środa, 21 czerwca 2017

Rozdział 68: Hey, do you know who I am?

   Jeśli miałam być szczera, to od poznania Reiko wiedziałam, że moja rodzina na pewno nie należała do zwyczajnych i normalnych. Teraz jednak doszłam do wniosku, że niektórych członków należałoby wsadzić w kaftan bezpieczeństwa i wysłać do psychiatryka.
   Jak do tego doszłam? Głównie przez widok Tytana, który wyłaniał się z ciała smarkuli. Najpierw małe ciało wygięło plecy w łuk, a z brzucha wyrwała się się czarna dłoń z długimi szponami. Wyglądało to dość groteskowo zważywszy, że dziewczynka cały czas uśmiechała się szaleńczo. Oczy uciekły jej do tyłu i zostały tylko białka. W końcu Tytan wyszedł, a poniszczone ciało upadło na ziemię i zaczęło się w nią wtapiać.
   Nawet nie zdołałam otworzyć ust, gdy zamachnął się na mnie ogromną pięścią. Ledwo udało mi się zasłonić rękami, jednak mało to pomogło, bo uderzyłam plecami w ścianę.  Większość powietrza uciekła z płuc, co wykorzystał Tytan i zacisnął ostre pazury wokół mojej szyi.
– Huh, jesteś całkiem dobrym naczyniem – zasyczał.
   Zmarszczyłam nos, bo jego oddech śmierdział jak spocone skarpetki wymieszane z cebulą. Wierzgnęłam nogami, ale poskutkowało to jedynie lekceważącym prychnięciem Tytana.
– Jakim naczyniem? – wycharczałam.
 A jak myślisz?
 Hmm, myślę, że jeśli zaraz nie poluzujesz uścisku, to padnę trupem na miejscu! – warknęłam.
   Wywrócił oczami i puścił mnie. Uderzyłam nogami o grunt i zaczęłam łapczywie łapać tlen, zerkając spode łba na bakugana. Tym razem jego sylwetka była bardziej zarysowana. Był barczysty, o długich rękach i krótkich nóżkach. Z prawej strony głowy wyrastał mu zakręcony róg. Uniosłam brew. Wiem, że wygląd to nie wszystko, ale jakim cudem Sybilla zakochała się w tym czymś? Nie dość, że przypomina mi przerośniętą, zmutowaną, łysą małpę, to jego charakter przywodzi na myśl zrzędliwego 80-latka.
   Cóż, niektórzy ludzie mają naprawdę oryginalne gusta.
 Będąc szczerym, nie myślałem, że moim naczyniem okaże się nastolatka z nieco za dużymi pokładami głupoty – powiedział.
 Spoko, też nie sądziłam, że mogę być spokrewniona z taką kreaturą – odparowałam. – Poza tym, jakbyś jeszcze nie zrozumiał, nie będę twoją marionetką.
 Ależ ty nią jesteś – Uśmiechnął się szeroko – Reiko, ty, każdy z mocą, wszyscy byliście moimi marionetkami od chwili narodzin!
   Super, jeszcze zaczął gadać jak typowy zły w książkach czy serialach. Pewnie zaraz zacznie się wywód, że kogoś tam trzeba się pozbyć, bo inaczej świat stanie się spaczony bla bla bla. Wiecie, takie typowe kazanie osoby, która nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa.
– Jednak ty jesteś wyjątkowa, skoro przeszłaś próbę – ciągnął dalej. – Warto było wychowywać cię blisko ciemności, aż cała nią przesiąknęłaś. Cóż, Starożytni obdarowali się Haosem – ton jego głosu schłodniał. – jednak ty zawsze byłaś przeznaczona dla Darkusa. Nic cię od tego nie uwolni.
– Brzmisz niczym jakiś antagonista z książki – stwierdziłam, patrząc na niego wrogo i zakładając ręce na piersi.
 Lecz ja jestem prawdziwy.
 I martwy.
 Jeszcze tylko przez chwilę.
   Nagle usłyszałam szum morza. Obróciłam głowę w prawo i zostałam ścięta z nóg przez ogromną, czerwoną falę. Co jest?! Kątem oka zdołałam ujrzeć kpiący uśmiech Tytana, zanim wciągnął mnie potężny wir. Tlen z płuc automatycznie wyparował, jakby ta szkarłatna ciecz miała jakieś magiczne moce ściągania powietrza z otoczenia. Spróbowałam jakoś przywołać moc, żeby choćby móc wystawić głowę na zewnątrz, ale dźgnięcie w serce było wyraźnym znakiem, że chyba skończę jako topielec.
   W końcu nie ma to jak umierać po raz drugi, co nie?
 Twoja rola się skończyła, Jessie – mruknął Tytan. – Lecz nie martw się. Odpowiednio potraktuje twoich przyjaciół.
   Miałam ochotę pokazać mu środkowy palec, by wyrazić swój zachwyt takim wzniosłym pomysłem, ale wir szarpnął mnie gwałtownie w tył i czerwone odmęty zasłoniły niemal całkowicie pokraczną sylwetkę Tytana. Zasłoniłam dłonią usta, kiedy ujrzałam jasnożółtą bramę. Nagle otworzyła się i wszędzie zaczęło promieniować silne światło.
   To jest chyba jakiś żart...
   Pomna słów Akane, że nigdy nie można iść w stronę światła (choć to bardziej przypominało neon), zaczęłam próbować płynąć kraulem w przeciwną stronę, mając gdzieś, że mogę się za chwilę udusić. Jednak prąd był zbyt silny i pociągnął mnie w stronę bramy.

****

   Alice przyłożyła ręce do czoła Jessie i prawie się wzdrygnęła, czując bijący od niego chłód. Rosjanka nie chciała tego przed sobą przyznać, ale miała wrażenie, że dziewczyna nie może żyć, skoro nawet nie oddychała. Jednak Reiko siedząca przy wezgłowiu łóżka i skubiąca róg kołdry twierdziła inaczej.
 Mogę jakoś pomóc? – spytała cicho Alice.
   Kobieta pokręciła głową, dalej patrząc w jakiś punkt na posłaniu.
 Nic nie możecie zrobić – odparła chłodno.
   Dziewczyna spuściła głowę.
 To nie twoja wina, Alice – próbował pocieszyć ją Hydranoid, który jednocześnie mordował oczami jednej z głów Reiko.
   Wojowniczka uśmiechnęła się lekko do niego i już chciała odejść, gdy Fludim rozwinął się z kulki i podleciał do Jessie.
– Coś mi się nie podoba – wymamrotał.
 Co takiego? – Reiko natychmiast poderwała głowę.
– Coś wyjątkowo mrocznego się pojawiło – stwierdził Hydranoid, nim Fludim zdążył się odezwać.
 Mrocznego? – powtórzył Gus, który do tej pory stał przy ścianie, i podszedł do nich. – Co dokładnie?
– Nie wiem – odparł Hydranoid. – To po prostu coś niepokojącego.
   Ledwo wypowiedział te słowa, a twarz Jessie wykrzywiła się w lekkim grymasie. Wszyscy obecni w pomieszczeniu na chwilę osłupieli, łącznie z Reiko, która otworzyła usta w niemym zdziwieniu. Szatynka konwulsyjnie zgięła się w pół i złapała dłonią za ramię z blizną, wbijając w skórę paznokcie.
– Spokojnie, Jessie! – Alice ocknęła się jako pierwsza i rzuciła w stronę dziewczyny.
   Oczy Jessie gwałtownie się otwarły i Rosjanka zamarła w miejscu, widząc, że jedno z nich wygląda jak vestaliańskie. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i przeciągnęła.
 Jessie? – spytał niepewnie Fludim.
 Co? – odparła normalnym głosem dziewczyna i ziewnęła. – Wyglądacie, jakbyście zobaczyli trupa – stwierdziła z lekkim uśmiechem, rozglądając się.
 Nic cię nie boli? Dobrze się czujesz? Nie kręci ci się w głowie? – dopytywała z troską w głosie Alice.
   Jessie pokręciła zamaszyście głową, aż końcówki włosów uderzyły Gusa w twarz, po czym wstała i jakby nigdy nic ruszyła w stronę drzwi.
 Dzięki za troskę, Alice, ale jeszcze nie było takiej rzeczy czy osoby, która by mnie zabiła – mruknęła i popatrzyła na Reiko, odchylając nieco głowę. – Prawda, moja kochana? – Uśmiechnęła się pod nosem.
   Kobieta poczuła, jak coś uderza ją w brzuch i szybko zerwała się z krzesła, kiedy Alice podeszła do szatynki.
 Alice, to nie Jessica! – wrzasnęła, rzucając się w ich stronę.
 Huh? – Gehabich jedynie kątem oka zdołała dostrzec nadlatującą w jej kierunku pięść.

****

   Jane splotła ręce na piersiach, patrząc powagą na Akane.
 Naprawdę nie ma sposobu by obudzić Jessie? – spytała, a jej głos, pomimo wyrazu twarzy, był cichy i łagodny.
– Nie – odparła krótko Japonka. – Przynajmniej ta suka tak twierdzi.
   Jane westchnęła i wzięła kilka łyków kawy.
– A te dzieciaki? Co one takiego zrobiły, że tak je zwyzywałaś?
 Wierzą w bzdurną iluzję świata, gdzie w każdym jest coś dobrego i trzeba do niego wyciągnąć rękę – Aki prychnęła. – Cud, że jeszcze nie zaprosiły Zenohelda do swojej wesołej drużyny kucyków pony.
– Mimo wszystko posiadają potężne bakugany, Akane. Jeśli mamy powstrzymać tego szalonego dziada, musimy z nimi współpracować
   Japonka odwróciła wzrok i wymamrotała coś, co zabrzmiało jak „Będą tylko zawadzać.” Jane uniosła brew.
 Nie jestem tego taka pewna, ale dość o nich – Odsunęła krzesło, odkładając filiżankę. – Gdzie jest Jessie?
  Pełne wściekłości i chłodu oczy Akane w sekundę zmieniły wyraz na smutny i nieco zagubiony.
 W swoim pokoju, ciągle nieprzytomna i – Mocno zacisnęła palce na uchu kubka, jakby miała zamiar je zniszczyć. – zimna jak trup.
– W takim razie na razie nie ma sensy zaglądać póki co do niej – Jane zmarszczyła brwi i nos, zamyślając się – Może...
   Nie zdołała dokończyć zdania przez głośny trzask na korytarzu i dziewczęcy krzyk. Obydwie wojowniczki wymieniły szybkie spojrzenia i wypadły na korytarz. Akane już sięgała do tylnej kieszeni spodenek po swój paralizator, a Jane przybrała bojową pozę, uginając lekko kolana, kiedy koło wybitych z framugi drzwi przeszła postać. Dziewczyny niemal jednocześnie zamarły. Postać przeszła obojętnie koło Alice, która trzymała się za obite ramię i Gusa klęczącego przy dziewczynie, zatrzymała się przed wojowniczkami i wolno uniosła głowę.
 Kim ty...  zaczęła Akane, otrząsając się z szoku i unosząc wyżej paralizator.
 ...jesteś? – dokończyła Jane, mrużąc oczy.
   Jessie uśmiechnęła się szeroko, przechylając nieco głowę.



niedziela, 4 czerwca 2017

Rozdział 67: Ta smarkula ma ewidentnie spore braki pod czerepem...

   Sama nie wiedziałam, jak określić to uczucie, gdy zalewała cię ogromna fala wspomnień i każde z nich wywoływało u ciebie inną emocję.
   Raz miłość.
   Raz strach.
   Raz szczęście.
   Raz nienawiść.
   Cholera! Zacisnęłam dłonie na głowie, czując tak ogromne oszołomienie, że nie mogłam ustać na nogach, nawet nie słyszałam, co gadała do mnie Smarkula. „Luka” w mojej pamięci wreszcie wypełniła się i teraz miałam logiczne wyjaśnienie na wszystko, chociaż dalej nie rozumiałam, jak to możliwe, że moi przyszywani rodzice tak po prostu uznali mnie za córkę. Im też wymazałam wspomnienia?
 Zapomniałaś, jak się mówi? – spytała ze znudzeniem gówniara, gdy wreszcie stanęłam prosto.
   Przysięgam, wybiję jej te bialutkie, zasmarkane, zęby..
 Och, wybacz, nie usłyszałam, że coś mówisz. Jesteś za daleko – odparłam, mrużąc oczy.
 Ładna gra – pochwaliła mnie – Próbujesz udawać, że nic się nie stało, co? Że śmierć twojej rodziny cię nie rusza? Niestety, twoje oczy zdradzają wszystko. Boisz się – Przeszła do szeptu – Tak koszmarnie boisz się i słusznie. W końcu teraz nie będziesz dla nikogo niczym więcej jak zwykłym narzędziem – Uśmiechnęła się.
 Wygadałaś się już? – Oparłam rękę o biodro. – Przeszłam próbę, tak? To mogę już stąd iść?
– Dokąd? – Zaśmiała się. – Nawet jeśli się ockniesz to...  Przyłożyła wyprostowany palec wskazujący do skroni – Zenoheld z pewnością cię zabije – Zademonstrowała, jak strzela sobie w głowę (szkoda, że to był tylko palec...).
 Nie mam zamiaru się dać temu dziadowi – prychnęłam – Wyjdę stąd po dobroci czy mam ci może zmienić kształt nosa?
 Jesteś taka nudna – westchnęła – Wrócisz i co? Kim ty wtedy będziesz? Jessicą Knight czy Elevenor? Vestalianką czy Ziemianką? Księżniczką czy zwykłą dziewczyną?
  Popatrzyła na mnie wyzywająco ze złośliwymi ognikami w oczach. Bezwiednie wyciągnęłam ręce przed siebie i zagięłam palce. Ta smarkula ma ewidentnie spore braki po czerepem, skoro nie umie odpowiedź na proste pytanie!
 Będę sobą, jeśli o to pytasz – warknęłam. – Najwyżej się nazwę Jessica Elevenor – Knight i będzie cacy! – Podeszłam do niej kilka kroków i zacisnęłam dłonie na ramionach – To jak? Otwierasz portal, a ja sobie wracam do życia, czy twoja twarz ma nabrać paru nowych kolorów?
   Smarkula spuściła głowę i zgarbiła się, więc przez króciutką chwilę miałam głupią nadzieję, że się ocknę, ale kiedy z jej piersi dobiegł głuchy chichot, porzuciłam ją. Odepchnęła mnie i gwałtownie wyprostowała się. Jej tęczówki zalśniły głębokim szkarłatem zupełnie jak u Tytana.
 Po co chcesz się ocknąć, skoro jest tam ten chłopak? – spytała.
   Zmarszczyłam brwi.
 Jaki chłopak? – Skrzyżowałam ręce, mając nadzieję, że nie myślimy o tej samej osobie.
 Chłopak podobny kropka w kropkę do Zenohelda, jeśli chodzi o charakter. Człowiek, który wykorzysta nawet własną rodzinę, by osiągnąć swój cel i nie zawaha się przed niczym! – Smarkula zrobiła piruet, a rąbek jej sukni uniósł się do góry. – Wiesz już, o kim mówię?
– Spectra?
– Bingo! Jesteś Elevenor czyli prawną dziedziczką tronu, co czyni cię jego największą przeszkodą w drodze do władzy. Myślisz, że pozbędzie się ciebie teraz czy może zrobi po zniszczeniu Zenohelda?
  Otworzyłam usta, żeby powiedzieć, że Phantom taki nie jest, ale szybko je zamknęłam. Tak naprawdę nie mam pojęcia, co w ciągu dalszym kieruje Keithem, lecz...Uśmiechnęłam się.
 Niech ją sobie bierze.
 Co? – Przez krótką chwilę na twarzy Smarkuli malował się szok, ale szybko zastąpiła go kpiną.
– Władzę. Niech ją sobie bierze – powtórzyłam i wzruszyłam ramionami – Szybciej on nadaje się na tron niż ja.
   Gówniara obdarzyła mnie takim wzrokiem, jakby co najmniej oświadczyła, że lubię tańczyć salsę o drugiej w nocy w stroju strażaka z pluszowym misiem. Nie wiem, co ją tak dziwi. Ja i tron? Poważnie, ktokolwiek wyobraża sobie kogoś takiego jak ja jako władcę? Mnie?! Mick i Jane zgodnie by wtedy stwierdzili, że kraj jest skończony, Aki to by pewnie nie wstała ze śmiechu, a Haruka poszła na poszukiwania logiki. Prościej mówiąc, to się za cholerę nie łączy!
    Spectra przynajmniej kraju nie zrujnuje! Może...A jak zrujnuje to jego będą linczować, nie mnie! O! I to jest plan!
– To dla ciebie jest gwarancja życia? – W moje radosne knowania wkradł się głos Smarkuli. A było tak miło...
  Westchnęłam i zmrużyłam oczy. Zanim zobaczyłam moje wspomnienia, ta myśl już chodziła mi po głowie, ale teraz jestem już niemal pewna...
 Możesz przestać udawać małą, wkurwiającą gówniarę, Tytan? To nie przystoi staruchowi.

****

 Więc kim jest Jess? – spytał Dan.
   Reiko poderwała głowę, wyrwana ze świata własnych myśli. Kiedy opowiedziała im historię, większość Wojowników dosłownie oniemiała i nie miała pojęcia, co powiedzieć. Jedynymi wyjątkami byli Spectra i Gus, którzy przez chwilę cicho rozmawiali między sobą. O ile w przypadku blondyna było to o tyle zrozumiałe, że kojarzył dziewczynę już wcześniej, to  reakcji Grava nie rozumiała, ale cóż zrobić?
   Otworzyła usta, ale uprzedziła ją Akane, która opierała się o ścianę i łypała ponuro na szatyna.
 Jess to Jess, debilu. Nic się w niej nie zmienia, tylko dlatego, że pochodzi z jakiejś Vestalii – Wzruszyła ramionami – Ja by się lepiej zastanowiła, czemu pewna osoba wygląda na kompletnie niewzruszoną – Przeniosła spojrzenie na Spectrę.
  Blondyn uniósł nieco brew w kpiącym geście.
 Mam twoim zdaniem płakać? – spytał znudzonym i chłodnym tonem.
 Nie. Poza tym wątpię, byś był zdolny do czegoś tak ludzkiego – odparła jadowicie dziewczyna, podchodząc do niego – Wiedziałeś, prawda? Dlatego się tak nią interesowałeś, hm? Chciałeś ją wykorzystać w odpowiednim momencie, a potem się pozbyć jak jakiegoś śmiecia, co, Phantom? – Pochyliła się nieco, wykrzywiając twarz w szyderczym grymasie - Co cię przecież obchodzi życie jakieś dziewczyny, jeśli może ci dać władzę, prawda?
 Mój brat nie jest takim człowiekiem – powiedziała ostro Mira, opanowując drżenie głosu. – On też został pozbawiony wspomnień! – dodała głośniej.
– Och, jak mogłam zapomnieć o tobie – wymamrotała fałszywie słodkim głosem Akane – Oczywiście, twój braciszek jest kryształowo dobry i wcale cię nie wykorzystał, nie? Przecież Spectra to jakieś jebane bóstwo! – Podniosła głos, podnosząc się. – Tak samo twój popieprzony ojciec!
– Nie powiedziałam tego, ale nie pozwolę ci tak obrażać mojego brata – odparła twardym głosem Fermin – Proszę, żebyś przestała.
– Bo co mi zrobisz? – zaśmiała się Akane. – Prawda jest taka, że twój ojciec i on – Wskazała na Spectrę – powinni po prostu zdechnąć i wszystko byłoby w porządku.
 Przestań, Akane – powiedział Dan, wstając – Posuwasz się za daleko. Wiem, że jesteś zdenerwowana, ale...
 I kolejny! – Japonka wywiesiła oczy – No tak, jebani Wojownicy i ich popierdolone ideały! Przecież w każdym jest jakaś iskierka dobra, taka jest wasza święta zasada, zapomniałam o tym– zakpiłam. – Jak mogłam być tak głupia i myśleć, że wy możecie uratować świat?
 To nie ma z tym nic wspólnego – wtrącił Shun.
– Ma, mój drogi. Skoro jesteście tak słabi i nie potraficie nawet ochronić energii domen, to oczywiste, że przyjmiecie takiego śmiecia jak on, jeśli jest silny. Co z tego, że może was użyć jak zwyczajne pionki? Przynajmniej ma jakąś tam siłę! – Spojrzała na teraz rozzłoszczonych Wojowników z obrzydzeniem – Gardzę wami. Jesteście naprawdę żałośni.
– Ty jedyna jesteś tu żałosna, wyżywając się na innych– powiedział Spectra bez żadnych emocji.
 Och, tylko tyle? – Akane zrobiła zawiedzioną minę, odwracając się w jego stronę. – No dawaj, pokaż, jaka bestia skrywa się w tej ludzkiej skórze...
   PLASK!
   Na policzku Japonki pojawił się czerwony odcisk ręki. Mira dyszała ciężko. Naprawdę nie chciała tego zrobić, ale dziewczyna mocno przesadziła. Obraziła ich wszystkich. Fermin zdawała sobie sprawę, że nie zawsze podejmowali dobre decyzje, ale kto nie popełnia błędów? Chociaż jej ojciec...
   Zacisnęła dłoń na ramieniu. On już posunął się za daleko, stał kimś zupełnie innym, a nie tym kochającym, choć zapracowanym tatą, którego pamiętała z tych lat, zanim zaczęły spadać karty do bakugan. Mimo to jej brat taki nie jest! Zrozumiał swój błąd i teraz znów są razem. Obydwoje stracili wspomnienia!
   Mira zagryzła wargę. Utracona pamięć powoli jej wracały i z wolna uświadamiała sobie, jak bardzo lubiła szatynkę. Zerknęła na brata. Ciekawe czy z nim było tak samo?
– Hah, to takie dziwne uczucie dostać w twarz za szczerość – powiedziała beztrosko Akane, dotykając policzka. – Zdradzasz wybitne podobieństwo do braciszka.
 Możesz się wreszcie zamknąć? – warknął Ace – W kółko nas obrażasz, chociaż to nie nasza wina, że Jess jest w poważnym stanie!
– Aż tak was boli prawda? – Akane rozłożyła ręce. – Naprawdę jesteście beznadziejni!
    Nagle drzwi od pomieszczenia otworzyły się i rozległ się  poważny, damski głos.
 Uspokój się w tej chwili, Akane.
   Japonka wytrzeszczyła oczy i oniemiała. Wszyscy odwrócili głowy w kierunku nowej przybyłej, która stała wraz z Kato. Miała krótkie, czarne włosy sięgające do ramion i przenikliwe, niebieskie oczy. Z jednego ramienia zwisał jej plecak ozdobiony motywem kwiatowym, a po skórzanej kurtce spływały kropelki deszczu.
 Jane?! – wykrztusiła w końcu Akane.  Co ty tu robisz?
    Dziewczyna nie zwróciła uwagi na jej słowa i spojrzała na Dana.
– Przepraszam was za nią. Czasami Aki ma takie - Zerknęła na przyjaciółkę i westchnęła - odbicia od normy.
– Ta, czasami - burknął bakugan domeny Aquos siedzący na ramieniu brunetki.
– Siedź cicho, Ulvida - syknęła Akane.
– Ty też - odparła Jane i złapała za rękę Japonki - Musimy pogadać.

****

  Zaraz po tym jak Jane i Akane poszły porozmawiać, pokój zaczął stopniowo pustoszeć. Najpierw Alice wraz z Danem poszli zobaczyć, co się dzieje u Jessie, potem wyszedł Shun wraz z Marucho, Acem i Baronem. Gus został wywleczony przez Reiko, która chciała, by powiedział jej wszystko o najnowszych osiągnięciach w vestaliańskiej medycynie. Kiedy w pomieszczeniu zostali tylko Runo, Julie, Mira i Spectra, Wojowniczka Subterry dostrzegła, że Fermin chce porozmawiać z bratem, więc złapała Misaki i wyszła z nią pod pretekstem uspokojenia się na świeżym powietrzu.
   Mira odetchnęła.
 Keith?
 Tak? – Blondyn spojrzał na nią.
 Też się z tym dziwnie czujesz? – spytała. – Z tym, że my...no wiesz...  zakłopotała się na moment. – znaliśmy się z Jessie od dziecka, a dopiero teraz sobie to przypominamy. Była moją najlepszą przyjaciółką, a ja tak po prosto zapomniałam o niej... – Zacisnęła dłoń na udzie.
  Niespodziewanie poczuła rękę Keitha na włosach, która delikatnie ją głaskała. Ten gest w znacznym stopniu ją uspokoił. Oparła się o jego ramię.
 Jeśli mam być szczery, to przypominała mi kogoś, ale nie przejmowałem się tym zbytnio – odparł.
 Rozumiem. A co do naszego taty...
   Ręką Keitha znieruchomiała.
 On nas już nie traktuje jak swoje dzieci, Mira – ton jego głosu znacznie schłodniał.
 Wiem, nie jest już naszym ojcem – Spojrzała bratu prosto w oczy. – I nie da się tego cofnąć...prawda?
   Keith westchnął. W końcu jego młodsza siostra dalej kochała ojca, on już przestawał. Bo jak można nazwać taką osobę „ojcem”? Potraktował ich niczym zwykłe śmiecie.
 Na razie skupmy się na broni Zenohelda i wybudzeniu Jessicy, dobrze? – Uśmiechnął się lekko na moment.
  Mirze na ten widok rozbłysły oczy.
 Dobrze – Skinęła energicznie głową.


****

   Zenoheld nie do końca był pewien, co myśleć. Z jednej strony czuł ogromną wściekłość, że bachor Davida ciągle żyje, ale z drugiej strony przynajmniej przypomniał sobie, że białowłosa to Reiko.
   Heh, to ciekawe, że jeszcze kilkanaście lat temu go uwielbiała, a teraz przysięgała, że go zabije. Kobiety są naprawdę zmienne.
   Podszedł do ogromnego, półkolistego okna i spojrzał na niezmierzony kosmos. Wiedział, że zaraz wszyscy sobie przypomną o dzieciaku i zaczną się pytania, ale co go to obchodzi? Nie ma żadnych dowodów, że to on pozbył się tej przeklętej rodziny. Zresztą teraz dzierży najpotężniejsza broń, więc nikt mu się nie sprzeciwi.
   Wszystko będzie należało do niego...


 Błagam, żeby ten rozdział był lepszy, bo jak nie, to ja się chyba potnę ;;
Jess: Ja cię potnę za to tempo publikowania
Cichutko, jeszcze ten tydzień i fajrant, ok? O i wprowadziłam Jane ^^ *tuli dziewczynę*
Jane: Cześć
Cóż ona nie jest tak rozmowna jak reszta ^^''
Aki: *jest zmuszona do picia melisy* Prawdę powiedziałam!
*wzdycha* Ty codziennie mówisz prawdę...
Aki: Heh *dumny wyszczerz* No wiem ^^
Hmm, tak teraz myślę, że jak już Jess się stamtąd wydostanie, to trzeba rozwijać Kessie, bo to niemalże koniec części!
Jess: *siedzi w jacuzzi* A ty dalej o tym? 
Shadow: Nie czujesz się samotna?
Jess: Nie wpuszczam tu zwierząt
Aki: xD
Shadow: ...
Dan: Czekaj, zaraz zadzwonię do Spectry, że ma okazję *wyciąga telefon i, z cwaniackim uśmiechem, odchodzi*
Jess: *morduje wzrokiem tył jego pleców, ale nie wychodzi, bo jej zbyt dobrze xD*
To my się odmeldowujemy i mam nadzieję, że następny opublikuję szybciej ^^