niedziela, 20 października 2019

Gra z diabłem - one shot#12


    Każdy jej krok odbijał się głośnym echem od ścian korytarza, choć starała się iść niemal na palcach. Co chwila patrzyła się za siebie, mając wrażenie, że czuje jego oddech gdzieś w głębi mroku, jednak nigdzie nie dostrzegała czerwonej demonicznej maski. Była sama. Na razie...
   Który to był raz? Piąty? Siódmy? Straciła rachubę już dawno temu. Bo pomimo przerażającej wiedzy, że nie może od niego uciec, ciągle próbowała. Nawet nie po to, by rzeczywiście się wyrwać do normalnego świata. Nie, nie była aż tak naiwna. Chciała tylko zachować jakąś cząstkę siebie. Poczuć, że coś ciągle w niej jest, że wcale nie rozpada się na tysiące małych kawałków.
    Że nie jest jego ukochaną marionetką...
   Mrok wokoło ją dusił, oblepiał, śmiał się z jej bezsilności, mimo że powinna być jego panią. Lecz co w tym dziwnego, skoro nie umiała nic zrobić? Jedynie oglądać rozmiary szaleństwa, które owładnęły Spectrą i udawać, ze nie czuje dotyku jego rąk na policzkach i ramionach, nie słucha pełnych kuszących obietnic szeptów czy deklaracji miłości, nie patrzy, jak z chorym podnieceniem zmiata każdego, kto mu przeszkadzał.
   Mógł mówić, że ją kocha, ale to było kłamstwo. Tym, co kochał, była iluzja, którą wykreował w głowie. Pewnego dnia mu się znudzi, a wtedy...a wtedy...
   Przełknęła ślinę, powoli wsuwając dłoń do kieszeni długiego wełnianego swetra. Opuszki palca wyczuły metalową powierzchnię nożyczek do paznokci, jedynej ostrej rzeczy, której Spectrą jeszcze jej nie odebrał.
– Czyżbyś już zmęczyła się nocnym spacerem?
    Oddech uwiązł jej w gardle, a żołądek ścisnął się w kłąb. Za wszelką cenę starając powstrzymać się drżenie kolan, podniosła oczy na Phantoma. Stał kilka metrów od niej w luźnych ubraniach bez maski na twarzy. Wyginał wargi w uśmiechu, lecz jego oczy pozostały zimne niczym grudki lodu.
– Każdy potrzebuje trochę ruchu dla kondycji – odparła, unosząc dumnie podbródek. Nie mogła mu okazać, jak bardzo rozbita była. Wtedy nastąpiłby ostateczny koniec gry.
– Powinien przykuć cię do łańcucha – wymamrotał, przechylając głowę na bok. – I chyba tak zrobię – Oczu mu zabłysły. – Co o tym myślisz, Jessie?
– Myślę, że możesz mnie w dupę pocałować ze swoimi fetyszami – warknęła, wzdrygając się z obrzydzenia.
   W sekundę rozluźnioną twarz Spectry wykrzywił grymas złości. Vexos ruszył w jej stronę, wyciągając rękę.
– Wracamy! – krzyknął ostro.
   Jej ręką ruszyła, nim zdążyła pomyśleć. Nożyce świsnęły w powietrzu, po czym zapanowała cisza. Spectra otworzył lekko usta i powoli spojrzał na dłoń, w poprzek której biegła czerwona szrama. Krew powoli zaczynała z niej wypływać. Zamrugał i zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czym była ta czerwona substancja.
   Zaczęła biec, ściskając w dłoni skrwawione nożyczki. Nie miała pojęcia, gdzie zmierza, jedynie zatapiała się w kolejne warstwy mroku, modląc się, by szok Spectry trwał jak najdłużej. Zaczęła się śmiać. Nawet gdy gardło zaczęło ją palić, nie przestała chichotać przez łzy ściekające z policzków. Zraniła go! Wreszcie! Po tylu miesiącach!
   Nagle jeden z witraży z prawej strony eksplodował. Kolorowe kawałki szkiełek buchnęły jej w twarz, a siła wybuchu sprawiła, że uderzyła biodrem o ścianę. Oddychając ciężko, chciała szybko się pozbierać, kiedy dostała w twarz. Padła na podłogę, czując ciepłą, lepką substancję wypływającą z nosa i piekący ból.
– Dlaczego nie możesz mnie słuchać? – szepnął Spectra, kucając przy niej. Każdy mięsień na jego twarzy dygotał w furii, a oczy świeciły nienaturalnym blaskiem.
– Dlaczego nie możesz dać mi spokoju?! – jęknęła, próbując wstać. Jej nogi poślizgnęły się na szklanych odłamach, przez co uderzyła kolanami w zimny beton.
   Chciał złapać ją za włosy, na co znów zamachnęła się nożyczkami. Cofnął dłoń i obnażył zęby niczym drapieżnik polujący na ofiarę. Wpatrywali się przez siebie w pełnej napięcia ciszy. Powoli, krok za krokiem zaczęła się od niego oddalać, ciągle trzymając nożyczki wycelowane w jego stronę.
   Czuła gorycz strachu rozlewającą się na języku i dziwne gorące fale przelewające się pod czaszką. Był pieprznięty, wiedziała o tym od początku, jednak teraz wyglądało na to, że ocknęła się w nim jakaś bestia.
– Wróć tutaj.
   Przez chwilę myślała, że się przesłyszała, bo głos był miękki i spokojny. Spectra uśmiechnął się i wyciągnął w jej stronę rękę, patrząc na nią niczym na małego przestraszonego króliczka.
– Wróć, Jessie. Przestraszyłem cię, prawda? Przepraszam, poniosło mnie. Nie powinien cię uderzyć – przemawiał dalej. Przełknęła ślinę. – No, Jessie? – Uniósł brew, a głos lekko mu zadrżał.
   Zdążyła się podnieść, ale Spectra tym razem był szybszy. Czerwony laserowy miecz przebił materiał spodenek, przecinając skórę. Z gardła wyrwał jej się okrzyk, jednak szybko się opanowała i okręciła, unikając jego rąk. Potknęła się o własne nogi i choć rozpaczliwie próbowała się podtrzymać ściany, padła na plecy. Nożyczki uderzyły głucho o ziemię.
   Spectra zamachnął się ponownie. W jej oczach odbił się czerwony miecz. Nie było szans, by zdążyła uniknąć, nie miała na tyle czasu. Więc to był jej koniec?
    Choć może to lepiej? Przynajmniej wszystko się skończy. To szaleństwo, strach ściskający wnętrzności, poczucie bycia marionetką. Wbiła wzrok w Phantoma, żeby nie myślał, że kompletnie ją złamał. Przyjmie śmierć z otwartymi ramionami.
   Ostrze świsnęło w powietrzu. Oczekiwała uczucia rozrywania mięśni, nagłego wtargnięcia ciemności przed oczy i słodkiego pogrążenia się w wiecznym śnie. Jednak zamiast tego miecz otarł się o jej skórę i zastygł. Zmrużyła oczy.
– Na co czekasz? – wychrypiała. – Zabij mnie.
   Oczy Spectry rozszerzyły się, a on sam oddychał ciężej. Miecz nie drgnął ani o milimetr.
– Nie będę twoją zabawką, Phantom. Czego nie zrobisz, nigdy ci nie ulegnę. Nie pokocham cię – niemal wypluła te słowa. – Więc dokończ dzieła albo zrobię to sama! – warknęła, chwytając ostrze.
   Wyrwał je gwałtownie, przecinając jej dłoń. Zdumiona spostrzegła rozpacz zmieszaną ze strachem, która na sekundę odbiła mu się na twarzy. Wtedy zaświeciła jej się lampka. Czyżby...
   Nadzieja zgasła szybko, kiedy runął na nią całym swoim ciężarem. Wzdrygnęła się, widząc po raz kolejny jego uśmiech pełen obłąkania. Jedną ręką przyciskając jej dłonie do podłogi, drugą delikatnie  przejechał po jej pękniętej wardze i siniaku, który powoli formował się nad nią.
– Tyle zadrapań, tyle krwi – mruczał, po czym przejechał palcami po jej włosach. – Mogłaś tego uniknąć, wiesz? Gdybyś wreszcie zauważyła, że ode mnie nie ma ucieczki.
   Zacisnęła usta w wąską linię. Powoli zaczęła przesuwać dłoń w stronę porzuconych nożyczek, nie spuszczając z niego wzroku.
– Mówisz, że wolisz się zabić. To smutne i niepokojące, Jessie. Nie mogę ci na to pozwolić.
– Chcesz się przekonać?
– Nie muszę – nachylił się, niemal stykając się z nią nosem. – Już wiem, jak to zrobię.
   Owinęła palce wokół chłodnej powierzchni nożyc. Napięła mięśnie, czekając na odpowiedni moment.
– Niby jak?
– Wystarczy, że wejdę ci do głowy.
   Znajomy chłód rozszedł się po jej brzuchu. Spectra zmrużył powieki.
– Masz zbyt wiele złych wspomnień o mnie. Jeśli się ich pozbędę... – zawiesił głos. Przełknęła z trudem ślinę. – staniesz się moja.
– Nie będziesz mieszał mi w umyśle! – syknęła, robiąc zamach.
   Spectra nawet się nie odwrócił, tylko złapała ją za nadgarstek i mocno odgiął. Zacmokał z politowaniem, zjeżdżając dłonią koło jej ramienia.
– Wszystko będzie dobrze – mruknął. – Wiesz, że nie chce sprawić ci bólu.
   Chciała rzucić kąśliwą uwagą o swoich siniakach, gdy poczuła delikatne ukłucie. Obróciła głowę, akurat by ujrzeć, jak Spectra wyrywa cieniutką igłę z jej szyi.
   Jej ciało zaczęło robić się ociężałe, jakby wszystkie mięśnie opadły kompletnie z sił. Spectra westchnął, po czym podniósł ją, wsuwając ręce po kolana i żebra. Próbowała walczyć, szarpać się, lecz była jak marionetka, której odcięto wszystkie sznurki.
– Muszę cię opatrzyć – mówił dalej kojącym głosem. – A potem, kiedy wraz Gusem opuścimy tę przeklętą planetę, sprawię, że będziesz szczęśliwa.
   Powieki zaczęły jej opadać. Zdążyła jeszcze poczuć, jak całuje ją w czoło, nim ogarnęła ją ciemność.
   Przegrała ich grę...




  
 Tak, moi drodzy, napisałam 2 część shota z yandere!Spectrą XD Tym razem bardziej z perspektywy Jessie i pewnie gorszą, bo kontynuację zawsze są gorsze, ale cóż ^^'' Nw jak z rozdziałem, bo niby się pisze, ale dość powoli
Odmeldowuje się!

2 komentarze:

  1. XDDD no mnie tam nie pociąga, ale o gustach się nie dyskutuje, ale Jess go z chęcią odda XD ^^''

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, dobrze, dobrze, wdech i wydech XDD No nie tutaj to chodzący ogień, tylko szkoda, że spali wszystko bez chwili zastanowienie ^^''

    OdpowiedzUsuń