niedziela, 20 maja 2018

S2 Rozdział 12: Intryga i wyznania

   Jane bardzo lubiła przerwę na lunch. Wtedy większość uczniów zlatywała się do stołówki, a ona mogła zaszyć się wraz z Haruką, Aki oraz Jess w sali kółka teatralnego i w spokoju posłuchać muzyki lub pogadać z dziewczynami. Niestety dziś ktoś musiał zepsuć jej ten zwyczaj.
   Popatrzyła niechętnie na Rogera. Lubiła go. Był wiecznie wyluzowany i dało się z nim pogadać na wiele różnych tematów. Niestety dziś miała wyjątkowy zły nastrój, a rudzielec tylko pogarszał ten stan. Szczególnie, że zagradzał jej drogę do szafki, a ona naprawdę nie miała ochotę na pogaduszki.
– Przesuń się – powiedziała.
– Jane, naprawdę powinnaś nieco bardziej się zżyć z naszą klasą – stwierdził rudzielec, opierając się ramieniem o ścianę. – Ostatnio wszystkich unikasz. Coś się stało?
– I tak w tym roku kończymy szkołę, więc po co? – spytała, ignorując drugą część wypowiedzi. Założyła ręce na piersi. – Serio, suń się.
– Jak to po co? Chcesz być zapamiętana jako wyalienowana dziewczyna?
– Nie dbam o to – powiedziała i podniosła czerwoną torbę. Złote ćwieki zalśniły w świetle lamp. Roger zrozumiał przekaz i zrobił dziewczynie przejście.
   Jane wykręciła kod i otworzyła szafkę. Powitało ją wspólne zdjęcie z dziewczynami oraz strony zapisane drobnym maczkiem. Wyciągnęła trzy pierwsze kartki i przyjrzała im się. Haru ostatnio prosiła ją o jakąś krótką piosenkę do przedstawienia, opowiadającą o nieszczęściu i walce o honor. Ta chyba się nada. Włożyła zapiski do torby, dorzuciła książkę z algebry i zamknęła szafkę. Już miała odejść, gdy zauważyła, że Roger cały czas koło niej stoi.
– Wiesz co, Roger? W gruncie rzeczy mogłabym nieco bardziej zżyć się z naszą klasą – powiedziała, podnosząc na niego oczy. – Jednak wydaje mi się, że jestem za mało inteligenta, by rozmawiać o najnowszych seks skandalach celebrytów lub kto jak się pomalował – uśmiechnęła się kpiąco. – Wybacz.
   Nie poczekała na odpowiedź, lecz ruszyła w tłum uczniów, rozpychając się łokciami, bo praktycznie cały strumień zmierzał ku parterowi, gdzie mieściła się stołówka oraz automaty z przekąskami.
   Niespodziewanie wpadła na zasępioną Akane oraz Shienę, która trzymała się jej kurczowo, jakby bała się, że fala ludzi ją porwie.
– Och, Jane! – Szatynka zamachała do niej. Akane jedynie uniosła wzrok i po sekundzie go spuściła. – Gdzie idziemy?
– Sala teatralna, jak zawsze – mruknęła. – Gdzie zgubiłyście Jessie?
– Olała zajęcia, podobno siedzi na Vestalii – wyjaśniła Haruka, ciągnąc za sobą Akane. Jane spojrzała na nią pytająco. Okularnica wzruszyła ramionami. – Masz tę piosenkę dla mnie?
– Yeah, zaraz ją sprawdzimy – Wilson trąciła Akane łokciem, kiedy udało im się wejść na schody. – Co ci jest? Wyglądasz jak rozjechana żaba.
– Życie jest do dupy – burknęła Aki, patrząc na nią spode łba. – Jak jedna rzecz pójdzie kurwa dobrze, to kolejna się rozjebuje.
   Jane uniosła brew. Depresyjna Akane to było coś dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że spotkały ją ostatnio same dobre rzeczy. Śmierć tamtego skurwiela, zaczęcie nagrywanie singla. A może wydarzyło się coś, o czym nie wiedziały? Nieee, Akane zaraz by przyleciała z wieścią, ona nie była z tych, co trzymają wszystko w sobie.
– Singiel? – spytała Haruka, jednocześnie wślizgując się do sali.
– Nope – Akane usiadła na schodkach prowadzących na scenę i podparła podbródek o dłoń. – Po prostu nie ogarniam logiki niektórych facetów.
   Shiena wytrzeszczyła oczy, niemal upuszając pióro oraz w połowie dokończony scenariusz. Jane również była zaskoczona, ale nie dała po sobie tego poznać.
– Pokłóciłaś się z chłopakiem? – wykrztusiła Haru.
– Ty w ogóle masz chłopaka? – dorzuciła Wilson. – Pierwszy raz słyszę.
– Nie mam nikogo! – prychnęła Aki. – Tylko jest taki jeden koleś, który mnie cholernie irytuje. Nie rozumiem jego logiki, nie rozumiem, czemu się pyta o niektóre rzeczy, ugh! – Zacisnęła dłoń w pięść.
  Haruka i Jane spojrzały na siebie, po czym przeniosły wzrok na Japonkę.
– Zakochałaś się.
– No jasne kurna od razu! Hamujcie zapędy, tylko w książkach tak to działa.
– Jess nie znosiła Spectry – zauważyła celnie Shiena, wyciągając z torby Jane tekst piosenki.
– Tylko że Jess zawsze działała według własnej pokrętnej logiki.
   Jane z chęcią dalej pomęczyłaby przyjaciółkę , ale przerwał im kolejny chłopak z jej klasy – Nathan. Wysoki blondyn noszący wiecznie pogniecione T-shirty.
– Nath, ratuj mnie! – Akane rozrzuciła ręce na boki i natarła na chłopaka. – Dręczą mnie!
   Nathan uniósł kącik ust i poklepał dziewczynę po głowie.
– Czego chcesz? – rzuciła Jane.
– Hyhy, prosić piękne dziewczęta o pomoc – wyszczerzył się. Haruka przechyliła głowę. Chłopak siadł po turecku, ciągle tuląc do siebie dramatyzującą Akane. – Sprawa wygląda prosto: jak sprawdzić, by zamknięta w sobie dziewczyna się we mnie zakochała?
   Jane prawie wypluła sok pomarańczowy z powrotem do butelki. Ten dzień robił się coraz dziwniejszy.

****

   Heather maszerowała przez główny plac Bakuprzestrzeni, czujnie obserwując otoczenie. Niby wszystko była takie samo; radosne, podekscytowane dzieciaki oglądały rankingi lub omawiały bitwy, jednak miała przeczucie, że coś się w tym kryje. Kiedy zatrzymała się niedaleko wejścia do areny „C”, zrozumiała, o co chodziło.
   Tuż przed nią dwóch knypków mających może z trzynaście lat wyciągnęło ręce do pary innych dzieciaków. Gdy te je złapały, oczy knypków przybrały żółty odcień, bakugany, które trzymali, zaczęły świecić i cała grupka zniknęła. Zerknęła na Crueltiona.
– Co to miało być?
– Nie mam zielonego pojęcia, ale nie podoba mi się to. Zjeżdżajmy stąd.
   Heather szybko oddaliła się w mniej zaludnioną część Bakuprzestrzeni, myśląc intensywnie. Całe to zajście wyglądało podejrzanie. Może to sprawka tych z Gundlali, czy jak to się tam nazywało. Zagryzła wargę. Hm, mogłaby to wykorzystać przy spotkaniu z Wojownikami. W końcu byli oni takimi obrońcami słabszych. Na pewno łzawa historyjka dziewczyny, której grupka przyjaciół niespodziewanie zniknęła z jakimiś dziwnymi gośćmi, na nich zadziała. A już z pewnością na Dana Kuso.
   Wyprostowała się, uśmiechając pod nosem. Wreszcie znalazła coś użytecznego! Teraz tylko wystarczy dobrze rozegrać sytuację i jakoś wkręcić się w tą wojnę. Ooo i może kazać temu blondynowi zaświadczyć, że znał tych jej wyimaginowanych kumpli! W końcu był winny jej przysługę.
– Hej, ślicznotko, masz może chwilkę?
   Zatrzymała się i obejrzała przez ramię, mrużąc oczy. Ujrzała wysokiego, muskularnego faceta o tak zarośniętych brwiach, że przypominały dwa dorodne krzaki. Podrzucał bakugana domeny Pyrusa. Kojarzyła go skądś. A tak to ogłoszenie o niebezpiecznych gościach.
– Czego chcesz? – syknęła, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Wymacała gaz pieprzowy.
– Masz ochotę na małą walkę, księżniczko?
– Nie.
– Oj, no nie daj się prosić – Facet zaczął do niej podchodzić, uśmiechając się. – W końcu Bakuprzestrzeń jest od walczenia, nie?
– Nie, spierdalaj – warknęła, cofając się. – Szukaj innych idiotek, które nie widziały ogłoszeń o niebezpiecznych osobach.
– Jaki niby ogłoszeń, księżniczko? – Facet uniósł brew. – To był błąd, popatrz – Pokazał kciukiem ku górze. Heather zerknęła jednym okiem. Teraz pod napisem „Uwaga, ci ludzie są niebezpieczni! Jeśli ich zobaczysz, natychmiast powiadom Administrację!” widziała twarze Wojowników i tej laski o granatowych włosach. – Widzisz? Ich powinnaś się bać.
   Heather w myślach klepnęła się w czoło. Ona rozumiała, że oni są z innej planety, ale serio, jak można zrobić z idoli numer jeden wrogów publicznych bez konkretnej przyczyny? Chociaż dobra większość ludzi to debile, nie umiejący logicznie myśleć. Na szczęście ona do nich nie należała.
   Facet tym razem zaczął iść w szybszym tempie, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Dostrzegła, że jego bakugan zaczął promieniować na czerwono i wiedziała, co się święci.
– Spierdalaj, powiedziałam! – krzyknęła i wyciągnęła spray z gazem. Wcisnęła przycisk, celując mu prosto w twarz. Facet zaczął wrzeszczeć i kaszleć. Odsunął się od niej, zasłaniając twarz rękami. Wykorzystała okazję i zaczęła biec.
   Wypadła na główny plac i dostrzegła osobę, którą pragnęła spotkać najbardziej w świecie. Dan Kuso. Przyśpieszyła i wpadła na chłopaka z impetem, prawie go wywracając.
– C-co jest?! – wykrzyknął skołowany, podczas gdy ona uspokajała oddech. Pięknie, idealnie, los ją kocha!
– P-pomocy! Moi kumple...zniknęli...oni...ci z ogłoszenia! – zaczęła wykrzykiwać, pokazując palcem na telebimy. Zaciskała kurczowo jedną rękę na kurtce szatyna, a drugą opierała o kolano. Dyszała ciężko. – Oni...ja...
– Spokojnie, już dobrze – Kuso położył jej ręce na ramiona. – Uspokój się i powiedz nam, co się stało.
   Skinęła głową i na chwilę zamilkła. Wojownicy oraz laska z Neathii poprowadzili ją do ławki, na której usiadła. Spokojnie, wystarczy dobra maska i wszystko pójdzie gładko.
– Więc co się stało? – spytał się brunet ubrany w zieloną bluzkę z fioletowym paskiem biegnącym w poprzek. Shun Kazami.
– Wybrałam się dziś z moimi kumplami, żeby powalczyć – zaczęła mówić cichym i smutnym głosem, dbając, by jej odpowiednio drżał. Zacisnęła dłonie na materiale spodni. – akurat kiedy chcieliśmy iść do kawiarenki, zaczepił nas jeden z kolesi z ogłoszenia, ten taki z blond włosami – uniosła na nich nieśmiało wzrok.
– Sid, ten drań... – wycedził Dan, zaciskając pięść. – Co wam zrobił?
– Mówił, że chce pokazać nam coś fajnego – Jej wzrok padł na ranking. – jakąś super arenę. Moi kumpele niestety mu uwierzyli – urwała, zagryzając wargę. – P-przepraszam, ciągle nie umiem się otrząsnąć.
– Nic się nie stało, rozumiemy – powiedziała granatowa, kładąc jej rękę na ramię. – Już nic ci nie grozi.
   Heather pokiwała głową, siłą powstrzymując się od chichotu. Uwielbiała naiwnych, empatycznych ludzi niezdolnych do zauważenia maski.
– Oni...oni zniknęli. Tak nagle. Przestraszyłam się i zaczęłam do niego krzyczeć, co im zrobił. On wtedy powiedział, że nie ma się czego bać, nic mi się nie stanie – Przełknęła ślinę. – Cudem zdążyłam wyciągnąć gaz pieprzowy, zanim mnie złapał. Potem uciekłam. Wiecie, co się stało z moimi przyjaciółmi? I czemu teraz wasze twarze są na ogłoszeniu z ostrzeżeniem?
  Marucho westchnął i poprawił okulary.
– Widzisz...przepraszam, jak ci na imię?
– Heather.
– Widzisz, Heather, twoi przyjaciele zostali porwani przez niebezpieczną grupę Gundalian. Jeszcze do końca nie wiemy w jakim celu, lecz wiemy, że niektórzy z nich są poddawani praniu mózgu.
– C-co? – wykrztusiła, będąc szczerze zaskoczoną. Cholera, gdyby tamten facet ją wtedy dorwał, nie byłoby ciekawie.
– Ale nie masz się czego bać, uratujemy twoich przyjaciół, obiecuję – dodał Dan.
– Proszę, pozwólcie mi dołączyć. To moja wina, że nie ostrzegłam ich w porę. Jeśli coś im się stanie... – Z prawego oka popłynęła jej łza. Akurat z płaczem na zawołanie ciągle miała małe problemy, nie robiła tego często.
– To bardzo niebezpieczne osoby, Heather – powiedział spokojnie Shun.
– Tu chodzi o moich przyjaciół! – krzyknęła. – Błagam, nie mogę ich tak zostawić! Poza tym poradzę sobie! Umiem walczyć, mam dwudzieste drugie miejsce w rankingu!
   Marucho oraz Shun zerknęli na lidera. Ten z kolei podrapał się po głowie. Heather z napięciem śledziła jego ruchy. No dawaj Kuso, łyknij to.
– Hmmm, może zróbmy tak. Teraz przeniesiemy cię do domu, tam to wszystko przemyślisz, a jutro skontaktujesz się z nami i powiesz, jaką decyzję podjęłaś? Walka z Gundalianami to serio nie przelewki.
   Heather już miała zaprotestować, ale w porę ugryzła się w język. Tak będzie jej dużo wygodniej, zdąży przygotować solidne dowody, że miała jakiś kumpli. Teraz zadziała za szybko i dziękowała losowi, że nikt z Wojowników nie poprosił o ich zdjęcia.
– Dobrze, to brzmi rozsądnie – zgodziła się. – Dziękuje.
– Co ty! Nie ma za co! – uśmiechnął się radośnie Kuso. – A teraz chodź! Gdzie konkretnie mieszkasz? – Zerknął na nią, idąc ku teleportom.
– W Los Angeles, w Jewerly Disctrict – odparła, ruszając za nimi.
– O, nasza przyjaciółka też mieszka w Los Angeles, ale chyba jakieś dalszej dzielnicy – zaczął mówić Dan, odwracając głowę i zaczynając rozmowę z Jakiem.
   Jessica Knight, przeleciało jej przez myśl. Wsunęła jedną rękę do kieszeni i przybiła piątkę z Cru, po czym zerknęła na tył Dana oraz Shuna. Wszystko szło fantastycznie.

****

   Padłam nosem na poduszkę na kanapie w salonie rodzeństwa Fermin. Byłam tak zmęczona, że nie miałam nawet siły teleportować się do domu. Przewróciłam się na plecy i utkwiłam wzrok w lampie z fioletowo – niebieskim szklanym kloszem. Czułam, że mój telefon wibruje, ale to olałam. Rodzice byli przyzwyczajeni, że czasami nocuję u Ferminów, bo odrzuciłam ofertę Rady, by zamieszkać w letnim pałacu. Przywoływał za dużo wspomnień i czułabym się dziwnie, będąc samą w tak wielkim miejscu.
– Zostajemy tu na noc? – spytał Fludim.
– Nie, wracamy do domu – ziewnęłam. Oczy zaczęły mi się kleić. – Tylko może zdrzemnę się na jakąś godzinkę. Obudzisz mnie?
– Jasne.
   Sięgnęłam po mięciutki koc w kolorze piasku, owinęłam się nim i zamknęłam oczy. Nie minęło wiele czasu, kiedy poczułam nadciągająca senność.
   Gdy otworzyłam oczy, zamiast lampy ujrzałam ciemny podkoszulek. Chciałam się podnieść, jednak ręka owinięta wokół mojej talii nie pozwoliła mi. Keith mruknął przez sen i przyciągnął mnie bliżej siebie. Aha, dzięki Fludim, że mnie obudziłeś.
   W całym pokoju panowała ciemność. Jedynie przez okno balkonowe padało światło okolicznych wieżowców. Udało mi się nieco podnieść, nie budząc Keitha. Zaczęłam rozglądać się za zegarem. Znalazłam go. Wskazywał kwadrans po północy. Cóż nie ma sensu teraz wracać do domu.
   Keith wymamrotał coś przez sen. Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam. W śpiącym Keithie była taka rozczulająca nuta. Rysy mu się rozluźniały, twarz przybierała spokojny, zrelaksowany wyraz. Może to przez to, że jako dziecko wyglądał jak mały aniołek? Ostrożnie ułożyłam głowę z powrotem na jego ramieniu. Ręka na mojej talii drgnęła. 
– Dobry wieczór, Jessie – mruknął mi do ucha sennym głosem.
– Hej, Keith – odchyliłam głowę, by móc na niego spojrzeć. Przecierał dłonią twarz, próbując się rozbudzić.
– Gdzie się podziewałaś cały dzień? Dzwoniłem.
   To było do przewidzenia, że to był on.
– Ja też dzwoniłam, ale ty nie odbierałeś – wytknęłam.
– Byłem zajęty opracowaniem nowego zestawu bojowego, wybacz. Teraz twoje usprawiedliwienie.
– Hm, od czego by tu zacząć? Najpierw spotkałam Reinare, która pracuje u Klausa. Strasznie fajna jest, wiesz? Wreszcie trafiłam na kogoś kto traktuje mnie normalnie! No ale wracając, powiedziała mi że zaprowadzi mnie do takiego gościa, który chce mnie zobaczyć. Jak szłyśmy, to wpadłyśmy na Ethana. Oczywiście powydzierał się, jak on to ma w zwyczaju. Na szczęście Rei go zjechała i mogłyśmy iść dalej. Potem poleciałam do Zielonej Dzielnicy, tam spotkałam mojego wujka. Znaczy się przyszywanego, nazywam go tak od dziecka. Zajmował się jeszcze moją mamą, potem mną, Cassie i Kenjim. Dowiedziałam się ogólnie, czemu Tytan był taki walnięty i trochę o pierwszej królowej Vestalii. Poza tym Tytan wcale nie zdechł i siedzi w rdzeniu, super, nie? Następnie chciałam iść na grób rodziców i Cassie, ale – zagryzłam wargę. – chcę to zrobić z Kenjim, jeśli go znajdę.
– Znajdziesz, Jessie.
– A co jeśli nie? – szepnęłam. – Mówiąc szczerze, trochę się boję. Dlaczego Kenji nie spróbował się ze mną skontaktować, skoro już wie, że żyję? Co jeśli pragnie się odciąć od przeszłości i nie chce mnie znać? A może on nie żyje? Zasadniczo nie mam żadnej pewności, czy on...
– Twój brat cię kochał i ciągle kocha, Jessie – przerwał mi Keith, gładząc moje plecy dłonią w uspokajającym geście. – I z pewnością żyje. Ale może czuć się winny.
– Niby czemu? – zmarszczyłam brwi.
– Jest starszym bratem, więc jest za ciebie odpowiedzialny. Może czuć się winnym, że nie udało mu się ci pomóc podczas pożaru. Może uważać, że nie jest godny znów się z tobą spotkać.
– Byliśmy tylko dziećmi, co on mógłby zrobić?
– To jest obojętne, Jessie. Ja też długo czułem się źle z tym, jak potraktowałem Mirę. Zostawiłem ją, potem wykorzystałem i odpychałem od siebie, próbując podążać za jakimś śmiesznym ideałem siły.
   Milczałam. Keith rzadko mówił głośno o swoich emocjach, uczuciach, troskach. Przeżywał je w środku i zawsze panował nad ciałem, by go nie zdradzało. Kiedy był Spectrą, to byłam przekonana, że odczuwa tylko gniew oraz obsesję na punkcie siły. Właśnie dlatego poczułam się szczęśliwa, że mi się zwierza, choć wiedziałam, że jeszcze mało o sobie wiemy. Na przykład o tym co się działo, zanim znów się spotkaliśmy w parku po dziesięciu latach.
  Objął mnie rękami i przytulił. Przymknęłam oczy i wtuliłam nos w zagłębienie obojczyka. Blondyn idealnie ilustrował płomień. Kiedyś bałam się do niego zbliżyć, myśląc, że mnie spali. Teraz potrzebowałam go, by odgonić od siebie mrok i poczuć ciepło.
– Zresztą z tobą było podobnie – powiedział – Uważałem, że będziesz idealna do wykorzystania, a potem porzucenia w kącie.
   Poczułam, jak nieco wzmacnia uścisk, jakby bał się, że się od niego odsunę, ucieknę.
– Ludzie popełniają błędy – odparłam spokojnie. – Nawet idealny Keith Fermin, ekspert od spalania patelni.
– Nic mi nie mówiłaś o dodaniu oleju.
   I zagadka, jak on ją spalił, rozwiązana! Parsknęłam śmiechem, cmokając go w policzek, po czym obróciłam się na drugi bok. Owinął ramię wokół mojego pasa i umiejscowił swój podbródek na moim ramieniu.
– Dobranoc, Jessie.
– Dobranoc, Keith.
  


A dałam coś bardziej romantico na koniec xD Heather zaczyna wdrażać swój plan, Jess...to Jess xD, Aki ma humorki, a reszta drużyny Destrukcji jeszcze nie wie, co je czeka. Błędy jutro poprawie, a teraz oyasumi!
Ps. Dzielnica, gdzie mieszka Heather może się zmienić XD

7 komentarzy:

  1. PRZECZYTAŁAM! <3
    Ten rozdział to była bardzo fajna mieszanka kilku postaci.
    Kiedy tylko będę miała możliwość to napiszę jakiś głębszy wywud.
    XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
  2. *zbyt emocjonuje sie zakończeniem Koe no katachi by wogmyśleć *
    Kel: I znowu robisz se zaległości...
    *zwinięta w klebek ściska szwadron pluszowych misiów*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, bardzo miło słyszeć, dziękuje serdecznie za komplementy <3 Wiadomo, Kessie górą! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm....jutro, pojutrze, tak myślę ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, przepraszam, że nie odpisywałam, ale byłam na obozie we Włoszech i średnio tam było z netem ^^'' Rozdziału mam połowę i próbuję go dokończyć, jeszcze trochę cierpliwości

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojojojojooo, jak romanticooooooo *.*
    Kel: Jak zawsze zaczynasz od dupy strony
    No co ja poradze że to było takie kawaiiii ^^ czemu antagonisci gdy śpią są zawsze tacy słodcy? *.* no nie wszyscy. Zenek to pewnie by się ślinił, albo co...
    Kel: Zbaczasz z toru.
    Heather, czemu ja cię tak lubię, he? XD Może dlatego że nie wielbisz tak wojowników... Albo z samego zachowania...
    Kel: Ty tak po.prostu.masz. Zawsze lubisz tych gorszych co nie mają klarownych intencji
    Czy to źle? *^*
    Kel: Tak, bo jak ich zabijają to przeżywasz, jakby ci pies zdechł
    😋😋 dobra, w zasadzie to nie wiem co jeszcze by tu napisać, i w sumie lecę dalej xD
    Bądż dumna ruszyłam dupę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jestem dumna, jestem XDD
      Jenn; Taaa, Angel raz na ruski rok wysila swój mózg
      Phy -.-
      Heather: Hee? To coś nowego
      Aki: Ja tam też mam do ciebie jakąś sympatię
      Heather: Ooo, zaraz rzygnę
      Jess: XDD
      Heather; Tylko że ja nie zginę, taki mini szczególik
      Potwierdzam!
      Akane: *układa dłonie w kształt tuby* SPOOOILEEEER!
      Jess: E,e, Keith już nie jest antagonistą
      Mick: YHYYY
      Jess: Cicho siedź i ucz się na sesję, pfy

      Usuń