poniedziałek, 11 stycznia 2021

S3 Rozdział 1: O braku spokojnej egzystencji

 

   To zabawne, że człowiek sobie egzystuje spokojnie, a tu nagle dostaje plaskacza od życia z informacją o powolnym zaczęciu się następnego etapu. Taką osobą byłam ja, jeśli pominie się, że w ciągu ostatnich dwóch lat to zaznałam mniej spokoju, niż podczas pozostałych szesnastu razem wziętych. Ale ignorując tą małą niedogodność, to nadchodził czas kończenia szkoły, studiów i tej cudownej dorosłości (przynajmniej na papierze i w dowodzie).

   Więc pytanie brzmiało: jak dałam się wciągnąć Danowi w przyjście do Bakuprzestrzeni w środku tygodnia? I to żeby oglądać, jak on i Shun spuszczają łomot jakiejś parze dzieciaków, by zdobyć jeszcze więcej punktów do Turnieju Ogólnego? Przecież liczby przy ich nazwiskach i tak się niemal nie mieściły w tabelce!

   Jednak słowo się rzekło, więc usiadłam na trybunach z paczką paluszków i czekałam. Czułam na sobie kilka ciekawskich spojrzeń, ale skupiłam się na obserwowaniu, jak arena zmienia się w pustynny teren. Zerknęłam na ogłoszenie walki, by sprawdzić pozycje przeciwników chłopaków. Dwudziesta i dwudziesta trzecia. Całkiem ładnie.

– Opuszczasz się – mruknął Fludim. – Jesteś siódma.

– Ciągle pierwsza dziesiątka – Wzruszyłam ramionami. – Czyżby twój głód rywalizacji się odezwał? – Ugryzłam paluszek i żułam powoli.

– Cóż, wydaje mi się, że bez problemu pokonałbym tego Pulvi czy nawet Tristara! – Gdyby mógł to nadąłby policzki w oburzeniu. – Walczyłem z potężniejszymi.

– Och, działo się przez ostatnie lata – zgodziłam się z uśmiechem.

– Tylko lepiej nie mów tego Marucho. Wolne?

– Runo! – Zerwałam się na równe nogi. – Dziewczyno, jak ja cię dawno nie widziałam! – Rzuciłam się jej na szyję.

    Misaki niemal nic się nie zmieniła od naszego ostatniego spotkania. Jedynie nieco urosła i jeszcze bardziej nade mną górowała. Jej długie włosy były spięte w jednego wysokiego kucyka i przyszła w zwiewnej białej sukience i jasnych trampkach. Cudnie się kontrastowała z moimi czarnymi spodniami cargo z łańcuchami zwisającymi od kieszeni oraz krótkiej do pępka koszulce z nadrukiem czerwonej lilii. Darkus i Haos jak w mordę strzelił.

– Zgaduję, że Dan też cię zaciągnął? – spytała, gdy usiadłyśmy.

– Wziął mnie z zaskoczenia i jak idiotka się zgodziłam – westchnęłam, machając paluszkiem. – Ciebie też?

– To chyba jego idea randki – Wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się ciepło.

– Cały Dan. Spokojnie, potem go trzepnę, by cię zabrał na porządne randewu. My z Shunem pójdziemy na medytowanie czy coś takiego.

– Keith nie będzie miał nic przeciwko? – zapytała zaczepnie, unosząc kącik ust.

– Każdy wie, że Kazami ma tylko jedną dziewczynę w głowie.

– To prawda – odetchnęła, opierając się wygodniej o plastikowe krzesełko. – Mam nadzieję, że Alice szybko wpadnie w odwiedziny z uniwersytetu.

   Dalej już nasza rozmowa utonęła we wrzawie, która wybuchła, kiedy Dan i Shun weszli na arenę. Kuso jak zawsze wymachiwał szczęśliwy do kibiców, a Shun z pełnym opanowaniem skinął głowę, po czym obydwaj zwrócili się do swoich przeciwników.

– Karta Otwarcia, start!

 

****

   Akane w chwili otwarcia drzwi odniosła wrażenie, że świat z niej potężnie zakpił. Miała swoje grzechy na sumieniu, wiele osób zraniła, ale co do cholery sprawiło, że Spectra Phantom przywlekł się pod jej dom? Chyba, że było to coś w stylu pierwszego ostrzeżenia jak w „Opowieści wigilijnej”, więc nadszedł czas, by zapisać się do jakiegoś wolontariatu czy podobnej atrakcji.

   Nie czekała na żadne słowo, od razu zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, licząc po cichu, że dostanie w twarz. Niestety maszkaron jak zawsze olał dobre wychowanie, wsadził buty między framugę a drzwi i wszedł do środka.

– Niewyraźny dałam sygnał, że nie chcę cię oglądać? – spytała, patrząc się przez ramię. – Wjebać ci paralizatorem?

– Widzę, że ciągle utykasz z kulturą – westchnął.

– O kurwa, nie sądziłam, że dożyje chwili, gdy maszkaron udzieli mi lekcji z savoir – vivre. Świat oszalał. I co to za strój? – Uniosła brwi ze złośliwym uśmiechem. – Sama czerń. Liczyłeś na mój pogrzeb? A gdzie kwiaty?

– Upiłbym się wtedy do nieprzytomności z radości i rzucił bombonierkę na trumnę – odparł z jadowitą uprzejmością. – Daruj sobie. Chcę to załatwić szybko.

– Jess nie ma i jak się pokłóciliście, to lepiej oglądaj się za siebie, bo mam prawo jazdy.

– Czemu unikasz Gusa? – wystrzelił, kompletnie ignorując jej poprzednią wypowiedź.

    Odchyliła głowę, wybałuszając oczy. Już nawet nie chodziło, że faktycznie jakoś zdarzało jej się nie zdążyć odbierać telefonów Grava czy zdawkowo odpisywać. Nieee, dużo bardziej niepokojące było, że Spectra tutaj przyszedł, mając o to problem. Jakby martwił się (to już było samo w sobie absurdem światowym) o chłopaka.

– Naprawdę uderzyłeś się w głowę.

– Nie takie było moje pytanie.

   Machnęła ręką i ruszyła do kuchni. Cyknęła guzik, by woda w czajniku zaczęła się gotować, oparła biodrami stół i sięgnęła po pozostawioną butelkę wina. Phantom nie ruszył się ze swojego miejsca w holu, ale ciągle wpatrywał się w nią lodowato. Przechyliła butelkę, biorąc kilka łyków.

– A co cię to interesuje?

– Cóż Gus prawie sobie dziś podpalił włosy, a wcześniej niezbyt kontaktował. Dość logiczne, że ty jesteś przyczyną.

– Spectruś zmienia się w Sherlocka, coś pięknego – mruknęła.

    W duchu modliła się, żeby maszkaron nie spostrzegł, jakie wrażenie wywarła na niej ta wiadomość. Bo ciepło w brzuchu było naprawdę…miłe.

– Więc? – Uniósł brew.

– Sługa ci nie działa jak powinien, to przyszedłeś go naprawić?

– Nie, tylko trochę bawi mnie, że ty, która deklaruje jaka to nie jest silna i niezależna, nie potrafi nawet spojrzeć komuś w oczy i z nim porozmawiać – Uśmiechnął się kpiąco.

– Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mi udzielać rad, jak kogoś traktować.

– Może – Wzruszył ramionami. – Ale jesteście dorośli, chyba najwyższy czas, by się ogarnąć

– Coś niesamowitego, że taka kwestia padła z twoich ust,  Phantom. Jak rok może zmienić człowieka – westchnęła teatralnie. Spojrzała na butelkę. – Dobra, zrozumiałam. Wyjdziesz i przestaniesz zatruwać mi dzień? Twoja twarz – Wykrzywiła się w kaprysie. – sprawia, że opuszczają mnie chęci życia.

   Prychnął i machnął jej ręką na pożegnanie.

– Raz w życiu zrób coś rozsądnego! – zawołał, wychodząc.

– Ty też! Najlepiej potknij się na schodach i skręć kark! – odgryzła się, patrząc jak kieruje się ku dołowi bloku i zamknęła drzwi na klucz.

    Przez moment tylko stała, po czym zaklęła i przeszła do swojego pokoju. Ledwo schyliła się za łóżku, usłyszała wymowny kaszel Leausa. Wyciągnęła telefon, trzepnęła bakugana jaśkiem i wyszukała kontakt.

   Wypuściła z wolna powietrza. Robiła to dla siebie, a nie dla nadętego, pieprzonego maszkarona z kompleksem wyższości.

   Kliknęła zieloną słuchawkę i nim zdążyła się rozmyśleć, przyłożyła komórkę bliżej ucha.

– Tak?

– Hejka, Gus – Przejechała językiem po zębach. – Chciałbyś się spotkać jutro wieczorem?

 

****

   Koła zaszumiały, wjeżdżając na niski krawężnik. Jane wybiła bieg, zaciągnęła ręczny, po czym przyjrzała się spod zmarszczonych brwi białej ciężarówce stojącej po przeciwnej stronie ulicy. Grupa mężczyzn wynosiła właśnie beżową komodę, a kobieta szła z sporym kartonowym pudłem tuż za nimi.

– Twoja mama nic o tym nie mówiła – zauważyła Ulvida.

– Pewnie nawet tego nie zauważyła – westchnęła dziewczyna, złapała płócienny plecak z fotela obok i wysiadła, lekko trzaskając drzwiczkami.

    Mężczyzna ubrany w luźną bluzę i jeansy czyli pewnie nowy właściciel domu uśmiechnął się do niej, przerzucając przez ramię lampę i lekko się skłonił. Odwzajemniła gest, po czym pchnęła bramę. Przeszła przez krótką ścieżkę, a flanelowa koszula furkotała za nią. Drzwi wejściowe oczywiście były otwarte. Przewróciła oczami.

– Musisz wreszcie zacząć je zamykać! – zawołała, wchodząc do środka.

   Przeszła przez przedpokój i kierując się przytłumionym dźwiękami wiolonczeli, weszła z rozmachem do gabinetu, który był na lewo od kuchni. Pomieszczenie jak zawsze było zawalone kartkami z nutami, do gromady świeczek na półce dołączył co najmniej tuzin innych, a w powietrzu unosił się zapach świeżego prania. Pani Wilson siedziała przy łukowym oknie, z którego rozpościerał się widok na niewielki trawnik i drzewo ze zwisającą z gałęzi oponą.

– Znów nie zamknęłaś drzwi, mamo. W końcu cię okradną – oznajmiła, opierając się ramieniem o framugę.

– Moja mała gwiazda! – Mama zerwała się z krzesła i wciąż ze smyczkiem w dłoni przytuliła córkę. Materiał swetra lekko połaskotał twarz Jane. – Taka jesteś, nic nie mówisz, że przyjedziesz z collegu – Pokręciła głową. – A co do drzwi – Machnęła ręką. – I tak tu wiele nie ma.

   Jane uniosła brwi wymownie i omiotła wzrokiem gablotkę z błyszczącymi statuetkami, ale ledwo napotkała imię Jordana, poczuła ucisk w gardle i spuściła oczy. Matka lekka ścisnęła ją za ramię, a Ulvida potarła o szyję.

– Więc mów – Pani Wilson znów usiadła. – Jak ci idzie? Dobrze się tam czujesz? Jak nowe mieszkanie?

– Gdyby Roger nie chrapał, to byłoby niemal idealnie. Ale Nathan go często bije poduszką, aż przestanie albo Wendy budzi krzykiem – Kącik ust sam jej się uniósł na wspomnienie. – A co do college, to póki co jest przyjemnie.

– Jak ludzie?

   Wzruszyła ramionami i obróciła bransoletką kilka razy. Srebrne zawieszki zadźwięczały.

– Normalni. Milsi od tych z liceum.

– To dobrze – Kobieta oparła podbródek o wiolonczelę. – Pisanie ci idzie? Znów siedzisz po nocach?

– Pracuję, więc co mogę zrobić, jak tylko nocki mi zostają? – Rozłożyła ręce. – A co u ciebie mamo? Masz nowych sąsiadów.

– Dopiero dziś ich zauważyłam, no cóż – Podrapała się po karku. – Liczę, że będą to spokojni ludzi. Hmm…a tak to…pfff… A! Za niedługo jedziemy z kwartetem na małe tourne i chyba tyle. Życie po czterdzieste rzadko opływa w jakieś ekscytujące zdarzenia.

– Może poznasz kogoś ciekawego.

– Bardziej liczyłabym na ciebie – Mama rzuciła jej znaczące spojrzenie. – Nie ma nikogo na twoich zajęciach. Jakiejś dziewczyny czy chłopaka?

– Nie zwracałam uwagi, szczerze – Przeciągnęła się. – Jak się ktoś trafi, to się trafi.

– W tej nowej fryzurze na pewno ktoś zwróci na ciebie uwagę.

– A dziękuje, dziękuje – Przejechała dłonią po świeżo ściętych włosach, które kończyły się w połowie szyi.

   Nagle rozległo się pukanie, a zaraz po nim dzwonek. Pani Wilson uniosła brew, ale Jane i tak podniosła się i poszła otworzyć. W progu ukazał jej się chłopak o jasnej cerze z błyszczącymi brązowymi oczami. Na jego ramieniu siedział bakugan. Na jej widok uśmiechnął się szeroko.

– Słucham? – spytała.

– Hejka, jestem Tyler Harvey.

– Jane Wilson.

   Uścisnęli dłonie.

– Chciałem się tylko szybko przywitać, bo się wprowadzamy. Zresztą widziałem cię z okna i wolałem to zrobić, zanim moja mama przybiegnie z całym zestawem witającym, by się nie ośmieszyć przed tobą.

– Zauważyłam – odparła krótko, olewając flirt. – Nie mieszkam tutaj, bardziej moja mama, ale przekaż swojej, że wszystko załatwiłeś, to da ci spokój.

– Jasne – Wsadził dłoń do kieszeni i przechylił głowę lekko na bok. – Grasz w bakugan, nie?

– Owszem.

– Wiesz, gdzie jest najbliższy punkt dostępu?

– Yep – Skinęła głową i wskazała zakręt uliczki. – Tamtędy dojdziesz na najbliższą stację metra, lecisz cztery przystanki i kierujesz się na Diamond District. Punkt jest na samym początku dzielnicy.

– Dzięki wielkie – uśmiechnął się promiennie i zaczął schodzić po schodkach. – Miło było poznać i obyśmy się znów spotkali – Obrócił się, robiąc lekki ukłon i jednocześnie puszczając oczko.

– Do zobaczenie – uśmiechnęła się lekko i machnęła ręką.

    Po zamknięciu drzwi od razu zaprzestała tej sztucznej wesołości i lekko się zatrząsła, w ten sposób próbując pozbyć się tego uczucia zażenowania ze środka. Mogła dziękować losowi, że już tu nie mieszkała, bo ten chłopak na pewno nie znalazłby się na jej liście najchętniej oglądanych osób.

– Fajny? – zagadnęła mama, gdy wróciła z dwoma kubkami kawy.

– Nie jestem w takiej desperacji – prychnęła, ogrzewając dłonie ciepłą porcelaną.

 

****

      Dan zarzucił ramię na moją szyję, zrzucając cały swój ciężar na biedny kręgosłup. Zmrużyłam oczy i zrzuciłam go z siebie.

– Za ciężki jesteś – mruknęłam.

– No wiesz co, ja ciężko trenuję, to same mięśnie – wydął policzki. – Prawda Runo?

– Jedyne, co trenujesz, to naciąganie moich nerwów, pajacu – odparła, ciągnąc go za ucho. – Wydzwaniałeś do mnie pół wieczoru, bym zobaczyła twoją jedną walkę?!

– W sumie też cię powinnam za to sklepać – przytaknęłam.

– Zaraz, zaraz, co tak na mnie skaczecie?! Auuu! Rany, Runo, przecież wiesz, że to nie wszystko, co przygotowałem. Przecież jestem mistrzem planów!

– Och, tak? Jakoś nie zauważyłam. Bo pamiętasz jak…

   Wolałam uniknąć drastycznych widoków i przybliżyłam się do Shuna. Kazami również preferował zachować bezpieczny dystans, zwłaszcza że parka przyciągała dość sporo uwagi. No i staliśmy na głównym placu, więc w ogóle było cudnie, bo niemal każdy się na nas gapił. Już widziałam te nagłówki o sprzeczce w szeregach Wojowników albo teoriach o jakimś rozpadzie.

– Dawno nie walczyłaś, Jessie – powiedział Shun.

– Ale trzymam pozycję. Zresztą dorosłe życie, sam rozumiesz. Czasu brakuje.

– Oj tak, dziadek chce, bym przejął dojo.

– Będziesz uczył dzieci sztuk walk. Możesz je bić. Nawet kusząca perspektywa – Trąciłam go ramieniem.

   Przewrócił oczami, ale uśmiechnął się pod nosem. I gdyby nie drący się na siebie Dan i Runo, którzy niebezpiecznie zbliżali się do wytargania się za włosy, to uznać by to można było za całkiem miłe spotkanko. Jednak kątek oka ujrzałam błysk metalu i momentalnie poczułam, jak drga mi brew.

– Proszę, proszę, kogo my tu mamy.

– Komu tym razem urwałeś się ze smyczy, Anubias? – westchnęłam, zakładając ręce na piersi.

– Skarb się do mnie odezwał, cóż za zaszczyt – zaśmiał się.

– Troszczę się, bo pieski nie powinny biegać bez pana – uśmiechnęłam się samymi wargami.

   Reszta jego ekipy uwielbienia w osobie wysokiego i barczystego Bena, reinkarnowanej wersji piszczałki o imieniu Jack i mrukliwego Robina stanęła za jego plecami i zmierzyła nas mało uprzejmym wzrokiem.

   Sam sadomaso (ksywę dostał na podstawie swojego stroju i mało za nią przepadał, na szczęście) jedynie prychnął i zwrócił się do Dana z tym pełnym jadu uśmiechem.

– Obijasz się ostatnimi czasami, Kuso.

– Że co? Ja? – Zirytował się szatyn.

– Czyżby sława uderzyła do głowy? – Anubias rozłożył ręce. – Tylko jedna walka na kilka dni wystarczy? Myślisz, że jesteś taki potężny, iż nikt ci nie przeszkodzi?

– Coś ty powiedział?! – Runo już podwijała rękaw sukienki, ale Dan ją powstrzymał. Trochę szkoda, bo może pięści Misaki wybiłyby trochę samouwielbienia z sadomaso. Choć szybciej zadziałałby tu buldożer kierowany przez Aki.

– Widzisz, ja nie mam się o co martwić – Kuso klepnął się dłonią w tors. – Jeśli zaczniecie mnie ktoś doganiać, to pokonam więcej ludzi. Proste – Wyszczerzył się dumnie.

   Runo spojrzała na niego z niedowierzaniem i chyba zamierzała się, by mu wklepać porządnie, Shun westchnął ciężko, a ja klepnęłam się w czoło. Akurat w kwestii wielkości ego to Dan i Anubias szli łeb w łeb, o to mogliby się bić, chętnie bym pooglądała.

– Niewiarygodne. Kuso, powinieneś uważać, bo niedługo ktoś zrzuci ci tę koronę z głowy.

– I to będzie pani Sellon! – Znikąd koło nas wyrosła Chris czyli niska blondynka i fiołkowych oczach, która piany mogłaby śpiewać na cześć swojej liderki.

– Chyba na łeb upadłaś, dziewczynko – syknął Ben. – Oczywiście, że to będzie Anubias.

   Ja pierdolę, niech się jeszcze zaczną bić. Tak jakby ktoś nie zauważył, to jakiś czas temu (chyba miesiąc) równocześnie w Bakuprzestrzeni pojawił się sadomaso i Sellon, która akurat była całkiem spoko. I coś niesamowitego, od razu przyczepili się do Wojowników, a konkretniej do Dana i próbują go zbić z podium. Obecnie zajmują szóste i piąte miejsce, więc serio szybko im idzie. A ich ekipy to była dosłowna zbieranina osób albo naiwnych albo mających jakieś głębokie zachwiania emocjonalne.

– Ja bym się zmywał, Jess – uznał Fludim, lustrując wzrokiem, jak Chris i Jack ścierają się nosami.

– Cyrk – westchnęłam. – Tylko klaun jak zawsze ten sam – uśmiechnęłam się słodko do Anubiasa.

– A ty jak zawsze miętolisz jęzorem, styropianie – warknął, schylając się w moją stronę.

– Och, wysiliłeś tę jedną komórkę mózgową na nowe przezwisko. Jestem wzruszona – Otarłam udawaną łezkę. – Tylko żebyś się nam nie przegrzał od tej walki umysłowej.

– Powinnaś bardziej się chyba skupić na swojej pozycji – Wymownie podniósł głowę w kierunku rankingu.

– Nie masz się co martwić, jak zechcę, to wgniotę cię w ziemię.

– Och? – Błysnął zębami. – Chyba śnisz.

   Mierzyliśmy się wzrokiem przez chwilę, gdy nad naszymi głowami otworzył się nowy holograficzny ekran. Tradycyjnie poleciała jakaś chwytliwa melodyjka i slajdy z najbardziej spektakularnych bitew, po czym pojawiło się… Zamrugałam kilka razy, mając wrażenie, że świat mi się osuwa spod stóp. Mój zacny ryj oraz Dana, obok Anubias z Robinem, a nad nami Sellon z Chris. Kurwa, żart jakiś. Przecież ja się na żadne walki nie zapisywałam.

   Dan uśmiechnął się tak nerwowo, że ślepym by trzeba być, żeby nie wpaść, kto wpadł na ten absolutnie genialny pomysł.

– Uwaga, bakufani! – zagrzmiał głos komentatora. – Już jutro popołudniu zobaczymy kolejną walkę drużynową. Jest to ostatnia zwykła bitwa przed Turniejem Ogólnym, gdzie zostanie wyłoniony nowy król Bakuprzestrzeni! Nie przegapcie okazji, by ujrzeć w jakiej formie są liderzy trzech najsilniejszych drużyn!

   Zachowałam na tyle przytomności umysłu, by nie parsknąć głośno zrezygnowanym śmiechem. Podekscytowane dzieciaki jeszcze bardziej wlepiały w nas gały, a zbytnie ich nakręcanie tylko się gorzej skończy. Zamiast tego odwaliłam relaksacyjne oddychanie, wyobrażając sobie jak dziabie Kuso widelcem po oczach. O dziwo podziałało na tyle, że moja brew nie drgała już niekontrolowanie i mogłam sklecić zdanie bez zbytniego podniesienia głosu.

– No popatrz, piesku. Doczekałeś się szybciej, niż myślałeś – mruknęłam i spojrzałam na Dana, zaginając palce na szpony. – Co to ma być?! – syknęłam donośnie, bo mój głos i tak ginął we wrzawie graczy.

– Hehe – Podrapał się po karku. – Niespodzianka?

    I jak ja niby miałam zdać szkołę?! Starożytni?!

 

 


Yeppp, rozdział też niemal napisany w listopadzie, ale odtąd będą serio rzadko, bo ten skończyłam tylkoprzez to, że z planu na farcie wypadła mi jedna rzecz XD Także Spectra i Aki dalej się uwielbiaja, Jess ma nowego kolegę

Anubias:...

Dan to Dan, a Jane to ta dorosła ;')

Aki: Panie broń

Jane: *strzela ją w łeb, dalej pociągając kawę z kubka przez rurkę*

Aki: Już się znęcać zaczęła

Jane: Próbuje głupotę ci wybić

Spectra: Szybciej twoja ręka by odpadła

Także ten, ja się odmeldowuje!

 

 

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Prolog ~ Powiew zmian

 

   Oparła się głowę o ścianę i podniosła rurkę do ust, pociągając wolny łyk truskawkowego shake’a. W szkłach przeciwsłonecznych okularów odbiło się zderzenie dwóch bakuganów, nim wszystko pokryła chmura pyłu.

   Widownia zaczęła wiwatować imienia zwycięzców, podczas gdy arena wracała do stanu pierwotnego. Dziewczyna podniosła wzrok na tablicę, gdzie jedno nazwisko powędrowało o trzy pozycje wyżej, zdobywając piętnaście punktów. Miejsce trzydzieste szóste. Westchnęła, wrzucając opróżniony kubek do kosza obok. To było dużo za nisko. Spojrzała jeszcze raz na liczby koło nazwisk, po czym obróciła się i zaczęła iść do wyjścia.

   Minęła rozemocjonowane dzieciaki, które z wypiekami na twarzy oglądały relację kolejnej bitwy, zignorowała dwie propozycje pojedynków, lecz tuż przy wyjściu zatrzymała się i obróciła. Mijający ją chłopak teoretycznie specjalnie nie wyróżniał się niczym wśród innych graczy Bakuprzestrzeni. Wysoki, ubrany w skórzany, opięty strój w kolorze ciemnego granatu, wodził dookoła błyszczącymi oczami. Lecz jakimś sposobem przyciągnął jej uwagę. Może jego sposób chodzenia albo ta aura, jakby już był pewny, że to miejsce będzie jego? Patrzyła jeszcze chwilę, jak rusza ku recepcji, po czym pchnęła drzwi i wyszła na zewnątrz.

– Szybko ci poszło – powitał ją jej kolega, podnosząc się ze schodów. – Co sądzisz?

– System punktów to jakiś niesmaczny żart – stwierdziła. Ruszyli w stronę parku. – Nie będę marnowała czasu i energii, by przybiegać na każdy mały turniej.

   Pokiwał głową i wyciągnął z kieszeni bluzy paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, podpalił i zaciągnął się.

– To będzie można obejść, o to się nie martw.

   Weszli w aleję cyfrowych lip. I choć słonce było sztuczne, to poczuła ulgę, gdy mogła wrócić do cienia. Oparła się wygodnie, majtając nogami. Jej czarne glany ciężko przecinały powietrze.

– A co analizami? Obie poprawne?

– Niemal identyczne – mruknęła. – Podziwiam, bo upłynęło sporo czasu od pierwszej.

– Podobno dobre rzeczy się nie zmieniają.

– W tym mało co jest dobre.

   Uśmiechnął się, wydmuchał wolno dym i ściągnął brwi.

– Jak ranking?

– Od ponad dwóch tygodni pierwsza piątka jest niezmienna. Następne trzy czasami się zmieniały, a ostatnie dwa to ciągłe nowe nazwiska.

– To dobrze. Nam wystarczy jedno miejsce.

   Skinęła głową i przez chwilę siedzieli w ciszy. Dookoła nich każdy śpieszył się ku wyjściowej bramie, gdyż z hologramowych tablic grzmiały apele o zbieraniu się zawodników na następnym drużynowy turniej. Niektórzy szli po punkty, lecz widziała po przedmiotach trzymanych w rękach czy rozmarzonych spojrzeniach, że wiele miało nadzieję na ujrzenie swoich idoli. W końcu ciężko było nie słyszeć podczas jej obserwacji tych wszystkich podnieconych rozmów czy ktoś się pojawi. Zawsze najbardziej stawiano na Dana Kuso, Julie Makimoto, Marucho Marakurę. Rzadziej Shuna, Akane czy Jessicę.

   Nagle jej ciąg myśli się urwał, gdy ujrzała piękną kobietę, która eleganckim krokiem kroczyła przez alejkę obok. Wiatr rozwiewał ciemne poły sukni i bawił się  włosami o barwie butelkowej zieleni. Dziewczyna musiała wyczuć jej spojrzenie, bo obróciła głowę i uśmiechnęła się.

   Skinęła głową. Znów ta aura. Pewna siebie, choć bardziej dyskretna, skryta, niemal ostrząca kły.

  Szykują się zmiany – mruknął, dobrze odczytując jej minę.

   Skinęła głową, uśmiechając się lekko. Do Bakuprzestrzeni wkraczała rewolucja, której mało kto się spodziewał. A na pewno nie Młodzi Wojownicy.

 





Jest i prolog, napisany już w listopadzie, ale who cares XDD