Dla Dana sobota z całą pewnością nie była
ani trochę dniem relaksu. Zaraz gdy wstał, gotowy psychicznie na wyprawę,
postanowił pożegnać się z Julie, nim wraz z Drago opuszczą Bayview. Miała być
to krótka i miła wyprawa, a skończyło się jak zawsze. Jego mama nie byłaby
sobą, gdyby nie zrzuciła mu na głowę kilku spraw do załatwienia. Westchnął, ale
uznał, że przecież spokojnie się wyrobi do dwunastej, kiedy to Shun, Marucho,
Fabia i reszta ekipy mieli się pojawić koło głównego punktu dostępu.
Epizod z Zenet udającą Julie, by ukraść mu
Drago, wolał pominąć milczeniem, gdyż na same wspomnienie bolała go głowa. W
gwoli ścisłości w miarę szybko zorientował się w mistyfikacji i wraz z Drago
pokonali Gundaliankę w walce. Eh, mimo wszystko Fabia powinna mu powiedzieć,
że Gundalianie tak potrafią! Co by się stało, gdyby nie był tak spostrzegawczy
i nie zareagował w czas? (#skromnośćKuso).
Sprintem jadąc na rowerze i po drodze łamiąc większość
przepisów drogowych, wrócił do domu, pożegnał się z mamą i z powrotem w drogę!
Kiedy dotarł pod umówione miejsce, miał wrażenie, że jak wstanie z siodełka, to
zaliczy spotkanie trzeciego stopnia z chodnikiem.
– Mistrzuniu,
spóźniłeś się! – powitał go radośnie Jake, machając ręką.
– Heh, sorka za
to! – powiedział, podbiegając do niego i reszty.
Pożegnali się jeszcze raz z Julie, która
wygłosiła dla nich ostatni doping, wymachując czerwonymi pomponami. Dan trochę
żałował, że nie mogą jej zabrać ze sobą, jednak wiedział, że dziewczyna ma
naprawdę dużo na głowie. Treningi, praca, a ponadto obiecała mieć oko na
poczynania Gundalian w Bakuprzestrzeni i ewentualne zatrzymywanie ludzi przed
wchodzeniem do niej.
– Jesteś
najlepszą cheerleaderką, Julie – stwierdził z uznaniem Marucho.
– Haha, nie
musisz mi tego mówić! – Makimoto uśmiechnęła się, puszczając im oczko. –
Dokopcie Gundalianom też ode mnie, zrozumiano?
– Masz to jak w
banku, Julie! – Jake pokiwał energicznie głową.
– A i
powodzenia, Heather – chan! – Julie wymierzyła w zielonowłosą pomponem. – Na pewno
znajdziesz kumpli, nie martw się!
Dziewczyna uśmiechnęła się słabo.
– Dziękuje –
odparła mocnym głosem.
Jednak Dan widział, że Heather się denerwuje.
Położył jej rękę na ramieniu i ścisnął uspokajająco. Odetchnęła głęboko i jej
mięśnie lekko się rozluźniły.
– To ruszamy! –
zadecydował i wszyscy zebrali się wokół Fabii.
Aranaut zapłonął jasnym światłem, niemal
oślepiającym. Przez to ani Dan ani Wojownicy ani nawet Julie stojąca z boku nie
zauważyli Rena, który obserwował wszystko ukryty za drzewem.
****
Zawiedli, to była porażka na całej linii. Nie
zdobyli Żywiołu, Wojownicy połączyli siły z Neathią a nie nimi. Jeszcze ta
przeklęta Zenet tak późno poinformowała go o planach Dana i reszty!
Zacisnął pięści, czując, jak żołądek zawija
się mu w supeł. Barodius nienawidził jakichkolwiek niepowodzeń i tępił je z
wielką pasją. A ich błędy poważnie wpływały na jego plany. Jaka kara ich za to
czeka?
Mason już zapłacił wysoką stawkę za wpadkę z
Żywiołem i próbę buntu. Rubanoid pewnie skończy na stole Kazariny jako jedna z
jej zabawek, a sam chłopak...
Będziesz
go błagał o litość?
Zacisnął szczęki. On, skazany od urodzenia
na życie w ciemności, nie miał innego wyboru. Jeśli nie chce skończyć ponownie
w tym nieruchomym, pozbawionym życia miejscu, gdzie nie pada najmniejszy
skrawek światła, musi się wykazać. Musi pokazać, że jest kimś godnym.
Nie było miejsca na bunt czy kolejne błędy.
Czas mu się kończył, doskonale o tym wiedział. Nieważne, jak bardzo czuł
wewnętrzną pogardę do planów Barodiusa, eksperymentów Kazariny czy okrucieństwa
Gila. Tylko oni mogli uwolnić go z okowów mroku.
Zmrużył oczy, kiedy światło słońca zaczęło
go razić. Gdy to wszystko dobiegnie końca, wreszcie będzie mógł spojrzeć w
niebo bez lęku, że może być to ostatni raz.
****
Barodius obserwował z mściwą satysfakcją, jak grupa Rena wpatruje
się zawstydzona i przestraszona w podłogę. Doskonale zdawali sprawę, jak go
zawiedli i teraz drżąc w środku, oczekiwali na karę. Tymczasem żaden z jego
dwunastki nie szczędził im cierpkich słów.
– Nie byliście w
stanie przekonać Wojowników, by byli po naszej stronie. Żałosne – prychnęła Kazarina,
mierząc ich zimnym wzrokiem.
– Zamiast do
nas, dołączyli do Neathi – wtrącił Airzel.
– Zepsuliście
wszystko – zaśmiał się pusto Stoica.
Barodius uniósł nieco kącik ust, mając w
pamięci, że to właśnie ta trójka miała ostatnio pewne problemy z bandą
Wojowników, ludzi i Vestalian, jednak nie odezwał się. Nawet nie był specjalnie
wściekły, gdy wrócił i dowiedział się o ich wizycie. Napełniło go to bardziej
podekscytowaniem, gdyż uwielbiał walkę z silnymi i pewnymi siebie przeciwnikami.
Nie było nic lepszego od wgniatania ich w ziemię i patrzenie na pełne rozpaczy
twarze.
To, że Vestalia się wmieszała, też mu nie
przeszkadzało. Gdy tylko opanuje Neathię, padną przed nim na kolana. A jeśli
nie, to ich do tego zmusi.
– Panie,
powinniśmy rozpocząć atak z zaskoczenia – głos Gila przerwał jego plany
kolejnych podbojów.
– Masz rację –
powiedział, podnosząc się z tronu. Machnął ręką. – Zgromadzenie Dwunastu, przygotujcie
wszystkie bataliony! Lecimy na Neathię!
– Tak jest,
panie!
Uśmiechnął się. Potrzebował odrobiny
rozrywki.
****
Heather poczuła się wyjątkowo nieswojo,
kiedy tylko dotknęli stopami ulicy neathieńskiego miasta. Budynki wyglądające
na zrobione ze szkła i kryształów, wszechobecna biel oraz jasność bijąca z
każdego zakamarka. Lekko zakręciło jej się w głowie.
– To właśnie
Neathia! – Fabia rozpostarła ręce, uśmiechając się. – Pięknie tu, prawda?
Dan,
Jake oraz Marucho wyrazili pełną podziwu zgodę, rozglądając się dookoła.
Heather nie była ciekawa widoków, wolała skupić się na utrzymaniu w pełnej gotowości. Ta planeta była dla niej za jasna, za...czysta?
Zmiana wyglądu Linusa na neathiański też nie
wywarła na niej zbytniego wrażenia. Niebieska skóra oraz zielone oczy
przypominające te u ważki, o co takie wielkie halo?
– Dobrze się
czujesz? – spytała Fabia, patrząc na nią z troską. – Jesteś trochę blada.
– Ach, to pewnie
przez teleportację, nie wielkiego – mruknęła, machając ręką.
Dziewczyna jeszcze chwilę się w nią
wpatrywała, po czym wreszcie obróciła głowę. Heather dyskretnie wywróciła
oczami, czując jednocześnie ukłucie niepokoju. Wolała, by jej organizm nie
zaczął nagle wariować, bo nie miała najmniejszej ochoty wracać.
Weszli w pałacowe korytarze, które jakimś
cudem wydawały się jeszcze jaśniejsze niż budynki na zewnątrz. Heather była
niemal pewna, że wszyscy na tej planecie grają Haosem. Domena światła, jej
przeciwieństwo, jak miło. Stłumiła pogardliwe prychnięcie, pamiętając o swojej
roli i spojrzała na plecy Wojowników przed sobą. Shun wyjątkowo nie zwracał na
nią uwagi, Dan i Jake ekscytowali się jak małe dzieci, a Marucho rozglądał z
zaciekawieniem. Fabia uśmiechała się promiennie, zaplatając dłonie za plecami.
Ciekawe
jaką minę zrobi, jeśli Neathia przegra? – pomyślała Heather i gdzieś w środku poczuła przemożną
chęć, by do tego doprowadzić.
Doszli przed salę tronową, którą strzegło
dwóch strażników w uniformach. Fabia podeszła do nich, powiedziała kilka słów i
od razu zostali wpuszczeni. Teraz Heather musiała zmrużyć oczy, gdyż za tronem
znajdowały się dwa koliste okna, przez które do środka wpadało światło słońca.
Sprawiało ono, że złote drzewka, które znajdowały się w kątach sali, rzucały na
ściany złociste blaski, a kolczyki królowej rozbłysły.
– Jaka ona
piękna – wyrwało się Danowi.
Neathianka miała krótkie włosy jaśniejsze niż
Fabia oraz nosiła białą suknię zdobioną srebrną nicią połączoną ze złotym
płaszczem ciągnącym się po ziemi z bardzo wysokim kołnierzem.
– Witajcie,
Wojownicy – przemówiła, uśmiechając się lekko. – Jestem Serena, królowa Neathi.
Dziękuje za wasze przybycie tutaj. Cały naród jest wam za to wdzięczny.
– Nie o czym
mówić, Gundalianie stanowią zagrożenie dla wszystkich – odparł Jake.
– Jeśli ich nie
pokonamy, nie uda nam się odzyskać Bakuprzestrzeni – powiedział Marucho.
– Ani uwolnić
dzieciaki od hipnozy.
Heather pokiwała energicznie głową, wiedząc,
że Kazami na nią spojrzał. Ciągle ją pilnował, analizując każdy ruch. Nagle
zachwiała się, czując miękkość nóg. Przeklęte światło miało na nią zły wpływ.
– Oraz nie
możemy pozwolić Gundalianom, by dalej używali bakuganów jak broni w walce! –
zakończył Dan, uderzając pięścią w otwartą dłoń.
– Hm, czy aby na
pewno ktoś taki jak ty powinien tak mówić? – spytała Serena.
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Królowa
ściągnęła brwi, a jej oczy przybrały surowy wyraz.
– Chyba nie
rozumiem – mruknął Kuso.
– Ty też
uczestniczysz w bitwach czyli wykorzystujesz bakugany jako broń do walki –
wyjaśniła. – Nie jest tak? Postępujesz niemal tak jak nasi wrogowie.
No
tak, bo Neathienie wcale nie używają bakuganów w tej swojej wojence. Co za
żałosna hipokrytka skacząca do innych z mordą, Heather westchnęła w myślach, patrząc na
zaskoczną minę Kuso. Ale musiała przyznać, że to było dość oryginalne, by witać
sojuszników pretensjami.
– Ej, znów
zbladłaś – mruknął Crueltion. W jego głosie wyczuła nutkę niepokoju.
Chciała odpowiedzieć, gdy zakręciło jej się
w głowie, natomiast w uszach rozległ się głośny pisk. Oparła się o kogoś, nie
słysząc, co się wkoło dzieje. Przed oczami zaczęły migać jej różne kolory, po
czym poczuła, jak opuszczają ją wszelkie siły.
Kurwa!
Otworzyła gwałtownie oczy. Powitał ją
nieskazitelnie biały sufit, po którym tańczyły plamki światła. Pod plecami
miała miękki materac, ale zaraz się z niego zerwała, rozglądając wkoło.
Wyglądało jej to na kozetkę pielęgniarki.
– Och, ocknęłaś
się.
Obróciła głowę do Linusa, który stał w progu
drzwi z niewielką tacką. Stała na niej szklanka oraz mały talerzyk z – serio nie
było innych kolorów tutaj? – żółtymi tabletkami.
– Co się stało? –
spytała, przechylając głowę.
– Zemdlałaś.
Nasza medyczka mówiła, że to przez nadmiar stresu i zmęczenie – odparł i
położył obydwie rzeczy na stoliczku koło łóżko. – Jak się teraz czujesz?
– Już dobrze – powiedziała,
unosząc kącik ust. – Przepraszam za zamieszanie, nie chciałam, ale mało spałam –
Spuściła wzrok, zaciskając ręce na materiale spodni. – Boję się o moich
przyjaciół.
– Rozumiem –
Linus pokiwał głową. – Ale musisz być dobrej myśli.
– Wiem –
szepnęła, uśmiechając szeroko w głębi duszy. Potrząsnęła głową. – Możesz mi
powiedzieć, gdzie jest Dan – san i reszta?
– Poszli do
Świątyni wraz z księżniczką Fabią.
– Świątyni? Co
to za miejsce?
– Znajduje się
tam Święta Kula, to z niej początek wzięły wszystkie bakugany – wyjaśnił rycerz.
Zerknęła z Crueltiona, ale ten nie wyglądał
na zainteresowanego tematem.
– Zaprowadzić
cię?
– Jeśli to nie
problem – zgodziła się, wstając z łóżka. W końcu musiała mieć jak najlepsze
rozeznanie w tej planecie.
Na korytarzu panowało zamieszanie. Neathanie
biegali w różne strony, chwytali za broń, krzyczeli do siebie.
– Cholera! –
zaklął Linus, rzucając się nagle do biegu. – Gundalianie nadciągają! Heather,
ty tu zostań!
– Nie, pomogę
ci!
– Ale...
– Zresztą mogą
tam być Archie i Benny! – rzuciła, nim zdążył skończyć.
Westchnął i skinął głową.
– W takim razie
idziemy!
Odwrócił głowę, a Heather uśmiechnęła się
pod nosem. Neathanie byli życzliwą, dobroduszną rasą. Kochali swoją planetę i
byli im niezwykle wdzięczni za przybycie, gdyż wierzyli, że pomogą im w jej
uratowaniu. Jak pełne rozpaczy będą ich twarze, kiedy jeden z ich wybawców, w
którym pokładają nadzieję, okaże się kolejnym katem?
Och, musi się koniecznie o tym przekonać.
Heh, rozdział z założenia miał być dłuższy, ale uznałam, że dopracuje część o Reiko i zacznę od niej kolejny ^^'' Nie ma również Jess, ale u niej się szykuje na rozwiązanie problemu z Keithem, a do tego trzeba konsultacji xD Wgl myślałam, że zacznę sobie bić brawo, jak w końcu wyjebałam Wojowników do Neathii. Kuźwa zajęło mi to 26 rozdziałów XDD
Odmeldowuje się!
Póki co to akcja mi się podzieliła na dwie grupy i to jest nieco męczące, plus jeszcze sama Reiko, miotający się Gus, Aki...Ehh. Jess bardzo uparta w takich kwestiach nie jest, so XDD
OdpowiedzUsuńGus to taki bardziej 3 plan, ale mimo wszystko jest. No nie tak często, ale nie należy do osób zdecydowanych XD
OdpowiedzUsuń