środa, 6 marca 2019

S2 Rozdział 27: Dawny grzech


   Jaśniejące gwiazdy tańczyły wokół niej, gdy zwinięta w kulkę, obejmując rękami kolana, unosiła się w swoim wymiarze. Choć bardziej pasowało do niego określenie więzienie. Była więźniem tego miejsca przez długie dziesięć lat. Udało jej się wydostać tylko raz i...
    Zagryzła mocno wargę, aż po brodzie popłynęła błękitna posoka. Moc płynąca przez jej sztuczne ciało. Przekleństwo. Plugastwo.
   Uchyliła powieki, ukazując puste fioletowe tęczówki. Ile czasu już tu spędziła? Dzień? Dwa? Tydzień? Tutaj wszystko stawało się ulotnym pojęciem rozciągniętym w nieskończoność. Miała niewyczerpaną ilość czasu na przemyślenia ostatnich wydarzeń.
   Nie, to kłamstwo. Jej koniec się zbliżał, a ona coraz bardziej zastanawiała się, jaki był tego sens. Powinna była zniknąć, kiedy tylko Zenoheld poszedł do diabła. Byłoby to prawdziwie satysfakcjonujące zakończenie. Jednak przeklęci Starożytni wyznaczyli jej inny warunek.
   Oczy powoli zaczynały ożywać. Iskierki złości przemknęły w kącikach, a kolor począł zmieniać się w purpurę.
  Dlaczego musiała tak cierpieć? Miała już wystarczająco okrutne życie! Tak, zraniła wiele osób, ale nigdy nie celowo!
Może naprawdę byłaś potworem?
  Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo! Nigdy nim nie była! To ludzie próbowali ją taką uczynić! Popychając na skraj wytrzymałości, odbierając dumę, radość, dzieci. Przeklęci, przeklęci, przeklęci! Oni byli jedynymi potworami!
– Reiko – rozległ się poważny, tubalny głos.
   Spojrzała w górę. Bakugan Ciemności stojący na czele innych unosił się nad nią, wpatrując uważnie swoimi pustymi oczodołami.
– Exedra – wycedziła przez zęby. – Czego tutaj chcesz?
– Znów tracisz nad sobą panowanie, Reiko – powiedział, pokazując na nią palcem. – Nie zapominaj, jaka tragedia rozegrała się, gdy zrobiłaś to ostatnim razem.
   Zmrużyła oczy, jednak nie zmieniając swojej pozycji. Musiał mieć o niej naprawdę niskie mniemanie, jeśli myślał, że wymazała z pamięci śmierć Leily Fermin. Huh, no tak. Wykrzywiła usta w grymasie. W końcu była tylko marną hybrydą człowieka i bakugana, co mogła dla niego znaczyć?
– Przestań – przemówił, jakby czytał jej myśli. – Niepotrzebnie nakręcasz samą siebie, Reiko. Nikt nie patrzy na ciebie z góry.
– Exedra, powiedz mi, czy to wydarzenie z biblioteki to twoja sprawka? Czy może Tytan znów chce zacząć jakąś chorą grę? Hm?
   Starożytny pokręcił głową.
– Nie był to żaden z nas. Tytan nie ma już takich sił, a ja nie bawię się w takie rzeczy.
– Hoo? W takim razie kto bawi się moimi wspomnieniami?
– Nie jest to przypadkiem twoje sumienie?
   Otworzyła szeroko oczy, unosząc brew. Jednak poważny wzrok Exedry mówił, że nie żartuje. Wybuchnęła chłodnym śmiechem.
– Moje sumienie? – powtórzyła. – O czym ty mówisz? Nigdy nie byłam potworem! Nie skrzywdziłam kogoś celowo! To, że ci żałośni Vestalianie kreowali naszą rodzinę na monstra, niczego nie dowodzi! Nie popełniłam żadnego grzechu!
   Cisza. Ciężka poważna cisza. Zacisnęła zęby, powstrzymując swoje resztki mocy przed wyrwaniem się w przód i zaatakowaniem Starożytnego. Ich nigdy nie należało lekceważyć, to jak skończył Tytan pokazywało to doskonale.
– Chcesz mi powiedzieć, że popełniłam jakiś grzech? I dlatego podpisałam z wami kontrakt? – krzyknęła, przykładając dłoń do piersi. - Niczego takiego nie pamiętam! Kłamiesz!
   Wspomnienia tak łatwo zmienić...
– Więc dlaczego przybyłaś do nas Reiko? Dlaczego postanowiłaś zawiązać ten kontrakt i wrócić do częściowego życia? W jakim celu? Po co? Co chciałaś wymazać? Co chciałaś osiągnąć? Może pragnęłaś o czymś zapomnieć?
   Objęła się ramionami, jakby miało ją to ochronić przed pytaniami Exedry. Każde z nich wzbudzało u niej lodowate dreszcze, bo uświadamiała sobie, że nie zna odpowiedzi. W jej głowie panowała tylko ogromna pustka. Aż nagle coś pękło. Przed oczami zaczęły przewijać się wyprane z kolorów wspomnienia. Kazuhiro i jego pełen ciepła uśmiech, Rebeka ze swoimi niesfornymi lokami, pucołowaty Daichi, ich komnaty, ich śmiechy. Poczuła ucisk w dołku oraz łzy gromadzące się w kącikach. Chciała wrócić do tamtych szczęśliwych chwil oraz odciąć te, które nadchodziły, ostrym nożem.
  Wtedy cienki łańcuch zacisnął się na jej nadgarstku. Na jego końcu coś się czaiło. Badało ją wzrokiem, oceniało zdolności. Zapach mówił jej, że to nie Tytan, choć był on znajomy. Usłyszała krzyk, a potem trzask naczyń o podłogę. I uspokajający męski głos.
– Kazu...hiro? – wyszeptała, po czym skrzywiła się, bo łańcuch zacisnął się mocniej. Metal przeciął skórę. Czerwone kropelki skapnęły w dół.
   Nagle z tyłu wybuchło światło i Reiko ujrzała, co czaiło się po drugiej stronie okowów. Krew odpłynęła jej z twarzy, a głos uwiązł w gardle.
   Tęczówki płonęły szkarłatem jak u Tytana, szeroki uśmiech był naznaczony słodkim szaleństwem, ale to była ona. Jasna suknia z herbem rodu Elevenorów, którą nosiła jako królowa, zmieniła barwę na niemal brunatną. Jej groteskowa wersja coś do siebie tuliła z niezwykłą czułością. Co to było?
Krwawa królowa!
   Wrzasnęła i spadła w dół.
– Reiko? Co ci jest?
   Nie panując nad własnymi odruchami, wyrzuciła ręce w przód, nim otworzyła oczy. Zaraz tego pożałowała, gdy zorientowała się, iż znajduje się w bibliotece, a koło niej kuca Jess. Jej dłonie dzieliło zaledwie kilka centymetrów od szyi dziewczyny. Natychmiast je zabrała.
– Przepraszam. Śnił mi się koszmar – wyszeptała, przełykając ślinę.
– Krzyczałaś – powiedziała Jessie, przechylając głowę. – Dać ci wody czy coś?
   Pokręciła głową, uśmiechając się delikatnie. Jessie mogła jej nie znosić, lecz i tak ciągle się o nią nieco troszczyła. Była to uprzejmość odziedziczona po Melody, co do tego nie miała wątpliwości.
– Dziękuje, ale nic mi nie trzeba. To był tylko zły sen – skłamała, wiedząc, że to nie był żaden sen.
– Hm, skoro tak mówisz – Dziewczyna podniosła się i oparła dłonie o biodra. – W każdym razie mam pytanie. Mogłabyś mi znaleźć książkę pt. „Strażnicy Vestalii”? Chciałabym ją przeczytać.
– Oczywiście, zaraz ją przyniosę.
  Ruszyła w półki, przemykając wśród migoczącego w słońcu kurzu. Serce dudniło jej głośno, zagłuszając szelest sukni oraz skrzypienie desek. Czy ta mroczna kobieta była naprawdę nią? Przełknęła głośno ślinę, czując, jak zimno rozchodzące się po żyłach. Ona naprawdę o czymś zapomniała? Nie, to niemożliwe, przecież nie użyła nigdy tego czaru co Jessie.
   Wypiła herbatę z trucizną. Dlatego umarła. Bo się jej bano przez krew bakuganów i głupie przesądy. Taka była prawda.
Krwawa królowa!
  Przystanęła.
– Zamknij się – syknęła, zaciskając dłoń w pięść.
   Zabito ją przez strach. Zabiło ją przerażenie zrodzone z niewiedzy i uprzedzeń. Ona nigdy...
   To chore podniecenie, które poczuła, gdy była o krok od zabicia Zenohelda.
Nigdy...
  Kobiecy krzyk, który zostaje zagłuszony przez rumor opadających fragmentów ściany. Blada ręką o zielonych paznokciach. Czerwona plama krwi na białych płytach.
Nigdy...
– Reiko? – usłyszała nawoływanie Jessie.
   Obróciła głowę. Musiała ją chronić bez względu na wszystko. Jednak jeśli znów straci nad sobą kontrolę, doprowadzi do tragedii, jak mówił Exedra. Gdyby coś przez nią stało się Jess, zniszczyłaby obietnicą złożoną Melody. A to byłoby absolutnie niewybaczalne. Dlatego musi pozbyć się prześladujących ją cieni.
– Już idę! – zawołała, ściagając opasłe tomisko z drugiej półki.
   Tylko co zrobi, kiedy okaże się, że cień to prawda?

****

       Żeby nie było, nie przywlokłam swoich zacnych czterech liter na Vestalię, by prosić Spectrę o przebaczenie. Hmpf, jeszcze czego! Jak nie ma zamiaru zadzwonić czy wysłać głupiego sms’a, to niech idzie w cholerę, mam swoją dumę! Sama Akane dziś rano dzwoniła do mnie i zaklinała, że jak zrobię coś takiego, to skończę na ostrym dyżurze. Taak, to była fantastyczna motywacja bardzo w jej stylu.
   Początkowo chciałam odwiedzić brata, jednak menadżer restauracji poinformował mnie, że Kenji pojechał wczesnym rankiem do innego miasta wraz z Veną. Dlatego zmieniłam plany i pamiętając, że Keith będzie długo siedział w robocie, postanowiłam odwiedzić Mirę. Po drodze zahaczyłam jeszcze o pałacową bibliotekę, gdzie natknęłam się na Reiko.
– Reiko się dziwnie zachowywała – mruknął Fludim.
– Nom, wyglądała na mocna wyprowadzoną z równowagi – przyznałam. – Ale pamiętaj, że ona często miała jakieś odpały, lepiej zostawić ją w spokoju.
– Oby tylko nie znaczyło to jakiś nowych kłopotów z Tytanem – westchnął.
   Skinęłam głową i skrzywiłam się. Gruby tom „Strażników Vestalii” wepchnęłam do torby i teraz ciążyła mi niemiłosiernie na ramieniu. Uwaga, uwaga, skolioza na horyzoncie. Odetchnęłam z ulgą, gdy wreszcie dotarłam pod odpowiedni wieżowiec.
– Ohayo, Mira! – wykrzyknęłam, wpadając do środka mieszkania.
   Powitała mnie pustka oraz cisza. Oł, może gdzieś wyszła? Po chwili jednak usłyszałam człapanie i drzwi od pokoju rudej się otworzyły, ukazując jej bladą twarz. Była ubrana w puszysty szlafrok, a zaczerwienione policzki pokazywały, że albo w sypialni ktoś jeszcze jest, albo dopadła ją choroba.
– Cześć, Jess – przywitała się zachrypniętym głosem.
– Matko droga, chora jesteś – zauważyłam, zrzucając buty. – Gdzie Keith, nie powinien się tobą zajmować? – Rozejrzałam się, lecz nie było śladu po blondynie. – A to cholernik jeden – warknęłam.
– Brat nic nie wie, dopiero rano się źle poczułam – wyjaśniła, po czym oparła o framugę drzwi. – Wybacz, muszę się położyć.
   Doprowadziłam ją do łóżka, zabrałam pusty kubek, spytałam, czy potrzebuje jakiś leków i poleciałam do kuchni robić herbatkę.
– Jadłaś coś w ogóle od rana? – mruknęłam, układając kubek oraz imbryk na szafce nocnej.
– Dwie kanapki – odparła i kaszlnęła kilka razy. – Strasznie kręciło mi się w głowie.
   Zerknęłam na zegarek. Dochodziła już czternasta.
– Na co masz ochotę na obiad? – spytałam, zabierając od niej termometr. 38’7 stopnia, cholera.
– Nie musisz nic robić, Jess – zaprotestowała. – Zamówię coś albo...
– Telefonu to użyj, by zadzwonić po swojego boya – przerwałam jej stanowczo. – Ktoś musi nad tobą czuwać, jak pójdę. A i może coś porobić, skoro Keith siedzi w robocie – dodałam sugestywnie.
– Jess! – pisnęła, rumieniąc się po cebulki włosów.
   Zaśmiałam się i uchyliłam przed pełną zarazków poduszką.
– To czego życzy sobie przyszła pani naukowiec?
– Makaronu...z sosem serowym i kawałkami kurczaka – bąknęła i otuliła się kołdrą jak kokonem.
– Załatwiooone! Fludi, możesz mieć oko na Mirę i krzyczeć, jakby co? – poprosiłam marudę.
– Bez problemu.
– Ej, nie przesadzasz nieco? – jęknęła Mira, mrużąc oczy.
– Ależ ja tylko odpłacam się za traktowanie mnie, jak sama byłam chora – zacmokałam i opuściłam sypialnię.

****

   Szedł powoli i choć trzymał w dłoni wydrukowaną analizę, który jeden z jego pomocników wręczył mu tuż przed wyjściem, nie czytał jej. Jego myśli krążyły wokół upragnionego wypoczynku i porządnej kąpieli. Ile dziś wziął nadgodzin? Cztery? Huh, mimo wszystko mało, jeśli miał się porównywać ze swoim ojcem.
   Helios mówił, że się przepracowuje, ale zbył to machnięciem ręki. Jakoś wcześniej, gdy siedział całe noce w laboratorium i przygotowywał jego zestawy bojowe, to nie narzekał. Mira też coraz częściej go upominała i wytykała, że ma sińce pod oczami. Ale ona zawsze była nadopiekuńcza.
– Ludzkie samice potrafią uczynić straszne rzeczy – odezwał się nagle Helios.
– Co? – warknął, patrząc na niego spod byka.
– Minęło ile? Dwa dni? A ty już wyglądasz jak cień siebie – odparł równie miłym tonem bakugan.
– Widziałeś kogoś, kto po pracy wyglądał jak młody bóg? – odgryzł się.
– Żałosna wymówka – prychnął na to jaszczur. – Jak tak nie chcesz stracić tej smarkuli, to czemu do niej nie pójdziesz i nie przyznasz, że to wasze darcie się było idiotyczne? Nie lepsze to niż kiszenie się w laboratorium, gdzie i tak obijasz dupę?
   Powstrzymał się przed porwaniem i wsadzeniem bakugana w najgłębszą kieszeń, a jedynie zacisnął szczęki. Jeszcze mu brakowało prawiącego kazań Heliosa do pełni szczęścia.
– Odbieranie jej w worku na zwłoki też nie jest moim marzeniem – mruknął chłodno.
– Dość pesymistyczne myślenie.
   Przystanął przed Kenjim, który przypatrywał mu się z uwagą. W dwóch palcach trzymał tlącego się papierosa. Keith poczuł łaskoczącą chęć zapalenia.
– Twój bakugan dobrze mówi – ciągnął dalej, niezrażony brakiem odpowiedzi. – Obydwoje nie powinniście mówić sobie nawzajem, jak postępować. – Zaciągnął się. – I ty i moja siostra popełniliście masę błędów, czyż nie?
– Mówiła ci – stwierdził i westchnął. Mógł się tego spodziewać.
– W końcu jesteśmy rodzeństwem – Kenji uśmiechnął się lekko i wypuścił szary dym. – Nie rób takiej miny, nie mam zamiaru zacząć ci grozić, żebyś trzymał się od niej z daleka. Jess to nie małe dziecko, a ja dopiero zaczynam być jej prawdziwym bratem. Chciałem tylko powiedzieć, że musicie lepiej zrozumieć się nawzajem. W końcu bez zaufania nie stworzy się niczego trwałego – westchnął, klepnął się w kolano i wstał. – Zapamiętaj to.
   Wsunął dłonie w kieszenie kurtki i zaczął odchodzić.
– Skoro jesteś je bratem, to powinieneś wiedzieć, jak bardzo jest lekkomyślna – powiedział Keith.
   Kenji obrócił głowę i uniósł kącik ust.
– A ty powinieneś wiedzieć, jak bardzo jest silna. Mentalnie i fizycznie.
   Po czym machnął ręką na pożegnanie i skręcił.


****

   Mira, choć kaszlała niczym kot z kłaczkiem w gardle, to wyglądała nieco zdrowiej po zjedzeniu obiadu. Nawet chodziła już prosto, bez wpadanie na różne sprzęty. Umościła się w salonie otoczona grubą warstwą koców i poduszek, gdzie włączyła sobie swój ulubiony serial. Ja za ten czas władowałam talerze do zmywarki i po chwili namysłu przykleiłam do garnka z makaronem żółtą karteczką „Ucz się gotować, blondasie”.
   Niedługo potem przybył Ace z różnej maści przekąskami i zestawem chusteczek, który mógłby spokojnie wystarczyć na miesiąc. Jako że nie miałam ochoty na zostaniem piątym kołem u wozu podczas ich miłosnych igraszek, to tylko chwilę podręczyłam Grita i zaczęłam zbierać się do wyjścia.
– Do zobaczenia! – krzyknęłam, robiąc pirueta przy wyjściu i w kogoś wpadłam plecami.
   Wystarczył mi sam oddech owej osoby i już wiedziałam, że życie to jest kurwa. Ja nie byłam gotowa psychicznie na to spotkanie, nie pomyślałam, jak tym razem uniknąć jeszcze większego syfu! No i nie zapominajmy o Ace’ie siedzącym w salonie! Przecież to jest czysty przepis na apogeum, żeby to wszystko szlag!
– Jessie – przemówił spokojnie Keith, kładąc mi rękę na ramię. – Porozmawiajmy.
– Okej – odparłam. – Ale w kuchni.
   Szczęśliwie nie spytał o powód, tylko dał się ładnie zaprowadzić. Zamknęłam drzwi, by żadne dźwięki nie dotarły do obu stron i założyłam ręce na piersi.
– To o co chodzi? – spytałam.
   Chłopak oparł się biodrami o kuchenny blat, nie spuszczając ze mnie wzroku. Dało się wyczuć delikatne napięcie, gdyż doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że jak znowu powtórzy się sytuacja ze statku, to będzie koniec baletu.
  A żadne nie chciało stracić drugiego.
– Powinienem bardziej ci ufać – oświadczył.
   Zamrugałam kilka razy, oszołomiona bezpośredniością tej wypowiedzi. Lecz nim otworzyłam usta, on odezwał się znowu.
– Zapomniałem, że jesteś silna. Zenoheld, ja, Tytan wszystko to przetrwałaś.
– Ehm, bardzo mi to schlebia, ale nie walnąłeś się przypadkiem w głowę? – Uniosłam brew.
   Zaraz spojrzał na mnie ostro. Dobra, to on.
– Chodzi mi o to, że tamta rozmowa była bezsensowa – przyznał, wsuwając dłoń we włosy. – Niepotrzebnie ją zacząłem.
– Przepraszam – mruknęłam. – Powinnam była ci powiedzieć. W sumie mógł się powtórzyć scenariusz z pałacu Vexosów. To było egoistyczne. Wiem, że się martwisz.
   Zamilkliśmy obydwoje, stojąc naprzeciw siebie. W oddali było słychać niewyraźne odgłosy telewizora, a za oknem uliczny ruch. Kurde, dziwnie przeprowadzało się z nim takie rozmowy. Takie...otwarte na emocje?
– A co do twojej mocy...
  Serce zabiło mi szybciej. Wiedziałam, że o tym nie zapomniał.
– Nie chcę o tym rozmawiać – Potrząsnęłam głową. – Proszę, przynajmniej nie teraz.
– To nie była twoja wina.
– Wiem... – westchnęłam, otulając się ciaśniej ramionami. – Wiem...
   Przyciągnął mnie ramieniem do siebie. Objęłam go w talii, znów czując to przyjemne ciepło. Napięcie opadło i zapanował słodki spokój oraz cisza. Do chwili, gdy nagle Keith pochylił się ku drzwiom i szarpnął za klamkę.
– Co ty tu robisz? – wycedził takim głosem, że nawet mi dreszcz przebiegł po plecach.
   Kątem oka ujrzałam miętowe włosy Ace’a i oraz szlafrok Miry  i w myślach przeklęłam ich głupotę. Serio musieli podsłuchiwać pod drzwiami?
  Cóż, ale widząc, jak Keith ciągnie za sobą Grita na przesłuchanie, po uprzednim wpakowaniu młodszej siostry do łóżka z termometrem, mogłam uznać, że wszystko wróciło do normy.


Matko, pisanie tak by nie zjebać (za bardzo) Spectry jest truuudne ;-; Zbyt przywykłam do jego psychopatycznej osobowości XDD No koniec dramy póki co u Kessie, Reiko ma swoje demony, a ja muszę poszukać dobrego odcinka GI, by wciągnąć w wydarzenia też Jess...Ehh
Odmeldowuje się!

5 komentarzy:

  1. O matko, jak wcześnie to przeczytałaś XDD
    Jess: That was unexpected XD
    Przestań XD Tak, to mama Keitha i Miry, Leila ^^ Nie no teraz Reiko to już nie jest tajemnicza, a raczej sama musi odnaleźć prawdę, jak wcześniej nie wpadnie w głębszą depresję ^^'' Ace to męczennik tego bloga, po tym jak zabiłam Hydrona, bez kitu XDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś się toczy, może w następnym o nich zahaczę. Nie przycichła, tylko muszę też porozwijać inne postacie. Tak to jest, jak ich się sobie napcha ^^'' Keith wie, tylko rozumiesz on nie lubi jak Grit jest u nich bo to jest "jego miejsce". Taka męska dominacja i inne głupoty :') Nie no mój big bro, to mnie akurat kocha bardziej niż zelki XDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi moje nie przeszkadzają, ale jest ich dużo, to fakt XD Ale zabijać też lubie, choć od tego to jest inny blog (XDD) Dokładnie, Alfa stada. Przed powrotem a po powrocie to dwa inne światy, tho

    OdpowiedzUsuń
  4. Z bliźniakami wszystko spoko, pojawią się w następnym ^^ No wyprowadzi, ale raczej on do jego mieszkania z Jess XDDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś już napisałam, ale szkoła teraz była się wyjątkowo uciążliwa, jutro powinnam dokończyć i dać, także dasz radę! XD

    OdpowiedzUsuń