piątek, 26 października 2018

S2 Rozdział 20: Na obcym terenie


   Zegar cicho tykał, a głos Eminema śpiewającego Lose Yourself płynął z granatowej wieży ustawionej na komodzie. Heather tymczasem malowała paznokcie przy świetle małej lampki znajdującej się tuż nad łóżkiem. Uniosła na chwilę głowę i uśmiechnęła się, widząc, że zewsząd otacza ją ciemność. Lubiła ten żywioł, był zimny, nieprzewidywalny i niebezpieczny. Pasował do niej, dlatego ucieszyła się, gdy dowiedziała się, że jej domeną jest Darkus.
    Przejechała pędzelkiem z purpurowym lakierem po paznokciu, intensywnie myśląc nad kolejnym posunięciem. Póki pan kretyński lider i Knight byli na Gundalii, Wojownicy nie zamierzali ruszyć się z miejsca, lecz Fabia mówiła o wyruszeniu na Neathię za niedługo. Prawdopodobną datę ustalono na ten weekend czyli za dwa dni. Musi wymyślić jakąś wymówkę dla rodziców, by nie czepiali się, że nie ma jej w szkole. Zmarszczyła brwi, ale po chwili się rozchmurzyła. Już wiedziała, co robić.
   Usłyszała, jak drzwi wejściowe się otwierają. Gdy rozległo się stukanie szpilek, wiedziała, że to mama wróciła z kina. Zwlokła się z łóżka i machając dłońmi, wyszła z pokoju. Widząc, że w kuchni świeci się światło, skierowała tam swoje kroki. Jej rodzicielka stała przy lodówce, nalewając sobie wody z małego dystrybutora wbudowanego w lodówkę. Była średniego wzrostu kobietą posiadającą gęste ciemnozielone włosy, żywe czekoladowe oczy, śniadą cerę i figurę klepsydry. Heather w gruncie rzeczy była jej kopią, jeśli nie liczyć tęczówek w kolorze dojrzałej maliny.
– Cześć mamo – przywitała się.
– Cześć, córeczko. – Uśmiechnęła się mama, po czym nachyliła się i pocałowała ją w czoło.
   Pachniała mieszanką popcornu, perfum i wina.
– Jak było? – mruknęła, nalewając sobie soku pomarańczowego do wysokiej szklanki.
– Całkiem ciekawie, choć film miał słabe zakończenie, takie mdłe – odparła kobieta. – Lawrenca jeszcze nie ma? Pojawił się w ogóle dziś? – Kiedy córka pokręciła głową, westchnęła z lekką irytacją. – A to kłamczuch, obiecał, że wieczór spędzimy razem.
   Jej rodzina była uważana za specyficzną a czasami wręcz za nienormalną. Rodzice nigdy nie określali się takimi mianami jak „tato” czy „mamo”, lecz „Lawrence” i „Sarah”. Możliwe, że wynikało to z tego, że żyli w otwartym związku i mieli też innych kochanków? Nie była do końca pewna, jednak gdy słyszała te komentarze, że to jest obrzydliwe, miała ochotę się roześmiać. Ile to już razy okazywało się, że mąż lub żona z pozornie idealnego  domu byli kochankami jej rodziców? Ludzkie postrzeganie normalności i moralności było tak żałosne i zakłamane, że na samą myśl miała ochotę wymiotować. Doskonale wiedziała, że matka i ojciec darzą siebie nawzajem mocnymi uczuciami, ale mieli swoje wymagania fizyczne. Lepsze jest szczere życie niż zakłamane małżeństwa tych pozornych perfekcyjnych.
   Ach, nie można też zapomnieć o wnioskach, że to przez taką rodziną była egoistyczna i wyzuta z empatii. Pierdolenie, była po prostu mądrzejsza i widziała, że nie opłaca się być miłą w tym świecie, gdzie mało kto nie chodzi bez maski. Zresztą dużo lepiej bawiła się, manipulując i wykorzystując tych zaślepionych dobrem.
– Właśnie, mam prośbę, mamo.
– Hmm? – Wyjrzała zza drzwi lodówki, w której szukała jogurtów.
– Chciałabym pojechać do Benniego i Archiego – powiedziała. – W sobotę.
– Na ile? Tak mniej więcej? Muszę powiedzieć Stanleyowi, żeby wypisał ci stosowne zwolnienie.
   Heather zastanowiła się. Polecą tam, będzie potrzebowała dnia lub dwóch na dokładne zorientowanie się w sytuacji i opracowanie planu, a dopiero potem zacznie się bawić.
– Myślę, że dwa tygodnie – odparła z lekkim wahaniem.
   Mama spojrzała na nią, unosząc brew, po czym podniosła głowę, marszcząc czoło.
– Mam nadzieje, że są jakieś dobre choróbska na dwa tygodnie. Albo coś się skłamie o pogrzebie, mniejsza. Tylko pamiętaj, że masz nadrobić potem zaległości, w końcu musisz zdać egzaminy semestralne.
– Bez obaw, przerobiłam już większość przedmiotów do przodu – uśmiechnęła się lekko Heather, po czym przytuliła się do rodzicielki. – Idę kończyć projekt.
– Okej, robię tosty, więc potem cię zawołam.
   Gdy już znalazła się w swoim pokoju, oparła się o drzwi, wpatrując w Crueltiona drzemiącego na poduszce. Była już tak blisko, teraz musiała się skupić i doprowadzić wszystko do końca.  Wojownicy byli uważani za potęgę. Ci, którzy pokonali Nagę. Wybrani, obdarzeni niezwykłą siłą, dominujący w rankingach. Wzbudzali szacunek i nikt nie mógł się z nimi równać.
   Bzdury, bzdury, bzdury. Nawet jeśli byli silni fizycznie, to ich psychika czy sama inteligencja pozostawiała wiele do życzenia. Koniec końców nie wygrywał ten, co był mocniejszy, lecz mądrzejszy. Wojownicy w chwili, gdy przyjęli ją do siebie, ponieśli porażkę. Poza tym jak mogła przejmować się kimś, dla kogo wyznacznikiem siły były zwykłe bitwy?
   Westchnęła i wyciągnęła telefon. Zmrużyła lekko powieki na widok braku wiadomości od Brigdet. Ta suka coś mało się śpieszyła, jak na osobę, która nie chciała, by jej chłopak dowiedział, ile razy przespała się z jakimiś facetami na imprezach. Chętnie już zadzwoniłaby do niego i mu wszystko powiedziała, ale niezbyt chciało szukać się jej haczyka na inną dobrze poinformowaną osobę w LA.
   Jak na zawołanie dostała wiadomość od dziewczyny. Otworzyła ją i przeczytała. Bridget spełniła swoje zadanie. Uśmiechnęła się lekko, po czym przeszła do kontaktów, wybrała odpowiedni numer i zadzwoniła.
– Halo? Kto mówi?
– Twoja dziewczyna, Bridget Parker, zdradziła cię trzykrotnie. Raz z Petrem Wattler 12 grudnia na imprezie urodzinowej Marthy Smith, a dwa razy z Claytonem Shanon na jego urodzinach oraz zabawie basenowej pod koniec sierpnia. Ach, i nie chciała się z tobą tak długo spotykać miesiąc temu, bo miała całą szyję w malinkach.
– Co...
– Zaraz wyślę ci zdjęcia – zakończyła i rozłączyła się.
   Tak też zrobiła. Potem zablokowała numer chłopaka, by do niej ciągle nie wydzwaniał i padła plecami na łóżko. Nie musiała obawiać się zemsty Bridget czy jej paczki idiotek. Może i była tępą dzidą, ale doskonale zdawała sobie sprawę, jak wiele swoich sekretów powierzyła Heather i jak bardzo niektóre były niszczące.
   Kiedyś jeden psycholog jakoś określił jej umiejętność do podbicia serc ludzi i zmuszenia do tańczenia, jak im zagra. Tylko ja to było...Cechy osoby socjopatycznej czy psychopatycznej? Zresztą mniejsza z tym, ważne, że zdobyła odpowiednie haczyki na milczenie Nathana.

****

– Sairen, Wściekłość Posejdona!
– Coroa, Płomienna Szarża!
   Fale wody i ognia spieniły się, wspólnie zwalając żołnierzy z nóg. Bliźniaki przybiły piątkę, gdy za ich plecami pojawił się strumień światła, który trafił Lythirusa szczypce, powodując tym samym spadek jego mocy. Stella uśmiechnęła się, a Stoica zmarszczył brwi. Nie podobało mu się, że został wysłany do walki przeciwko bandzie dzieciaków. Dużo bardziej wolałby dorwać tę kretyńską księżniczkę, która wyprawiała na ich terytorium, co tylko jej się podobało!
– Przynajmniej będziemy mieli na dodatkowy oddział – skwitował, po czym użył supermocy.
   Na hol wytrysnęły litry wody, które w kilka sekund wypełniły do połowy całe pomieszczenie. Mimo że cała trójka Ziemian umiała pływać, to silne prądy, które zaczęły tworzyć wir, skutecznie im to utrudniały. Podobnie było z ich bakuganami, gdyż nawet śnieżnobiała Luce, która posiadała parę upieprzonych skrzydeł, nie miała gdzie wzlecieć. Rendichowie wymienili spojrzenia, po czym Drake objął mocno Stellę w pasie, polecił jej nabrać powietrze i obydwoje zanurkowali w toń.
– Nie powinnaś nas tak lekceważyć, Złotowłosa – wyszczerzył się Dean, unosząc wysoko rękę. W palcach trzymał kartkę, która rozbłysła błękitnym światłem. – Król Mórz! Dawaj, Sairen!
   Sairen, czyli bakugan w całości pokryty łuskami w różnych odcieniach niebieskiego z krótkimi zielonymi włosami związanymi w koka, uśmiechnął się szeroko, pokazując światu ostre jak brzytwa zęby. Klasnął w dłonie, których palce były połączone błoną, a cała woda zaczęła dzielić się na mniejsze kawałki, z kolei te formowały się na kształty kuli i zebrały wkoło bakugana. Stella oraz Drake mogli wreszcie odetchnąć i stanąć na równe nogi.
– O wiele za wcześnie dla ciebie, by mnie pokonać, robaku – przemówił chrapliwym tonem Sairen, pokazując palcem na Lythirusa.
   Kule wystrzeliły w stronę bakugana Stoici. Gundalianin zacisnął zęby ze złości na komentarz Sairena.
– Nie bądźcie tacy pewni siebie! – syknął, tracąc powoli nad sobą panowanie. – Megalo Barriera!
   Zaraz po tym jak atak Sairena został zniwelowany, pozbawił Luce możliwości ofensywy i idąc za ciosem aktywował kartę otwarcia „Równowaga”.
   Bakugany trójki Ziemian poczuły, jakby na ich barki padły ogromne, niemożliwe do udźwignięcia ciężary. Padli na kolana, czując, że jeszcze chwila i przebiją się przez podłogę na piętro niżej.
– Jeju, Złotowłosa, nie denerwuj się tak. Jeszcze ci więcej zmarszczek wyskoczy – zadrwił Drake, wywracając oczami.
– Dokładnie, a kto cię wtedy zechce? Już i tak Gundalianie urodę nie grzeszą – dorzucił Dean z uśmieszkiem.
– Uważajcie na słowa, cholerne gówniarze – wycedził przez zęby, wyciągając następną kartę. – To wy nie macie szans ze mną wygrać!
– Cięcie chwały!
   Jednak Drake uprzedził go w użyciu supermocy. Jego bakugan – Coroa, która wyglądała jak pyrusowa wersja Lars z tą różnicą, że posiadała trzy pary uszu, a jej szata była krótka i udrapowana na ramionach, zdołała się podeprzeć na mieczu z klingą w kształcie płomienia. Ostrze pokrył ogień. Coroa zacisnęła dłoń na rękojeści i przejechała klingą po karcie otwarcia, która rozprysła się na błyszczące strzępy i opadła u stóp Stoici. Coroa dokończyła dzieła, przejeżdżając ostrzem po szczypcu Lythirusa, którego natychmiast objął ogień. Bakugan syknął i odsunął się.
   Gundalianinowi pociemniało przed oczami. On, jeden ze Zgromadzenia Dwunastu, przegrywa z trójką dzieciaków? Z trójką obrzydliwych, wyszczekanych szczeniaków?! Drżącą ręką sięgnął po swój zestaw bojowy – Razoid. Kiedy tylko poczuł palcami chłodny dotyk metalu, uśmiechnął się, a oczy mu zabłysły niebezpiecznym blaskiem.
– Nie tak szybko, rudzieeelcu.
   Ogłuszający ból rozlał się po jego czaszce. Zdezorientowany obrócił się na pięcie, tylko by zobaczyć, jak w jego stronę pędzi czarny, podłużny kształt. Tym razem cios spadł na kolano. Syknął. Poczuł silny kopniak w klatkę piersiową, który wyparł mu powietrze i powalił na plecy. Pomiędzy czarnymi plamami zamazującymi mu wzrok zdołał ujrzeć dość wysoką dziewczynę w białej koszulce, która trzymała w ręce włączony paralizator. Potem wszystko objął mrok i gorzkie uczucie niemocy.
   Lythirus wcale nie był w lepszej sytuacji. Pozbawiony wojownika został zaatakowany przez cztery bakugany różnych domen. Wiązki światła niemal go oślepiły, gorące ostrze miecza dotkliwie zraniło tułów, cięcia wiatru okaleczyły odnóża, a potężna fala wody zmiotła pod ścianę, koniec końców zamieniając go w kulkę.
– Ładnie poszło – wyszczerzyła się Akane, chowając pałkę teleskopową do przepastnej kieszeni swojego czarnego płaszcza. Wyciągnęła też komunikator. – Znalazłam bliźniaków i Stellę. Powaliliśmy też jedną pięknotę. Mówiłam, że te hartowane będą najlepsze, ha!
 Cieszę się twoim szczęściem – odparła Haru. W oddali dało słyszeć się ryk smoka i trzaskanie płomieni. – Znaleźliście Jane oraz Phoebe albo Jess i Dana?
– Nope, żadnych śladów. Choć mam wrażenie, że Jess wyleci z tym pantoflem spod ziemi w najmniej oczekiwanym momencie.
– To wiadome – odparła okularnica. – Garra, Złoty Kolec! – krzyknęła nagle. – No nic, teleportujcie się tu do nas, nie możemy się więcej rozdzielać. Powinnam wykończyć tą zieloną za chwilkę.
– Aye, aye, pani kapitan. Bez odbioru – powiedziała Akane i rozłączyła się.
   Spojrzała na bliźniaków, którzy we dwójkę tańczyli taniec zwycięstwa, poruszając szyjami niczym węże. Stell stała koło nich z uniesioną brwią i wyciskała wodę z błękitnej spódnicy. Różowe włosy kleiły się się jej do ramion, a przez przemokniętą białą koszulę było widać, że zdecydowała się dziś na bordowy stanik. Akane podeszła do koleżanki i uprzednio wyjmując pałkę oraz komunikator, zarzuciła jej płaszcz na ramiona.
– Dzięki wielkie – powiedziała z wdzięcznością Stella, zapinając guziki.
– Dobra, mordeczki. Idziemy dokończyć robotę. Koniec końców do rana musimy wrócić, nie? – zauważyła Akane, opierając ręce o biodra.

****

   Garra rozpostarł skrzydła, wznosząc ryk, który słyszano pewnie w promieniu dziesięciu kilometrów. Jednak Shiena się tym nie przejęła, a wręcz przeciwnie. Uniosła kąciki ust, używając podwójnej supermocy. Krwisty blask płomieni i złoty błysk kolców odbiły się na ścianie. Jednak Contestir czyli bakugan Zenet zdołał uniknąć ognistych kuli, lecz cios   ogonem skutecznie go uszkodził.
– Działasz mi już na nerwy, laluniu! – warknęła Zenet, ze złością wpatrując się w Shienę.
– To zejdź mi z drogi  - odparła spokojnie Haruka, poprawiając okulary. – Nie przyszłam tu z wami walczyć, ale skoro tak wyszło...Garra, krwawe zniszczenie!
   Słup ognia wystrzelił na środku korytarza, a żar buchnął prosto w twarze wojowniczek. Płomienie odbiły się w szkłach okularów Shieny. Garra przejechał pazurami po podłodze, zostawiając na niej głębokie bruzdy. Pochylił łeb, sztyletując spojrzeniem bursztynowych oczu bakugana Haosu. Napięcie zawisło w powietrzu, zwłaszcza gdy Zenet wyciągnęła kartę i z uwagą przypatrywała się poczynaniom Haruki.
   Shiena nie chciała tego głośno przyznawać, ale takie walki sprawiały, że adrenalina krążyła po jej żyłach, a serce głośno dudniło w piersi. Mimo że to teatr oraz film były dla niej największymi pasjami, to podczas walk bakuganów odczuwała swojego rodzaju wolność. Mogła bez trudu pozbyć się wszelkich negatywnych emocji, które gromadziła w sobie podczas kłótni ze starszym rodzeństwem lub młodszym bratem, prób do przedstawień czy twórczych blokad. Nie musiała też nigdy się martwić, czy nie przemęcza bakugana. Garra był typowym bakuganem Pyrusa. Posiadał wielką chęć do walk oraz niewyczerpaną wytrzymałość.
  Smok natarł, wnosząc kolejny ryk. Płomienie frunęły wraz z nim niczym mali pomocnicy. I właśnie wtedy, tuż przed spaleniem Contestira na popiół, coś zatrzymało Garrę. Tym czymś okazał się błękitny bakugan o trzech głowach przypominający skrzyżowanie predatora z hydrą. Jedna z głów wbiła kły w łapę smoka. Garra warknął wściekle i pozbył się z siebie bakugana za pomocą ciosu ogonem. Haru usłyszała kroki i zerknęła przed ramię. W ich kierunku szła Gundalianka z błękitnymi włosami związanymi w kok i okularami na nosie. Uśmiechnęła się, zakładając ręce na piersi.
– Zawsze muszę ci pomagać, Zenet?
   Haru zagryzła wargę. Mogła to przewidzieć...

****

   Powiedzenie, że Spectra był zły, było wielkim spłyceniem. Tak naprawdę chłopaka trawiła taka furia, że mogłaby bez trudu spalić Niszczyciela. Gus najwyraźniej to czuł, bo cichutko jak myszka siedział przy komputerze i sprawdzał, czy obrali dobry kierunek. Jego bakugan równie widział, że atmosfera jest gorąca i tylko wymieniał od czasu do czasu spojrzenia to z Heliosem to z swoim wojownikiem.
   Blondyn zacisnął dłoń na rękawie płaszcza. Był rzecz jasna ubrany w swój bitewny strój wraz z maską, by w pierwszej chwili go nie rozpoznano. Myślał, w przeciwieństwie do tej cholery, która oczywiście bezmyślnie ruszyła atakować kompletnie obcy teren, nie informując łaskawie go o tym. Czy naprawdę niczego się nie nauczyła po swoich akcjach w pałacu Vexosów, gdzie prawie straciła życie?! Jeśli jeszcze wciągnie w to wszystko Vestalię, to chyba ją udusi gołymi rękami. Jak można być tak pozbawionym wyobraźni?! Była formalną księżniczką, czy tego chciała czy nie, i musiała panować nad swoją głupotą. Ale nie po co, lepiej narobić sobie nowych wrogów! Po co mu powiedzieć, że musi ratować przyjaciółki? Po co opracować jakiś dobry plan?
   Szczęka już go zaczynała boleć od ścisku. Gdzieś tam podświadomie czuł, że wystarczy jedno dźgnięcie, a sam spali cały ten pałac. A chyba nie trzeba mówić, że wolał tego uniknąć. Chciał tylko zabrać jedną z najbardziej postrzelonych osób, jakie znał, zanim rozpęta aferę stulecia. Co z tego, że już się spóźnił.




 Robi się gorąco, nie powiem. Jakoś się przełamałam i postanowiłam opisać nieco dokładniej potyczkę Stoica vs Rendichowie&Stella i Aki, mam nadzieję, że on i ten urywek Haru vs Zenet wyszły przyzwoicie. Wkurwiony Spectra leci bardziej zdzierać sobie gardło niż cokolwiek uspokajać, bo i tak już za późno xD No i wgl uświadomiłam sobie, że Heather ma dużo cech osoby socjopatycznej, gdyż niedokładnie nią jest XD A teraz mam coś, czego dawno nie było...RUSKIE ARTY! (i w sumie japońskie. Z GI i VI)

Tak wygląda mina Kazariny na widok zniszczeń teamu destrukcji, bliźniaków i reszty drużyny XDD
Kazarina: Będą świetnymi obiektami testowymi...*oczy jej błyszczą*
Jess: Fakaj się na twarz.
Aki: I czemu używasz photoshopa? Przecież jesteś płaska, a tu masz biust. Czy może sobie sztucznie robisz, by poderwać Barodiusa?
Kazarina:...Wy będziecie pierwsze.


Jess: Rozbierany poker? Uuu! Aki!
Spectra: *patrzy się na nią wzrokiem "lepiej się zamknij"*
Aki: Mnie tam bardziej ciekawi, czemu oni grają ZE SOBĄ w rozbieranego.
Gus: To gra planszowa! *lekko czerwony na ryju*
Jenn: To niezłe dzikie imprezy XD


Aki: Top Model: Edycja Gundaliańska, bez jaj. Patrzcie, jak Sid wyrzucił bioderko.
Haru: O CO CHODZI Z TYMI NAROŚLAMI.
Jenn: To ich mózgi. Widzisz jaki ten Rena jest cienki?
Aki: XDD


#kiedy nie wyrabiasz z głupotą Dana.
Dan: Ej no.
Heather: To ja każdego dnia z tymi spierdoksami.
Dan: Nikt ci nie każe z nami być.
Heather: Wow, nie gadaj. Bo wcale nie jest tak, że was wykorzystuję i robię to dla własnej przyjemności, nie? *unosi brew* Jeszcze jakieś fascynujące myśli?
Dan: -_-
Heather: Tak myślałam.

Jess: I tak myślę, że tak powinniście iść na Gundalię, a nie w jakichś oczojebnych białych strojach.
Aki: Przynajmniej Jake kogoś na podwiązkę poderwie.


Jess: Haaa? To wyście sobie beze mnie pikniki urządzali, chamy jedne?!
Aki: Zwierzęta wyprowadzali *unika ciosu od Leausa* Żartuje przecież XD Chodziło mi, że Helios i Vulcan wyprowadzają swoich pupili.
Gus:....
Spectra: Lepiej zacznij uciekać.
Aki: *śmieje się*

Dean: Mmm, Head and Shoulders działa cuda.
Drake: A gdzie trzy niedźwiadki? Przecież w bajce były!
Stoica: *drga mu brew* zabije was później.

Aki: Pantofel jak zwykle nie wie, co się dzieje.
Jess: Shun kulturalnie herbatka. KEITH ZMIEŃ TE CIUCHY, BO JA CI ZMIENIĘ!
Keith: Zajebałaś mi pół szafy, idiotko.
Jess: No ale nie wyzywaj, nie wyzywaj.

Jess: Tak, tak, poderwij ją i zabierz stąd!
Nie zapominajmy, że poleciała razem z nim i potem stwierdziła, że to bez sensu, bo nie powinna ratować Gundalian. Kobiety.
Aki: Żadne kobiety. Fabia.
Heather: Nikt nie mówił, że musi przeżyć.
Jess: Dzieci nie ma
Aki: Serena zawsze może rządzić...
Fabia:....

Nie wiem, o co chodzi z tym Hydronem, ale utożsamiam się z Clayem. To ja jak ktoś obok mnie jest wściekły. Popijam kakao i obserwuje sytuację XDD Albo siedzę na fizyce i tylko takie "niech chociaż cukier mnie podtrzyma na duchu" XD

To wszystko!
Odmeldowuje się!






8 komentarzy:

  1. ,,Eminema śpiewającego Lose Yourself płynął z granatowej wieży ustawionej na komodzie. Heather tymczasem malowała paznokcie.."
    Jack: Z cyklu jak popsuć mi piosenkę.
    ,,Pierdolenie, była po prostu mądrzejsza i widziała, że nie opłaca się być miłą w tym świecie.."
    Ja: Tak, tak. Wiemy. Dobro i zło są względne. Przejdźmy dalej.
    Jack: Kruka też zirytowałaś.
    Ja: Bo mi się od razu ,,Granica" przypomina, a ja chcę już mieć to za sobą.
    ,,Zresztą dużo lepiej bawiła się, manipulując i wykorzystując tych zaślepionych dobrem."
    Ja: Ale wiesz, że tych prawych czasem trudniej oszukać. Taki Shun np. Kwestia czasu jak cię przejrzy.
    ,,Wzbudzali szacunek i nikt nie mógł się z nimi równać."
    Lilka: Pffy. Daj mi trzy dni.*zawsze bardziej wolała bakugańca niż beyblade*
    ,,W ich kierunku szła Gundalianka z błękitnymi włosami związanymi w kok i okularami na nosie. Uśmiechnęła się, zakładając ręce na piersi.
    – Zawsze muszę ci pomagać, Zenet?"
    Ja: ❤.❤
    Jack: Po czyjej ty stronie stoisz co?-_-
    Ja: Po żadnej...trudno powiedzieć.
    Jack: Z kim ja się zadaje?
    ,,Powiedzenie, że Spectra był zły, było wielkim spłyceniem."
    Lilka: Nie chcę mówić, a nie mówiłam...
    ,,Gus: To gra planszowa! *lekko czerwony na ryju*
    Jenn: To niezłe dzikie imprezy XD"
    Jack: Pewnie Lochy i Smoki.*też by sobie pograł*
    ,,Jenn: To ich mózgi. Widzisz jaki ten Rena jest cienki?
    Aki: XDD"
    Ja: Ej XD
    Jack: Po co chcesz się spierać skoro to było śpieszne XD
    Ja: Cicho...już XD
    ,,Jess: I tak myślę, że tak powinniście iść na Gundalię, a nie w jakichś oczojebnych białych strojach.
    Aki: Przynajmniej Jake kogoś na podwiązkę poderwie."
    Jack: Jeżu moje oczy! Nieee! Za co?!
    Ja&Lilka: XDD
    ,,Jess: Shun kulturalnie herbatka."
    Ja: Mądry człowiek.
    Jack: Tak samo uzależniony jak ty.
    Ja: Patrz Brown!
    Jack: Możesz na 10 min przestać wszystkich lubić? Tak? Dziękuję. To teraz podsumowanie.
    Faktycznie przyłożyłaś się do bitwy bo widać to gołym okiem.
    A teraz się odmeldowuje bo życie wzywa!
    XOXOXO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry, Jack XDD Większość moich postaci podziela mój gust muzyczny, więc no XD

      "Ja: Ale wiesz, że tych prawych czasem trudniej oszukać. Taki Shun np. Kwestia czasu jak cię przejrzy."

      Heather: Wystarczy, że wyprzedzę ten czas :)
      Jenn, nigdy więcej nie daję ci postaci na wychowanie
      Jenn: Była u mnie dwa dni.
      O dwa dni za dużo! *i tak ją kocha XD*
      Haru: *unosi brew* Dlaczego znowu mam najgorzej.
      Jess: na spokojnie, znając życie albo Roger cię uratuje albo ja wlecę przez ścianę.
      Albo Spectra.
      Jess:...Ej aż mi się przypomniało, że mam zestaw bojowy
      Spectra: Nawet nie próbuj
      Jess: Hyhyhy
      Jenn: Ja zawsze mam świetne teksty, czego chcecie XD
      Haha, nigdy więcej, jeszcze mi się na początku usunęło, ugh >.>

      Usuń
  2. Ta dwójka to jedno z tych zestawień zniszczenia XD Nie ma takiej siły ci bliźniaki czy JessxAki no ale podobną. Nic nie zdradzę i nie powiem, gdzieś wystrzelą.
    Jess: Oby w Kazarinę.
    XDD To też pytanie czy się upomni, bo wtedy będzie 1 na 2, gdzie na Vestali mają grono naukowców, którzy zaraz by coś wymyślili, plus dziewczynę z mocą bakugana. No i jej przyjaciół z Ziemi, w których jest taka bezwzględna Aki XDD Ja bym tak nie przesądzała sprawy. Laska, on w tym komputerku raczej tabletek szuka, żeby przypadkiem Fermin kogo nie zabił XD Nie, oni by stali koło walącego się pałacu, a ich bakugany, by tak siedziały z boku i leciały w karty XDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kazarina to by zdążyła się uczesać, przebrać, umalować paznokcie, a ci dalej by jechali swoje XD No ale są kochani, potem i tak będą we dwójkę spali albo obgadywali Radę ^^ Taką mam chociaż nadzieję, że Keith się na nią nie fochnie albo na odwrót i dopiero Rei czy Mira będą ich godzić XD
    Aki: Z problemami zawsze można sobie inaczej radzić
    Jess: *trzepie ją w tył głowy*
    Dobrze, Jess, trenuj, bo ci to będzie potrzebne XDD Żeby dobrze wymierzyc skronią Keitha w stół.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie tak XDD Z nich to takie duże dzieci, z czego Keith ma jeszcze sporą dumę, więc no. Jess sobie jakoś poradzi..chyba XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Pobożne życzenie nie ma co XDD Nawet im nie podsuwaj pomysłów, a tym bardziej, że jak Aki usłyszy, to to wcieli w życie...kurde, wiedziałam, ze zapomniałam o rozpoczynaniu Gune >.>

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, wiem, ale nic nie poradzę na naukę oraz brak weny >.< Postaram się dodać rozdział jutro lub w sobotę, albo chociaż jakiś shot

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh my god zapomniałam że czasem pojawiały się takie dodatki jak omawianie artów z odmętów internetu, cudo xD

    OdpowiedzUsuń