Jaśniejące gwiazdy tańczyły wokół niej, gdy zwinięta w kulkę, obejmując rękami kolana, unosiła się w swoim wymiarze. Choć
bardziej pasowało do niego określenie więzienie. Była więźniem tego miejsca
przez długie dziesięć lat. Udało jej się wydostać tylko raz i...
Zagryzła mocno wargę, aż po brodzie
popłynęła błękitna posoka. Moc płynąca przez jej sztuczne ciało. Przekleństwo.
Plugastwo.
Uchyliła powieki, ukazując puste fioletowe
tęczówki. Ile czasu już tu spędziła? Dzień? Dwa? Tydzień? Tutaj wszystko
stawało się ulotnym pojęciem rozciągniętym w nieskończoność. Miała
niewyczerpaną ilość czasu na przemyślenia ostatnich wydarzeń.
Nie, to kłamstwo. Jej koniec się zbliżał, a
ona coraz bardziej zastanawiała się, jaki był tego sens. Powinna była zniknąć,
kiedy tylko Zenoheld poszedł do diabła. Byłoby to prawdziwie satysfakcjonujące
zakończenie. Jednak przeklęci Starożytni wyznaczyli jej inny warunek.
Oczy powoli zaczynały ożywać. Iskierki
złości przemknęły w kącikach, a kolor począł zmieniać się w purpurę.
Dlaczego musiała tak cierpieć? Miała już
wystarczająco okrutne życie! Tak, zraniła wiele osób, ale nigdy nie celowo!
Może naprawdę byłaś potworem?
Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo! Nigdy nim
nie była! To ludzie próbowali ją taką uczynić! Popychając na skraj
wytrzymałości, odbierając dumę, radość, dzieci. Przeklęci, przeklęci,
przeklęci! Oni byli jedynymi potworami!
– Reiko –
rozległ się poważny, tubalny głos.
Spojrzała w górę. Bakugan Ciemności stojący
na czele innych unosił się nad nią, wpatrując uważnie swoimi pustymi
oczodołami.
– Exedra –
wycedziła przez zęby. – Czego tutaj chcesz?
– Znów tracisz
nad sobą panowanie, Reiko – powiedział, pokazując na nią palcem. – Nie
zapominaj, jaka tragedia rozegrała się, gdy zrobiłaś to ostatnim razem.
Zmrużyła oczy, jednak nie zmieniając swojej
pozycji. Musiał mieć o niej naprawdę niskie mniemanie, jeśli myślał, że
wymazała z pamięci śmierć Leily Fermin. Huh, no tak. Wykrzywiła usta w
grymasie. W końcu była tylko marną hybrydą człowieka i bakugana, co mogła dla
niego znaczyć?
– Przestań –
przemówił, jakby czytał jej myśli. – Niepotrzebnie nakręcasz samą siebie,
Reiko. Nikt nie patrzy na ciebie z góry.
– Exedra,
powiedz mi, czy to wydarzenie z biblioteki to twoja sprawka? Czy może Tytan
znów chce zacząć jakąś chorą grę? Hm?
Starożytny pokręcił głową.
– Nie był to
żaden z nas. Tytan nie ma już takich sił, a ja nie bawię się w takie rzeczy.
– Hoo? W takim
razie kto bawi się moimi wspomnieniami?
– Nie jest to
przypadkiem twoje sumienie?
Otworzyła szeroko oczy, unosząc brew. Jednak
poważny wzrok Exedry mówił, że nie żartuje. Wybuchnęła chłodnym śmiechem.
– Moje sumienie?
– powtórzyła. – O czym ty mówisz? Nigdy nie byłam potworem! Nie skrzywdziłam
kogoś celowo! To, że ci żałośni Vestalianie kreowali naszą rodzinę na monstra,
niczego nie dowodzi! Nie popełniłam żadnego grzechu!
Cisza. Ciężka poważna cisza. Zacisnęła zęby,
powstrzymując swoje resztki mocy przed wyrwaniem się w przód i zaatakowaniem
Starożytnego. Ich nigdy nie należało lekceważyć, to jak skończył Tytan
pokazywało to doskonale.
– Chcesz mi
powiedzieć, że popełniłam jakiś grzech? I dlatego podpisałam z wami kontrakt? –
krzyknęła, przykładając dłoń do piersi. - Niczego takiego nie pamiętam!
Kłamiesz!
Wspomnienia tak łatwo zmienić...
– Więc dlaczego
przybyłaś do nas Reiko? Dlaczego postanowiłaś zawiązać ten kontrakt i wrócić do
częściowego życia? W jakim celu? Po co? Co chciałaś wymazać? Co chciałaś osiągnąć? Może pragnęłaś o czymś zapomnieć?
Objęła się ramionami, jakby miało ją to
ochronić przed pytaniami Exedry. Każde z nich wzbudzało u niej lodowate
dreszcze, bo uświadamiała sobie, że nie zna odpowiedzi. W jej głowie panowała
tylko ogromna pustka. Aż nagle coś pękło. Przed oczami zaczęły przewijać się
wyprane z kolorów wspomnienia. Kazuhiro i jego pełen ciepła uśmiech, Rebeka ze
swoimi niesfornymi lokami, pucołowaty Daichi, ich komnaty, ich śmiechy. Poczuła
ucisk w dołku oraz łzy gromadzące się w kącikach. Chciała wrócić do tamtych
szczęśliwych chwil oraz odciąć te, które nadchodziły, ostrym nożem.
Wtedy cienki łańcuch zacisnął się na jej
nadgarstku. Na jego końcu coś się czaiło. Badało ją wzrokiem, oceniało
zdolności. Zapach mówił jej, że to nie Tytan, choć był on znajomy. Usłyszała
krzyk, a potem trzask naczyń o podłogę. I uspokajający męski głos.
– Kazu...hiro? –
wyszeptała, po czym skrzywiła się, bo łańcuch zacisnął się mocniej. Metal
przeciął skórę. Czerwone kropelki skapnęły w dół.
Nagle z tyłu wybuchło światło i Reiko
ujrzała, co czaiło się po drugiej stronie okowów. Krew odpłynęła jej z twarzy,
a głos uwiązł w gardle.
Tęczówki płonęły szkarłatem jak u Tytana,
szeroki uśmiech był naznaczony słodkim szaleństwem, ale to była ona. Jasna
suknia z herbem rodu Elevenorów, którą nosiła jako królowa, zmieniła barwę na
niemal brunatną. Jej groteskowa wersja coś do siebie tuliła z niezwykłą
czułością. Co to było?
Krwawa królowa!
Wrzasnęła i spadła w dół.
– Reiko? Co ci
jest?
Nie panując nad własnymi odruchami,
wyrzuciła ręce w przód, nim otworzyła oczy. Zaraz tego pożałowała, gdy zorientowała
się, iż znajduje się w bibliotece, a koło niej kuca Jess. Jej dłonie dzieliło
zaledwie kilka centymetrów od szyi dziewczyny. Natychmiast je zabrała.
– Przepraszam.
Śnił mi się koszmar – wyszeptała, przełykając ślinę.
– Krzyczałaś –
powiedziała Jessie, przechylając głowę. – Dać ci wody czy coś?
Pokręciła głową, uśmiechając się delikatnie.
Jessie mogła jej nie znosić, lecz i tak ciągle się o nią nieco troszczyła. Była
to uprzejmość odziedziczona po Melody, co do tego nie miała wątpliwości.
– Dziękuje, ale
nic mi nie trzeba. To był tylko zły sen – skłamała, wiedząc, że to nie był
żaden sen.
– Hm, skoro tak
mówisz – Dziewczyna podniosła się i oparła dłonie o biodra. – W każdym razie
mam pytanie. Mogłabyś mi znaleźć książkę pt. „Strażnicy Vestalii”? Chciałabym
ją przeczytać.
– Oczywiście,
zaraz ją przyniosę.
Ruszyła w półki, przemykając wśród
migoczącego w słońcu kurzu. Serce dudniło jej głośno, zagłuszając szelest
sukni oraz skrzypienie desek. Czy ta mroczna kobieta była naprawdę nią? Przełknęła
głośno ślinę, czując, jak zimno rozchodzące się po żyłach. Ona naprawdę o czymś
zapomniała? Nie, to niemożliwe, przecież nie użyła nigdy tego czaru co Jessie.
Wypiła herbatę z trucizną. Dlatego umarła.
Bo się jej bano przez krew bakuganów i głupie przesądy. Taka była prawda.
Krwawa królowa!
Przystanęła.
– Zamknij się –
syknęła, zaciskając dłoń w pięść.
Zabito ją przez strach. Zabiło ją
przerażenie zrodzone z niewiedzy i uprzedzeń. Ona nigdy...
To chore podniecenie, które poczuła, gdy była o krok od zabicia
Zenohelda.
Nigdy...
Kobiecy
krzyk, który zostaje zagłuszony przez rumor opadających fragmentów ściany.
Blada ręką o zielonych paznokciach. Czerwona plama krwi na białych płytach.
Nigdy...
– Reiko? –
usłyszała nawoływanie Jessie.
Obróciła głowę. Musiała ją chronić bez
względu na wszystko. Jednak jeśli znów straci nad sobą kontrolę, doprowadzi do
tragedii, jak mówił Exedra. Gdyby coś przez nią stało się Jess, zniszczyłaby
obietnicą złożoną Melody. A to byłoby absolutnie niewybaczalne. Dlatego musi
pozbyć się prześladujących ją cieni.
– Już idę! –
zawołała, ściagając opasłe tomisko z drugiej półki.
Tylko co zrobi, kiedy okaże się, że cień to
prawda?
****
Żeby nie było, nie przywlokłam swoich
zacnych czterech liter na Vestalię, by prosić Spectrę o przebaczenie. Hmpf,
jeszcze czego! Jak nie ma zamiaru zadzwonić czy wysłać głupiego sms’a, to niech
idzie w cholerę, mam swoją dumę! Sama Akane dziś rano dzwoniła do mnie i
zaklinała, że jak zrobię coś takiego, to skończę na ostrym dyżurze. Taak, to
była fantastyczna motywacja bardzo w jej stylu.
Początkowo chciałam odwiedzić brata, jednak
menadżer restauracji poinformował mnie, że Kenji pojechał wczesnym rankiem do
innego miasta wraz z Veną. Dlatego zmieniłam plany i pamiętając, że Keith będzie
długo siedział w robocie, postanowiłam odwiedzić Mirę. Po drodze zahaczyłam
jeszcze o pałacową bibliotekę, gdzie natknęłam się na Reiko.
– Reiko się
dziwnie zachowywała – mruknął Fludim.
– Nom, wyglądała
na mocna wyprowadzoną z równowagi – przyznałam. – Ale pamiętaj, że ona często
miała jakieś odpały, lepiej zostawić ją w spokoju.
– Oby tylko nie
znaczyło to jakiś nowych kłopotów z Tytanem – westchnął.
Skinęłam głową i skrzywiłam się. Gruby tom
„Strażników Vestalii” wepchnęłam do torby i teraz ciążyła mi niemiłosiernie na
ramieniu. Uwaga, uwaga, skolioza na horyzoncie. Odetchnęłam z ulgą, gdy
wreszcie dotarłam pod odpowiedni wieżowiec.
– Ohayo, Mira! –
wykrzyknęłam, wpadając do środka mieszkania.
Powitała mnie pustka oraz cisza. Oł, może
gdzieś wyszła? Po chwili jednak usłyszałam człapanie i drzwi od pokoju rudej
się otworzyły, ukazując jej bladą twarz. Była ubrana w puszysty szlafrok, a
zaczerwienione policzki pokazywały, że albo w sypialni ktoś jeszcze jest, albo
dopadła ją choroba.
– Cześć, Jess –
przywitała się zachrypniętym głosem.
– Matko droga,
chora jesteś – zauważyłam, zrzucając buty. – Gdzie Keith, nie powinien się tobą
zajmować? – Rozejrzałam się, lecz nie było śladu po blondynie. – A to cholernik
jeden – warknęłam.
– Brat nic nie
wie, dopiero rano się źle poczułam – wyjaśniła, po czym oparła o framugę drzwi.
– Wybacz, muszę się położyć.
Doprowadziłam ją do łóżka, zabrałam pusty
kubek, spytałam, czy potrzebuje jakiś leków i poleciałam do kuchni robić
herbatkę.
– Jadłaś coś w
ogóle od rana? – mruknęłam, układając kubek oraz imbryk na szafce nocnej.
– Dwie kanapki –
odparła i kaszlnęła kilka razy. – Strasznie kręciło mi się w głowie.
Zerknęłam na zegarek. Dochodziła już
czternasta.
– Na co masz
ochotę na obiad? – spytałam, zabierając od niej termometr. 38’7 stopnia,
cholera.
– Nie musisz nic
robić, Jess – zaprotestowała. – Zamówię coś albo...
– Telefonu to
użyj, by zadzwonić po swojego boya – przerwałam jej stanowczo. – Ktoś musi nad
tobą czuwać, jak pójdę. A i może coś porobić, skoro Keith siedzi w robocie –
dodałam sugestywnie.
– Jess! –
pisnęła, rumieniąc się po cebulki włosów.
Zaśmiałam się i uchyliłam przed pełną
zarazków poduszką.
– To czego życzy
sobie przyszła pani naukowiec?
– Makaronu...z
sosem serowym i kawałkami kurczaka – bąknęła i otuliła się kołdrą jak kokonem.
– Załatwiooone!
Fludi, możesz mieć oko na Mirę i krzyczeć, jakby co? – poprosiłam marudę.
– Bez problemu.
– Ej, nie
przesadzasz nieco? – jęknęła Mira, mrużąc oczy.
– Ależ ja tylko
odpłacam się za traktowanie mnie, jak sama byłam chora – zacmokałam i opuściłam
sypialnię.
****
Szedł powoli i choć trzymał w dłoni wydrukowaną
analizę, który jeden z jego pomocników wręczył mu tuż przed wyjściem, nie
czytał jej. Jego myśli krążyły wokół upragnionego wypoczynku i porządnej
kąpieli. Ile dziś wziął nadgodzin? Cztery? Huh, mimo wszystko mało, jeśli miał
się porównywać ze swoim ojcem.
Helios mówił, że się przepracowuje, ale zbył
to machnięciem ręki. Jakoś wcześniej, gdy siedział całe noce w laboratorium i
przygotowywał jego zestawy bojowe, to nie narzekał. Mira też coraz częściej go
upominała i wytykała, że ma sińce pod oczami. Ale ona zawsze była
nadopiekuńcza.
– Ludzkie samice
potrafią uczynić straszne rzeczy – odezwał się nagle Helios.
– Co? – warknął,
patrząc na niego spod byka.
– Minęło ile?
Dwa dni? A ty już wyglądasz jak cień siebie – odparł równie miłym tonem
bakugan.
– Widziałeś
kogoś, kto po pracy wyglądał jak młody bóg? – odgryzł się.
– Żałosna
wymówka – prychnął na to jaszczur. – Jak tak nie chcesz stracić tej smarkuli,
to czemu do niej nie pójdziesz i nie przyznasz, że to wasze darcie się było
idiotyczne? Nie lepsze to niż kiszenie się w laboratorium, gdzie i tak obijasz
dupę?
Powstrzymał się przed porwaniem i wsadzeniem
bakugana w najgłębszą kieszeń, a jedynie zacisnął szczęki. Jeszcze mu brakowało
prawiącego kazań Heliosa do pełni szczęścia.
– Odbieranie jej
w worku na zwłoki też nie jest moim marzeniem – mruknął chłodno.
– Dość
pesymistyczne myślenie.
Przystanął przed Kenjim, który przypatrywał
mu się z uwagą. W dwóch palcach trzymał tlącego się papierosa. Keith poczuł
łaskoczącą chęć zapalenia.
– Twój bakugan
dobrze mówi – ciągnął dalej, niezrażony brakiem odpowiedzi. – Obydwoje nie powinniście mówić sobie nawzajem, jak postępować. – Zaciągnął się.
– I ty i moja siostra popełniliście masę błędów, czyż nie?
– Mówiła ci –
stwierdził i westchnął. Mógł się tego spodziewać.
– W końcu
jesteśmy rodzeństwem – Kenji uśmiechnął się lekko i wypuścił szary dym. – Nie
rób takiej miny, nie mam zamiaru zacząć ci grozić, żebyś trzymał się od niej z
daleka. Jess to nie małe dziecko, a ja dopiero zaczynam być jej prawdziwym
bratem. Chciałem tylko powiedzieć, że musicie lepiej zrozumieć się nawzajem. W końcu bez zaufania nie stworzy się niczego trwałego – westchnął, klepnął się w kolano i wstał. –
Zapamiętaj to.
Wsunął dłonie w kieszenie kurtki i zaczął
odchodzić.
– Skoro jesteś
je bratem, to powinieneś wiedzieć, jak bardzo jest lekkomyślna – powiedział
Keith.
Kenji obrócił głowę i uniósł kącik ust.
– A ty
powinieneś wiedzieć, jak bardzo jest silna. Mentalnie i fizycznie.
Po czym machnął ręką na pożegnanie i
skręcił.
****
Mira, choć kaszlała niczym kot z kłaczkiem w
gardle, to wyglądała nieco zdrowiej po zjedzeniu obiadu. Nawet chodziła już
prosto, bez wpadanie na różne sprzęty. Umościła się w salonie otoczona grubą
warstwą koców i poduszek, gdzie włączyła sobie swój ulubiony serial. Ja za ten
czas władowałam talerze do zmywarki i po chwili namysłu przykleiłam do garnka z
makaronem żółtą karteczką „Ucz się gotować, blondasie”.
Niedługo potem przybył Ace z różnej maści
przekąskami i zestawem chusteczek, który mógłby spokojnie wystarczyć na
miesiąc. Jako że nie miałam ochoty na zostaniem piątym kołem u wozu podczas ich
miłosnych igraszek, to tylko chwilę podręczyłam Grita i zaczęłam zbierać się do
wyjścia.
– Do zobaczenia!
– krzyknęłam, robiąc pirueta przy wyjściu i w kogoś wpadłam plecami.
Wystarczył mi sam oddech owej osoby i już
wiedziałam, że życie to jest kurwa. Ja nie byłam gotowa psychicznie na to
spotkanie, nie pomyślałam, jak tym razem uniknąć jeszcze większego syfu! No i
nie zapominajmy o Ace’ie siedzącym w salonie! Przecież to jest czysty przepis
na apogeum, żeby to wszystko szlag!
– Jessie –
przemówił spokojnie Keith, kładąc mi rękę na ramię. – Porozmawiajmy.
– Okej –
odparłam. – Ale w kuchni.
Szczęśliwie nie spytał o powód, tylko dał
się ładnie zaprowadzić. Zamknęłam drzwi, by żadne dźwięki nie dotarły do obu
stron i założyłam ręce na piersi.
– To o co
chodzi? – spytałam.
Chłopak oparł się biodrami o kuchenny blat,
nie spuszczając ze mnie wzroku. Dało się wyczuć delikatne napięcie, gdyż
doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że jak znowu powtórzy się sytuacja ze
statku, to będzie koniec baletu.
A żadne nie chciało stracić drugiego.
– Powinienem
bardziej ci ufać – oświadczył.
Zamrugałam kilka razy, oszołomiona
bezpośredniością tej wypowiedzi. Lecz nim otworzyłam usta, on odezwał się
znowu.
– Zapomniałem,
że jesteś silna. Zenoheld, ja, Tytan wszystko to przetrwałaś.
– Ehm, bardzo mi
to schlebia, ale nie walnąłeś się przypadkiem w głowę? – Uniosłam brew.
Zaraz spojrzał na mnie ostro. Dobra, to on.
– Chodzi mi o
to, że tamta rozmowa była bezsensowa – przyznał, wsuwając dłoń we włosy. –
Niepotrzebnie ją zacząłem.
– Przepraszam –
mruknęłam. – Powinnam była ci powiedzieć. W sumie mógł się powtórzyć scenariusz
z pałacu Vexosów. To było egoistyczne. Wiem, że się martwisz.
Zamilkliśmy obydwoje, stojąc naprzeciw
siebie. W oddali było słychać niewyraźne odgłosy telewizora, a za oknem uliczny
ruch. Kurde, dziwnie przeprowadzało się z nim takie rozmowy. Takie...otwarte na emocje?
– A co do twojej
mocy...
Serce zabiło mi szybciej. Wiedziałam, że o
tym nie zapomniał.
– Nie chcę o tym
rozmawiać – Potrząsnęłam głową. – Proszę, przynajmniej nie teraz.
– To nie była
twoja wina.
– Wiem... –
westchnęłam, otulając się ciaśniej ramionami. – Wiem...
Przyciągnął mnie ramieniem do siebie.
Objęłam go w talii, znów czując to przyjemne ciepło. Napięcie opadło i zapanował słodki spokój oraz cisza. Do chwili, gdy nagle Keith pochylił się ku
drzwiom i szarpnął za klamkę.
– Co ty tu robisz?
– wycedził takim głosem, że nawet mi dreszcz przebiegł po plecach.
Kątem oka ujrzałam miętowe włosy Ace’a i
oraz szlafrok Miry i w myślach
przeklęłam ich głupotę. Serio musieli podsłuchiwać pod drzwiami?
Cóż, ale widząc, jak Keith ciągnie za sobą
Grita na przesłuchanie, po uprzednim wpakowaniu młodszej siostry do łóżka z
termometrem, mogłam uznać, że wszystko wróciło do normy.
Matko, pisanie tak by nie zjebać (za bardzo) Spectry jest truuudne ;-; Zbyt przywykłam do jego psychopatycznej osobowości XDD No koniec dramy póki co u Kessie, Reiko ma swoje demony, a ja muszę poszukać dobrego odcinka GI, by wciągnąć w wydarzenia też Jess...Ehh
Odmeldowuje się!
Odmeldowuje się!
O matko, jak wcześnie to przeczytałaś XDD
OdpowiedzUsuńJess: That was unexpected XD
Przestań XD Tak, to mama Keitha i Miry, Leila ^^ Nie no teraz Reiko to już nie jest tajemnicza, a raczej sama musi odnaleźć prawdę, jak wcześniej nie wpadnie w głębszą depresję ^^'' Ace to męczennik tego bloga, po tym jak zabiłam Hydrona, bez kitu XDD
Jakoś się toczy, może w następnym o nich zahaczę. Nie przycichła, tylko muszę też porozwijać inne postacie. Tak to jest, jak ich się sobie napcha ^^'' Keith wie, tylko rozumiesz on nie lubi jak Grit jest u nich bo to jest "jego miejsce". Taka męska dominacja i inne głupoty :') Nie no mój big bro, to mnie akurat kocha bardziej niż zelki XDD
OdpowiedzUsuńMi moje nie przeszkadzają, ale jest ich dużo, to fakt XD Ale zabijać też lubie, choć od tego to jest inny blog (XDD) Dokładnie, Alfa stada. Przed powrotem a po powrocie to dwa inne światy, tho
OdpowiedzUsuńZ bliźniakami wszystko spoko, pojawią się w następnym ^^ No wyprowadzi, ale raczej on do jego mieszkania z Jess XDDD
OdpowiedzUsuńCoś już napisałam, ale szkoła teraz była się wyjątkowo uciążliwa, jutro powinnam dokończyć i dać, także dasz radę! XD
OdpowiedzUsuń