Popatrzyła niechętnie na Rogera. Lubiła go.
Był wiecznie wyluzowany i dało się z nim pogadać na wiele różnych tematów.
Niestety dziś miała wyjątkowy zły nastrój, a rudzielec tylko pogarszał ten
stan. Szczególnie, że zagradzał jej drogę do szafki, a ona naprawdę nie miała
ochotę na pogaduszki.
– Przesuń się –
powiedziała.
– Jane, naprawdę
powinnaś nieco bardziej się zżyć z naszą klasą – stwierdził rudzielec,
opierając się ramieniem o ścianę. – Ostatnio wszystkich unikasz. Coś się stało?
– I tak w tym
roku kończymy szkołę, więc po co? – spytała, ignorując drugą część wypowiedzi.
Założyła ręce na piersi. – Serio, suń się.
– Jak to po co?
Chcesz być zapamiętana jako wyalienowana dziewczyna?
– Nie dbam o to –
powiedziała i podniosła czerwoną torbę. Złote ćwieki zalśniły w świetle lamp.
Roger zrozumiał przekaz i zrobił dziewczynie przejście.
Jane wykręciła kod i otworzyła szafkę.
Powitało ją wspólne zdjęcie z dziewczynami oraz strony zapisane drobnym maczkiem. Wyciągnęła trzy pierwsze kartki i przyjrzała im się. Haru ostatnio
prosiła ją o jakąś krótką piosenkę do przedstawienia, opowiadającą o nieszczęściu
i walce o honor. Ta chyba się nada. Włożyła zapiski do torby, dorzuciła książkę
z algebry i zamknęła szafkę. Już miała odejść, gdy zauważyła, że Roger cały
czas koło niej stoi.
– Wiesz co,
Roger? W gruncie rzeczy mogłabym nieco bardziej zżyć się z naszą klasą –
powiedziała, podnosząc na niego oczy. – Jednak wydaje mi się, że jestem za mało
inteligenta, by rozmawiać o najnowszych seks skandalach celebrytów lub kto jak
się pomalował – uśmiechnęła się kpiąco. – Wybacz.
Nie poczekała na odpowiedź, lecz ruszyła w
tłum uczniów, rozpychając się łokciami, bo praktycznie cały strumień zmierzał
ku parterowi, gdzie mieściła się stołówka oraz automaty z przekąskami.
Niespodziewanie wpadła na zasępioną Akane
oraz Shienę, która trzymała się jej kurczowo, jakby bała się, że fala ludzi ją
porwie.
– Och, Jane! –
Szatynka zamachała do niej. Akane jedynie uniosła wzrok i po sekundzie go
spuściła. – Gdzie idziemy?
– Sala teatralna,
jak zawsze – mruknęła. – Gdzie zgubiłyście Jessie?
– Olała zajęcia,
podobno siedzi na Vestalii – wyjaśniła Haruka, ciągnąc za sobą Akane. Jane spojrzała
na nią pytająco. Okularnica wzruszyła ramionami. – Masz tę piosenkę dla mnie?
– Yeah, zaraz ją
sprawdzimy – Wilson trąciła Akane łokciem, kiedy udało im się wejść na
schody. – Co ci jest? Wyglądasz jak rozjechana żaba.
– Życie jest do
dupy – burknęła Aki, patrząc na nią spode łba. – Jak jedna rzecz pójdzie kurwa
dobrze, to kolejna się rozjebuje.
Jane uniosła brew. Depresyjna Akane to było
coś dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że spotkały ją ostatnio same dobre rzeczy.
Śmierć tamtego skurwiela, zaczęcie nagrywanie singla. A może wydarzyło się
coś, o czym nie wiedziały? Nieee, Akane
zaraz by przyleciała z wieścią, ona nie była z tych, co trzymają wszystko w
sobie.
– Singiel? –
spytała Haruka, jednocześnie wślizgując się do sali.
– Nope – Akane usiadła
na schodkach prowadzących na scenę i podparła podbródek o dłoń. – Po prostu nie
ogarniam logiki niektórych facetów.
Shiena wytrzeszczyła oczy, niemal upuszając
pióro oraz w połowie dokończony scenariusz. Jane również była zaskoczona, ale
nie dała po sobie tego poznać.
– Pokłóciłaś się
z chłopakiem? – wykrztusiła Haru.
– Ty w ogóle
masz chłopaka? – dorzuciła Wilson. – Pierwszy raz słyszę.
– Nie mam
nikogo! – prychnęła Aki. – Tylko jest taki jeden koleś, który mnie cholernie
irytuje. Nie rozumiem jego logiki, nie rozumiem, czemu się pyta o niektóre rzeczy,
ugh! – Zacisnęła dłoń w pięść.
Haruka i Jane spojrzały na siebie, po czym
przeniosły wzrok na Japonkę.
– Zakochałaś
się.
– No jasne kurna
od razu! Hamujcie zapędy, tylko w książkach tak to działa.
– Jess nie
znosiła Spectry – zauważyła celnie Shiena, wyciągając z torby Jane tekst
piosenki.
– Tylko że Jess
zawsze działała według własnej pokrętnej logiki.
Jane z chęcią dalej pomęczyłaby przyjaciółkę
, ale przerwał im kolejny chłopak z jej klasy – Nathan. Wysoki blondyn noszący
wiecznie pogniecione T-shirty.
– Nath, ratuj
mnie! – Akane rozrzuciła ręce na boki i natarła na chłopaka. – Dręczą mnie!
Nathan uniósł kącik ust i poklepał
dziewczynę po głowie.
– Czego chcesz? –
rzuciła Jane.
– Hyhy, prosić piękne
dziewczęta o pomoc – wyszczerzył się. Haruka przechyliła głowę. Chłopak siadł
po turecku, ciągle tuląc do siebie dramatyzującą Akane. – Sprawa wygląda prosto:
jak sprawdzić, by zamknięta w sobie dziewczyna się we mnie zakochała?
Jane prawie wypluła sok pomarańczowy z powrotem
do butelki. Ten dzień robił się coraz dziwniejszy.
****
Heather maszerowała przez główny plac
Bakuprzestrzeni, czujnie obserwując otoczenie. Niby wszystko była takie samo;
radosne, podekscytowane dzieciaki oglądały rankingi lub omawiały bitwy, jednak
miała przeczucie, że coś się w tym kryje. Kiedy zatrzymała się niedaleko
wejścia do areny „C”, zrozumiała, o co chodziło.
Tuż przed nią dwóch knypków mających może z
trzynaście lat wyciągnęło ręce do pary innych dzieciaków. Gdy te je złapały,
oczy knypków przybrały żółty odcień, bakugany, które trzymali, zaczęły świecić
i cała grupka zniknęła. Zerknęła na Crueltiona.
– Co to miało
być?
– Nie mam
zielonego pojęcia, ale nie podoba mi się to. Zjeżdżajmy stąd.
Heather szybko oddaliła się w mniej
zaludnioną część Bakuprzestrzeni, myśląc intensywnie. Całe to zajście wyglądało
podejrzanie. Może to sprawka tych z Gundlali, czy jak to się tam nazywało.
Zagryzła wargę. Hm, mogłaby to wykorzystać przy spotkaniu z Wojownikami. W
końcu byli oni takimi obrońcami słabszych. Na pewno łzawa historyjka dziewczyny,
której grupka przyjaciół niespodziewanie zniknęła z jakimiś dziwnymi gośćmi,
na nich zadziała. A już z pewnością na Dana Kuso.
Wyprostowała się, uśmiechając pod nosem.
Wreszcie znalazła coś użytecznego! Teraz tylko wystarczy dobrze rozegrać
sytuację i jakoś wkręcić się w tą wojnę. Ooo i może kazać temu blondynowi
zaświadczyć, że znał tych jej wyimaginowanych kumpli! W końcu był winny jej
przysługę.
– Hej,
ślicznotko, masz może chwilkę?
Zatrzymała się i obejrzała przez ramię,
mrużąc oczy. Ujrzała wysokiego, muskularnego faceta o tak zarośniętych brwiach,
że przypominały dwa dorodne krzaki. Podrzucał bakugana domeny Pyrusa. Kojarzyła
go skądś. A tak to ogłoszenie o niebezpiecznych gościach.
– Czego chcesz? –
syknęła, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Wymacała gaz pieprzowy.
– Masz ochotę na
małą walkę, księżniczko?
– Nie.
– Oj, no nie daj
się prosić – Facet zaczął do niej podchodzić, uśmiechając się. – W końcu
Bakuprzestrzeń jest od walczenia, nie?
– Nie, spierdalaj
– warknęła, cofając się. – Szukaj innych idiotek, które nie widziały ogłoszeń o
niebezpiecznych osobach.
– Jaki niby
ogłoszeń, księżniczko? – Facet uniósł brew. – To był błąd, popatrz – Pokazał kciukiem
ku górze. Heather zerknęła jednym okiem. Teraz pod napisem „Uwaga, ci ludzie są
niebezpieczni! Jeśli ich zobaczysz, natychmiast powiadom Administrację!” widziała
twarze Wojowników i tej laski o granatowych włosach. – Widzisz? Ich powinnaś
się bać.
Heather w myślach klepnęła się w czoło.
Ona rozumiała, że oni są z innej planety, ale serio, jak można zrobić z idoli
numer jeden wrogów publicznych bez konkretnej przyczyny? Chociaż dobra
większość ludzi to debile, nie umiejący logicznie myśleć. Na szczęście ona do
nich nie należała.
Facet tym razem zaczął iść w szybszym
tempie, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Dostrzegła, że jego
bakugan zaczął promieniować na czerwono i wiedziała, co się święci.
– Spierdalaj,
powiedziałam! – krzyknęła i wyciągnęła spray z gazem. Wcisnęła przycisk, celując mu
prosto w twarz. Facet zaczął wrzeszczeć i kaszleć. Odsunął się od niej,
zasłaniając twarz rękami. Wykorzystała okazję i zaczęła biec.
Wypadła na główny plac i dostrzegła osobę,
którą pragnęła spotkać najbardziej w świecie. Dan Kuso. Przyśpieszyła i wpadła
na chłopaka z impetem, prawie go wywracając.
– C-co jest?! –
wykrzyknął skołowany, podczas gdy ona uspokajała oddech. Pięknie, idealnie, los
ją kocha!
– P-pomocy! Moi
kumple...zniknęli...oni...ci z ogłoszenia! – zaczęła wykrzykiwać, pokazując
palcem na telebimy. Zaciskała kurczowo jedną rękę na kurtce szatyna, a drugą
opierała o kolano. Dyszała ciężko. – Oni...ja...
– Spokojnie, już
dobrze – Kuso położył jej ręce na ramiona. – Uspokój się i powiedz nam, co się
stało.
Skinęła głową i na chwilę zamilkła.
Wojownicy oraz laska z Neathii poprowadzili ją do ławki, na której usiadła.
Spokojnie, wystarczy dobra maska i wszystko pójdzie gładko.
– Więc co się
stało? – spytał się brunet ubrany w zieloną bluzkę z fioletowym paskiem biegnącym w poprzek. Shun
Kazami.
– Wybrałam się
dziś z moimi kumplami, żeby powalczyć – zaczęła mówić cichym i smutnym głosem,
dbając, by jej odpowiednio drżał. Zacisnęła dłonie na materiale spodni. –
akurat kiedy chcieliśmy iść do kawiarenki, zaczepił nas jeden z kolesi z
ogłoszenia, ten taki z blond włosami – uniosła na nich nieśmiało wzrok.
– Sid, ten
drań... – wycedził Dan, zaciskając pięść. – Co wam zrobił?
– Mówił, że chce
pokazać nam coś fajnego – Jej wzrok padł na ranking. – jakąś super arenę. Moi
kumpele niestety mu uwierzyli – urwała, zagryzając wargę. – P-przepraszam,
ciągle nie umiem się otrząsnąć.
– Nic się nie
stało, rozumiemy – powiedziała granatowa, kładąc jej rękę na ramię. – Już nic
ci nie grozi.
Heather pokiwała głową, siłą powstrzymując
się od chichotu. Uwielbiała naiwnych, empatycznych ludzi niezdolnych do
zauważenia maski.
– Oni...oni
zniknęli. Tak nagle. Przestraszyłam się i zaczęłam do niego krzyczeć, co im zrobił. On wtedy powiedział, że nie ma się czego bać, nic mi się nie stanie –
Przełknęła ślinę. – Cudem zdążyłam wyciągnąć gaz pieprzowy, zanim mnie złapał.
Potem uciekłam. Wiecie, co się stało z moimi przyjaciółmi? I czemu teraz wasze
twarze są na ogłoszeniu z ostrzeżeniem?
Marucho westchnął i poprawił okulary.
–
Widzisz...przepraszam, jak ci na imię?
– Heather.
– Widzisz,
Heather, twoi przyjaciele zostali porwani przez niebezpieczną grupę Gundalian.
Jeszcze do końca nie wiemy w jakim celu, lecz wiemy, że niektórzy z nich są
poddawani praniu mózgu.
– C-co? –
wykrztusiła, będąc szczerze zaskoczoną. Cholera, gdyby tamten facet ją wtedy
dorwał, nie byłoby ciekawie.
– Ale nie masz
się czego bać, uratujemy twoich przyjaciół, obiecuję – dodał Dan.
– Proszę,
pozwólcie mi dołączyć. To moja wina, że nie ostrzegłam ich w porę. Jeśli coś im
się stanie... – Z prawego oka popłynęła jej łza. Akurat z płaczem na zawołanie
ciągle miała małe problemy, nie robiła tego często.
– To bardzo
niebezpieczne osoby, Heather – powiedział spokojnie Shun.
– Tu chodzi o
moich przyjaciół! – krzyknęła. – Błagam, nie mogę ich tak zostawić! Poza tym
poradzę sobie! Umiem walczyć, mam dwudzieste drugie miejsce w rankingu!
Marucho oraz Shun zerknęli na lidera. Ten z
kolei podrapał się po głowie. Heather z napięciem śledziła jego ruchy. No dawaj
Kuso, łyknij to.
– Hmmm, może
zróbmy tak. Teraz przeniesiemy cię do domu, tam to wszystko przemyślisz, a
jutro skontaktujesz się z nami i powiesz, jaką decyzję podjęłaś? Walka z
Gundalianami to serio nie przelewki.
Heather już miała zaprotestować, ale w porę
ugryzła się w język. Tak będzie jej dużo wygodniej, zdąży przygotować solidne
dowody, że miała jakiś kumpli. Teraz zadziała za szybko i dziękowała losowi, że
nikt z Wojowników nie poprosił o ich zdjęcia.
– Dobrze, to
brzmi rozsądnie – zgodziła się. – Dziękuje.
– Co ty! Nie ma
za co! – uśmiechnął się radośnie Kuso. – A teraz chodź! Gdzie konkretnie
mieszkasz? – Zerknął na nią, idąc ku teleportom.
– W Los Angeles, w Jewerly Disctrict – odparła, ruszając za nimi.
– O, nasza
przyjaciółka też mieszka w Los Angeles, ale chyba jakieś dalszej dzielnicy –
zaczął mówić Dan, odwracając głowę i zaczynając rozmowę z Jakiem.
Jessica Knight, przeleciało jej przez myśl.
Wsunęła jedną rękę do kieszeni i przybiła piątkę z Cru, po czym zerknęła na tył
Dana oraz Shuna. Wszystko szło fantastycznie.
****
Padłam nosem na poduszkę na kanapie w
salonie rodzeństwa Fermin. Byłam tak zmęczona, że nie miałam nawet siły
teleportować się do domu. Przewróciłam się na plecy i utkwiłam wzrok w lampie z
fioletowo – niebieskim szklanym kloszem. Czułam, że mój telefon wibruje, ale to
olałam. Rodzice byli przyzwyczajeni, że czasami nocuję u Ferminów, bo
odrzuciłam ofertę Rady, by zamieszkać w letnim pałacu. Przywoływał za dużo
wspomnień i czułabym się dziwnie, będąc samą w tak wielkim miejscu.
– Zostajemy tu
na noc? – spytał Fludim.
– Nie, wracamy
do domu – ziewnęłam. Oczy zaczęły mi się kleić. – Tylko może zdrzemnę się na
jakąś godzinkę. Obudzisz mnie?
– Jasne.
Sięgnęłam po mięciutki koc w kolorze piasku,
owinęłam się nim i zamknęłam oczy. Nie minęło wiele czasu, kiedy poczułam
nadciągająca senność.
Gdy otworzyłam oczy, zamiast lampy ujrzałam
ciemny podkoszulek. Chciałam się podnieść, jednak ręka owinięta wokół mojej
talii nie pozwoliła mi. Keith mruknął przez sen i przyciągnął mnie bliżej
siebie. Aha, dzięki Fludim, że mnie obudziłeś.
W całym pokoju panowała ciemność. Jedynie
przez okno balkonowe padało światło okolicznych wieżowców. Udało mi się nieco
podnieść, nie budząc Keitha. Zaczęłam rozglądać się za zegarem. Znalazłam go.
Wskazywał kwadrans po północy. Cóż nie ma sensu teraz wracać do domu.
Keith wymamrotał coś przez sen. Zerknęłam na
niego i uśmiechnęłam. W śpiącym Keithie była taka rozczulająca nuta. Rysy mu
się rozluźniały, twarz przybierała spokojny, zrelaksowany wyraz. Może to przez
to, że jako dziecko wyglądał jak mały aniołek? Ostrożnie ułożyłam głowę z powrotem
na jego ramieniu. Ręka na mojej talii drgnęła.
– Dobry wieczór,
Jessie – mruknął mi do ucha sennym głosem.
– Hej, Keith – odchyliłam
głowę, by móc na niego spojrzeć. Przecierał dłonią twarz, próbując się
rozbudzić.
– Gdzie się
podziewałaś cały dzień? Dzwoniłem.
To było do przewidzenia, że to był on.
– Ja też
dzwoniłam, ale ty nie odbierałeś – wytknęłam.
– Byłem zajęty
opracowaniem nowego zestawu bojowego, wybacz. Teraz twoje usprawiedliwienie.
– Hm, od czego
by tu zacząć? Najpierw spotkałam Reinare, która pracuje u Klausa. Strasznie
fajna jest, wiesz? Wreszcie trafiłam na kogoś kto traktuje mnie normalnie! No
ale wracając, powiedziała mi że zaprowadzi mnie do takiego gościa, który chce
mnie zobaczyć. Jak szłyśmy, to wpadłyśmy na Ethana. Oczywiście powydzierał się,
jak on to ma w zwyczaju. Na szczęście Rei go zjechała i mogłyśmy iść dalej.
Potem poleciałam do Zielonej Dzielnicy, tam spotkałam mojego wujka. Znaczy się
przyszywanego, nazywam go tak od dziecka. Zajmował się jeszcze moją mamą, potem
mną, Cassie i Kenjim. Dowiedziałam się ogólnie, czemu Tytan był taki walnięty i
trochę o pierwszej królowej Vestalii. Poza tym Tytan wcale nie zdechł i siedzi
w rdzeniu, super, nie? Następnie chciałam iść na grób rodziców i Cassie, ale –
zagryzłam wargę. – chcę to zrobić z Kenjim, jeśli go znajdę.
– Znajdziesz,
Jessie.
– A co jeśli
nie? – szepnęłam. – Mówiąc szczerze, trochę się boję. Dlaczego Kenji nie
spróbował się ze mną skontaktować, skoro już wie, że żyję? Co jeśli pragnie się
odciąć od przeszłości i nie chce mnie znać? A może on nie żyje? Zasadniczo nie
mam żadnej pewności, czy on...
– Twój brat cię
kochał i ciągle kocha, Jessie – przerwał mi Keith, gładząc moje plecy dłonią w uspokajającym geście. –
I z pewnością żyje. Ale może czuć się winny.
– Niby czemu? –
zmarszczyłam brwi.
– Jest starszym
bratem, więc jest za ciebie odpowiedzialny. Może czuć się winnym, że nie udało
mu się ci pomóc podczas pożaru. Może uważać, że nie jest godny znów się z tobą
spotkać.
– Byliśmy tylko
dziećmi, co on mógłby zrobić?
– To jest
obojętne, Jessie. Ja też długo czułem się źle z tym, jak potraktowałem Mirę.
Zostawiłem ją, potem wykorzystałem i odpychałem od siebie, próbując podążać za
jakimś śmiesznym ideałem siły.
Milczałam. Keith rzadko mówił głośno o
swoich emocjach, uczuciach, troskach. Przeżywał je w środku i zawsze panował nad ciałem, by go nie zdradzało. Kiedy był Spectrą, to byłam przekonana, że
odczuwa tylko gniew oraz obsesję na punkcie siły. Właśnie dlatego poczułam się szczęśliwa, że mi się zwierza, choć wiedziałam, że jeszcze mało o sobie wiemy. Na przykład o tym co się działo, zanim znów się spotkaliśmy w parku po dziesięciu latach.
Objął mnie rękami i przytulił. Przymknęłam oczy i wtuliłam nos w zagłębienie obojczyka. Blondyn idealnie ilustrował płomień. Kiedyś bałam się do niego zbliżyć, myśląc, że mnie spali. Teraz potrzebowałam go, by odgonić od siebie mrok i poczuć ciepło.
Objął mnie rękami i przytulił. Przymknęłam oczy i wtuliłam nos w zagłębienie obojczyka. Blondyn idealnie ilustrował płomień. Kiedyś bałam się do niego zbliżyć, myśląc, że mnie spali. Teraz potrzebowałam go, by odgonić od siebie mrok i poczuć ciepło.
– Zresztą z tobą
było podobnie – powiedział – Uważałem, że będziesz idealna do
wykorzystania, a potem porzucenia w kącie.
Poczułam, jak nieco wzmacnia uścisk, jakby bał się, że się od niego odsunę, ucieknę.
Poczułam, jak nieco wzmacnia uścisk, jakby bał się, że się od niego odsunę, ucieknę.
– Ludzie
popełniają błędy – odparłam spokojnie. – Nawet idealny Keith Fermin, ekspert od spalania patelni.
– Nic mi nie
mówiłaś o dodaniu oleju.
I zagadka, jak on ją spalił, rozwiązana!
Parsknęłam śmiechem, cmokając go w policzek, po czym obróciłam się na drugi
bok. Owinął ramię wokół mojego pasa i umiejscowił swój podbródek na moim
ramieniu.
– Dobranoc,
Jessie.
– Dobranoc,
Keith.
A dałam coś bardziej romantico na koniec xD Heather zaczyna wdrażać swój plan, Jess...to Jess xD, Aki ma humorki, a reszta drużyny Destrukcji jeszcze nie wie, co je czeka. Błędy jutro poprawie, a teraz oyasumi!
Ps. Dzielnica, gdzie mieszka Heather może się zmienić XD