Błoga mgiełka snu
powoli zaczynała się rozrzedzać, przez co zaczęłam rejestrować coraz więcej
dźwięków. Szum opon o drogę, świst wiatru oraz czyjś spokojny oddech. Zaraz,
oddech?
Otworzyłam wolno
oczy, ziewając głośno. Obróciłam głowę i ujrzałam Keitha, który spał w fotelu z
głową opartą o miękki plusz. Wtedy wydarzenia zeszłej nocy uderzyły we mnie
niczym wzburzona fala. Dziwny chłopak, Dan, koszmary w pałacu. Przyjemne wewnętrzne
ciepło momentalnie uciekło, pozostawiając po sobie zimną pustkę. To, że spokojnie
spałam, musiało być sprawką Reiko. Jednak skąd wzięły się te wcześniejsze
wizje? Dlaczego widziałam Vexosów, moją rodzinę?
- Jess.. – głos Fludima
przywołał mnie do porządku.
Spojrzałam na przyjaciela. Wyglądał na
przestraszonego i zmartwionego.
– Fludi, co się wczoraj stało,
jak zemdlałam? – szepnęłam, desperacko potrzebując tej wiedzy, żeby choć trochę
okiełznać chaos w głowie.
– Reiko użyła jakiegoś czaru,
kiedy zaczęłaś panikować. Ty zasnęłaś, ona kazała Danowi wracać przez portal.
Wróciliśmy. Spectra tu był, ale nic nie powiedział – Bakugan westchnął. – Reiko
cię położyła, nakazała nie budzić i tyle. Tylko Jess, co się stało? Miałem
wrażenie, że zaraz się rozpłaczesz.
– Widziałam Hydrona, Volta i resztą
oraz moją rodzinę – wyznałam cicho, ciągnąc rękaw koszulki. – Martwych, całych
we krwi – Wzdrygnęłam się. – I… - Zerknęłam kątem oka na Keitha. Ciągle spał. –
Zaczęły nawiedzać mnie myśli, co jeśli Spectra ciągle jest tym złym.
Fludim przez chwilę milczał, po czym
podsunął się pod moją dłoń i lekko trącił palec w geście pocieszenia.
– Myślisz, że to prawda?
– Nie – Pokręciłam głową. –
Ale te koszmary… – Przymknęłam na moment oczy, urywając wypowiedź. – Szczerze
przez to spotkanie z tym gościem zaczynam mieć coraz więcej pytań.
Bo on coś wiedział. A jeśli Spectra nie
będzie chętny odpowiedzieć na kilka pytań, to chyba będę musiała ponownie się z
nim spotkać, choć było to dość kretyńskie posunięcie. Chyba, że wezmę Akane,
wtedy można iść bez strachu.
Keith poruszył się przez sen, a głowa opadła
mu na ramię. Podniosłam się i złapałam za poduszkę, by mu podłożyć pod ten
nieszczęsny kark. Co on tu robił i czemu był ubrany w garniak?
Drgnął na mój dotyk i po chwili rozchylił
powieki. Poprawił się na fotelu, przecierając oczy. Zegar nad jego głową
wskazywał na godzinę siódmą dziesięć. Wspaniale, znów będę spóźniona, cóż za
nowość w mym życiu.
– Nie żeby mnie twój widok
nie cieszył, ale co tu robisz? – spytałam, przenosząc wzrok na niego.
– Chciałem z tobą porozmawiać
– odparł. – A tak bardziej to ostrzec.
Serce mi szybciej zabiło, a zimno w środku zaczęło
się piąć ku płucom. Spectra podniósł się na równe nogi. Światło słoneczne tak
padło na jego twarz, że wyraźnie podkreśliło ciemne sińce pod oczami. Myślałam,
że powie, o co chodzi, ale zamiast tego ujął mnie za rękę i wyprowadził z
pokoju.
– Muszę napić się kawy.
Ogłuszona dałam się usadzić na krześle w
jadalni i pozwolić, by Keith zniknął w kuchni. Jednak trzeba go pochwalić,
zrobił mi tosty, które nie były spalone, a i toster pozostał w jednym kawałku.
Sam usiadł jedynie z kubkiem kawy. Gdyby nie powód jego wizyty i wcześniejsza
ponura wyprawa pewnie uznałabym to za perfekcyjny poranek.
– Too – Uniosłam tosta. –
przed czym chciałeś mnie ostrzec?
– Raczej przed kim – poprawił.
– Chodzi o chłopaka imieniem Gawain. Jest nieco starszy od ciebie i z tego co
wiem, przebywa w Bakuprzestrzeni. Nie powinnaś z nim rozmawiać i starać się go
unikać.
Poczułam skurcz w żołądku, ale zmusiłam się,
by przełknąć kęs.
– Jak wygląda?
– Nieco wyższy niż ty, czarne
włosy i żółte oczy – odparł. Musiałam zblednąć, bo zmarszczył brwi. – Jessie?
Coż, nie było sensu tego ukrywać.
– W takim razie już za późno,
bo go spotkałam – mruknęłam. Spectra otworzył szeroko oczy. Rozparłam się
wygodniej na krześle. – Wczoraj po pojedynku, kiedy byłam już w recepcji.
Podszedł do mnie.
– Czego chciał?
Wbiłam w Keitha wzrok. Tosty leżały
zapomniane na talerzu.
– Mówił o mroku Vestalii. I o
tym, że wiele o tobie wie.
Ręką Spectry mocniej zacisnęła się na kubku,
a on sam wyglądał, jakby walczył z wykrzywieniem się w grymasie. Nie opuszczałam
oczu, czekając na jakąś odpowiedź.
– Skąd się znacie? – spytałam.
– Co masz wspólnego z slumsami? – Chciałam pytać dalej, ale się powstrzymałam.
– Poznałem go, gdy byliśmy
młodsi – odezwał się po dłuższej ciszy. – Nigdy za sobą nie przepadaliśmy –
Wzruszył ramionami.
Wyraźnie lawirował wobec odpowiedzi,
rzucając tylko nędzne ochłapy, by odwrócić moją uwagę. Zmarszczyłam brwi.
– Zachowywał się, jakby naprawdę dużo o to
wiedział. Czemu nie odpowiesz szczerze?
Drgnął na mój szorstki ton.
– Poznaliśmy się, gdy byliśmy
młodsi – powtórzył. – A potem spotkaliśmy, kiedy robiłem interesy w slamsach – dodał
niechętnie. – Pewnie to chciał ci opowiedzieć.
– Jakie interesy? – drążyłam dalej,
choć i tak to już wiele tłumaczyło. Stąd musiał mieć tyle kasy, w końcu co jak
co, ale Keith łeb do interesów miał.
– To już nie jest ważne –
rzekł chłodnym tonem. – Skończyłem z tym po upadku Zenohelda.
Wzrokiem dał mi do zrozumienia, że dalsze
pytanie o to tylko go bardziej wkurwi. Dlatego zmieniłam nieco temat.
– Co takiego jest w slumsach?
– Biedni ludzie.
Czasami chyba powinnam go pierdolnąć za
takie odpowiedzi. Jeszcze uśmiechnął się ironicznie. Przewróciłam oczami,
odgryzając kawałek tostu.
– Pytam, bo powiedział, że
powinnam to zobaczyć na własne oczy.
Momentalnie uśmiech znikł, a twarz Spectry
stała zimna.
– Gawain mnie nienawidzi,
więc ciebie pewnie też. Pójście z nim gdziekolwiek brzmi jak skrajna głupota –
odparł, ale czułam, że chętnie by dodał „czyli jak coś co często robisz”.
Stanowczo
powinnam mu wbić do głowy nieco więcej szacunku, ale pozostałam na zmierzeniu
go spojrzeniem spode łba.
– Zawsze ty możesz ze mną tam
pójść – burknęłam. – Jestem przekonana, że nikt nie tknie wielkiego Spectry.
– To nie jest miejsce, gdzie
obowiązują jakieś reguły. Póki rząd nie rozwiąże tej kwestii, nie powinnaś się tam
zbliżać.
– Ale strach zawsze działa na
ludzi i zmusza do posłuszeństwa, choćby tego nie chcieli – Uniosłam brew. – A nie
wydaje mi się, byś handlował tam kwiatkami?
Widocznie zacisnął zęby, bo mięśnie szczęki
mu się napięły. Zanim mrugnęłam, podniósł się, uderzając lekko dłonią w stół.
Kubek zachybotał.
– Czemu właściwie cię to
interesuje? – ni to spytał ni to syknął. – Dlaczego tak desperacko chcesz
wiedzieć o tym, co było kiedyś? Po co ci to?
Zamrugałam, po czym zmrużyłam powieki i sama
się podniosłam.
– Dziwisz się? Ja cię pod tym
względem kompletnie nie znam, Keith. Nie znam większość twoich znajomych, nie
wiem, co się z tobą działo przed Vexosami. Tak właściwie, to nie wiem, co się
działo już nawet w trakcie działania wśród nich! – Wycelowałam w niego palcem. –
Ciągle gdzieś znikasz, niewiele mówiąc. Na początku jakoś było mi wszystko
jedno, ale im dłużej na to patrzę, to nie jest normalne. Ty znasz moich
przyjaciół, rodzinę. Wiesz, co robiłam, jak byłam młodsza. Nie uważasz, że ja
też na to zasługuję, skoro jesteśmy razem? – zakończyłam, biorąc głęboki wdech.
W trakcie mojego monologu twarz Spectry
widocznie złagodniała. Nie marszczył się już, a jego oczy nie ciskały błyskawic.
Odetchnął i przejechał dłonią po włosach, jakby nieco speszony. Wyciągnął ku
mnie rękę i ujął mój nadgarstek.
– Jeśli chcesz, zabrałbym cię
na następny bankiet dla inwestorów. Poznałabyś kilku moich współpracowników –
mruknął, gładząc kciukiem skórę przegubu. Zrobiło mi się cieplej na ten gest. –
Jednak na niektóre rzeczy musisz mi dać czas – Jego głos przybrał poważny ton. –
Większość ludzi, z którymi robiłem interesy, to nie są przyjemne osoby, a ciągle
nie rozwiązałem tych spraw.
– Jakby kogoś to dziwiło –
odparłam. – Sam nie jesteś zbytnio uroczy. Zwłaszcza w tej koszmarnej masce.
Wyglądało, że chciał coś powiedzieć, ale
ugryzł się w język i jedynie zrobił zniesmaczoną minę.
– Więc umowa stoi?
Skinęłam głową, na co poczułam jak jego wargo
ocierają się o moją dłoń w delikatnym pocałunku. Na moment zdurniałam, lecz
Spectra jakby nigdy nic zabrał kubek i wyminął mnie, idąc do kuchni.
– Lepiej się zbieraj. Odwiozę
cię do szkoły – rzekł jeszcze.
Popatrzyłam na dłoń, bo ciągle miałam problem
z pojęciem, co się wydarzyło. Potem wolnym krokiem poszłam do siebie. Dopiero
kiedy w chaosie zapinałam guziki czarnej koszuli, dotarło do mnie, że ani razu
nie spytał, co się ze mną działo przez noc. Z jednej strony ulga, że nie
musiałam wyjaśniać, ale z drugiej cholernie podejrzane. Kompletnie nie w jego
stylu.
– Jess!
– Idę! – krzyknęłam i szybko
pocałowałam Aresa w czółko, jednocześnie łapiąc plecak.
Fartem nie wywróciłam się na schodach i nie
skręciłam karku, więc po trzech minutach mknęłam już samochodem na fantastyczne
lekcje. Oczywiście Keith jechał po swojemu czyli niemal kompletnie ignorując
ograniczenia prędkości.
– Więc gdzie byłaś w nocy?
Rzucił to pytanie swobodnym tonem, zerkając
na mnie, po czym wracając wzrokiem na drogę. Ahh, czułam, że moja radość była
za szybka. Wtuliłam się mocniej w fotel.
– Na Vestalii. U Reiko.
– Po co byłaś u niej w środku
nocy? Stało się coś?
– Cóż… - Podrapałam się po
karku, myśląc, ile mogę powiedzieć. – Stało, ale nie mi – dodałam szybko, bo
zauważyłam, jak zacisnął palce na kierownicy. – To był nagły przypadek i pomoc
Reiko była niezbędna.
Nie było to w żadnym przypadku kłamstwo.
Tylko nie powiedziałam, że Dana prześladują dziwne koszmary z mordą Sześciookiego
w roli głównej. Swoją drogą oby zjawie udało się coś znaleźć, bo Dan zdawał się
być na granicy załamania. A w połączeniu z szalejącą mocą Drago to może
skończyć się tragicznie.
– Zrobiła ci coś, że
zemdlałaś? – Ton Keitha był podejrzliwy, co w sumie nie dziwiło, bo mówiliśmy o
Reiko.
Wzdrygnęłam się, bo z gąszczu wspomnień
mimowolnie wyrwała się zakrwawiona twarz Hydrona. Wbiłam paznokieć w skórę, by
przywołać się do porządku.
– Można powiedzieć, że
poprzypominało mi się trochę niemiłych rzeczy.
– Niemiłych?
– No wiesz… - Przeniosłam wzrok na szybę. Przełknęłam ślinę.
– niektóre wydarzenia za Zenka były trochę traumatyczne.
Niespodziewanie poczułam jego rękę na
kolanie.
– Dobrze się czujesz?
Odwróciłam głowę. Wzrok Keitha był
niecodzienny, bo taki zmartwiony? To w połączeniu z jego ręką sprawiło, że moje
usta zadziałały szybciej niż umysł.
– Byłam przerażona. Widziałam
ich wszystkich. Vexosów, rodziców. Miałam wrażenie, że mieli mi za złe, że
dopuściłam do ich śmier…– urwałam gwałtownie, czując dziwną pustkę w środku.
Jakbym właśnie wyrwała jakąś cząstkę siebie i zaprezentowała ją na dłoni.
I może tak właśnie było. Może właśnie powiedziałam
Ferminowi coś, co od dawna nosiłam w głębi siebie, ale próbowałam ignorować.
Tylko że niektórych spraw nie da się porzucić w zapomnieniu, bo one w końcu wracały
i to z podwójną mocą.
Skupił wzrok na sznurze aut, ale uścisk
jego dłoni na kolanie stał się mocniejszy. Jednak nie w bolesny sposób, ale
bardziej próbujący dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się lekko.
– Myślałaś, żeby z kimś o tym
porozmawiać? – spytał. – Terapeutą lub chociaż twoim bratem? Bo jedyną osobą,
która zabiła twoich rodziców, był Zenoheld – niemal wypluł to imię. – Nikt
inny.
– Nie miałam czasu, by o tym
myśleć. Cały zeszły rok minął niemal w mrugnięciu oka. Zresztą to jednorazowa
sytuacja.
To zdanie pozostawiło gorzki smak na języku.
Nie kłamałam, ale też nie poczułam, jakbym mówiła prawdę. Moje odczucia
dotyczące tamtych wydarzeń przypominały wielki węzeł. Dwa lata temu byłam zbyt
skupiona na przetrwaniu, nowych przyjaciołach i odkryciu prawdy o mocy. Potem
nastąpił chaos związany ze wspomnieniami, szukaniem Kenjiego i całą tą fantastyczną
wojną. Teraz teoretycznie były spokojniejsze czasy, przez co stanęłam twarzą w
twarz z wieloma niedokończonymi kwestiami. A przez lata się tylko gromadziły,
więc nawet nie wiedziałam od czego mam zacząć. Próba lepszej komunikacji z
Keithem była pierwszym krokiem w stronę posortowanie tego całego syfu.
Nie było się co oszukiwać, miałam traumę. Po
prostu wolałam patrzeć wszędzie tylko nie na nią i uczucia z nią związane. I
teraz za to obrywałam.
Może terapeuta to najlepsze wyjście? Po
śmierci Jordana sporo mi pomógł.
Keith zahamował, co wyrwało mnie z myśli.
Zza szybą widziałam pojedyncze osoby wbiegające na podwórko. Klasycznie byłam
już spóźniona.
– Wrócimy jeszcze do tej
rozmowy – oznajmił.
– Dziś widzę się z Kenjim i
Veną.
– Więc nocuj u mnie – Wzruszył
ramionami. – Będziemy mogli porozmawiać jutro. A teraz leć.
Skinęłam głową, na co posłał mi lekko
uśmiech. Wysiadłam, zarzucając plecak na ramiona. Nie przeszłam nawet przez
bramę, kiedy ktoś rzucił mi się na plecy. Fioletowe włosy połaskotały mnie po
nosie.
– Gdzieś ty była wczoraj w
nocy? – syknęła mi do ucha Akane, uśmiechając się milutko z ukrytą nutką grozy.
****
Wielu uczniów lubiło zajęcia teatralne z
kompletnie różnych powodów. Dla jednych było to spełnienie ich aktorskich
pasji, inni kochali panią Goldman za kreatywne ale i wyrozumiałe podejście do
lekcji. Lecz u Akane najbardziej punktowało to, że wraz z Jess i Haru mogły tu
w spokoju poplotkować, malując przez godzinę jedną lub dwie dekoracje. Tak
właśnie robiły teraz, wspólnie kolorując dużą gondolę wraz z tłem ukazującym
zachodzące słońce. Shiena normalnie nadzorowałaby próby, ale z racji
nieobecności trzech głównych aktorów przełożono je na pojutrze.
Aki z jękiem odchyliła głowę, prostując
plecy. Zakręciła ramionami, aż rozległo się ciche chrupnięcie. Haru skrzywiła
się lekko.
– Nie wierzę, że to powiem, ale
maszkaron ma rację – oznajmiła. – Powinnaś umówić się do psychologa – Klepnęła
Jess w łydkę.
Dziewczyna w odpowiedzi zagryzła wargę, po
czym westchnęła ciężko i zaczęła rozmasowywać nadgarstek.
– No wiem, wiem. Tylko niełatwo
się do tego przemóc.
– Mogę cię tam zawlec za
szmaty.
– Brakuje tu Jane, która by
ci walnęła za takie pomysły – Haru spojrzała ostro na Aki i rozprostowała nogi,
uważając, by nie przejechać butem po obrazie. – Ale zgadzam się, psycholog jest
wskazany. A co do Sellon, to bym uważała.
– Nie mam zamiaru dołączać do
jej drużyny – Jess machnęła ręką.
– Bardziej to fanklub niż
drużyna – zauważyła Akane. – Poza tym w Sellon jest coś podejrzanego. Niby nie
czuć od niej takiej wrogości jak od Heather, jednak wydaje się, że ma jakieś
ukryte motywy.
– Ogólnie drużyny Sellon i
sadomaso są pewne dziwnych osób – Brunetka zmieniła pozycję na siad po turecku
i sięgnęła po pomarańczową kredkę. – Jeszcze ten upadek kolumny podczas walki.
Shun podejrzewa, że coś jest na rzeczy.
– Faktycznie dawno nic się
nie działo – uznała ironicznie Haruka, poprawiając okulary.
Jess była w trakcie miksowania różowego
koloru z żółcią, by uzyskać efekt chmur oświetlonych zachodzącym słońcem, kiedy
gwałtownie się zatrzymała i spojrzała w bok.
– Zapomniałam o tym
powiedzieć Keithowi.
– Dowie się z neta, spokojnie
– Aki wzruszyła ramionami. – Zresztą on sam wylewny nie jest, nie ma się co
czuć winnym.
– Myślę, że bardziej tu
chodzi, że Jess pokazała swoją moc całemu światu – Shiena uniosła brew. –
Połowa sali się na nas gapi ale masz kredkę w ręku, to wolą nie podchodzić.
Była to prawda i ledwo Akane uniosła głowę,
połowa osób błyskawicznie pochyliła się nad robotą. Jess zauważyła te
spojrzenia już na podwórku, ale wolała to zignorować chociaż na chwilę.
– Jess, nigdy nie mówiłaś, że
umiesz strzelać pociskami z dłoni.
Niczym przywołani za ich plecami pojawiły
się bliźniaki, niemal doprowadzając tym Akane do zawału. Jednak rudzielce
niespecjalnie się tym przyjęli, a jedynie poklepali Japonkę po ramieniu w
geście przeprosin, po czym równocześnie przykucnęli i ułożyli brody na
kolanach. Jess uniosła wysoko brwi, robiąc skwaszoną minę.
– Uznałam, że przyda się mała
atrakcja w czasie walki – mruknęła. – Nie podobało się?
– Trochę mało efektowne –
Dean zmarszczył nos.
– I bardzo krótkie – dodał Drake.
– Po szkole mogę wam
zaprezentować bardziej imponujące sztuczki. Gwarantuje, że na długo
zapamiętacie.
– Ale po co się tak najeżać? – Dean pokręcił głową, rozkładając ręce. –
Jesteśmy po prostu ciekawi.
– Zwłaszcza, że cała stronka
Bakuprzestrzeni wręcz huczy od plotek, a my byśmy chcieli poznać prawdę –
wtrącił Drake i pokazał dziewczynom wyświetlacz telefonu.
Krótki filmik ukazujący, jak spod palców Jess
wypala moc i uderza w kawałek kolumny miał już okoła stu tysięcy wyświetleń i
niewiele mniej komentarzy. Aki przymrużyła oko, drapiąc się po głowie, a Jess
pobladła. Haru jedynie się skrzywiła, czując, że będą z tego kłopoty.
– Dylan nigdy nie przepuści
okazji do wzbudzenia sensacji – mruknęła okularnica.
– Ja pierdolę – Jess potarła
skronie. – Powinnam jebnąć tą mocą w jego zdradziecki ryj.
– My dalej czekamy – Bliźniaki
uniosły lekko dłonie, przez co Jess ścisnęła mocniej kredkę, niemal ją łamiąc.
– Nie ma tu o czym gadać.
Urodziłam się z mocą, jednak nie mogę jej za wiele używać, bo wyczerpuje mnie
fizycznie – Wzruszyła ramionami.
– Ale skąd?
– To już nie jest wasza
sprawa, spierdoliny – Aki zdecydowała się podnieść i pociągnąć rudzielce za
uszy. Ci zgodnie zawyli, jakby ogromnie cierpieli, co sprawiło, że dziewczyna
uśmiechnęła się niepokojąco i nachyliła się. – Jeśli zaczniecie o tym
rozpowiadać, to zapewniam, że poczujecie, jak to jest jeść bez zębów. Jasne? – syknęła.
Drake oraz Dean może i byli beztroscy, ale w
żadnym wypadku nie mieli skłonności samobójczych. Wkurwiona Akane (jeszcze z
prawkiem w kieszeni) była osobą nieprzewidywalną, a oni widzieli już
wystarczająco jej umiejętności. Więc zgodnie wykonali gest zamykania buzi na
kłódkę i wyrzucania kluczyka. Dopiero wtedy zostali puszczeni. Japonka
wyprostowała się i oparła dłonie o biodra.
– Tak przy okazji to Dylan
nakręca tę aferę – odezwał się Dean jakby w próbie ułaskawienia dziewczyn. –
Trochę komentował niby jako główny moderator, ale każdy wie, że to on – Pokazał
im sekcje komentarzy i faktycznie było kilka wpisów do chłopaka.
– Mogę ściągnąć ten filmik –
zaoferowała Haru. – Ale będę potrzebowała trochę czasu oraz mojego głównego
komputera z domu.
– Pewnie są już kopie. I on
sam też musi jakieś mieć – westchnęła Jessie. – Zbyt intrygujący temat, żeby
tak łatwo dał się go pozbawić.
– Kopie zawsze można zabrać –
zauważyła Aki. – A ja bardzo chętnie się przejdę.
– Masz klasówkę z matematyki.
Nie po to zarywałam noc, byś z niej wiała – Zirytowała się Shiena.
– Ależ spokojnie, to dopiero
za 2 godziny – Akane wyszczerzyła zęby. – Na spokojnie z wszystkim zdążę.
Zaraz po jej słowach korytarz wypełnił
dźwięk dzwonka. Akane nie czekając na niczyją aprobatę, chwyciła za torbę, po
czym wykonała teatralny ukłon i popędziła w stronę drzwi. Nim ktoś zdążył się podnieść,
wypadła na korytarz, ginąc w tłumie uczniów.
****
Gundalia zawsze sprawiała wrażenie miejsca
mrocznego. W końcu sporą jej część pokrywały szare, pyłowe gleby albo gęste i
niedostępne dla wielu lasy. Mimo to po odejściu Barodiusa zdawało się, że planeta
odżyła i pojawiło się w niej więcej światła. Choć może było to wrażenie
wywołane zniknięciem poczucia ciągłego zagrożenia. Tego Reiko nie była pewna, ale
z pewnością przyjemnie patrzyło się na rodziny swobodnie przechadzające się
uliczkami obwieszonymi zielonymi lampionami.
Nawet kiedy podeszła pod bazę wojskową nie
wyczuła wśród strażników irytacji. Choć z pewnością byli zaskoczeni, kiedy
podeszli bliżej.
– Kim pani jest? – spytał jeden
z nich.
– Poproście Rena lub Nurzaka –
odparła. – Choć lepiej Rena, bo on już mnie zna.
– Ma pani umówione spotkanie?
– Gdy pokręciła głową, strażnik zmarszczył brwi. – W takim razie nie mogę pani
wpuścić. Jeśli pani planeta ma tutaj ambasadę, to proszę iść tam lub próbować w
urzędzie dla przy…
– Mogę się mylić, ale pani Reiko?
Ren stał w rozsuniętych drzwiach od bazy.
Widocznie musiał awansować, bo nosił czarną szatę o szerokich rękawach
zdobionych fioletowymi pasami, a górną część tułowia miał chronioną przez złote
metalowe uzbrojenie.
– W rzeczy sam, Ren – san –
Uśmiechnęła się.
Gundalianin wyraźnie przełknął ślinę i
ruszył w ich stronę. U boku miał przymocowaną włócznię.
– Ta pani to ważna część
rządu Vestalii – oznajmił poważnym głosem.
– Vestalii?!
Te słowa sprawiły, że automatycznie się od
niej odsunęli. Reiko zmierzyła ich wzrokiem, po czym zwróciła się do Rena.
– Muszę porozmawiać z
Nurzakiem. Mógłbyś mnie zabrać?
Pozostali strażnicy chyba chcieli coś
powiedzieć, ale Krawler powstrzymał ich ruchem dłoni. Przez moment wpatrywał
się w jej twarz, po czym skinął głową.
– Proszę za mną.
Dopiero gdy zjeżdżali windą w podziemne
partie pałacu, odezwał się ponownie.
– Powinienem się bać, skoro
pani tu przyszła?
– Nie mam pojęcia – przyznała
szczerze. – Przyszłam zapytać o Kulę.
Chłopak drgnął gwałtownie jakby ktoś go
poparzył, ale zachował neutralny wyraz twarzy.
– Czemu Kulę? I czemu do Nurzaka
a nie do Neathian.
– Nurzak jest dużo starszy od
królowej Sereny – odparła. – Dlatego przypuszczam, że może wiedzieć więcej.
Drzwi się rozsunęły.
– Pierwsze drzwi po prawej –
poinformował ją.
Podziękowała skinieniem głowy i go wyminęła.
– Czy coś grozi Vestalii?
Albo wszystkim planetom?
Obejrzała się na niego przez ramię. Dalej
sprawiał wrażenie nieporuszonego, ale widziała kłębiący się w oczach strach.
Tak podobny do tego, który wykrzywiał twarz Dana opowiadającego o swoich koszmarach.
Wizerunek tajemniczej istoty mignął jej przed oczami, a zaraz po nim przerażona
Jess. Zacisnęła dłoń w pięść, po czym wypuściła wolno powietrze i uśmiechnęła
się.
– Jestem tu właśnie po to, by
do tego nie dopuścić.
Z tymi słowami go zostawiła i skierowała się
do gabinetu obecnego rządcy Gundalii. Już po wkroczeniu do środka, mogła uznać,
że dobrze odzwierciedlał Nurzaka. Był przestrony, wypełniony długimi regałami
cennych ksiąg, a na ścianach wisiały różnorodne mapy. Jednak nie widziała tutaj
żadnych oznak przepychu, a jedynie wygodne i praktyczne meble. Mądrość i spokój
biły z każdego zakątka.
– Ren mówił, że jest pani
kimś ważnym na Vestalii, ale mógłbym poznać pełne imię? – spytał premier
Gundalii, wyłaniając się zza rogu wraz z tacą z dwoma dymiącymi filiżankami.
Uniosła koniuszki białej sukni i dygnęła
lekko.
– Jestem Reiko Elevenore.
Dawna królowa Vestalii, a obecnie formalna opiekunka Jessicy i jej doradca –
przedstawiła się.
Nawet jeśli informacja zaskoczyła
Gundaliana, to nie dał tego po sobie okazać. Jego uprzejmy uśmiech nawet nie
drgnął. Odłożył tacę, odsunął jej fotel i sam usiadł po drugiej stronie potężnego
dębowego stołu. Zajęła miejsce.
– Może będzie to nieuprzejme,
ale nigdy o pani nie słyszałem, a żyję już jakiś czas.
Westchnęła. Wiedziała, że jej młoda aparycja
musi wzbudzić wiele pytań.
– Urodziłam się czterysta lat
temu. Jestem duchem w sztucznym ciele otrzymanym od Starożytnych – wyjaśniła i
na dowód ukazała, jak jej dłonie na moment stały się wpółprzeźroczyste, po czym
wróciły do zwykłej formy.
Teraz ręce Nurzaka lekko zadrgały.
– Ale nie o tym chciałam
rozmawiać – Nachyliła się. – Potrzebuję informacji o Kuli.
– Dlaczego Kuli? –
Gundalianin ściągnął brwi. – Od końca wojny jest spokojna, a ponadto lepiej
pytać o nią Neathian…
– Poprzedni cesarz wiedział
dużo o Kuli, a skądś musiał się dowiedzieć – przerwała. – Potrzebowałabym dostępu
do tych ksiąg.
– Ciągle nie wiem, czemu miałbym
się zgodzić – odparł.
Nabrała powietrza i zamieszała łyżeczką w
różowej zawartości herbaty. Wiedziała, że nie mogła wydać Dana, jak to
obiecała, ale jednocześnie musiała powiedzieć coś wartego uwagi, by przekonać
Gundalianina.
– W Bakuprzestrzeni zaczyna
dziać się coś niepokojącego. Jessica ostatnio to wyczuła, a jej nie należy lekceważyć.
A gdy to przeanalizowałam, to najbardziej prawdopodobnym powodem są działania
Kuli. Dlatego potrzebuję dowiedzieć się o niej jak najwięcej.
– Co konkretnie ma pani na
myśli, mówiąc o czymś niepokojącym? – Nurzak wyraźnie się spiął.
Omiotła wzrokiem wysokie regały. W tym
jednym pokoju musiała być ponad setka ksiąg. Szukanie nie będzie łatwe.
– Mam wrażenie, że… -
Zawahała się. – Kula umożliwiła lub pozwoliła powstać istocie, która nigdy nie
powinna istnieć.
Nurzak wyraźnie pobladł.
****
Jedną
podróż metrem i dziesięć minut później Akane już stąpała po głównym placu
Bakuprzestrzeni. Nad jej głową latały telebimy wyświetlające mordy najbardziej
znanych graczy (pantofel oczywiście królował) lub krótkie zapowiedzi następnych
pojedynków. Z racji wczesnych popołudniowych godzin za wiele graczy nie było,
co powodowało, że ciężej było znaleźć Dylana. Bowiem on niczym hiena do padliny
dopadał duże tłumy i wciskał dzieciakom różne plastiki, okraszając to słodką
gadką o „promocyjnej cenie”. Był w tym lepszy niż arabscy handlarze i nawet nie
działało na niego warknięcie czy groźba dostania w łeb. Huh, w takim razie
przypominał chrabąszcza, bo te tępe cholery nawet po dostaniu sześciu wpierdoli
dalej leciały na tego samego człowieka, póki ktoś ich nie rozkwasił.
– Ja jebie – jęknęła, kiedy
weszła już do piątej kafejki. Chłopaka dalej nie było widać.
– Powalczyłoby się – odezwał się
tęsknie Leaus, patrząc na urywki walk. – Czemu już tu nie przychodzimy?
– Bo jestem w piździe z nauką
– odparła. – Zresztą przypominam, że narzekałeś na bycie przemęczonym!
– To było kilka miesięcy
temu!
– Mniejsza! Jak przestanę być
na granicy zdania a oblania, to można się zapisać na kilka walk.
– Czyli przechodzę na
emeryturę, jak miło.
Akane podniosła wzrok na menu wypisane nad
kasą.
– Sprzedają tutaj mrożoną
czekoladę – stwierdziła.
– I?
– Ciekawe czy jak przywalę ci
kilkoma grudkami lodu, to wypłyniesz na powierzchnię – Sięgnęła po portfel. –
Dzień dobry, chciałam zamówić jedną mrożoną czekoladę oraz babeczkę.
– Będziesz się delektowała,
kiedy będę umierał?
– Owszem, tortury pobudzają
apetyt – zgodziła się, podając kilka banknotów niebotycznie skonfundowanej
kasjerce. Wszystko oczywiście z szerokim uśmiechem.
– Jesteś niemożliwa.
– Kiedyś musisz zapłacić za
swoje słowa – Wydęła wargi. – Jak nie chcesz tak, to zawsze możesz polecieć i
szukać Dylana, kiedy ja czekam na zamówienie.
Leaus gdyby mógł, to przewróciłby oczami,
ale widząc błysk w oczach partnerki, posłusznie odleciał. Japonka zadowolona
przysiadła na jednym ze stołków podbitych czarną skórą. Ciągle wodziła oczami
po osobach przebiegających za szybą. Jednak jak na złość upierdliwiec się nie
pojawiał. Dość ironiczne, biorąc pod uwagę, że zawsze gdy pojawiali się jacyś w
miarę znani gracze, to wręcz się do nich kleił.
Drzwi od kawiarenki znów się rozsunęły i po samych
krokach Akane wiedziała, kto to. Oparła policzek o zwiniętą dłoń i przyjrzała
się spod przymrużonych powiek, jak drużyna Anubiasa wchodzi do środka. Sam
sadomaso nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem, jednak gnom o blond włosach od
razu ją rozpoznał.
– Dawno się nie widzieliśmy! –
zawołał piskliwym głosem, pochylając się.
– Kto to? – mruknął Ben,
unosząc swoje krzaczaste brwi.
– To nie jedna z Wojowników? –
mruknął Robin jak zwykle stojąc z boku.
Drgnęła jej brew.
– Nie gadajcie, jakbym tu nie
siedziała, bando cyrkowców – syknęła. – I nie obrażajcie mnie – Odrzuciła włosy
za plecy. – Ja i Wojownicy to inne kategorie.
– Och – Anubias zerknął na
nią ze znudzoną miną. – Chyba zadajesz się ze styropianem.
Ahh, zapomniała, jak wkurwiający był sadomaso.
Napakowane ego połączone z niskim iq nigdy nie dawało dobrych efektów.
– Nie wiem, kim jest styropian,
ale znam kilka miejscówek, gdzie mogłabym wepchnąć twoje zwłoki.
Ben od razu zastąpił jej drogę do lidera i
wypiął szeroki tors, uśmiechając się pogardliwie.
– Dużo grozisz jak na kogoś,
kto znajduje się na dole rankingów.
– Jeśli uważasz, że miejsce w
rankingu walk bakuganów – wyraźnie podkreśliła ostatnie słowa. – wyznacza czyjąś
siłę, to naprawdę polecałabym powrót do podstawówki. Choć może za daleko
wybiegłam, myśląc, że ją skończyłeś.
Osiłek nastroszył się, a jego nozdrza zadrgały.
Uśmiechnęła się słodko i ześlizgnęła z siedzenia, idąc po swoje zamówienie.
Odwróciła się i zmierzyła drużynę wzrokiem, jednocześnie pociągając przez rurkę
czekoladowy napój.
– Kogo ja widzę! – Dylan magicznie
pojawił się za plecami Robina, uśmiechając się szeroko. – Akane, skarbie,
gdzieś się tyle podziewała?
Zignorowała pytanie i odepchnęła gnoma z
drogi, łapiąc handlarza za kołnierz marynarki.
– Przyszłam tu specjalnie dla
ciebie, powinieneś się cieszyć – rzekła, przechylając głowę w prawo.
– Ochh, a czemu zawdzięczam
tą przyjemność? – Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
Zacisnęła mocniej palce na materiale i pociągnęła
go za sobą, olewając zdumione spojrzenia drużyny Anubiasa i obsługi. Wypchnęła
Dylana z kafejki, aż zatoczył się na chodniku.
– Heh, zdenerwowałem cię
czymś? – Podniósł ręce w geście pojednania.
– Usuń nagrania.
– Huh?
– Usuń nagrania – powtórzyła zimnym
głosem. – Te z Jess.
– Ależ to publiczna własność!
Zresztą co złego jest w pokazaniu, jak potężne mamy zawo…
Szybko zamknął usta, kiedy pusty plastikowy
kubek świsnął koło jego ucha. Akane odetchnęła, krzyżując ręce na piersi. W prawej
dłoni obracała paralizator jako niemą groźbę.
– Daruj sobie miętolenie
językiem, tylko to usuń oraz wszelkie kopie. O albo lepiej! – Wyciągnęła rękę. –
Odblokuj telefon i sam mi daj.
Chłopak chciał protestować, ale dziki błysk
w oku Japonki oraz paralizator zawieszony na jej nadgarstku skutecznie go
uciszyły. Westchnął głośno i podał komórkę. Akane szybko weszła w pliki i usunęła
jeden plik, po czym zdjęła nagranie ze strony. Szybko poprzewijała inne
foldery, ale wideo nigdzie nie było. Podniosła wzrok.
– Wrzucisz to gdziekolwiek
jeszcze raz, a zgniotę ci te okularki na twarzy, a resztki wepchnę do gardła,
Dylan. Wiesz, że byłabym do tego zdolna.
– Dalej nie rozumiem, o co
tyle krzyku – odparł oskarżycielskim tonem, marszcząc nos. – Przecież pokazałem
tylko, jak potężna jest Jessica.
– Jasne – prychnęła i rzuciła
mu telefon. – Wcale nie zwietrzyłeś okazji do przyciągnięcia ludzi i zarobku.
– Jeśli jest to jakiś sekret,
to styropian jest w chuj słaba w jego ukrywaniu – rozległ się za nią głos
Anubiasa.
– Twoja opinia niespecjalnie
mnie interesuje – odparła i wyciągnęła rękę do Leausa, który leciał w jej
stronę wyraźnie umęczony.
– Nienawidzę cię – wydyszał bakugan,
opadając na jej ramię.
– Ja wiem – Pokiwała głową i odwróciła
się w stronę drogi do teleportów.
Oczywiście kroku nie zrobiła, bo zatrzymał
ją sadomaso. Jednak olała to, zrobiła obrót i wyminęła go, ignorując okrzyk
lidera drużyny. Doszedł ją jeszcze krzyk Dylana.
– Koniecznie powiadom Jess –
chan, że będę robił fanmeeting!
Przewróciła oczami i skręciła w mniej
uczęszczane uliczki. Myślała, że cała sprawa zajmie jej maks kwadrans, jednak
okazało się, że pochłonęła dwa razy tyle czasu. Tyle dobrze, że do szkoły wróci
metrem, bo inaczej niechybnie spóźniłaby się na sprawdzian, za co Haru urwałaby
jej łeb.
Weszła do pomieszczenia z teleportami, jednocześnie
wyciągając telefon, żeby wystukać wiadomość do dziewczyn. Mechanicznie zaczęła
wstukiwać początek współrzędnych, nie odrywając oczy od wyświetlacza, przez co
nie zauważyła, że jej palec niechcący wcisnął drugą wyskakującą opcję a nie
pierwszą. Dopiero kiedy zamiast w punkcie dostępu, wylądowała na rozległym
placu i to gdzieś na Vestalii, zorientowała się, co się odjebało.
– Zawsze byłaś wybitna – sarknął
Leaus.
A do klasówki pozostała jedynie godzina.
XDDD długo go męczyłam, przyznam szczerze. Ta relacja wymaga ulepszeń, bo jednak dalej jesteśmy w mroku jeśli chodzi o przeszłość Keitha (i mean okres jak miał tam 15-18 lat). No Jess zna jeszcze Reinare a to kumpela Spectry z liceum XDD JESS SOBIE PORADZI, ZOBACZYSZ, ja mam to wszystko zaplanowane. W
OdpowiedzUsuńWgl obejrzałam sobie urywki 3 sezonu przetłumaczone na ang napisy z jap i ja jebie, ale wpadłam na pomysł
Jess: Chowaj się kto może
I tak Jess się tam zamiesza, ja to wiem, ty to wiesz i wszyscy inni.
Aki: E tam jak odpali neta to zaraz znajdzie
Jess: To była samoobrona!
Ale wiadomo, że jebnie. Ja nawet wiem co
Jess: Nasza psycha
Dan"...
Aki: Well u pantofla nie będzie to trudne
JAKICH PLANÓW XDD co wy ze Spectry takiego zboka robicie, halo halo, porządny chłop
Aki: Tylko delikatnie jebnięty
Pfff