Choć Reiko nie była już w stanie odczuć temperatury, to niemal mogła dostrzec chłód wokół nich. Atmosfera wyraźnie zgęstniała, co odbiło się na twarzy Spectry. Chłopak w sekundę spoważniał, a jego mięśnie się spięły. Jessie miała opuchnięte oczy, natomiast zmęczenie biło z całej jej postawy.
Mimo to Reiko zrobiła dobrą minę do złej gry i nalała herbatę do dwóch filiżanek. Mimo braku okien w podziemnej bibliotece dało się usłyszeć szum deszczu. Przesunęła naczynie ku Jess, na co dziewczyna skinęła głową i podniosła ją do ust. Po upiciu kilku małych łyczków podniosła oczy na swojego rozmówcę. Wszelkie oznaki znużenia uciekły z jej twarzy, pozostawiając gładką maskę.
– Powód, dla którego byłam u Reiko ostatnim razem, tyczy się Dana – zaczęła.
Reiko delikatnie drgnęła na te słowa, choć w dużej mierze się ich spodziewała. Keith ściągnął brwi.
– Jego zachowania?
– Dokładnie – Zawahanie przemknęło przez oczy Jessie. Westchnęła, odkładając filiżankę. – Musisz to zachować w absolutnej tajemnicy. Nikt nie może wiedzieć. Gus. Mira. Chłopaki – urwała oczekująco.
– Obiecuję – głos Spectry choć poważny, zawierał ciepłe nuty.
– Coś Dana prześladuje. Tajemnicza istota, która w jakiś sposób wdarła się do jego umysłu. Przez to traci kontrolę nad mocą Drago, a dodatkowo Dragonoid zdaje się przyciągać jakiegoś Mechtogana. Byliśmy u Reiko, by wypytać, czy coś wie, ale póki co nie mam żadnych informacji.
– Dlaczego powiedział to tobie? Czemu nie Shunowi? Marucho? Reszcie Wojowników?
– Przez Tytana – Jessie machnęła ręką. – Bo to coś działa na podobnej zasadzie. Karmi się cierpieniem Dana, spychając go w rozpacz.
– W takim razie Daniel nie powinien walczyć albo chociaż wycofać się z turnieju – Spectra zacisnął dłoń w pięść. – Dragonoid jest potężny, więc jeśli jego moc wymknie się spod kontroli…
– Mówimy o Danie. Nic go nie przekona. Jedynie trenuje, by odzyskać formę, a Reiko szuka informacji. Właśnie – Zerknęła na kobietę. – Co znalazłaś?
– Sześciooki to anomalia według Kuli – odparła zjawa. – Nigdy nie powinna powstać, co nie zmienia, że jest groźna – Zasępiła się. – Również dla postronnych.
Oczy Jess widocznie rozwarły się, mimo to dziewczynie udało się zapanować nad tym, by głos jej nie drżał.
– Czyli to dlatego…
– Najprawdopodobniej tak. Byłaś zbyt blisko Dana, więc zdołał wykorzystać twoje negatywne emocje.
Jessie doskonale czuła, że wzrok Keitha wręcz się przez nią przewierca, ale najpierw potrzebowała zebrać myśli. Czyli to coś było jak Tytan. Może ona nie słyszała jego głosu, ale Dan już tak. Ponadto był w stanie wpływać na moc Drago. A jeśli mógłby tak też postąpić z nią bądź bakuganem Shuna...Wizja palącego się stadionu oraz wrzasków uciekającego tłumu sama wdarła się jej pod powiekę.
– Dan nie może walczyć – powtórzyła słowa Keitha, które wcześniej zbyła.
Ale teraz widziała tylko taką możliwość. Sześciooki działał jak Tytan. Karmił się mocą, którą ich łączyła. Póki moc szumi, póty bestia otwiera oczy. Zacisnęła mocniej dłoń na filiżance, nawet nie zauważając, jak drobne rysy zaczynają się piąć ku górze.
– Znów krzywdzisz niewinną zastawę – burknął Helios.
– Byłbyś czasem delikatniejszy – syknął Fludim.
Oba bakugany zajmowały miejsce na mały talerzyku koło ciasteczek upieczonych przez Reiko niczym komentatorzy. Zjawa postawiła im nawet dwa malutkie szklanki jak dla lalek, na których widok Helios jedynie zawarczał.
Jessie przewróciła oczami, lecz odstawiła filiżankę i wreszcie spotkała się spojrzeniem z Keithem. Błękitne oczy nie straciły nic z intensywności, lecz zdecydowanie złagodniały.
–To, co ci mówiłam. Wizja Volta, Hydrona, ogólnie Vexosów. To wszystko było sprawką właśnie tego, co dręczy Dana.
Z twarzy Keitha nigdy nie dało się niczego wyczytać. Błękitne tęczówki nie zawierały żadnych odbić uczuć, ale kiedy ujął ją za dłoń, miała wrażenie, jakby przeszył ją jego smutek. Albo to też było poczucie winy? Przełknęła ślinę. W końcu oni przetrwali, ale wojna z Zenoheldem pochłonęła wiele ofiar. Może i Spectrze na Vexosach nie zależało, jednak inna sprawa była z doktorem Fermin...
– Nie mogę przerwać tego, co robię, Jess.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że te słowa jej nie zakuły. Mimo to przełknęła pretensje, bo nie było już na nie miejsca. Krzykiem i wyrzutami nigdzie nie zajdą, a jedynie sprawią, że ich relacja zacznie się kruszyć.
– Dlaczego? – zapytała spokojnie.
Odchylił się bardziej na krześle, nie puszczając jej dłoni.
– To, co już ci powiedziałem, to prawda. Potrzebowałem pieniędzy, potem poparcia. Teraz Zenoheld nie żyje, ale sytuacja wśród elit i na czarnym rynku wcale się wiele nie zmieniła. Jeśli ja przestanę im udzielać broni, znajdą kogoś innego. Wtedy stracę nad nimi wszelką kontrolę – Rozwarł dłoń, która była tradycyjnie odziana w rękawiczkę. Tym razem czarną. – Trwałem w tym biznesie niemal pięć lat. To nie są normalni ludzie. Dlatego wolę trzymać ich na smyczy, bo wiem, że cię nie tkną. Twoja moc Jess...nie tylko tamten skurwiel jej pragnął.
– Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?
– Tak jak ty obiecałaś Danowi, że zachowasz wszystko w sekrecie, tak ja obiecałem sobie, że więcej cię w nic nie wciągnę. Poza tym – kącik ust mu zadrgał. – twoje tragicznie spontaniczne plany mogłyby uniemożliwić mi zniszczenie ich.
Jessie wydęła policzki i teatralnie wyrwała dłoń z jego uścisku.
– Zepsułeś moment.
– Ja się tu dusiłem od zbędnego romantyzmu – wciął się Helios. – Grunt rzeczy, że wszystko wiecie i możecie przestać gapić się na siebie jak kopnięte szczenięta.
– Strasznie zrobiłeś się rozgadany ostatnio – stwierdził Spectra z niemą groźbą w głosie.
– To nie ja walnąłem przemowę na kilka minut.
– Ale to nie koniec! - Jessie siorbnęła herbatę i stuknęła palcem w stół, skutecznie uciszając bakugana. – O co dokładnie chodzi z Gawainem? Bo nie wierzę, że to tylko twój znajomy z liceum!
– To też czysta prawda. Poznałem go wtedy i to on przez swojego wujka pokazał mi tę stronę rynku. Współpracowaliśmy, póki nie ogarnęła go chciwość.
– Większa niż twoja? - Jess uniosła brew, za co została nagrodzona widoczną żyłką na czole Spectry.
– Owszem. Większa. Chciał handlu z coraz większymi popierdoleńcami. Więc się od niego odciąłem, ale on nie chce się odczepić.
– A nie pozbyliśmy się go, gdy Zenoheld był u władzy – znów odezwał się kwaśno Helios.
– Faktycznie, nikt by nie chciał narażać się władcy – przyznała bezwiednie Jess.
– A Rada ma wciąż za słabą politycznie pozycję – dokończył Spectra.
Jessie odetchnęła, odgryzając kawałek ciasteczka. Smak kakaa rozlał się po jej kubkach smakowych. Wszystkie zdarzenia ostatnich dni zaczęły mieć sens, więc choć ciągle czuła się lekko zraniona brakiem zaufania ze strony Keitha, poczuła ogromną ulgę. Chłopak chciał ją w te sposób chronić, a biorąc pod uwagę ich przeszłość, uznał, że taka metoda będzie najlepsza. Zanurzyła nadgryzione ciastko w herbacie.
– Planujesz zniszczyć tych z czarnego rynku?
– Od dwóch lat – odparł. – Dlatego tym się nie martw. Na Gawaina również nałożyłem ogon.
– Nie jestem znów tak słaba, by nie dać mu rady – Wzniosła ciasteczko. – Na Gundalii powaliłam chłopów większych od niego.
– Och w to nie wątpię – Pochylił się ku niej. – Po prostu nie widzę sensu, byś brudziła sobie ręce jego krwią.
Nim zdołała mrugnąć, odłamał zębami spory kawałek ciastka i wrócił na swoje krzesło. Delikatna czerwień pokryła jej policzki, ale pokręciła głową i oparła policzek o dłoń.
– Skoro to mamy omówione, co z Danem? – Zerknęła na Reiko. – Jakieś propozycje?
– Jego również musimy stale obserwować. Jego stan staje się coraz bardziej niestabilny, co wykorzysta to, co go dręczy. Trzeba będzie go zatrzymać, kiedy zacznie się stawać zagrożeniem dla innych.
– Samo zaprzestanie walk nic nie pomoże? - spytał Keith.
– Sześciooki karmi się emocjami i więzią, która posiada z Danem. To prawda, że walki czynią ją bardziej… – Zjawa zawahała się nad odpowiednim słowem. – otwartą. Jednak ich zniknięcie nie sprawi, że ta anomalia zaprzestanie żerowania. Znajdzie inne źródło.
– Poza tym Dan nawet mi czegoś nie mówi – wtrąciła ponuro Jess. – Coraz bardziej się oddala, a Wojownicy stają na krawędzi rozpadu. A! – Przypomniała sobie. – Drago przyzwał mechtogana!
– Mechtogana? – Spectra zmarszczył brwi.
– Takie robotyczne coś. Napakowane metalem jak Helios!
– Ej!
– Ale kompletnie nie słuchało się Dana ani Drago i zaczęło wszystko niszczyć, po czym zniknęło.
– Będę musiał się temu przyjrzeć – Blondyn przejechał dłonią po brodzie.
– Kogo w ogóle wyślemy, by obserwował Dana? Ja mogę jutro, bo jest przeklęte „spotkanie z idolami” Dylana, ale… – dodała prędko, widząc minę Spectry. – Potem będę musiała trzymać dystans, bo wiadomo, Sześciooki może na mnie wpłynąć.
– Na cholerę idziesz na to...spotkanie z idolami?
– By ratować naszą reputację – wymamrotała do filiżanki, bo oczy blondyna ciskały pioruny.
Wolała się nie przyznawać, że była głodna widoku Anubisa radzącego sobie z fankami. Ona mogła sobie z niego kpić, ale nikt inny mu tak skutecznie nie podniesie ciśnienia jak one. I proszę jej nie oceniać, każdy potrzebował jakiejś atrakcji zwłaszcza w tak ciężkich czasach!
– Naprawdę musisz na to iść?
– Odczep się już, kto idzie na przeszpiegi, nie znając powodu? Reiko też odpada, ona szuka informacji o Sześciookim.
– Już na kogoś wpadłem, zaufaj mi.
Poczekała chwilę, ale nie zapowiadało się, by jej powiedział, kto to. Sił nie miała na dopytywanie, więc sięgnęła po już zimną herbatę i spokojnie zaczęła ją pić. Świat przestał się wydawać taki przytłaczający. Oczywiście czuła się winna zdradzenia sekretu Dana, ale w głębi wiedziała, że sama by tego psychicznie nie udźwignęła. Kiedy uda się im pozbyć Sześciookiego, wtedy przyzna się przyjacielowi. Teraz nie było czasu, by o tym myśleć.
– Niesamowite, zajęło wam to tylko godzinę. Robicie się coraz lepsi – skomentował Helios. – Cóż za melodramat musiałem oglądać.
Pewnie bakugan powiedziałby więcej, lecz jego głos został stłumiony przez ścianki filiżanki, w której uwięził go Spectra.
– Bardzo dobrze! - pochwalił go Fludim. – Zero taktu!
Jess uśmiechnęła się, po czym ziewnęła. Emocje i wydarzenia całego dnia porządnie nadszarpnęły jej zapas energii.
– Chyba czas zbierać się do drzemki – oznajmiła, podnosząc się.
– Ale my nie skończyliśmy.
– Jak to?
Spectra oparł podbródek o splecione palce. Jego uśmiech nie wróżył niczego dobrego.
– Skoro tak kochasz spotykać się z różnymi ludźmi, z pewnością chcesz posłuchać o najbliższym bankiecie, czyż nie?
Jakże mogłaby o tym zapomnieć…
****
Jedynym jasnym punktem w pomieszczeniu był monitor. Granatowe zasłony zostały szczelnie zasłonięte, by nie wpadła nawet plamka księżycowego światła. Dlatego w białym świetle było widać oprócz zarysów krzesła, klawiaturę oraz zmęczoną twarz Shuna. Choć ktoś, kto go nie znał, stwierdziłby raczej, że Kazami musiał po prostu nie był w humorze. Wojownik siedział sztywno, a głęboka zmarszczka gościła między jego brwiami. Wolno stukał palcem o blat biurka. Przed nim wyświetlało się okienko Skype, a w nim otworzony profil Alice. Shun odetchnął i przesunął prawą ręką po włosach.
Pierwszy raz odczuwał taką...złość. Było to dla niego kompletnie nowe i zaskakujące uczucie. Nawet po śmierci matki i podczas tyranii dziadka nie czuł, żeby tak nim miotało w środku. Może dlatego, że ciągle był w szoku albo do tego stopnia stłumił swoje emocje. To nie było w tej chwili ważne. Istotniejszą kwestią było to, że zaczął coraz mniej nad sobą panować.
Czy to samo zachowanie Dana go do tego stopnia go frustrowało? Aż tracił na chwilę kontrolę?
„Potęga budzi się w harmonii”
Rozmowa z Sellon była krótka, ale dziewczyna miała konkretne i celne uwagi, choć ujęła jej poetycki sposób. Od kiedy Wojownicy zaczęli się kłócić, ich siła zdecydowanie spadła. Do tej pory to Dan stanowił swoiste spoiwo ich grupy, kierując ich (chwilami dość wariacko) ku celowi. A skoro ich lider zaczął się załamywać, czy to oznaczało, że potrzebny był ktoś nowy…?
Rozmyślania rozproszył dźwięk przychodzącego połączenia. Cień uśmiechu nawiedził twarz Shuna na widok zdjęcia Alice w otoczeniu zaśnieżonych świerków. Odebrał połączenie.
– Hej, Alice – przywitał ją.
– Brzmisz na wyczerpanego – odparła, przyglądając się mu z troską. W tle widać było znajomą ścianę jej pokoju, którą wypełniał długa półka pełna książek.
– Dan dalej nie chce nic powiedzieć.
Gehabich ściągnęła brwi w geście zmartwienia. Była tak naprawdę jedyną osobą, której Shun zwierzył się ze swoich obaw o stan Kuso oraz los drużyny.
– Jessie również się dziwnie zachowuje – dodał.
Teoretycznie powiedziała im, że chodziło o Spectrę, ale nie był w stanie pozbyć się wątpliwości. Najbardziej obawiał się opcji, że Wojowniczka Darkusa coś wiedziała, że im nie powiedziała. To oznaczałoby, że Kuso stracił do nich wszelkie zaufanie, a cała wielka przyjaźń Młodych Wojowników była tylko pustym sloganem. Gdzieś z głębi umysłu wymknęła myśl, że bardziej zabolało by go to, że Dan nie ufał jemu, ale zaraz ją odrzucił.
– W jej przypadku może być to związane z Vestalią – próbowała go pocieszyć Alice. – Ale mam wrażenie, że coś większego cię dręczy.
Jak zawsze przenikliwa. Kazami przełknął ślinę i zacisnął lekko pięść. Irytacja na nowo w nim wzbierała na wspomnienie ranka.
– Pokłóciliśmy się. Wyrzuciłem mu, co sądzę.
– I co na to powiedział?
Uśmiechnął się krzywo. Nieprzyjemnie.
– Stara śpiewka. Poradzi sobie sam. A i uznał, że mu nie ufamy.
Alice posmutniała. Ramiona jej opadły, a oczy wypełnił wyraz troski.
– Nie możecie tak robić. Wyrzucanie sobie nawzajem krzywd nie sprawi, że się dogadacie. Musicie próbować na spokoj…
– Ale on nie chce nawet spróbować! - Shun gwałtownie podniósł głos i aż się wzdrygnął na swoją reakcję.
Alice zrobiła to samo. Zapadła cisza, gdzie było słychać tylko buczenie komputera. Kazami przez chwilę dochodził do siebie. Jego myśli wrzały. Dlaczego to zrobił? Nigdy tak nie miał. Co się z nim działo?
– Przepraszam, Alice – powiedział.
– O tym właśnie mówię, Shun – rzekła miękkim głosem. – Cała wasza trójką musi się teraz tak czuć. Złość. Brak zrozumienia. Musisz spróbować pokazać Danowi, że co by to nie było, dacie radę.
Mówiła mądre rzeczy. Komunikacja w końcu była kluczem. Mimo to jego umysł coraz bardziej skłaniał się do tej przelotnej idei o zmianie lidera. Sprawieniu, by ktoś silny znów sięgnął po lejce i pokierował drużynę na właściwe tory.
– Chciałabym być tam z wami – wyznała ciszej i zwiesiła głowę.
– Alice, musisz się skupić na egzaminach – przypomniał.
– Wiem – westchnęła. – Ale tęsknie za wszystkimi. Za czasami, jak byliśmy razem.
Pokiwał głową. Od kiedy spadły karty, ich życie zmieniło się kompletnie. Jednak patrząc wstecz, nie mógł pozbyć się wrażenie, że wszelkie ich zmagania były łatwiejsze. Odchylił się. Nie było sensu jednak rozwodzić się nad przeszłością.
– Runo już czeka, by cię przyjąć. Dziewczyny też o ciebie pytały.
Uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała.
– Shun, na pewno nic więcej cię nie dręczy?
Kusiło go, by wszystko wyznać. Alice nigdy by go nie oceniła, a jedynie cierpliwie wysłuchała. Jednak jakaś niewidzialna dłoń złapała go za gardło i nie pozwoliła wydusić słowa.
– To tylko zmęczenie – skłamał bez mrugnięcia okiem.
– Skoro tak mówisz… - w jej głosie pobrzmiewała niepewność.
– Tak właściwie to jutro jest spotkanie z idolami i musimy na nim być – powiedział. – Dlatego będę musiał się zbierać. Zadzwonię za niedługo.
– Dobrze, to dobranoc.
– Dobranoc, Alice.
Kliknął w czerwoną słuchawkę, po czym trzasnął lekko klapą laptopa. Kółka krzesła skrzypnęły, gdy odjechał ku ścianie. Gehabich na pewno zabolało to nagłe zakończenie rozmowy, ale nie był już w stanie jej kontynuować. Narastało w nim jakieś niezrozumiałe zagubienie. Zamknął na chwilę oczy.
Może powinien dać Danowi ostatnią szansę? Albo czekać aż sam w końcu się przyzna? Tylko ile to ma trwać? Tydzień? Miesiąc? Dwa miesiące?
Stawili czoła Nadze i Maskaradowi, uratowali Vestroią i to dwa razy. Nawet zatrzymali wojnę na obcych planetach. Co takiego musiało sprawić, że się przed tym ugięli?
****
Było już grubo po trzeciej w nocy, gdy Spectra otworzył oczy. Uśmiechnął się lekko, czując znajomy ciężar głowy Jess tuż pod ramieniem. Powoli i niemal bezszelestnie wyplątał się jej rąk, które owinęła wokół jego pasa. Dziewczyna zareagowała na to zirytowanym fuknięciem i skuliła się bardziej, ale nie ocknęła się.
Odgarnął włosy z jej czoła, po czym cicho wyszedł z pokoju. Całe mieszkanie osnuwał głęboki mrok z wyjątkiem gabinetu, gdyż spod drzwi wyzierało słabe światło. Przekręcił klamkę i spotkał się wzrokiem z Reinare. Kobieta przeglądała jedną z książek z regału. Zamknęła ją i skupiła na nim spojrzenie.
– Głównie kręcił się po slumsach. Odwiedził bar starego Sama i sklep Marcurego – Wzruszyła ramionami. – Potem jeszcze na chwilę wyszedł do centrum. Ale nigdzie konkretnie nie wszedł. Choć… – zamyśliła się na chwilę. – Trochę wpatrywał się w okna przy Alei Konstelacji. A tak to wszystko, raport zdany, szefie – Zasalutowała mu leniwie, puszczając oczko.
– Dzięki, Reinare – mruknął, szybko zapisując na kartę wymienione miejsca. – Wybacz, że z Gusem tak nagle cię poprosiliśmy.
– Nie ma sprawy, uwielbiam ploteczki – Machnęła ręką. – Co zmalował?
– Próbuje wciągnąć Jessie do slamsów, by mnie sprowokować – odparł.
Reinare cicho gwizdnęła i odłożyła książkę.
– Wiesz, że powinnam to powiedzieć Venie? – Splotła ramiona.
– Oni się znają?
– Kiedyś Venie wspomniała, że się spotkali. W końcu wychowała się w pobliżu slumsów.
Spectra skinął głową, nasłuchując kroków. Jednak zdawało się, że Jess dalej smacznie spała. Reinare chyba dostrzegła, co robi, bo uniosła znacząco brwi.
– Mam nadzieję, że wszystko jej ładnie powiedziałeś, co miałeś.
– Oszczędziłem sobie szczegóły, których nie zna nikt – odparł. – Ale resztę owszem.
– Naprawdę nie rozumiem, czemu z tym zwlekałeś. Jakby bez obrazy, ale każdy zdawał sobie sprawę, że musiałeś odpieprzać różne akcje za Vexosów. Nie byłeś wtedy najnormalniejszy – oznajmiła, rozkładając ręce.
Blondyn nie odpowiedział. Jedynie zaciśnięcie mocniej szczęki, dawało znać, że usłyszał jej słowa. Rei pokręciła głową, kląskając językiem, czym wyraziła swoją dezaprobatę. Oderwała się od rogu i klepnęła jeszcze Phantoma w bark.
– Jess cię już i tak zaakceptowała – szepnęła, nim wyszła z pokoju w mrok.
Słyszał jak uważnie otwiera drzwi, by nie wywołać hałasu i ciche zasunięcie się ich za dziewczyną. Szybko sięgnął po komunikator i wstukał lokalizacje do okienka wiadomości, po czym ją wysłał. O ile slumsy były czymś zwyczajnym, tak jego podejrzenia budziła Aleja Konstelacji. Gawain obserwował kogoś czy raczej przebywał tam jakiś jego wspólnik?
Wyszedł z gabinetu, gasząc za sobą światło. Otoczyła go ciemność. Wrócił do sypialni i zatrzymał się tuż przed łóżkiem. Jess zdążyła rozwalić się niemal na cały materac, pozostawiając mu jedynie nędzny skrawek na brzegu. Jej twarz zasłaniały włosy, ale światło ulicznych lamp padło akurat na tatuaż symbolu Darkusa. I kawałek podłużnej blizny, którą zasłaniał.
„Raz śniło mi się, że mnie zdradziłeś dla korony”
Rzuciła te słowa tak szybko i niefrasobliwie, że mogłoby się wydawać, iż w ogóle się tym nie przejęła. Ale on dalej pamiętał jej przerażenie, kiedy się wtedy ocknęła. Pytanie czy byłby w stanie to zrobić.
Dla niego było to forma gorzkiego przypomnienia, że nigdy nie cofnie czasu. Czegokolwiek by nie zrobił, krzywdy zostały wyrządzone. Czy byłoby inaczej, gdyby wtedy nie spróbował odebrać jej mocy? Gdyby zignorował wtedy wiadomość o źródle mocy na Ziemi?
Czy to wymazałoby jego grzechy?
Przykucnął i nawinął na palec samotny kosmyk brązowych włosów.
Powinien się cieszyć. W końcu ją odzyskał. Jednak nie umiał pozbyć się myśli, czy tak powinno być. Rada, wojna gundaliańsko – neathiańska, ten tatuaż. To wszystko sprawiało, że zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej by było, jeśli nigdy nie wciągnąłby jej do Vestalii. Gdyby żyła w spokoju, nie zdając sobie z niczego sprawy.
W końcu prawda ją prawie zabiła.
Jednak teraz mógł jedynie gdybać i stać koło niej. Dlatego wolał, by nie widziała tego wszystkie, co w sobie skrywał. Całej tej brzydoty przeszłości. Nie powinna się tym przejmować.
Pozbędzie się wszystkiego, co im zagrozi.
– Czemu nie śpisz?
Patrzyła na niego przymglonymi oczami. Cienka strużka śliny zaschła na jej policzku.
– Rozwaliłaś się na całe łóżko.
– Było mnie przesunąć – westchnęła i obróciła się na drugi bok. – Bezradne dziecko – Ziewnęła, a powieki jej zatrzepotały.
Podniósł się, rzucając przelotne spojrzenie na maskę. By wszystko zostało jak teraz, musiał pozbyć się Gawaina.
I to jak najszybciej.
****
Znów widział te przeklęte czarne korytarze bez końca. Czuł to przeszywające na wskroś zimno. Po raz kolejny z jego ust wydobywały się kłęby pary, kiedy pędził szaleńczo.
To już się zdarzyło, a mimo to panika, która go ogarnęła, zdawała się być kompletnie nowa i jeszcze bardziej oszałamiająca. Uciekał, ile sił w nogach, czując muskania czerwonej energii po piętach i karku. Głęboki, bezlitosny śmiech dudnił mu po uszach.
– Tutaj nie ma gdzie uciec – wyszeptało coś z mroku. – Oddaj mi Klucz!
Jakaś czerwona maź zaczęła się wokół niego oblepiać niczym lepka pajęczyna. Wierzgał się, ale nie dał rady jej choćby nadszarpnąć. Była niczym żelazne szpony, które przyszpilały go do jednego punktu w oceanie czerni.
Rozległy się kroki, na co coraz rozpaczliwiej zaczął się wyrywać, nie zważając czy zrobi sobie krzywdę. Wiedział, kogo, a raczej co ujrzy, jeśli zaraz stąd nie ucieknie. I wtedy spostrzegł wyblakłą niebieską kropkę na przedramieniu.
„To tylko sen!”
Ten okrzyk w jego umyśle był niczym ostatnie tchnienie tonącego rozbitka, ale zdołało go otrzeźwić na krótki czas.
– To tylko sen, to tylko sen – mamrotał ciągle, naciskając mocno kciukiem w symbol. Zamknął oczy.
– Ty…!
Dan zerwał się tak gwałtownie, że nieomal nie wypadł z łóżka. Cienka warstwa potu pokrywała całe jego ciało, a w gardle miał sucho. Klatka piersiowa opadała się i unosiła w rytm urywanych, płytkich oddechów. Rozejrzał się uważnie po otoczeniu, by upewnić się, że to już koniec. Rozmowy rodziców dochodzące z dołu, ćwierkanie ptaków za oknem i promienie słońca rozlewające się na kołdrze utwierdziły w nim, że faktycznie wyrwał się z sennej mary.
– Danielu, znowu? - zaniepokoił się Drago.
Szatyn zdołał jedynie pokiwać głową, bo wciąż żadme słowo nie chciało mu przejść przez gardło. Pogładził z wdzięcznością kropkę. Naprawdę nie chciał wiedzieć, co by się stało, gdyby Reiko mu jej nie dała.
– Musimy trenować mocniej. Dalej. On rośnie w siłę – wydusił po dłuższej ciszy.
– Ale czy to zatrzyma te sny? - w tonie bakugana pobrzmiewała niepewność.
– Nic innego nie da rady.
– Danielu, ile jeszcze będziemy to ciągnąć?
Dan zamiast strachu zaczął czuć, że przebija się przez niego zirytowanie. Wiedział, że Drago chce jak najlepiej, ale denerwował go ten strofujący niczym u rodzica ton.
– Przecież pomaga nam Reiko. I Jess. Damy radę – powiedział twardo, po czym skrzywił się w grymasie. – Zresztą słyszałeś chłopaków. Już nam nie ufają.
– Wojownicy przez to upadają na sile. Coraz więcej graczy zaczyna podważać wasz autorytet.
– Przecież wiem. Ale spokojnie, to chwilowe.
Bakugan nie wyglądał na przekonanego, jednak nic na to nie odpowiedział. Mimo to Dan wiedział, co zostało niewypowiedziane. Kolejna sugestia, by się przyznać. Ale on tak nie mógł. Radził sobie! Był liderem, do cholery! Musiał przecież być w stanie opanować tą moc, skoro Eve mu ją dała!
Ktoś zapukał krótko do drzwi, po czym otwarły się, ukazując mamę Dana. Minako na widok syna ciągle w łóżku wzięła się pod boki i westchnęła z dezaprobatą.
– Już jedenasta, Dan. Ile można spać? - spytała. – Taki piękny dzień! – Wyrzuciła rękę przed siebie, wskazując na okno.
– Budzik mi nie zadzwonił – wykręcił się chłopak.
Kobieta wywróciła oczami, jakby prosząc o siłę tych na górze, po czym podeszła i rozsunęła zasłony. Cały pokój wypełniło słoneczne światło.
– Ach, bo bym zapomniała – Obróciła ku niemu głowę. – Jakiś twój kolega wpadł tu przelotem i prosił, by przekazać, że będzie czekać na jakimś spotkaniu z idolami.
Dan zamrugał. Jego mama nigdy nie określała nikogo mianem „kolegi”, bo doskonale znała z imienia jego wszystkich znajomych.
– Jak wyglądał?
Minako wzruszyła ramionami i zebrała kilka szklanek w dłonie.
– Nie przyglądałam mu się, ale w twoim wieku. I mam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.
Dan i Drago spojrzeli po sobie równie zaniepokojeni co zaintrygowani. Kim mógł być tajemniczy gość? I czy wróżył kłopoty?
– Wstawaj w końcu i rób sobie śniadanie – rzuciła jeszcze Minako przed wyjściem.
Dan zeskoczył na dywan i przeciągnął się.
– Wygląda na to, że musimy się pośpieszyć – Zerknął na zegarek. – Do tego durnego pomysłu Dylana została nam godzina.
****
Co prawda było mi lżej na duszy po wczorajszej rozmowie z Keithem. Jednak nie zdołało to przykryć znużenia na uświadomienie sobie faktu, że będę musiała użerać się z wieloma osobami na raz. Oby sadomaso coś odwalił, bo przynajmniej nie będzie nudno.
A i w moim najdroższym, najcudowniejszym i w ogóle cudzie największym chłopaku obudziły się chyba jakieś tacierzyńskie instynkty, bo nie odprowadził mnie tylko do teleportów. Gdzie tam! Szliśmy ładnie za rączkę, żebym przypadkiem za bardzo się w tłum nie wtopiła. I jeszcze po prostu musiał ubrać ten zafajdany płaszcz i maskę. Nie miałam pojęcia, jakim przyświecał mu cel, pewnie chciał postraszyć ludzi na wydarzeniu, by spierdalali. To mogłam docenić, wtedy by się szybciej skończył.
Lecz nie zmieniało to faktu, że chciałam mu wyszarpać trochę kudłów. Przecież teraz to każdy będzie mnie kojarzył. Bo jak zapomnieć osobę, która szła w towarzystwie człowieka odpierdalającego cosplay Batmana?! A i tak już mi dobrze szło znikanie ludziom z oczu, bo mało walczyłam. No zawsze ten piach w oczy!
– Ale ty wiesz, że Gawain na mnie z nożem nie wyskoczy? A jak tak, to mu pierdolnę.
– Pierdolnę mu pierwszy.
– To go dobiję – Wzruszyłam ramionami. – Zamierzasz doprowadzić te dzieci do zawału?
– Zawsze narzekasz, że nie chodzę z tobą do Bakuprzestrzeni – Spojrzał na mnie, przepuszczając jednocześnie w wejściu do szatni areny A. – W końcu znalazłem czas.
– Co za przypadek. I ten kostiumik nietoperza koszmarów też ubrałeś całkowicie na chybił trafił. Wszystkie inne rzeczy się zabrudziły? - spytałam ociekającym ironią tonem.
– Nie, ale mam wyraźne ubytki bluz z szafy.
– To nie jest odpowiedź, Spectruś.
Chyba zabrakło mu riposty, bo szarpnął za klamkę i pociągnął mnie prostu ku szatni, gdzie czekały wszystkie drużyny. Wszelkie oczy padły na nas. I może jeszcze z nimi by to przeszło bez echa.
Ale Dylan za nic nie mógł zamknąć mordy.
– Gdybym wiedział, że przyjdziecie razem, zaraz by to dopisał do wydarzenia! - wykrzyknął, rozkładając ramiona.
Moja chęć na kąpiel z piraniami znacząco wzrosła.
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz