sobota, 15 grudnia 2018

S2 Rozdział 24: Water is sweet but the blood is thicker*


   Minęła około godzina, od kiedy pchnięta czarną wizją egzaminów semestralnych, postanowiłam przysiąść nad fizyką. Jak do tej pory zrobiłam dwa najłatwiejsze zadania, gdzie wystarczyło wykorzystać poprawnie wzór. No i w połowie napisałam rozwiązanie, gdy musiałam trochę poprzekształcać wzór, jednak pod końcówkę się zgubiłam, przez co rozpaczliwie stukałam długopisem w zeszyt, szukając w internecie jakiejś podpowiedzi.
   Na żadne korki nie chodzę głównie przez brak czasu. Jedenasta klasa to naprawdę nie zabawa, bo intensywnie przygotowują nas do Sat-u, a do tego dochodzą częste i długie wycieczki na Vestalię, kółko taneczne i oczywiście życie prywatne. Nie miałam też jakiegoś stałego rozkładu tygodnia, więc już wolałam od czasu do czasu poprosić Harukę lub Rogera o małą pomoc i dzięki nim przez krótkim okres czasu mniej więcej rozumiałam.
   Jednak największy problem stanowił mój przeukochany nauczyciel od fizyki – pan Gahan, który bardzo lubił zadanka, gdzie trzeba było wykorzystać co najmniej cztery różne wzory w odpowiedniej kolejności, coś przekształcić, pozmieniać jednostki i dopiero otrzymać wynik. Błagam, zrobienie kilkudziesięciu takich zadań w godzinę, nie jest dla mnie wykonalne. I wyciągnij tu człowieku C. Jedyna dobra rzecz jest taka, że po tym skończę z fizyką raz na zawsze. Słodka wolność!
– Jak bardzo jest źle? – zagadał Fludim, z ciekawością przyglądając się kalkulatorowi, w który uderzałam palcami.
– Jeśli magicznie Gahan się ulituje i da mi łatwy ten jedyny w życiu egzamin z tej cholernej fizyki, to C mam murowane – mruknęłam. – Inaczej nie ma wyjścia, trzeba będzie podpalić szkołę.
   Bakugan westchnął ciężko, kiwając ze zrozumieniem głową. Ten to miał dobrze, nie musiał niczego pisać, żył sobie komfortowo – no pomińmy epizod z Nagą i najazdem Zenka – ze mną lub w Nowej Vestroii i mógł robić, co chciał.
   Zadumana w pierwszej chwili nie zauważyłam, jak na telefonie pojawił się alarm oznaczony etykietą „spotkanie z Kenjim”. Dopiero syk Fludima mnie ocknął. Wyłączyłam piosenkę Breaking Benjamin Breath w połowie drugiej zwrotki, przeciągnęłam się, aż mi kości strzyknęły i poszłam się przebrać oraz uczesać włosy, które obecnie były związane w fantazyjny koczek na czubku głowy.
   Tak, tak, wiem, miałam się z nim spotkać po lekcjach. Jednak na literaturze przypomniano nam o zbliżającym się końcu semestru, dlatego zmieniałam godzinę na wieczorem, by móc się wcześniej nieco pouczyć, a potem iść bez żadnych trosk.
   Kwadrans później zeszłam na dół po płaszcz, przy okazji zahaczając o salon. Tato siedział przy kominku, czytając pewnie jakiś kryminał. Podniósł na mnie oczy. W szkłach korekcyjnych okularów odbił się ogień oraz moja czarna sukienka.
– Lecę na Vestalię, tato. Będą później – powiedziałam.
– Coś się stało czy jakieś spotkanie? – spytał, wracając do książki.
– Idę na grób rodziców z Kenjim. Moim bratem, mówiłam wam o nim, pamiętasz?
   Mimo że było to przelotne, dostrzegłam w jego oczach ból. Cóż, nie oczekiwałam od papy, że w zaledwie pół roku przyzwyczai się do myśli, że wychowuje nieswoje dziecko, które nawet nie pochodzi z Ziemi. I tak oboje z mamą dobrze to przyjęli, zapewniając, że będą mnie wspierać w poszukiwaniach oraz, że nic się nie zmieni.
– Pamiętam, podobno jest spokojniejszy od Micka – Uśmiechnął się, zerkając na mnie. Odetchnęłam z ulgą. – Nie wróć za późno.
– Oczywiście – zasalutowałam w odpowiedzi.
   Zabrałam jeszcze małą torebkę, gdzie od razu umościł się Fludim. Zwyczajowo zaklinając teleport, wstukałam współrzędne i weszłam na platformę.
– A mówiłaś, że pewnie cię źle przeniesie, Jessie.
   Obróciłam się do uśmiechniętego Kenjiego. Wyjątkowo udało mi się wylądować w umówionym miejscu, czyli placu znajdującym się przed letnim pałacem. Odwzajemniłam uśmiech i przytuliliśmy się na powitanie. Wyszło nieco niezgrabnie, głównie przez nasze niepewne uściski, ale nie czarujmy się, ostatnio robiliśmy tak dekadę temu.
– Ach, chciałbym także wam przedstawić mojego partnera – oświadczył i pokazał dłonią na zielonego bakugana, który posiadał fryzurę przypominającą gałęzie poszarpane przez wiatr. – To Blast.
– Miło poznać – powiedział Blast mocnym głosem.
– Mnie również. Jestem Fludim – odpowiedziała moja maruda.
   Rozpoczęli konwersację na temat swoich doświadczeń bitewnych, a ja z Kenjim ruszyliśmy aleją w stronę cmentarza.
– Byłeś tam kiedyś? – spytałam, wtulając twarz w szal.
   Spojrzał na mnie, wypuszczając z ust obłok pary.
– Parę razy, ale na krótko. Bałem się.
   Skinęłam głową, na czym nasza rozmowa dobiegła końca i zapadła krępująca cisza. No, początki zawsze są trudne, nie? Wzięłam głęboki wdech i złapałam go pod łokieć. Drgnął zaskoczony, lecz nie wyrwał ręki.
– To co lubisz jeść? Uprawiasz jakiś sport? Rada się z tobą kontaktowała? Ile już jesteś z Veną? – zaczęłam zasypywać go pytaniami. – Ta gra „królestwa” dalej istnieje? Pamiętasz ją? A może jest jakaś nowa wersja...abgabab!
   Najzwyczajniej w świecie zatkał mi rękę buzią. Zmrużyłam powieki, ale on się uśmiechnął, naciągając mi czapką mocniej na głowę.
– Teoretycznie kobiecie nie powinno się przerywać, ale zaczęłaś paplać – powiedział. – Nie za dużo pytań na raz, Jessie?
– Chcę rozmawiać – szepnęłam, spuszczając wzrok. – Ta cisza mi się nie podoba. Nie...
   Złapał mnie za rękę i mocno ścisnął.
– Ja już nie zniknę, Jessie. Nie zostawię cię znów samej. Dlatego nie ma się co śpieszyć, okej? Ty opowiesz mi  o wszystkim, a ja tobie.
– Dobrze – zgodziłam się, uśmiechając lekko.
    Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy razem. Ciągle słyszałam szum krwi w uszach oraz dudnienie serca. Kenji od razu wyczuł strach kryjący się za moimi pytaniami, jakby przeczuwał, że będę się bała jego ponownego zniknięcia. Minęło tyle lat, a on ciągle mnie rozumiał.

****

     Biała, marmurowa tablica była w większości pokryta śniegiem, jednak szmaragdowe ozdobne litery układające się w imiona naszych rodziców oraz siostry były nietknięte podobnie jak fotografie, nad którymi zawiązano trzy czarne kokardy. Kwiaty w doniczkach, plastikowych osłonach czy zwyczajne bukiety spoczywały u stóp grobu otoczonego ze wszystkich stron przez kolorowe jaśniejące lampiony. Zostawiały tylko wąską ścieżkę, przez którą mogliśmy się dostać do tablicy.
   Ukucnęłam i zaczęłam układać lampiony przy imionach bliskich. Szafirowy dla mamy, biały dla taty i czerwony dla Cassie. Potem złożyłam razem ręce i przymknęłam oczy. Po chwili je znów otworzyłam i spojrzałam na daty. Ścisnęło mnie w dołku.
– Cassie miałaby teraz 27 lat – szepnęłam.
– I pewnie rządziła Vestalią – dodał Kenji, kucając koło mnie.
   Patrzyliśmy w milczeniu na ich zdjęcia. Po mojej głowie przewijały się wspomnienia naszych wspólnych obiadów, wieczornych czytanek mamy czy taty próbującego uszyć dla mojej lalki płaszczyk. Ich śmiechy, głosy, zapachy, dotyk. Wszystko takie wyraźne, jakby to było kilka dni temu.
   Ciepłe łzy zaczęły kapać na marmur. Osunęłam się na kolana, jak przez mgłę czując tulącego się do mojego policzka Fludima. Ściskało mnie gardle, a serce biło w szybkim rytmie. Nigdy więcej ich nie zobaczę. Nie usłyszę ich głosów. Nie poczuję dotyku ich rąk. Jedyne, co mi po nich pozostało, to zimna tablica, trochę ubrań, biżuterii i wspomnienia. Niemal nic. Zaszlochałam cicho, zaciskając dłoń w pięść
– Nie powinno tak być – wydusiłam. – To nie powinno się nigdy wydarzyć. To...to...
   Boli
   Dlaczego oni są po jednej stronie, a ja po drugiej? Nie zrobili nic złego więc czemu? Mieli tyle planów, marzeń...
– Jessie – szepnął Kenji.
   Spojrzałam na niego. Przez łzy nie mogłam ustalić czy też płacze, czy to świece z lampionów odbijają się w jego oczach.
– To boli, Kenji – jęknęłam.
– Wiem, Jessie. Wiem – szepnął, mocno mnie obejmując. – Wiem, że cię boli.
    Zacisnęłam dłonie na jego kurtce, wciskając nos w ramię. Łzy płynęły, mocząc materiał, ale on nie zwracał na to uwagi. Tylko delikatnie mną kołysał, nucąc do ucha spokojną melodię. Kilka minut później zaczerpnęłam tchu i otarłam mokre policzki.
– Lepiej?
– Yhym.
   Puścił mnie i podał chusteczki. Wydmuchałam nos, jednocześnie uspokajając spanikowanego Fludima. Biedak zaczął się obwiniać, że nie zauważył mojego złego stanu psychicznego.
– To przez wspomnienia, Fludim. – Pocałował go delikatnie. – I myśl, jaki niesprawiedliwy jest los.
   Wtedy bakugan dał za wygraną i schował się do torebki. Blast nie odezwał się ani słowem od dotarcia na cmentarz i trwał tak nadal, siedząc na skraju tablicy.
– Też myślę, że to nie powinno się nigdy wydarzyć – powiedział Kenji. – Jednak los jest okrutnym sukinsynem – westchnął i podniósł się z chodnika. – Chcesz wyskoczyć jeszcze na gorącą czekoladę przez powrotem? Vena robi najlepszą w Vestalii – dodał zachęcająco, zgarniając swojego bakugana do kieszeni.
– Nie musisz nawet pytać – odparłam, wstając.

****

    I tak oto siedziałam po raz kolejny w salonie Veny i Kenjiego, pijąc czekoladę z tego fajnego kubka w żółte kaktusy. Dzięki zimnej wodzie nie miała już takich zapuchniętych oczu. Co do talentu Veny, to Kenji miał całkowitą rację, ta czekolada przebijała wszystkie ziemskie razem wzięte. Mój brat siedział, obejmując narzeczoną ramieniem, na drugiej kanapie, pijąc kawę.
– Masz wąsy – parsknął, gdy odłożyłam kubek.
   Otarłam je wierzchem dłoni, zostawiając na niej brązowe smużki, po czym uśmiechnęłam się do Veny.
– Najlepsza, jaką piłam.
   Dziewczyna rozpromieniła się, jednocześnie lekko rumieniąc. Była taka miła i dobroduszna, że nie dziwiłam się bratu, iż ją pokochał.
– Cieszę się, że ci pomogła.
– Swoją drogą wydaje mi się, że coś jeszcze cię dręczy – wtrącił nagle Kenji, dopijając resztę kawy.
– To znaczy?
– Wiem, że wyprawy na cmentarz to nic miłego, ale nawet teraz siedzisz taka przybita. Chyba, że nie chcesz o tym mówić, nie zmuszam – dodał, widząc moją posępną minę.
    Co prawda zaczęłam trochę myśleć o mojej kłótni ze Spectrą i tym, że od tamtej pory się nie odzywa, ale nie myślałam, że tak to widać. Z drugiej strony Kenji zawsze był spostrzegawczy. Oparłam się wygodniej, wyglądając przez okno na ulicę skąpaną w świetle ulicznych latarni.
– Pokłóciłam się z... – urwałam, przygryzając wargę. Jak najtrafniej określić tą relację „chłopak”, „partner”? – chłopakiem – dokończyłam.
– Obraził cię czy coś takiego? – spytał Kenji, a ja wyczulona przez lata wyłapałam groźne nuty. Vena też na niego zerknęła na niego.
– Nie, nie! Tylko ostatnio musiałam ratować moje przyjaciółki i w tym celu poleciałam na inną planetę. Jak widać nic mi się nie stało i wszystko jest w porządku, ale on stwierdził, że to było idiotyczne i zachowuje się jak gówniara. Jednak on nie rozumie, jak bardzo przyjaciele są dla mnie ważni. Ja po prostu nie umiem...nie chcę...ich stracić – dokończyłam ciszej.
    Vena i Kenji wymienili spojrzenia, po czym mój brat pochylił się do przodu. Oparł łokcie o kolana, przybierając poważny wyraz twarzy.
– To Keith Fermin, prawda?
   Otworzyłam szeroko oczy.
– Skąd wiesz?
– Od Rei. Zresztą pamiętam go z dzieciństwa, przyjaźniłaś się z jego siostrą.
– Przyjaźnię.
– Mniejsza z tym. – Machnął ręką. – Nie znam go dobrze, jednak rozumiem, o co mu chodziło. To zwykła troska. Wyrażona w bucowaty sposób, ale troska.
  Nie chcę, byś znów zniknęła
   Zacisnęłam dłonie razem, opuszczając wzrok. Wiem, że to troska, ale...
– Każde z was ma swoje racje, dlatego myślę, że powinniście się spotkać. Nie od razu, by dać sobie chwilę na ochłonięcie, ale rozmowa to najlepsze wyjście. Wyjaśnienie swoich motywów i wartości.
– Powiedziałam mu i tak za dużo.
– Jess?
   Zaśmiałam się nerwowo, zaczynając skubać najbliższą poduszkę. Zaczęcie tego tematu to jednak nie był za dobry pomysł.
– Za bardzo się przed nim otworzyłam. Były rzeczy, o których póki co nie chciałam wspominać. On też ma swoje zmartwienia, zresztą... – zamilkłam.
   Na szczęście Kenji nie dopytywał. Klepnął mnie w kolano, znów obdarzając swoim krzywym uśmiechem.
– Nie jesteś typem osoby, która zwierzyłaby się komuś, gdyby tego podświadomie nie czuła. Wszystko się ułoży, a jak coś to zawsze możesz przyjść. Vena też jest dobra w te klocki – zerknął na dziewczynę.
   Vena skinęła głową. Wtedy poczułam takie przyjemne ciepło w środku. Bo właśnie teraz naprawdę odzyskałam kawałek rodziny.




*tytuł to angielski idiom oznaczający, że więzy rodzinne są najważniejsze.
Rozdział skupiony na relacji Jess i Kenji, błędy jutro!
Oyasumi!

2 komentarze:

  1. *zgrzyta zębami*Czy-czytnęłam!
    Kel: a mówiłam, załóż zimowe buty!
    Ci-ciiicho. Jak mi ktoś przypomni to wrócę wieczorem a n-na razie idę po drugą h-herbatkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha!!!
      Kel: Nie ciesz się tak; kom miał być wczoraj
      Aaale wczoraj nastąpiły niespodziewane okoliczności, które utrudniły mi skomentowanie *^*
      Meg: Na przykład panikowanie że wywaliło cię z shindena gdy oglądałaś SnK
      Kel: A potem poszukiwanie innej stronki do oglądania
      Meg: A na koniec lenistwo
      Widzę że jak zwykle jesteście wielim wsparciem >.>
      K&M: Do usług!

      W Jess widzę taką siebie, gdy próbowałam walczyć z matmą XD probowałam; po godzinie mój mózg spierniczył w Bieszczady. Ale dwa na szynach jest, jest, więc można się radować XD

      "– Lecę na Vestalię, tato. Będą później – powiedziałam.
      – Coś się stało czy jakieś spotkanie? – spytał, wracając do książki."

      żeby mój reagował tak spokojnie to byłby cud!
      Kel: No ale przyznaję mu rację ostatnim razem
      To gdy kolega znowu zaczął mnie męczyć? Taak, ucałowałam go za to, że stwierdził, że czas kupić karabin maszynowy i trzy rottweilery...

      Meg: *wpatrując się w przestrzeń* stwierdzam, że lubię takie rodzinne rozdzialiki.
      Kel: Oho, włączył jej się syndrom braku rodziny
      Nie łam się; w nowej wersji kogoś ci adoptujemy! :D
      Meg: W sumie nie wiem czy mam się śmiać czy płakać
      Kel: *szeptem* raczej drugie *dostaje książką od anglika*
      *zerka na podręcznik od anglika* taa... *patrzy na terminarz w którym na jutro widnieją 2 klasówki* taaaa? A huk, ja już mam dość! A moja wena wyparowała XD
      Kel: Było dłużej testować kredki
      Ciichaj! Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał i muszę częściej brac taktykę - o, Angel wrzuciła rozdział; rzucam wszystko i lecę czytać, bo inaczej później mi się nie będzie chciało! Na razie działa XD
      nie pozostaje mi nic innego jak czekać na next!
      pozdrawiam cieplutko!
      <33333

      Usuń