wtorek, 20 września 2016

Rozdział 35: Wątpliwości i pozorny spokój

   Usłyszałam cichy płacz. Zdziwiona uchyliłam powieki. Kto to?
   Przez mrok panujący w pokoju, nie mogłam zlokalizować osoby, więc cicho wstałam. Wsunęłam stopy w ciepłe papcie i powędrowałam na balkon. Nagle płacz ucichł. Pocierając ramiona, przesunęłam szklane drzwi i weszłam.
 Reiko? – szepnęłam zdumiona, patrząc na kobietę, która kuliła się w kącie z nogami podciągniętymi pod siebie. W mlecznobiałych palcach ściskała spinkę zabraną z pałacu. Słysząc mój głos, uniosła głowę i spojrzała na mnie załzawionymi oczami, co chwila zmieniającymi kolor.
 Jessica. – powiedziała cicho. – Obudziłam cię?
 Nie. – Przysiadłam się do niej. – Spinka należała do Melody, prawda?
 Yhym. – Skinęła głowę i oparła brodę o kolana. – Ta była jej ulubiona.
 Melody była dla ciebie kimś ważnym. – stwierdziłam, obracając ozdobę w palcach.
 Moja przyjaciółką. – odparła, patrząc na rozgwieżdżone niebo. – A ja ją zdradziłam. – Wbiła paznokcie w skórę. – Jestem głupia...
– Kim ty tak naprawdę jesteś, Reiko? Co ukrywasz?Jakie masz cele i czego chcesz?
 A co byś zrobiła, gdybym ci powiedziała, że przeze mnie stało się to wszystko? Uwięzienie bakuganów, śmierć Elico, twoje porwanie, cierpienie wszystkich, których spotkałaś?
 Nie uwierzę w to. – powiedziałam stanowczo, chociaż w głębi duszy czułam, że kłamię.
   Zaśmiała się nienaturalnie i spojrzała na mnie przenikliwie, jakby chciała ujrzeć wszystkie moje myśli i uczucia.
 Słyszałaś kiedyś o efekcie motyla? – spytała.
 Yhym.
 Jedno uczucie, słowo lub gest mogę zmienić cały świat.  Wydarzenie sprzed stuleci może się ujawnić dopiero teraz. Jedna śmierć jest w stanie zmienić los każdego. Tak to działa. – Oparła głowę i nogi. – Dalej myślisz, że nie mam z tym nic wspólnego?
   Zerwał się zimny wiatr, który rozwiał nasze włosy. Siedziałyśmy razem pod nocnym niebem i rozmawiałyśmy. Mogłoby się wydawać, że jesteśmy blisko siebie. Prawda jest inna. Obydwie jesteśmy oddzielone murem.
 Nie. – Oparłam głowę o chłodną ścianę budynku. – Wraz z ostatnim fragmentem dowiem się, kim jestem. I jaka jest twoja rola w tej całej historii.
 Masz rację. – przyznała z wymuszonym uśmiechem. – Poznasz to, o czym chcę zapomnieć. Jak jakiś tchórz. – Spuściła głowę.
– Strasznie rozmowna się zrobiłaś. Na początku tylko dawałaś mi wskazówki jak przetrwać, a teraz ciągle mówisz zagadkami i stwarzasz coraz więcej pytań. – powiedziałam. – Robisz tak od czasu przepowiedni. Co się wtedy stało?
   Oczy Reiko rozszerzyły się gwałtownie. Zacisnęła usta w wąską linię i pokręciła głową.  Wyglądało to na koniec rozmowy. Westchnęłam i wstałam.
 Wracam do spania. – mruknęłam. – Dobranoc, Reiko.
   Szybko zasunęłam drzwi, by nie dopuścić, żeby kolejne pytania namnożyły się w moim umyśle. Żałuję, że to zrobiłam, bo nie usłyszałam jej słów. Teraz już wiem, jak brzmiały.
„Uświadomiłam sobie, że nigdy nie powinnam przyjść na świat.”

****

– Pobudka, śpiochu! Już 10! – Oberwałam poduszką w łeb od Dana, gdy leniwie uchyliłam powieki. Sięgnęłam po pierwszą lepszą rzecz w zasięgu ręki. Zegarek odbył wspaniały lot w szatyna.
 Mój nos! – jęknął z oburzeniem chłopak.
   Łypnęłam na niego spode łba i w piżamie poczłapałam, mocno spóźniona, na śniadanie.
– Dzień dobry. – ziewnęłam, wchodząc do jadalni.
– Cześć, Jessie! – Julie jak zawsze pełna energii rzuciła mi się na szyję. – Dan, czemu masz czerwony nos? – spytała, patrząc przez moje ramię.
 Bo pewne osoby – Wymowny wzrok na mnie. – bardzo lubią rzucać zegarkami rano.
– Zawsze tak robiłam, kiedy Mick próbował mnie obudzić. – burknęłam. – Nawyk i tyle.
– Jasne, wierzę ci. – zakpił.
   Pogroziłam mu palcem z groźnym uśmiechem, po czym zajęłam się smarowaniem tostów dżemem, czekoladą i innymi rzeczami.
– A ja myślałam, że tylko Dan dużo je. – Runo z lekkim przestrachem popatrzyła na tosty, rogaliki i babeczki piętrzące się na moim talerzu.
 Jestem po prostu głodna! – Wzięłam gryz babeczki cytrynowej. – Normalnie jem duużo mniej.
– Ale po walce z Vexosami można wżerać połowę zapasów? – rzucił Ace, siedząc na kanapie pod ścianą.
– Najpierw masa potem rzeźba! – zapodałam tekst Akane, i prawie się zakrztusiłam jedzeniem, bo przypomniałam sobie jak ona wypowiadała.
   Zaczęłam kaszleć. Wtedy nastąpiła wspaniała akcja ratunkowa Barona, który za wszelką cenę chciał mi pomóc. Moje protesty zwisały mu i powiewały. Przeprosił mnie i walnął tak mocno w plecy, że kręgosłup spotkał się z żołądkiem, a moja twarz z rogalikiem.
 Brawo, Baron! Za chwilę trzeba będzie ją do szpitala wieźć! – zawołał Ace, zanim wybuchnął śmiechem.
– Mistrzyni Jessico, przesadziłem? – zaniepokoił się chłopak.
– Baron...
– Tak?
 Nigdy więcej mi tak nie pomagaj....błagam... – Z pewnym trudem zaczęłam normalnie oddychać. Posłałam Gritowi zabójcze spojrzenie. – A ty się tak nie śmiej, bo będziesz następny! – zagroziłam i zabrałam się za śniadanie.
   Po tym pełnym przygód poranku doprowadziłam się do porządku i wyszłam na taras.
 Cześć, Shun! – przywitałam chłopaka, który zwinnie i szybko przeskakiwał z dachu na drzewa, z drzew na parapety i tak latał po całej rezydencji.
 Hej, Jessie. – odpowiedział, lądując koło mnie.
 Czemu nie byłeś na śniadaniu? – spytałam i usiadłam na jednym z leżaków.
– Ale śniadanie było o dziewiątej– powiedział zdziwiony.
   Ups...
 Dla Jess, było o dziesiątej. – oświadczył Fludim, gramoląc się na moje ramię.
 Byłam zmęczona! – obruszyłam się.
 A teraz będziesz się opalać? – spytał Dan, szczerząc się.
 Tak. – odparłam i wygodnie ułożyłam się na leżaku, po czym splotłam dłonie i włożyłam je pod głowę.
   Patrzyłam na panoramę miasta, która rozciągała się przed tarasem. Czułam pozorny spokój. Rodzina o wszystkim wiedziała, system został zniszczony, a mnie nie dręczą żadne dziwne wizje, Vexosi lub Spectra. Jednak w głębi serca lęgły się kolejne wątpliwości, pytania i obawy.
   Wszystko kryje się w ostatnim fragmencie.
   Ale czy ja naprawdę chcę go znaleźć?
–  Możesz się zdecydować? – wymamrotał Fludim, który chyba czyta mi w myślach. – Od samego początku ryzykujesz żeby je znaleźć, a teraz wątpisz czy naprawdę chcesz odnaleźć ostatni?!
– Sam mówiłeś, że to niebezpieczne. – burknęłam.
 Ale widzę, że to coś ważnego i bez tego... – nie dokończył.
   Bez tego nigdy nie zrozumiem, czemu tak wszystkich interesuje. To chciałeś powiedzieć, prawda, mój drogi bakuganie?

****

   Zenoheld pozornie spokojny podpierał policzek ręką i patrzył na ekran, który wyświetlał prace naukowców nad Farbrosem. Co jakiś czas przytakiwał na jakieś słowa profesora Claya, ale ich ogólny sens do niego nie docierał.
   Ciągle krążył myślami nad zemstą na Wojownikach oraz nad tajemniczym duchem. Nie pamiętał jej. Był pewny, że nigdy się nie spotkali. Więc kim ona była? Jedną z mieszkanek Vestalii? W takim razie po co do niego przyszła?
   „Jestem tą, która przyczyni się do twojego końca, Zenoheldzie.”
   Pełen pogardy uśmieszek wykrzywił mu usta. Nikt nie jest w stanie go pokonać. A każdy kto mu się przeciwstawi, gorzko zapłacze! Pożałują, że wygnali go z Vestali. A te dzieciaki, ci przeklęci Wojownicy, niech cieszą się, póki mają czym.
 Skoro bakugany przeżyły, to ta dziewucha też. – przypomniał sobie i spochmurniał.
   Musi się jej pozbyć. Stwarza zbyt dużo problemów i niebezpieczeństw.
„Nieważne jak bardzo będziesz pragnął zmiany swego losu. Jeśli nie zaczniesz sam działać, niczego nie osiągniesz! Mogę być królową, ale sama też do czegoś dojdę, przysięgam!”
   Zacisnął pięść. Dlaczego nagle przypomniał sobie o niej? Jej pełen słodyczy uśmiech...Te piękne szafirowe oczy...
   Została mu odebrana. Przez jednego nic niewartego śmiecia i zdrajcę!
   Dlaczego?!
 Czemu odeszłaś, Melody? – warknął.
   A wraz z nią zniknęło wszelkie dobro.
 Hmm, może to jednak chodziło o twoje nędzne resztki duszy. – Uniósł głowę i ujrzał ducha kobiety z wczoraj.
   Mimo jego nieprzyjaznego spojrzenia, nie zraziła się, tylko siadła na jednym na parapetów.
 Wszechświat jest taki piękny, nieprawdaż? – stwierdziła, po czym odwróciła do niego głowę. – Melody ci kiedyś powiedziała, że każdy zostanie rozliczony ze swych czynów?
   Zerwał się gwałtownie z tronu. Nie zwracają uwagi na wykład Claya rozłączył się.
 Skąd wiesz o Melody? Gadaj! – zażądał.
   Wybuchnęła szyderczym śmiechem i pomachała mu przed nosem srebrną spinkę z niebieskim kryształem. Natychmiast ją rozpoznał. Melody nosiła taką samą!
 J-jak? – wyjąkał.
   Położyła zimną dłoń na jego ramieniu.
 To zabawne. Gdyby nie twoja arogancja i zepsucie, dziś byłbyś szczęśliwym człowiekiem. – Pokręciła głową. – A tymczasem jesteś zgryźliwym starcem, który terroryzuje każdego, bo myśli, że to on najwięcej utracił. – Błyskawicznie złapała go za szyję. Zenoheld łypnął okiem w kierunku drzwi, ale przypomniał sobie, że chciał zostać sam i oddalił strażników. Próbował ją od siebie odepchnąć, ale jego dłoń przeniknęła przez kobietę.
   Wzmocniła uścisk.
 Nie będziesz mnie w stanie dotknąć. – rzuciła chłodno. Przekrzywiła głowę. – To tutaj zabiłeś swoją żonę, Noelię?
   Wybałuszył oczy. Skąd ona...?
 Wiem, że oficjalna wersja była taka, że nieszczęśliwie spadła z balkonu i zginęła. – Uniosła brwi i zachichotała drwiąco. – Ale ja znam prawdę. Zamordowałeś ją, bo nie zgodziła się z tobą, nieprawdaż Zenoheldzie? Splamiłeś te marmurowe posadzki jej krwią.  Powiedz warto było?
 Zamilcz! – wrzasnął. – Nie rozkazuj mi! Nie patrz na mnie z góry, ty mał...  urwał, czując, jak kciuki wbijają mu się w tętnicę szyjną.
 Na twoim miejscu stałabym grzecznie. – wycedziła. –  Mogłabym cię zabić na miejscu, ale nie zrobię tego. Wiesz czemu? Bo chcę się rozkoszować twoim cierpieniem i upadkiem. – Puściła go. Osunął się na kolana i kaszląc, łapczywie wciągnął powietrze.
   Patrzyła na niego z góry. Nigdy nie czuł takiej wściekłości. Lecz czuł też strach. Nie mógł jej dotknąć, a ona bez trudu go dusiła i wyciągała na światło dzienne jego sekrety.
Kim ona jest, do cholery?!
 Jesteś doprawdy żałosny. – Jej pełne pogardy słowa przeszyły go na wskroś. – Obydwoje jesteśmy potworami, ale wiesz co? – Przykucnęła koło niego. – Zabiorę cię do piekła, choćby miało mi to zająć całe wieki. – oświadczyła, po czym wstała, otrzepała sukienkę, rzuciła mu ostatnie chłodne spojrzenie i rozpłynęła się w powietrzu.
 Co się stało, królu? Profesor Clay mówił, że... – zawołał jeden ze strażników. Machnięciem ręki zbył go.
   Pomasował szyję. Na skórze nie miał odcisków palców ani siniaków.
   Nagle go olśniło. Bez słowa opuścił salę tronową.

****

   Reiko z delikatnym uśmiechem patrzyła, jak Wojownicy cała gromadą siedzą w kuchni i próbują wspólnie gotować. Wybuchnęła cichym śmiechem, gdy Jessica zaplątała się w fartuchy Runo i Miry, a Dan wywrócił się na opakowaniu jajek.
   Byli tacy radośni i beztroscy. Tak właśnie powinno wyglądać życie. Pozbawione trosk i zmartwień. Tylko szczęście i cały dzień wypełniony śmiechem oraz uśmiechami. Jednak rzeczywistość jest inna. Uśmiech może być tylko maską. Śmiech wyrazem pogardy.
Taka jest prawda. Okrutna, ciężka do zniesienia, ale jednak prawda. W każdym momencie tak radosna chwila może pęknąć i zmienić się w tragedię.
   Takie jest życie.
   Niestety...


 A mnie na filozoficzne rozmyślanki wzięło xD
Niektórzy z was podejrzewali, że Zenoheld ma jakiś związek z Melody, ale o co w tym chodziło, to wszystko się dużo później wyjaśni.
Jessie: Jeszcze trochę mętliku się zrobi.
Spectra: "Trochę"
Ja: Cichać tam z tyłu XD A i macie tu przy okazji mój cudowny twór z Reiko i jej cytatem życiowym, że tak powiem ^^
Zimno się zrobiło, nie? Mi to pasuje, ale przez to mam katar, więc strzelam focha na pogodę xD
Spectra: Bo to takie normalne.
Ja: Ty chyba dawno szafy od środka nie widziałeś.
Odmeldowujemy się ^^



6 komentarzy:

  1. Ja: Pierwsza!
    Mio: Niestety...
    Ja: A właśnie, że stety!
    Tsuki: Z kim ja żyję?
    Ja: Z psychopatkami?
    Mio: Z osobami kochającymi anime?
    Hikaru: Z itiotkami?
    Tsuki: Nie było pytania.
    Ja: Spoks. Co ja miała... GDZIE KEITH?!
    Mio: I się zaczęło. -.-
    Ja: W poprzednim rozdziale był, a tu znikł. ;-;
    Kyoya: (znad zeszytu) Geografia czeka...
    Ja: Jebać wyspy! Wyspać się należy!
    Tsuki: (wzdycha) Zapowiada się dłuuuga noc...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja: *śpiąca, chociaż nic nie zrobiła* Geo i szukanie wysp, rzek, zatok. Ale i tak mam teraz gorzej.
      Jessie: jutro robisz chrzest, nie przesadzaj.
      Ja: *ziewa* Tsaa, koty będą.
      Jessie: *chichocze* I ktoś.
      Ja: Zapowiada się komedia roku xD No Keitha nie ma ;-; będzie później. Wymogi fabuły xD

      Usuń
    2. Ja: Durne wymogi.
      Mio: Nie narzekaj.
      Tsuki: Sama nie możesz nic napisać, w czymkolwiek.
      Ja: Bo polski jest dziwnyyy. Słowo bliskoznaczne do odpowiedzialność. No gorszego słowa nie mogła dać...
      Mio: Takie życie.
      Kyoya: Autobus o 7.39, więc się ruszcie. -.-
      Ja: Dobra...

      Usuń
    3. Ja; Ale wymogi xd
      Spectra: Tsaa, bo ty się ich trzymasz.
      Ja; Cicho tam xD Internet, Yuzu, internet i wujcio Goggle zawsze pomogą xD

      Usuń
  2. Kaosu: Angel zakatarzona, Yuna zakatarzona... Co, was tak równocześnie złapało?
    Ja: Wirusy, pomidorku, wirusy.
    Hiromi: Umówiły się, że zachorują w tym samym czasie. Taka zmowa.
    Kaosu: Weź już nie baw się w Aaronnię.
    Ja: Too, my się póki co zmywamy, bo jakoś weny i siły nie mam na tego koma. *drży z zimna* Gdzie mój kocyk?
    Hiromi: Tam, gdzie go zostawiłaś.
    Ja: Przyniesiesz mi, prooooszęęęęę. *minka z cyklu "szczeniaczek, ale coś nie wychodzi"*
    Hiromi: Nie chce mi się.
    Ja: Bo cię zasmarkam. -.-
    Hiromi: *wzdryga się* Fuj, trochę niesmaczne zagranie.
    Ja: Ważne, że skuteczne, a teraz proszę przynieść mój kocyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja: *smarka* Zgranie, ot co
      Jessie: *ściga komara z packą*
      Fludim: Angel w takich momentach wyciąga swój laptop i grozi pomysłami z folderu "na wszelki wypadek"
      Ja: Dokładnie tak ^^
      Jessie: A tam są straszne rzeczy.
      Ja: Bez przesady xD

      Usuń