niedziela, 26 września 2021

One shot - Szkolny chaos



   Ciężkie, czarne chmury zasnuwały niebo, nadając całemu miastu posępny widok. Strugi deszczu spływały po szybach, łącząc się na szarych chodnikach w głębokie kałuże. W taką pogodę większość ludzi miała ochotę jedynie zawinąć się w koc i drzemać. Podobne odczucia miało około 80% uczniów, którzy właśnie przebywało w klasie od historii pani Clarson. Większość ziewała lub bezmyślnie bawiła się krawatami stanowiącymi obowiązkową część mundurka. Atmosfera senności coraz bardziej ich otulała, aż niektórych powieki stawały się coraz cięższe.

   Jednak Shadow Prove miał głęboko w nosie pogodę panującą na dworze i czuł się rześko oraz pełnym energii. Podobnie wywalone miał w regulamin stroju, dlatego zamiast białej koszuli oraz szarych spodni do kostek, siedział z wyłożonymi na biurko nogami w skórzanych rurkach z mnóstwem małych łańcuchów oraz podartej na łokciach koszulce. Ryk, który rozpoczynał piosenkę metalową, buchnął z jego telefonu i przyprawił o mini zawał kilkoro uczniów.

   Kilka osób rzuciło mu spojrzenie spode łba, ale nikt nie odważył się odezwać. Dlatego jedynie wywalił jęzor i podrapał się po uchu, które również było obwieszone kilkoma kolczykami. Najpewniej nauczycielka zacznie mu robić kazanie, ale już dawno temu nauczył się wyłączać, kiedy ktoś zaczynał ględzić.

– Ty naprawdę nie potrafisz przez jeden dzień być spokojnym? – Usłyszał dobrze sobie znany głos nad głową.

   Automatycznie się uśmiechnął i podniósł oczy. Błękitne oczy Mylene jak zawsze przypominały grudki lodu i przeszywały każdego na wskroś. Umalowane na bordowo wargi miała ułożone w grymas. Niektórym mogło się zdawać, że wraz z wejściem dziewczyny, temperatura w klasie spadła o kilka stopni. W końcu nie bez powodu Mylene uzyskała ksywę “Królowa lodu”.

   Tylko że dla Prova oznaczało to jedynie więcej rozrywki. Zwłaszcza kiedy dziewczyna zaczynała zaciskać dłonie jakby jedynie marzyła, by móc go udusić.

– Witaj, przyjaciółko. – Zamachał do niej, wiedząc, że to jedynie zdenerwuje dziewczynę. – Jedynie próbuje rozbudzić towarzystwo – dodał i pogłośnił piosenkę. Szyby w oknach aż zadygotały.

   Brew Mylene drgnęła, a w jej tęczówkach zalśniło. Coraz więcej osób odwracało się w nich stronę, z zaciekawieniem obserwując wymianę zdań.

– Chyba nie myślisz, że bycie w Vexos zbawi cię od wizyty u dyrektora? – żachnęła się. – Choć tobie pomogłaby jedynie wizyta u psychiatry lub izolatka – Ton jej głosu spadł do niemal syku pełnego niechęci.

– Jak zawsze pełna dobrych rad – Prove przyłożył dłoń do serca. – Ale mi akurat wystarczy bycie wspaniałym mną.

   Wybuchł śmiechem, ostrym i piskliwym, który zmieszał się z dźwiękami muzyki. Mylene westchnęła ciężko, ale duszy przyznała mu rację. Vexosi nie byli stereotypową grupą potężnych dzieciaków, której lękali się wszyscy w szkole, włączając w to nauczycieli. Byli zwyczajnymi uczniami, a raczej dziwaczną zbieraniną, o której nikt prawie nic nie wiedział i to by było na tyle. Prove nie został wykopany ze szkoły tylko ze względu na pozycję swoich rodziców, a ludzie nie wchodzili mu w drogę, bo mógł nagle wpaść w szał, a wtedy był nieprzewidywalny.

– Kto tak drze tu ryja?! - Dobiegł ich nagle wrzask.

   Mylene zerknęła przez ramię i tak jak się spodziewała w drzwiach stała Akane. Japonka spojrzała  wściekle na Shadowa, po czym na jego telefon. Gdyby nie fakt, że tydzień temu został jej odebrany, to w tym momencie w ich stronę poszybowałby tłuczek do mięsa.

– Nie słyszałeś o czymś takim jak słuchawki, Prove? - syknęła jadowicie, podchodząc do ławki.

– Akane – chan, moja kochana! - Shadow zerwał się na równe nogi i otworzył szeroko ramiona. – Tęskniłem za tobą rozpaczliwie.

   Obrzydzenie odbiło się na twarzy Japonki i choć Mylene jej nie lubiła, to doskonale zrozumiała.

– No popatrz, a ja liczyłam, że cię więcej nie zobaczę – westchnęła Akane i szybkim ruchem zgarnęła telefon, klikając pauzę na ekranie. Błoga cisza opadła na uczniów.

   Prove wydął wargi w dziecinnym geście.

– Zawsze jesteś dla mnie niemiła.

– Bo jesteś zajebanym łbem.

   Akane podobnie miała gdzieś kodeks szkolny, dlatego do białej koszuli ubrała długą rozkloszowaną czarną spódnicę oraz skórzane glany. Z Provem miała jeszcze wspólne to, że posiadała krótkie nerwy. I chyba to był właśnie powód, dlaczego nigdy nie wahała się wdawać z nim w kłótnie czy próbować zepchnąć ze schodów czy inne tego typu atrakcje.

   Jednak to zamiast odstraszać Shadowa, jedynie go przyciągało. Choć na ulicy wolał unikać dziewczyny, bo widział kształt paralizatora, który odznaczał się w kieszeni bluzy. Prąd niestety dość mocno bolał.



   Dzwonek zabrzmiał akurat, kiedy Akane odskoczyła od wyrywających się do niej niczym macki ramion Shadowa. Stukot obcasów zbliżał się do klasy i po chwili drzwi od klasy otwarły się ponownie. Pani Clarkson potoczyła uważnym wzrokiem po klasie i oczywiście zatrzymała się na Shadowie. Przez chwilę wydawało się, że coś powie, jednak jedynie westchnęła i uderzyła dziennikiem o biurko.

   Akane w podskokach opuściła klasę, łapiąc jeszcze uchem, znudzony głos nauczycielki.
 
– Shadow, wiesz, że po lekcjach widzimy się u dyrektora, prawda?





****




   Haruka nie była osobą konfliktową. Nie lubiła kłótni, a ponadto częściej przynosiły jej one więcej szkód niż pożytku. Dlatego póki nie było to absolutnie konieczne, wolała szukać jakiegoś kompromisu.

   Jednak jej cierpliwość powoli osiągała swoje limity, wkraczając na poziom czerwony. Hydron zdawał się chyba tego nie dostrzegać i dalej ciągnął swój monolog. Opierał się o jej szafkę całym ciałem, tym samym blokując drogę na dalszą część korytarza.

– To jak będzie, Haru? – Chłopak nawinął cytrynowy kosmyk na palec i uśmiechnął się uwodzicielsko. – Pójdziesz ze mną do tej nowej kawiarni?

– Nie jestem zainteresowana – powtórzyła już chyba po raz trzeci i spojrzała mu prosto w oczy.

  Tyle że Hydron nie wyglądał na zranionego czy urażonego. Jedynie przechylił głowę i przymrużył oczy. Gest ten przypominał nieco drapieżnika oceniającego ofiarę i sprawił, że dreszcze przebiegł po plecach dziewczyny. Ścisnęła mocniej pasek torebki, którą w razie czego zamierzała strzelić chłopaka w pysk.

– Naprawdę nie rozumiem, co ci się we mnie nie podoba – westchnął, zakładając ręce na piersi. – Nie widziałem nikogo przystojniejszego ode mnie w szkole.

– Pewności siebie nie mogę ci odmówić – odparła i poprawiła okulary. – Nie jesteś po prostu w moim typie, jasne, Hydron?

   Uniósł brew i pochylił się ku niej. Słodki zapach lilii wypełnił jej nozdrza. Srebrny łańcuch z zawieszką kwiatka zadźwięczał w powietrzu.

– Jeszcze się do mnie przekonasz – wyszeptał, po czym puścił jej oczko i obrócił się na pięcie, odchodząc.

   Kilka dziewcząt za nim zerknęło, co jedynie wzmocniło jego pewność siebie. Haruka po prostu była otoczona przez wrogie mu osoby i przez to nie mogła dostrzec jego uroku osobistego.

   Jeśli już o wrogach mowa...

– Witaj, Jessie. – Uśmiechnął się do szatynki, na co ta pokazała mu środkowy palec.

   Zachichotał pod nosem i popatrzył, jak dziewczyna szybko schodzi po schodach. Długie brązowe włosy falowały na jej plecach, a plecak rytmicznie podskakiwał. Nawet nie spojrzała w jego stronę tylko od razu skręciła w prawo, znikając za rządem szafek. Westchnął, wkładając dłonie do kieszeni marynarki. Naprawdę, mogłaby być odrobinę milsza. W końcu nic takiego jej nie zrobił.

   Jessie była innego zdania, bo jedynie słysząc głos Hydrona, poczuła, jak w środku ją skręca. Zadufany w sobie gnój, pławiący się w luksusach z kieszeni tatusia. Przyśpieszyła kroku i już przed szafką przyjaciółki poczuła znienawidzone perfumy.

– Było mu zajebać, skarbie – oświadczyła, opierając rękę o biodro.

   Haruka postukała się w czoło, drugą rękę próbując upchnąć podręcznik do biologii w plecaku.

– I wylądować na dywaniku? Myślisz, że mi to potrzebne?

– Jaki dywanik? Ja i Aki dalej go nie ujrzałyśmy.

– Aki to Aki, a ty jesteś zbyt mściw... – Okularnica urwała, wpatrując się we wnętrze szafki. – Nie... nie zrobił tego.

– Co znowu? Liścik?

   W odpowiedzi szatynka wyciągnęła srebrną bransoletkę z identyczną zawieszką jak na naszyjniku Hydrona. Jessie spróbowała zdusić śmiech, ale niezbyt jej to wyszło, za co Haruka posłała jej groźne spojrzenie.

– Nie no, jest dobrze – Jess przyjrzała się ozdobie. – Opchniesz to cacko i będzie kasy na kilka dni imprez.

– Jeszcze czego, nie chcę niczego od niego!

– Ale kasa!

– Będzie to dla niego triumf, że coś przyjęłam!

   Jess wydęła policzki.


– Wiesz, ile to butelek wina?

– Nie.

– Ile benzyny?

– Ogłuchłaś?

– Zero zabawy – Jess wywróciła oczami. – No dobra, trzeba mu to oddać.

– Dokładnie! – Haruka uśmiechnęła się podejrzanie radośnie.

   Nim Jess zdołała mrugnąć, bransoletka znajdowała się w jej dłoniach, a Haruka była już koło schodów.

– Oddaj mu to, proszę pięknie! Ja spadam na algebrę!

   Dziewczynie na moment pociemniało przed oczami. Zacisnęła dłoń w pięść. Łacńuch bransoletki boleśnie wpił się w skórę. Po chwili rozluźniła uścisk i odetchnęła.


   W sumie to one same sobie tak Harukę wychowały.





****



   Oczy patrzyły.

   Jane z głośnym stęknięciem podniosła się z ławki, kiedy zabrzmiał dzwonek, a tłum uczniów niczym wzburzona fala natarł na główne wejście. Ruszyła nieśpiesznym krokiem, kręcąc papierosem między palcami.

   Oczy dalej patrzyły.

   Kiedy sytuacja nieco się uspokoiła, podeszła do automatu z przekąskami i napojami, grzebiąc w kieszeni za jakimiś drobnymi. Chwilę później wyciągnęła przez otwór u dołu butelkę soku z pomarańczy oraz opakowanie paluszków.

   Oczy nawet na sekundę się nie zamykały.

   Gryząc paluszka, stanęła przed szafką i wykręciła kod. Na widok stroju do wf’u, zmarszczyła nos, ale nie miała wyjścia. Kolejne wagary i pewny telefon do rodzicielki. Dlatego z niechęcią go wyciągnęła. Zatrzasnęła drzwiczki i odwróciła się gwałtownie, uderzając dłonią o rząd szafek naprzeciwko.

– Wiem, że tam stoisz – mruknęła.

   Cisza. Uniosła brew.

– Wyłaź, panienko. Bo wyciągnę cię sama.

   Przez chwilę nic się nie działo, lecz gdy zrobiła pierwszy krok, zza rzędu szafek wypadła dziewczyna o długich zielonych włosach. Opadały one na jej drobną twarz o dużych oczach w malinowym kolorze. Jane dostrzegła na jej nadgarstku tatuaż węża i przypomniała sobie, gdzie widziała wcześniej dziewczynę. Kółko muzyczne!

   Jednak nie miała pojęcia, jak się nazywała, bo widziała ją zaledwie raz. I jak się dobrze zastanowić, to kiedy ich wzrok się spotkał, to nieznajoma gwałtownie zwiała. Wyglądało, że chce zrobić teraz to samo, bo przestąpiła z nogi na nogę, rzucając spojrzeniem na najbliższe drzwi.

– Potrzebujesz czegoś ode...

– Nie! – krzyknęła gwałtownie dziewczyna, po czym niczym łania wykonała skok i zaraz dopadła drzwi, znikając w holu.

   Jane z wolna zamrugała, a jej mózg próbował nadążyć za wydarzeniami i poukładać fakty. Co to miało być? Nie, to dobrze wiedziała. Lepsze było pytanie dlaczego ona? Westchnęła, wznosząc oczy ku białemu sufitowi, ale żadna siła wyższa nie raczyła udzielić odpowiedzi. Musiała tylko udawać, że to się nie wydarzyło i dziewczyna się odczepi. Zawsze działało.

   No według dziewczyn, to kompletnie nie działało, ale ona były młodsze i mogły się utkać.

   Wykonała kolejny obrót i została powitana głośnym ni to piskiem ni to krzykiem. Źródłem był nikt inny jak Lync Volan, który jak oparzony odskoczył od szafki. Beżowa koperta poszybowała w powietrzu i wylądowała u jej sto. Popatrzyła na nią ogłupiała, po czym oświeciło ją, do kogo należała szafka.

– Hee, nie myślałam, że taki mikrus startuje do Gehabich – Uśmiechnęła się, podnosząc kawałek papieru.


   Lync zapłonął niczym pochodnia aż po czubki uszu. Jednocześnie zacisnął dłonie w pięści. Ale prawdą pozostała prawdą. Sięgał Jane do szyi. Ale z drugiej strony dopiero zaczynał liceum, więc miał jeszcze sporo czasu na rośnięcie!

– Nie twój interes – warknął jak umiał najgroźniej, co spotkało się z pogardliwym uśmiechem brunetki, która powachlowała się kopertą.

– Ten wasz “lider” czyli Hydron, wie, że uganiasz się za jedną z Młodych Wojowników?

   Volan przełknął ślinę.

– Zajmij się własnymi crushami, Wilson – odpyskował i wyrwał jej kopertę.

– A ja tylko zapytałam – Rozłożyła ręce. – Dawno się nie kłóciliście, więc byłoby ciekawie.

   Prychnął w ramach odpowiedzi. Wiedział, że potyczki między Wojownikami a Vexosami od zawsze stanowiły największą rozrywkę dla uczniów. W końcu były to dwie największe paczki w szkole. Dodatkowo przez spore różnice w poglądach i charakterach, dochodziło między nimi do wielu sporów.

   On najchętniej unikałby tych całych awantur, ale Hydron był atencyjnym kretynem, który koniecznie musiał się popisać, więc wciągał ich w to wszystko. Taki Shadow pewnie się cieszył, bo mógł się wyżyć. Co do innych to nie wiedział, co im niby dawały te ciągle afery i miał to gdzieś. Tak długo jak nikt mu nie przeszkadzał, nie interesował się nimi.

   Jane zaczęła odchodzić, ale błysk w jej oku sprawił, że oblał go zimny pot. Co jeśli powie reszcie swoich przyjaciółek o tym, co widziała? Albo całej szkole? Może i Wilson nie była Akane, ale również potrafiła dopiec z czystej złośliwości. Ale bez dowodu nie będzie sprawy, czyż nie?

   Oblizał suche wargi i szybko włożył liścik do plecaka, notując w głowie, by potem go podrzeć. Zaczął wspinać się po schodach, kiedy zmienił zdanie i skierował się do wyjścia. Tam szybko oblał kopertę wodą i mokrą papkę wrzucił do śmietnika. Dopiero wtedy z lżejszym żołądkiem wrócił na lekcje.





****





   Vexosi byli specyficzną zbieraniną osób, która w sumie chuj wiedział, co łączyło. Nawet nie poziom iq, bo gdy Gus był jednym z najlepszych uczniów, to Shadow cudem zdawał i dalej myślał, że Afryka to państwo. A mimo to zawsze gdzieś siadali razem, choć Jess naprawdę zachodziła w głowę, o czym mogli wtedy rozmawiać. Chyba, że to Hydron ich zmuszał i to było najbardziej prawdopodobne.

   Normalnie szukałaby ich na dziedzińcu, lecz przez deszcz wszystko było przemoknięte. Sala gimnastyczna również odpadała. Dlatego ruszyła ku bibliotece. Teoretycznie nie powinno ich tam być, ale przecież najciemniej pod latarnią!

   Bibliotekarka nawet nie podniosła głowy, kiedy weszła. Przeglądała przejście między regałami, próbując wyłowić choć jednego członka, by móc mu wcisnąć nieszczęsna bransoletę. Fartownie koło książek przyrodniczych stał Gus Grav.

– Witam serdecznie – przywitała się i bez ceregieli wcisnęła mu do ręki biżuterię. – Proszę, oddaj temu zjebowi.

– Zjebowi? – Uniósł brew, ale kiedy spojrzał, co dostał, skinął głową. – Hydron.

– Widzisz, jak dobrze go znasz – Uśmiechnęła się. – Dlatego oddaj i przekaż, że następnym razem poszczuję go Aki.

– Sama nie możesz?

– Jego pyszałkowata dupa już pewnie pojechała do domku w cieplutkiej limuzynie.

   Chłopak zmarszczył brwi, unosząc w palcach bransoletkę. Spojrzał na nią chłodno. Instynktownie odskoczyła, wiedząc, że będzie próbował jej to oddać. Plecami uderzyła o kogoś, a jednym butem stanęła komuś na stopie. Jednak nie usłyszała żadnego stęknięcia bólu czy przekleństwa. Twarz Gusa automatycznie z chłodnej zmieniła się na łagodną, co dostarczyło jej informacji, kto za nią stoi.

   Nagle poczuła coś mokrego przy udzie. Odwróciła się gwałtownie i zamarła na sekundę, widząc lekki odcisk krwi na skórze. Potem zorientowała się, że to nie jej, a z pięści Spectry.

– Znów się wdałeś w bójkę, Phantom? – jęknęła i podniosła głowę. – Ledwo wróciłeś z zawieszenia!

   Blondyn wpatrywał się w nią beznamiętnym wzrokiem. Obowiązkowo z mundurka miał jedynie białą koszulę, której rękawy podwijał do łokci. Resztę stroju stanowiły czarne spodnie oraz czerwona kurtka. Włosy jak zawsze postawione na żel, a z ucha dyndał łańcuch od helixa.

   Mierzyła się z nim wzrokiem, ale nie zapowiadało się, by miał coś powiedzieć. Dlatego obróciła się na pięcie, wykorzystując też fakt, że przybycie Phantoma ściągnęło jej z głowy Gusa i bransoletkę. Mogła szczęśliwie wrócić do domu, położyć się i marzyć, że nagle wygra na loterii i wszystkie problemy znikną.

   Te marzenia rozsypały się, gdy Phatom zastąpił jej drogę. Prześwidrował ją wzrokiem, jakby widzieli się pierwszy raz w życiu. Odsunęła nieco twarz, wyciągając przed siebie pięść.

– Chcesz w łeb?

   Zignorował zaczepkę i się wyprostował.

– Umiesz tańczyć, prawda?

   Teraz była jej kolej na zmierzenie go wzrokiem jak kompletnego oszołoma.

– Taa, a co?

   Wykonała mini kroczek w stronę półki. Cholera wiedziała, co Spectrze strzeli do łba, więc wolała mieć amunicję pod ręką.

– Więc zatańczysz ze mną na wfie – oświadczył.

   Nie zdołała powstrzymać głośnego prychnięcia. Jednak twarz blondyna pozostała poważna. Zmrużyła powieki.

– Ty się prosisz o skopanie tyłka – Pokręciła głową. – Zatańczę z kim mi się podoba i nic ci do tego.

   Chciała go wyminąć, kiedy złapał ją za łokieć i pociągnął lekko ku sobie. Poczuła zapach cytrusów.

– Potrzebuje to zdać.

– Wyglądam ci na taneczny Caritas? – Wyrwała rękę i wskazała na Grava. – Tańcz nim, na pewno poprowadzi cię wspaniale!

   Oczy blondyna pociemniały. Okręciła się w miejscu i niemal sprintem wypadła między regałów. O ile Vexosi byli dziwną zgrają, to jeśli chodziło o bycie niebezpiecznym to Spectra zdecydowanie wiódł prym. Wolała się nie przekonać, jak reagował, kiedy serio się zezłościł. Jego zakrwawiona pięść dostarczała wystarczająco dużo wyobraźni.

   Wciągnęła wolno powietrze, stając już za bramą liceum. Cudowny zapach świata po deszczu unosił się wszędzie, a zachodzące słońce przyjemnie grzało ją po twarzy. Poczuła, jak cała jej irytacja znika. Ktoś postukał ją w ramię. Obróciła głowę.

   Chłopak niewiele wyższy od niej, uśmiechnął się lekko i skinął głową. Też miał blond włosy, które były przez żel uformowane w szpiczaste kształty i nosił długi biały płaszcz. Jego oczy miały bardzo fiołkowy kolor.

– Hej, chciałem tylko spytać, czy tutaj chodzi Dan Kuso?

   Skinęła głową. Uśmiech chłopaka się poszerzył.

– Dzięki i do zobaczenia.

   Może było to zmęczenie, ale jego słowa nie wywołały u niej żadnej reakcji czy emocji. Bezmyślnie wpatrywała się jego plecy, kiedy odchodził ku głównemu wejściu. Dopiero kiedy zerwał się wiatr i płaszcz nieznajomego załopotał, odkrywając fragment nadruku smoka na koszulce, poczuła ukłucie niepokoju.

   Kto to był?





Na szybkiego. Shota wstawiłam, coś mi odwala z formatowaniem tesktu. Yep, napisałam o Heather mającej crusha na Jane, because why not. Ogólnie chaos w liceum, gdzie chodzi team Destrukcji, Vexosi, Wojownicy i dużo innych ciekawych osóbek. Nw czy tego nie będę wstawiała częściej, bo łatwiej się pisze niż rozdział. A co do studiów, to ja tam zginę i jak się kurwa obsługuje usosa? XD

Dobranoc!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz