Usłyszałam cichy
płacz. Zdziwiona uchyliłam powieki. Kto to?
Przez mrok
panujący w pokoju, nie mogłam zlokalizować osoby, więc cicho wstałam. Wsunęłam
stopy w ciepłe papcie i powędrowałam na balkon. Nagle płacz ucichł. Pocierając
ramiona, przesunęłam szklane drzwi i weszłam.
– Reiko? –
szepnęłam zdumiona, patrząc na kobietę, która kuliła się w kącie z nogami
podciągniętymi pod siebie. W mlecznobiałych palcach ściskała spinkę zabraną z
pałacu. Słysząc mój głos, uniosła głowę i spojrzała na mnie załzawionymi oczami,
co chwila zmieniającymi kolor.
– Jessica. –
powiedziała cicho. – Obudziłam cię?
– Nie. –
Przysiadłam się do niej. – Spinka należała do Melody, prawda?
– Yhym. –
Skinęła głowę i oparła brodę o kolana. – Ta była jej ulubiona.
– Melody była
dla ciebie kimś ważnym. – stwierdziłam, obracając ozdobę w palcach.
– Moja
przyjaciółką. – odparła, patrząc na rozgwieżdżone niebo. – A ja ją
zdradziłam. – Wbiła paznokcie w skórę. – Jestem głupia...
– Kim ty tak
naprawdę jesteś, Reiko? Co ukrywasz?Jakie masz cele i czego chcesz?
– A co byś
zrobiła, gdybym ci powiedziała, że przeze mnie stało się to wszystko? Uwięzienie
bakuganów, śmierć Elico, twoje porwanie, cierpienie wszystkich, których
spotkałaś?
– Nie uwierzę w
to. – powiedziałam stanowczo, chociaż w głębi duszy czułam, że kłamię.
Zaśmiała się
nienaturalnie i spojrzała na mnie przenikliwie, jakby chciała ujrzeć wszystkie
moje myśli i uczucia.
– Słyszałaś
kiedyś o efekcie motyla? – spytała.
– Yhym.
– Jedno uczucie,
słowo lub gest mogę zmienić cały świat.
Wydarzenie sprzed stuleci może się ujawnić dopiero teraz. Jedna śmierć
jest w stanie zmienić los każdego. Tak to działa. – Oparła głowę i nogi. –
Dalej myślisz, że nie mam z tym nic wspólnego?
Zerwał się zimny
wiatr, który rozwiał nasze włosy. Siedziałyśmy razem pod nocnym niebem i
rozmawiałyśmy. Mogłoby się wydawać, że jesteśmy blisko siebie. Prawda jest
inna. Obydwie jesteśmy oddzielone murem.
– Nie. – Oparłam
głowę o chłodną ścianę budynku. – Wraz z ostatnim fragmentem dowiem się, kim
jestem. I jaka jest twoja rola w tej całej historii.
– Masz rację. –
przyznała z wymuszonym uśmiechem. – Poznasz to, o czym chcę zapomnieć. Jak jakiś
tchórz. – Spuściła głowę.
– Strasznie
rozmowna się zrobiłaś. Na początku tylko dawałaś mi wskazówki jak przetrwać, a
teraz ciągle mówisz zagadkami i stwarzasz coraz więcej pytań. – powiedziałam. –
Robisz tak od czasu przepowiedni. Co się wtedy stało?
Oczy Reiko
rozszerzyły się gwałtownie. Zacisnęła usta w wąską linię i pokręciła
głową. Wyglądało to na koniec rozmowy.
Westchnęłam i wstałam.
– Wracam do
spania. – mruknęłam. – Dobranoc, Reiko.
Szybko zasunęłam
drzwi, by nie dopuścić, żeby kolejne pytania namnożyły się w moim umyśle.
Żałuję, że to zrobiłam, bo nie usłyszałam jej słów. Teraz już wiem, jak
brzmiały.
„Uświadomiłam
sobie, że nigdy nie powinnam przyjść na świat.”
****
– Pobudka,
śpiochu! Już 10! – Oberwałam poduszką w łeb od Dana, gdy leniwie uchyliłam
powieki. Sięgnęłam po pierwszą lepszą rzecz w zasięgu ręki. Zegarek odbył
wspaniały lot w szatyna.
– Mój nos! –
jęknął z oburzeniem chłopak.
Łypnęłam na
niego spode łba i w piżamie poczłapałam, mocno spóźniona, na śniadanie.
– Dzień dobry. –
ziewnęłam, wchodząc do jadalni.
– Cześć, Jessie!
– Julie jak zawsze pełna energii rzuciła mi się na szyję. – Dan, czemu masz
czerwony nos? – spytała, patrząc przez moje ramię.
– Bo pewne osoby
– Wymowny wzrok na mnie. – bardzo lubią rzucać zegarkami rano.
– Zawsze tak
robiłam, kiedy Mick próbował mnie obudzić. – burknęłam. – Nawyk i tyle.
– Jasne, wierzę
ci. – zakpił.
Pogroziłam mu
palcem z groźnym uśmiechem, po czym zajęłam się smarowaniem tostów dżemem,
czekoladą i innymi rzeczami.
– A ja myślałam,
że tylko Dan dużo je. – Runo z lekkim przestrachem popatrzyła na tosty,
rogaliki i babeczki piętrzące się na moim talerzu.
– Jestem po
prostu głodna! – Wzięłam gryz babeczki cytrynowej. – Normalnie jem duużo mniej.
– Ale po walce z
Vexosami można wżerać połowę zapasów? – rzucił Ace, siedząc na kanapie pod
ścianą.
– Najpierw masa
potem rzeźba! – zapodałam tekst Akane, i prawie się zakrztusiłam jedzeniem, bo
przypomniałam sobie jak ona wypowiadała.
Zaczęłam
kaszleć. Wtedy nastąpiła wspaniała akcja ratunkowa Barona, który za wszelką
cenę chciał mi pomóc. Moje protesty zwisały mu i powiewały. Przeprosił mnie i
walnął tak mocno w plecy, że kręgosłup spotkał się z żołądkiem, a moja twarz z
rogalikiem.
– Brawo, Baron!
Za chwilę trzeba będzie ją do szpitala wieźć! – zawołał Ace, zanim wybuchnął
śmiechem.
– Mistrzyni
Jessico, przesadziłem? – zaniepokoił się chłopak.
– Baron...
– Tak?
– Nigdy więcej
mi tak nie pomagaj....błagam... – Z pewnym trudem zaczęłam normalnie oddychać.
Posłałam Gritowi zabójcze spojrzenie. – A ty się tak nie śmiej, bo będziesz
następny! – zagroziłam i zabrałam się za śniadanie.
Po tym pełnym
przygód poranku doprowadziłam się do porządku i wyszłam na taras.
– Cześć, Shun! –
przywitałam chłopaka, który zwinnie i szybko przeskakiwał z dachu na drzewa, z
drzew na parapety i tak latał po całej rezydencji.
– Hej, Jessie. – odpowiedział, lądując koło mnie.
– Hej, Jessie. – odpowiedział, lądując koło mnie.
– Czemu nie
byłeś na śniadaniu? – spytałam i usiadłam na jednym z leżaków.
– Ale śniadanie
było o dziewiątej– powiedział zdziwiony.
Ups...
– Dla Jess, było
o dziesiątej. – oświadczył Fludim, gramoląc się na moje ramię.
– Byłam
zmęczona! – obruszyłam się.
– A teraz
będziesz się opalać? – spytał Dan, szczerząc się.
– Tak. –
odparłam i wygodnie ułożyłam się na leżaku, po czym splotłam dłonie i włożyłam
je pod głowę.
Patrzyłam na panoramę miasta, która rozciągała się przed tarasem. Czułam pozorny spokój. Rodzina o wszystkim wiedziała, system został zniszczony, a mnie nie dręczą żadne dziwne wizje, Vexosi lub Spectra. Jednak w głębi serca lęgły się kolejne wątpliwości, pytania i obawy.
Patrzyłam na panoramę miasta, która rozciągała się przed tarasem. Czułam pozorny spokój. Rodzina o wszystkim wiedziała, system został zniszczony, a mnie nie dręczą żadne dziwne wizje, Vexosi lub Spectra. Jednak w głębi serca lęgły się kolejne wątpliwości, pytania i obawy.
Wszystko kryje
się w ostatnim fragmencie.
Ale czy ja
naprawdę chcę go znaleźć?
– Możesz się zdecydować? – wymamrotał Fludim, który chyba czyta mi w myślach. – Od samego początku ryzykujesz żeby je znaleźć, a teraz wątpisz czy naprawdę chcesz odnaleźć ostatni?!
– Możesz się zdecydować? – wymamrotał Fludim, który chyba czyta mi w myślach. – Od samego początku ryzykujesz żeby je znaleźć, a teraz wątpisz czy naprawdę chcesz odnaleźć ostatni?!
– Sam mówiłeś,
że to niebezpieczne. – burknęłam.
– Ale widzę, że
to coś ważnego i bez tego... – nie dokończył.
Bez tego nigdy
nie zrozumiem, czemu tak wszystkich interesuje. To chciałeś powiedzieć, prawda, mój drogi bakuganie?
****
Zenoheld
pozornie spokojny podpierał policzek ręką i patrzył na ekran, który wyświetlał
prace naukowców nad Farbrosem. Co jakiś czas przytakiwał na jakieś słowa
profesora Claya, ale ich ogólny sens do niego nie docierał.
Ciągle krążył
myślami nad zemstą na Wojownikach oraz nad tajemniczym duchem. Nie pamiętał
jej. Był pewny, że nigdy się nie spotkali. Więc kim ona była? Jedną z
mieszkanek Vestalii? W takim razie po co do niego przyszła?
„Jestem tą,
która przyczyni się do twojego końca, Zenoheldzie.”
Pełen pogardy
uśmieszek wykrzywił mu usta. Nikt nie jest w stanie go pokonać. A każdy kto mu
się przeciwstawi, gorzko zapłacze! Pożałują, że wygnali go z Vestali. A te
dzieciaki, ci przeklęci Wojownicy, niech cieszą się, póki mają czym.
– Skoro bakugany
przeżyły, to ta dziewucha też. – przypomniał sobie i spochmurniał.
Musi się jej
pozbyć. Stwarza zbyt dużo problemów i niebezpieczeństw.
„Nieważne jak
bardzo będziesz pragnął zmiany swego losu. Jeśli nie zaczniesz sam działać,
niczego nie osiągniesz! Mogę być królową, ale sama też do czegoś dojdę,
przysięgam!”
Zacisnął pięść.
Dlaczego nagle przypomniał sobie o niej? Jej pełen słodyczy uśmiech...Te piękne
szafirowe oczy...
Została mu
odebrana. Przez jednego nic niewartego śmiecia i zdrajcę!
Dlaczego?!
– Czemu
odeszłaś, Melody? – warknął.
A wraz z nią
zniknęło wszelkie dobro.
– Hmm, może to
jednak chodziło o twoje nędzne resztki duszy. – Uniósł głowę i ujrzał ducha
kobiety z wczoraj.
Mimo jego
nieprzyjaznego spojrzenia, nie zraziła się, tylko siadła na jednym na parapetów.
– Wszechświat
jest taki piękny, nieprawdaż? – stwierdziła, po czym odwróciła do niego głowę. –
Melody ci kiedyś powiedziała, że każdy zostanie rozliczony ze swych czynów?
Zerwał się
gwałtownie z tronu. Nie zwracają uwagi na wykład Claya rozłączył się.
– Skąd wiesz o
Melody? Gadaj! – zażądał.
Wybuchnęła
szyderczym śmiechem i pomachała mu przed nosem srebrną spinkę z niebieskim
kryształem. Natychmiast ją rozpoznał. Melody nosiła taką samą!
– J-jak? –
wyjąkał.
Położyła zimną
dłoń na jego ramieniu.
– To zabawne.
Gdyby nie twoja arogancja i zepsucie, dziś byłbyś szczęśliwym człowiekiem. –
Pokręciła głową. – A tymczasem jesteś zgryźliwym starcem, który terroryzuje
każdego, bo myśli, że to on najwięcej utracił. – Błyskawicznie złapała go za
szyję. Zenoheld łypnął okiem w kierunku drzwi, ale przypomniał sobie, że chciał
zostać sam i oddalił strażników. Próbował ją od
siebie odepchnąć, ale jego dłoń przeniknęła przez kobietę.
Wzmocniła
uścisk.
– Nie będziesz
mnie w stanie dotknąć. – rzuciła chłodno. Przekrzywiła głowę. – To tutaj
zabiłeś swoją żonę, Noelię?
Wybałuszył oczy.
Skąd ona...?
– Wiem, że
oficjalna wersja była taka, że nieszczęśliwie spadła z balkonu i zginęła. –
Uniosła brwi i zachichotała drwiąco. – Ale ja znam prawdę. Zamordowałeś ją, bo
nie zgodziła się z tobą, nieprawdaż Zenoheldzie? Splamiłeś te marmurowe
posadzki jej krwią. Powiedz warto było?
– Zamilcz! –
wrzasnął. – Nie rozkazuj mi! Nie patrz na mnie z góry, ty mał... – urwał, czując, jak kciuki wbijają mu się w tętnicę szyjną.
– Na twoim
miejscu stałabym grzecznie. – wycedziła. –
Mogłabym cię zabić na miejscu, ale nie zrobię tego. Wiesz czemu? Bo chcę
się rozkoszować twoim cierpieniem i upadkiem. – Puściła go. Osunął się na
kolana i kaszląc, łapczywie wciągnął powietrze.
Patrzyła na
niego z góry. Nigdy nie czuł takiej wściekłości. Lecz czuł też strach. Nie mógł
jej dotknąć, a ona bez trudu go dusiła i wyciągała na światło dzienne jego
sekrety.
Kim ona jest, do
cholery?!
– Jesteś
doprawdy żałosny. – Jej pełne pogardy słowa przeszyły go na wskroś. – Obydwoje jesteśmy
potworami, ale wiesz co? – Przykucnęła koło niego. – Zabiorę cię do piekła,
choćby miało mi to zająć całe wieki. – oświadczyła, po czym wstała, otrzepała
sukienkę, rzuciła mu ostatnie chłodne spojrzenie i rozpłynęła się w powietrzu.
– Co się stało,
królu? Profesor Clay mówił, że... – zawołał jeden ze strażników. Machnięciem ręki zbył go.
Pomasował szyję.
Na skórze nie miał odcisków palców ani siniaków.
Nagle go olśniło.
Bez słowa opuścił salę tronową.
****
Reiko z
delikatnym uśmiechem patrzyła, jak Wojownicy cała gromadą siedzą w kuchni i
próbują wspólnie gotować. Wybuchnęła cichym śmiechem, gdy Jessica zaplątała się
w fartuchy Runo i Miry, a Dan wywrócił się na opakowaniu jajek.
Byli tacy
radośni i beztroscy. Tak właśnie powinno wyglądać życie. Pozbawione trosk i
zmartwień. Tylko szczęście i cały dzień wypełniony śmiechem oraz uśmiechami. Jednak rzeczywistość jest inna. Uśmiech może
być tylko maską. Śmiech wyrazem pogardy.
Taka jest
prawda. Okrutna, ciężka do zniesienia, ale jednak prawda. W każdym
momencie tak radosna chwila może pęknąć i zmienić się w tragedię.
Takie jest
życie.
Niestety...
A mnie na filozoficzne rozmyślanki wzięło xD
Niektórzy z was podejrzewali, że Zenoheld ma jakiś związek z Melody, ale o co w tym chodziło, to wszystko się dużo później wyjaśni.
Jessie: Jeszcze trochę mętliku się zrobi.
Spectra: "Trochę"
Ja: Cichać tam z tyłu XD A i macie tu przy okazji mój cudowny twór z Reiko i jej cytatem życiowym, że tak powiem ^^
Zimno się zrobiło, nie? Mi to pasuje, ale przez to mam katar, więc strzelam focha na pogodę xD
Spectra: Bo to takie normalne.
Ja: Ty chyba dawno szafy od środka nie widziałeś.
Odmeldowujemy się ^^