Jednym ze znanych
klasyk życia był fakt, że jeśli coś zaczęło się układać, to zaraz coś innego
musiało się koncertowo spierdolić. Ot jedno z praw natury, z którym nie dało
się wygrać. Tak sobie właśnie myślałam, gdy w środku nocy siedziałam na łóżku, a
dookoła wył alarm. Powinnam była się zrywać i zobaczyć, co się dzieje, jednak
bardziej wyklinałam w duszy na Dana za tak głośny dźwięk. Nie mógł być jakiś
bardziej dyskretny? Litości, pierwsza nocka że wyspałabym się jak człowiek! A
wybitnie mi nie do twarzy z sińcami fioletowymi niczym dojrzała śliwka.
Więc tak sobie
dalej siedziałam, patrząc tępo w ścianę, Fludim latał dookoła z milionem pytań,
na korytarzu panowała wrzawa. Dźwięk się nasilił, kiedy drzwi od pokoju się
otworzyły, wpuszczając światło lamp z holu.
– Czy tutaj nigdy nie może być spokojnie? – zawarczała Jane,
idąc w moją stronę. Pasek od czarnego szlafroka powiewał za nią. – Masz
pojęcie, co się dzieje? Marucho tylko mignął mi przed nosem, więc nie
zapytałam.
– Hmmm? – Spojrzałam na nią nieprzytomnie. Dała mi
pstryczka. Wydęłam policzki i pomasowałam czoło, zmuszając szare komórki do
działania. – To wyjące gówno to pułapka
Dana.
– Co? Jaka znowu pułapka? Na kogo?
Materac ugiął się
lekko pod ciężarem dziewczyny. Zdmuchnęła czarne loki z twarzy i wbiła we mnie
uważny wzrok. Nienawidziła przerywania sobie snu, dlatego musiałam jej ładnie
to wyjaśnić, by nie utopiła potem Dana w pobliskim bajorze.
– No bo Jake dziwnie się zachowywał jak nie on – zaczęłam.
– Fakt, nagle zaczął gadać jak naukowiec.
– Dokładnie, dlatego Danny uznał, że poprosi Elrighta, by
założył jakąś pułapkę przy obsłudze barier. Jakby Jake chciał coś zmajstrować.
– Doceniam pomysł, ale naprawdę musiał to być tak
wkurwiający dźwięk?
Rozłożyłam
bezradnie ręce, gdy drzwi znów skrzypnęły i do środka wpadła zasapana Haruka.
Oparła się biodrem o framugę i powiodła dzikim wzrokiem dookoła, zanim lekko
zataczającym się krokiem ruszyła do nas.
– Była tu Aki? Lub widziałyście ją?
Zgodnie
pokręciłyśmy głowami, na co Haru zaklęła. Poprawiła koszulkę i padła na kołdrę.
Poczułam zimno pełznące z dołu żołądka, ale starałam się je zdusić.
– A nie śpi? – spytałam. – Niby nawala cholernie, ale to
przecież Aki.
– Nie – Shiena popatrzyła na nas. – Drzwi od jej pokoju są
otwarte i ani jej ani Leausa nie ma w środku.
– Pobiegła zobaczyć, co się dzieje? – zasugerowała niepewnie
Aki, również zaczynając się niepokoić.
– Zawsze nagle poszłaby po jedną z nas.
Przełknęłam ślinę
i odrzuciłam kołdrę. Wsunęłam bose stopy w trampki wzięłam głęboki wdech, dalej walcząc z pnącym
się po kręgosłupie lodem.
– Poszukajmy jej. Może wstała jeszcze przez tym i poszła do
kuchni? – zaproponowałam.
Dziewczyny
zaaprobowały pomysł i wyszłyśmy na korytarz. Jednak każda z nas czuła, że
oszukujemy same siebie.
****
Och, doskonale
wiedziała, co zastanie, w chwili, gdy ta zielona idiotka złapała ją za
nadgarstek. Dlatego bez chwili wahania wymierzyła jej prawego sierpowego. Nikła
iskra satysfakcji przeszła ją, gdy poczuła ciepło skóry na knykciach. Ledwo
dotknęły stopami podłogi w jakimś ciemnym pomieszczeniu, już Heather wydała
stękniecie bólu, gdy jej szczęka odleciała w lewo. Z rozciętej wargi popłynęła
strużka krwi.
– Chyba nie myślałaś, że będę stała spokojnie, szmato –
prychnęła.
Heather spojrzała
na nią i uśmiechnęła się, zlizując krew. Potarła czerwony ślad po uderzeniu i
wyprowadziła kontrę z lewej pięści, lecz Japonka zdążyła się schylić i uderzyć
głową w jej brzuch, przewalając młodszą dziewczynę na plecy. Wyswobodziła
przegub z uścisku i docisnęła wątłe ramiona do podłogi.
– Właśnie dlatego tak was lubię – odezwała się wreszcie
Heather. – Zawsze czymś mnie zaskoczycie.
Akane zdusiła chęć
przewrócenia oczami. Ta dziewczynka naprawdę działała jej na nerwy.
– Czemu mnie tu przeniosłaś?
– Zbyt długo zwlekałyście ze swoją wizytą.
– Ha? Poje....Kurwa! – syknęła, czując ostre uderzenie
kolana w bok. Zupełnie zapomniała o nogach Heather.
Potoczyły się na
podłodze. Tym razem to wojowniczka Darkusa zawisła nad drugą. Wyszczerzyła
zęby, bawiąc się jedną ręką małym sztyletem, który po naciśnięciu guzika
pokrywał prąd. Akane uniosła brew, już mając zakpić, gdy spostrzegła srebrną
bransoletę na nadgarstku psycholki.
– Ooo? Czyżby naszej lalkarce coś nie wyszło i teraz szukała
wyjścia, jak ułaskawić Gundalian? – spytała z fałszywym smutkiem. – Jak to się
mogło stać?
– Nie wszystko da się przewidzieć – Heather wzruszyła
ramionami z nonszalancją. – Ale przez to wszystko jest ciekawsze – Oblizała
wargi, mrużąc powieki.
Akane udała, że
zdusza wymioty.
– To co? Ja za twoje wracania do łask? Doprawdy,
niesamowicie ciekawe! Przebywałaś całe pięć minut w pałacu Neathian i powaliłaś
jednego strażnika. Adrenalinka to pewnie już ci się wylewa nosem?
– Kto tu mówił o jakimś powrocie do łask? – Heather usiadła
jej na biodrach. Postukała się sztyletem po nosie, marszcząc brwi. – Nie
oszukuj się, skoro ty tu jesteś, to twoje przyjaciółki też zaraz będą. A ja
naprawdę chcę zobaczyć pełną furię Jessie. O i ta Jane – Jej oczy zabłysły.
O chuj, o chuj,
wkurwiająca czy nie, to miała rację. Tak jak ona zaraz by ruszyła po którąś z
ich ekipy, tak zrobiłyby one. Czyli to za niedługo nastąpi. Oj nie. To był zły
pomysł. Cholernie zły. Walić Heather, ją to to można było zetrzeć w kilka minut
– zwłaszcza, gdy Jess zaczynała w pełni używać mocy i robić ogólny rozpierdol –
ale reszta Gundalian to już nie były przelewki. Zwłaszcza w cztery. No pewnie
pięć, bo Dan pantofel na pewno też się przywlecze, ale to i tak nie były dobre
kalkulacje.
Czyli musiała
spierdalać, póki miała tylko szmatę na łbie. Już miała palce owinięte wokół
paralizatora w kieszeni spodenek, gdy wokół rozbłysło światło tak intensywne,
że musiała na moment przymknąć oczy.
– Ziemianie naprawdę są durni – rozległ się damski pełen
wyniosłości i lekkiej kpiny głos. Bardzo znajomy.
– O kurwa, brokuł – palnęła, nim pomyślała i otworzyła oczy.
Kazarina stała na
podwyższeniu ze skrzyżowanymi ramionami i na jej komentarz wykrzywiła twarz w
grymasie. Heather zakaszlała, maskując chichot.
Akane podniosła
się, dalej trzymając dłoń swobodnie wpuszczoną w kieszeń spodenek. Choć na
język cisnęły jej się kolejne złośliwości, to jednak rozum – owszem posiadała
go, mimo wątpliwości Leausa – stanowczo tego odradzał. Cholera wiedziała, co
rozzłoszczona Kazia może zrobić, a za bardzo nie miała drogi ucieczki.
Cóż za chujnia,
dawno w takiej nie była.
– Widzę, że humor cię nie opuszcza – syknęła Gundalianka,
sztyletując ją wzrokiem. – Zupełnie jak wtedy, kiedy wasza banda postanowiła
zniszczyć nasz pałac.
– Nie nasza wina, że białowłosy pajac nie wiedział, kogo nie
tykać – Wzruszyła ramionami. – Zresztą widać, że nie uczycie się na błędach.
– Z przyjemnością patrzyłabym, jak się łamiesz – przemówiła
niewzruszona Kazarina.
Pytanie Aki
zamarło na języku, gdy Gundalianka rozprostowała dłoń, po której zaczęły
skakać żółte iskry. Ścisnęła nieco mocniej paralizator, lecz z takiej
odległości na niewiele by się zdał. Musi koniecznie zainwestować w taser.
– A potem używała jako mojego lojalnego sługę. Niczym Jake’a
– Wykrzywiła wargi w uśmiechu. – Zauważyłam, że bez swoich uczuć jest dużo
lepszym i bardziej pożytecznym wojownikiem. Ciekawe, czy ty wreszcie wtedy
byś milczała? – Przechyliła głowę, unosząc brew. – Cóż, nie mam się co
śpieszyć.
– Szczerze w to wątpię – Akane oblizała usta. – Nie masz
pojęcia, z czym się mierzycie.
– Och, a ty masz, głupia Ziemianko? – sarknęła Kazarina. –
Wplątaliście się w wojnę dwóch obcych planet i naprawdę myślicie, że wyjdziecie
stąd bez żadnej skazy. Lekceważycie nas.
Japonka zerknęła
kątem oka na Heather. Trochę zawiało hipokryzją, ale niech już będzie temu
przedramatyzowanemu brokułowi.
– Nikomu nie puszczę płazem lekceważenie Barodiusa – sama –
Gundalianka strzeliła palcami. – Jake!
Z cienia wynurzył
się Vallory. Ciągle w stroju Rycerzy Zamkowych, lecz niepokojąco uśmiechnięty z
lśniącymi żółtymi tęczówkami.
– Tak, pani Kazarino? – spytał, skłaniając się lekko. Jego
bakugan siedział cicho na ramieniu.
– Zabierz naszą nową koleżankę Akane do jej celi – rozkazała
pani naukowiec, patrząc na niego przez ramię. – Muszę omówić kilka rzeczy z
naszym władcą.
– Oczywiście.
Akane zamrugała
intensywnie. Niby brokuł miał jakieś imponujące IQ, a wysyłał z nią Jake?
Dobra, może i miał teraz sieczkę we łbie, ale ta sieczka i tak nie była zbytnio
inteligenta. Zadawał się z Kuso, do cholery!
Ale nie będzie
narzekała, przynajmniej będzie łatwo spierdolić. Nieco się rozluźniła, gdy
Leaus pociągnął ją mocno na pasmo włosów. Podniosła oczy i ujrzała błysk żółci.
Ahh...dlatego.
****
Dym z papierosa
Jane unosił się ku sufitowi i uciekał uchylonym oknem. Haruka w odruchu
rozpaczy ostatecznej wpełzła jeszcze pod łóżko, jakby liczyła, że Aki się tam
ukrywa, robiąc nam żart stulecia. Jednak znalazła tam jedynie kurz, papierek po
lizaku oraz buteleczkę gazu pieprzowego.
Żeby nie było,
przeszukałyśmy cały ten przeklęty pałac. Nawet piwnicę, gdzie Jane wywinęła
imponującego orła i niemal skręciła sobie kark, a ja stoczyłam ciężką walkę z
grubymi pająkami. A Aki jak nie było, tak nie było. To powiodło nas do jej
pokoju, ale tam też wiało pustką.
– Porwali ją? – spytała Jane.
– Tak w ciszy? Bez okrzyków, śladów walki? – Uniosłam brew.
– Ponadto nie mieli pojęcia, kto gdzie śpi.
– To prawda – mruknęła Haru. – I po jasną cholerę mieliby to
robić? Myślę, że raczej mogło ją przenieść z Jakiem, jeśli poleciała za nim do
pokoju kontrolnego.
– Widzi któraś z was Aki, która bohatersko zrywa się w
środku nocy i biegnie za naszym teoretycznym kolegą, bo coś jej nie pasuje? –
Jane zaczęła rozgniatać papieros o filiżankę. – Bo ja absolutnie nie.
– To gdzie w takim razie jest? – Shiena opadła na łóżko.
– Możemy jeszcze poczekać, aż Dan z Shunem wrócą, ale trzeba
założyć najgorsze.
– Kazarina potrafi hipnotyzować – mruknęła Jane. – Zapewne
zrobiła to z Jakiem. Więc co jeśli założymy, że potrzebowała więcej?
Zagryzłam wargę.
Kochałam Jane całym serduchem, ale czasami potrafiła naprawdę porządnie
dojebać. Powiedziała najbardziej prawdopodobną opcję, znając nasze i moje
(nie)szczęście, tak pewnie było.
Ta Neathia była jakaś zaklętą, ja pierdolę,
no.
– Znalazłyście Akane? – spytał Marucho, którego wyrwałyśmy
ze snu, gdy Haru przydzwoniła łbem o boczną lampę w głównym holu.
No i zapomniałam
wspomnieć, że po tych poszukiwaniach, to miałyśmy z tuzin siniaków, żeby nam
milej w życiu było.
– Nie – Pokręciłam głową. – Rozpłynęła się w powietrzu. Ona
i Leaus.
– Ojej – Blondynek się stropił i ściągnął brwi. – Może
zabrała ze sobą komunikator czy coś takiego? Wtedy mógłbym...
– Em, znalazłem coś takiego – wszedł mu w słowo Ren, który
wyłonił się znikąd.
Podniósł dłoń pod
światło. Blask odbił się od długiego, zielonego włosa.
Filiżankę na
nocnej komodzie objął fioletowy dym, nim pękła na kawałki.
****
– Myślisz, że uda
ci się z nią porozmawiać? – Sombra nie kryła powątpiewania w głosie.
Vena spojrzała na
partnerkę, zanim westchnęła głośno i objęła się ciaśniej ramionami. Dzień był
wyjątkowo mroźny i wietrzny. Śnieg sypał gęsto, zamazując widoczność. Mimo to
postanowiła wybrać się do pałacu.
– Nie mam pojęcia – odparła szczerze. – Widziałam Reiko
tylko raz. Ale może uda mi się chociaż zorientować, jak źle jest?
– Słyszałaś. Nie wychodzi i nikogo nie wpuszcza.
– Wiem. Nawet nie muszę jej widzieć. Ale potrzebuję jej coś
powiedzieć.
Od czasu telefonu
od Spectry widziała zmiany u Kenjiego. Często zdarzało mu się odpływać w
myślach, co kończyło się potem zranionym palcem czy drobnym poparzeniem. Stał
się też bardziej nerwowy. I to ją bolało, bo znała powód. Przeszłość znów do
niego wracała, akurat gdy odzyskał kogoś cennego.
Zatrzymała się
przed wysoką bramą i spojrzała na pałac. Szmaragdowe flagi dumnie powiewały na
wieżach. Pomimo że to nie był ten zamek, to mogła sobie wyobrazić reakcję
Kenjiego, jeśli te białe mury objęłyby płomienie. Panika. Przyśpieszony oddech.
I ta bezbronna forma zwiniętą w kulkę, zupełnie jak gdy wybudzał się ze swoich
koszmarów.
Zbrodnia Zenohelda
zostawiła na nim blizny. Tak głębokie, że nawet po dekadzie najmniejsza rzecz
mogła znów go złamać. A do tego Vena nie chciała dopuścić. Uśmiech jej
narzeczonego był za cenny, by zniknąć.
Przeszła ścieżką
do szerokich schodów, gdzie już czekała na nią Reinare. Strażnicy przepuścili
je bez słowa. Od czasu kiedy pałac stał się siedzibą Rady, niemal każdy mógł
wejść po identyfikacji dowodu. Jednak Rei, która przychodziła nieraz z panem
Vamkilem, była tam już dobrze znana.
– Skarbie, jesteś pewna? – Volan spojrzała na nią z lekkim
niepokojem.
Vena ściągnęła brwi
i przechyliła głowę.
– Wiem, że Reiko nie jest do końca...zwykła, ale czy jest aż
tak źle?
– Ciężko to stwierdzić. Nie zrobiła nikomu krzywdy –
mruknęła Rei.
Zaczęły schodzić
zakręconymi marmurowymi schodami w dół. Chociaż w pałacu grzano porządnie, to
objął je lekki chłód. Vena mocniej okręciła szalik wokół szyi.
– Jednak odmawia widzenia nawet pana Vamkila, a wcześniej
mieli świetne relacje. On też mi nie chce powiedzieć, co jest grane, a wydaje
mi się, że coś wie. Zresztą mniejsza z tym, ostatnio w ogóle się nie odzywa.
– To skąd wiecie, że tam jest?
– Słychać kroki i szelest kartek.
Zatrzymały się w
korytarzu, z którego odbiegał skręt w lewo. Znajdowały się tam drzwi do pokoju,
gdzie przebywała Reiko. Vena poczuła, jak mimo chłodu zaczynają jej się pocić
ręce.
– Zostawię cię tutaj – Reinare przytuliła ją. – Jak coś to
wołaj – Zerknęła na skręt.
– Przecież nie jest niebezpieczna – westchnęła. – Jessie i
ona są podobne.
Rei wzdrygnęła się
i spojrzała na nią zaskoczona.
– Nie chodziło mi o to w kontekście ich pochodzenia czy
mocy! – Wydęła policzki. – To mnie nie obchodzi. Tylko nie wiem, jak z jej
stanem psychicznym.
Vena pokiwała
głową, posyłając jej nikły uśmiech. Volan ruszyła do schodów, a ona do zakrętu.
Drzwi były
wykonane ze lśniącego drewna i wydały przyjemny dźwięk, gdy w nie zapukała.
– Pani Reiko?
Po drugiej stronie
przez dłuższą chwilę panowała cisza. Potem rozległ się szczęk desek. Obrała to
za dobrą monetę i nabrała powietrza.
– Jestem Vena. Właściwie Venelana. Narzeczona Kenjiego.
Kolejne
skrzypnięcie. Tym razem głośniejsze.
– Wiem, że widziałyśmy się raz i krótko. I że masz teraz... –
urwała, szukając dobrego słowa. – wiele swoich problemów. Jednak martwię się o
Kenjiego. – Przełknęła ślinę. – Widzisz, niepokoi go twój stan. Mam wrażenie,
że przywołuje to wiele jego demonów. Wiesz, Zenohelda i śmierć rodziców i
Cassandry.
Teraz wyraźnie
słyszała głośne wciągnięcie powietrza przez kobietę. Czekała cierpliwie, lecz
Reiko nie uchyliła drzwi, więc kontynuowała.
– Dlatego chciałabym, żebyś mi powiedziała, czy coś jest nie
tak? Z tobą? Albo z Jessie? Coś nam grozi? Naprawdę nie chcę widzieć Kenjiego w
takim stresie. Jeśli pani się boi, to on też. Bo to przypomina mu o tamtym...
Nie wiedziała, co
miała dalej mówić. Nie przygotowała żadnego planu. Pragnęła tylko czegoś, co
uspokoiłoby Kenjiego i przekonało go, że przeszłość nigdy nie wróci. Czemu
Reiko nie odpowiadała? Co jej tyle zajmowało?
Potarła ręce. Nie
może tracić nerwów.
– P-próbowałam – rozległ się głos Reiko. Rozbity i słaby. – Jednak
nie mogę znaleźć odpowiedzi. Nie wiem, kto kłamał.
Vena otworzyła
szeroko oczy, czując dreszcz biegnący po plecach. O co chodziło kobiecie?
Zapukała jeszcze raz, gdy Reiko zamilkła.
– Pani Reiko? Co się dzieje?
Brak odpowiedzi.
Sięgnęła do klamki i ku jej zaskoczeniu drzwi nie okazały się zamknięte na
klucz. Pchnęła je lekko i zajrzała do środka.
Światło z korytarza
padło na porozrzucane kartki oraz fragmenty szkła. Mocno zaniepokojona Vena
pchnęła drzwi do końca i weszła. Powitał ją widok rozbitego lustra w srebrnej
ramie, pokrytego błękitną cieczą do złudzenia przypominającą krew. Wokół leżało
też mnóstwo dokumentów, powyrywanych stron z książek. Różne twarze władców
sprzed lat spoglądało na nią surowo z posadzki.
Sama Reiko
siedziała sztywno na fotelu. Wpatrywała się niewidzącymi oczyma przed siebie, a
palcami bawiła się bezmyślnie błyszczącą tiarą. Włosy miała w nieładzie, jej
lewa dłoń była splamiona tą niebieską cieczą. Vena zepchnęła pnący się strach w
dół żołądka i przykucnęła koło fotela. Reiko nie wyglądała groźnie, lecz jakaś
aura tego pokoju i to rozbite lustro nakazywało jej zachować czujność.
– Pani Reiko?
Kobieta zamrugała
gwałtownie jak wyrwana z głębokiej drzemki i spojrzała na nią. Miała łagodne
oczy w kolorze fiołków. Uśmiechnęła się smutno.
– Nic nikomu się nie stanie. Tylko nie podchodźcie do grobu.
Żadne słowo nie
zdążyło wydostać się z gardła Veny, gdy Reiko rozpłynęła się w powietrzu. Tiara
potoczyła się po posadzce i oparła o jej but.