Pewnie mało kto lubi ten paradoks czasu
polegający na tym, że gdy siedzisz w szkole to czas zazwyczaj zwalnia do
ślimaczego tempa, jednak kiedy chcesz sobie odpocząć przed jakimś wydarzeniem
czy imprezą, to dostaje kopa, jakby wypił Red Bulla. Tak właśnie było w moim
przypadku. Podczas zajęć miałam wrażenie, że zaraz zasnę (choć to było bardziej
wynikiem trzech godzin snu), a gdy doszło do wfu, o niemal nie rozłupałam sobie
czoła, skacząc przez płotki, taka byłam senna!
Natomiast po powrocie do domu zdołałam zrobić sobie tortillę, zadzwonić
do Micka, wyprowadzić Aresa, obejrzeć dwa odcinki serialu i już została mi zaledwie
godzina na przyszykowanie! No powiedzcie mi, gdzie tu jakakolwiek logika?!
– Aki, nie mam
pojęcia, o którą koszulę ci chodzi. Przywlecz tu swoje zacne dupsko i ją sama
znajdź – warknęłam do telefonu, kiedy Akane po raz czwarty nieudolnie próbowała
mi wytłumaczyć, jaką to część garderoby
chce pożyczyć.
– Nie to nie!
Sama sobie poradzę! – zawołała oburzona, po czym się rozłączyła.
Wywróciłam oczami, rzuciłam telefon na łóżko i
zaczęłam przebierać w ubraniach wiszących w szafie. Na małą czarną było za
zimno, czerwona bluza była zbyt znoszona. Mnóstwo ubrań, a zawsze gdy przychodzi
co do czego, to nie ma niczego odpowiedniego. Jakże typowe.
Kiedy pozostało mi już tylko pół godziny,
zdołałam się zdecydować na srebrną koszulkę, skórzaną spódnicę, cienkie rajstopy
i dopasowane ciemne zakolanówki. Wypadłam z domu w samym płaszczu, jednocześnie
kończąc malować usta. Oczywiście byłam już spóźniona.
****
Wszystko miała dopięte na ostatni guzik.
Nathan łyknął wszystko, co mu powiedziała, mama wymyśliła jej jakąś chorobę, a
ojciec nie czynił żadnych uwag. Teraz pozostawało tylko spokojne doczekanie
sobotniego ranka.
Uśmiechnęła się i wyciągnęła nogi, opierając
je o krawędź wanny. Crueltion siedział na umywalce, uważnie jej się
przyglądając. Mimo iż nie ukazywał żadnych mocnych emocji, to Heather doskonale
wiedziała, że w środku wręcz kipi podekscytowania. Nie żeby z nią było inaczej.
Drapieżne a zarazem słodkie podniecienie wypełniało ją po brzegi.
– Cru, myślisz,
że spotkamy jakieś przeszkody? – spytała, sięgając po szampon. Wylała nieco na
rękę, a łazienkę wypełnił aromat migdałów.
– Nawet jeśli,
to się ich pozbędziemy – mruknął bakugan. – Bardziej się zastanawiam, jak
chcesz stamtąd wrócić?
– Dzięki
Wojownikom, oczywiście – odparła, rozprowadzając płyn po włosach.
Crueltion przechylił głowę nieco w bok.
– Niby jak?
Chcesz się z nimi cały czas kręcić?
– Oj, Cru, nie
bądź zabawny. – Dziewczyna spojrzała na niego, uśmiechając się. – Wywołamy zamieszanie
na tej wojnie, może pozmieniamy trochę fronty, a potem usprawiedliwimy się, że
nam kazali. Na przykład zagrozili zabiciem Archiego i Benniego. O albo wiem! –
Klasnęła w dłonie. – Kuso raz mówił, że poddają porwane dzieciaki praniu mózgu,
więc nie są one świadome swoich czynów. To idealna wymówka, nie sądzisz?
Bakugan uśmiechnął się. Dwa cienkie kły
błysnęły.
– Podoba mi się
twój tok rozumowania.
Heather pokiwała z dumą głową i podniosła
się, sięgając po słuchawkę prysznica. Strumyki gorącej wody zaczęły zmywać z
jej włosów płyn i spływać po jej ciele w kierunku przeźroczystej tafli.
Dziewczyna oparła się o kafelki, bawiąc jednym z kosmyków.
– Jeśli chodzi o
grę oszustw, to nikt nas nie pokona, Cru – szepnęła. – Nieważne czy Młody
Wojownik, księżniczka czy Gundalianin.
Crueltion w duchu zgodził się w nią. Kiedy
się poznali, nie uznał jej za kogoś wartego uwagi. Uśmiechnięta, uprzejma dla
innych, zwyczajny człowiek. Dopiero wtedy ujrzał jej oczy. Puste, znudzone,
patrzące na wszystkich bez żadnych uczuć. Zdał sobie sprawę, że to była jedna z
jej tysiąca masek. Wcześniej nigdy nie myślała, że może spotkać kogoś – to jeszcze
człowieka! – kto ma w sobie tyle mroku. Jednak Heather taka była. Nieważne, czy
robiła to z nudów, nieważne, że mogło to być zepsute do cna i pozbawione wszelkiej moralności. Była podobna do niego i to mu wystarczyło, by z nią być.
****
Padłam z westchnięciem na miękką kanapę,
niemal od razu dostając do ręki szklankę z mojito. Podziękowałam Haruce
skinieniem głowy i wlałam sobie zawartość do gardła, gasząc pragnienie. Na
parkiecie pozostało jeszcze kilku nieugiętych jak Dean, Nathan czy Akane, którzy kontynuowali swoje tańce, jednak zdecydowana większość ludzi wolała usiąść.
Zwłaszcza po tym jak Drake zrobił fantastycznego fikołka przez fotel. Przeżył,
w gwoli ścisłości.
– Żyjesz, Haru? –
spytałam, patrząc na nią z lekkim powątpiewaniem.
Shiena miała lekko rozmazane kreski i
wyglądała, jakby nie do końca się orientowała, co się dzieje. Albo znów obmyślała jakiś scenariusz, wyglądała
wtedy identycznie. Odłożyła z hukiem butelkę wina i skinęła głową. Czknęła.
– Dobra, ile
widzisz palców? – Pokazałam trzy.
– Pięć.
– Roger, Haru
nam padła! – wrzasnęłam. Brak reakcji. Odchyliłam głowę, ale Rogera nie było
już przy stoliku wypełnionego wszelkiej maści alkoholem. – Roger?
– Gdzieś
zniknął, hyhy – poinformowała mnie Aki, opierając brodę o moje kolana.
Wyszczerzyła zęby. – Jane róóównież.
****
Zimny wiatr rozwiewał jej włosy i
porywał szary dym, który wydmuchiwała. Czarna skórzana kurtka nie dawała za
wiele ciepła, mimo to Jane nie odczuwała chłodem. Stała tylko spokojnie, opierając
się łokciami o barierkę balkonu.
– To o czym
chciałeś porozmawiać, hm? – spytała, strzepując spalony filtr do popielniczki. –
Mam nadzieję, że nie o naszej klasie – dodała, patrząc na Rogera z ironią.
Chłopak uśmiechem zbył jej uwagę i wyjął
kolejnego papierosa.
– Powiedz mi,
Jane, aż tak cię zabolało, że się o ciebie troszczę? – spytał, podpalając go i
zaciągając się.
– Słucham? –
Wilson uniosła brew.
– Od czasu
tamtej rozmowy stałaś się dla mnie bardziej zimna i mniej się odzywałaś –
przypomniał jej. – Nie rozumiem jednak czemu.
Jane westchnęła, drapiąc się w kark i
przymykając jedno oko.
– Nie lubię tego
typu zachować, to wszystko – mruknęła.
– Niby czemu?
– Bo nie lubię,
Walkers – prychnęła. – Nie widzę żadnego logicznego powodu, dla którego tak się
troszczysz o moje relacje z innymi. I to nie był pierwszy raz, już kilka razy
gadałeś mi o podobnych bzdetach. Po prostu przestań.
Roger zmarszczył brwi, przyglądając się jej.
Błękitne oczy znów przypominały dwie grudki lodu, mimo to wyraz twarzy miała
beznamiętny. Wszelkie emocje było czuć z głosu. Uniósł ręce w geście
kapitulacji.
– Okej, okej,
przestanę – powiedział z uśmiechem. – Ale nie bądź od razu taka podła, bo mi na
tobie zależy, co?
– Zaczynasz być
irytujący – westchnęła, wrzucając resztkę papierosa do popielniczki. – Zresztą mówiłam
ci na początku naszej znajomości. Nie ufam do końca ludziom.
– Dziewczynom
też?
Zbił ją tym z tropu, bo na moment zamilkła.
Przetarła twarz dłońmi.
– One to co
innego. Byłyśmy razem od dziecka i nigdy jedna nie zdradziła drugiej. One po
prostu... – urwała i potrząsnęła głową. – Nieważne.
Nie musiała kończyć, gdyż wiedział, o co
chodziło. One widziały Jane w każdym wydaniu, taką, jaką zawsze była, bez
ukrywania czegokolwiek. Były z nią nawet, gdy jej brat zmarł. Roger wtedy ich
jeszcze nie znał, ale ciężko było nie słyszeć o wypadku we własnej okolicy. Z
tego też powodu, rozumiał sposób bycia Jane. Mimo to chciał ją nieco wyciągnąć
ze skorupy, którą stworzyła wokół siebie. Z drugiej strony czy powinien?
Nagle poczuł, jak lekko trąca go pięścią w
ramię. Zerknął na nią i dostrzegł jej charakterystyczny krzywy uśmiech.
– Dzięki za
troskę, tak czy siak. Tylko więcej tego nie rób.
Wyszczerzył zęby.
– Przyjąłem. –
Zatrząsł się i zaczął trzeć odsłonięte ramiona. – Wracamy?
Skinęła głową i razem weszli do ciepłego
środka.
****
Haruka pociągnęła ostatni łyk z butelki
wina, po czym odetchnęła głośno. Nathan, którego głowa spoczywała na jej
kolanach, jęknął z oburzeniem, widząc, że nic dla niego nie zostało. Odłożyła
butelkę na wirujący stolik, słysząc, jak głośno bije jej serce. Chyba dziś
przesadziła.
– Co jest, Haru –
chan? – mruknął Nathan, trącając ją w nos. – Normalnie tyle nie pijesz.
Spojrzała na niego, przykładając dłonie do
gorących policzków.
– Ne, Nathan
jesteś zakochany, nie?
Chłopak rozciągnął usta, przybierając rozanielony wyraz twarzy. Oczy mu zapłonęły.
– Taaak. Heather
jest cudowna. Taka piękna, delikatna, a jednocześnie stanowcza. Jak mogłem jej
wcześniej nie zauważyć?
– Hee, więc tak
to jest być w miłości? – szepnęła Shiena. – To jest zabawne uczucie?
– Zabawne, co?
Hmm, nie jestem pewien, ale na pewno wyjątkowe!
– Co się dzieje,
Haruuu? – Stella objęła ją, kładąc jej głowę na swoim ramieniu. – Zakochałaś się?
Powiedz kto to, zaraz wymyślimy jak zdobyć jego serce! – Poczochrała ją po
włosach.
– Najłatwiej
będzie przez rozcięcie klatki piersiowej! – krzyknął Drake z drugiego końca
pokoju, po czym wybuchnął chrapliwym śmiechem podobnie jak kilka innych osób.
Stella syknęła z dezaprobatą, ale po chwili
się uśmiechnęła, kiedy Phoebe zabrała chłopakowi kieliszek sprzed oczu i wypiła
jego zawartość.
– Nie jestem zakochana! – zawołała Haru, wydymając policzki. – I o jest chyba problem,
nie? Bo widzisz – Wyrzuciła ręce przed siebie. – mam siedemnaście lat i nic nie
czuję! Nic a nic! A Jess ma chłopaka, Aki ma swoje tsundere odpały, ty niedawno
byłaś na randce, nawet moja młodsza siostra kogoś ma!
– Jeszcze nie
trafiłaś na tego kogoś, Haru. To dlatego!
– Albo jestem
brzydka...
– Wypluj to!
– Jak coś to ja
się z tobą ożenię! – oświadczył Dean, wypinając pierś
Haruka smętnie pokiwała głową, po czym
spojrzała w tył, gdyż rozległo się potężne plaśnięcie w czoło. Jane patrzyła na
nią przez palce, wyglądając na bliską załamania.
– Matko boska,
upiłaś się! – jęknęła Wilson.
– Wcale że nie!
– Ojj, Jane –
Jessie przytuliła się od tyłu do dziewczyny i zachichotała. – Od czasu do czasu
można, nie?
– I kolejna –
Jane wywróciła oczami, po czym zauważyła telefon jej w ręce. – Dzwonisz do
kogoś?
Szatynka oparła brodę o jej ramię, robiąc
dzióbek.
– Właśnie myślę,
czy zadzwonić do Keitha. Od dwóch dni się nie odzywa, przez co mi smutno –
Przymrużyła powieki, wyginając usta w podkówkę.
– Dawaj to –
syknęła Jane, wyrywając jej telefon.
– Eh? Ale Jane –
chan!
– Koniec picia,
Roger szykuj im pokój!
****
Była już grubo po trzeciej, kiedy Dan
sięgnął po telefon. Z podekscytowania pomieszanego z niepokojem miotał się po
łóżku, niezdolny do snu. Właśnie wtedy przypomniał sobie, że nic nie mówił Jess
o planach ich wyprawy. Zaklinając w myślach, by dziewczyna nie spała,
zadzwonił. Po dwóch sygnałach usłyszał jej trochę zachrypnięty głos.
– Taaak?
– Obudziłem cię,
Jess?
– Niee, jestem
na imprezie, ale troszkę przegalopowałam i siedzę w pokoju z Haru. Coś się
stało?
– Chciałem ci
powiedzieć, że jutro ruszam na Neathię z Shunem, Marucho, Jakiem, Heather i
Fabią.
– Na ile?
– Jeszcze nie
wiem.
– Dan, jeśli
chcesz, bym dołączyła, to wy... – zaczęła, ale jej przerwał.
– Nie, nie
trzeba, Jess. Wiem, ile masz teraz na głowie. Twój brat, Vestalia, zwykłe
życie. Właśnie, co ze Spectrą? – spytał.
Nie wiedział, co wydarzyło się po tym, jak
Phantom przybył na Gundalię im pomóc. Chciał spytać o to wcześniej, ale przez
nawał spraw, zwyczajnie zapomniał.
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Dopiero
po kilku minutach usłyszał westchnięcie i szelest kołdry.
– Pokłóciliśmy i
od tamtej pory do siebie nie odzywamy – powiedziała cicho. – Panie drogi,
Shiena to lampa, założ okulary! Nie, nie robię sobie żartów, wodę masz obok.
– O co poszło?
– Keith twierdził,
że zachowałam się jak nieodpowiedzialna gówniara, ale dla mnie dramatyzuje –
Przełknęła ślinę. – Przecież powinien wiedzieć, że już nigdy nie popełnię
takiego błędy jak wtedy. Zresztą każdy by to zrobił dla przyjaciółek, nie?
– Płaczesz, Jess?
– Nie. – Głos jej
zadrżał. – Tylko mi smutno. Ale nieważne, zapomnijmy o tym. O co chodzi z tą
Heather?
Była to nieudolna zmiana tematu, ale Dan na
to przystał i zaczął streszczać problem Heather. Nie było sensu ciągnąć tamtej
kwestii, jeśli była dla niej zbyt bolesna.
– Czyli chce
uratować kuzynów, ogarniam.
– Znasz ją?
– Pomogła mi
dostać się do Bakuprzestrzeni, a ja kiedyś przypadkiem pacnęłam ją torbą w
twarz. Cóż, powodzenia Dan.
– Dzięki, Jess.
– Jak coś, to
możecie na mnie liczyć.
– Wiem.
Dobranoc.
– Dobranoc.
Odłożył komórkę na stolik i obrócił się na
drugi bok, czując przypływ senności.
****
Patrzyłam jeszcze przez chwilę na
wyświetlacz telefonu, zanim go wyłączyłam. Haruka leżała koło mnie, mamrocząc
przez sen. Przykryłam ją skopanym wcześniej kocem i sięgnęłam pod łożko, gdzie
spoczywała puszka piwa. Wyciągnęłam zawleczkę z cichym sykiem.
Dlaczego Keith nie dzwoni? Boi się? Czy może
zaczął żałować, że w ogóle się spotykaliśmy? A może uznał mnie za zwykłego
dzieciaka, niewartego jego uwagi? Zacisnęłam mocniej palce, zaczynając dostrzegać
wady upicia się. Ze radosnego stanu można było szybko stać się chodzącą
depresją. Myśl rozsądnie, Jess. Musisz z nim porozmawiać twarzą w twarz. Tylko
tak rozwiążesz ten problem.
Jednak
póki co, było mi smutno. Dlatego...spojrzałam na białą pianę...upicie się było
najlepszą opcją. Przynajmniej można na chwilę o wszystkim zapomnieć.
Odmeldowuje się!