sobota, 28 kwietnia 2018

S2 Rozdział 10: Pozostałości przeszłości

   Obróciłam się i zostałam uraczona widokiem wyższej ode mnie o jakieś pół głowy dziewczyny. Miała różowe włosy związane w wysoki kucyk, a na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, który nieco przypominał mi wyszczerz klauna z horroru. Dobra, Knight, musisz nauczyć się panować na skojarzeniami, bo zaraz wszystkich zaczniesz brać za potencjalnie niezrównoważonych.
– Tak, to ja. O co chodzi? – spytałam, przyglądając się jej uważnie, bo była w stroju, który przypominał mi mundurek w jednej z prywatnych szkół.
   Była ubrana w błękitną koszulę z białym krawatem, czarną spódnicę kończącą się kilka centymetrów przed kolanem oraz ciemne buty na niskim obcasie. Do bluzki miała przypiętą broszkę w kształcie ważki.
– Nazywam się Reinare i zostałam poproszona przez pana Klausa, by zaprowadzić panien... – Skrzywiłam się, a ona uśmiechnęła – ...cię do pewnego dżeltemena, który chce koniecznie cię poznać.
   Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Wreszcie jakaś osoba mniej więcej w moim wieku normalnie do mnie mówiła! Doczekałam się cudu, warto było wyklinać na Starożytnych!
– Jess wystarczy. Miło poznać, Reinare – wyciągnęłam rękę, ale dziewczynie tylko oczy się zaświeciły jak bożonarodzeniowe lampki i rzuciła mi się na szyję.
– Reinare Volan, ale wszyscy wołają na mnie „Rei”, mam dwadzieścia lat, nienawidzę sztywniaków i już cię lubię! – powiedziała na jednym oddechu, prawie zgniatając mi kark. – Matko, ulżyło mi. Bałam się, że będziesz jakąś nadętą panienką jak ci z Rady – przyłożyła ręce do serca i wypuściła powietrze z ulgą.
– Znam ten ból – Poklepałam ją po ramieniu. Nagle coś mnie tknęło i prawie się zakrztusiłam śliną. – Zaraz...Volan...jesteś siostrą Lynca?! – wypaliłam, celując w nią palcem. Reiko by mnie już opieprzyła za złe zachowanie, ale halo mówimy o Lyncu! Różowej piszczałce, która z pewnością nie była chodzący wulkanem energii i w dodatku miłym wulkanem!
– Pff, weź! – Wzdrygnęła się. – Chyba by mnie szlag trafił. Jesteśmy...a nie przepraszam...byliśmy kuzynostwem. Nasi ojcowie to bracia – Spojrzała na zegarek, który miała na nadgarstku i podskoczyła, prawie wybijając mi książkę z ręki. – Jeny, musimy się pośpieszyć, za pół godziny muszę wrócić do roboty! – Złapała mnie pod ramię i popędziła w stronę wyjścia, energicznie wymachują w przód i tył drugą ręką.
   Niestety potknęła się o próg i wspólnie poleciałyśmy na Ethana, który szedł ze swoją nieodłączną teczką i wzrokiem utkwionym w papierzyskach. Reinare złapała go za ramię i pociągnęła na posadzkę, próbując ratować się przed upadkiem, a ja uraczyłam kochanego pana sekretarza ciosem kolana w wątrobę. Całą trójką wylądowaliśmy na podłodze i przykryły nas różnej maści dokumenty. Ja przejechałam na łokciach tuż pod ścianę, Fludim wytoczył się z mojej kieszeni i zapoznał bliżej ze ścianą, Rei potoczyła się w prawo, a starszy Grit rozpłaszczył malowniczo na podłodze.
– Co to ma znaczyć?! – wycedził Ethan, czerwniejąc na twarzy. Spojrzał na mnie złym wzrokiem, mówiącym, że mi tego nie przepuści i zwrócił się do Reinare. – A ty co sobie wyobrażasz?! Od kiedy to służba biega tak beztrosko po pałacu? – wysyczał, podnosząc się i otrzepując swoją marynarkę obszytą złotą nicią. – Nikt cię nie uczył, jak się zachowywać?
   Reinare jednak kompletnie olała jego wrzaski i złapała się za głowę, błądząc dookoła skonfundowanym wzrokiem. Dopiero po chwili odzyskała równowagę i spojrzała na niego zniesmaczona, również się podnosząc.
– Nie ma to jak krzyczeć na dziewczynę, z którą nie tak dawno świętowało się zakończenie studiów, co? – spytała z przekąsem, poprawiając przekrzywioną broszkę.
– Jess, czy możesz mi z łaski swojej wyt...ababww – Zatkałam palcem usta Fludima i przyłożyłam drugi do warg. Ethan po wypowiedzi Rei potarł nos wskazującym palcem, a to zawsze zwiastowało niezły cyrk. Ciekawe, co tym razem wymyśli?
– Nie wydaje mi się, żeby na studia uczęszczała osoba, będącą jedną ze służących. Chodziłem w końcu do jednej z najlepszych uczelni w kraju – powiedział chłodno, patrząc na Reinare z góry. Wygiął wargi w ten swój irytujący, pełen wyższości uśmiech, który sprawiał, że miałam ochotę sprawdzić, jak odbije się mój pierścionek na jego nosie lub policzkach.
– A nie nauczyli cię tam trochę szacunku do innych i ogłady? Oraz żeby nie oceniać po pozorach? A i twoja pamięć też dość szwankuje, skoro nie pamiętasz, że nazywam się Reinare, jak oni cię tam przyjęli? Po kontaktach? – Uśmiechnęła się, widząc, jak po twarzy Ethana przebiega cień. – Już pamiętasz?
– Reinare Volan – powiedział wolno i westchnął. – Wybacz, jestem niezwykle zajęty i nie mam naprawdę siły do przypominania sobie twarzy dawnych znajomych.
– Haha, nie ma co przepraszać, Ethan! – Rei zaśmiała się. – I tak opowiem Klausowi, że nic a nic się nie zmieniasz!
   Ethan odchrząknął nerwowo i sięgnął po swoje dokumenty. Zerknął na mnie.
– Kto jak kto, ale panienka – prawie wypluł to słowo. – powinna też nauczyć się ogłady.
   Uniosłam brew, krzyżując ręce na piersiach. Fludim, gdyby mógł, to by się najeżył, a tak to pozostało mu tylko świdrowanie swoim morderczym okiem dziury w głowie najbardziej irytującego Vestalianina w dziejach.
– Nie chcę słyszeć tego od kogoś twojego pokroju – odparłam.
   Rei ujęła mnie pod ramię, ciągle uśmiechając się z lekką drwiną, nim Ethan zdążył odpowiedzieć.
– Naprawdę się śpieszymy, więc pogadacie sobie kiedy indziej. Do zobaczenia, Grit! – Machnęła dłonią i pociągnęła mnie w kolejny korytarz. Szłyśmy szybkim krokiem, odprowadzane wzrokiem służacych oraz innych pracowników.
– Jakim cudem wytrzymałaś z tą amebą na studiach? – spytałam.
– Na szczęście mieliśmy razem tylko rachunkowość i siedział daleko ode mnie – Zerknęła na mnie przez ramię. – Podziwiam, że wytrzymujesz z nim na posiedzeniach, zrobił się jeszcze gorszy.
– Podziw raczej należy się Ace’owi, że z nim wytrzymał tyle lat pod jednym dachem – wtrącił się Fludim.
– OOOO! – Rei zatrzymała się i zrobiła półobrót, prawie pchając mnie na ścianę. – Jaki śmieszny bakugan! Jaka domena?
– Oryginalnie Darkus, ale dostał jeszcze Haos podczas ewolucji – mruknęłam.
– To tak się da?
– Bardzo rzadko, nam się udało fartem – powiedział z dumą Fludim.
– Szkoda. A właśnie! – Rei wygrzebała z kieszeni spódnicy pomarańczowo – czerwoną kulkę. – To Kasai, chętnie bym was zapoznała, ale to leń i śpi dużo za dnia – wydęła policzki i postukała kilka razy paznokciem w bakugana, po czym z powrotem go schowała i westchnęła. – AAA! – krzyknęła nagle, patrząc na zegarek. – Czas nam ucieka! Jess, biegniemy, Klaus – san jest serio straszny jak się wkurzy, uwierz mi!
  Nie miałam nawet szansy spytać, jaki to ma związek, bo Volan zarzuciła takie tempo, że pomimo kondycji wyrobionej u Vexosów, z trudem nadążałam. Dobiegłyśmy do wyjścia i wypadłyśmy na podwórze. Koło bramy czekała już słynna latająca taksówka. Od razu przypomniała mi się ostatnia eskapada nią i zabolał mnie łokieć. Tyle dobrze, że tym razem nie ma ze mną Dana, bo znów bym zagościła na drzwiczkach.
   Wsiadłyśmy, ja do tyłu, Rei koło kierowcy. Zapięłam na wszelki wypadek pasy, podczas gdy Volan ustalała cel podróży.  Silnik zawarczał, lekko zatrzęsło i samochód uniósł się w powietrzu.

****

   Jaką maskę powinna przybrać, by móc bez przeszkód owinąć sobie Kuso wokół palca i jednocześnie nikt nie nabrał podejrzeń? Jaką historyjkę opowiedzieć? Bardziej podszytą smutkiem czy gniewem? Postukała długopisem w zeszyt, ignorując gwar panujący na korytarzu. Szczęśliwym trafem trafiła na parapet, na którym siedziała jakaś szara myszka, która na sam jej widok zwiała.
   Hmm, a może powinna więcej posiedzieć w Bakuprzestrzeni i więcej dowiedzieć się o tej całej sprawie? Czy też spróbować najpierw od Knight? Niee, z nią będzie trudniej, nie wyglądała na tak naiwną jak Dan. Sięgnęła po puszkę, wyciągnęła zawleczkę i wypiła kilka łyków energetyka. Zaczęła zapisywać skrótami najważniejsze punkty. Była tak pochłonięta, że nawet nie zauważyła, jak w stronę jej ręki pędzi plecak. Dopiero kiedy poczuła mokro na twarzy i koszulce poderwała głowę i zmierzyła wściekłym spojrzeniem jakiegoś blondyna. Napój cienką strużką ciekł z jej nosa do brody.
– Przepraszam za niego – Rudy chłopak wysunął się przed blondyna i podał jej opakowanie chusteczek. – Nathan nigdy nie patrzy, co robi – dodał, szturchając go łokciem w brzuch.
   Heather nawet nie podziękowała, tylko porwała paczuszkę i wyjęła kilka. Miał facet szczęście, że nie zalał jej zeszytu, bo niechybnie zapoznała by go ze swoimi adidasami, pomyślała,
– Sorki, mam nadzieję, że nic ci nie zniszczyłem? – Nathan potarł dłonią kark, szczerząc się jak debil.
   Jednak uśmieszek szybko mu zrzedł, kiedy omiotła go lodowatym spojrzeniem i cisnęła w niego paczką.
– Następnym razem chodź z większą gracją niż słoń – syknęła i zeskoczyła z parapetu.
   Złapała za torbę, lecz Nathan zagrodził jej drogę, machając rękami. Uniosła brew, jednocześnie zaciskając usta w cienką linię. Była już wystarczająco zła, czy ten koleś serio jest tak ślepy i tego nie widzi?
– Bo jak chodzi o bluzkę, to mogę ci ją odkupić – powiedział, klepiąc się w pierś. – Masz moje słowo.
– Nie ma to jak stracić całą tygodniówkę z roboty przez własną grację, co? – rzucił jego rudy kolega.
– Spadaj, Roger! – jęknął Nathan i znów na nią spojrzał. – To jak?
   Heather wzięła głęboki wdech i przybrała swój firmowy uśmiech miłej dziewczyny z sąsiedztwa.
– Największą przyjemność mi sprawisz, jak się ode mnie odczepisz na jakiś czas – powiedziała spokojnie, po czym wyminęła chłopaka.
   Gdy oddaliła na wystarczającą odległość, zaśmiała się pod nosem. Co za kretyn, doprawdy. Gdyby miała z niego jakieś korzyści, to bez wahania skorzystałaby z propozycji odkupienia win, ale wyglądał jej na zwykłego palanta. Choć miała u niego przysługę, kto wie, czy jej nie wykorzysta?
  Zatrzymała się, czując, jak trybiki jej mózgu szybciutko pracują. To jest to! Może go wykorzystać, jak będzie potrzebowała wiarygodnej historyjki dla Wojowników!
   Uśmiechnęła się szeroko, otwierając szafkę. To smutne, nie ma rzeczy do przebrania, więc chyba musi iść do domu, prawda? Nikt nie będzie się czepiał, ojciec pewnie siedzi u którejś ze swoich kochanek, a matka bawi się z koleżankami w SPA. Zabawne, często słyszała, że jest pokrzywdzona, przez to, że rodzice tak często zostawiają ją samą. Miała na ten temat inne zdanie. Nie była małym dzieckiem, nie wymagała opieki, więc co było złego w tym, że dawali jej pieniądze oraz kilka porad na kartce? Owszem, czasami dopadała ją nuda, ale doskonale umiała sobie z nią radzić.
  Nie zawracając sobie głowy powiedzeniem komuś z klasy, że musi iść, wyszła na dziedziniec i ruszyła w kierunku bramy. Szybko się przebierze i rusza na kolejną wycieczkę do Bakuprzestrzeni. Oby tym razem owocną w informacje.

****

   Powiem wam jedną rzecz.
   NIENAWIDZĘ TYCH CHOLERNYCH LATAJĄCYCH METALOWYCH PUSZEK UDAJĄCYCH TAKSÓWKI.
   Pewnie teraz w waszych głowach pojawia się pytanie: „Ale dlaczego, Jess? Przecież to taki przyjemny środek transportu.” Z radością wam odpowiem: Spędziłam ponad półgodziny, modląc się do Starożytnych, wszystkich znanych mi bogów – w tym greckich oraz trzymając się kurczowo uchwytu przy drzwiach. Czemu? A bo Rei chciała przyśpieszyć, a w rezultacie włączyła największą prędkość, przez którą nasze żołądki praktycznie zostały wciśnięte w oparcia siedzeń.
– Dojechaliśmy do celu – oświadczył uprzejmie robot, zatrzymując auto koło niewielkiej Zielonej Dzielnicy. Było to określenie na platformy, na których znajdowały się jeziora, wodospady, lasy, łąki i tym podobne. Unosiły się one nad Velarią. Niektóre były publiczne, a niektóre były własnością prywatną bogatych Vestalian np. Klaus miał własną Zieloną Dzielnicę.
   Z trudem wysiadłyśmy na stały grunt. Nogi nam się trzęsły, a mój żołądek z trudem powstrzymywał się od zwrócenia zawartości. Już chciałam paść na kolana i ucałować ziemię, gdy ujrzałam znajome białe włosy oraz krótką sukienkę pełną kwiatów.
– Co ty tu robisz, Reiko?! – krzyknęłam, stając jak wryta.
   Popatrzyłam na Rei, ale ta wyglądała na równie zaskoczoną, co ja. Zjawa westchnęła.
– Towarzyszę panu Falkowi de Vamkil – powiedziała.
   Zamrugałam kilka razy. Przez moje myśli przeleciał obraz twarzy starszego mężczyzny o gęstych, ciemnych brwiach oraz tego samego włosach zaczesanych na bok.
– Wujek... – wyrwało mi się.
– Czyli jednak panienka mnie pamięta – usłyszałam głos, który kojarzył mi się, nie wiadomo czemu, z przyjemnym trzaskaniem ognia w kominku.
Duża, ciepła dłoń zaczęła targać brązowe kosmyki, by zaraz zacząć wyciągać z nich liście oraz kawałki gałązek.
Musi panienka bardziej uważać. Pani Melody chyba by się zapłakała, gdyby coś panience się stało.
   Dziewczynka pociągnęła nosem, po czym podniosła ręce, niemo prosząc, by ją podniósł.
  Łagodny, lekko rozbawiony uśmiech zagościł na opalonej twarzy, po czym podniósł ją i pozwolił, by małe ramiona owinęły się wokół jego szyi.
Skąd wiedziałeś, że tu będę, wujku?
   Zielone oczy, przy źrenicy przechodzące niemal w żółć, rozszerzyły się w zdumieniu, ale po chwili pojawiło się w nich zrozumienie.
Pani Melody również tu uciekała, kiedy się z kimś pokłóciła.
Zajmowałeś się też moją mamą, wujku?
- Owszem. Może i nie wyglądam, ale mam już ponad 50 lat, panienko. Obowiązkiem naszej rodziny zawsze była opieka i czuwanie nad rodziną królewską. A teraz wrócimy do pałacu i porozmawia panienka z paniczem Kenjim, dobrze?
   Ścisnęło mnie w gardle. Mimo że włosy miał już siwe i rzadsze, twarz pooraną zmarszczkami, a w ręce trzymał laskę, to był bez wątpienia on.
– Fufu, naprawdę panienka wyrosła, panienko Jessico.
– Ty....żyjesz... – zdołałam wydusić, podchodząc. Nogi miałam jak z ołowiu, bo bałam się, że gdy go dotknę, to rozpadnie się jak senna mara.
   Uśmiechnął się. Oczy zaszły mi łzami, kiedy przejechałam opuszką palca po jego dłoni. Była ciepła. Żył. Ciągle tu stał.
 Fufu, oczywiście, w końcu moim obowiązkiem było powitanie panienki po powrocie, prawda?
– No tak – otarłam łzy wierzchem dłoni i starałam się uśmiechnąć. – Wróciłam, wujku.

****

   Ledwo Akane przekroczyła próg szpitala, od razu owiał ją zapach charakterystyczny dla tego miejsca. Ostry zapach środków do sprzątania podłóg pomieszany z wodą utlenioną oraz drobną domieszką śmierci.  Przywykła do nienawidzenia tego zapachu. Zawsze kiedy go czuła, ktoś umierał. Puste oczy Jordana, zimna ręka dziadka, Jess osuwająca się z wolna na kolana, Jane uderzającą pięścią w ścianę i krzycząca przez łzy. Zamknęła oczy. Dość, nie chciała tego pamiętać.
  Tym razem szpitalny zapach nie sprawiał przykrości. Wręcz przeciwnie. Był radosny. Podeszła do recepcji. Recepcjonistka rzuciła jej krótkie spojrzenie i delikatnie się skrzywiła, widząc, że Akane jest w czarnym topie zakończonym koronką.
– Przyszłam odwiedzić pana Kamisakiego – oznajmiła, uśmiechając się delikatnie i machając dowodem osobistym na wszelki wypadek. Gdzieś w oddali usłyszała trzask figurki rozbijanej o ścianę. Och, jak dobrze znany dźwięk.
– Proszę chwilę poczekać – Recepcjonistka kliknęła kilka razy myszką. – Leży w sali 406, to na trzecim piętrze. Tylko proszę go nie denerwować, jest po intensywnym zabiegu.
– Oczywiście – Akane uśmiechnęła się jeszcze szerzej, czując, że od tej sztuczności drżą jej mięśnie twarzy. Najchętniej wybuchłaby teraz pełnym triumfu śmiechem. Wreszcie!
   Mogła skorzystać z windy, lecz zdecydowała się na schody. Zaczęła wspinać się na pierwsze piętro.
Czemu nie umiesz tego zapamiętać, idiotko?! Hyyy?! Myślisz, że po jaką kurwę cię karmię, ubieram i tu trzymam?! Byś przynosiła mi wstyd?!
  Zacisnęła mocniej palce na poręczy. Musiała się uspokoić. Wypuściła wolno powietrze przez nos i ruszyła na drugie piętro.
  Świst porcelanowej figurki tuż przy uchu, a potem głośny trzask. Nigdy jej nie uderzył. To by zrodziło za wiele pytań i jeszcze ktoś by się zainteresował.
Póki się tego nie nauczysz, nie dostaniesz kolacji!
Ale to jest materiał dla wyższej klasy, po co....
   Kolejny świst. Wachlarz gejszy niemal otarł się o jej skroń.
Nie pyskuj, mała dziwko! Do nauki!
   Żałosny, bezwartościowy, słaby. Sam z trudem skończył studia i nigdy nie dostał swojej wymarzonej pracy, a zachowywał się jakby był samym cesarzem. Weszła na pierwszy stopień prowadzący na trzecie piętro.
  Szum deszczu. Zimne krople spływają jej po twarzy. Przed nią stoi on w płaszczu, w jednej ręce ma dużą walizkę, a w drugiej parasol.
Gdzie idziesz? Przecież Sayuri jest chora, nie zostawiłeś mi pieniędzy na leki!
Po co miałby ratować ludzkiego śmiecia?
  Czuła, jak wszystkie jej mięśnie zamierają. W głowie miała pustkę.
Dalej tego nie rozumiesz, idiotko? – Szyderczy ton przeszył ją na wylot i spowodował, że poczuła suchość w gardle. – Ty i twoja siostra jesteście bezwartościowe. Mam gdzieś, czy zdechniecie.
   Stanęła przed białymi drzwiami z czarnym numerem „406”. Kilka lat temu wpadła by tu ogarnięta dzikim szałem i zapewne wyrwała mu z żył kroplówkę zawierającą cenne leki. Teraz chciała po prostu napawać się cierpieniem największego śmiecia, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi.
   Weszła do małego pokoju oświetlanego tylko przez nocną lampkę. Wychudzony mężczyzna o kilku dniowym zaroście podniósł się na jej widok. W jego mętnych, szarych oczach błysnął strach. Przyciągnęła sobie krzesełko i usiadła. Wyglądał jeszcze żałośniej niż go zapamiętała. To dobrze. Bardzo dobrze.
– Tęskniłeś, ojcze?
– A...Akane.
– Brawo, zapamiętałeś moje imię, śmieciu – porzuciła wszelkie serdeczności. Dostrzegła, jak zerka na guzik do przywoływania pielęgniarki. – Nie próbuj, Knigtowie tutaj też mają kontakty – skłamała gładko. – Musimy porozmawiać, nie sądzisz? Jak ojciec z córką.
  






Hehe, wiem, że niektórzy zapewne chcą mnie utłuc za taką długą przerwę ^^" Bardzo przepraszam, ale z powodu testów, musiała sobie trochę odpuścić pisanie, a potem wena mi poszła w cholerę i bakugan przestał jarać. Ale spokojnie wracam do formy! Obecnie będzie dużo o przeszłości Vestalii oraz Aki z knującą Heather na boku ^^
Odmeldowuje się!
Mam nadzieję, że następny będzie szybko xD

13 komentarzy:

  1. *odkłada siekierkę* masz szczęście młoda, bo już chciałam ci aferę robić xD
    Kelly: Za to ona może ci zrobić aferę o ubiegie komentarze a raczej ich BRAK
    Spokoojnie, ja to nadrobię tylko muszę się do laptopa dorwać, bo jak ostatnio esej pisałam pod najnowszym u Jenn to tablet stwierdził że mi się wyłączy i nie włączy do wieczora wiec wszystko diabli wzięli. Dlatego na laptopie napiszę koma w wordzie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hai, hai, ładnie wróciłam i raczej już nigdzie nie ucieknę XD Czekam z utęsknieniem na te eseje <3 xD

      Usuń
    2. kelly: *drze się na całą wieś* NESSSAAAAAAAAAAAA!
      *kończy shota na konkurs * już, już, zaraz się za to zabieram!
      kelly: *wzdycha ciężko* daj jej dwa dni, wtedy powinna ruszyć dupę. A zawsze możesz ją pomotywować (ah, chyba dawno nie było gróźb z wygiętą łyżeczką w roli głównej...)

      Usuń
    3. *czysta, pachnącą i wesoła, ale za plecami trzyma łyżeczkę wygiętą* Nessa~, gdzie mój esej? ^^ *ciemna aura wokół, ale uśmiech aniołka*

      Usuń
  2. *poskładała się do kupy* *pochłania sama całą paczkę lodów* no to jedziem z tym koksem!

    " (...) bo zaraz wszystkich zaczniesz brać za potencjalnie niezrównoważonych."

    Kelly: *wszystko mówiący wzrok na Nesse*
    Meg: *wszystko mówiący wzrok na Nesse*
    *mruga szybko* no co, co się tak na mnie patrzycie! Ja nie biorę nikogo za niezrównoważonych *ogląda z fascynacją nowy nabytek na swojej ręce* ciekawe czy zniknie
    Kel: Miałyśmy bardziej na myśli ciebie, Nessie *wskazuje na stos rysunków*
    * wrzuca wszystko do szuflady* mówiłyście co? ^^
    Meg: Nessa, myślisz że w twojej rodzinie jest ktoś zdrowo walnięty?
    Kelly: *podejżliwy wzrok*
    No pewnie, cała moja rodzina to banda tłumków, którym nie da się wytłumaczyć że nie chce się jechać na spływ kajakowy bo się człek boi wody i zwyczajnie nie ma ochoty!!! A cio?
    Meg: A nic, bo gdybyś uznała że nie, wyszłoby że to ty jesteś tą walniętą *głupi uśmiech*
    Ty zarazo! *zaczyna gonić Meg strasząc ją królikiem*
    Kel: No dobra to ja wrócę i zobaczę kto to był ta różowa...
    Tak to jest jak się ucieka na dwa miesiące!
    Kelly: *uderza Nesse w łeb* wcale nie jesteś lepsza!

    " Reinare Volan, ale wszyscy wołają na mnie „Rei”, mam 20 lat, nienawidzę sztywniaków i już cię lubię!:

    Też cię lubię, i dopóki Jess się nie skapnęła, nie ogarnęłam że jesteś kuzyneczką Lynca xD
    Meg: Tak, bo mamy mało walniętych osób
    Ej ona po prostu jest energiczna! Nie to co ty, chodząca depresjoooo.
    Kel: Masz ostatnio dziwny syndrom lubienia i kochania wszystkich
    Brak mi w domu miłości T^T
    Hiro: *smutna mordka*
    Ty się nie liczysz! Kochasz mnie tylko dlatego że daję ci żreć! Gdzie są moje lodyyyyy *nurkuje w lodówce*
    Meg: *czytając kłótnie Ethana i Rei uśmiecha się pod nosem* Kelly, popatrz, popatrz, jakbym widziała ciebie i Kaia. Może też zaczniemy ich swatać?
    Kelly: *jak rażona piorunem* a tobie jeszcze nie przeszło!?
    *z łyżką w buzi a paczką lodów pod pachą wraca do pokoju* hm, dziwne, jest taki upał a te mają jeszcze energię na kłótnie... *patrzy na termometr* 30° co to ma być do jasnej nędzy! Aaagh, ugotuję sięęę...
    Meg: *trzyma Kelly na długość kija od mopa* chcesz mogę na ciebie wylać kubeł zimnej wody, bo musisz dokończyć komentarz i nie ma bata!
    O nie, dzisiaj wylałam już wodę na siostrę i ładnie mi się odwdzięczyła więc ne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heather... Co do tej to mam mieszane uczucia xD w sumie mogłaby naciągnąć Dana bo to to wszystko łyknie i mogłoby być zabawnie, ale z drugiej strony może to zaszkodzić Jessie... czekaj, która to teraz część?
      Kelly: *siedzi na plecach Meg* *facepalm* Najeźdźcy!
      Aaaa. Haha ^^"
      Meg: Z niej to niezłe ziułko; nie mogę się doczekać jaki numer wiwinie

      *przeciera oczy sprawdzajc czy dobrze widzi* latające taxi? O.o *oczami wyobraźni widzi siebie w takim czymś*
      Kelly: Ale na miejscu kierowcy czy pasażera? XD
      Mniejsza o to i tak bym żygała dalej niż bym widziała! Szacun Jess że nie zabrudziłaś tapicerki.
      Meg: Chciałabym cię zobaczyć w samochodzie który driftuje...
      Uwierz mi, nie chciałabyś! XD
      Meg: Jeszcze taki drift podniebną taksówką...
      *lody stają jej w gardle*
      Meg: Takie pirułeciki, flipy, zipy....
      ....
      Meg: Chcesz się przelecieć na Valce?
      *przywiązuje się do krzesła* odejdź, szatanie!

      Kelly: Wujek. Jessie ma wujka... Nessssaaaa ja też chcę wujka i to takiego o!
      *na szybkiego spisuje pomysł na prolog 3 części* ty daj mi dokończyć 2 sezon! Mam tam tyle postaci że nie wiem w co ręce włożyć!
      Kelly: Nie moja wina że mnie zaniedbujesz!
      Meg: *jedząc loda, niewinna minka* pozabijaj ich
      *rozważa* "Wiedźcie że jakby co, pozabijam wam postacie, by miłość mogła wiecznie trwać, traltralalalalalal"
      Kelly: *rzuca w Nesse kostkami lodu* czacha się już przegrzała!
      Dobra, jeszcze tylko Akane!

      Meg: Szpital, brrr, najgorsze miejsce zaraz po sali od polskiego
      *oczami wyobraźni widzi już swoją rozprawkę z Dziadów* hehe chyba trzeba szykować trumnę
      Kelly: Huhu, rozmowa między ojcem a córką w wykonaniu Akane pewnie zakończy się czyjąś śmiercią
      *rozsadza się wygodniej* chcę to zobaczyć! *przewija niżej* heee? Koniec? No nie, ja po takiej przerwie to chciałam jakiś długalaśny! XD ale spok, w takim razie szybko pisz nexta ^.^

      A w dużym skrócie, podsumowując cały mój bezsensowny bełkot - *rzuca się na Jess i tuli* jak mi cię brakowałooooo! Ty i Jenny macie ten swój klimacik że jak człowiek czyta to od razu mu się gęba szczerzy ;D
      Meg: Albo ty po prostu jesteś nienormalna
      A chcesz żeby Urs u nas zamieszkał!?
      Cofam wszystko co powiedziałam!


      Kel: No to teraz tylko u Jenny nadrobić esejem
      Oooj tam to będzie długi... *zaciera rączki* a na razie spadamy! Esej jest, taki dlugi że aź mi sie w notatniku limit słów przekroczył xD
      Cyaaaaa!


      *robi screena* bardzo dobra motywacja, Angel, chyba sobie wydrukuję i powieszę nad biurkiem bo jeszcze do Jenn muszę dupę ruszyć xD

      Usuń
    2. *też wpierdziela lody* U mnie też burza była, ale taka, że 2 razy błysnęło i tyle XDD Ej, ale bez takich mi tu, ja miałam testy, tu o moją edukację chodzi, Nessa, kapewu?
      Rei: Taka ze mnie kuzyneczka jak z koziej dupy trąba. Widzieliśmy się trzy razy na rok i za każdym razem dostawałam ciśnienia 500.
      Ethan: *posyła Meg lodowate spojrzenie* Dla twojej wiadomości mam narzeczoną
      Jess: Jebanym cudem.
      Ethan: *mruży oczy i patrzy na nią*
      Jess: *uśmiecha się i pokazuje mu język.
      Ethan: Twoje maniery pozostawiają wiele do życzenia
      Jess: A ty masz czerwone plamy na twarzy, jak zaczynasz krzyczeć na niewinnych.
      Heather: *uznaje wszystkich obecnych za bezużytecznych i poszła doskonalić blef*
      Jess: Yup, latające taxi ;-;
      Aki: No patrz, a myślałaś, że już nic cię na Vestalii nie zdziwi.
      Jess: Chyba nie dobije
      Zasadniczo to nie jest jej wujek, ona go tak tylko nazywa xD
      Akane: Nieee, ja chcę żeby choroba go zabiła. Zjadła od środka, wyżarła narządy, odebrała choć chwilę spokoju *uśmiecha się szeroko i krwiożerczo*
      No to czekam *przerzuca łyżeczkę z ręki do ręki*

      Usuń
  3. Miałam napisać ten kom już wczoraj, ale byłam zbyt padnięta i nadal wszystko mnie boli.
    Podejrzewałam, że pan Falk będzie raczej jakąś mendom z rady, a tu proszę taka niespodzianka-wujek! Już go lubię.
    Druga sprawa, kiedy czytam Klaus mam przed oczami tego z The Oryginals i Pamiętników. Uwielbiam <3 Potrzebne mi leczenie XD
    Pojechałabym sobie po Heter, ale nie mogę, bo ona nic nie robi tylko kręci nosem. Działaj, miałaś mieszać!
    Jack: To straszne. Nie będę mógł się dziś do niczego przyczepić?*wzdycha* Świat się kończy.
    Ja: Ethan.
    Jack: Aaaa właśnie. Na imię ma jak mój kuzyn, a głupszy jest niż pedał.
    Lilka: I równowaga wszechświata została zachowana.*ogólnie zła, bo nie rozumie postępowania taty Akane, ponieważ jej zawsze był mega wymagający, ale wżyciu nawet jej nie uderzył i nie odwalał takich cyrków jak tamten*
    ,,Nie próbuj, Knigtowie tutaj też mają kontakty – skłamała gładko. – Musimy porozmawiać, nie sądzisz? Jak ojciec z córką."
    Musiałaś skończyć w najlepszym momencie prawda? Widać, że tata Akane przekładał na nią jakieś swoje niespełnione ambicje i to co zaraz napiszę pewnie wyda się naiwne, ale gdyby nie ta choroba, to przydałaby mu się pomoc specjalisty, bo facet ma ze sobą problem. Najlepszym rozwiązaniem wydawałaby się terapia rodzinna. Bo to dotknęło wszystkich co tłumaczy to bieganie Aki z nożem po zamku w pierwszym akcie.
    Jack: Serio myślisz, że to by pomogło?
    Ja:Nooommmyyy.
    Jack: No właśnie, a tak przynajmniej dziadyga zdechnie.*obrywa w tył głowy o do Lilki*-_-
    Z niecierpliwością, bolącą ręką i cała resztą czekam na tę epicką rozmowę Akane z jej tatą.
    XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heather: Nigdy nie słyszałaś, że działanie w pośpiechu niszczy efekt?
      Ethan: *tylko zerka na nich kątem oka i prycha z dezaprobatą*
      Już się tak nie rzucaj, bo rozważę, czy ci czegoś nie zrobić
      Ace: Z przyjemnością pomogę.
      Ethan: Ty lepiej zajmij się sobą, bo słyszałem, że jesteś strasznie upierdliwym ciężarem. Masz już 17 lat, a nadal...
      Jess: *wzdycha, łapie plaster i przykleja mu do ust* Już lepiej.
      Falk to taki kochany wychowawca Jess, uznałam, że aż tak jej najbliższych nie zabiorę..
      Jess: Pokojowa Nagroda Nobla jest twoja, mówię ci.
      Akane: Spierdalajcie z terapię rodzinną, ten chuj nie ma prawa oglądać Sayuri lub mamy.
      Hehe, trochę poczekacie, może dziś zacznę pisać xD

      Usuń
    2. Przykro mi, jestem nerwusem i liczyłam, że już coś popsujesz. Potrzebowałam wstrząsu.
      ,,Falk to taki kochany wychowawca Jess, uznałam, że aż tak jej najbliższych nie zabiorę..
      Jess: Pokojowa Nagroda Nobla jest twoja, mówię ci."
      Przynajmniej nikogo jeszcze nie zabiłaś XD
      ,,Akane: Spierdalajcie z terapię rodzinną, ten chuj nie ma prawa oglądać Sayuri lub mamy."
      Ja:...
      Lilka: Chodź Lilka przytuli.
      Ja&L:*tulimy*

      Usuń
    3. Jess: Wybacz, Kruk, ale Aki jest bardzo troskliwa w stosunku do najbliższych. Osobiście też uważam ten pomysł za nietrafiony, niektórych nie da się wyleczyć.
      No właśnie, jeszcze XDD To jest kluczowe słowo. Jeez, ten dialog ma 600 słów xDD
      Heather: Działam z rozwagą, im większy huk tym lepszy
      Jess: Czuję, że mi się przez ciebie też oberwie
      Heather: Jak się nie będziesz wtrącać, to możezz być spokojna. Nie jesteś interesująca, przynajmniej teraz
      Jess: Weź sobie kup taką kostkę antystresową, może ci pomoże.

      Usuń
    4. Raczej wszyscy są.
      ,,Osobiście też uważam ten pomysł za nietrafiony, niektórych nie da się wyleczyć."
      No wiem. Właśnie chodzi o to, że mam taki dysonans. Z jednaj strony chciałabym żeby coś się zmieniło, a z drugiej wiem, że właśnie czasem się nie da.
      ,,Heather: Działam z rozwagą, im większy huk tym lepszy."
      No ja myślę, że będzie na co popatrzeć.
      ,,Heather: Jak się nie będziesz wtrącać, to możezz być spokojna. Nie jesteś interesująca, przynajmniej teraz
      Jess: Weź sobie kup taką kostkę antystresową, może ci pomoże."
      Jack: Ona jest już na takim etapie, że tu nic nie pomoże.

      Usuń
    5. Akane: *zimny ton, bo ma już dość tematu* Ale już nic się nie zmieni.
      Heather: *uśmiecha sie pod nosem, ale nic już nie powie*
      Muszę obejrzeć GI, by tu nie jebnąć gafy, fuck.
      Jess; To są dopiero dramaty.
      Aki: Nie to co jakiś tam głód czy wojna
      Jess: Bosko, zawsze ciekawiej jest z skrzywionymi osobami. Nigdy nie wiesz, kiedy nożem w plecy oberwiesz.

      Usuń