W pomieszczeniu co
jakiś czas rozlegał się szelest kartek. Promienie południowego słońca wpadały
przez okna umieszczone nad sufitem, zdobiąc meble jasnymi plamkami. Ogień
trzeszczał delikatnie w kominku, rzucając na biały dywan pomarańczowe światło,
a wskazówki starego drewnianego zegara ze złotą tarczą tykały cicho. Nadawało
to całemu pokoju przytulnej i relaksującej aury.
Jednak Reiko nie
czuła się ani odrobinę spokojnie. Palce jej drżały, kiedy przewracała strony
opasłych ksiąg ustaw, a w gardle nieustanie miała gulę. Ponadto nienawidziła
pokoju, w którym teraz przebywała, choć wiedziała, że tutaj najrzadziej zagląda
służba. Uniosła kącik ust w grymasie. Niektóre rzeczy się nie zmieniały.
To był jej pokój w
letnim pałacu za czasów, gdy jeszcze żyła jako królowa. Oczywiście przez te
czterysta lat przez zamek przewinęło się kilkadziesiąt władców, tysiąc służb,
poddanych, ministrów i innych osób. Ciągle coś się zmieniało, wynosiło,
wnosiło, wyrzucało, przebudowywało. To było przecież normalne. Lecz z tym
pokojem tak nie było. Wiadomo, meble nie mogły mieć czterech setek na karku,
szyby były wymieniane, ale układ sprzętów pozostał niezmienny. Podobnie jak
zapach jakby fiołków pomieszany z czymś dziwnym. Nie umiała tego określić, bo
nie był to odór, a coś specyficznego. Niemal złowieszczego.
„Krwawa królowa!”
Wypuściła wolno
powietrze, zamykając oczy. Nieważne ile ksiąg przekopała, nie umiała znaleźć
odpowiedzi, dlaczego miała być krwawą królową. Owszem, w wybuchu broni
Zenohelda spłonęło wiele cennych rękopisów i kronik, tylko czy tam mogło być
coś o niej? W końcu narodziła się jako przeklęta, więc po śmierci nikt nie
traktował wspomnień o niej z honorem. Gdzie była odpowiedź? Potrzebowała
właściwie jakiś odpowiedzi? Przecież nie była potworem. Nie była potworem. Nie
była...
Dlaczego cię zabito?
Zagryzła wargę i
splotła razem palce. To była jedyna prawda, której nie mogła zaprzeczyć. Została
otruta. Wspomnienia tamtego dnia były dla tak wyraźne, jakby stało się to
zaledwie przed tygodniem. Dalej słyszała trzask rozbijanej filiżanki o
marmurową posadzkę, ciepło herbaty pod palcami, ten ognisty ból, który
stopniowo wypalał jej krtań, a potem jedynie dzwonienie w uszach i otaczające
ją cienie.
Ocknęła się ze wspomnień
i zauważyła, że nerwowo gładzi szyję. Westchnęła, odrywając dłoń. Normalnie
obdarzonych mocą nie zabijano w obawie przed zemstą Tytana. Zamykano ich z
dala, ale pozwalano żyć. Więc dlaczego ją zabito? Widziała swoją groteskową
wersję, lecz jeśli to naprawdę była ona, czemu tego nie pamiętała? Czemu
nigdzie nie było żadnych wzmianek? Kogo wtedy zabiła?
Zaraz... Otworzyła
szeroko oczy. Jak i kiedy dostała się do Starożytnych? Pamiętała sam moment
zawarcia kontraktu i trafienia na Vestalię, gdy Jessie się urodziła. Ale co
było wcześniej? Gdzie przebywała? Co robiła? Jakim cudem odnalazła
Starożytnych?
W pokoju było
ciepło, mimo to Reiko poczęła dygotać. Jej pamięć była bardziej poszatkowana,
niż do tej pory zdawała sobie sprawę. Jeśli tak, to naprawdę mogła....
Pukania do drzwi
sprawiło, że poderwała się gwałtownie. Fotel upadł na podłogę.
– Proszę wejść – powiedziała, starając się, by głos jej za
bardzo nie drżał.
Do środka wkroczył
Falk, postukując swoją laską o podłogę. Złożył jej uprzejmy ukłon, na co
pochyliła głowę, oddychając w duchu z ulgą. Rodzina de Vamkil była jedną z
nielicznych, której mogła ufać.
– Prosiła mnie pani o przybycie – powiedział mężczyzna,
wyrywając ją z odrętwienia.
– Ach tak! – Reiko odsunęła drugie krzesło. – Proszę, niech
pan siada.
– Nie ma potrzeby – Falk machnął ręką. – Chyba, że sprawa
wymaga dłuższych wyjaśnień.
Reiko przez chwilę
wpatrywała się w stolik, po czym pokręciła głową i podeszła do szlachcica.
Kiedyś był od niej wyższy, ale starość sprawiła, że zaczął się garbić i teraz
nad nim górowała. Schyliła się lekko, rzucając okiem na drzwi, by upewnić się,
że są zamknięte.
– Potrzebuję pilnie wszelkich kronik czy pamiętników, które
mogą posiadać szlachcice. Najlepiej takie, gdzie będzie zawarty okres mojego
panowania oraz mojego następcy.
Falk ściągnął brwi.
– Czy ta sprawa jest bardzo pilna?
Skinęła głową.
– Mam nadzieje, że moje domysły są błędne, ale muszę się
upewnić, bo inaczej – ściszyła głos. – znowu coś może się coś komu stać. Ale
proszę panie Vamkil o jak największą dyskrecją. Sobą się nie przejmuje, ale
wolę, by to nie wpłynęło na Kenjiego i Jessicę.
– Rozumiem, moja pani – Falk położył ciepłą dłoń na jej
ramieniu w uspokajającym geście. – Zrobię co w mojej mocy.
– Dziękuje – Pochyliła głowę.
– To wszystko?
– Tak.
Falk przesłał jej
jeszcze pokrzepiający uśmiech, po czym skłonił się i wymknął na korytarz. Stukot
jego laski zaczął odbijać się echem od ścian.
Reiko oparła się o
ścianę, czując się zupełnie wyzuta z energii. Miała nadzieję, że Falkowi się
uda, a ona znajdzie odpowiedzi. Spojrzała na północe okno, z którego miała
widok na dwie Zielone Dzielnice. Oby się udało, bo nie chciała sięgać po
drastyczniejsze środki.
****
Pot gęsto spływał
po karku Heather, kiedy dziewczyna próbowała złapać oddech.Kolejny dzień
treningu, a jej organizm ciągle nie potrafił nadążyć. Nie dziwiło jej to
specjalnie, w końcu w liceum nikt ich nie szkolił pod bycie żołnierzem. Co nie
zmieniało faktu, że była zirytowana. Nie chciała zmarnować tu za wiele czasu.
– Jeszcze minuta i wracamy do ćwiczeń ciosów po prostej! –
ogłosił jeden z trenerów.
Wyprostowała się,
odsuwając mokre kosmyki włosów z czoła. Powiodła wzrokiem po reszcie
ćwiczących, którzy też dyszeli, ale byli zdecydowanie mniej umęczeni niż ona,
aż zatrzymała go na Zenet, która stała koło drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem,
czując lekkie pieczenie wargi.
Gundalianka była
ciekawa. Posiadała maskę jak każdy, z czym jej była już pełna rys i w każdej
chwili mogła pęknąć. Mimo to desperacko się jej trzymała niczym jedynej
gwarancji życia. Toczyła nierówną walkę z własnymi lękami, co Heather obserwowała
z przyjemnością. A z jeszcze większą ekstazą kruszyła jej fałszywą fasadę
pewnej siebie dziewczyny. Ile uderzeń potrzeba, by ją złamać? Jak się wtedy
zachowa?
– Na pozycję! – powietrze przeciął krzyk trenera. Heather
mrugnęła i zwróciła głowę do swojego partnera do ćwiczeń. Cmoknęła z
niezadowoleniem, widząc sporo wyższego i szerszego Gundalianina o postrzępionej
różowej grzywce opadającej na oczy.
Mimo to przyjęła
pozycję wstępną, czując, jak mięśnie ją palą w proteście na taki wysiłek. Z
jednej strony czuła, że oddala się od swojego celu, ale z drugiej czuła
ekscytację, bo kto mógł wiedzieć, jak to wszystko się potoczy? Tego właśnie od dawna
łaknęła. Braku możliwości przewidzenia zakończenia i rezultatów.
Kątem oka spostrzegła
rękawicę i spróbowała sparować uderzenie, jednak przeciwnik był zbyt dużych
gabarytów. Poczuła pieczenie, gdy szorstka powierzchnia rękawicy przejechała po
jej skórze.
– Taka drobna osoba jak ty nie powinna zająć się raczej
pracą w stołówce czy przy uzbrojeniu? – odezwał się Gundalianin głębokim
basowym głosem.
Spojrzała na niego
spode łba, gdy nagle rozbrzmiały dzwony z wschodniej wieży.
– Zatrzymać się! – krzyknął Airzel, po czym zwrócił się do
pozostałych trenerów i szybko wymienił z nim z trzy zdania. – Koniec treningu
na dziś. Rozejść się!
Heather przyjęła
komunikat z ulgą, ale zmarszczyła brwi. Te dzwony to musiał być jakiś sygnał.
Airzel obrócił się na pięcie i ruszył ku bocznym drzwiom. Na jego twarzy nie
było żadnych emocji, lecz wyglądał na delikatnie spiętego.
– Myślałam, że zdążę zobaczyć, jak obrywasz w swoją śliczną
buźkę – przywitała ją Zenet swoim złośliwym głosem, gdy Heather wydostała się
ze strumienia spoconych ciał zmierzających do stołówki.
– Ciebie też miło znów zobaczyć – uśmiechnęła się jadowicie.
– Może byś zobaczyła, gdyby nie te dzwony. To jakiś sygnał?
Nie doczekała się
odpowiedzi, bo Zenet zwyczajnie ją zignorowała i ruszyła w stronę pokoju
Heather. Ziemianka westchnęła.
– Jestem zaskoczona, że jeszcze nie zwiałaś – odezwała się. –
Czy może czekasz, aż straże będą mniej czujne?
– Zamknij się.
Zachichotała.
– O ile ten Ren zdaje się mieć jakieś głębsze cele w tym, to
ty mi tu nie pasujesz. Skoro wszyscy są tacy straszni, to po co się pchałaś?
Nie lepiej było zostać w domu, niż zgrywać odważną pannę na wojnie?
Gundalianka
zacisnęła pięści i delikatnie przyśpieszyła, ale się nie odezwała. Heather
uniosła brew, po czym zerknęła przez jedno z nielicznych okien. Niespecjalnie
ją to interesowało, ale czy Gundalia miała słońce? Bo jak do tej pory główną
oznaką dnia było jasne limonkowe niebo, które w nocy zmieniało się w czystą
czerń.
Kiedy doszła do
pokoju, minęła Zenet i weszła do środka. W brzuchu ją ssało, ale bardziej
potrzebowała teraz prysznica. Wręcz kleiła się od potu.
– Chcę żyć, co w tym dziwnego – dobiegł ją ledwo słyszalny
szept Zenet. Zerknęła przez ramię. Dziewczyna popatrzyła jej prosto w oczy. Nie
było w nich strachu, groźby czy irytacji. Jedynie zmęczenie. – Masz. Krwawisz.
Heather zdołała
złapać gazę wraz z bandażem, po czym drzwi zamknęły się z hukiem.
****
Od manifestacji Świętej Kuli minęło już pół
godziny, mimo to włosy na ciele Fabii ciągle stawały na samą myśl o tym.
Wieczna energia była jak fala, otaczała, wpychała w głąb siebie i wdzierała się
w każdy zakątek. Przyduszała, wpompowując swoje ciepło i moc prosto w żyły.
– Dobrze się czujesz, Fabia?
Poderwała głowę i
uśmiechnęła się przepraszająco w stronę Dana.
– Tak, ciągle jestem tylko lekko oszołomiona – przyznała, o
czym spostrzegła szklankę z wodą przed sobą. Z przyjemnością ujęła zimne szkło.
– Nie sądziłem, że Kula potrafi tak ingerować w bitwy –
wtrącił Jake.
– Ale jej złość jest przerażająca – powiedział Marucho. –
Gdybyście tam stali i widzieli, jak ta moc na was pędzi – Wzdrygnął się. –
Myślałem, że będzie po nas.
– Skoro Święta Kula jest tak potężna i posiada coś na
kształt świadomości, to czemu Barodius chcą ją zdobyć? – spytała Shiena. –
Przecież nie będzie go słuchała.
– Wierzy, że ją opanuje – wyjaśnił Elright. – Barodius jest
niezwykle dumny i przekonany o swojej własnej potędze.
– To wygląda, jakby łatwiej byłoby go do niej dopuścić i
pozwolić, by go zniszczyła – stwierdziła Akane.
– Niestety to nie jest takie proste – westchnęła Fabia. – Nikt
nie może przewidzieć działań Świętej Kuli, a i samego Barodiusa nie należy
lekceważyć. Nie możemy niczego ryzykować.
Wojownicy pokiwali
głowami. Fabia ściągnęła brwi. Nurzak zdawał się mieć rozległą wiedzę na temat
Kuli i respektował ją. Ponadto słyszała, jak mówił do Rena coś o ich byłym
władcy. Wszyscy ze Zgromadzenia Dwunastu byli bezwzględnie posłuszni
Barodiusowi, jednak Nurzak nie do końca dawał takie wrażenie.
– W każdym razie powinniśmy teraz odpocząć – głos Shuna
docierał do niej jak z oddali. – Trzeba regenerować siły, póki nie ma wroga.
Wszyscy przytaknęli
i powoli zaczęli się podnosić, a tematy rozmów schodzić na mniej poważne, a bardziej
luźne. Myśli księżniczki Neathii też powoli zaczęły kierować się ku bardziej
przyziemnym sprawom, kiedy usłyszała pytanie Jessicy do Elrighta.
– Jeśli jest to możliwe, to mogłabym zobaczyć świątynie,
gdzie znajduje się ta Kula?
Tak, ja też się nie spodziewałam własnego powrotu XDDD Nie wiem, ile mnie nie było, ale chyba gdzieś z dobre 3 miesiące ^^'' Cóż szkoła, prawko i trochę się podziało w moim życiu, nie ma co kłamać. Nie będę oszukiwać, że teraz będę wstawiała regularnie, bo to niemożliwe, ale postaram się. W końcu chcą skończyć tą część, choć wlecze mi się w cholerę. Ten rozdział bardziej pisałam, by się znów trochę wczuć w akcję, dlatego za dużo akcji to tu nie ma XD Ale w następnym powinno być. Zastanawia mnie, czy ktoś tu się jeszcze ostał ^^''
Odmeldowuje się!