Głęboka czerń ogarnęła już Vestalię, gdy z jednej z bocznych uliczek wynurzyła się postać. Długie buty na platformach ciężko uderzały o ziemię, a kolczyki w prawym ucho pobłyskiwały w świetle ulicznych lamp. W większości mieszkań panował już mrok. Na chodnik wychodziły nieliczne osoby, które jak najdłużej starały się pozostać w klubach. Zapach nocy mieszał się z odorem ludzkiego potu, perfum oraz alkoholu.
Gavain jedynie uśmiechnął się pod nosem, po czym wskoczył na pożarowe schody i szybkimi susami wspiął się pod okno na trzecim piętrze. Okno było zasunięte jasnymi zasłonami, ale mimo to zapukał, przysiadając na stopniu. Odchylił głowę, wpatrując się w kilka lśniących gwiazd. Gdyby zgaszono lampy, byłoby ich o wiele, wiele więcej.
– Czego chcesz tak późno? – powitał go pełen niezadowolenia, zaspany głos, na co zwrócił wzrok ku oknu.
– Ciebie też miło ujrzeć, Irene.
Kobieta skrzyżowała ręce na piersiach, unosząc brew. Czerwone włosy spięte w koka wyraźnie odcinały się od otaczających ich ciemności. Widział, że nie spała. Wzrok miała przytomny i czujny. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i podał jej kilka zdjęć.
– Chciałem ci jedynie to pokazać.
W sekundę jej twarz zmieniła się z niewzruszonej na rozjuszoną. Wpiła palce w zdjęcia niczym drapieżnik w ofiarę, a jej nozdrza zadrgały gwałtownie. Gavain podrapał się po nosie, bo mimo wszystko nie dowierzał Livy, że Irene może mieć aż taką reakcję. Jednak teraz miał przed sobą żywy dowód.
– Ta mała sucz… – wycedziła kobieta i spojrzała na niego. Wszelka ostrożność czy nieufność uciekła z jej oczu. Teraz płonęła tam tylko furia. A może i szaleństwo. – Z kiedy to jest?
– To – Wskazał na ujęcie, gdzie dziewczyna w fioletowych włosach siedziała z Gravem przy stoliku w jakiejś restauracji. – Jest sprzed kilku dni, a to drugie z kwiatem z dziś.
Irene zgniotła fotografię w dłoni, po czym głośno wypuściła powietrze, patrząc rozbieganym wzrokiem dookoła.
– Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam… od początku jej o niej chodziło – Potrząsnęła mocno głową, wsuwając palce we włosy.
– Co chcesz zrobić? – Pochyliła się nagle. Dyszała ciężko – Po co mi to dałeś?
Wzruszył ramionami i podniósł się, patrząc na kobietę z góry. Powstrzymał uśmiech, choć wiedział, że już wygrał tę rundę.
– Po prostu uznałem, że powinnaś wiedzieć. Co z tym zrobisz, to już nie moja sprawa.
Rozchyliła wargi, ale zaraz je zacisnęła i zgniotła mocniej zdjęcia. Skinął jej głową na pożegnanie i zbiegł ku ulicy. Usłyszał za sobą jeszcze trzask zamykanego okna i wtedy zaśmiał się cicho. Po minie kobiety już wiedział, że zrobi dokładnie to, co myślał. Skręcił ku śródmieściu, wyciągając komórkę.
Do: Livy – chan
Załatawione, tak jak mówiłaś <3
Ku jego zaskoczeniu odpowiedź przyszła niemal od razu.
Od: Livy – chan
Nigdy się nie mylę. Btw, siedzę u ciebie.
Do: Livy – chan
Co ja z wami mam dzieci? Brak nawet chwili prywatności
Od Livy – chan
Brzmisz, jakbyś miał umierać.
Pokręcił głową i schował telefon. Wyszedł na jedną z głównych ulic, więc spora ilość Vestalian niezbyt go zaskoczyła. Słyszał odległe dźwięki muzyki, które ucichną dopiero przy pierwszych promieniach słonecznych. Z racji że miał gościa na chacie, to wszedł do najbliższego całodobowego. Sprzedawca, który sprawiał wrażenie ledwo przytomnego, nawet na niego nie spojrzał. Akurat kiedy przykucnął po chrupki i zaklął na widok ceny, usłyszał, jak ktoś się za nim zatrzymuje.
– Rzadko się ciebie widuje w tej części miasta.
Obejrzał się przez ramię i nie mógł powstrzymać szyderczego uśmieszku na widok Shane’a. Złapał pierwszą lepszą paczkę, po czym podniósł się i otworzył ramiona.
– W czym mogę ci służyć, przyjacielu?
Chłopak zmierzył go podejrzliwym wzrokiem i westchnął.
– Daruj sobie. Zawsze jak wychodzisz ze swoich kryjówek, coś się odpierdala.
– Och, nie przesadzaj – Otworzył paczkę, głośno szeleszcząc. Sprzedawca nawet nie podniósł oczu. – Co niby takiego się działo? – Nie dał czasu na odpowiedź. – Widziałeś się ostatnio z naszym największym przyjacielem?
– Owszem.
Gavain zamrugał, wkładając kilka chrupków do buzi i powoli je gryząc. Przechylił głowę, mrużąc oczy.
– Zaprzyjaźniliście się?
– Nie bądź niedorzeczny – Shane przewrócił oczami.
– To po… – urwał, kiedy trybiki zaskoczyły w jego mentalnej mapie znajomych chłopaka, uśmiechnął się szeroko. – Spotkałeś Jessicę.
– Tak. I ostrzegłem, by miała się na baczności, bo Phantom wiele namotał w swoim życiu.
Wciągnął głośno powietrze nosem.
– Sugerujesz, że coś chce jej zrobić?
Shane przestał się uśmiechać, a jego oczy pociemniały.
– Spotkaliście się. Kręcisz się po jakimś wirtualnym świecie. To oczywiste.
Gawain pokręcił głową, łapiąc kolejną paczkę i wpychając ją po ramię.
– Źle myślisz. Ta dziewczyna nie jest moim głównym zainteresowaniem.
– To przyjaciółka Veny.
Uniósł brew.
– I co z tego? Nie jestem jej niczego winny – Podniósł rękę, gdy Shane otworzył usta. – Kilka miłych gestów za dzieciaka niczego nie zmieni. A teraz wybacz, idę nacieszyć się resztką nocy.
Mówiąc to, rzucił na ladę kilka banknotów i opuścił sklep. Nie słuchał, czy Shane coś za nim krzyknął. Szedł, wpychając do ust kolejne porcje chrupek. Chemiczny smak sera rozchodził się po jego języku.
Z czasem wokół ulic było coraz mniej lamp. Zielone dzielnice również zniknęły z pola widzenia. Budynki zaczynały się zmniejszać, a ich ściany ulegać coraz większym uszkodzeniom. Powietrze przestało pachnieć świeżością, a zamiast tego przynosiło płucom porządną porcję pyłu.
Wysoka metalowa brama była niczym linia oddzielająca dwa światy. Za plecami Gawain miał jeszcze widok na pełne światła i życia uliczki. Zza metalowymi kratami widział jedynie przytłumione światło lampionów, które zwisały z zawieszonych między budynkami sznurów. A i tak poczuł się tysiąc razem lepiej, kiedy zatrzasnął za sobą bramę. Mrok i kręte uliczki napełniły go wewnętrznym spokojem.
Może Shane miał trochę racji. Może Jessica go trochę interesowała. Choć bardziej chciał zobaczyć jej twarz, gdy zobaczy to miejsce.
Bo ona się tu w końcu pojawi. Wiedział to. A jeśli będzie musiał pociągnąć za kilka sznurków, to kogo to obchodziło?
****
Kino w wykonaniu vestaliańskim było dość...abstrakcyjne. Przynajmniej do takiego wniosku doszła Akane, gdy po niezręcznej scenie wyznań miłosnych jednego z dwóch mężczyzn porwała wielka macka, po czym cisnęła go przez jezioro, aż uderzył głową o skałę. Temu wszystkiego towarzyszyła delikatna serenada, więc efekt był dość groteskowy. A mogła przysiąc, że na plakacie widziała napis „wspaniały obraz zdrowej relacji”. Faktycznie, była bardzo zdrowa, kiedy jedna strona wąchała kwiatki od spodu. Choć w sumie to nie mogli się kłócić, więc kto wie?
Zerknęła na Gusa, lecz ten wydawał się wręcz zafascynowany i bez odrywania wzroku, jadł dalej orzeszki w ostrym sosie. Podobnie robiła większość widowni. Przeniosła spojrzenie na Leausa, który z kolei zasnął. Stłumiła ziewnięcie, osuwając się głębiej w fotel. Możliwe, że też by odpłynęła, gdy niespodziewanie wyskoczyła wraz z siedzeniem w powietrze.
– Co kur… – zdołała wrzasnąć, nim wróciła na poprzednie miejsce.
– Efekty – odparł krótko Gus. – Na Ziemi tego nie macie?
– Mamy, ale przyprawiają o mniejszy zawał – odetchnęła.
Serce biło jej w zawrotnym tempie i uspokoiło się dopiero, kiedy główny bohater z płaczem odciął jedną mackę, przez co potwór padł. Zaraz po tym pojawiły się napisy końcowe, a światła się zapaliły.
– I co myślisz? – spytał, gdy szli parkową alejką.
Zaciągało chłodem, więc Akane mocno opatuliła się szalem i wbiła ręce do kieszeni kurtki. Na pytanie skrzywiła się niepewnie.
– Dalej nie wiem, co miał mackowaty stwór do romansu, ale jak kto woli – Wzruszyła ramionami.
– To u was nie ma takich filmów? Byłem pewny, że wybrałem coś najbliższego waszego ziemskiego repertuaru.
Uniosła brew. Jeśli to było najbliższe, to obawiała się, jak wyglądały tu inne filmy.
– Gus – kun, pytałeś kogoś o poradę, co do tego kina?
– Spectrę – odparł.
Japonka parsknęła, bo niemal była pewna tej odpowiedzi, ale i tak chciała to usłyszeć. Grav spojrzał na nią okrągłymi oczami, na co machnęła ręką.
– Wybacz, ale pytanie pierzastego o takie rzeczy to dość spora abstrakcja. Nie zdziwiłabym się, gdyby nawet nie lubił ich oglądać.
– Keith to ciągle zwykły człowiek, nawet jeśli go nie lubisz – Obruszył się lekko Gus, unosząc ramiona, przez co kołnierz kurtki podjechał mu pod nos. Akane poczuła, jak ściska ją w środku, ale odepchnęła to i pokręciła głową.
– Walić jego. W każdym razie nie musisz mi pokazywać filmów specjalnie blisko ziemskich. Bardziej jestem ciekawa waszych osobnych tworów.
Zielone tęczówki Grava jakby lekko zalśniły, a ruch jego twarzy przyniósł wrażenie, że próbował ukryć uśmiech.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Tobie pokaże filmy gore – Uśmiechnęła się, na co chłopak uniósł brwi.
– Czuję, że tego pożałuje.
– Kto wie, może jednak je polubisz.
– Przepraszam, chcecie kupić kwiaty?
Akane na moment zesztywniała, słysząc ten słowa. Niemal złamała kwiat, który ciągle trzymała w ręce. Szybko spojrzała przez ramię i raptownie się uspokoiła, widząc zamiast matki Gusa jakaś nieznajomą młodą kobietę z koszem pełnym różnokolorowych kwiatków.
Tego samego nie można było powiedzieć o Gusie. Wyraź nie się spiął, natomiast jego wzrok choć utkwiony w kwiaciarce, zdawał się być nieobecny. Kobieta spojrzała na nich z lekkim zaniepokojeniem.
– Podziękujemy – przemówiła w końcu Akane, łapiąc Gusa po ramię i ciągnąc za sobą. – Śpieszymy się. – Posłała jej przepraszający uśmiech i czym prędzej odeszła.
Gus po chwili gwałtownie się zatrzymał. Jego wzrok odzyskał ostrość, ale twarz pokrywał cień.
– Chcesz się napić?
Zbił ją na moment z pantałyku. Obraz Gusa z alkoholem jakoś nigdy nie zawitał jej w myślach, bo była przyzwyczajona, że to maszkaron był pijakiem Vexosów. No i pamiętała jedną z wigilii, gdzie chłopak niezbyt był chętny, by iść z nią w tango. Ale to chyba byłoby podejrzane, gdyby odmówiła?
Przełknęła więc ślinę i przywdziała swój wredny uśmiech.
– Alkoholu się nigdy nie odmawia, dlatego prowadź, przyjacielu – oświadczyła, podając mu rękę.
****
Kolejna księga uderzyła o ciemny blat stołu. Reiko ciężko wypuściła powietrze przez nos. Gdyby była człowiekiem, pewnie dawno temu już by spała, a oczy paliłyby ją niemiłosiernie. Jednak obecna forma pozwalała jej na ciągłe czytanie bez najmniejszych oznak zmęczenia. Mimo to ciągle nie posuwała się daleko w swych poszukiwaniach. Jeśli umiała odczytać jakąś księgę, to informacje o Kuli były w nich cząstkowe. Najczęściej autor jedynie rozważał, skąd się wzięła albo omawiał, jak ważna była dla bakuganów. Ona z kolei potrzebowała wiedzy o tym, jakie Kula miała dokładnie mocy i umiejętności.
Nurzak zostawił ją samą i udał się na spotkanie. Więc siedziała sama przy długim stole, a wokół niej wiły się regały sięgające sufitu i zawalone księgami. Nawet jeśli przejrzałabym każdą, którą umiała odcyfrować, nie było żadnej gwarancji, że uzyska to, czego pragnęła. Ponadto lwia część zbiorów napisano w starym języku Gundalian i wtedy o pomoc musiałaby prosić Nurzaka, a kto wie czy nie innych starszych mieszkańców tej planety. Nie było na tyle czasu. Dan nie mógł czekać. A jeśli ten cały stwór wyciągnie macki w stronę innych osób…
Przełknęła ślinę, a w jej dołku rozlał się chłód. Bo istniała jeszcze jedna metoda. Jeśli Kula mogła porozumieć z innymi, to należało z nią porozmawiać.
Reiko zacisnęła mocniej dłonie na materiale sukni. Fragmenty wspomnień poprzedniego życia błysnęły przed jej oczami, powodując nagły dreszcz. Co jeśli przez to spotkanie znów utraci kontrolę? Ale zwlekanie jedynie zwiększy prawdopodobieństwo, że Dan da się wchłonąć w szaleństwo tamtej tajemniczej istoty. Ahh, gdyby Nurzak ciągle miał to urządzenie do kontroli Kuli...
Nabrała powietrza i wstała. Dłonie lekko jej drżały, więc zacisnęła je w pięści i wyprostowała dumnie głowę.
– Już pani odchodzi? – spytał jeden ze strażników.
– Proszę przekażcie Nurzakowi, że wdzięczna jestem za pomoc, ale muszę teraz udać się na Neathię.
Widziała zdziwienie na twarzy Gundalianina, który pokiwał głową. Wyszła na powierzchnię miasta, wznosząc ramiona. Moc powoli zaczęła szukać punktów przeskoku w strukturze planety, a kiedy jedna z nici zaczepiła, Reiko wypuściła kolejne, aż powstała silna siatka. Wtedy niewiele myśląc, by się nie rozmyślić, skoczyła w przejście.
Ledwo poczuła ciepło na ramionach, silny blask wypełnił przestrzeń wokół niej. Dźwięki harfy niosły się w przestrzeni, a letnia woda szumiała pod jej stopami.
Kula wznosiła się na kryształowym podwyższeniu, roztaczając swoje łagodne światło. Przez to wszystkie skały błyszczały niczym drogocenne klejnoty.
„Witaj, moje zagubione dziecko”
Z oczu Reiko popłynęły łzy. Nie czuła smutku, jednak odniosła wrażenie, jakby po latach włóczęgi w końcu powróciła do domu. Do ciepłego, pięknego miejsca, które opuściła wieki temu. Głos Kuli, miękki jak puch i pełen słodyczy, zdawał się głaskać ją po głowie w uspokajającym geście.
– Mam wiele pytań do ciebie – rzekła Reiko słabym głosem.
„Wiem. Czuję to”
– Będziesz mogła mi udzielić odpowiedzi?
„Nie na wszystkie. Zasady to zasady. Nikt nie może zmienić toru, jaki został ustalony, jeśli go poznał”
Reiko skinęła głową, gdyż potwierdziły się jej domysły. Ona, Starożytni, nawet starożytna potężna Kula. Każde z nich było spętane łańcuchami losu, których nie dało się skruszyć. Reguły obowiązywały, a ich łamanie kończyło się tragicznie.
– Czy ten, kto gości w snach Dana Kusa, jest niebezpieczny też dla innych?
Przez chwilę Kula jedynie milczała. Serce Reiko, choć sztuczne, biło głośno.
„Tak”
Zimno w dołku powróciło.
****
Akane nigdy nie odmawiała alkoholu. Zwłaszcza jeśli był darmowy! Czasami wręcz lubiła patrzeć, jak ktoś pił coraz więcej i więcej, bo potem zgon zmiatał go z planszy i gość nie pamiętał, ile pieniędzy przehulał na wyłącznie jej przyjemności.
Jednak obserwowanie picia Gusa nie było zbyt przyjemne. Całemu procesowi brakowało zabawy czy wyraźnego celu rozluźnienia. Niby rozmawiali na najdziwaczniejsze tematy (nauczyła się na przykład, żeby zabijać wszelkie motylopodobne stworzonka, bo przenosiły wysypkę), jednak atmosfera ciągle była ciężka. Oczy Gusa straciły swój zwyczajowy blask, a on sam wpatrywał się w alkohol, jakby jedynie marzył, by móc się w nim utopić (ona tak miała, kiedy myślała o egzaminach końcowych, cholerne gówno).
Gryzła się jednak w język, bo domyślała się powodu, ale nie chciała się wtrącać. W końcu ledwo zaczęli od nowa swoją znajomość i nagłe wyskoczenie z informacją „hej, spotkałam twoją matke, której chyba nie lubisz” mogłoby być delikatnie mocno nietaktowne. Jednak w chwili kiedy Grav ledwo podniósł się z siedzenia i chwiejąc się, zamówił dwa razy to samo, jebnęła swoje zawahanie w kąt.
– Starczy ci tego, Gus – kun – stwierdziła. – Jutrzejszy kac cię zabije.
– To był ledwo początek – odparł z oburzeniem. – Nie znasz mojej głowy!
Akane jedynie wywróciła oczami i ignorując protesty chłopaka, wypchnęła go na zewnątrz. Zimne powietrze uderzyło w nich niczym bat, ale przynajmniej lekko otrzeźwiło Gusa, który gwałtownie zamrugał.
– Utopiłbyś tam pieniądze, chłopie – mruknęła, przeciągając się. – Lepiej się przejdźmy, bo będziesz miał helikopter jak chuj.
– Sam bym się chętnie utopił – burknął pod nosem i zaraz spojrzał na nią, jakby bojąc się reakcji.
Przejechała językiem po zębach, lekko zakłopotana. Gus widocznie przechodził teraz kryzys życiowy, a ona nadawała się do pocieszenia jak wół do karety. Zwłaszcza jeśli chodziło o rodziców.
– Może chodźmy do teleportów? – zaproponowała, zerkając na zegarek. – Zaraz będzie czwarta, a ja chciałabym się jeszcze w miarę wyspać.
Zgodził się bez wahania i z lekkim trudnościami ruszyli. Co prawda Gus co jakiś czas robił lekkie obejścia lub gwałtownie się zachwiał, ale póki co jeszcze miał wszystkie zęby.
– Nasze szkoły mają dziwaczny system. Pamiętam, że w liceum potrafiłem mieć ludzi, którzy nie mieli żadnych zainteresowań robotyką, ale umieli rysować, to ich brano. I potem byli strasznie zdziwieni, kiedy ktoś wywalił korki, bo podłączył reaktor do zwykłego gnia… – Historia Grava gwałtownie się urwała, a ten runął jak długi na chodnik. Aki próbowała go jeszcze łapać, przez co sama łupnęła kolanami o ziemię, aż się skrzywiła.
– I ty chciałeś jeszcze pić – wytknęła mu.
Wydął lekko policzki i podniósł się na łokciach, przez co ich twarze były na tym samym poziomie. Spojrzał na nią, na co Akane poczuła lekkie ciepło w brzuchu. Przymrużył powieki i lekko przekręcił głowę, po czym niespodziewanie spojrzał w dół.
– Nie masz kwiatka.
– Co? – Oderwała oczy od jego nosa oraz kształtnych warg i spojrzała na puste dłonie. – Musiałam go zostawić w barze.
– I tak był nic niewarty.
– Był ładny – wyrwało jej się.
Gus na moment zacisnął usta w cienką, białą linie, po czym odchylił głowę i wypuścił małą chmurkę pary.
– Co z jego piękna, skoro dostałem go od okropnej osoby?
Akane nie odezwała się, bo poczuła, jakby coś ją sparaliżowało. Gus był pijany, więc pewnie nawet nie myślał, o czym i do kogo mówi. Powinna go powstrzymać. Lecz jakaś jej część chciała to usłyszeć, by uciec od ciążącej świadomości, że przypadkiem poznała jego intymne sprawy.
– Wiesz, jakie to uczucie, kiedy ktoś o ciebie nie dba przez lata, a potem nagle zasypuje prezentami?
Zaprzeczyła ruchem głowy. Twarz Gusa złagodniała i podniósł dłoń, lecz zatrzymał ją tuż koło jej policzka i po krótkiej chwili zawahania opuścił.
– Wybacz – mruknął. – Powinienem się domyślić.
– Nic się nie stało.
– Twój ojciec był dla ciebie chujem przez całe życie, a moja matka po latach ignorowania mnie, oczekuje, że o tym zapomnę – zaśmiał się. Sucho i bez cienia wesołości. – Tylko dlaczego nas bolą ich błędy?
– Zawsze tak jest – odparła. – Płaci ten, który nie zawinił. Bo sprawiedliwości nigdy nie było. Czy... – Przełknęła ślinę, ale zdecydowała się kontynuować. – to przez nią tak nagle zacząłeś pić?
Nie patrzył na nią a w przestrzeń. Zamglonym, niewidzącym wzrokiem. Wolno skinął głową.
– Nienawidzę jej. Od zawsze jej nienawidziłem. I tej jej głupiej kwieciarni – Jego słowa były gładkie. Puste. Pozbawione jakiejkolwiek emocji. – A nie chcę tego czuć. Nie znoszę tego palącego uczucia w środku – Zacisnął dłoń na koszuli, gniotąc materiał. – Dlatego ci mówiłem, że nienawiść tylko ciebie może zniszczyć. Bo inni tego tak nie odczują. Dalej będą się zachowywać, jakby to oni byli o-ofiarami – Głos mu się lekko załamał i nagle zamilkł.
– Och, Gus – kun – Pogładziła go po przedramieniu i zniżyła głos do szeptu. – Nienawiść wcale nie musi niszczyć. Jest na tyle silna, by nas pchać. Byle osiągnąć więcej, stać się kimś lepszym. A potem zgnieść osobę, która ją tam zasiała – Jej wargi same nieco się podniosły w niepokojącym uśmiechu. – Przez to ja byłam kimś, a mój ojciec żałosnym nic. Nie ma mocy w wybaczaniu. Możesz zapomnieć o osobie i żyć dalej, bo nikt nie potrzebuje śmieci w swoim życiu – Ścisnęła go za ramię i wstała, wyciągając do niego rękę. – A teraz wstawaj, zanim odmrozisz sobie dupę.
Gus przez moment spoglądał na nią niczym na eksponat. Potem otrząsnął się, przyjął pomoc i powrócili do swojej wędrówki. Również temat robotyki z jego liceum powrócił. Akane poczuła, że idzie jej się jakoś lżej, choć również była zmęczona. Lecz nie fizycznie a psychicznie. Zupełnie jakby nagle w jej głowie zamiast myśli pojawiło się tysiące małych kamyczków.
Szklana tafla drzwi punktu podróży odbijała ich sylwetki i pogrążone w śnie budynki.
– Liczę, że dotrzesz do domu bez wyjebania się, mój drogi – rzuciła złośliwie.
– I vice versa, Akane.
Uśmiechnęła się i już chciała odejść, kiedy niespodziewanie Gus przygarnął ją do uścisku. Otworzyła szeroko oczy, na kilka sekund tkwiąc niczym słup soli. Dopiero potem objęła go lekko ręką. Odsunął się, unikając nagle jej wzroku.
– Wybacz, trochę mi jednak weszło – Podrapał się po głowie ze speszonym uśmiechem. – To dobranoc, Akane.
– Papa, Gus – kun – Prawie się ukłoniła.
Kilka minut później stała już we własnym pokoju, dysząc, gdyż zamiast windy wybrała schody. Głowę zdawała się mieć jeszcze cięższą, a wszelka energia szybko opuszczała jej ciało. Rzuciła płaszcz w kąt i opadła na łóżko, aż sprężyny zaskrzypiały. Ciągle czuła na sobie ciepło i dotyk Gusa. Przejechała paznokciami po dłoni, próbując skupić umysł na czymś innym. Bezskutecznie, bo myśli ciągle wirowały wokół tej krótkiej chwili.
– Wpadłaś, moja droga – stwierdził Leaus.
Nie odpowiedziała mu. Jedynie wtuliła nos w poduszkę, licząc, że zaraz dopadnie ją sen.
****
Jeszcze zanim rozchyliłam powieki, czułam przyjemne ciepło na twarzy. Przewaliłam się na plecy i przeciągnęłam, mrucząc cicho na błogie uczucie rozprostowania kości. Pościel była tak cudownie miękka i ciepła. Wpatrywałam się w sufit, aż uderzyła mnie świadomość, że przecież byłam u Keitha, którego nie było nigdzie w pokoju.
– Dzień dobry, Jess – powitał mnie Fludim śpiący tradycyjnie na małej poduszce na nocnej szafce.
– Witam, Fludim – Wyszczerzyłam zęby, na co ten posłał mi lekko zdziwione spojrzenie.
Przekrzywiłam głowę.
– Coś nie tak?
– Nie pamiętasz?
Ściągnęłam brwi, a po chwili poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie dość, że rozmowa z Rei oraz Shanem wróciła do mnie tak wyraźnie, jakby odbyła się godzinę temu, to przypomniałam sobie też przebłyski powrotu do domu.
„Jak wielu wrogów sobie stworzyłeś?”
– O nieee – jęknęłam, padając na materac.
Automatycznie sięgnęłam po butelkę wody stojącą u nóg łóżka. Na chwilę zamarzyłam, by była z procentami, choć wtedy niechybnie skończyłoby się na zgonie. I jeszcze miałam z nim porozmawiać o jego przeszłości! Pociągnęłam się lekko za włosy. Lepszego początku nie mogłam sobie wyobrazić.
– Czyli pamiętasz – odetchnął bakugan.
– Nie musiałeś mi tego przypominać!
– Wtedy byłoby jeszcze gorzej.
Milcząc, w duchu przyznałam mu rację. Spojrzałam na drzwi. Stało się. Walnęłam czymś nieprzemyślanym. Nie mogę tu siedzieć, aż mnie wyciągnie siłą, nieważne jak bardzo bym chciała. W związku trzeba rozmawiać! Komunikacja! Bycie dorosłym.
Bardzo nie podobała mi się ta dorosłość, nie na mnie takie nerwy, no ja jebie.
Westchnęłam i wypadłam niczym taran, żeby się czasem nie rozmyślić. Keith wyjrzał z gabinetu, pewnie ściągnięty przez głośne dźwięki. Zmarszczył brwi.
– Chcesz wymiotować?
Co? Czy ja się przesłyszałam?
– Nie?
– To czemu wstajesz tak wcześnie? Jest ledwo 9, spałaś z sześć godzin. Wracaj do spania.
Oho, czyżby to już były pierwsze symptomy starości, skoro mało snu mi starczało? Albo podświadomy stresik nie dawał mi dalej spać.
Machnęłam więc ręką.
– Czuję się doskonale. Zresztą mieliśmy porozmawiać.
Spectra na moment zesztywniał, po czym potarł palcami czoło, kiwając głową.
– W kuchni masz śniadanie. Zaraz przyjdę.
Zrobiłam, jak mówił, bo mój żołądek zaczął domagać się posiłku. Dwie kanapki wyglądające niemal jak z reklamy czekały na mnie pod foliowym przykryciem. Cyknęłam guzik od czajnika, by zagotować wodę i usiadłam przy białym stoliku. Słońce wpadało przez przerwy w białych zasłonach, ozdabiając kuchnię złotymi plamkami, a z ulicy dobiegały dźwięki samochodów i kroków.
Było tak idealnie, że wydało mi się to surrealistyczne. Jakby ta chwila była wyrwana z innego uniwersum.
– To co chcesz wiedzieć? – Keith pojawił się nagle za moimi plecami, po czym siadł naprzeciwko. Włosy opadały mu na kark, a kilka dumnie sterczało niczym antenki. – Jess.
Zastanowiłam się. Co w tym wszystkim było najważniejsze? Nie. Co najbardziej mnie przerażało?
– Przez co narobiłeś sobie wrogów? Co takiego zrobiłeś?
Odetchnął. Pod oczami miał już widoczne sińce, ale jego skóra ciągle wyglądała na zdrową.
– To było jeszcze przed Vexosami – odparł. Przełknęłam ślinę. – A raczej zaczęło się, zanim Zenoheld ich wymyślił – Spojrzał na mnie. – Handlowałem wynalazkami – Zamilkł, ale czegoś tu wyraźnie zabrakło. Westchnął. – Potem bronią, kiedy wkroczyłem w szeregi Vexosów.
Poczułam, jak ściska mnie w środku, a gardło staje się ciaśniejsze. Dobrze, że zdążyłam coś zjeść, bo teraz wątpiłam, że zdołałabym cokolwiek przełknąć.
– Po co? – wydusiłam jedynie z nutą bezradności w głosie.
Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, ale zaraz jego oczy stały się znów bez wyrazu.
– Na początku potrzebowałem pieniędzy – Uśmiechnął się gorzko. – Potem, kiedy zacząłem planować przejęcie władzy, zorientowałem się, że nie zrobię tego bez jakiegokolwiek poparcia. A jak przyciągnąć ludzi? Dając im siłę. Wielu do mnie przyszło, co jednocześnie zrujnowało innym biznesy. Więc mnie znienawidzili – Wzruszył ramionami.
– Shan….
– Shane dalej ma mi za złe, że nie użyłem swoich kontaktów, by pomóc mu zyskać jego upatrzoną pozycję – przerwał mi.
– A Gawain? Dlaczego mówił do slumsach?
– Wykluczyłem go z interesu zbrojeniowego – mruknął, po czym wbił we mnie wzrok. – Jess, co u was na Ziemi dzieje się w najgorszych dzielnicach?
– Wszystko.
– Właśnie.
Osunęłam się głębiej na krześle, przyswajając poznane informacje. Uczucie dyskomfortu ciągle mnie nie opuszczało. Wiedziałam, że Spectra był zły. Ale broń...i to w slumsach, gdzie były takie osoby jak rodzina Volta czy sam Volt. Zacisnęłam powieki i odepchnęłam się nogami od stolika. Opuściłam głowę.
Co miałam o tym wszystkim myśleć?
– Skończyłeś z tym? – spytałam słabym głosem.
– Zawiesiłem działalność po śmierci Zenohelda i ojca.
– To wcale nie odpowiada na moje pytanie – stwierdziłam z goryczą.
– Jess.
Wzdrygnęłam się, kiedy niespodziewanie przy mnie przykląkł, ujmując jedną dłoń w swoją.
– Dlatego prosiłem cię o czas, by to uporządkować. Babrałem się w tym kilka lat. Tyle samo czasu minie, zanim uda mi się to zakończyć.
Podniosłam na niego oczy. Dawno nie widziałam, by jego błękitne tęczówki miały tak łagodny wyraz. Trochę jakby wpatrywał się w przestraszone zwierzątko lub małe dziecko. Odetchnęłam, niespodziewanie czując, jak ogarnia mnie zmęczenie. Czy może było to przesycenie informacjami?
Przebiegłam pobieżnie wzrokiem po kuchni. Wszystkie sprzęty były nowe, błyszczące. Samo pomieszczenie dość duże, podłogi i ściany świeżo zrobione. Miałam wrażenie, że żółć zabulgotała mi w gardle.
– Stąd masz te wszystkie pieniądze, prawda? – powiedziałam do samej siebie. – Te hale, mieszkanie, samochód.
– Kocham cię – rzekł mocnym tonem, aż gwałtownie odwróciłam głowę w jego kierunku. Delikatne ciepło rozlało się w dole żołądka, ale nie rozluźniło skurczu. Przechylił głowę, wpatrując się prosto w moje oczy. – Jednak nie żałuję tego, co zrobiłem.
Zagryzłam wargę i nieco ją pociągnęłam. Z jednej strony chciałam wstać i wyjść, by móc ochłonąć. Z drugiej strony czułam ulgę, że wreszcie poznałam prawdę, jakby okrutna ona nie była. W końcu na tym mi zależało, czyż nie? Poznać Keitha w każdym aspekcie.
– Dlaczego nie wystarczyły same wynalazki?
Odgarnął kilka moich kosmyków z twarzy. Robił to ostrożnie i z taką uwagą, jakby była porcelanową lalką, która może się w każdej chwili roztrzaskać.
– By osiągnąć swój cel, byłem w stanie zrobić wszystko. Sama widziałaś.
Skinęłam głową, bo same przebłyski wspomnień powodowały u mnie dreszcze. Manipulowanie emocjami Miry, zabawa losem bakuganów, groźby…
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć, Keith.
– Wiem – westchnął. – To nie będzie łatwe, zdaje sobie z tego sprawę.
– Ale ja wiedziałam, kim b...– urwałam.
Byłeś? Jesteś? Głowa powoli zaczynała mnie boleć. Skronie pulsowały coraz szybciej.
„Wreszcie cię oślepiłem, Jess”
Korona otoczona przez płomienie w skąpanych we krwi dłoniach.
Gwałtownie zerwałam się z krzesła, wyrywając rękę z uścisku Spectry. Wstrzymałam oddech, aż płuca zaczęły mnie palić, po czym zaczęłam łapczywie wciągać powietrze. Zatoczyłam się nieco i niemal podskoczyłam, kiedy przybliżył się do mnie.
– Dlatego śniłam, że mnie zabiłeś.
– Co? – Spojrzał zszokowany.
Potrząsnęłam głową, machając jednocześnie rękami. Niemal wirowało mi przed oczami, krew szumiała, a ból w czaszce stawał się palący.
Szczęśliwie mój telefon zawibrował. Sms od Dana.
– Kocham cię – wypaliłam, patrząc na niego i licząc, że wyraźnie to widać w moich oczach. – Ale muszę ochłonąć i to wszystko przeanalizować. To…za.. – ugryzłam się w język. – zbyt złożone – poprawiłam się. – rozumiesz, prawda?
Duża część mnie nie chciała go zostawiać w tym mieszkaniu. Przez chwilę marzyłam, by ta rozmowa nigdy się nie odbyła, a ja dalej żyła w słodkiej nieświadomości i mogła gadać z nim o głupotach lub obgadywać graczy. Dalej tego pragnęłam. Jednak ta racjonalna część wiedziała, że teraz oboje potrzebowaliśmy trochę czasu i przestrzeni.
To, że wychodzę, nie znaczy, że nie wrócę.
– Uważaj na siebie – rzucił, podnosząc się.
Zdołałam się słabo uśmiechnąć i skinęłam głową. Potykając się o próg, złapałam tylko swój płaszcz i szybko ubrałam botki, po czym opuściłam mieszkanie.
– Jess – zaczął łagodnie Fludim.
– Nie teraz – szepnęłam. – Muszę na spokojnie pomyśleć.
Drzwi windy rozsunęły się na parterze. Szybkim krokiem wyszłam z wieżowca. Moje nogi same zaniosły mnie do punktu teleportów, gdzie wstukałam współrzędne Bakuprzestrzeni. W końcu gdzie było lepiej zebrać myśli, niż wśród tłumów nastolatków?
Elo, więc miałam chwilę czasu, by coś napisać, dlatego prezentuje. Relacja Aki&Gus się posuwa, bo oboje to łby z rodzinnymi traumami, z którymi radza sobie w odmienny sposób Gawain kręci, a Reiko szuka. Co do Jess i Keitha podzro, bo pisałam, ze pracuje nad ich komunikacją, co wyjebało ich relację poza tory, brawo dla mnie XD Czy przeszłość Spectry kogoś zszokowała to wątpię, ale proszę zrozumieć Jess, dziewczyna po przejśiach jest, a jednak wiadomośc, że luby był dealerem broni to nie jest coś codziennego XD
Kiedyś napisze następny, to tam zobaczę czy angst się pociągnie czy też zakończy, czy może coś im przeszkodzi w dalszej rozmowie (na pewno, nie zapominajmy o wyczynach Dana XD)
Odmeldowuje się!
To dalej istnieje, sheeesh
OdpowiedzUsuńYep, komentowałaś tu kiedyś? Bo nie pamiętam szczerze XDDD
UsuńOdjebało sie wiele nie zaprzeczę
OdpowiedzUsuńAki: Niby wyznał, ale w jakich okolicznościach
A spierdalaj XDD