To zabawne, że
człowiek sobie egzystuje spokojnie, a tu nagle dostaje plaskacza od życia z
informacją o powolnym zaczęciu się następnego etapu. Taką osobą byłam ja, jeśli
pominie się, że w ciągu ostatnich dwóch lat to zaznałam mniej spokoju, niż
podczas pozostałych szesnastu razem wziętych. Ale ignorując tą małą
niedogodność, to nadchodził czas kończenia szkoły, studiów i tej cudownej
dorosłości (przynajmniej na papierze i w dowodzie).
Więc pytanie
brzmiało: jak dałam się wciągnąć Danowi w przyjście do Bakuprzestrzeni w środku
tygodnia? I to żeby oglądać, jak on i Shun spuszczają łomot jakiejś parze
dzieciaków, by zdobyć jeszcze więcej punktów do Turnieju Ogólnego? Przecież
liczby przy ich nazwiskach i tak się niemal nie mieściły w tabelce!
Jednak słowo się
rzekło, więc usiadłam na trybunach z paczką paluszków i czekałam. Czułam na
sobie kilka ciekawskich spojrzeń, ale skupiłam się na obserwowaniu, jak arena
zmienia się w pustynny teren. Zerknęłam na ogłoszenie walki, by sprawdzić
pozycje przeciwników chłopaków. Dwudziesta i dwudziesta trzecia. Całkiem
ładnie.
– Opuszczasz się – mruknął Fludim. – Jesteś siódma.
– Ciągle pierwsza dziesiątka – Wzruszyłam ramionami. –
Czyżby twój głód rywalizacji się odezwał? – Ugryzłam paluszek i żułam powoli.
– Cóż, wydaje mi się, że bez problemu pokonałbym tego Pulvi
czy nawet Tristara! – Gdyby mógł to nadąłby policzki w oburzeniu. – Walczyłem z
potężniejszymi.
– Och, działo się przez ostatnie lata – zgodziłam się z
uśmiechem.
– Tylko lepiej nie mów tego Marucho. Wolne?
– Runo! – Zerwałam się na równe nogi. – Dziewczyno, jak ja
cię dawno nie widziałam! – Rzuciłam się jej na szyję.
Misaki niemal nic
się nie zmieniła od naszego ostatniego spotkania. Jedynie nieco urosła i
jeszcze bardziej nade mną górowała. Jej długie włosy były spięte w jednego
wysokiego kucyka i przyszła w zwiewnej białej sukience i jasnych trampkach.
Cudnie się kontrastowała z moimi czarnymi spodniami cargo z łańcuchami
zwisającymi od kieszeni oraz krótkiej do pępka koszulce z nadrukiem czerwonej
lilii. Darkus i Haos jak w mordę strzelił.
– Zgaduję, że Dan też cię zaciągnął? – spytała, gdy
usiadłyśmy.
– Wziął mnie z zaskoczenia i jak idiotka się zgodziłam –
westchnęłam, machając paluszkiem. – Ciebie też?
– To chyba jego idea randki – Wywróciła oczami, ale
uśmiechnęła się ciepło.
– Cały Dan. Spokojnie, potem go trzepnę, by cię zabrał na
porządne randewu. My z Shunem pójdziemy na medytowanie czy coś takiego.
– Keith nie będzie miał nic przeciwko? – zapytała zaczepnie,
unosząc kącik ust.
– Każdy wie, że Kazami ma tylko jedną dziewczynę w głowie.
– To prawda – odetchnęła, opierając się wygodniej o
plastikowe krzesełko. – Mam nadzieję, że Alice szybko wpadnie w odwiedziny z
uniwersytetu.
Dalej już nasza
rozmowa utonęła we wrzawie, która wybuchła, kiedy Dan i Shun weszli na arenę.
Kuso jak zawsze wymachiwał szczęśliwy do kibiców, a Shun z pełnym opanowaniem
skinął głowę, po czym obydwaj zwrócili się do swoich przeciwników.
– Karta Otwarcia, start!
****
Akane w chwili
otwarcia drzwi odniosła wrażenie, że świat z niej potężnie zakpił. Miała swoje
grzechy na sumieniu, wiele osób zraniła, ale co do cholery sprawiło, że Spectra
Phantom przywlekł się pod jej dom? Chyba, że było to coś w stylu pierwszego
ostrzeżenia jak w „Opowieści wigilijnej”, więc nadszedł czas, by zapisać się do
jakiegoś wolontariatu czy podobnej atrakcji.
Nie czekała na
żadne słowo, od razu zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, licząc po cichu, że
dostanie w twarz. Niestety maszkaron jak zawsze olał dobre wychowanie, wsadził
buty między framugę a drzwi i wszedł do środka.
– Niewyraźny dałam sygnał, że nie chcę cię oglądać? –
spytała, patrząc się przez ramię. – Wjebać ci paralizatorem?
– Widzę, że ciągle utykasz z kulturą – westchnął.
– O kurwa, nie sądziłam, że dożyje chwili, gdy maszkaron
udzieli mi lekcji z savoir – vivre. Świat oszalał. I co to za strój? – Uniosła
brwi ze złośliwym uśmiechem. – Sama czerń. Liczyłeś na mój pogrzeb? A gdzie
kwiaty?
– Upiłbym się wtedy do nieprzytomności z radości i rzucił
bombonierkę na trumnę – odparł z jadowitą uprzejmością. – Daruj sobie. Chcę to
załatwić szybko.
– Jess nie ma i jak się pokłóciliście, to lepiej oglądaj się
za siebie, bo mam prawo jazdy.
– Czemu unikasz Gusa? – wystrzelił, kompletnie ignorując jej
poprzednią wypowiedź.
Odchyliła głowę, wybałuszając oczy. Już
nawet nie chodziło, że faktycznie jakoś zdarzało jej się nie zdążyć
odbierać telefonów Grava czy zdawkowo odpisywać. Nieee, dużo bardziej
niepokojące było, że Spectra tutaj przyszedł, mając o to problem. Jakby martwił
się (to już było samo w sobie absurdem światowym) o chłopaka.
– Naprawdę uderzyłeś się w głowę.
– Nie takie było moje pytanie.
Machnęła ręką i
ruszyła do kuchni. Cyknęła guzik, by woda w czajniku zaczęła się gotować,
oparła biodrami stół i sięgnęła po pozostawioną butelkę wina. Phantom nie
ruszył się ze swojego miejsca w holu, ale ciągle wpatrywał się w nią lodowato.
Przechyliła butelkę, biorąc kilka łyków.
– A co cię to interesuje?
– Cóż Gus prawie sobie dziś podpalił włosy, a wcześniej
niezbyt kontaktował. Dość logiczne, że ty jesteś przyczyną.
– Spectruś zmienia się w Sherlocka, coś pięknego – mruknęła.
W duchu modliła
się, żeby maszkaron nie spostrzegł, jakie wrażenie wywarła na niej ta
wiadomość. Bo ciepło w brzuchu było naprawdę…miłe.
– Więc? – Uniósł brew.
– Sługa ci nie działa jak powinien, to przyszedłeś go
naprawić?
– Nie, tylko trochę bawi mnie, że ty, która deklaruje jaka
to nie jest silna i niezależna, nie potrafi nawet spojrzeć komuś w oczy i z nim
porozmawiać – Uśmiechnął się kpiąco.
– Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo mi udzielać rad, jak
kogoś traktować.
– Może – Wzruszył ramionami. – Ale jesteście dorośli, chyba
najwyższy czas, by się ogarnąć
– Coś niesamowitego, że taka kwestia padła z twoich
ust, Phantom. Jak rok może zmienić
człowieka – westchnęła teatralnie. Spojrzała na butelkę. – Dobra, zrozumiałam.
Wyjdziesz i przestaniesz zatruwać mi dzień? Twoja twarz – Wykrzywiła się w
kaprysie. – sprawia, że opuszczają mnie chęci życia.
Prychnął i machnął
jej ręką na pożegnanie.
– Raz w życiu zrób coś rozsądnego! – zawołał, wychodząc.
– Ty też! Najlepiej potknij się na schodach i skręć kark! –
odgryzła się, patrząc jak kieruje się ku dołowi bloku i zamknęła drzwi na
klucz.
Przez moment tylko
stała, po czym zaklęła i przeszła do swojego pokoju. Ledwo schyliła się za
łóżku, usłyszała wymowny kaszel Leausa. Wyciągnęła telefon, trzepnęła bakugana
jaśkiem i wyszukała kontakt.
Wypuściła z wolna
powietrza. Robiła to dla siebie, a nie dla nadętego, pieprzonego maszkarona z
kompleksem wyższości.
Kliknęła zieloną
słuchawkę i nim zdążyła się rozmyśleć, przyłożyła komórkę bliżej ucha.
– Tak?
– Hejka, Gus – Przejechała językiem po zębach. – Chciałbyś
się spotkać jutro wieczorem?
****
Koła zaszumiały,
wjeżdżając na niski krawężnik. Jane wybiła bieg, zaciągnęła ręczny, po czym
przyjrzała się spod zmarszczonych brwi białej ciężarówce stojącej po przeciwnej
stronie ulicy. Grupa mężczyzn wynosiła właśnie beżową komodę, a kobieta szła z
sporym kartonowym pudłem tuż za nimi.
– Twoja mama nic o tym nie mówiła – zauważyła Ulvida.
– Pewnie nawet tego nie zauważyła – westchnęła dziewczyna,
złapała płócienny plecak z fotela obok i wysiadła, lekko trzaskając
drzwiczkami.
Mężczyzna ubrany w
luźną bluzę i jeansy czyli pewnie nowy właściciel domu uśmiechnął się do niej,
przerzucając przez ramię lampę i lekko się skłonił. Odwzajemniła gest, po czym pchnęła
bramę. Przeszła przez krótką ścieżkę, a flanelowa koszula furkotała za nią.
Drzwi wejściowe oczywiście były otwarte. Przewróciła oczami.
– Musisz wreszcie zacząć je zamykać! – zawołała, wchodząc do
środka.
Przeszła przez przedpokój i kierując się
przytłumionym dźwiękami wiolonczeli, weszła z rozmachem do gabinetu, który był
na lewo od kuchni. Pomieszczenie jak zawsze było zawalone kartkami z nutami, do
gromady świeczek na półce dołączył co najmniej tuzin innych, a w powietrzu
unosił się zapach świeżego prania. Pani Wilson siedziała przy łukowym oknie, z
którego rozpościerał się widok na niewielki trawnik i drzewo ze zwisającą z
gałęzi oponą.
– Znów nie zamknęłaś drzwi, mamo. W końcu cię okradną –
oznajmiła, opierając się ramieniem o framugę.
– Moja mała gwiazda! – Mama zerwała się z krzesła i wciąż ze
smyczkiem w dłoni przytuliła córkę. Materiał swetra lekko połaskotał twarz
Jane. – Taka jesteś, nic nie mówisz, że przyjedziesz z collegu – Pokręciła
głową. – A co do drzwi – Machnęła ręką. – I tak tu wiele nie ma.
Jane uniosła brwi
wymownie i omiotła wzrokiem gablotkę z błyszczącymi statuetkami, ale ledwo
napotkała imię Jordana, poczuła ucisk w gardle i spuściła oczy. Matka lekka
ścisnęła ją za ramię, a Ulvida potarła o szyję.
– Więc mów – Pani Wilson znów usiadła. – Jak ci idzie?
Dobrze się tam czujesz? Jak nowe mieszkanie?
– Gdyby Roger nie chrapał, to byłoby niemal idealnie. Ale
Nathan go często bije poduszką, aż przestanie albo Wendy budzi krzykiem – Kącik
ust sam jej się uniósł na wspomnienie. – A co do college, to póki co jest
przyjemnie.
– Jak ludzie?
Wzruszyła ramionami
i obróciła bransoletką kilka razy. Srebrne zawieszki zadźwięczały.
– Normalni. Milsi od tych z liceum.
– To dobrze – Kobieta oparła podbródek o wiolonczelę. –
Pisanie ci idzie? Znów siedzisz po nocach?
– Pracuję, więc co mogę zrobić, jak tylko nocki mi zostają?
– Rozłożyła ręce. – A co u ciebie mamo? Masz nowych sąsiadów.
– Dopiero dziś ich zauważyłam, no cóż – Podrapała się po
karku. – Liczę, że będą to spokojni ludzi. Hmm…a tak to…pfff… A! Za niedługo
jedziemy z kwartetem na małe tourne i chyba tyle. Życie po czterdzieste rzadko opływa
w jakieś ekscytujące zdarzenia.
– Może poznasz kogoś ciekawego.
– Bardziej liczyłabym na ciebie – Mama rzuciła jej znaczące
spojrzenie. – Nie ma nikogo na twoich zajęciach. Jakiejś dziewczyny czy
chłopaka?
– Nie zwracałam uwagi, szczerze – Przeciągnęła się. – Jak
się ktoś trafi, to się trafi.
– W tej nowej fryzurze na pewno ktoś zwróci na ciebie uwagę.
– A dziękuje, dziękuje – Przejechała dłonią po świeżo
ściętych włosach, które kończyły się w połowie szyi.
Nagle rozległo się
pukanie, a zaraz po nim dzwonek. Pani Wilson uniosła brew, ale Jane i tak
podniosła się i poszła otworzyć. W progu ukazał jej się chłopak o jasnej cerze
z błyszczącymi brązowymi oczami. Na jego ramieniu siedział bakugan. Na jej
widok uśmiechnął się szeroko.
– Słucham? – spytała.
– Hejka, jestem Tyler Harvey.
– Jane Wilson.
Uścisnęli dłonie.
– Chciałem się tylko szybko przywitać, bo się wprowadzamy.
Zresztą widziałem cię z okna i wolałem to zrobić, zanim moja mama przybiegnie z
całym zestawem witającym, by się nie ośmieszyć przed tobą.
– Zauważyłam – odparła krótko, olewając flirt. – Nie
mieszkam tutaj, bardziej moja mama, ale przekaż swojej, że wszystko załatwiłeś,
to da ci spokój.
– Jasne – Wsadził dłoń do kieszeni i przechylił głowę lekko
na bok. – Grasz w bakugan, nie?
– Owszem.
– Wiesz, gdzie jest najbliższy punkt dostępu?
– Yep – Skinęła głową i wskazała zakręt uliczki. – Tamtędy
dojdziesz na najbliższą stację metra, lecisz cztery przystanki i kierujesz się
na Diamond District. Punkt jest na samym początku dzielnicy.
– Dzięki wielkie – uśmiechnął się promiennie i zaczął
schodzić po schodkach. – Miło było poznać i obyśmy się znów spotkali – Obrócił
się, robiąc lekki ukłon i jednocześnie puszczając oczko.
– Do zobaczenie – uśmiechnęła się lekko i machnęła ręką.
Po zamknięciu
drzwi od razu zaprzestała tej sztucznej wesołości i lekko się zatrząsła, w ten
sposób próbując pozbyć się tego uczucia zażenowania ze środka. Mogła dziękować
losowi, że już tu nie mieszkała, bo ten chłopak na pewno nie znalazłby się na
jej liście najchętniej oglądanych osób.
– Fajny? – zagadnęła mama, gdy wróciła z dwoma kubkami kawy.
– Nie jestem w takiej desperacji – prychnęła, ogrzewając
dłonie ciepłą porcelaną.
****
Dan zarzucił
ramię na moją szyję, zrzucając cały swój ciężar na biedny kręgosłup. Zmrużyłam
oczy i zrzuciłam go z siebie.
– Za ciężki jesteś – mruknęłam.
– No wiesz co, ja ciężko trenuję, to same mięśnie – wydął
policzki. – Prawda Runo?
– Jedyne, co trenujesz, to naciąganie moich nerwów, pajacu –
odparła, ciągnąc go za ucho. – Wydzwaniałeś do mnie pół wieczoru, bym zobaczyła
twoją jedną walkę?!
– W sumie też cię powinnam za to sklepać – przytaknęłam.
– Zaraz, zaraz, co tak na mnie skaczecie?! Auuu! Rany, Runo,
przecież wiesz, że to nie wszystko, co przygotowałem. Przecież jestem mistrzem
planów!
– Och, tak? Jakoś nie zauważyłam. Bo pamiętasz jak…
Wolałam uniknąć
drastycznych widoków i przybliżyłam się do Shuna. Kazami również preferował
zachować bezpieczny dystans, zwłaszcza że parka przyciągała dość sporo uwagi.
No i staliśmy na głównym placu, więc w ogóle było cudnie, bo niemal każdy się
na nas gapił. Już widziałam te nagłówki o sprzeczce w szeregach Wojowników albo
teoriach o jakimś rozpadzie.
– Dawno nie walczyłaś, Jessie – powiedział Shun.
– Ale trzymam pozycję. Zresztą dorosłe życie, sam rozumiesz.
Czasu brakuje.
– Oj tak, dziadek chce, bym przejął dojo.
– Będziesz uczył dzieci sztuk walk. Możesz je bić. Nawet
kusząca perspektywa – Trąciłam go ramieniem.
Przewrócił oczami,
ale uśmiechnął się pod nosem. I gdyby nie drący się na siebie Dan i Runo,
którzy niebezpiecznie zbliżali się do wytargania się za włosy, to uznać by to
można było za całkiem miłe spotkanko. Jednak kątek oka ujrzałam błysk metalu i
momentalnie poczułam, jak drga mi brew.
– Proszę, proszę, kogo my tu mamy.
– Komu tym razem urwałeś się ze smyczy, Anubias? – westchnęłam,
zakładając ręce na piersi.
– Skarb się do mnie odezwał, cóż za zaszczyt – zaśmiał się.
– Troszczę się, bo pieski nie powinny biegać bez pana –
uśmiechnęłam się samymi wargami.
Reszta jego ekipy
uwielbienia w osobie wysokiego i barczystego Bena, reinkarnowanej wersji
piszczałki o imieniu Jack i mrukliwego Robina stanęła za jego plecami i
zmierzyła nas mało uprzejmym wzrokiem.
Sam sadomaso (ksywę
dostał na podstawie swojego stroju i mało za nią przepadał, na szczęście)
jedynie prychnął i zwrócił się do Dana z tym pełnym jadu uśmiechem.
– Obijasz się ostatnimi czasami, Kuso.
– Że co? Ja? – Zirytował się szatyn.
– Czyżby sława uderzyła do głowy? – Anubias rozłożył ręce. –
Tylko jedna walka na kilka dni wystarczy? Myślisz, że jesteś taki potężny, iż
nikt ci nie przeszkodzi?
– Coś ty powiedział?! – Runo już podwijała rękaw sukienki,
ale Dan ją powstrzymał. Trochę szkoda, bo może pięści Misaki wybiłyby trochę
samouwielbienia z sadomaso. Choć szybciej zadziałałby tu buldożer kierowany
przez Aki.
– Widzisz, ja nie mam się o co martwić – Kuso klepnął się
dłonią w tors. – Jeśli zaczniecie mnie ktoś doganiać, to pokonam więcej ludzi.
Proste – Wyszczerzył się dumnie.
Runo spojrzała na
niego z niedowierzaniem i chyba zamierzała się, by mu wklepać porządnie, Shun
westchnął ciężko, a ja klepnęłam się w czoło. Akurat w kwestii wielkości ego to
Dan i Anubias szli łeb w łeb, o to mogliby się bić, chętnie bym pooglądała.
– Niewiarygodne. Kuso, powinieneś uważać, bo niedługo ktoś
zrzuci ci tę koronę z głowy.
– I to będzie pani Sellon! – Znikąd koło nas wyrosła Chris
czyli niska blondynka i fiołkowych oczach, która piany mogłaby śpiewać na cześć
swojej liderki.
– Chyba na łeb upadłaś, dziewczynko – syknął Ben. –
Oczywiście, że to będzie Anubias.
Ja pierdolę, niech
się jeszcze zaczną bić. Tak jakby ktoś nie zauważył, to jakiś czas temu (chyba
miesiąc) równocześnie w Bakuprzestrzeni pojawił się sadomaso i Sellon, która
akurat była całkiem spoko. I coś niesamowitego, od razu przyczepili się do
Wojowników, a konkretniej do Dana i próbują go zbić z podium. Obecnie zajmują
szóste i piąte miejsce, więc serio szybko im idzie. A ich ekipy to była
dosłowna zbieranina osób albo naiwnych albo mających jakieś głębokie zachwiania
emocjonalne.
– Ja bym się zmywał, Jess – uznał Fludim, lustrując
wzrokiem, jak Chris i Jack ścierają się nosami.
– Cyrk – westchnęłam. – Tylko klaun jak zawsze ten sam –
uśmiechnęłam się słodko do Anubiasa.
– A ty jak zawsze miętolisz jęzorem, styropianie – warknął,
schylając się w moją stronę.
– Och, wysiliłeś tę jedną komórkę mózgową na nowe
przezwisko. Jestem wzruszona – Otarłam udawaną łezkę. – Tylko żebyś się nam nie
przegrzał od tej walki umysłowej.
– Powinnaś bardziej się chyba skupić na swojej pozycji –
Wymownie podniósł głowę w kierunku rankingu.
– Nie masz się co martwić, jak zechcę, to wgniotę cię w
ziemię.
– Och? – Błysnął zębami. – Chyba śnisz.
Mierzyliśmy się
wzrokiem przez chwilę, gdy nad naszymi głowami otworzył się nowy holograficzny
ekran. Tradycyjnie poleciała jakaś chwytliwa melodyjka i slajdy z najbardziej
spektakularnych bitew, po czym pojawiło się… Zamrugałam kilka razy, mając
wrażenie, że świat mi się osuwa spod stóp. Mój zacny ryj oraz Dana, obok
Anubias z Robinem, a nad nami Sellon z Chris. Kurwa, żart jakiś. Przecież ja
się na żadne walki nie zapisywałam.
Dan uśmiechnął się
tak nerwowo, że ślepym by trzeba być, żeby nie wpaść, kto wpadł na ten
absolutnie genialny pomysł.
– Uwaga, bakufani! – zagrzmiał głos komentatora. – Już jutro
popołudniu zobaczymy kolejną walkę drużynową. Jest to ostatnia zwykła bitwa
przed Turniejem Ogólnym, gdzie zostanie wyłoniony nowy król Bakuprzestrzeni!
Nie przegapcie okazji, by ujrzeć w jakiej formie są liderzy trzech
najsilniejszych drużyn!
Zachowałam na tyle
przytomności umysłu, by nie parsknąć głośno zrezygnowanym śmiechem.
Podekscytowane dzieciaki jeszcze bardziej wlepiały w nas gały, a zbytnie ich
nakręcanie tylko się gorzej skończy. Zamiast tego odwaliłam relaksacyjne
oddychanie, wyobrażając sobie jak dziabie Kuso widelcem po oczach. O dziwo
podziałało na tyle, że moja brew nie drgała już niekontrolowanie i mogłam
sklecić zdanie bez zbytniego podniesienia głosu.
– No popatrz, piesku. Doczekałeś się szybciej, niż myślałeś
– mruknęłam i spojrzałam na Dana, zaginając palce na szpony. – Co to ma być?! –
syknęłam donośnie, bo mój głos i tak ginął we wrzawie graczy.
– Hehe – Podrapał się po karku. – Niespodzianka?
I jak ja niby miałam
zdać szkołę?! Starożytni?!
Także ten, ja się odmeldowuje!
Ogólnie to około dwóch miesięcy tam minęło, ale to tam mało ważne, wiadomo, że coś minęło XDD Dan to taki romantyk jak ja, jemu dalej bardziej bitwy w głowie XDD Ahh drama będzie i to jaka ładna, jeszcze że więcej odcinków po jp się pojawiło na yt i można oglądać <3 Nah, zazdrości nie czuje, a że wie, że Jess sobie na spokojnie poradzi z kimś kto nie jest PLANETĄ albo walniętym władcą, to robi swoje. Ace żyje, spokojnie. O Spectrze będzie więcej w następnym, spokojnie XDD No Aki to Aki, Spectry nie lubi, bo no wsm ma prawo, ale też on ładnie ludzi odczytuje, a ona ma rzeczy, którymi nie lubi się dzielić i pfff Jess ich kocha obydwoje, także chillera
OdpowiedzUsuńa no nie wyjdzie XDDD ciężko miał chłop w tej części, ale przynajmniej przez to wrócił Spectruś <3 Aaa wreszcie mi się związki rozwiną, bo ta część ma w chuj miejsca na własną fabułę. A no Keith daje sobie radę, w końcu ma tu 21 lat XDD
OdpowiedzUsuńPsychicznie to on momentami siada XDDDD A będzie, już nawet w następnym planuje co nieco, hehe, tylko czasu bardziej brak XD Chyba, że po nocach, ale muszę jakoś w miarę wrócić do równowagi, bo masakra jest póki co XDD
OdpowiedzUsuńXDDD *kończy przedwiośnie na spokojnie* Oj biedna, będę trzymała kciuki. Raczej tydzień w jego przypadku XDD Albo niech wyjedzie z Jess nad morze.
OdpowiedzUsuńJess: Na vestalii nie ma morza
Mira: Only jeziora
Ale chujowo, no ale woda to woda.
Ohh, ja się prsyhicznie szykuję do robienia matur z matmy, bo polski czy ang to dam radę, ale to..hooo.
Rozdział póki co zaczęłam pisać, ale dziś już nie skończę, spanie mnie już łamie XDDD
OdpowiedzUsuńJess jej dała, a ona ma wszystko (wcale nie zabiera od Spectry)
OdpowiedzUsuń