Świątynia była
zbudowana z niebieskich kryształowych bloków i zdawała się ciągnąć bez końca ku
górze. Tuż nad szerokim wejściem umieszczono gigantyczny marmurowy gargulec
przedstawiający łeb smoka, który według słów kapitana służył dla postrachu.
– Uważajcie, by się nie poślizgnąć – rzucił jeszcze przed
wejściem.
Zaraz po
przekroczeniu progu zrobiło mi się gorąco, choć zarówno wokół ścieżko jak i ze
sklepienia wystawały kryształy, tworząca fantazyjne figury. Niektóre z nich
błyszczały niczym gwiazdki w ciemnych kątach jaskini. Ścieżka była wąska i
serio śliska, ale póki co żadna z nas nie zrobiła orła, który mógłby się
skończyć na wybitych zębach.
– Niesamowite – westchnęła Ulvida, a jej głos odbił się
echem.
– Przypomina nieco jaskinie w naszej Vestroii – dodał Garra
z lekką tęsknotą.
Shiena pacnęła go
palcem na znak otuchy, po czym nagle znieruchomiała, spojrzała w dół i wydała
zduszony okrzyk. Wszystkie jak na komendę spuściłyśmy wzrok. Poczułam, jak
lekko kręci mi się w głowie. Stałyśmy na jeziorze, a pomimo to moje trampki nie
były mokre. Jedynie odchodziły od nich lekkie fale za każdym krokiem. Fizykiem
byłam tragiczny, to już chyba każdy wiedział, ale takie coś było chyba
niemożliwe i łamało wszelkie prawa.
– Matulo, zamieniłam się w Mojżesza – uznała Akane, robiąc
duże oczy i oglądając się z każdej strony.
– To był Jezus, Aki – poprawiła ją Jane, która już
zaakceptowała chodzenie po wodzie jako normalność.
– Każdy o czystym sercu może przejść przez to jezioro. To
jedno z zabezpieczeń Kuli – wyjaśnił Elright.
Haruka i Jane
pokiwały głowami, a ja się odwróciłam się do Aki, by wymienić pełne
niedowierzania spojrzenia. Zgoda, że Shiena i Jane to były kochane i dobre
kobietki, ale my? Jak nas Szatan zobaczy po śmierci, to się chyba załamie, więc
jakie ta Kula miała kategorie? Chyba, że to działało na zasadzie – nie chcesz
zrobić krzywdy Neathii ani ruszyć Kuli, to spoko nie utoniesz. Hmm, tak to
byłoby logiczne.
Jane pociągnęła
mnie za rękę, bo nawet nie spostrzegłam, kiedy ruszyliśmy dalej. Droga przez
jezioro była w miarę krótka, a gdy wkroczyłyśmy gęsiego do sanktuarium z kulą,
to pierwsze, co nas uderzyło była energia. Gorąca, niemal parząca, ale
jednocześnie przyjemna niczym miękki kocyk.
Tęczowe światło rozlewało się na całe pomieszczenie, odbijając od
kryształowych gór.
Sama Kula była
ogromnych rozmiarów, a w jej środku znajdowało się coś na kształt kwiatu, gdzie
każdy płatek był koloru jednej z domen. Znajdowała się na najwyższej błękitnej
kolumnie i prowadziły do niej białe kręte schody, ale żadna z nas nie kwapiła
się na taką wspinaczkę. Energia Kuli wibrowała w każdej cząstce sanktuarium i
to w zupełności wystarczało.
Siła Kuli była
wyczuwalna już z dołu, więc jakby sięgnąć, do tego co znajduje się w głębi...
Wzdrygnęłam się, zdając sobie w pełni sprawę, co tak ciągnęło Barodiusa do niej.
Jeśli zdołałby wyciągnąć, to co czaiło się w głębi tych gorących struktur...
– Myślisz, że zabranie
jej rozwiąże sprawę? – rozbrzmiał w mojej głowie damski głos. W pierwszej
sekundzie już myślałam, że to Reiko, ale potem zorientowałam się, że to był
ktoś inny. Zerknęłam na Kulę. Zdawało mi się, że błysnęła. Zmarszczyłam brwi,
ale nic więcej się nie wydarzyło. Głos już się nie odezwał.
– To zbieramy się? – spytała Jane, która kończyła obejście wokół
kolumny. – Nie wiem jak was, ale mnie zaczyna boleć głowa.
Rzeczywiście, moja
też lekko pulsowała. Ruszyłyśmy do wyjścia, a kapitan Elright za nami. Już
czułam na twarzy otrzeźwiający chłód bijący od jeziora, gdy coś ciepłego liznęło
mnie po nadgarstku.
– Myślisz?
Stanęłam gwałtownie
i zerknęłam przez ramię. Kula znów błysnęła. Ruszając ustami, spytałam „ o kogo
chodzi?”, jednak milczała.
– Jess, wszystko w porządku? – spytał Fludim.
– Taaa – mruknęłam i zaczęłam iść. Odwróciłam głowę ku
wyjściu z jaskini. – Można tak powiedzieć.
W sumie Kula nie
musiała mi odpowiadać, bo już wiedziałam, o kogo chodziło.
Heather.
****
Uliczne latarnie
powoli zaczynały się zapalać, rzucając pomarańczowe smugi na chodnik, kiedy
Vena szybkim krokiem zmierzała do restauracji. Włosy upięte w kucyka obijały
się jej o plecy, a torba zawieszona na ramieniu kiwała się rytmicznie w lewo i
prawo. Z ust kobiety co chwile wychodziły obłoki pary, które rozpływały się w
mroźnym powietrzu.
Co prawda Kenji
powiedział jej, żeby szła się bawić bez żadnych wyrzutów sumienia, bo on spokojnie
zajmie się restauracją. Mimo to Vena chciała jak najszybciej tam wrócić, zaraz
po tym jak rozstała się z kumpelami. Odrzuciła ofertę podwózki, bo wiedziała,
że jej przyjaciółki jeszcze długo kręciłyby się po Velarii, zanim odstawiłyby
ją pod dom. Nie bała się o restaurację, Kenji doskonale umiał nią zarządzać i
radzić sobie z trudnymi gośćmi. Ponadto mieli wspaniały zespół kucharzy,
menadżerów i kelnerów, a klienci zazwyczaj byli uprzejmi i dobrze wychowani.
Nie, Vena
zwyczajnie martwiła się o Kenjiego. Teoretycznie zachowywał się tak jak zawsze
czyli tryskał humorem, jednak łapała go na wpatrywaniu się dal z zatroskaną
miną. Absolutnie się temu nie dziwiła, przecież nie dalej jak miesiąc temu dowiedział
się, że jego siostra żyje! A teraz Jessie przebywała na planecie, gdzie toczyła
się wojna i oby wróciła cała i zdrowa.
Zatrzymała się
przed pasami i przycisnęła łokciem guzik sygnalizacji. Czekając na zmianę
światła, mimowolnie podniosła oczy i spojrzała ku wzniesieniu, gdzie pomiędzy
wieżowcami wystawała jasna wieża pałacu. W świetle dnia zdołałaby dostrzec
łopoczącą szmaragdową flagę. Kiedyś byłby na niej wyszyty herb Elevenorów...
Przeszłość Kenjiego
była czymś, o czym nie rozmawiali często. Minęła ponad dekada od historycznego
pożaru, jednak rany pozostawały ciągle świeże i wystarczył jeden nieuważny
ruch, by szwy się zerwały i popłynęła krew. Poznali się kiedy mieli po
siedemnaście lat, ale dopiero po dwóch latach Kenji zdecydował się otworzyć
przed nią.
– Vena, zielone – mruknęła sennie Sombra, która ułożyła się
wygodnie w zagięciu jej szyi.
Skinęła głową w
podziękowaniu i podciągnęła lekko szalik, by bardziej otulić bakugana ciepłym
materiałem. Po czym jej myśli znów wróciły do Kenjiego. Nigdy nie umiała zapomnieć
momentu, gdy zamiast wesołego i pełnego optymizmu mężczyzny ujrzała
zrozpaczonego chłopaka jednocześnie szarpanego przez furię. I ten strach w jego
oczach. Zatrzęsła się bynajmniej od chłodu.
Czasami śniły mu
się koszmary. Rzucał się wtedy po łóżku, zimny niczym trup i mamrotał
niezrozumiałe urywki zdań. Teraz od miesiąca był spokój i Vena liczyła, że tak
zostanie na zawsze. Chciała tylko, by Kenji był szczęśliwy. I by miał
rodzinę...
Widząc znajomy
napis, otrząsnęła się z wspomnień. Nie było się po co zadręczać przeszłością. Sięgnęła
do kieszeni kurtki i wyciągnęła klucz od wejścia do personelu. Przeszła
szerokim holem, witając się z dwiema menadżerkami sali dla Vip-ów. Im bliżej
znajdowała się kuchnia, tym intensywniej czuła zapach przypraw, a temperatura
rosła. Odwiesiła kurtkę w szatni znajdującej się po prawej, po czym weszła do
środka.
Oczekiwała się
ujrzeć Kenjiego przechadzającego się miedzy kucharzami i sprawdzającego, jak
sobie radzą lub samemu przyrządzające jakieś danie. Tak jednak nie było.
Kucharze uwijali się jak zawsze, aromat potraw mieszał się w powietrzu, tłuszcz
skwierczał, para buchała jej w twarz, ale atmosfera była nerwowa. Przełknęła
ślinę i wtedy spostrzegła Rei stojącą koło którędy kelnerzy wynosili
zamówienia. Lawirując, by nikomu nie przeszkodzić, dopadła Volan.
– Rei, co tu robisz? Gdzie Kenji? Coś się... – urwała, kiedy
dziewczyna uciszyła ją gestem i podbródkiem wskazała na drzwi ewakuacyjne z
kuchni, które były uchylone.
Vena ściągnęła brwi
i podeszła do nich, zerkając na tyle, na ile to było możliwe. W niewyraźnym
świetle ujrzała swojego narzeczonego i Ethana Grita.
****
Dzień Kenjiego
zaczął się spokojnie. Pojechał wraz z jednym menadżerów sal do sklepów, by uzupełnić
zapasy, po czym wyprawił Venę na imprezę z jej przyjaciółkami. Dziewczyna była
oporna, jednak on nie miał zamiaru pozwolić, by wiecznie siedziała z nim w
restauracji. Zasługiwała przecież na rozrywkę. Jeszcze kiedy całował ją na
pożegnanie, to rzuciła mu swoje zatroskane spojrzenie. Zignorował je jednak,
życzył dobrej zabawy i zamknął za nią drzwi.
Doskonale wiedział,
że Vena nie da się nabrać na jego pozornie wspaniały humor. Znała go zbyt
dobrze. Jednak to nie znaczyło, że powinna się nim zajmować niczym troskliwa
opiekunka pięciolatkiem. Westchnął, ściągając koszulę przez głowę i spojrzał w
lustro. Poprzeczna blizna, dawno już zagojona, biegła od mostka w kierunku
lewego biodra. Jedyna jego pamiątka z pożaru.
Czasami ciągle
odnosił wrażenie, że żył w świecie snu. Jego młodsza siostra powróciła po
niemal jedenastu latach. Ta, która miała moc i wymazała się z jego pamięci. Ta,
która przez kilka miesięcy wraz z Ruchem Oporu walczyła z Zenoheldem. Ta sama
mała siostra, która zawsze wołała go i Cassandrę na pomoc, gdy coś stłukła lub
zgubiła się w pałacowych korytarzach.
A teraz była na
obcej planecie. I nie wysłała mu żadnej wiadomości od rana, a dobiegała już
wieczór! Co jeśli, coś jej się stało? W końcu nie było z nią Spectry ani Gusa,
więc kto by go poinformował, gdyby była ranna? Albo porwana przez tych
Gundalian? Martwił się. Cholernie. Marzył, żeby nigdy tam nie poleciała i mogli
spędzić więcej czasu razem, próbując odbudować swoją relację. Ale zdawał sobie
sprawę, że to byłoby z jego strony egoistyczne. Jessie robiła to dla osób,
których kochała, które były przy niej, gdy on jeszcze żył w przekonaniu, że nie
miał młodszej siostry.
– Kenji, przestań – delikatnie upomniał go Blast. Spojrzał
na niego nieprzytomnie. – Znów to robisz – westchnął bakugan.
Chłopak zamrugał
intensywnie, próbując się ocknąć z transu. Zauważył w odbiciu, że znów wodził
palcem po kształcie blizny. Pokręcił głową i sięgnął po koszulę.
– Sorki – mruknął. – Myślałem, co z Jess.
– Napiszę. Zawsze pisze – odparł Blast stanowczo.
Miał rację. Jessie
zawsze potwierdzała, że „cudem nie zdechła”, choćby pisała to o trzeciej w
nocy. I zaczynała mu opisywać cały dzień, co się dowiedziała, jak bardzo nie
dogaduje się z Fabią.
Chciał wiedzieć o
niej jak najwięcej. Dziura dziesięciu lat nie była łatwa do załatania i choć
Jess opowiedziała mu sporą część swojego życia, to brakowało jeszcze wielu
elementów. W tym dwa palące pytania cisnęły mu się na język.
– Jak myślisz, czemu Jessie jest z Ferminem? – palnął,
zapinając guziki koszuli oprócz ostatniego na górze.
Blast spojrzał na
niego jak na wariata. Cóż, to nie był ich zwyczajowy temat rozmów. Zwłaszcza,
że Kenji zaklinał się, że nie będzie się wtrącał do związku siostry. Lecz nie
umiał całkowicie wyciszyć tej braterskiej podejrzliwości wobec chłopaków.
Zwłaszcza, że to był Keith czyli dawny Spectra Phantom. Każdy o nim słyszał i
to nie do końca pochlebne rzeczy.
– Eee...bo jest przystojny? – zaryzykował bakugan. – Albo dobrze
pachnie...
Kenji taktownie
stłumił parsknięcie i zamiast tego psiknął się wodą kolońską i poczochrał włosy.
Niestety jego drogi bakugan nadawał się do takich tematów niczym wół do karety.
A może kierował się zmysłami bakuganów? W sumie nie miał pojęcia, jak wyglądało
ich życie miłosne.
– To pewnie też, ale wydaje mi się, że coś jeszcze – mruknął
i złapał bakugana, wychodząc z łazienki. – No nic, dowiemy się, gdy Jess wróci.
By wyciszyć myśli
rzucił się w wir pracy. Doglądał działań kucharzy, czasami zerkał, co działo
się na poszczególnym piętrze i chwilę poświęcił na rozmowę z dwoma głównymi
szefami kuchni na temat nadchodzących świąt. Potem ruszył na umówione spotkanie
z prawnikiem, które odbywało się z w jednej z czterech sali dla Vipów w wschodniej
części restauracji.
Półtorej godziny i
trzy kieliszki wina później zszedł do sali w dużo lepszym nastroju. Już chciał
zakasać rękawy i pomóc w przygotowaniu deserów, gdy ktoś poklepał go w ramię.
Obrócił się i stanął oko w oko z Reinare Volan. Jej obecność nie zaskoczyła
nikogo, była ich bliską przyjaciółką i często przychodziła tutaj z Klausem coś
zjeść.
– Hej, Rei, co tu robisz? – spytał, ściągając brwi na widok
niewesołej miny dziewczyny.
– Przyszłam z Klausem i cicho bądź – ostrzegła od razu,
widząc błysk w jego oku. – I doznałam przyjemności siedzenia w pobliżu
kochanego Ethana Grita.
– Mówił ci coś?
Pokręciła głową.
– Pfy, tylko się ładnie przywitał, bo jest z rodziną i swoją
narzeczoną. Rzecz w tym, że on cię szukał.
Zmarszczka pomiędzy
brwiami Kenjiego się pogłębiła. Czemu Ethan go szukał? Znali się to fakt, ale
to nie było nic głębszego. Zresztą sam przekazywał Radzie, że popiera całym
sercem ustawę o zmianie formy rządów. Więc czego mógł chcieć?
– Ach, Kenji! – Dobiegł go głos Alexa – głównego kelnera. –
Jeden z gości chciał z tobą rozmówić, ale mówiłem mu, że masz dziś spotkanie.
– Wiem już, Alex, ale dziękuje za informację – Poklepał go
po ramieniu i wymienił spojrzenia z Rei, nim wyszedł na salę.
Rodzina Grit
siedziała przy jednym ze stolików na środku. Kenji uprzejmie powitał rodziców
oraz Sonyę czyli uroczą narzeczoną Ethana. Lekko zaskoczył go widok Miry Fermin
oraz Ace’a, ale nie okazał tego po sobie. Nie jego sprawa, czemu się tak
spotkali.
– Podobno chciałeś czegoś ode mnie – zwrócił się do Ethana.
Sekretarz w
odpowiedzi strzelił mu swoim popisowym uśmiechem i wstał.
– Nie powinno się omawiać takich spraw przy wszystkich,
wybaczcie nam na chwilę – zwrócił się do kobiet i kiwnął nieznacznie głową w
bok. Kenji bezbłędnie odczytał sygnał.
Ignorując ukradkowe
spojrzenia personelu, wyszli przez drzwi ewakuacyjne. Kenji owinął się
ramionami, czując przenikliwy ziąb.
– To co było takie pilne? – spytał, licząc na szybką
rozmowę.
– Twoja siostra została oficjalnie wykreślona z listy
dziedziców tronu – odparł tamten.
Teraz Kenji uniósł
brew. Przecież Jess mówiła, że już dawno zrzekła się praw do korony.
– I co z tego?
Ethan zerknął na
niego, wpychając dłonie do kieszeni marynarki.
– Ty w niej ciągle jesteś.
Kenji otworzył
usta, ale zaraz je zamknął, za to poczuł mocne bicie serca. Owszem poparł
zmianę rządów, ale nigdy nie zrzekł się praw. Odetchnął głęboko.
– Jakie to ma znaczenie? – Wzruszył ramionami. – Mogę się
ich zrzec choćby zaraz.
Ethan podszedł do
niego i spojrzał mu prosto w oczy.
– Dlaczego?
– Co?
– Czemu chcesz odrzucić taką okazję? Możesz rządzić Vestalią.
– Nie interesuje mnie korona.
Grit odsunął się i
prychnął. Pogardliwie. Kenji poczuł, jak powoli wzbiera się w nim złość, ale ją
uciszył.
– Boisz się aż tak? Wolisz ciche życie w swojej
restauracyjce zamiast władzy? Mógłbyś osiągnąć tak wiele, Kenji. Zenoheld nie
żyje – Rozłożył ręcę. – Myślałem, że masz więcej rozsądku od swojej siostry,
która jak dzikus biega po obcej planecie i wykorzystuje swoje powiązania, by
robić co chce.
Czerwona mgiełka z wolna poczęła pokrywać
umysł Kenjiego. Lecz Ethan tego nie spostrzegł i ciągnął dalej.
– Jesteś inteligenty, więc bez trudu mógłbyś reprezentować
dalej swoją rodzinę. A nie żyć tak o – Omiótł wzrokiem wszystko dookoła. – I z
kimś z wyższych sf...
Nie dokończył
zdania, gdy jego głowa uderzyła o twardy beton ściany. Z trudem wciągnął
powietrze, czując ucisk ręki na gardle. Tępy ból zaczął się rozchodzić po jego
skroniach. Kenji wpatrywał się w niego spokojnymi oczyma zimnymi niczym grudki
lodu.
– Zmarnowałeś mój czas – przemówił szatyn niskim głosem
przepełnionym groźbą. – Nie obchodzi mnie twoja opinia o mnie czy mojej
restauracji. Nie dbam kim jesteś. Ale jeszcze raz obrazisz Venelanę ze jej
pochodzenie – Wzmocnił nieznacznie uścisk. – albo moją siostrę za jej sposób
życia, to pożałujesz, że w ogóle posiadasz głos. Kim ty niby jesteś Grit, żeby
kogoś osądzać, hm?
– Kenji! Za mocno go ściskasz! – Vena złapała go za ramię.
Chłopak szybko
puścił szyję Ethana, który osunął się po ścianie, kaszląc głośno. Kenji nie
czuł żadnego wstydu. Nienawidził takich ludzi.
– Sonya zasłużyła na kogoś lepszego – powiedział jeszcze,
nim objął Venę ramieniem i pociągnął z powrotem do ciepłego wnętrza.
****
Nurzak może i był
głupcem, jeśli chodziło o fakt, że nie chciał podążać za planem Barodiusa
dotyczącego zdobycia Kuli. Ciągle wierzył w stare przesądy, przez które
Gundalia traciła przez tak wiele lat. Jednak jeśli chodziło o intrygi dworskie,
to niestety miał od niej dużo większe doświadczenie. W końcu służył jeszcze dla
ojca cesarza Barodiusa. Dlatego Kazarina wiedziała, że musi działać z najwyższą
ostrożnością, inaczej jej plan posypie się w sekundę.
Mogła jedynie
dziękować dawnym bogom, kiedy poprzedniego wieczoru sam do niej podszedł. Nie
wiedziała, czy podkusił go do tego jej godny pożałowania stan. W końcu Barodius
– sama nienawidził wszelkich porażek, a ona nie miała już powoli na kogo je
zwalać. Mimo wszystko pierwszy kontakt z Nurzakiem został nawiązany, a pozorny
plan przewrotu w pałacu rozpoczęty.
Teraz musiała
spokojnie dalej prowadzić grę. Jeśli wszystko dobrze wyjdzie, to nie dość, że
pozbędzie się tego starucha, to jeszcze wygryzie Gilla i stanie się prawą ręką
cesarza. Serce aż jej zatrzepotało na tą myśl. Zwłaszcza, że teraz wraz z Gillem zmierzała na Neathię. I choć Kazarina z całych sił popierała plany cesarza, to
liczyła, że tym razem wojownik zawiedzie.
****
Dan czując
przyjemny ciężar dobrego śniadania w żołądku, powoli szedł do pokoju. Jako że
dziań był póki co wyjątkowo spokojny, to czemu by nie zregenerować trochę sił
na krótkiej drzemce, zanim pójdzie na patrol? Niestety jego wspaniały plan
został zniszczony, gdy został złapany za nadgarstek.
– Co chce..O Jess! – wykrzyknął, widząc dziewczynę.
Zdarzało mu się
zapomnieć, że ona oraz Akane, Haruka i Jane dalej nosiły zwykłe ziemskie
ciuchy, dlatego podświadomie już każdego nie ubranego na biało brał za
przeciwnika.
– Ciebie też miło widzieć, Dan – uśmiechnęła się. – Ne,
Danny, powiedz mi...
– Hmm? – Nachylił się, słysząc, jak Jess ścisza głos.
– Czy jak byłeś z Kulą, to ona coś do ciebie mówiła?
– Nie – Potrząsnął głową.
– Kurwa – zaklęła Jessie, odgarniając włosy z twarzy. – Bo do
mnie tak.
– Zauważyłeś, że ty często słyszysz różne głosy?
Spojrzała na niego
spode łba, na co wyszczerzył zęby. Westchnęła, lekko się uśmiechając.
– W sumie nie gadała nic takiego. Tylko, że zabranie Heather
nie wystarczy.
Dan od razu się
nastroszył. Po ostatnich wydarzeniach Heather kojarzyła mu się tylko z
najgorszym.
– Czyli że co?
Jess wyjrzała przez
okno, mrużąc powieki przez poranne słońce.
– Czyli, że chyba powinnam włączyć się do walki – Rozwarła dłoń,
nad którą zatańczyła fioletowa smuga. – Rada wyraziła zgodę, Gundalia jest
nieprzewidywalna. Zresztą – uniosła kącik ust. – Heather to Darkus. A kto
lepiej zwalczy ciemność niż inna ciemność?
Akurat w tej chwili
rozbrzmiał alarm. Statki Gundalian nadciągnęły.
Ps. Błędów w chuj, ale poprawię jutro po historii na kamerkach, więc je zignorujcie XDD
Odmeldowuje się!
Zaklepuję ^^
OdpowiedzUsuńDan: Jak dziecko.
Cicho jeszcze nie mam 20. xD
Dan: Jeszcze nie cały miesiąc.
Za to ty już masz stara dupo ^^.
Dan:... Nie przypominaj mi.
W każdym razie, zaklepuję. :D
Haha, yaaas, Kenji się martwi XD No już tak nie jedźmy Spectrusia, on....
OdpowiedzUsuńAkane: Spalić na stosie -_-
Tak, tak, wszyscy znamy twój stosunek
Jess: Może i szalony, ale suszarkę naprawi
Jane: Pewnie daje Gusowi
Spectra: Gus ma w tym już wprawę
Jess: XDD
A weź to co się odpierdala. Pandemia, gospodarka leci łeb na szyję, ale to czas na tematy o aborcji. Cyrk
Anubias:*wchodzi do pokoju i widzi Dan'a przy laptopie, i Elz siedzącą na ziemi i rysującą Starożytni raczą wiedzieć co* Może mi ktoś wytłumaczyć czemu lodówka zieje pustką?
OdpowiedzUsuńDan: Tak jakoś, epidemia te sprawy i... Zaraz, zaraz jakim cudem wróciłeś do domu skoro no wiesz, wszędzie te kontrole itp itd i kukuryku? o.O
Anubias:*wyciąga Kartę Teleportacji Myrny i rzuca ją Elz* Dzięki.
Dan: No i wszystko jasne.
Nie ma za co Anubias ^.^ *chowa Kartę do tylnej kieszeni spodni*
Dan: Btw komentarz u Angel, now. <.<
Dobrze, dobrze Danny ^^"
Anubias: Do Angel? To jest ta co ma to brązowe coś co ugania się za Spectrą i ma wkurwiającego bakugana?
Dan: Dla ciebie każdy bakugan który nie jest Horridian'em jest wkurwiający. >.>
Anubias: Twój w szczególności.
Drago: -_-
Dan: I nie obrażaj mojej siski. To prędzej Spectra się za nią ugania, niż ona za nim.
Jinx:*wychyla się zza drzwi bo usłyszała pseudonim Kociaka* Kociak? Gdzie? *.*
Anubias: O Jesus Christ, to chore coś od Spectry, wróciło. == I po chuj ja wyjeżdżałem z Yale. -.-
Jinx: Właśnie mogłeś tam zostać, a teraz rusz swój ektoplazmatyczny tyłek i daj mi przejść. >>
Anubias: Nie jestem z ektoplazmy idiotko.
Jinx: Wybacz, nie wiedziałam jak ładnie określić słowo "gówno". :)
Anubias: Milcz jak do mnie mówisz.
Dan: Dobra paszoł won, bo chcemy skomentować w spokoju.
Shadow: Paczcie Drago, Centurion, Legroid, Fludim, Leaus, Garra i inni, wasza mama gada do Jess. o.O
Legroid:*nawet nie zamierza tego komentować*
Centurion:*siedzi na ramieniu Elz i patrzy jak ta rysuje* Paczcie? A nie "patrzcie" przypadkiem się mówi?
Shadow: Nie.
Btw, tak mi teraz zaświtało. No bo skoro Eve jest matką wszystkich bakuganów (wyczuwam jakąś inspirację z Biblii, Dan: Wow, ale odkrywcze) to znaczy że jest też matką Tytana (Dobrze mówię? ^^" Dan: Jprdl, skoro jest matką bakuganów, a Tytan jest bakuganem to chyba oczywiste że i jego jest matką. A skąd wiesz? Może jest jak Leonidas >.> Dan:...) a skoro Tytan jest przodkiem Jess, to można powiedzieć że Eve jest jej pra pra pra*ileś "pra" później* babcią? xD
Zgoda, że Shiena i Jane to były kochane i dobre kobietki, ale my?
UsuńShadow: Nie no nie przesadzajcie nie takie złe z was dziewczyny.
Dan: W ogóle, Vena u was w restauracji jest przynajmniej jakiś ruch, nie to co u Runo. XD
Shadow: Ja jej to wszystko potem przekaże Kuso. xD
Dan: Taaa.
Jak myślisz, czemu Jessie jest z Ferminem?
Miłość nie wybiera przystojniaku.
Dan: Jak to nie?
Shadow: Bo jakby wybierała to Runo na pewno nie byłaby z tobą XD
Hahahaha xD
Shadow: *przybija z Elz piątkę*
Dan: I ty Brutusie przeciwko mnie? U.U
Wybacz Danny.
Dan: x.x
No wybacz Dannnnnnyyyyyyyy.
Dan: Dobra nieważne.*przenosi wzrok na Ethan'a* Masz w pysk za to że obraziłeś bratową mojej siski ty podróbko Ace'a. <.<
– Jesteś inteligenty, więc bez trudu mógłbyś reprezentować dalej swoją rodzinę. A nie żyć tak o – Omiótł wzrokiem wszystko dookoła. – I z kimś z wyższych sf...
Dan i Shadow: Ooooo będzie wpierdol.
Sonya zasłużyła na kogoś lepszego
Dan: A żebyś wiedział. Nie wiem, czy on ją czymś odurza że ona nie widzi jakim ten Ethan jest dupkiem?
Shadow: Oby z nim zerwała. Może to by gościa otrzeźwiło i przestał się wpierdalać z butami w cudze życie.
Kenji! Za mocno go ściskasz! – Vena złapała go za ramię.
Dan: Vena nie powstrzymuj go, niech przypierdoli gnojowi.
Shadow: Lepiej nie, bo jeszcze by się ktoś zainteresował tymi odgłosami bójki na zapleczu. xD
Dan: To restauracja Kenji'ego, może se w niej robić co chce.
Shadow: Se xD
Dan: Kazarina, weź wyjdź, Nurzak przewyższa cię inteligencją sześciokrotnie. <.<
Boisz się aż tak? Wolisz ciche życie w swojej restauracyjce zamiast władzy? Mógłbyś osiągnąć tak wiele, Kenji. Zenoheld nie żyje
Dan: On w porównaniu do ciebie nie myśli tylko o swojej dupie Grit. Btw, czy ty masz chrapkę na tron Vestalii?
Violet: Oho, nie znam gościa, ale z tych opisów wynika że koleś do przyjemniczków nie należy, a nie chcę mieszkać na planecie którą rządzi ktoś taki.
Będzie powtórka z rozrywki z Zenoheldem, Akane szykuj paralizator. xD
Jinx: I jakieś dobre cicha *-*
Przyszłam z Klausem i cicho bądź – ostrzegła od razu, widząc błysk w jego oku.
Dan: Hm... Spotykacie się?
Shadow: Uuuuuuuu UwU von Hertzon ma dziewczynę, von Hertzon ma dziewczynę, von Hertzon ma dziewczynę!
Wgl w postaciach do trzeciej części przy domenie przy Jess pisze tylko Darkus. Czyżby Eve zabrała Fludimowi Haos'a? X3
Dan: Dziecko było niedobre, czymś mamusię wkurwiło to zabrała.
A może to jakaś sprawka Starożytnych... Albo Tytana O.O
Dan: Co by to nie było i tak ci Angel nic nie powie, więc się nie łudź. xD
Rozdział jak zwykle cudny, ale poproszę o jakieś very cute Venji X3
Dan: A co to jest kurwa jakiś koncert życzeń? Bo jeśli tak, to ja poproszę aby Gus jak najszybciej kopnął w dupę tę Irene zanim weźmie go na dziecko i spiknął się z Akane.
O taaaaakkkkkk. Czytasz mi w myślach Danny :3
Jinx: Co to Venji?
Shadow: Coś wędzonego, już im to tłumaczyłem. xc
Czekamy na next i weny! ^^
Jess: *w trakcie robienia czekoladowego budyniu, ale słysząc głos Anubiasa wychyla łeb z kuchni* O cholera, dzień 44 kwarantanny: Sadomaso wraca do życia.
Usuń"To prędzej Spectra się za nią ugania, niż ona za nim."
Obydwoje się za sobą uganiają XD
Fludim: W szczególności, jak Jess uzna, że jednak to ona chce umrzeć
Jess: *z oburzeniem* Nigdy tak nie myślałam
Spectra: Ta, Gundalia to spacerek był. Taki kurwa zdrowotny
Jess: Mówiłam, że do tego nie wracamy <.<
Spectra: A ja mówiłem, że mowy nie ma.
Jess: -_-
Shadow: Uhu, wam też kwarantanna siada na łeb.
Spectra: Tobie łeb zaraz odpadnie
Shadow: Ooo, tęskniłem Spectruś za tym~
Akane: That's gay
Jess: Jego mózg już dawno się poddał.
"Milcz jak do mnie mówisz."
Akane: Spectra też tak gada. To nie są bliźniacy? Blond, tępi, wkurwiający, a ich narcyzm wybija sufit.
Co do pytania, to eee tak jest jakby "matką" Tytana, ale jakiekolwiek jest pokrewieństwo z Jess to yyy, niezbyt XD Jess i Tytan to już też dalekie pokrewieństwo.
"Masz w pysk za to że obraziłeś bratową mojej siski ty podróbko Ace'a. <.<"
Ethan: *unosi brew, wyginając kącik ust* Naprawdę? Cóż, czego innego można by się spodziewać od kogoś o poziomie rozwoju przedszkolaka.
Jess: Pls, on umrze?
Nie XD
"Nie wiem, czy on ją czymś odurza że ona nie widzi jakim ten Ethan jest dupkiem?"
Rei: Dobrze gra
Ace; Wręcz zajebiście, bo go rodzice nie wydziedziczyli >.>
"Btw, czy ty masz chrapkę na tron Vestalii?"
*cisza i wszyscy patrzą na Autorkę, która wpatruje się w zaczęty shot i nie wiem, czy iść spać, czy może pisać to, czy zając się rozdziałem* Hm? *nieprzytomny wzrok*
Akane: Z paralizatorem się nie rozstaję
Jess: Tu potrzebna będzie wiatrówka
"Dan: Hm... Spotykacie się?"
Rei: Po przyjacielsku
Jane: Oszczędź sobie i tak cię już shipują. Tak to tu jest *mruży oczy*
Jess: Ale te brwi da się oga... *koło jej łba uderza klapek* Hehehe
Niee, Fludim miał Haos, bo Starożytni go mu dali, by nieco chronił Jess przed Tytanem. A teraz nie ma zagrożenia, to go nie ma
Jess: Wait, that's illegal
Cicho, budyń żryj. Oj Venji?
Akane: Szybko wyszła nowa nazwa shipu XD
Może coś napiszę...kiedyś. Bo teraz kochani to wracamy do cyrku z wojną XDD
"aby Gus jak najszybciej kopnął w dupę tę Irene zanim weźmie go na dziecko i spiknął się z Akane."
Shiena: Wy jej tak idei nie podsuwajcie
Jess: Własnie, bo trzeba będzie robić aborcję wieszakiem
Fludim: Jess...
Spectra: Pogrzebaczem bedzie łatwiej
Fludim: ..... *załamał się*
Dzięki za wenę, skarbie ;*