Jeśli miałam być szczera, to od poznania Reiko
wiedziałam, że moja rodzina na pewno nie należała do zwyczajnych i normalnych.
Teraz jednak doszłam do wniosku, że niektórych członków należałoby wsadzić w
kaftan bezpieczeństwa i wysłać do psychiatryka.
Jak do tego doszłam? Głównie przez widok
Tytana, który wyłaniał się z ciała smarkuli. Najpierw małe ciało wygięło plecy
w łuk, a z brzucha wyrwała się się czarna dłoń z długimi szponami. Wyglądało to
dość groteskowo zważywszy, że dziewczynka cały czas uśmiechała się szaleńczo.
Oczy uciekły jej do tyłu i zostały tylko białka. W końcu Tytan wyszedł, a
poniszczone ciało upadło na ziemię i zaczęło się w nią wtapiać.
Nawet nie zdołałam otworzyć ust, gdy
zamachnął się na mnie ogromną pięścią. Ledwo udało mi się zasłonić rękami,
jednak mało to pomogło, bo uderzyłam plecami w ścianę. Większość powietrza uciekła z płuc, co
wykorzystał Tytan i zacisnął ostre pazury wokół mojej szyi.
– Huh, jesteś całkiem dobrym naczyniem – zasyczał.
Zmarszczyłam nos, bo jego oddech śmierdział
jak spocone skarpetki wymieszane z cebulą. Wierzgnęłam nogami, ale poskutkowało
to jedynie lekceważącym prychnięciem Tytana.
– Jakim naczyniem? – wycharczałam.
– A jak myślisz?
– Hmm, myślę, że jeśli zaraz nie poluzujesz uścisku,
to padnę trupem na miejscu! – warknęłam.
Wywrócił oczami i puścił mnie. Uderzyłam
nogami o grunt i zaczęłam łapczywie łapać tlen, zerkając spode łba na bakugana.
Tym razem jego sylwetka była bardziej zarysowana. Był barczysty, o długich
rękach i krótkich nóżkach. Z prawej strony głowy wyrastał mu zakręcony róg.
Uniosłam brew. Wiem, że wygląd to nie wszystko, ale jakim cudem Sybilla
zakochała się w tym czymś? Nie dość, że przypomina mi przerośniętą, zmutowaną,
łysą małpę, to jego charakter przywodzi na myśl zrzędliwego 80-latka.
Cóż, niektórzy ludzie mają naprawdę
oryginalne gusta.
– Będąc szczerym, nie myślałem, że moim naczyniem okaże się nastolatka z nieco za
dużymi pokładami głupoty – powiedział.
– Spoko, też nie sądziłam, że mogę być spokrewniona z taką kreaturą –
odparowałam. – Poza tym, jakbyś jeszcze nie zrozumiał, nie będę twoją
marionetką.
– Ależ ty nią jesteś – Uśmiechnął się szeroko – Reiko, ty, każdy z mocą, wszyscy
byliście moimi marionetkami od chwili narodzin!
Super, jeszcze zaczął gadać jak typowy zły w
książkach czy serialach. Pewnie zaraz zacznie się wywód, że kogoś tam trzeba
się pozbyć, bo inaczej świat stanie się spaczony bla bla bla. Wiecie, takie
typowe kazanie osoby, która nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa.
– Jednak ty jesteś wyjątkowa, skoro przeszłaś próbę – ciągnął dalej. – Warto było
wychowywać cię blisko ciemności, aż cała nią przesiąknęłaś. Cóż, Starożytni
obdarowali się Haosem – ton jego głosu schłodniał. – jednak ty zawsze byłaś
przeznaczona dla Darkusa. Nic cię od tego nie uwolni.
– Brzmisz niczym jakiś antagonista z książki – stwierdziłam, patrząc na niego
wrogo i zakładając ręce na piersi.
– Lecz ja jestem prawdziwy.
– I martwy.
– Jeszcze tylko przez chwilę.
Nagle usłyszałam szum morza. Obróciłam głowę
w prawo i zostałam ścięta z nóg przez ogromną, czerwoną falę. Co jest?! Kątem
oka zdołałam ujrzeć kpiący uśmiech Tytana, zanim wciągnął mnie potężny wir. Tlen
z płuc automatycznie wyparował, jakby ta szkarłatna ciecz miała jakieś magiczne
moce ściągania powietrza z otoczenia. Spróbowałam jakoś przywołać moc, żeby
choćby móc wystawić głowę na zewnątrz, ale dźgnięcie w serce było wyraźnym
znakiem, że chyba skończę jako topielec.
W końcu nie ma to jak umierać po raz drugi,
co nie?
– Twoja rola się skończyła, Jessie – mruknął Tytan. – Lecz nie martw się.
Odpowiednio potraktuje twoich przyjaciół.
Miałam ochotę pokazać mu środkowy palec, by
wyrazić swój zachwyt takim wzniosłym pomysłem, ale wir szarpnął mnie gwałtownie
w tył i czerwone odmęty zasłoniły niemal całkowicie pokraczną sylwetkę Tytana.
Zasłoniłam dłonią usta, kiedy ujrzałam jasnożółtą bramę. Nagle otworzyła się i
wszędzie zaczęło promieniować silne światło.
To jest chyba jakiś żart...
Pomna słów Akane, że nigdy nie można iść w
stronę światła (choć to bardziej przypominało neon), zaczęłam próbować płynąć
kraulem w przeciwną stronę, mając gdzieś, że mogę się za chwilę udusić. Jednak
prąd był zbyt silny i pociągnął mnie w
stronę bramy.
****
Alice przyłożyła ręce do czoła Jessie i
prawie się wzdrygnęła, czując bijący od niego chłód. Rosjanka nie chciała tego
przed sobą przyznać, ale miała wrażenie, że dziewczyna nie może żyć, skoro nawet
nie oddychała. Jednak Reiko siedząca przy wezgłowiu łóżka i skubiąca róg kołdry
twierdziła inaczej.
– Mogę jakoś pomóc? – spytała cicho Alice.
Kobieta pokręciła głową, dalej patrząc w
jakiś punkt na posłaniu.
– Nic nie możecie zrobić – odparła chłodno.
Dziewczyna spuściła głowę.
– To nie twoja wina, Alice – próbował pocieszyć ją Hydranoid, który jednocześnie
mordował oczami jednej z głów Reiko.
Wojowniczka uśmiechnęła się lekko do niego i
już chciała odejść, gdy Fludim rozwinął się z kulki i podleciał do Jessie.
– Coś mi się nie podoba – wymamrotał.
– Co takiego? – Reiko natychmiast poderwała głowę.
– Coś wyjątkowo mrocznego się pojawiło – stwierdził Hydranoid, nim Fludim zdążył
się odezwać.
– Mrocznego? – powtórzył Gus, który do tej pory stał przy ścianie, i podszedł do
nich. – Co dokładnie?
– Nie wiem – odparł Hydranoid. – To po prostu coś niepokojącego.
Ledwo wypowiedział te słowa, a twarz Jessie
wykrzywiła się w lekkim grymasie. Wszyscy obecni w pomieszczeniu na chwilę
osłupieli, łącznie z Reiko, która otworzyła usta w niemym zdziwieniu. Szatynka
konwulsyjnie zgięła się w pół i złapała dłonią za ramię z blizną, wbijając w
skórę paznokcie.
– Spokojnie, Jessie! – Alice ocknęła się jako pierwsza i rzuciła w stronę
dziewczyny.
Oczy Jessie gwałtownie się otwarły i
Rosjanka zamarła w miejscu, widząc, że jedno z nich wygląda jak vestaliańskie. Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej i przeciągnęła.
– Jessie? – spytał niepewnie Fludim.
– Co? – odparła normalnym głosem dziewczyna i ziewnęła. – Wyglądacie, jakbyście
zobaczyli trupa – stwierdziła z lekkim uśmiechem, rozglądając się.
– Nic cię nie boli? Dobrze się czujesz? Nie kręci ci się w głowie? – dopytywała z
troską w głosie Alice.
Jessie pokręciła zamaszyście głową, aż
końcówki włosów uderzyły Gusa w twarz, po czym wstała i jakby nigdy nic ruszyła
w stronę drzwi.
– Dzięki za troskę, Alice, ale jeszcze nie było takiej rzeczy czy osoby, która by
mnie zabiła – mruknęła i popatrzyła na Reiko, odchylając nieco głowę. – Prawda,
moja kochana? – Uśmiechnęła się pod nosem.
Kobieta poczuła, jak coś uderza ją w brzuch
i szybko zerwała się z krzesła, kiedy Alice podeszła do szatynki.
– Alice, to nie Jessica! – wrzasnęła, rzucając się w ich stronę.
– Huh? – Gehabich jedynie kątem oka zdołała dostrzec nadlatującą w jej kierunku
pięść.
****
Jane splotła ręce na piersiach, patrząc
powagą na Akane.
– Naprawdę nie ma sposobu by obudzić Jessie? – spytała, a jej głos, pomimo wyrazu
twarzy, był cichy i łagodny.
– Nie – odparła krótko Japonka. – Przynajmniej ta suka tak twierdzi.
Jane westchnęła i wzięła kilka łyków kawy.
– A te dzieciaki? Co one takiego zrobiły, że tak je zwyzywałaś?
– Wierzą w bzdurną iluzję świata, gdzie w każdym jest coś dobrego i trzeba do
niego wyciągnąć rękę – Aki prychnęła. – Cud, że jeszcze nie zaprosiły Zenohelda
do swojej wesołej drużyny kucyków pony.
– Mimo wszystko posiadają potężne bakugany, Akane. Jeśli mamy powstrzymać tego
szalonego dziada, musimy z nimi współpracować
Japonka odwróciła wzrok i wymamrotała coś,
co zabrzmiało jak „Będą tylko zawadzać.” Jane uniosła brew.
– Nie jestem tego taka pewna, ale dość o nich – Odsunęła krzesło, odkładając
filiżankę. – Gdzie jest Jessie?
Pełne wściekłości i chłodu oczy Akane w
sekundę zmieniły wyraz na smutny i nieco zagubiony.
– W swoim pokoju, ciągle nieprzytomna i – Mocno zacisnęła palce na uchu kubka,
jakby miała zamiar je zniszczyć. – zimna jak trup.
– W takim razie na razie nie ma sensy zaglądać póki co do niej – Jane zmarszczyła
brwi i nos, zamyślając się – Może...
Nie zdołała dokończyć zdania przez głośny
trzask na korytarzu i dziewczęcy krzyk. Obydwie wojowniczki wymieniły szybkie
spojrzenia i wypadły na korytarz. Akane już sięgała do tylnej kieszeni spodenek
po swój paralizator, a Jane przybrała bojową pozę, uginając lekko kolana, kiedy
koło wybitych z framugi drzwi przeszła postać. Dziewczyny niemal jednocześnie
zamarły. Postać przeszła obojętnie koło Alice, która trzymała się za obite
ramię i Gusa klęczącego przy dziewczynie, zatrzymała się przed wojowniczkami i
wolno uniosła głowę.
– Kim ty... – zaczęła Akane, otrząsając się z szoku i unosząc wyżej paralizator.
– ...jesteś? – dokończyła Jane, mrużąc oczy.
Jessie uśmiechnęła się szeroko, przechylając
nieco głowę.