piątek, 26 października 2018

S2 Rozdział 20: Na obcym terenie


   Zegar cicho tykał, a głos Eminema śpiewającego Lose Yourself płynął z granatowej wieży ustawionej na komodzie. Heather tymczasem malowała paznokcie przy świetle małej lampki znajdującej się tuż nad łóżkiem. Uniosła na chwilę głowę i uśmiechnęła się, widząc, że zewsząd otacza ją ciemność. Lubiła ten żywioł, był zimny, nieprzewidywalny i niebezpieczny. Pasował do niej, dlatego ucieszyła się, gdy dowiedziała się, że jej domeną jest Darkus.
    Przejechała pędzelkiem z purpurowym lakierem po paznokciu, intensywnie myśląc nad kolejnym posunięciem. Póki pan kretyński lider i Knight byli na Gundalii, Wojownicy nie zamierzali ruszyć się z miejsca, lecz Fabia mówiła o wyruszeniu na Neathię za niedługo. Prawdopodobną datę ustalono na ten weekend czyli za dwa dni. Musi wymyślić jakąś wymówkę dla rodziców, by nie czepiali się, że nie ma jej w szkole. Zmarszczyła brwi, ale po chwili się rozchmurzyła. Już wiedziała, co robić.
   Usłyszała, jak drzwi wejściowe się otwierają. Gdy rozległo się stukanie szpilek, wiedziała, że to mama wróciła z kina. Zwlokła się z łóżka i machając dłońmi, wyszła z pokoju. Widząc, że w kuchni świeci się światło, skierowała tam swoje kroki. Jej rodzicielka stała przy lodówce, nalewając sobie wody z małego dystrybutora wbudowanego w lodówkę. Była średniego wzrostu kobietą posiadającą gęste ciemnozielone włosy, żywe czekoladowe oczy, śniadą cerę i figurę klepsydry. Heather w gruncie rzeczy była jej kopią, jeśli nie liczyć tęczówek w kolorze dojrzałej maliny.
– Cześć mamo – przywitała się.
– Cześć, córeczko. – Uśmiechnęła się mama, po czym nachyliła się i pocałowała ją w czoło.
   Pachniała mieszanką popcornu, perfum i wina.
– Jak było? – mruknęła, nalewając sobie soku pomarańczowego do wysokiej szklanki.
– Całkiem ciekawie, choć film miał słabe zakończenie, takie mdłe – odparła kobieta. – Lawrenca jeszcze nie ma? Pojawił się w ogóle dziś? – Kiedy córka pokręciła głową, westchnęła z lekką irytacją. – A to kłamczuch, obiecał, że wieczór spędzimy razem.
   Jej rodzina była uważana za specyficzną a czasami wręcz za nienormalną. Rodzice nigdy nie określali się takimi mianami jak „tato” czy „mamo”, lecz „Lawrence” i „Sarah”. Możliwe, że wynikało to z tego, że żyli w otwartym związku i mieli też innych kochanków? Nie była do końca pewna, jednak gdy słyszała te komentarze, że to jest obrzydliwe, miała ochotę się roześmiać. Ile to już razy okazywało się, że mąż lub żona z pozornie idealnego  domu byli kochankami jej rodziców? Ludzkie postrzeganie normalności i moralności było tak żałosne i zakłamane, że na samą myśl miała ochotę wymiotować. Doskonale wiedziała, że matka i ojciec darzą siebie nawzajem mocnymi uczuciami, ale mieli swoje wymagania fizyczne. Lepsze jest szczere życie niż zakłamane małżeństwa tych pozornych perfekcyjnych.
   Ach, nie można też zapomnieć o wnioskach, że to przez taką rodziną była egoistyczna i wyzuta z empatii. Pierdolenie, była po prostu mądrzejsza i widziała, że nie opłaca się być miłą w tym świecie, gdzie mało kto nie chodzi bez maski. Zresztą dużo lepiej bawiła się, manipulując i wykorzystując tych zaślepionych dobrem.
– Właśnie, mam prośbę, mamo.
– Hmm? – Wyjrzała zza drzwi lodówki, w której szukała jogurtów.
– Chciałabym pojechać do Benniego i Archiego – powiedziała. – W sobotę.
– Na ile? Tak mniej więcej? Muszę powiedzieć Stanleyowi, żeby wypisał ci stosowne zwolnienie.
   Heather zastanowiła się. Polecą tam, będzie potrzebowała dnia lub dwóch na dokładne zorientowanie się w sytuacji i opracowanie planu, a dopiero potem zacznie się bawić.
– Myślę, że dwa tygodnie – odparła z lekkim wahaniem.
   Mama spojrzała na nią, unosząc brew, po czym podniosła głowę, marszcząc czoło.
– Mam nadzieje, że są jakieś dobre choróbska na dwa tygodnie. Albo coś się skłamie o pogrzebie, mniejsza. Tylko pamiętaj, że masz nadrobić potem zaległości, w końcu musisz zdać egzaminy semestralne.
– Bez obaw, przerobiłam już większość przedmiotów do przodu – uśmiechnęła się lekko Heather, po czym przytuliła się do rodzicielki. – Idę kończyć projekt.
– Okej, robię tosty, więc potem cię zawołam.
   Gdy już znalazła się w swoim pokoju, oparła się o drzwi, wpatrując w Crueltiona drzemiącego na poduszce. Była już tak blisko, teraz musiała się skupić i doprowadzić wszystko do końca.  Wojownicy byli uważani za potęgę. Ci, którzy pokonali Nagę. Wybrani, obdarzeni niezwykłą siłą, dominujący w rankingach. Wzbudzali szacunek i nikt nie mógł się z nimi równać.
   Bzdury, bzdury, bzdury. Nawet jeśli byli silni fizycznie, to ich psychika czy sama inteligencja pozostawiała wiele do życzenia. Koniec końców nie wygrywał ten, co był mocniejszy, lecz mądrzejszy. Wojownicy w chwili, gdy przyjęli ją do siebie, ponieśli porażkę. Poza tym jak mogła przejmować się kimś, dla kogo wyznacznikiem siły były zwykłe bitwy?
   Westchnęła i wyciągnęła telefon. Zmrużyła lekko powieki na widok braku wiadomości od Brigdet. Ta suka coś mało się śpieszyła, jak na osobę, która nie chciała, by jej chłopak dowiedział, ile razy przespała się z jakimiś facetami na imprezach. Chętnie już zadzwoniłaby do niego i mu wszystko powiedziała, ale niezbyt chciało szukać się jej haczyka na inną dobrze poinformowaną osobę w LA.
   Jak na zawołanie dostała wiadomość od dziewczyny. Otworzyła ją i przeczytała. Bridget spełniła swoje zadanie. Uśmiechnęła się lekko, po czym przeszła do kontaktów, wybrała odpowiedni numer i zadzwoniła.
– Halo? Kto mówi?
– Twoja dziewczyna, Bridget Parker, zdradziła cię trzykrotnie. Raz z Petrem Wattler 12 grudnia na imprezie urodzinowej Marthy Smith, a dwa razy z Claytonem Shanon na jego urodzinach oraz zabawie basenowej pod koniec sierpnia. Ach, i nie chciała się z tobą tak długo spotykać miesiąc temu, bo miała całą szyję w malinkach.
– Co...
– Zaraz wyślę ci zdjęcia – zakończyła i rozłączyła się.
   Tak też zrobiła. Potem zablokowała numer chłopaka, by do niej ciągle nie wydzwaniał i padła plecami na łóżko. Nie musiała obawiać się zemsty Bridget czy jej paczki idiotek. Może i była tępą dzidą, ale doskonale zdawała sobie sprawę, jak wiele swoich sekretów powierzyła Heather i jak bardzo niektóre były niszczące.
   Kiedyś jeden psycholog jakoś określił jej umiejętność do podbicia serc ludzi i zmuszenia do tańczenia, jak im zagra. Tylko ja to było...Cechy osoby socjopatycznej czy psychopatycznej? Zresztą mniejsza z tym, ważne, że zdobyła odpowiednie haczyki na milczenie Nathana.

****

– Sairen, Wściekłość Posejdona!
– Coroa, Płomienna Szarża!
   Fale wody i ognia spieniły się, wspólnie zwalając żołnierzy z nóg. Bliźniaki przybiły piątkę, gdy za ich plecami pojawił się strumień światła, który trafił Lythirusa szczypce, powodując tym samym spadek jego mocy. Stella uśmiechnęła się, a Stoica zmarszczył brwi. Nie podobało mu się, że został wysłany do walki przeciwko bandzie dzieciaków. Dużo bardziej wolałby dorwać tę kretyńską księżniczkę, która wyprawiała na ich terytorium, co tylko jej się podobało!
– Przynajmniej będziemy mieli na dodatkowy oddział – skwitował, po czym użył supermocy.
   Na hol wytrysnęły litry wody, które w kilka sekund wypełniły do połowy całe pomieszczenie. Mimo że cała trójka Ziemian umiała pływać, to silne prądy, które zaczęły tworzyć wir, skutecznie im to utrudniały. Podobnie było z ich bakuganami, gdyż nawet śnieżnobiała Luce, która posiadała parę upieprzonych skrzydeł, nie miała gdzie wzlecieć. Rendichowie wymienili spojrzenia, po czym Drake objął mocno Stellę w pasie, polecił jej nabrać powietrze i obydwoje zanurkowali w toń.
– Nie powinnaś nas tak lekceważyć, Złotowłosa – wyszczerzył się Dean, unosząc wysoko rękę. W palcach trzymał kartkę, która rozbłysła błękitnym światłem. – Król Mórz! Dawaj, Sairen!
   Sairen, czyli bakugan w całości pokryty łuskami w różnych odcieniach niebieskiego z krótkimi zielonymi włosami związanymi w koka, uśmiechnął się szeroko, pokazując światu ostre jak brzytwa zęby. Klasnął w dłonie, których palce były połączone błoną, a cała woda zaczęła dzielić się na mniejsze kawałki, z kolei te formowały się na kształty kuli i zebrały wkoło bakugana. Stella oraz Drake mogli wreszcie odetchnąć i stanąć na równe nogi.
– O wiele za wcześnie dla ciebie, by mnie pokonać, robaku – przemówił chrapliwym tonem Sairen, pokazując palcem na Lythirusa.
   Kule wystrzeliły w stronę bakugana Stoici. Gundalianin zacisnął zęby ze złości na komentarz Sairena.
– Nie bądźcie tacy pewni siebie! – syknął, tracąc powoli nad sobą panowanie. – Megalo Barriera!
   Zaraz po tym jak atak Sairena został zniwelowany, pozbawił Luce możliwości ofensywy i idąc za ciosem aktywował kartę otwarcia „Równowaga”.
   Bakugany trójki Ziemian poczuły, jakby na ich barki padły ogromne, niemożliwe do udźwignięcia ciężary. Padli na kolana, czując, że jeszcze chwila i przebiją się przez podłogę na piętro niżej.
– Jeju, Złotowłosa, nie denerwuj się tak. Jeszcze ci więcej zmarszczek wyskoczy – zadrwił Drake, wywracając oczami.
– Dokładnie, a kto cię wtedy zechce? Już i tak Gundalianie urodę nie grzeszą – dorzucił Dean z uśmieszkiem.
– Uważajcie na słowa, cholerne gówniarze – wycedził przez zęby, wyciągając następną kartę. – To wy nie macie szans ze mną wygrać!
– Cięcie chwały!
   Jednak Drake uprzedził go w użyciu supermocy. Jego bakugan – Coroa, która wyglądała jak pyrusowa wersja Lars z tą różnicą, że posiadała trzy pary uszu, a jej szata była krótka i udrapowana na ramionach, zdołała się podeprzeć na mieczu z klingą w kształcie płomienia. Ostrze pokrył ogień. Coroa zacisnęła dłoń na rękojeści i przejechała klingą po karcie otwarcia, która rozprysła się na błyszczące strzępy i opadła u stóp Stoici. Coroa dokończyła dzieła, przejeżdżając ostrzem po szczypcu Lythirusa, którego natychmiast objął ogień. Bakugan syknął i odsunął się.
   Gundalianinowi pociemniało przed oczami. On, jeden ze Zgromadzenia Dwunastu, przegrywa z trójką dzieciaków? Z trójką obrzydliwych, wyszczekanych szczeniaków?! Drżącą ręką sięgnął po swój zestaw bojowy – Razoid. Kiedy tylko poczuł palcami chłodny dotyk metalu, uśmiechnął się, a oczy mu zabłysły niebezpiecznym blaskiem.
– Nie tak szybko, rudzieeelcu.
   Ogłuszający ból rozlał się po jego czaszce. Zdezorientowany obrócił się na pięcie, tylko by zobaczyć, jak w jego stronę pędzi czarny, podłużny kształt. Tym razem cios spadł na kolano. Syknął. Poczuł silny kopniak w klatkę piersiową, który wyparł mu powietrze i powalił na plecy. Pomiędzy czarnymi plamami zamazującymi mu wzrok zdołał ujrzeć dość wysoką dziewczynę w białej koszulce, która trzymała w ręce włączony paralizator. Potem wszystko objął mrok i gorzkie uczucie niemocy.
   Lythirus wcale nie był w lepszej sytuacji. Pozbawiony wojownika został zaatakowany przez cztery bakugany różnych domen. Wiązki światła niemal go oślepiły, gorące ostrze miecza dotkliwie zraniło tułów, cięcia wiatru okaleczyły odnóża, a potężna fala wody zmiotła pod ścianę, koniec końców zamieniając go w kulkę.
– Ładnie poszło – wyszczerzyła się Akane, chowając pałkę teleskopową do przepastnej kieszeni swojego czarnego płaszcza. Wyciągnęła też komunikator. – Znalazłam bliźniaków i Stellę. Powaliliśmy też jedną pięknotę. Mówiłam, że te hartowane będą najlepsze, ha!
 Cieszę się twoim szczęściem – odparła Haru. W oddali dało słyszeć się ryk smoka i trzaskanie płomieni. – Znaleźliście Jane oraz Phoebe albo Jess i Dana?
– Nope, żadnych śladów. Choć mam wrażenie, że Jess wyleci z tym pantoflem spod ziemi w najmniej oczekiwanym momencie.
– To wiadome – odparła okularnica. – Garra, Złoty Kolec! – krzyknęła nagle. – No nic, teleportujcie się tu do nas, nie możemy się więcej rozdzielać. Powinnam wykończyć tą zieloną za chwilkę.
– Aye, aye, pani kapitan. Bez odbioru – powiedziała Akane i rozłączyła się.
   Spojrzała na bliźniaków, którzy we dwójkę tańczyli taniec zwycięstwa, poruszając szyjami niczym węże. Stell stała koło nich z uniesioną brwią i wyciskała wodę z błękitnej spódnicy. Różowe włosy kleiły się się jej do ramion, a przez przemokniętą białą koszulę było widać, że zdecydowała się dziś na bordowy stanik. Akane podeszła do koleżanki i uprzednio wyjmując pałkę oraz komunikator, zarzuciła jej płaszcz na ramiona.
– Dzięki wielkie – powiedziała z wdzięcznością Stella, zapinając guziki.
– Dobra, mordeczki. Idziemy dokończyć robotę. Koniec końców do rana musimy wrócić, nie? – zauważyła Akane, opierając ręce o biodra.

****

   Garra rozpostarł skrzydła, wznosząc ryk, który słyszano pewnie w promieniu dziesięciu kilometrów. Jednak Shiena się tym nie przejęła, a wręcz przeciwnie. Uniosła kąciki ust, używając podwójnej supermocy. Krwisty blask płomieni i złoty błysk kolców odbiły się na ścianie. Jednak Contestir czyli bakugan Zenet zdołał uniknąć ognistych kuli, lecz cios   ogonem skutecznie go uszkodził.
– Działasz mi już na nerwy, laluniu! – warknęła Zenet, ze złością wpatrując się w Shienę.
– To zejdź mi z drogi  - odparła spokojnie Haruka, poprawiając okulary. – Nie przyszłam tu z wami walczyć, ale skoro tak wyszło...Garra, krwawe zniszczenie!
   Słup ognia wystrzelił na środku korytarza, a żar buchnął prosto w twarze wojowniczek. Płomienie odbiły się w szkłach okularów Shieny. Garra przejechał pazurami po podłodze, zostawiając na niej głębokie bruzdy. Pochylił łeb, sztyletując spojrzeniem bursztynowych oczu bakugana Haosu. Napięcie zawisło w powietrzu, zwłaszcza gdy Zenet wyciągnęła kartę i z uwagą przypatrywała się poczynaniom Haruki.
   Shiena nie chciała tego głośno przyznawać, ale takie walki sprawiały, że adrenalina krążyła po jej żyłach, a serce głośno dudniło w piersi. Mimo że to teatr oraz film były dla niej największymi pasjami, to podczas walk bakuganów odczuwała swojego rodzaju wolność. Mogła bez trudu pozbyć się wszelkich negatywnych emocji, które gromadziła w sobie podczas kłótni ze starszym rodzeństwem lub młodszym bratem, prób do przedstawień czy twórczych blokad. Nie musiała też nigdy się martwić, czy nie przemęcza bakugana. Garra był typowym bakuganem Pyrusa. Posiadał wielką chęć do walk oraz niewyczerpaną wytrzymałość.
  Smok natarł, wnosząc kolejny ryk. Płomienie frunęły wraz z nim niczym mali pomocnicy. I właśnie wtedy, tuż przed spaleniem Contestira na popiół, coś zatrzymało Garrę. Tym czymś okazał się błękitny bakugan o trzech głowach przypominający skrzyżowanie predatora z hydrą. Jedna z głów wbiła kły w łapę smoka. Garra warknął wściekle i pozbył się z siebie bakugana za pomocą ciosu ogonem. Haru usłyszała kroki i zerknęła przed ramię. W ich kierunku szła Gundalianka z błękitnymi włosami związanymi w kok i okularami na nosie. Uśmiechnęła się, zakładając ręce na piersi.
– Zawsze muszę ci pomagać, Zenet?
   Haru zagryzła wargę. Mogła to przewidzieć...

****

   Powiedzenie, że Spectra był zły, było wielkim spłyceniem. Tak naprawdę chłopaka trawiła taka furia, że mogłaby bez trudu spalić Niszczyciela. Gus najwyraźniej to czuł, bo cichutko jak myszka siedział przy komputerze i sprawdzał, czy obrali dobry kierunek. Jego bakugan równie widział, że atmosfera jest gorąca i tylko wymieniał od czasu do czasu spojrzenia to z Heliosem to z swoim wojownikiem.
   Blondyn zacisnął dłoń na rękawie płaszcza. Był rzecz jasna ubrany w swój bitewny strój wraz z maską, by w pierwszej chwili go nie rozpoznano. Myślał, w przeciwieństwie do tej cholery, która oczywiście bezmyślnie ruszyła atakować kompletnie obcy teren, nie informując łaskawie go o tym. Czy naprawdę niczego się nie nauczyła po swoich akcjach w pałacu Vexosów, gdzie prawie straciła życie?! Jeśli jeszcze wciągnie w to wszystko Vestalię, to chyba ją udusi gołymi rękami. Jak można być tak pozbawionym wyobraźni?! Była formalną księżniczką, czy tego chciała czy nie, i musiała panować nad swoją głupotą. Ale nie po co, lepiej narobić sobie nowych wrogów! Po co mu powiedzieć, że musi ratować przyjaciółki? Po co opracować jakiś dobry plan?
   Szczęka już go zaczynała boleć od ścisku. Gdzieś tam podświadomie czuł, że wystarczy jedno dźgnięcie, a sam spali cały ten pałac. A chyba nie trzeba mówić, że wolał tego uniknąć. Chciał tylko zabrać jedną z najbardziej postrzelonych osób, jakie znał, zanim rozpęta aferę stulecia. Co z tego, że już się spóźnił.




 Robi się gorąco, nie powiem. Jakoś się przełamałam i postanowiłam opisać nieco dokładniej potyczkę Stoica vs Rendichowie&Stella i Aki, mam nadzieję, że on i ten urywek Haru vs Zenet wyszły przyzwoicie. Wkurwiony Spectra leci bardziej zdzierać sobie gardło niż cokolwiek uspokajać, bo i tak już za późno xD No i wgl uświadomiłam sobie, że Heather ma dużo cech osoby socjopatycznej, gdyż niedokładnie nią jest XD A teraz mam coś, czego dawno nie było...RUSKIE ARTY! (i w sumie japońskie. Z GI i VI)

Tak wygląda mina Kazariny na widok zniszczeń teamu destrukcji, bliźniaków i reszty drużyny XDD
Kazarina: Będą świetnymi obiektami testowymi...*oczy jej błyszczą*
Jess: Fakaj się na twarz.
Aki: I czemu używasz photoshopa? Przecież jesteś płaska, a tu masz biust. Czy może sobie sztucznie robisz, by poderwać Barodiusa?
Kazarina:...Wy będziecie pierwsze.


Jess: Rozbierany poker? Uuu! Aki!
Spectra: *patrzy się na nią wzrokiem "lepiej się zamknij"*
Aki: Mnie tam bardziej ciekawi, czemu oni grają ZE SOBĄ w rozbieranego.
Gus: To gra planszowa! *lekko czerwony na ryju*
Jenn: To niezłe dzikie imprezy XD


Aki: Top Model: Edycja Gundaliańska, bez jaj. Patrzcie, jak Sid wyrzucił bioderko.
Haru: O CO CHODZI Z TYMI NAROŚLAMI.
Jenn: To ich mózgi. Widzisz jaki ten Rena jest cienki?
Aki: XDD


#kiedy nie wyrabiasz z głupotą Dana.
Dan: Ej no.
Heather: To ja każdego dnia z tymi spierdoksami.
Dan: Nikt ci nie każe z nami być.
Heather: Wow, nie gadaj. Bo wcale nie jest tak, że was wykorzystuję i robię to dla własnej przyjemności, nie? *unosi brew* Jeszcze jakieś fascynujące myśli?
Dan: -_-
Heather: Tak myślałam.

Jess: I tak myślę, że tak powinniście iść na Gundalię, a nie w jakichś oczojebnych białych strojach.
Aki: Przynajmniej Jake kogoś na podwiązkę poderwie.


Jess: Haaa? To wyście sobie beze mnie pikniki urządzali, chamy jedne?!
Aki: Zwierzęta wyprowadzali *unika ciosu od Leausa* Żartuje przecież XD Chodziło mi, że Helios i Vulcan wyprowadzają swoich pupili.
Gus:....
Spectra: Lepiej zacznij uciekać.
Aki: *śmieje się*

Dean: Mmm, Head and Shoulders działa cuda.
Drake: A gdzie trzy niedźwiadki? Przecież w bajce były!
Stoica: *drga mu brew* zabije was później.

Aki: Pantofel jak zwykle nie wie, co się dzieje.
Jess: Shun kulturalnie herbatka. KEITH ZMIEŃ TE CIUCHY, BO JA CI ZMIENIĘ!
Keith: Zajebałaś mi pół szafy, idiotko.
Jess: No ale nie wyzywaj, nie wyzywaj.

Jess: Tak, tak, poderwij ją i zabierz stąd!
Nie zapominajmy, że poleciała razem z nim i potem stwierdziła, że to bez sensu, bo nie powinna ratować Gundalian. Kobiety.
Aki: Żadne kobiety. Fabia.
Heather: Nikt nie mówił, że musi przeżyć.
Jess: Dzieci nie ma
Aki: Serena zawsze może rządzić...
Fabia:....

Nie wiem, o co chodzi z tym Hydronem, ale utożsamiam się z Clayem. To ja jak ktoś obok mnie jest wściekły. Popijam kakao i obserwuje sytuację XDD Albo siedzę na fizyce i tylko takie "niech chociaż cukier mnie podtrzyma na duchu" XD

To wszystko!
Odmeldowuje się!






piątek, 12 października 2018

S2 Rozdział 19: Co mogło pójść nie tak?


 Mówiąc szczerze, czarno widzę tą akcję.
   Razem z Akane zrobiłyśmy niewinne miny, choć wiedziałyśmy, że Haruka piła głównie do naszej dwójki. Okularnica spojrzała na nas, niemo wyrażając groźbę, co będzie, jak znowu zaczniemy jakiś cyrk, po czym wróciła do planu.
– Jednak nie mamy wyjścia i musimy to zrobić. Dlatego uznałam, że już tutaj każdy weźmie coś do obrony oraz ustalimy drużyny, by potem działać prędko. Szybki atak jest najbardziej skuteczny – Oparła rękę o biodro, podnosząc głowę znad planu zamku. – Z czwórki szaleńców myślę, że ja oraz Stella weźmiemy Rendichów. Roger, Nathan, Dan wy musicie ogarnąć Jess oraz Aki.
    No tak, nie mówiłam, że Shiena to jeszcze nasz taktyk. Oczywiście rzadko kiedy jej plany wypalały, bo po ludzku się do nich nie stosowałyśmy, przyznaję bez bicia. Lecz miała też jedną wadę, nie dostrzegała kilku zgrzytów, takich jak połączenie Akane oraz Dana w jeden team. Nawet Roger, który pojęcia nie ma, co się między nimi dzieje, zrobił pełną zwątpienia minę.
– Nie lepiej, Haru, żebyś ty poszła z Nathanem, Stellą, Drakiem i Akane, a ja z Danem, Deanem oraz Jessie? – spytał, trąc brodę palcami i mrużąc oczy.
   Shiena zamrugała, szybko zerknęła na Dana i Aki, po czym skinęła głową.
– Okej, tak będzie lepiej. Wracając. – Uderzyła ręką w stół. – Kiedy pojawimy się koło tego pałacu, razem lecimy do środka, a tam rozdzielamy się. Każda grupa ma dwa komunikatory i teleporty. W razie jakiś kłopotów informujemy drugi zespół i wiejemy. Dotarło?
– Yup – Aki uśmiechnęła się i wyciągnęła paralizator, po czym go włączyła. Iskry prądu rozświetliły jej twarz. – Idziemy?
– Drago, jeśli możesz – powiedział Dan.
– Nie czuję tego – westchnął bakugan, ale posłusznie skupił swoją moc.
   Pojawił się tunel międzywymiarowy.
– Powodzenia – powiedziała Fabia.
– Wróćcie szybko! – dodał Jake. – I dokop im ode mnie, mistrzuniu!
   Dan pokazał mu uniesiony kciuk, przymykając oko. Posłałam pokrzepiający uśmiech Fludimowi, który już marudził pod nosem, i wskoczyłam do portalu.

****

   Plan mieliśmy dość porządny, broń też, podział drużyn nawet gwarantował, że nikt się nie pozabija po drodze.
   Niby co mogło pójść nie tak?
   Kurna wszystko!
   Skupiłam moc wokół ręki i uderzyłam gundaliańskiego żołnierza w brzuch. Poczułam, jak moja pięść przebijają zbroję i wgniata się w miękkie ciało. Strażnik wydał zduszony okrzyk, wypluwając ślinę, nim siła odrzutu sprawiła, że przekoziołkował przez połowę korytarza i stracił przytomność. Jego czarny hełm oraz włócznia, której ostrze potrafiło wytwarzać prąd, roztrzaskały się na kawałki.
   Co się takiego stało? Cóż, cudowna księżniczka Neathii, po prostu anioł, bogini i wszystko co najlepsze, uznała, że po co wspominać, iż w ścianach pałacu z dupy pojawiają się przejścia. I nie, nie wierzę kurna, że jak tu była, to tego nie zauważyła. A jeśli tak było, to ma iq równe planktonowi i to jeszcze obraża biedny plankton! Nie wiem, czy była to dla niej mało wartościowa informacja, ale przez to rozdzielił się cały mój zespół. Zaczęło się od Nathana, który to zauważył i stwierdził, że to będzie świetny skrót. Powiedział, byśmy tędy poszli i sam wlazł. No i zagadka roku, co zrobiło wejście. Zamknęło się i zniknęło, podobnie jak głos Nathana! Roger zaraz chciał go ratować, zauważył kolejne wejście, które z dupy pojawiło się kilkanaście metrów dalej, i mimo tego, że darłam się, iż to kretynizm totalny, wbił do środeczka, dzieląc los blondyna.
   Dlaczego faceci tak szybko tracą zimną krew? Czy to może jest ich jakiś braterski nawyk, że obydwoje robią tę samą głupotę?
    Ale zaraz, zaraz, powiecie, a co z Deanem i Danem? Tutaj też jest cukierkowo i kolorowo, bo trzymaliśmy się razem, póki Rendicha dosłownie coś z tej ściany nie wciągnęło. Myślałam, że mnie szlag trafi i rozpieprzę tą całą budowlę w drobny mak, ale Dan zaczął ochładzać moje nerwy. A obecnie we dwójkę szukaliśmy trójki idiotów oraz lochów, bo się jednak okazało, że podziemia są jakoś skomplikowanie podzielone.
   Mapy też nie mamy, żeby nie było, wszak albo będę pluła krwią, albo będę bliska rzucenia wszystkiego w cholerę. Jak mieć nerwicę w wieku 17 lat – autobiografia Jessicy Elevenor Knight. Jakże bolesne.
– Ognisty pocisk! – Dan użył supermocy, tym samym ściągając nam większość pościgu z głowy.
   Dokończyłam dzieła, rzucając w Gundalian kilkoma fioletowymi kulami. Wybuchły tuż przed ich nosami, wysyłając na darmowy lot na ścianę. Fludim za ten czas ubezpieczał nas od tyłu, lecz na szczęście od pewnego czasu już nie nadciągały posiłki.
– Właśnie dlatego wolę spontany! Zawsze lepiej się kończą! – jęknęłam, potrząsając dłonią, by się rozluźniła.
– Nie powiedziałbym – powiedział zgryźliwie Fludim, pochylając się. Weszłam na jego ramię. – Ostatnio prawie umarłaś.
– To była wina Tytana i Reiko, a nie spontana – odparłam, wydymając policzki.
– Co robimy, Jess? Szukamy dalej? – spytał Dan.
– Nie mamy wyjścia, a z Haru się nie skontaktujemy, bo Dean oraz Roger mieli komunikatory – westchnęłam, opierając się o szyję Fludima.
– Heeej, a czemu nie chcesz poprosić Spectry o pomoc? Przecież by ci pomógł, nie? – spytał niewinnie Dan, choć w jego uśmiechu była ta lisia iskra.
– Tobie też – zauważyłam, unosząc brew.
– Niby tak, ale jemu tak na mnie nie zależy.
   Poczułam, że robi mi się goręcej, ale zaraz się opanowałam. Dan się zaśmiał. Pokazałam mu język.
– Ej, ej, to nie czas teraz na to – zawołał Fludim. – Mamy chyba poważniejsze problemy!
– O! Dokładnie! Lepiej, to mi mów, jak z Runo!
– C-co? Runo? Em, my...nie zmieniaj tematu, Jess!
– Uuu, ale czerwony rak nam się tu zrobi... – urwałam, gdy na końcu korytarza pojawiło się światło.
   Drago oraz Fludim zwolnili, zatrzymując się przy zakręcie. Wystawaliśmy głowy, by ujrzeć dwóch Gundalian, którzy rozmawiali między sobą. Na ich ramionach siedziały bakugany domeny Aquosa oraz Ventusa.
– Nie mów, że jacyś głupi Neathianie postanowili się włamać – zaśmiał się wyższy, który nosił strój w różnych odcieniach błękitu i posiadał długie, rude włosy.
– Niee, słyszałem, że to ludzie. Chyba ci cali Wojownicy, których Ren bezskutecznie próbował zwerbować – powiedział niższy, mający włosy upięte w wysokiego kucyka i o barwie limonki. – Albo Vestalianie i ich księżniczka.
   Wstrzymałam oddech, ściskając Dana za ramię, by powstrzymać go przed ujawnieniem się. Liczyłam po cichu, że powiedzą, kogo złapali i gdzie ich zaprowadzili. Wrócimy w pełnym składzie, nawet jeśli będzie to znaczyło, że wykorzystam całą swoją moc, by roznieść tą planetę.
– Aaa, ta postrzelona pannica! – Rudy znowu zaczął się śmiać i założył ręce za głową. – To jej przyjaciółki są pilnowane przez Kazarinę, nie?
   Od razu przywołałam sobie plan narysowany przez dyplomatkę od siedmiu boleści. Żeby dostać się do laboratorium musieliśmy teraz skręcić w prawo i wbić o piętro wyżej.
– Jess! – syknął mi Dan do ucha.
   Spojrzałam na niego, już przykładając palec do ust, ale ręką zamarła mi w połowie drogi. W ciemności korytarza dało się ujrzeć błysk stali oraz iskry prądu. Tupot ciężkich butów wyraźnie informował nas, że idzie tu niezły oddział. No tak, nie mogło być przecież miło i łatwo.
   Zagryzłam wargę i rozejrzałam się. Koło nas zwisał żyrandol wykonany z brązowych i zielonych kamieni.
– Dan, wywiedźcie tych strażników na korytarz w stronę tej dwójki. I niech Drago stworzy jakąś barierę, gdy krzyknę, Fludim da radę – rzuciłam do Kuso i nie czekając na odpowiedź, odbiłam się od zbroi bakugana.
   Złapałam się jedną ręką za złotą obręcz. Żyrandol zgiął się pod moim ciężarem i zaczął chwiać, przez co łańcuch, na którym wisiał, zaskrzypiał. To niestety przyciągnęło uwagę dwójki Gundalian, którzy zatrzymali się i odwrócili głowy w moim kierunku. Obydwoje otworzyli szeroko oczy, po czym rudzielec się zaśmiał.
– To ona, Airzel? Ta szalona dziewczyna?
   Nie zwróciłam na nich uwagi, tylko złapałam się też drugą ręką i sama zaczęłam próbować rozhuśtać żyrandol, zaklinając los, by nie pękł. Usłyszałam okrzyki i spojrzałam na dół. Drago, Dan oraz Fludim wypadli na korytarz wraz z pościgiem, co skutecznie osłupiło tamtą dwójkę.
    Kiedy żyrandol odleciał w tył, machnęłam nogami w przód i puściłam go, wydając bojowy okrzyk. W moich dłoniach uformowała się ogromna kula mocy, za którą ciągnęła się purpurowa mgła. Zamachnęłam się i cisnęłam nią mniej więcej w środek zbiegowiska. Siła uderzenia rozrzuciła ich na boki. Niektórzy stracili przytomność przez sam odrzut oraz falę energii, która rozeszła się po korytarzu, lecz zdecydowana większość rozkwasiła się o ściany niczym komary uderzone packą.
   Wylądowałam na kolanach. W uszach mi huczało, obraz się zamazał, a organizm trawił ogień jak zawsze po użyciu sporej dawki mocy. Przyłożyłam dłoń do dudniącego serca, oddychając ciężko.
– Jess! – Dan padł przy mnie i wziął moją twarz w dłonie. – Jak się czujesz? Słyszysz mnie?
– Jest... – wzięłam głęboki wdech. – dobrze – dokończyłam. – To normalne. Zaraz mi przejdzie.
– No co za głupota, po co to zrobiłaś! – zaczął gderać Fludim.  – Jeszcze przy takiej małej ilości treningu! Kiedyś przez ciebie osiwieję, Jess!
– A jak inaczej mieliśmy się ich szybko pozbyć? – spytałam. Pokazałam palcem na rudzielca. – Oni mają bakugany, bitwa by swoje zajęła.
   Bakugany w milczeniu popatrzyły na siebie, po czym maruda westchnęła ciężko.
– No dobrze, ale obiecaj, że odtąd używasz tylko paralizatora lub zwykłej siły.
    Wywróciłam oczami i podniosłam się na równe nogi. Czułam, że taka dawka mocy na pewno nie uszkodzi skutecznie takiej liczby przeciwników, dlatego trzeba było szybko wiać.
– Teraz do laboratorium – zarządziłam. – najpierw zgarniamy Jane i Phoebe.

****

– Ktoś ci kiedyś mówił, że masz ciekawe oczy?
   Jane zmrużyła powieki. Już dawno zauważyła, że Gundalianie nie byli urodziwą rasą. Posiadali jasnoszarą lub niebieskawą cerę, mieli dziwne narośla wkoło głów, ich palce były grube i pomarszczone, a uszy szpiczaste niczym u elfów.
   Jednak ta cała Kazarina, jak się przedstawiła Gundalianka, była ohydna z charakteru. Wilson miała już okazję nasłuchać się o jej eksperymentach lub wypowiedziach na temat porwanych dzieci i zaczęła się nią brzydzić. Kobieta była zgniła od środka i mocno pieprznięta.
– Takie zimne, stanowcze, wyglądają, jakby były zdolne zmrozić duszę – kontynuowała Kazarina, nierażona milczeniem dziewczyny. – Niestety dla ciebie to tylko porównania, bo widzisz moje... – Wygięła usta w pełen wyższości uśmieszek.
   Jane poczuła, jak Phoebe ściska ją za ramię i odruchowo zamknęła oczy, nim Gundalianka dokończyła zdanie. Odsunęła się też od krat. Usłyszała śmiech.
– Proszę, proszę, jaka błyskawiczna reakcja. Ale chyba nie myślisz, że możesz je wiecznie zamykać?
– Nie będę siedziała tu wiecznie – odcięła się Jane.
– Och, jak pewna siebie – Kazarina zacmokała kilka razy. – Fascynujące, jednak wydaje mi się, że kilka porażeń prądem lub innych tortur z ciebie to wydobędzie. Na tobie albo twojej koleżance lub bakuganie, hm? Widzisz, mam kilka nowych zabawek, których jeszcze nie użyłam.
   Nagle celą zatrzęsło, a gdzieś w oddali rozległ się huk. Jane miała wrażenie, że słyszy ryk smoka i to bardzo znajomego smoka. Uniosła kącik ust. Idą tu. Poklepała Phoebe po ramieniu, by dać jej znać, że odsiecz już nadciąga.
– Co się dzieje?! – krzyknęła Kazarina. – Jeszcze nie złapaliście wszystkich? Co za nieudacznicy! Chcecie rozwścieczyć Barodiusa – sama?!
– Mamy problem, pani Kazarino! Tamta złapała trójka uciekła! Dodatkowo pan Stoica i pan Airzel padli!
– Że co?!
–  W-wygląda na to, że ta Vestalianka ma naprawdę jakąś moc.
   Jane zaśmiała się krótko i uchyliła powiekę. Widziała twarz Kazariny, którą wykrzywiał grymas wściekłości, jeszcze bardziej ją szpecąc.
– Mówiłam, że nie będę tu siedziała wiecznie. Zadarliście z bardzo, bardzo niewłaściwymi osobami...
– Huh, nie bądź taka pewna siebie! – syknęła Kazarina, po czym ścisnęła białego bakugana w palcach i spurpurowiała ze złości.  – Jak wykończę twoich przyjaciół, to tu wrócę! I zrobię z twojej przyjaciółki obiekt testowy! Będą ją torturowała na twoich oczach   zagroziła.
   Odeszła, postukując głośno obcasami. Oczywiście zostawiła kilku strażników na warcie, ale to już nic nie znaczyło. Nie było jej tu, a tego właśnie potrzebowała Jane.
  
   


 No i się rozpętało piekło XD Jess już rozwala, ci się gubią, Spectra to pewnie zawału gdzieś dostaje, ale o nim wspomnę w następnym
Odmeldowuje się!