Heather nie umiała
powstrzymać lekkiego grymasu, kiedy
mocno sznurowała długie buty z grubej skóry. Wieczorne walki pochłonęły
dużo jej siły oraz sprawiły wiele nowych zadrapań na skórze, ale w końcu się to
opłaciło. Airzel uznał, że może polecieć na Neathię przy następnej misji.
Pewnie bardziej widział ją tam w charakterze mięsa armatniego, by nie stracić zdolnych żołnierzy, lecz było
to bez znaczenia. Ważne, że leci.
Przejechała
językiem po górnej wardze, czując, jak elektryzujące ciepło podniecenie rozlewa
się od dołu jej żołądka. Miała gdzieś jakiekolwiek powody tej wojny oraz kto
miał rację. Jednak im bardziej myślała o ujrzeniu zmartwiałych w rozpaczy
twarzach Fabii i Sereny, tym bardziej chciała do tego doprowadzić. Czy było to
już szaleństwo czy też nie, nie obchodziło ją to w najmniejszym stopniu. Tak
samo jak Crueltiona, który pomimo wczorajszych wyczerpujących walk, teraz
niecierpliwie wiercił się na jej ramieniu. Też pragnął już wbić kły w karki
tych wszystkich bakugany i owinąć się wokół nich, aż usłyszy gruchot ich kości.
– Coś mi tu nie pasuje – szepnął nagle bakugan.
Zerknęła na niego
znacząco, by kontynuował. Co prawda stali kawałek dalej od pozostałych
żołnierzy, którzy powoli już formowali się w szyki, jednak Heather nie była
głupia i wiedziała, że tutaj wszystko miało uszy. Uroki życia pod władzą
tyrana, doprawdy.
– Ten Ren, który leci z nami, posiada bakugana Darkusa. I on
ma taką intensywną aurę. A teraz w ogóle jej nie czuć – opowiedział krótko
Crueltion. – A ich mijaliśmy.
Heather zmarszczyła
lekko brew. Faktycznie wbiegając na statek jednego z dowódców – Gilla, mignął
jej w kąciku oczu, ale czy było się czym przejmować? Jednak po chwili jej myśli
powędrowały do Zenet i faktu, że wyjątkowo nie dyszała nad nią.
„Więc ja mam swojego
rodzaju ochronę.”
„Chcę żyć, co w tym
dziwnego”
Co jeśli ta
Gundalianka przebrała się za Rena i naprawdę tu wślizgnęła? Nie, to bez sensu,
tak tylko bardziej wkurzyłaby tych ze Zgromadzenia, a przecież tak desperacko
chciała zachować życie. Ale znów to zmęczenie w oczach. Poczuła, jak kąciki
warg lekko się unoszą. Co to była za cholerna idiotka.
Nagle na jednej ze
ścian wyświetliło się surowe oblicze Gilla, który zimnymi żółtymi oczami obiegł
wszystkich dookoła.
– Pamiętajcie, że waszym zadaniem jest odciąganie
neathiańskich wojsk i Wojowników jak najdalej od drugiej osłony, ja zajmę się
generatorem – rzekł.
– Oczywiście mistrzu – odkrzyknęli zgodnym chórem żołnierze,
uderzając włóczniami o podłogę. Hologram znikł.
Heather uniosła
wzrok. W niewielkim oknie ujrzała błękitne kryształowe bloki i kawałek jakby
tęczowej bańki. Zbliżali się do osłony.
****
Ręce Zenet drżały
jak szalone, mimo że próbowała z całych sił się uspokoić. Przecież wiedziała,
na co się pisze, w chwili gdy zmieniła się w Rena. Więc dlaczego teraz czuła,
jakby miała zemdleć?
Wdech i wydech.
Dzięki temu pokaże cesarzowi, że ciągle była warta zostania w pałacu i
przestanie mieć koszmary. Ona i Contestir dobrze sprawdzali się w walce,
musiała się tylko uspokoić i wszystko pójdzie jak po maśle!
– Ren, dziwnie się zachowujesz – chłodny i ostry Gilla
sprawił, że w żołądku zacisnął jej się supeł.
– Ach, ze mną wszystko dobrze mistrzu! – odpowiedziała z
lekkim piskiem, po czym odkaszlnęła, w myślach klnąc na samą siebie.
Gill nie wyglądał
na przekonanego i zaczął świdrować ją wzrokiem. Zaciskając prawą dłoń w pięść,
aż wpiła sobie paznokcie w skórę, przetrzymała to. Przeniósł spojrzenie przed
siebie, więc dyskretnie odetchnęła. Zaraz po Barodiusie Gill z Kazariną
walczyli o stołek drugiego najbardziej
przerażającego członka Zgromadzenia Dwunastu. Wojownik Pyrusa był niezwykle
brutalny, ale jednocześnie podstępny i wystarczyło jedno spojrzenie, by poczuć
się niczym zwykły paproch. Naprawdę ostatnie, o czym marzyła, to go teraz
rozsierdzić.
– Musimy pozbyć się drugiej osłony – odezwał się znów Gill,
opierając głowę o rękę. – Ja zajmę się
generatorem, a moje oddziały i Kazariny będą odciągały jak najbardziej
neathiańskie wojska i Wojowników. Ale ty Ren masz dopilnować, by nikt mi nie
przeszkodził, zrozumiano?
– Oczywiście! – wykrzyknęła, wyrzucając ręce do góry. –
Yyy... Znaczy, wszystko jasne, mistrzu – poprawiła się rozpaczliwie,
dostrzegając pogłębiającą zmarszczkę między brwiami Gilla.
Serce załomotało
jej w piersi. Cholera! Cholera! Tylko nie teraz, byli już prawie koło osłony!
Nagle coś pojawiło
się tuż przed jej twarzą. Bakugan Gilla.
– Krakix, co ty...Auu! – jęknęła, kiedy ten bezceremonialnie
uderzył ją swoim ciężarem w środek czoła. No co za bezczelna kulka! Zaraz...
Miała wrażenie, że
cała krew odpłynęła jej z twarzy, kiedy zamiast w ręce Rena wpatrywała się znów
w swoje. Krakix cofnął przemianę...
– Co to ma znaczyć? – syknął Gill, zrywając się z fotela. –
Co ty tu robisz, Zenet?! – Jego oczy zwęziły się do małych szparek.
Gundalianka co
prawda w chwili obecnej to była już na ostatniej prostej do zawału i nawet
zdawało jej się, że dostrzega gdzieś błyski światełka, ale nie mając dużych
aspiracji na skończenie jak Jesse czy Lena, desperacko rzuciła się do jedynej
deski ratunku – mielenia językiem.
– Bo mistrzuuu – zawyła słodkim głosem. – Ren wiecznie
dostaje same najważniejsze zadania i walczy, a ja również chciałabym się
wykazać! Przecież w pałacu można się zanudzić! Proooszę, daj mi się wykazać! –
Złożyła razem dłonie w błagalnym geście. – Obiecuję, że tego nie pożałujesz.
Przez chwilę
panowało milczenie, przez co czuła, jak narasta w niej panika. W końcu Gill
wolno wypuścił powietrze.
– Dam ci szansę, Zenet – odparł i zmrużył powieki. – Lepiej
mnie nie zawiedź.
– Nie mam takiego zamiaru – wydusiła.
Statkiem lekko
szarpnęło, gdy zatrzymał się w pobliżu gęstych koron drzew. Gill ruszył do
otwierającej się kładki.
– Idziemy.
Zenet przełknęła
głośno ślinę i pobiegła za nim.
****
– To statki Gilla i Kazariny – poinformował nas Elright,
którego złapaliśmy w drodze do pokoju obrad. – Pojawili się w pobliżu drugiej
osłony.
Oblizałam wargi.
Gill to był ten, który umiał wytwarzać te mini pioruny. Od razu mogłam
sprawdzić czy moja moc może coś na nie poradzić.
– Co robimy? – spytała Fabia.
– Shun już poleciał, by wspomóc nasze straże – powiedział
Marucho.
– Pomogę mu! Lecimy, Drago! – po tych słowach Dan pobiegł do
wylotu korytarza, nawet nie oglądając się dwa razy.
– Myślę, że też powinniśmy iść – zwrócił się Marukura do
mnie i Fabii. – Widzieliśmy wraz z kapitanem, że Kazarina i Gill skierowali
swoje siły też na dwie strony osłony.
– Pewnie planują atak na nią, by ją osłabić – uznała Fabia.
– To jak się dzielimy? – spytała Jane, która doszła wraz z
resztą dziewczyn i Jakiem.
– Większy oddział
ruszył na zachód, więc może niech tam polecą Jake, Fabia, Akane i Shiena? –
zaproponował Marucho. – Ja, Jane i Jessie zajmiemy się wschodnią częścią.
Kapitan Elright
wyglądał, jakby chciał już zaprotestować, ale podniosłam rękę.
– Może uda mi się sprawdzić, czy mogę jakoś unieszkodliwić
te umiejętności Gundalian – powiedziałam szybko. – Proszę – dodałam z lekki
naciskiem.
Przez chwilę
Neathianin się wahał, lecz zaraz skinął głową. Uśmiechnęłam się, wszyscy wymienili
się wzrokiem i odbiegliśmy w przeciwne kierunki.
Tak oto skończyłam,
tuląc się do szyi Fludima, kiedy zmierzaliśmy w kierunku osłony. Pomimo
słonecznego nieba, wiał zimny wiatr, który teraz smagał nas po twarzach. Gdy
dostrzegłam tęczowy błysk bariery, zaczęłam wypatrywać jakiś kształtów przed
nią, ale póki co było pusto. Jedynie niewielki oddział neathiańskich żołnierzy
stał w bojowych pozycjach, wpatrując się w dżungle.
Kiedy bakugany się
zatrzymały, zeskoczyliśmy na kryształowe bloki. Wokół krzyczały ptaki, jednak
nie było słychać żadnych kroków.
– Może poszli jeszcze dalej? – spytała niepewnie Jane.
– Kapitan mówił, że właśnie tutaj wkroczyli do dżungli –
odparł Marucho. – Bądźcie czujni.
– Ale nie spinajmy się aż tak. Luzik to podstawa – Akwimos
rzucił swój zwyczajowy tekst i trącił łokciami Ulvidę i Fludima. – Co nie?
Mój bakugan skinął
nieco niepewnie głową, ale Ulvida spojrzała tak, że biedny Aqous delikatnie się
stropił. Oj stanowczo niektóre bakugany pasowały idealnie do swoich wojowników.
– Zastanawiam się, czy trafimy na Heather – powiedziałam na
głos myśl, która chodziła mi po głowie, od kiedy wyruszyliśmy z pałacu.
Teoretycznie mogła
teraz też spoczywać w jakimś lochu na tej Gundalii i dobrze by jej tak było,
ale było to mało prawdopodobne. Skoro umiała dobrze uformować swoją osobowość,
by się komuś przypodobać, to raczej przetrwała. Wiecie, insekty tak łatwo nie
giną – pozdrowienia serdeczne dla Tytana, zgnij w końcu – więc była duża szansa
na spotkanie z nią.
– Dobrze by było, od razu zniknąłby nasz główny problem –
mruknęła Jane.
Zerknęłam na nią.
Cholera, potem będę musiała powiedzieć dziewczynom, że nawet pomimo dorwania
Heather, wolałam tu pozostać. Oczywiście one nie muszą i nawet nie powinny, ja
już w końcu byłam ekspertem w porządkowaniu swoje życia po kulminacji
kretyńskich zdarzeń.
Nagle ziemią lekko
zatrzęsło i tuż przed osłoną rozprysnęła się gleba. Bakugan Subterry o
wyglądzie ryjówki o wyjątkowo długich pazurach wyskoczył z dziury, zapiszczał
głośno, po czym całym ciężarem ciała naparł na barierę. Zaczęły po nim skakać
kolorowe iskry, co skwitował jedynie głośniejszym piskiem, co na dłuższą metę
mogłoby kogoś ogłuszyć.
– Akwimos, Błękit Żywiołu - Marucho wyciągnął kartę.
– Już się robi – bakugan wyszczerzył zęby, po czym całe jego
ciało objął błękit. Machnął dłońmi.
Gęsta mgła pomknęła
w stronę wrogiego bakugana i ruszyła ku niebu. Pisk urwał się jak nożem uciął,
gdy jego właściciel został zamrożony w lodowej kolumnie.
Jednak z mgły
zaczęły wychodzić kolejne bakugany, a pomiędzy nimi szli gundaliańscy
żołnierze. Łącznie jakieś dziesięć bakuganów i spora garstka raczej mało
przyjaźnie nastawionych wojowników. Rozkosznie, niemal jak za starych dobrych
czasów u Zenka.
– Ściana Fali plus Błękitne Cięcie – Jane użyła dwóch kart.
Ulvida wystrzeliła
w przód, odchylając w tył dłoń z kosą, aż wzięła porządny zamach i cięciem
odrzuciła w tył dwa bakugany Darkusa, po czym zablokowała szarże dwóch innych
na osłonę. Jane zerknęła na mnie porozumiewawczo.
– Fludim, Włócznia Mroku.
Fludi natarł na
zablokowaną dwójkę, nim zdążyła rozbić ścianę Ulvidy i zwarł się z nimi w
uścisku. W górę buchnęła chmura pyłu i piasku. Wokół były widoczne jedynie
błyski supermocy i iskry włóczni obu nacji, bo oprócz bakuganów, ci również
toczyli bitwy.
Po około kwadransie
bitwa toczyła się już kawałek od osłony, jednak agresorzy wcale nie chcieli się
dalej cofać. Pozostała szóstka bakuganów stawała cię coraz bardziej zacięta i
używała komplikacji ataków, mimo wyraźnego zmęczenia. Podobnie jak żołnierze,
którzy też wywijali swoimi włóczniami w każdą stronę. Ciskanie w nimi kulami
było utrudnione przez piach, który co chwila się podnosił i szczypał w oczy, a
wolałam też unikać trafienia naszych.
Jeden wyjątkowo
wysoki Gundalianin zamachnął się na mnie dość gwałtownie, więc zamiast
odskoczyć szybko przywołałam małą tarczę. Siła zderzenie wbiła moje buty
mocniej w ziemię. Zacisnęłam zęby. Po ostrzu zaczęły skakać iskry prądu. Och
jak milutko, oni naprawdę nas kochają.
Nie żeby coś, ale
przydałoby się jakoś przyśpieszyć zakończenie tego starcia.
– Zestaw bojowy, Gigarth start! – usłyszałam okrzyk Marucho,
po czym obok błysnęło na niebiesko.
O! To było to! Co
prawda za pierwszym razem to ten zestaw trochę za bardzo pierdolnął, ale Fludim
spróbował jeszcze kilka razy w laboratorium Spectry i było git. Pchnęłam tarczą
w przód, by zachwiać równowagę Gundalianina, po czym posłałam w niego kulę.
Wpadł w swojego kolegę i razem potoczyli się po ziemi.
– Fludim, wdziewaj zestawik! – krzyknęłam, wyciągając to
ustrojstwo z kieszeni. – Pamiętaj, patrz w celowniki!
Nie dosłyszałam
jego obelgi w pod moim adresem, bo tuż nad moją głową rozległ się głośny,
zadowolony syk i okrył mnie ogromny cień. Obróciłam się i ujrzałam ogromnego
węża Domeny Darkus, który wygłodniałym wzrokiem lustrował pobliskiego bakugana
Haosu.
Crueltion. Bakugan
Heather. Szybko spojrzałam po jego bokach, ale dziewczyny nie było. Obejrzałam
się przez ramię i pomiędzy ramionami walczących dostrzegłam te zielone kołtuny.
Długo nie myśląc, pobiegłam za nią, jakoś unikając dekapitacji głowy czy
spalenia się na węgiel przez atak jednego Pyrusa. Gdy ujrzałam, że ta cholera
miała włócznię, to przed oczami mi pociemniało. Tego tylko brakowało, by dać
psychopatce ostre narze...Zaraz, sekunda, stop, czemu ona brała zamach prosto
na Marucho?!
– Marucho za tobą! – wrzasnęłam i czym prędzej za pomocą
mocy zablokowałam ostrze, przenosząc przed głowę blondyna kryształowy odłamek
leżący w pobliżu.
Marukura od razu
odskoczył i spojrzał zaskoczony na Heather, po czym zmarszczył brwi. Dziewczyna
westchnęła i odrzuciła włosy do tyłu, obracając włócznię kilka razy w dłoni.
– Dawno się nie widzieliśmy – przywitała się, wyginając usta
w uśmiechu. – Miałam nadzieję, że przetestuję, czy wielcy Wojownicy coś umieją
poza rzucaniem kartami, ale no cóż – Rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami.
Krew we mnie
zawrzała, a nad dłonią zaczęła formować fioletowa kula. Jak już się wystawiła,
to nie będę marnowała czasu. Heather spojrzała na mnie z błyskiem w oku i
wysunęła z rękawa kartę.
– Crueltion, Zdradliwe Opary – szepnęła.
Całe pole ogarnął
ciemny, gęsty dym jeszcze bardziej zakłócający widoczność. Odgłosy walki nie
ustawały, ale były coraz bardziej odleglejsze. Zaklęłam pod nosem, formując
drugą kulę i rozglądając się wkoło. Same niewyraźne kształty, nawet nie dało
się powiedzieć czy to Neathianie czy Gundalianie.
– Jane! Marucho! – krzyknęłam, idąc w kierunku, gdzie
wcześniej ich widziałam.
Odpowiedziała mi
cisza. Przyśpieszyłam kroku, gdy nagle w dymie zaczęły pojawiać się promyczki
światła, aż cały się rozrzedził, a ja uświadomiłam sobie, że jestem w szczerym
polu. Bitwa toczyła się dobre dwadzieścia metrów za mną. Brew mi zadrgała, a
kulki lekko zafalowały. Jeszcze mam przez nią biegać z buta?!
****
– Bakugan bitwa! – krzyknęła Zenet po
wyrzuceniu karty otwarcia.
Przegrała pierwszą
rundę z Shunem, ale jeszcze nie było nic straconego. Co prawda czuła ostry
wzrok Gilla, który palił ją w plecy, ale nie mogła dać pochłonąć się panice.
Wystarczy, że odciągnie Shuna na tyle długo, by mistrz spokojnie
Gdy Hawktor stanął
naprzeciwko nich, szybko przygotowała supermoc.
– Mega cios!
Poziom mocy Contestira: 1100
Poziom mocy Hawktora:
700
Uśmiechnęła się, słysząc jęk bólu
Ventusa i przywołała Spartablastera.
– Zestaw bojowy start!
Shun oczywiście musiał najbezczelniej w
świecie ją zmałpować. Zacisnęła mocniej szczęki i wskoczyła na ramię
Contestira, po czym wraz z nim wzbiła się w powietrze w ślad za Kazamim.
– Nie sądziłam, że tak szybko stchórzysz! – krzyknęła. – Ale
nie ze mną te numery! Karta otwarcia, Blask Gniewu!
Poziom mocy Hawktora:
900 – 200 = 700
Uśmiechnęła się,
widząc, jak oślepiony Hawktor zaczął się chwiać i spadać ku twardemu podłożu.
Wiedziała, że to będzie łatwe! Jeszcze kilka ciosów i będzie po wielkim
wojowniku Kazamim!
– Zenet, nie baw się, tylko bierz do roboty! – syknął głośno
Gill.
Z trudem
powstrzymała chęć przewrócenia oczami. Przecież wszystko szło gładko, czemu on
się tak czepiał?!
– Gwiazda Spartablastera ( Nie mam pojęcia, czy dobra
nazwa, tak usłyszałam) – użyła kolejnej super mocy.
Ventus zaczął robić
beczki i obroty, unikając salwy żółtych pocisków. Zenet zmrużyła oczy.
Wystarczy jeszcze jeden atak i będzie po nich.
Jednak Hawktor
zamiast na nich skręcił w stronę Krakixa.
– Co jest?! Wracaj tu! – warknęła i wskazała bakuganowi, że
mają ich gonić.
Nagle jasne niebo
nad nimi zalała ciemność. Zenet zamrugała kilka razy, rozglądając się dookoła.
No nie!
– Zgubiliśmy ich – mruknął jej bakugan.
– Wcale że nie! – krzyknęła i wychyliła się przez jego
ramię. – Tam są! Pod nami! Strzelaj!
– Robi się!
Z dział zestawu
bojowego wystrzeliły następne wiązki, lecz zamiast trafić w Hawktora i powalić
go na dobre, to ten rozpłynął się w powietrze. Wiązki uderzyły zamiast tego w
Krakixa. Zenet poczuła, jakby czas zwolnił, kiedy usłyszała wściekły wrzask
Gilla. Jednak prawdziwy dreszcz przebiegł ją, gdy rozległ się cichy komunikat
ze statku.
„Przerwano transfer,
dane utracono.”
Wybaczcie kijową końcówkę, ale do opisywania bitew to naprawdę muszę być w dobrym moodzie. Wbiła Heather, Zenet próbuje się ratować, Jess już ma dość, także zabawa pełną parą. Lecimy dopiero 20 odcinek i w dalszych jest istotna akcja, więc zlitujcie się Starożytni, bo będzie ciężko xD Wgl pozdro bo rozdział niemal tydzień po poprzednim, ale nie radzę się przyzwyczajać XD
Odmeldowuje się!