Całe moje dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami w pewien słoneczny poranek, kiedy rozpoczynały się wakacje. Spacerowałam po parku w pobliżu mojego domu, z jednej strony ucieszona, że wreszcie skończyłam szkolną udrękę, ale jednocześnie nieco znudzona, gdyż przez najbliższy tydzień nie miałam żadnych planów, bo większość moich znajomych wyjeżdżała.
– Co to za mina? Nie cieszysz się, że masz już spokój? – spytał mój bakugan Fludim, który właśnie wybudził się z drzemki.
– Nudzi mi się. Od kiedy bakugany wróciły do Vestroii, nie mam z kim walczyć. Na dodatek Haruka i Akane wyjechały, a Jane znów siedzi przy swoich piosenkach i nie chce wyjść – wyjaśniłam, wzdychając. – I jeszcze do Wenecji jedziemy dopiero za dwa tygodnie, bo mama ma sesję zdjęciową.
Zaczęło mi być gorąco, więc skręciłam w zacienioną
alejkę i usiadłam na ławce.
– To może pomyśl, jakim cudem nie mogę powrócić do
Nowej Vestroi? – Fludim wleciał mi na ramię.
– Pewnie dlatego, że nie jesteś normalnym bakuganem.
– Wzruszyłam ramionami i przewróciłam oczami na ten wielokrotnie wałkowany temat.
Fludim posiadał dwie domeny: Darkusa i Haos, w rezultacie czego był czarno- biało-fioletowy. Kiedy bakugany innych graczy powróciły do swojej
ojczyzny, on był uwięziony w takiej jakby
barierze. Wiele razy próbował wrócić, ale za każdym razem kończyło się to
totalną klęską, a powodu takiego stanu rzeczy nie znaliśmy po dziś dzień.
Podniosłam głowę, gdy usłyszałam grzmot. Ciemne burzowe chmury w kilka sekund zakryły niebo i lunął deszcz.
Zerwałam się z ławki i zaczęłam biec ku wyjściu z parku. Gęsty deszcz przysłaniał mi widoczność. Nagle niebo rozcięła złota błyskawica, w której świetle ujrzałam nieznajomą postać opierającą się od drzewo. Był to wysoki chłopak ubrany w długi czerwony płaszcz i maskę z jednym okiem. Wpatrywał się we mnie złowrogim wzrokiem mogącym bez trudu wywołać ciarki. Cofnęłam się i uderzyłam w kogoś plecami.
Zerwałam się z ławki i zaczęłam biec ku wyjściu z parku. Gęsty deszcz przysłaniał mi widoczność. Nagle niebo rozcięła złota błyskawica, w której świetle ujrzałam nieznajomą postać opierającą się od drzewo. Był to wysoki chłopak ubrany w długi czerwony płaszcz i maskę z jednym okiem. Wpatrywał się we mnie złowrogim wzrokiem mogącym bez trudu wywołać ciarki. Cofnęłam się i uderzyłam w kogoś plecami.
– Przepraszam – mruknęłam, zerkając do góry.
Wpadłam na kolejnego chłopaka o białych włosach i czerwonych oczach. Popatrzył na mnie,
wywalił język i roześmiał się obleśnie.
– Nie przeszkadza mi, że taka ślicznotka na mnie
wpada. – powiedział, nachylając się i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
Wzdrygnęłam się i odepchnęłam go. Napawał mnie
obrzydzeniem.
– Brawo, Shadow. Nie minęła minuta, a ona już ma cię
dość. – Zza pleców oblecha wyszła niebieskowłosa dziewczyna. Też była
dziwacznie ubrana. Miała śmieszne buty z podwijanymi do góry czubkami.
Zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem. – W tak krótkim czasem ją znaleźć. Gratuluję,
Spectra – powiedziała z wyraźną niechęcią, zwracając się do chłopaka w masce.
– Nie masz za co, Mylene. To była łatwizna – odparł, nagle pojawiając się koło mnie. Drgnęłam zaskoczona i miałam się cofnąć, kiedy zacisnął dłoń na moim przegubie.
– Nie uciekniesz, Jessica. – oświadczył spokojnym
tonem.
Zamarłam. Skąd on znał moje imię? Nagle poczułam silne uderzenie w tył głowy i straciłam przytomność.
****
Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam czerwony baldachim. Zamrugałam kilka razy, lecz obrazek nie znikał. Dziwne, przecież nie mam baldachimu w pokoju...
Ach...przypomniałam sobie dziwną trójkę spotkaną w parku. Czyli to jednak nie był sen?
Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Ściany były pokryte srebrną tapetą, która lekko się iskrzyła w świetle księżyca, meble zrobiono chyba mahoniu, a kryształowy żyrandol zwisał z sufitu. Z okna naprzeciwko łóżka miałam widok na jezioro. Cicho wyślizgnęłam się spod kołdry i wyszłam na korytarz. Był oświetlony przez lampy w złoconych abażurach i ciągnął się przez dobre kilkanaście metrów.
Ach...przypomniałam sobie dziwną trójkę spotkaną w parku. Czyli to jednak nie był sen?
Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Ściany były pokryte srebrną tapetą, która lekko się iskrzyła w świetle księżyca, meble zrobiono chyba mahoniu, a kryształowy żyrandol zwisał z sufitu. Z okna naprzeciwko łóżka miałam widok na jezioro. Cicho wyślizgnęłam się spod kołdry i wyszłam na korytarz. Był oświetlony przez lampy w złoconych abażurach i ciągnął się przez dobre kilkanaście metrów.
– Widzę, że już się obudziłaś. – Usłyszałam głos za sobą i obróciłam głowę. Podszedł do mnie
chłopak. Miał kręcone włosy o barwie cytryny i fioletowe tęczówki. Nosił strój przypominający książęcy ubiór.
– Kim jesteś? Czego chcesz? Czemu mnie porwaliście? – wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Nieznajomy tylko lekko się uśmiechnął. Nie był taki
straszny jak tamta trójka, którą spotkałam w parku.
– Mam na imię Hydron. Jestem księciem Vestalii.
Potrzebuje cię do czegoś i dlatego tu jesteś. – powiedział spokojnie i ruchem
ręki kazał mi iść za sobą.
Zaprowadził mnie do jadalni. Usiadł na
szczycie długiego stołu, a mi kazał usiąść po jego lewej stronie. Do sali przyszły
służące z różnymi półmiskami. Od rana nic nie jadłam, więc zaburczało mi w
brzuchu.
– Częstuj się – powiedział i nalał mi do kieliszka
wino.
– Dziękuje – wydukałam i zaczęłam nakładać sobie
różne rzeczy.
Chyba nie mają mnie w planach od tak otruć? Nie no wtedy nie zadawaliby sobie trudu, by mnie w ogóle porwać. A właśnie, przydałoby się dowiedzieć, czemu ja tu właściwie jestem.
– Coś taka cicha jesteś. Boisz się? – zapytał Hydron, podpierając ręką podbródek.
Chyba nie mają mnie w planach od tak otruć? Nie no wtedy nie zadawaliby sobie trudu, by mnie w ogóle porwać. A właśnie, przydałoby się dowiedzieć, czemu ja tu właściwie jestem.
– Coś taka cicha jesteś. Boisz się? – zapytał Hydron, podpierając ręką podbródek.
Pokręciłam głową.
– Nie. Tylko zastanawiam się, kiedy łaskawie powiesz, czego ode mnie chcesz – powiedziałam już normalnym tonem.
– Jessie, uważaj. – syknął Fludim, który był bezpiecznie
schowany w kieszeni mojej spódnicy.
Chłopak już otwierał usta, gdy drzwi do jadalni otworzyły się
z hukiem.
– Książę, dziewczyny nie ma! – zawołała niebieskowłosa
dziewczyna.
Kiedy mnie zobaczyła, zamarła, a potem odetchnęła z ulgą.
Kiedy mnie zobaczyła, zamarła, a potem odetchnęła z ulgą.
– Książę, mogłeś nas poinformować. Spectra już
szykuje list gończy. – Na samo wspomnienie zamaskowanego dreszcze przebiegły mi
po plecach.
– Zawołaj go. – powiedział Hydron
Wstałam, wyminęłam dziewczynę i puściłam się pędem
przed siebie. O mowy nie ma, z panem zamaskowanym za nic nie chcę się widzieć!
– Jessie, zatrzymaj się! – wrzasnął Fludim.
– Jessie, zatrzymaj się! – wrzasnął Fludim.
– Czego? – warknęłam.
– Bieganie po pałacu, w którym są ci ludzie, nie jest
rozsądne – rzekł i wskoczył mi na ramię.
– Och, a gadanie z nimi niby tak? - mruknęłam, ale zatrzymałam się przy skręcie w lewo.
– Och, a gadanie z nimi niby tak? - mruknęłam, ale zatrzymałam się przy skręcie w lewo.
Czułam się cholernie zagubiona. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem ani jak stąd zwiać. Przymknęłam oczy, próbując na szybkiego wymyślić jakiś plan działania.
– Więc tu jesteś. – Ktoś chwycił mnie za ramię i
brutalnie szarpnął. Uchyliłam powieki, ujrzałam czerwoną maskę i zbladłam. Spectra.
– Idziemy. – syknął i powlókł mnie przez korytarz, po czym niemal
wrzucił do jakiegoś pomieszczenia.
Prawie potknęłam się o własne nogi i przed upadkiem uratowałam się, łapiąc za komodę. Dobrze mi instynkt podpowiadał, że Spectra nie należy do przyjaznych osób.
– Pokaż mi swojego bakugana. – rozkazał.
Obróciłam głowę, unosząc wysoko brwi. No jeszcze czego!
–Nie ma mowy – Wyprostowałam się i splotłam ręce
na piersiach.
Westchnął i podszedł do mnie. Natychmiast cofnęłam
się i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś broni. Jest! Chwyciłam lampkę
nocną. Zatrzymał się, przechylając głowę lekko na bok.
– Nie podchodź, bo rozwalę ci łeb – zagroziłam.
Chłopak tylko chłodno się roześmiał. Nagle znalazł
się koło mnie i wyrwał mi lampę z ręki.
– Nie zrozumiałaś, co powiedziałem? – warknął, ściskając mnie za ramię.
Syknęłam z bólu. W odwecie z całej siły kopnęłam go
w nogę. Zadziałało, lekko poluźnił uścisk, a ja wyrwałam mu się i wypadłam na korytarz. Pędziłam na
oślep. Fludim coś do mnie wrzeszczał, ale go nie słuchałam. Cudem udało mi się wpaść do pokoju, w
którym się wcześniej obudziłam. Zaryglowałam drzwi i wyjęłam Fludima.
– Co się dzieje, Fludim? Kim oni są, do diabła? – wyjęczałam.
– To Vexosi. A
Spectra to ich lider. – rzekł bakugan.
– A czym konkretnie zajmują się Vexosi?
– Posłuchaj mnie uważnie. Jesteśmy na Vestalii.
Vestalianie napadli na nową Vestroię i zniewolili bakugany. Za pomocą kontrolerów utrzymują je w formie kulistej, więc nic im nie możemy zrobić. Z
tego co usłyszałem, tutaj do bitew używa się gantletów. Rozumiesz?
– Skąd to wiesz? – spytałam skołowana.
– Kiedy tak biegłaś, starożytni wezwali mnie i
wyjaśnili ogólną sytuację. – odparł.
– Rozumiem, że ja mam niby zniszczyć te kontrolery? – spytałam, bo byłam w pełni świadoma, że Starożytni zawsze mieli dziwaczne pomysły.
– Nie. Od tego jest Ruch Oporu.
– To co ja mam zrobić?
– Nawet nie wiemy, czemu cię porwali. Powinnaś wyjść
i spróbować się czegoś dowiedzieć. – powiedział Fludim.
– Mam ryzykować spotkanie ze Spectrą?
Podziękuję – mruknęłam.
Poczułam, jak ktoś szarpie za klamkę po drugiej stronie. Przełknęłam ślinę i czym prędzej rozejrzałam się za kryjówką. Jednak nim zdążyłam zrobić choćby trzy kroki, drzwi się otworzyły. Stanął w nich chłopak o długich kręconych błękitnych włosach w brązowym płaszczu.
– Książę przesyła ci ubrania. – oświadczył i
położył na krześle stos ciuchów. – Mistrz Spectra chce cię jutro zobaczyć. Przyjdę po
ciebie o dziewiątej. Bądź gotowa. – dodał i wyszedł.
Cudnie! Wspaniale! Zamaskowany mi chyba nie odpuści!
Trzeba będzie stąd spadać, bo wizja następnego spotkania nie jest zbyt kolorowa.
Zwlokłam się z łóżka i zaczęłam przeglądać ubrania. Śliczna biała sukienka ze
złotymi zdobieniami po bokach, fioletowa koszula nocna do połowy ud, czerwono-czarna
koszula, krótkie dżinsowe spodenki i skórzane buty za kostkę. Muszę przyznać,
trafił w mój gust. Zorientowałam się, że w moim pokoju jest łazienka z wanną, dlatego wykorzystałam okazję i wzięłam długa, relaksującą kąpiel.
– Nie jesteś zbyt rozluźniona? – Fludim pływał po
wodzie w plastikowym pojemniczku na mydło.
– I tak nie mam szans stąd uciec po nocy. Jutro
postaram się czegoś dowiedzieć. – odparłam.
– Jutro może być za późno – co za maruda.
– Skończ nudzić. Też nie chce tu być. – wyszłam,
wytarłam się, włożyłam koszulę, po czym wyszłam z łazienki. – Dobranoc, przyjacielu. – pocałowałam delikatnie
bakugana i wkopałam się pod kołdrę.
– Słodkich snów. – szepnął Fludim.
– Słodkich snów. – szepnął Fludim.
Może to wszystko jest tylko snem?
Bardzo ciekawy rozdział. Przeczytałam z przyjemnością!
OdpowiedzUsuń