, czując, jak jego serce zaczyna szybciej bić. Wszedł na piętro i idąc niemal na palcach podszedł pod jej pokój.
   Przyłożył ucho do drzwi. Poczuł łaskotanie w brzuchu, gdy usłyszał spokojny równomierny oddech. Wszedł do środka.
   Oświetlało ją jedynie słabe światło ulicy, lecz on już czuł, jak miękną mu nogi. Spała na plecach z rozrzuconymi na boki rękami, a jej włosy rozsypały się wokół jej głowy, tworząc coś na kształt. Miała lekko otwarte usta i czarne długie rzęsy rzucające cienie na policzki.
   Była taka piękna, taka niewinna, taka urocza, że aż ledwo można było uwierzyć w jej istnienie.
   Wyciągnął drżącą dłoń i opuszką palca trącił nadgarstek. Kontakt z ciepłą skórą sprawił, że prawie ujrzał gwiazdy.
    Właśnie w tym momencie coś w jego wnętrzu się złamało. Uklęknął i sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, uważnie obserwując jej twarz. Gdy dotknął buteleczki, zawahał się, ale zaraz prychnął w duchu nad własną głupotą. Przecież ona też musiała tego chcieć, w końcu zostawiła dla niego otwarte drzwi. Wiedziała o nim i czekała, aż wykona ruch. Chciała z nim być w ich własnym małym świecie, gdzie tylko oni będą mieli wstęp.
   Słodkawy zapach rozniósł się po pokoju, na co jej powieka drgnęła. Pogładził ją po policzku. Otworzyła gwałtownie oczy, prezentując swoje przenikliwe błękitne tęczówki. Spojrzała na niego ze strachem, po czym zamrugała gwałtownie.
– Co ty tu robisz, Gus? – spytała, suną ręką ku ramie łóżka. – I co zamierzasz zrobić?
   Przygniótł ją do materaca za pomocą lewego przedramienia, przyszpilając jej nadgarstek kolanem. Wiedział, że trzymała paralizator zawsze w swoim pobliżu, ale nie pomyślał, by się go pozbyć wcześniej.
– Zaraz będzie po wszystkim – przemówił kojącym głosem.
– Spierdalaj, pojebie! – krzyknęła, próbując się uwolnić. – Puszczaj! – Kopnęła go mocno w okolice nerki, na co zakrztusił się powietrzem, ale zachował równowagę i niemal brutalnie przycisnął szmatką nasączoną chloroformem do jej ust.
   Walczyła przez chwilę, kopiąc na oślep i próbując sięgnąć paralizator, który na swoje nieszczęście chwile zrzuciła na podłogę. Jednak z każdą chwilą jej ruchy stawały się coraz wolniejsze i słabsze, aż zamknęła oczy i zapadła w kolejny mocny sen.
   Wsadził szmatkę do kieszeni i podniósł się, biorąc dziewczynę na ręce.
– Nie masz się o co martwić, Akane – powiedział miękkim głosem i odsunął kosmyki z jej czoła. – Wszystko będzie dobrze. Zabiorę cię stąd
  Do miejsca, gdzie będziemy tylko my.
   



Nie pytajcie, czemu mam taki wylew weny na yandere charaktery XDD Jakoś mnie wzięło po piosenkach Melanie Martinez, zresztą yandere!Gusa to ja już chciałam napisać hohoho na Halloween xDD W każdym razie wybaczcie, że nie rozdział, ale dalej jest w fazie pisania
Odmeldowuje się!
Ps. Nw czy gorszy czy lepszy od tego ze Spectrą, ale dla mnie Grav na pewno byłby innym typem yandere. I to tym gorszym, bo długo możesz sobie nie zdawać sprawy, kto się tak wpatruje w twoje okno...
Słodkich snów <3 p="">

wtorek, 16 lipca 2019

Obsesja - One shot #10


   Uśmiechnął się triumfalnie, widząc, jak z jej twarzy odpływa krew. Nie odezwała się, choć w orzechowych tęczówkach tliła się złość. Rozczulało go to w jakiś specyficzny sposób. Była jak ptaszek w klatce, który myśli, że uda mu się uciec między prętami, kiedy właściciel nie patrzy.
    Wszystkie kobiety dotychczas miał na skinięcie palca. Robiły, co tylko chciał, by zyskać jego aprobatę. Żałosne idiotki wdeptujące własną godność w ziemię.  Ona była inna. Posiadała swoją dumę i choć czasami przeradzała się ona w brawurę, przez którą mówiła mu okropne rzeczy lub próbowała uciec tak jak teraz, to jej wybaczał. W końcu żadna miłość nie jest idealna na początku, prawda?
   Chciał uczynić ją swoją królową, która wraz nim zasiądzie na tronie w złocistej koronie. Widzieć te tłumy padające przed nimi na kolana. Rozkoszować się wykrzywionymi w agonii twarzami przeciwników, po to by w akcie litości wydrzeć z nich życie. Każdego kto ośmielił się mu przeszkodzić lub choćby stanąć na drodze.
   Złapał ją za ramię i przycisnął do ściany, a drugą dłoń wsunął w miękkie sploty brązowych włosów.
   Nieważne ile razy spróbowała uciec, on zawsze ją łapał. Powoli stawało się to jednak nużące. Czemu ona nie rozumiała, że cierpienie innych było konieczne w osiągnięciu jego celu? Czemu bardziej skupiała się na jakiś cholernych bakuganach zamiast na nim?! Wykrzywił twarz w grymasie, ale zaraz się opanował.
   Nawinął na palec kosmyk, przysuwając się bliżej. Słyszał, jak jej serce zaczyna szybciej bić oraz jak wciąga powietrze. Bała się go. Skrzywił się ze złości. Dlaczego? Przecież robił to wszystko dla niej! Niszczył każdego, kto mógł im zaszkodzić lub zdusić drzemiącą w niej potęgę! Wciągnął powietrze nosem. Musiał zachować spokój, nie mógł jej bardziej straszyć.
     Zdjął maskę i pochylił się ku niej.
Naprawdę myślałaś, że przede mną uciekniesz, Jessie?
   Patrzył, jak wygina usta w wrednym uśmiechu. Robiła tak za każdym razem, gdy miała zamiar rzucić jakąś złośliwą uwagą. Ten wyraz twarzy niezwykle jej pasował i był nawet uroczy.
   Wtedy jego opanowanie pękło. Przycisnął jej nadgarstki do ściany i ignorując okrzyk bólu, wpił się chciwie w te miękkie wargi. Nie obchodziło go, że dziewczyna się szarpie, próbując uciec, że zaraz mogą się zlecieć strażnicy, że Hydron się dowie. On się nie liczył. I tak go zabije. Powoli i z rozmysłem będzie przelewał każdą kroplę jego pieprzonej królewskiej krwi, aż padnie królewicz zacznie błagać o śmierć.
   Zabije każdego, kto mu się postawi.
   Nagle poczuł ostry ból i po jego brodzie spłynęła strużka krwi. Odsunął się, dotykając wargi. Ugryzła go.
  Aż tak mnie nienawidzisz?
   Nogi jej drżały, lecz w oczach i tak płonął ogień. Nie chciała się poddać. Rzucała mu wyzwanie
Nie pozwolę ci odejść – szepnął, po czym przycisnął jej ramiona mocniej do ściany. Syknęła. – Jestem wszystkim, czego potrzebujesz.
– Ty potrzebujesz pieprzonej terapii – warknęła i szarpnęła się. – Złaź ze mnie!
– Nie powinnaś tak mówić – Ujął ją za nadgarstek i pociągnął ku wyjściu z zaułka. – Nie chciałbym odciąć ci języka, bo lubię twój głos, nawet jeśli wypowiada tyle oszczerstw.
   Poszła za nim bez oporu. Póki co musiał ją zmuszać groźbami do bycia posłuszną, ale co miał zrobić, skoro była taka zbuntowana? Nie chciał używać pięści i niszczyć jej pięknej jasnej skóry siniakami. Choć jeśli dalej będzie taka albo spróbuje przeciw niemu knuć...
   Białe drzwi się rozsunęły, a światło z korytarza oświetliło kawałek łóżka oraz regału wypełnionego książki. Poluźnił uścisk, co Jess natychmiast wykorzystała i wpadła do środka, unikając jego spojrzenia. Westchnął i ubrał znów maskę.
– Wojownicy przegrają – powiedział zimno.
   Zerknęła przez ramię i uniosła brew.
– Taki jesteś pewny? Jakoś nie zauważyłam.
– Wojownicy przegrają – powtórzył, ignorując jej słowa. – Została ich tylko czwórka.
– Wystarczy by uwolnili Barona oraz Ace’a z lochu.
– A w czym pomogą im trupy?
   Skamieniała, po czym powoli przełknęła ślinę.
– C-co? Zabiłeś ich?
   Zrobił krok w jej stronę. Cofnęła się i już miała złapać nocną lampkę, ale zdążył wykręcić  jej rękę. Sprzęt upadł na posadzkę. Rozbite kawałki żarówki potoczyły się po posadzce.
– Chcieli ci mnie odebrać – Otulił dłonią jej policzek. Uśmiechnął się. – A przecież powiedziałem ci, że zabiję każdego, kto spróbuje mi wejść w drogę, prawda?
   Zacisnęła wargi, aż zbielały, lecz w kącikach jej oczu już zaczęły zbierać się łzy. Poczuł ukłucie zazdrości. Za nim by nie płakała. Martwi, a tak ciągle mu wadzili.
– Może następnym razem powinienem torturować Dana na twoich oczach, hm? Ciekawe, ile ten szczeniak wytrzymałby dawek prądu? Piętnaście? Osiemnaście? A może będzie nowym workiem treningowym dla Heliosa?
– Przestań – wydusiła przez zęby. – Dan ci nic nie zrobił.
– Denerwuje mnie, ale masz rację – Pogładził jej policzek kciukiem. – To wcale nie musi się tak skończyć. Mogę dać ci tak wiele. Władzę, siłę, bogactwo i miłość. Twoi przyjaciele przestaną być wrogami Vestalian, bakugany zyskają wolność, jeśli tego chcesz.
– I to wszystko za nic? – prychnęła z kpiną.
– Musisz tylko mnie pokochać – szepnął. – Patrzeć tylko na mnie. Uśmiechać tylko dla mnie. Być moją. Resztą sam się zajmę, nie będziesz musiała się martwić o nic – Ujął jej twarz w dłonie. – W końcu cię kocham.
   Nawet jeśli ujrzał obrzydzenie w orzechowych tęczówkach, to je zignorował. Puścił ją i ruszył ku wyjściu. Miał dziś jeszcze wiele do zrobienia.
– To nie jest miłość – powiedziała cicho.
   Zaśmiał się oschle.
– Mylisz się, to jest prawdziwa miłość. Gdziekolwiek uciekniesz czy schowasz, znajdę cię. I zabiję, lecz nie ciebie oczywiście, lecz tych, którzy ci pomogli. Nikt będzie mi się sprzeciwiał.
  Pokręciła głową i wsunęła dłonie we włosy, ciągnąc je.
– Jesteś popierdolony. Naprawdę popierdolony.
  Obrócił się do niej przodem. Połowę jego twarzy skrywała ciemność, a drugą oświetlało białe światło.
– Nigdy nie pozwolę ci mnie opuścić, Jessie.

  


Taka miniaturka z yandere!Spectrą, by dać znać, że żyje XD Rozdział ruszę w środę, więc do czwartku powinien być XD Co do shociku, to nw czy wyszedł dobrze, bo nigdy nie pisałam tak skrzywionych psychicznie postaci...znaczy wait mam kilka psycholi, ale nie z tego podgatunku XD No pozostawiam waszej ocenie i idę spać...chyba
Odmeldowuje się!