Gdybym wiedziała, że po otwarciu oczu zostanę uraczona mordą, a raczej maską, tego nadętego blondyna, to udawałabym omdlenie przez najbliższe kilka godzin. Jednak stało się i teraz musiałam zdzierżyć jego przeszywający wzrok oraz niewygodne oparcie krzesła, które wpijało się w moje plecy.
– Pytam ostatni raz. Co planuje Ruch Oporu? - niemal syknął, postukując palcem o blat oddzielającego nas stolika.
Taaa, nie dało mu się przetłumaczyć, że ta informacja była niedostępna zarówno dla niego jak i dla mnie. Westchnęłam, krzyżując ręce. W brzuchu coraz bardziej mnie ssało, a nie zapowiadało się, bym została tu czymś nakarmiona.
– Przypuszczam, że opór – odparłam.
Nie zareagował w żaden widoczny sposób. Dopiero po chwili odchylił się i spojrzał przez malutkie okno, które wychodziło na ulicę. Dało się z niego dostrzec pechową arenę, gdzie zostałam zgarnięta.
– Na tym stadionie walczy wiele silnych bakuganów – stwierdził, po czym powoli przeniósł na mnie wzrok.
Wzdrygnęłam się, bo doznałam uczucia, jakbym była przewiercana na wylot jego zimnym błękitnym okiem. Na jego usta wpłynął krzywy uśmiech.
– Ciekawe, ile twój bakugan by tam przetrwał.
Instynktownie zasłoniłam Fludima dłonią. Krzesło Spectry przejechało z piskiem po białej podłodze, a on sam nachylił się nade mną, uderzając dłońmi o stół.
– Jeśli nie chcesz, by tak to się skończyło, to radzę ci zacząć gadać, Ziemianko – ton jego głosu był chłodny i ostry.
– Przecież ci mówiłam, że nie wiem! – jęknęłam. – Wylądowałam tu dziś rano przez portal międzyplanetarny i na tym koniec. Nie mam pojęcia, kim jesteś ty, ten ruch i co to za miejsce!
Delikatnie skłamałam, a raczej nie dopowiedziałam całej prawdy, bo doprawdy pojęcia nie miałam, co to byli Vexosi ani skąd w ogóle wytrzasnęła się ta cała Vestalia.
– Znasz Dana Kuso?
Zamrugałam, a przed oczami od razu pojawiła mi się twarz szatyna. Na Ziemi każdy go znał, ale czemu tutaj..Nie mówcie mi…
– Słyszałam o nim, ale nigdy nie spotkałam.
Przez chwilę nie padło żadne pytanie. W końcu Spectra zaprzestał wiszenia nade mną i znów zajął miejsce na swoim krześle. Odetchnęłam w środku, ale nie opuściłam ręki osłaniającej Fludima.
Zapadła cisza. Chłopak wyglądał na zamyślonego i wyglądał przez okienko. Milczenie przeciągało się, aż zdecydowałam się je przerwać.
– To może już pójdę? I tak wam w niczym nie pomogę.
– Nonsens – odparł. – Mów, co o nim słyszałaś.
Jęknęłam w duchu i wbiłam w niego pełen niedowierzania wzrok. Nie spuścił oczu, a jego twarz (to, co było widoczne) pozostała stoicko spokojna. Oparłam policzek o zwiniętą pięść. Głód i moja irytacja nasilały się.
– Ma bakugana Drago, rozwalili Nagę, kiedy chciał zamienić ziemię w cmentarz. Lider Wojowników i najlepszy gracz w świecie. Proszę, mam nadzieję, że dobrze wykorzystasz tę bezcenną wiedzę – wycedziłam, uśmiechając się jadowicie.
Pozostał niewzruszony. Nieśpiesznie podniósł się, podszedł do drzwi i lekko w nie zastukał. Obserwowałam go w napięciu, mając tą nędzną nadzieję, że powie komuś żeby mnie stąd wyprowadzili, bo byłam bezużyteczna. Już mogli mnie wysłać na ziemię, póki co to nadawałam się do walki o wolność bakuganów jak wół do karety.
– Proszę, mistrzu – Chłopak o długich błękitnych włosach podał mu jakiś wydruk.
Nie miałam zbyt dobrego wzroku, ale zauważyłam, że była tam odbitka jakiegoś zdjęcia. Od razu zrobiło mi się zimno.
– Jedenaste miejsce w świecie to całkiem ładny wynik – stwierdził Spectra.
Moje przeczucie potwierdziło się. Sprawdzili, kim byłam. Chociaż z tych informacji nijak wynikało, że mogłam znać się z kimkolwiek z Wojowników, to oni mogli sobie takie ubzdurać. Sytuacja się pogarszała w zastraszającym tempie, a nie miałam pojęcia, jak to odwrócić.
– To już nie można zajmować dobrych miejsc? Tu nie ma żadnego dowodu, że znam Kuso, co zresztą ci mówiłam. Ja tu jestem z przypadku – Zastukałam palcem w stolik, żeby podkreślić wagę swoich słów.
Olał mnie kompletnie i przewrócił parę stron. Zapragnęłam cisnąć w niego krzesłem, ale raczej nie poprawiłoby to obecnego stanu rzeczy.
– Gus, co mówił książę?
– Kazał pilnować i czekać na efekty, mistrzu.
Spectra pokiwał głową i machnął ręką. Gus czyli ten o bujnych niebieskich lokach wszedł i ruchem ręki nakazał mi wstać. Siedziałam twardo, bo to niedoczekanie, bym się dała traktować jak jakiś pies.
– Mam nadzieję, że to znaczy, że odstawicie mnie do domu.
Grymas irytacji wykrzywił twarz tego Gusa, ale nic nie powiedział.
– Nie jestem okrutny – Spectra posłał mi ironiczny uśmieszek. – Pozwolę ci zostać w pokoju, a nie w celi do czasu przybycia Wojowników.
– Rozumiem, że mam im pomachać z tego pokoju chusteczką jak królewna uwięziona w wieży? - zadrwiłam. – Oszaleliście tutaj wszyscy, poszłam po cholerne zakupy i przeniosłam, a wy mnie traktujecie jak jakiegoś zdrajcę narodu.
– Na twoim miejscu nauczyłbym się trzymać język za zębami – poradził. – Zresztą jeśli Wojownicy nie spróbują cię ratować, to potwierdzą się twoje słowa i wrócisz do domu. - Rzucił spięty plik kartek na krzesło. Moje zdjęcie z rankingu walk uśmiechało się dumnie. – Jednak jeśli kłamiesz, to powinnaś być wdzięczna, że jeszcze parę dni spędzisz poza lochem.
Wzdrygnęłam się lekko na nutkę groźby, jaką zawarł w swoim tonie.
– Gus, wyprowadź ją.
Zostałam niezbyt delikatnie ujęta pod ramię i podniesiona. Poddałam się i dałam prowadzić, rzucając maszkaronowi spojrzenie spod byka, które ten zignorował. Wyszliśmy z pokoju przesłuchań i pokierowaliśmy się do najbliższej windy. Jazda ku górze upłynęła w ciszy. Widziałam przez szybę ogromne połacie zieleni przecinane alejkami i wysoką fontanną otoczoną przez ławeczki. Gus ciągle mnie nie puszczał, kiedy wysiedliśmy i ruszyliśmy w prawo. Starałam się zapamiętać trasę, ale cały czas pojawiały się jakieś zakręty, aż w końcu straciłam orientację. Zresztą otoczenie było niezwykle monotonne utrzymane w kolorach stali i granatu.
W końcu się zatrzymaliśmy. Gus przyłożył palec do konsoli, a drzwi rozsunęły się na boki. Bez zbędnych ceregieli zostałam wepchnięta do niewielkiego pokoju.
– Posiłki dostaniesz tutaj. Nie radzę próbować sztuczek – odezwał się. Ton miał podobnie chłodny, co Phantom.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem. Obrzucił mnie ostatnim spojrzeniem i odwrócił się. Drzwi zatrzasnęły się i cicho pyknęły. Zostałam sama.
****
Posiłek był prosty, ale obfity. Makaron z jakimś lekko pikantnym sosem i kawałkami chyba mięsa. Został mi dostarczony przez chłopaka w ciemnozielonym uniformie. Nie odezwał się chociaż raz, tylko położył tackę z potrawą oraz karafką wody, po czym wyszedł, ciągnąc za sobą wózek. Na tyle głupia nie byłam, by go o coś wypytywać. Zresztą widziałam cienie, jakie rzucali strażnicy postawieni przy drzwiach.
Odłożyłam widelec na talerz i oparłam się o zimną szybę okrągłego okna. Było zbyt małe, bym się mogła przez nie przecisnąć, zresztą znajdowaliśmy się na jakimś trzecim piętrze tego budynku. Jeszcze nie poczułam takiej desperacji, by skakać na główkę.
Na cały pokój składał się tylko pojedyncze łóżko, niska komoda oraz stolik z krzesłem o miękkim siedzeniu oraz dołączona drobna łazienka. Przejrzałam cały zakątek, ale nie posiadał absolutnie nic wartego uwagi. Tak więc do ewentualnej obrony czy ucieczki miałam pościel, brudny talerz lub plastikowe sztućce. Nie było to wyposażenie, które mogło mi specjalnie pomóc.
– Nie możesz tam dać znać Starożytnym, że ich zabiję za takie atrakcje? - mruknęłam do Fludima.
– Musimy się stąd jakoś wydostać – bakugan rozglądał się gorączkowo.
Uniosłam brew i wycelowałam dłonią w drzwi. Obydwoje mówiliśmy jak najciszej się dało, by nie dało się nas podsłuchać.
– To jedyna droga ucieczki. Prosto w ramiona gości, którzy raczej nie mają przyjaznych zamiarów.
– A chcesz tu tak tkwić? Potrzebujemy planu.
– Oczywiście, że nie chcę tu być – westchnęłam. – Ale jak na to nie spojrzysz, mamy przejebane. Ten maszkaron mnie podejrzewa o jakieś spiskowanie, straż pod drzwiami i nieznany teren. Szansą jest to, że Ruch Oporu to przyjdzie, oleje nas i wrócimy do domu.
– Chcesz wrócić?
– Mam się bić w sukience, bez kart supermocy i wyrzutni? - żachnęłam się. – Fludi, ten Spectra wygląda na tak pierdolniętego, że nawet po tym może mnie nie wypuścić.
Bakugan zasępił się. Rozumiałam jego reakcję i uczucia, ale szanujmy się! Moje szanse na przetrwanie tutaj bez wiedzy i sojuszników były równie wysokie jak na wygranie Nobla w kategorii chemii. Opadłam na łóżko, wbijając wzrok w sufit.
– Naprawdę nie możesz jakoś nawiązać połączenia ze Starożytnymi?
– Niestety, oni muszą mnie wezwać.
– Bezużyteczne próchna – syknęłam.
– Jess, a może… – podjął Fludim po chwili zawahania. – Gdy Ruch się pojawi, wykorzystamy zamieszanie i dołączymy do nich?
Zamyśliłam się, wyobrażając, jakby potoczył się taki scenariusz. Minusem niewątpliwie było, że wtedy Spectra, Gus i reszta tych pajaców nie dałaby mi spokoju. Z plusów to zdobycie informacji o świecie, towarzyszy i jakiejś siły bojowej. Również szybciej oni by mi pomogli powrócić niż ten maszkaron. Jemu nie mogłam absolutnie ufać.
– Pytanie brzmi, jak to zrobić – szepnęłam. – To nie będzie łatwe – Rzuciłam znaczące spojrzenie na drzwi.
– Chyba nie mamy wyjścia.
Na tym zakończyliśmy rozmowę. By zabić czas zerknęłam do łazienki, która składała się z toalety i prysznica o dziwacznej głowicy, która była pozbawiona wypustek, a zamiast tego miała wbudowaną żarówkę. Zmarszczyłam brwi, ale nie zdążyłam sprawdzić, jak działa, bo główne drzwi się rozsunęły.
– Książę cię wzywa.
Chętnie bym rzuciła jakąś uwagą, ale pomna charakterów Gusa i Spectry przełknęłam je i posłusznie ruszyłam za strażnikiem. W dłoni trzymał włócznie zakończoną podwójnym ostrzem, a na głowie miał przekrzywiony beret. Jego wysokie buty stukały głośno o wypolerowaną posadzkę.
Droga do księcia była dużo prostsza. Wystarczyło wjechać windą kilka pięter wyżej i przejść krótkim, wypełnionym przepychem i barwami brązu korytarzem. Strażnik przepuścił mnie i tak oto znalazłam się w okrągłym pomieszczeniu. Do podwyższeniu, do którego prowadziły marmurowe stopnie, znajdował się tron. Zajmował go ten sam chłopak, którego widziałam podczas turnieju. Bawił się jednym z krótszych loczków, przyglądając mi badawczo.
– Dzień dobry? – przywitałam się niepewnie i lekko się skłoniłam ni to dygnęłam.
Już bez przesady, że będę przed nim na kolana padać. Niewiele starszy był ode mnie.
– Czy na Ziemi nie istnieją monarchie? – zapytał.
Głos miał spokojny i lekko zaciekawiony.
– W większości krajów już nie – odparłam.
– Rozumiem – Podniósł się i zaczął powoli schodzić. – Mam nadzieję, że Spectra nie był zbyt brutalny.
Skrzywiłam się, na co Hydron się zaśmiał. Zatrzymał się przede mną. Był wyższy o parę centymetrów i pachniał mieszanką herbaty i trawy cytrynowej.
– Wiem, że bywa nieuprzejmy, ale to wynika z troski o interes Vestalian.
– Nieuprzejmy to niedopowiedzenie – prychnęłam.
– Musisz to zrozumieć, Jessico – westchnął i rozłożył ręce. – Naprawdę nie chcemy wciągać niewinnych w nasze sprawy, ale ostrożność to priorytet. Dlatego musimy cię zatrzymać na parę dni.
– Gdzie ja naprawdę robiłam tylko zakupy – jęknęłam cierpiętniczo. – San je widział!
– Dołożę wszelkich starań, by pobyt nie był dokuczliwy – zapewnił.
Równie dobrze mogłam próbować dogadać się z komodą w pokoju. Od niego padł rozkaz, bym tu siedziała, więc mogłam sobie mówić, ale nie było szans, żeby go zmienił. Załamałam tylko ręce.
– Potrzebujesz więc czegoś?
– Jak się używa waszego prysznica? – poddałam się.
Zbiłam go lekko z tropu, bo wlepił we mnie zdumione spojrzenie. Ja dalej patrzyłam się jak tępa krowa, aż odchrząknął.
– Twój opiekun ci wszystko wyjaśni – rzekł, wskazując na strażnika, który mnie przyprowadził.
Opiekun to był naprawdę ładny eufemizm. Pokiwałam głową na znak zgody.
– Gdzie jesteśmy?
– Na Vestalii.
Oczywiście księciunio bez zawahania skłamał. Dobrze, że Fludim tu ze mną wylądował, bo wolałam nie myśleć, jakby skończyła.
– Skąd bakugany w Vestalii? - udałam zaskoczenie. – Myślałam, że jedynie przybyły na Ziemię.
– Tak jak u was tutaj również spadły te karty – Wyciągnął jedną. Czarną z brązowym obrysem, więc walczył Subterrą.
– Ile tutaj pozostanę?
– Cóż, w naszym wspólnym interesie jest, by Ruch Oporu zjawił się tu najszybciej.
– Ale kto to jest? Czym oni są? Ten cały Spectra nic nie chciał wyjaśnić!
Mój ton musiał mu się nie spodobać, co zauważyłam po nerwowym drgnięciu strażnika. Mimo to przylepiony łagodny uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Skoro nie jesteś z nimi, nie musisz nimi zaprzątać sobie głowy.
Między słowami dawał mi do zrozumienia, że nie powinnam drążyć tematu. Nie było co drażnić osoby o, jakby nie patrzeć, najwyższym autorytecie, dlatego umilkłam.
Wtedy rozległo się ciche dzwonienie, a na wysokości tronu wyświetlił hologramowy ekran. Hydron westchnął.
– Niestety, sprawy mnie wzywają, ale liczę, że nasza następna rozmowa będzie dłuższa i swobodniejsza – Skinął na strażnika. – Odprowadź naszego gościa.
Nie miałam szans na podsłuchanie jego rozmowy. Mój opiekun narzucił iście olimpijskie tempo, póki gwałtownie nie zatrzymał się przy windzie. Omal nie wyrżnęłam głową w jego plecy. Zasalutował. Ujrzałam Spectrę i nabrałam chęci, by zawrócić do księcia.
– Mam nadzieję, że konwersacja przebiegła pomyślnie – rzekł.
– Może wreszcie się dowiem, jak działa wasz prysznic.
Drzwi windy się rozsunęły. Spectra wszedł do środka.
– Uważałbym na twoim miejscu – powiedział po zastanowieniu. – Książę Hydron lubi zmieniać swoich wrogów w figury z brązu.
I z tymi słowami mnie pozostawił.
****
Mój „opiekun” wyglądał na niezwykle zachwyconego zadaniem, jakim obdarzył go książę. Mimo wyraźniej niechęci stanął przy prysznicu, wskazał odpowiednie gałki i w którą stronę nimi kręcić. Okazało się, że na Vestalii mieli takie cacka jak świetlne prysznice, które oczyszczały ciało z brudu przez odpowiednią temperaturę i strumień światła. Niezwykle ekologiczne, to musiałam przyznać.
– Masz jeszcze jakieś pytania? – zapytał po prezentacji.
– Macie jakieś książki lub inne rzeczy, jakimi mogłabym zabić czas? Skoro i tak mam tu siedzieć.
– Postaram się coś załatwić – odparł.
Kiedy zostałam sama, z braku lepszego pomysłu wyjrzałam przez okno. Oczywiście mogłam je jedynie uchylić, ale lepsze to było niż nic. Ogarnęłam wzrokiem otoczenie. Był to wewnętrzny dziedziniec otoczony przez stalowe ściany. Po asfaltowych alejach kręciło się sporo osób w białych kitlach oraz strażnicy. Nie widziałam w pobliżu żadnej bramy, więc wyjścia stąd tutaj nie było.
Zastanowiły mnie jednak te osoby w kitlach. To byli lekarze czy naukowcy? Gdzie pracowali i co robili? Co to było właściwie za miejsce? Teoretycznie skoro przebywał tu książę, to mogłam to uznać za zamek, ale z drugiej strony mogła to być jakaś baza, której był dowódcą.
– Książę może się okazać naszą droga wyjścia – odezwał się Fludim, wlatując na moje ramię.
Uniosłam brew.
– Nie zawahał się skłamać przy pierwszej możliwej okazji – wytknęłam.
– To prawda, ale wydaje mi się, że traktował cię bardziej pobłażliwie niż Spectra.
– Nie jestem pewna, dał Gusowi polecenie o pilnowaniu mnie – westchnęłam i podrapałam się po brodzie. – Choć fakt wolałam tą krótką pogawędkę z nim niż przesłuchanie w wykonaniu Spectry.
– Jeśli weźmie cię za naiwną i zagubioną, to powinno się udać, by odwołał straż.
– Najpierw trzeba by go namówić, by pokazał mi ten budynek. Nawet nie wiem, gdzie tu jest jakieś wyjście.
Samo myślenie o tym było męczące. Nie znałam kompletnie Hydrona, ten plan był sklecony w naprędce i nie miał żadnej gwarancji powodzenia. Ponadto wymagał sporo czasu i cierpliwości. Już lepiej by było, jakby ten cholerny tunel znów się gdzieś tu pojawił.
Rozległo się krótkie puknięcie, po czym drzwi się rozsunęły. Powrócił mój strażnik, niosąc pod pachą dwie książki, a w ręce niewielki pakunek.
– Mam nadzieję, że wystarczy.
– Dziękuję – uśmiechnęłam się.
Niestety mimo mych naiwnych wierzeń żaden z tomów nie zawierał planów budynków czy innych przydatnych informacji. Były to zwykłe powieści, które miały zapewnić rozrywkę i nic więcej. Westchnęłam i sięgnęłam po paczkę. Była lekka. Po rozerwaniu wypadła z niej długa koszula nocna z ciemnego materiału oraz grzebyk do włosów z ozdobnym grzbietem.
– To pewnie od księciunia – stwierdził Fludi. – Tak jak mówiłem, musimy wziąć się za niego.
– Nabyłam pretekst do następnej rozmowy – zgodziłam się.
****
Czas płynął i płynął beznadziejnie wolnym tempem, a okazja do rozmowy z Hydronem nie nadchodziła. Strażnicy za każdym razem gdy pytałam, wracali z odpowiedzią odmowną. Książę najwidoczniej był pochłonięty jakimiś sprawami. Ruch Oporu najwyraźniej nie miał zamiaru się zjawić również dziś. Spędzałam więc czas na czytaniu jednej z powieści. Fludim przez chwilę marudził, ale wystarczyło że spojrzałam na niego spode łba i się zatkał.
Nagle, bez żadnego pukania czy zapowiedzi, drzwi się otwarły i ukazały mi postać Spectry. Obrzuciłam go wzrokiem i wróciłam do książki, mając nadzieję, że jak go zignoruję, to magicznie zniknie.
– Widzę, że na Ziemi nie przykłada się specjalnej wagi do kultury osobistej – rzekł.
– Na Ziemi się puka przed wejściem – odparowałam i zamknęłam książkę. – Mam nadzieję, że masz zamiar mnie stąd wypuścić.
– Przebywasz tu ledwo dzień, bez przesady. Ruch Oporu również potrzebuje czas na działanie.
Drgnęła mi brew, a ręka zaswędziała, bym złapała opasłe tomisko i pizgnęła go w ten pusty łeb.
– Więc czego chcesz?
– Myślę, że powinniśmy się lepiej poznać.
Był to bardzo łagodny sposób na określenie następnego przesłuchania. Przełknęłam ślinę, ale nie ruszyłam się z materaca. Uśmiechnął się kpiąco, ciągle tkwiąc w progu.
– Dlatego zjemy razem obiad – oznajmił głosem pozornie miłym, w którym krył się lód.
Tak oto wylądowałam w jadalni na jednym z końców długiego stołu. Drogę tutaj mniej więcej pamiętałam, ale i tak była mało użyteczna, bo nie widziałam żadnego wyjścia.
Nad moją głową zwisał kryształowy żyrandol, a w centralnej części pokoju znajdował się witraż. Kolorowe refleksy padały na stół oraz ściany. Jedzenia póki co nie było, ale stół był zastawiony kryształową zastawą. Głupi by się domyślił, że maszkaron jest tu równie szanowany co Hydron, a to wcale nie wpływało korzystnie na moje położenie.
– Możesz wyciągnąć swojego bakugana, wiem, że umiesz się z nim porozumieć – oznajmił nagle Spectra, odrywając mnie tym samym od rozglądania się dookoła.
Serce zabiło mi szybciej, a Fludim poruszył się niespokojnie. Blondyn oparł policzek o zwiniętą pięść.
– Nie ma takiej potrzeby – odparłam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie. – W końcu chciałeś poznać mnie, czyż nie?
Wypuścił wolno powietrze i poprawił się na krześle.
– Słyszałem, że mimo mojego ostrzeżenia, próbujesz nawiązać kontakt z księciem.
– Wypada podziękować za prezent – wzruszyłam ramionami.
Obrócił w palcach kieliszek. Cały czas nosił maskę, więc odczytanie jego emocji było ciężkie. Cierpliwie czekałam na jego słowa, czując, że robi mi się coraz cieplej z nerwów.
– Nie masz pojęcia, gdzie jesteś. Nie wiesz, co się dzieje, kim jesteśmy – mówił powoli, a jego uśmieszek się pogłębiał. – Nawet nie wiesz, jak stąd wyjść. Twoja sytuacja jest absolutnie beznadziejna.
– Dziękuje, nie zauważyłam tego – wycedziłam.
– Jednak wcale nie musi taka być.
Urwał dramatycznie, kiedy drzwi się rozwarły, by wpuścić w służbę. W oka mgnieniu stół wypełniły różne dymiące półmiski, wazy i miseczki. Kobieta i mężczyzna w białych mundurach uwinęli się błyskawicznie, a po tym jak nalali wina do wysokich kieliszków, skłonili się Spectrze i wyszli. Rozstawienie tego wszystkiego nie zajęło im więcej niż trzy minuty.
– To jaką masz propozycję? - spytałam, na co blondyn uniósł dłoń.
– Nie omawiam takich spraw przy posiłku.
Przewróciłam oczami. Oczywiście, musiał podtrzymać napięcie, żebym czasem nie nabrała apetytu. Sięgnęłam po potrawy, które wydawały mi się najbardziej znajome i nałożyłam dla siebie. Na wino ufałam nieufnie, bo kto wie, czy czegoś nie kazał tam dodać. Choć teoretycznie dostaliśmy je z tej samej butelki…
Obiad upłynął w absolutnym milczeniu przy szczęku sztućców i talerzy. Spectra odezwał się dopiero po szybkim wysuszeniu zawartości kieliszka.
– Zdaje sobie sprawę, że możesz nie mieć nic wspólnego z Ruchem Oporu.
– To po cholerę to wszystko? - warknęłam. – Tak wam się tu nudzi?
– Bo to nic nie zmienia, Jessica – odparł spokojnie i oparł brodę o palce zwinięte w koszyczek. – To, czy ich znasz czy nie, nie sprawi, że przestajesz być użytecznym pionkiem.
Zmarszczyłam brwi, ściskając mocniej kieliszek. Czułam, że jego następne słowa nie spodobają mi się.
– Dan Kuso to niezwykle prostolinijny i dobroduszny chłopak. Walczy z nami, bo wierzy w swoje bzdurne ideały. Jeśli usłyszy, że trzymamy tu ziemską dziewczynę, nawet jeśli jej nie zna, jak myślisz, co zrobi. Pozwoli, by była więziona czy też przybędzie na ratunek?
Ścisnęło mnie w środku. Nie trzeba było znać osobiście Dana, by wiedzieć, że on nie zawahałby się przy tym wyborze i podążyłby na pomoc. Uświadomienie uderzyło we mnie, sprawiając, że na moment zostałam ogłuszona. Milion nieskładnych myśli zaczęło przebiegać po mojej głowie.
– Ja to wiem. Hydron to wie – Spectra ciągnął dalej, pewnie widząc mój stan. – Więc jak myślisz, jakie masz szanse na szybki powrót do domu?
Bawiło go to. Cholerny maszkaron czerpał z tego niesamowitą satysfakcję. Zacisnęłam pięści i wtedy poczułam, jakby ktoś przysunął mi coś rozpalonego do nadgarstka. Zrobiło mi się na sekundę biało przed oczami, a ból rozlał się po całej długości ręki. Zerwałam się gwałtownie, prawie zrzucając zastawę na ziemię. Uczucie zniknęło równie szybko, co się pojawiło. Zamrugałam kilka razy i uważnie przyjrzałam się ręce, ale nic niepokojącego na niej nie dostrzegłam.
Z opóźnieniem do mnie dotarło, że to wszystko widział Spectra. Syknęłam jeszcze raz i zaczęłam potrząsać ręką.
– Cholerny skurcz – mruknęłam i spojrzałam na niego.
Dla własnego spokoju wolałam wierzyć, że to kupił, bo ciągle się nie odzywał. Machnęłam jeszcze kilka razy kończyną i usiadłam.
– To jaką masz propozycję, bym nie miała tak przejebane? - spytałam jadowicie ze słodkim uśmiechem.
– To bardzo proste, Jessica – Skręcał mnie sposób, w jaki wypowiadał moje imię. – Wystarczy, że do mnie dołączysz.
Musiałam zrobić wybitnie głupią minę, bo odetchnął i odchylił się na krześle.
– Z Gusem pracujemy nad czymś ważnym, co pochłania wiele naszej uwagi. A powinniśmy mieć również oko na księcia, jego ruchy i zamiary. Wyrażam się jasno?
Czyli szpiegowanie. Czemu tak łatwo mi o tym powiedział, nie mając żadnej gwarancji, że go nie zdradzę?
– Tylko jaką mam pewność, że to faktycznie mi pomoże? - Skrzyżowałam ramiona. – Równie dobrze mogę skończyć w lochu i tyle z tego będzie.
– Jeśli jesteś dość inteligenta, dasz sobie radę – Rozłożył ręce. – Czekając bezczynnie, również nie masz żadnej gwarancji czy cudem Ruch się uratuje czy też skończysz w lochu.
– Cóż teoretycznie mogę powiedzieć księciu o twojej propozycji – zaryzykowałam tym stwierdzeniem. Do obrony miałam kawał amunicji pod postacią talerzy i sztućców.
– Masz rację – Pokiwał głową. – O ile zdołasz dotrzeć do księcia, nim się o tym dowiem.
– Widzę, że odpuściłeś sobie subtelne groźby.
– Nie widzę w nich większego sensu. Myślę, że na tyle rozumiesz swoją sytuację, by nie podjąć głupiej decyzji.
Sięgnął po butelkę i nalał sobie więcej wina. Westchnęłam ciężko i podniosłam.
– Muszę się zastanowić.
– To nie problem, masz tu mnóstwo czasu na przemyślenia.
Zdusiłam przekleństwo i opuściłam tego pojebańca.
****
Przez dalsze dni moja sytuacja nie uległa zmianie, wręcz delikatnie się pogorszyła, gdyż zostało mi przekazane, że Hydron wyjechał i tyle go widziano. Spectra również nie zaszczycił mnie swoją obecnością. Mimo tego obserwacja ani trochę nie zelżała, a wytknięcie nosa przez drzwi kończyło się na podejrzliwym wzroku i śledzeniu każdego kroku. W rezultacie spędzałam czas z książkami, z nudów nawet ćwicząc i krążąc w kółko jak jakaś opętana.
Spędziłam w tych fantastycznych warunkach już dobre cztery dni. Moi rodzice i Mick musieli umierać z niepokoju przez moje zniknięcie. Pewnie postawili całą policję stanową na nogi i bezskutecznie próbowali mnie odnaleźć. Ściskało mnie serce na samą myśl, ale musiałam się opanować. Płaczem nie miałam szans niczego zmienić, ta banda wariatów nie była z tych, których poruszyłyby czyjeś łzy.
– Ruch Oporu mógłby się pośpieszyć – powiedziałam ponuro do Fludima. – Albo ci pieprzeni Starożytni też mogliby ruszyć tyłki.
– Myślę, że w obecnej sytuacji mają związane ręce – mruknął mój bakugan.
– O, to zupełnie jak my – Padłam plecami na podłogę. – Jak tak dalej pójdzie, to się tu zestarzeje i ktoś za kilkadziesiąt lat znajdzie moje kości.
Dwa metry pod ziemią mogłam wylądować o wiele szybciej, niż się spodziewałam. Przez cały budynek przebiegł wstrząs, który sprawił, że krzesło oraz szafka nocna upadły z hukiem o podłogę. Zerwałam się na równe nogi. Za drzwiami słyszałam krzyki i tupot stóp. Wymieniliśmy spojrzenia z Fludimem. Oto nadeszła długo wyczekiwana okazja.
Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się. Uśmiech sam wpłynął na me usta, gdy stwierdziłam brak strażników.
– Musimy znaleźć schody i uciekać do parteru – szepnął Fludim. – Winda to za duże ryzyko.
– Obserwuj, czy zbliża się któryś z tych Vexosów – poleciłam mu i rzuciłam do biegu.
Co jakiś czas budynkiem znów trzęsło, ale mniej intensywnie niż za pierwszym razem. Widziałam strażników biegających w różne strony i wykrzykujących jakieś polecenia, ale przez adrenalinę i ogólną wrzawę nie rozumiałam, o co im chodziło. Zresztą nie było to ważne, póki miałam szansę się stąd wydostać.
Niestety ledwo udało mi się zejść na niższe piętro, okazało się, że schody nie mają kontynuacji. Zapewne miało to uniemożliwić ucieczki oraz sprawić, że ewakuacja stąd była cholernie uciążliwa. Schowałam się za jedną z długich zasłon, gdy usłyszałam zbliżający się tupot.
– Są na niższym poziomie, mamy zabezpieczyć salę tronową – wrzasnął jeden ze strażników.
– Pieprzony ruch oporu.
Fludim znacząco klepnął mnie w szyję. Zignorowałam go i czekałam, aż odbiegną dalej.
– I tak trzeba stąd wyjść. Potem możemy ich szukać – oznajmiłam.
Nie dałam bakuganowi szansę na odpowiedź, tylko rzuciłam się do dalszego biegu.
****
Wyjrzałam delikatnie zza rogu i zaraz cofnęłam głowę. Grupa naukowców stała tuż przy przejściu na dalszą część korytarza, a wnioskując po ich ożywionej dyskusji, raczej prędko się stamtąd nie ruszą. Musiałam poszukać innej drogi, więc zaczęłam powoli się wycofywać, póki nie wyczułam, że dotykam ręką jakiegoś materiału.
Zimno rozlało się po całym moim żołądku. Cudem nie krzyknęłam.
Dłoń, która złapała moje ramię, zdawała się wgnieść moje nogi w podłogę. Na moment zastygłam jak słup, a w gardle mnie ścisnęło. Ta ręką była ubrana w rękawiczkę. Wyraźnie czułam materiał i oczami wyobraźni widziałam, że jest ona biała.
– Chyba nie myślałaś, że to będzie takie łatwe? - szepnął Spectra prosto do mojego ucha.
Niewiele myśląc, szarpnęłam się w przód, jednocześnie wykonując kopnięcie w tył. Puścił mnie na moment, ale zaraz złapał za nadgarstek. Zacisnęłam zęby i pociągnęłam mocno, zapierając się nogami. Poczułam, jak impuls energii przebiega przez mój organizm. Fioletowe iskry trysnęły spod zaciśniętych palców blondyna.
Syknął, rozluźniając uścisk. Nie roztrząsając, co to właściwie było natychmiast wyrwałam rękę i puściłam się biegiem w przeciwną stronę, olewając bandę naukowców. Trzysta razy bardziej wolałam się mierzyć z nimi, niż tym popierdoleńcem.
Niezbyt mnie zaskoczyło, kiedy wszędzie zaczął wyć alarm. Ale zdziwił mnie brak pościgu Spectry. Zerknęłam przez ramię, jednak już go nie było, za to pojawiło się parę knypków w kitlach, którzy krzykami próbowali mnie namówić do zatrzymania się. Zacisnęłam zęby i przyśpieszyłam. Rzucałam się w coraz to nowe zakręty, aż wypadłam na spore rozwidlenie.
Niestety nie było ono puste. Dziewczyna, którą widziałam wtedy z Phantomem oraz chłopak, który nazywał się chyba Shadow, wbili we mnie wzrok. Byłam cała spocona, dyszałam jak po przebiegnięciu maratonu, moje włosy były przylepione do twarzy. Ale błysk w oku dziewczyny powiedział mi, że mnie poznała. Natomiast chłopak się zaśmiał, wywalając język.
– Wiedziałam, że jesteś z tym durnym Ruchem – powiedziała z satysfakcją, z jej dłoni dosłownie wypłynął błękitny bat.
– Nie jestem! - wydusiłam, po czym kucnęłam, by uniknąć ciosu. Poczułam świst tuż przy oku oraz trzask wyładowania.
Miałam stuprocentowo przejebane. Jeśli teraz mnie złapią, to czekał mnie loch albo zostanie statuetką. To już lepiej byłoby skakać na główkę z jakiegoś okna.
Mylene zamachnęła się po raz drugi. Tym razem musiałam się przeturlać. Mięśnie mnie paliły, a przed oczami dwoiło i troiło. Mój organizm długo tak nie pociągnie, a ja ciągle musiałam zejść o jeszcze jedno piętro. Chwiejnie wstałam i to był błąd. Poczułam gorące smagnięcie na udzie, przez co padłam na kolano, krzywiąc się z bólu.
– Jeśli się teraz poddasz, to postaram się nie robić ci krzywdy – oznajmiła fałszywie miłym tonem.
Pieprzeni sadyści, co kolejny to gorszy. Oddychałam płytko, rozglądając się. Noga pulsowała bólem i nie było szans, bym była w stanie pobiec.
– Mądra decyzja – Mylene musiała wziąć mój brak odpowiedzi za podporządkowanie się.
Gorączkowo myślałam nad rozwiązaniem, kiedy ratunek nadszedł pod postacią eksplodującej ściany. Mylene i Shadow odskoczyli przez spadającym gruzem. Zamknęłam oczy, kiedy w powietrzu zatańczyła gruba chmura pyłu i zaczęłam kaszleć. Rozchyliłam powieki i pomimo łez, zaczęłam się oddalać na tyle szybko, na ile pozwalała mi ranna noga.
– Jak się czujesz? - spytał zmartwionym głosem Fludim.
– Jak nie wykituje do końca dnia, to będę bardzo zdziwiona – odparłam.
Brnęłam dalej w iście ślimaczym tempie, zaklinając Starożytnych i domeny, żeby już na nikogo nie wpaść. Były na to marne szanse, ale musiałam w coś wierzyć. Szukając następnych schodów, natrafiłam na kolejne zniszczenia.
– Czuję energię Pyrusa – rzekł Fludim. – Gdzieś niedaleko nas.
– Fantastycznie, przy odrobinie farta może spłonę.
Dookoła panowała cisza i spokój. Wszystkich musiało wymieść na inne piętra, co było mi niezwykle na rękę. Kliknęłam w guzik otwierający drzwi do dalszej części budynku. Po przejściu zauważyłam naglą zmianę scenerii. Zamiast surowych szarych ścian pojawiły się jasne tapety, a pośrodku były kolejne witraże.
– Tu muszą być apartamenty Hydrona. Uważaj, Jess.
Niemal stąpając na palcach, szliśmy dalej. Zatrzymałam się przy rozstaju. Obie strony zionęły mrokiem i odnosiłam wrażenie, że wybór którejkolwiek z nich skończy się dla mnie źle.
– Jeśli to faktycznie część księciunia, to musi mieć jakieś swoje awaryjne wyjście. Powinniśmy się rozejrzeć – zauważył Fludim.
– Tylko przez to mogą być bardziej strzeżone – westchnęłam. - Oby ten chaos wyżej ściągnął wszystkich strażników.
Wybrałam lewo i kliknęłam pierwsze lepsze drzwi. Z zapartym tchem czekaliśmy, aż się rozsuną i powoli zajrzeliśmy do wnętrza. Wypełniało je czerwony puchaty dywan oraz płaskorzeźby przedstawiające kolumny. Na samym końcu wisiał obraz w złoconej ramię. Zrobiłam kilka kroków, by mu się lepiej przyjrzeć i stanęłam jak wryta.
Pysk czarnego smoka spoglądał na mnie arogancko z płótna. Jego czerwone ślepia zdawały się lśnić w półmroku, jaki wypełniał pomieszczenie. Miałam nieznośne uczucie, że już go gdzieś widziałam.
– Podoba ci się mój Helios?
Drzwi zasunęły się tuż za Spectrą i cicho piknęły, co oznaczało, że je zamknął. Zaczął do mnie podchodzić. Próbowałam się cofnąć, gdy udo odezwało się bólem. Blondyn wykrzywił wargi w grymas współczucia.
– Spotkanie z Mylene musiało być nieprzyjemne.
– Czego chcesz? – wydyszałam.
– Czemu tak agresywnie? Chcę ci tylko pomóc.
Prychnęłam gniewnie.
– Daruj sobie te żarty.
Zatrzymał się tuż przede mną i złapał mój nadgarstek w stalowy uścisk. Nie próbowałam się uwolnić, jedynie wbiłam w niego wzrok. Biła od niego taka aura, że temperatura w pomieszczeniu wydawała się spaść o parę stopni.
– Mylene i Shadow widzieli, jak próbujesz uciec akurat, gdy przybył do nas Ruch Oporu – wycedził. – Wiesz, w jakim świetle cię to stawia, skoro nie uciekłaś?
Wizja zimnego i ciemnego lochu stanęła przed moimi oczami. Poczułam, że robi mi się gorzej. Nagle przypomniałam sobie jego ofertę
– Więc i tak ci się tu nie przydam, skoro Hydron ma mnie za członka tego ruchu – Zmarszczyłam brwi. – Jak możesz mi pomóc i mieć z tego korzyści?
– Jeśli wmówię Hydronowi, że to ja cię zabrałem z pokoju w obawie, że coś się z tobą stanie, uwierzy, że jesteś niewinna i biegałaś w panice, a nie w celu ucieczki.
Ciągle coś mi nie pasowało. Spectra nie podjąłby takiego ryzyka dla potencjalnego szpiega. Mój instynkt krzyczał, że powinnam wiać, ale nie było nawet gdzie.
– Za co? To niekorzystne – zauważyłam. – Hydron będzie wobec ciebie podejrzliwy.
Mina pełne uznania, jaką mnie obdarzył była niewątpliwie prawdziwa i przez to cholernie przerażająca.
– Widzisz, jednak potrafisz myśleć – pochwalił mnie i zacisnął mocno rękę na moim nadgarstku.
Wyrwał mi się jęk bólu i już chciałam go uderzyć, kiedy ku mojemu oszołomieniu znów trysnęły iskry purpury w połączeniu z półprzeźroczystą fioletową mgłą objęły nasze złączone dłonie. Zniknęły po chwili. Wybałuszyłam oczy.
– Fascynujące, nieprawdaż? - zagadnął Spectra.
– Co to było? – zapytałam słabym głosem.
– Jeszcze nie wiem, ale coś mi mówi, że przyda się w moich planach – Puścił mnie. – I z pewnością jest warte ryzyka.
Pomasowałam bolący nadgarstek. Kłębiło się we mnie mnóstwo pytań, ale brakowało osoby mogącej mi na nie odpowiedź. Zachwiałam się, czując, że opuszczają mnie resztki adrenaliny.
– Teraz muszę pomyśleć nad ładną wersją dla Hydrona, czemu strażnicy zostali odesłani – rzekł Spectra. – Potem przekażę ci przez Gusa, co masz mówić.
Już chciałam skinąć głową, gdy sens słów do mnie dotarł, a wspomnienia tego, jak dał mi dalej biec powróciły. Wszystkie puzzle wpadły na swoje miejsce. Odsunęłam się od niego.
– Ty… - zaczęłam i kaszlnęłam. Gardło miałam suche jak wiór. – To ty odesłałeś strażników. Nie ścigałeś mnie, bo wiedziałeś, że zobaczą mnie inni i wtedy… - urwałam.
Nawet nie musiałam kończyć. Diaboliczny uśmiech na jego twarzy potwierdził moje domysły.
– Wygląda na to, że jesteś na mnie skazana, Jessico – powiedział spokojnie. – Inaczej nigdy stąd nie wyjdziesz.
Taa, uznałam, że zrobię z tego 3-shota XDD