wtorek, 27 września 2022

S3 Rozdział 12: Punkt krytyczny

  

    Choć zażyłam porządnej dawki snu, to od trajkotania Dylana zaczynałam odczuwać lekki ból w skroniach. Szczęśliwie się od nas odczepił, gdy Keith spojrzał się na niego niczym na robaka, jednak dalej mielił jęzorem do każdego po kolei. Westchnęłam i machnęłam na powitanie do Shuna oraz Marucho, którzy siedzieli bardziej w kącie.

 – Lepiej się dziś czujesz, Jess?  – spytał Kazami, podchodząc, bo inaczej nie przebiłby się przez ględzenie Dylana.

   Skinął również głową do Keitha, na co ten odpowiedział tym samym.

 – Tak, wszystko w jak najlepszym porządku – odparłam i rozejrzałam się.  – Brakuje Dana  –  stwierdziłam. 

Pisałem dziś do niego i raczej ma przyjść – oświadczył Marucho.

Byle nie było jak zawsze – mruknął jego bakugan.

Tristar!

No co? Taka prawda! Dan ostatnio wiecznie coś obiecuje, a potem nas olewa!

   Blondynek umilkł, gdyż zabrakło mu na to riposty. Za to mnie ogarnęło poczucie winy. Gdybym odważyła się im wyjawić prawdę, nad Wojownikami nie wisiałoby widmo rozpadu drużyny lub, co gorsza, zniszczenia ich przyjaźni. Zacisnęłam dłoń w pięść. Może powinnam postąpić jak z Keithem i zdradzić Dana dla „większego dobra”? Na samą myśl ścisnęło mnie w środku. Nie, to było dla mnie niewykonalne.

   Choć wspomnienie wczorajszej kłótni również nie należało do najmilszych…. A i nie zapominajmy, że musiałam mu też przekazać wieści od Reiko, które raczej na pewno go nie ucieszą.

Ale widzisz Tristar, kończę z tym! – krzyknął Dan, który znikąd pojawił się nad moją głową. – Hejka wszystkim!

   Wzdrygnęłam się na jego nagłe pojawienie, a twarz Marucho rozjaśnił uśmiech. Shun łypnął ponuro, ale nieco się rozluźnił.

Liczyłem, że nas nie wystawisz, Dan – odezwał się Dylan z podstępnym uśmiechem. – Zrobiłem to spotkanie specjalnie z myślą o waszej drużynie – Wstał i przeciągnął się, omiatając nas spojrzeniem. – Skoro wszyscy są, to idę zerknąć na fanów i zaraz po was wracam!

   Ledwo zniknął z szatni, od razu zrobiło się ciszej i znacznie przyjemniej. No jeśli zignorować natarczywe spojrzenia Anubiasa w naszym kierunku.

Ale że nawet Spectra przyszedł – Dan trącił Phantoma łokciem. – Tego się nie spodziewałem.

Jess narzekała, że nigdy jej nie dopinguje.

Faktycznie, tutaj jesteś mi wybitnie potrzebny – Przewróciłam oczami.

Narzekasz?

Ściągnąłbyś chociaż to ustrojstwo z twarzy! Przestraszysz dzieci!

Bez maski też zrobiłby to bezproblemowo – zauważył Fludim.

   Parsknęłam mimowolnie, a Spectrze zadrgała żyłka. Lecz twardo stał przy swoim i maski nie ściągnął.

Lepiej się dziś czujesz, Jess? - spytał Dan, by skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory.

   Odpowiedzi nie udzieliłam, gdyż przede mnie wepchnął się Anubias. Zlustrował Kuso wzrokiem od stóp do głów i wyszczerzył te swoje kły.

Obyś tak samo pojawił się na naszej walce. Wierzyłem, że nie stchórzysz, Kuso.

Miałem gorsze momenty to prawda – Brunet założył ręce na torsie. – Ale i tak nigdy z tobą nie przegrałem – Wyszczerzył się zwycięsko.

   Normalnie sadomaso już zacząłby się rzucać. A jak nie on to jego drużyna wiernych pachołków. Lecz dziś jedynie odwzajemnił uśmiech i przeniósł swoją uwagę na Spectrę. Zmarszczyłam brwi, bo taka nagła zmiana zachowania u tego idioty nie mogła wróżyć niczego dobrego.

Ty też wydajesz się silny – stwierdził. Choć chyba nigdy cię tutaj nie widziałem. Nie, zaraz… zamyślił się na sekundę i zerknął na mnie kątem oka. To twój sługus, styropianie?

   Powstrzymałam chęć klepnięcia się w czoło. Musiało mi się coś pomylić z tą zmianą zachowania, Anubias dalej był wybitnym idiotą. No i samobójcą, bo wzrok Spectry od razu zmienił się z beznamiętnego w lodowaty.

Nieważne, co powiesz, zawsze potwierdzasz moją teorię, że żyjesz bez mózgu – odparłam. I musisz żyć pod kamieniem, skoro nie kojarzysz Spectry Phantoma.

Kogo?

   Sadomaso wyglądał na prawdziwie skonfundowanego. Sama zrobiłam duże oczy podobnie jak Dan. Obsesja Anubiasa na punkcie Dana rozwinęła się do tego stopnia, że ignorował całą resztę wszechświata?

Poflirtujecie później! Zaczynamy spotkanie! - krzyknął Dylan i machnął na nas dłonią.

   Anubias coś syknął w jego stronę i oddalił się do własnej drużyny.

Baw się dobrze – pożegnał mnie Keith.

Ty… urwałam i westchnęłam. To było do przewidzenia.

Damy czadu, Jess!

   Dan był dziś wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony do życia, jak się tak głębiej zastanowić. Zupełnie jakby wrócił do dawnego siebie. Była to swego rodzaju ulga, chociaż kryzys dalej nie był zażegnany.

Podziękuj Reiko – szepnął mi do ucha, zanim wyszliśmy na podest.

   Obróciłam do niego głowę, ale on zdążył już odejść kawałek w bok. Przełknęłam ślinę, ale nie było teraz czasu, by się zastanawiać, czy te słowa oznaczały coś negatywnego czy też pozytywnego. U wejścia na scenę kłębił się już spory tłum. Uśmiechnęłam się do paru fanów, odkładając troski na później.


****


   Koszulki z olbrzymią twarzą Anubiasa, która wyrażała niepojęte obrażenie na świat. Choćby się waliło i grzmiało, to wystarczyło mi do poprawy humoru. Zwłaszcza gdy Dylan skomplementował jedną z fanek, twierdząc, że powinien stworzyć takich całą markę. Anubias wyglądał, jakby rozważał mord na miejscu, jednak powstrzymywał go Robin. Na jego nieszczęście dziewcząt w tym przecudownym odzieniu było wiele, więc wybuch Anubiasa pozostał kwestią czasu.

   Z uśmiechem na ustach przyglądałam się, jak próbował nie wyrwać blatu, a kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, pomachałam mu. Starożytnym dziękować, że nie postanowił cisnąć we mnie dzbankiem z wodą, ale ręce mu zadrgały.

   Jeśli chodzi o kwestie poważniejsze, to wyraźnie było widać dysproporcje między ekipą czterech ameb, Sellon i jej wyznawczyniami a nami. Dylan ustawił trzy długie stoły, by nas oddzielić. Każdy miał swoją kartkę z imieniem i krzesło naprzeciwko. Zdecydowanie najdłuższa kolejka stała do Sellon, potem było mniej więcej równo między Danem i Anubiasem. I tu kończyło się zainteresowanie Wojownikami, bo gdy przy innych osobach był tłok, u nas było raptem kilka osób.

   Mnie to nie robiło żadnej różnicy, a wręcz pasowało, bo mogłam się w najlepsze śmiać z sadomaso, lecz obawiałam się, że chłopakom mogło zrobić się przykro.

Dlaczego wasza drużyna nie powróci?

   Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawiła się nowa osoba. Piegowaty chłopak z blond grzywką opadającą na oczy. Uśmiechnęłam się i uścisnęliśmy sobie ręce.

Nasza drużyna?

Jakiś rok temu grałaś jeszcze z Akane i chyba Shieną.

A! - Skinęłam głową. - To prawda, ale każda z nas ma teraz inne sprawy. Dlatego tylko ja zostałam.

Szkoda – westchnął. Lubiłem was oglądać – Zerknął na bok i ściszył głos. Miałyście też lepsze relacje.

   Dla postronnego widza Wojownicy naprawdę musieli wyglądać jak wielki chaos, że mówili to bezpośrednio.

Dorosłość.

Albo mogłabyś walczyć razem ze Spectrą.

   Zamrugałam. Słucham, proszę, co?!

He?

   Oczy chłopaka rozbłysły.

Helios i Fludim to potężne kombo! To jedne z moich ulubionych bakuganów! No i macie podobne style walki! Są zajebiste!

   Fludim na te słowa wypiął się dumnie, na tyle ile pozwalało mu kuliste ciało. No i standardowo rzucił mi potępiające spojrzenie.

Choć twoja walka z Sellon też była ciekawa. Choć tak nagle się skończyła – chłopak kompletnie zmienił temat.

   Nawet specjalnie nie musiałam się wysilać. Wystarczyło, że Fludim czy ja odezwaliśmy się z dwa razy. Cała reszta konwersacji była wręcz robiona za nas. Na koniec jeszcze dostałam mała opakowanie czekoladek.

Opłacało się tu przyjść – stwierdziłam, otwierając nugatową.

Gdybyście jeszcze tak na walki chodziła – jęknął Fludi.

Naprawdę nie uważasz, że mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie?

Mięśnie mi skostnieją!

   Krzesło przede mną znów zaszurało po podłodze, nim opadła na nie dziewczyna. Długie jasne włosy spływały po oparciu, a czerwone oczy wyrażały absolutny brak zainteresowania otoczeniem.

Zgadzam się z moim poprzednikiem – zaczęła bez ogródek. Pasowalibyście do siebie z Phantomem.

   W duchu przewróciłam oczami. Nie mają ciekawszych tematów?

Jak widać nie ma go w Bakuprzestrzeni, więc to niemożliwe.

Och, to nie z nim szłaś dziś za rękę?

   Umilkłam, w myślach przysięgając, że go potem pizgnę patelnią. Ta jego przeklęta maska! I ta pożal się panie pelerynka jak dla pięciolatka!

Radziłabym pytać jego, czemu nie walczy.

Nie mówię tego, bo jestem nim zainteresowana – rzekła, nachylając się w moją stronę. Tylko wtedy częściej bym widziała, jak walczysz. A twój Darkus jest doprawdy fascynujący.

   Po bliższym przyjrzeniu się jej, przyznałam się do błędu. Ona wcale nie była znudzona, a jedynie taką narzuciła pozę, by ludzie nie zauważali, jak ich analizuje. Jej wzrok był zdecydowanie ostry i bystry.

Również walczysz Darkusem...? spytałam, zacinając się, bo przecież nie znałam jej imienia.

Liv – przedstawiła się. I tak. Dlatego lubię cię oglądać. Obecnie mało jest dobrych graczy z tej domeny.

Pan za tobą mógłby się nie zgodzić.

   Wzruszyła ramionami.

Ma za agresywny styl.

Charakter również.

   Przyjrzała mi się ponownie. Pod tak intensywnym spojrzeniem zrobiło mi się nieco gorąco, ale ładnie to wytrzymałam.

Wyglądasz na zmęczoną.

   Aż tak to było widać? Podrapałam się po policzku, próbując wyglądać na delikatnie speszoną.

Końcówka turnieju, sama rozumiesz. Stres i tym podobne.

   Raczej mi nie uwierzyła, ale uniosła kącik ust, po czym sięgnęła do kieszeni spódnicy. Wyciągnęła z niej małą figurkę słonia. Postawiła ją na blacie.

To na szczęście.

Dziękuje, Liv.

   Wstała i odwróciła się do mnie plecami. 

A i przy okazji Gawain radzi się pośpieszyć – powiedziała.

Skąd ty…!

   Bezmyślnie poderwałam się z krzesła, ściągając na siebie uwagę wszystkich, a dziewczyna zdołała szybko wtopić się w tłum. Zaklęłam w myślach, czując, jak serce szybciej mi zabiło. Musiałam szybko wymyślić jakoś wymówkę i stąd wyjść.

Jessie? - Marucho pociągnął mnie za rękaw, bym na niego spojrzała.

   Szczęśliwie udało mi się odciągnąć uwagę bez żadnego słowa. Bowiem mój wybuch został przytłumiony przez okrzyk Dana, który potoczył się pewnie nawet po szatni.

Joseph, stary, co ty tu robisz?!

   Było to skierowane do wysokiego nastolatka o długich fioletowych włosach związanych w kucyk i czarnym płaszczu. Miał szeroki uśmiech na twarzy i ściskał mocno dłoń Kuso.

Wróciłem, by cię zobaczyć, kumplu – odparł.


****


   Dla Dana dotychczasowe spotkanie z fanami było wydarzeniem łagodnie rzecz ujmując nieprzyjemnym. Przyszedł tu tak naprawdę tylko przez to, co powiedziała mu mama i niecierpliwie wypatrywał tego tajemniczego gościa z rana. Jednak póki nikt mu nie wpadł w oko, musiał jako zdzierżyć rozmowy z ludźmi. Niektóre były nawet przyjemne, pełne uwielbienia dla jego osoby i słów otuchy, co nieco podnosiło go na duchu. Niefortunnie zaraz po nich musiał mierzyć się z osobami, które miały do niego wyraźne pretensje i natarczywie wypytywały o ostatnie wydarzenia. Męczyło go już wymyślanie wymówek i wykręcanie się złym stanem zdrowia.

   Oprócz tego nie miał oparcia w przyjaciołach. Po wczoraj między nim a Shunem była lodowata cisza, Marucho wyraźnie był zbity z tropu, a Jess siedziała za daleko. Drago również nie mógł go zbyt wspomóc, gdyż dręczyły go identyczne troski. Tak więc zmęczenie psychiczne Kuso pogłębiało się, a jego noga coraz szybciej się trzęsła. Najchętniej by stąd uciekł, nie oglądając się wstecz. Czuł zimny pot na karku oraz narastający ból brzucha. A tłum twarzy się nie zmniejszał, wręcz przeciwnie.

   Aż pojawił się on. Wpierw Dan pomyślał, że faktycznie twarz była znajoma. Gdy chłopak się uśmiechnął, od razu przypomniało mu się, jak mając osiem lat podali sobie rękę przez płot. Niesamowita ulga, jaką odczuł, niemal go osłabiła.

   To był Joseph. Jego przyjaciel z Warrington. Drugi najlepszy po Shunie.

   Ogarnął go nagły przypływ energii, w wyniku czego zapomniał o bożym świecie. Nie spostrzegł zdenerwowania Jess czy zdumionego wzroku Marucho. Zerwał się na równe nogi i potrząsnął Josephem.

Czemu nie poczekałeś w domu?

Chciałem ci zrobić niespodziankę.

   Przez lata głos chłopaka stał się wyraźnie głębszy i niższy, ale dalej miał ta charakterystyczną chrypkę.

   Dylan chrząknął, sygnalizując, żeby zaprzestali tej przyjacielskiej pogawędki. Większość osób wlepiała w nich zaciekawiony wzrok, przez co Dan miał pewność, że jutro stanie się głównym tematem wszelkich plotek.

Poczekam na ciebie przy wyjściu – powiedział na pożegnanie Joseph.

   Zanim jego miejsce zajęła kolejna osoba, Shun nachylił się.

Kto to był?

Mój stary przyjaciel. Nie pamiętasz go? – Dan uniósł brew.

   Na twarzy Shuna odbiło się wyraźne zdumienie, ale nie mieli czasu więcej porozmawiać, bo już pojawili się następni fani.

   Następne pół godziny upłynęło Kuso niezwykle wolno. Ledwo pamiętał, o czym rozmawiał, mając w głowie jedynie myśli o Josephie. Po tylu koszmarnych zdarzeniach naprawdę był wdzięczny za chwilę wytchnienia. Gdy tylko Dylan zaklaskał, dziękując wszystkim za przybycie, Dan zerwał się z krzesła.

Będę przy wyjściu! – krzyknął do drużyny i pognał do drzwi szatni.

   Usłyszał krzyk Anubiasa za sobą, ale go zignorował. Zdołał zarejestrować jeszcze fakt, iż szatnia była pusta, choć przecież powinien tu siedzieć Keith. Jednak niemal od razu wyrzucił to z głowy i wypadł na korytarz. Po chwili zadyszany ale z szerokim uśmiechem stał przez przyjacielem.

Nic się nie zmieniłeś, Danny – stwierdził Joseph. – Zabiegany jak zawsze – Zerknął za jego ramię. – A gdzie Shun? Jestem ciekawy, jak się ma.

Zaraz przyjdzie, ale póki co – Kuso wysunął dłoń, na którą wskoczył bakugan. – Drago, to Joseph. Joseph, poznaj mojego Drago.

Więc to jest ten słynny Dragonoid – Chłopak uśmiechnął się.

Miło mi poznać – Smok skinął głową.

Co jak co, ale osiągnąłeś zawrotną karierę w te kilka lat, kumplu.

Hehe, wiadomo – Dan dumnie potarł palcem o nos. – Zawsze byłem zdolny. Ale mów, co u ciebie! Skąd tu się wziąłeś?

Cóż – Joseph sięgnął do kieszeni płaszcza. Spomiędzy dwóch palców błysnął brązowy bakugan. – Powoli się wkręcam w bitwy.

To twój bakugan?

Niestety nie – przyznał, a kulka rozwinęła się, przedstawiając postać wilka. – To jedynie klon cyfrowy, Hennis.

    Nie widzieli się ponad siedem lat, ale Dan miał wrażenie, jakby minął zaledwie tydzień. Wszelkie zmartwienia na moment opadły z jego ramion, aż poczuł się lżej.

Znajdziesz jakiegoś – pocieszył przyjaciela. – Muszę cię wszystkim przedstawić! Marucho, Runo, Julie, Jess – zaczął wyliczać. – Rany, cieszę się, że wróciłeś.

Również jestem wdzięczny – odparł Joseph, po czym skrzywił się delikatnie. – Ale mam wrażenie, że Shun nie jest zbyt szczęśliwy na mój widok.

   Dan odwrócił się i niemal nie wpadł na Kazamiego. Faktycznie mina szatyna nie wskazywała, by darzył od nowego gościa zbyt ciepłymi uczuciami. Z drugiej strony Shun zawsze wyglądał poważnie.

Nic z tych rzeczy – rzekł Wojownik Vemtusa, wyciągając rękę. – To jedynie zmęczenie.

   Joseph uścisnął jego dłoń, ciągle szeroko się uśmiechając. Dan nie mógł tego zauważyć, ale Kazami wyraźnie poczuł, że chłopak użył więcej siły, niż było trzeba.


****


   Stanęłam na środku szatni, próbując ustalić, co zrobić. Spectry, żeby go szlag, nigdzie nie było, a Dan wybiegł jak wariat. Z jednej strony wczoraj ustaliśmy, że muszę Kuso pilnować, a pojawienie się jakiegoś kolesia z pewnością wymagało wybadania sytuacji. Z drugiej Liv i wiadomość od Gawaina też dopraszały skonsultowania się z Keithem i to jak najprędzej. Rozerwać się nie mogłam, więc jako poważny i dorosły członek społeczeństwa zrobiłam wyliczankę.

   Dla komfortu przesuwałam palcem między śmietnikiem a szafką, ignorując, jak kretyńsko musiało to wyglądać dla reszty zgromadzonych.

Zgłupiałaś do reszty? – spytał z przekąsem nikt inny jak mój fan numer jeden – Anubias.

Cicho, pchlarzu, podejmuje życiowe decyzje – machnęłam na niego ręką, nie przerywając wyliczanki.

   Padło na szafkę, czyli idę do Dana. Do Spectry wyślę tylko szybkiego sms’a, jak już poznam nieco bliżej tego całego Josepha. Z planem w myślach obróciłam się do chłopaków, którzy ładnie na mnie czekali, niczemu się nie dziwiąc. I to są dżentelmeni!

Zgaduję, że dziś herbata też odpada, Jessie? - zagadnęła jeszcze Sellon.

Wybacz, ale mamy wiele na głowie – wymówiłam się i pociągnęłam Shuna oraz Marucho.

   Tylko po to by wejść na Spectrę. Samym spojrzeniem chyba wybitnie mu przekazałam, co myślę o takim znikaniu, bo tylko wystawił przed siebie kubek z gorącą herbatą niczym łapówkę.

Za twoje cierpienia – mruknął.

Dziękuję, a teraz do Dannego! – Machnęłam ręką przed siebie, omal nie godząc Shuna w nos.

   Kazami jednak to olał i wyprzedził nas niczym dzika łania. Westchnęłam, pociągając łyk napoju. Rozgrzało mnie od razu.

Coś się stało? - spytał Spectra, patrząc po naszych twarzach. – Wyglądacie nieswojo.

Ach, nic takiego – Marucho poprawił okulary. – Po prostu pojawił się jakiś kolega Dana, którego nie znamy.

   Keith tego nie skomentował, a zerknął na mnie. Wzruszyłam ramionami i złapałam go pod ramię, lekko zwalniając. Marucho nas wyprzedził, nawet tego nie zauważając.

Dostałam wiadomość od Gawaina – szepnęłam.

   Od razu się napiął.

Jakim cudem, skoro…

Nie było tam jego, a jego znajoma Liv – przerwałam. – Potem ci dokładniej opowiem, ale widocznie niecierpliwi się i może zacząć mieszać.

Mówiłem, by go odstrzelić – wtrącił się Helios.

Zajmę się tym – odparł krótko Spectra.

Obawiam się, że skoro kazał mi to przekazać, to tak łatwo go nie znajdziesz – stwierdziłam.

   Uniósł brew.

Myślisz, że nie dam rady?

Mówię, co podpowiada mi instynkt – Wzruszyłam ramionami. – A teraz skupmy się na Danie.

   Wyszliśmy przed arenę. Dan machnął do nas, po czym zaprezentował nas niczym jakiś celebrytów.

To Jessie, moja droga przyjaciółka – oznajmił donośnie, pokazując mnie od stóp do głów. – Natomiast to Spectra Phantom, tutaj relacja jest bardziej skomplikowana, ale jesteśmy dobrymi kumplami.

Słyszałem również o waszej dwójce – powiedział Joseph. – Jesteście z Vestalii, prawda?

   Skinęłam głową. Uśmiech na twarzy tego chłopaka wydawał się wręcz przylepiony, ale na pierwszy rzut oka nie jawił się jako groźny osobnik. Był nieco niższy od Shuna, ale za to bardziej umięśniony, co podkreślały obcisłe rękawy piaskowego golfu.

Dobra, nie stójmy tak. W kafejce wam wszystko opowiem – zarządził Dan.

   Skierowałam na niego uwagę. Wyglądał na dużo radośniejszego niż przez ostatnie kilka dni. Do jego oczu wrócił entuzjazm oraz pogoda ducha. Czy było to spowodowane jedynie obecnością Josepha czy też magia Reiko jakoś się do tego przyczyniła, nie wiedziałam, ale i tak miło było zobaczyć dawnego Kuso.

   Zaraz jednak moją radość zastąpił kolejny skurcz w żołądku. Na tablicach holograficznych wyświetlił się plakat z twarzami Anubiasa i Sellon, który zapowiadał dzisiejszą półfinałową walkę. Miała odbyć się pod wieczór i zdecydować, kto jutro popołudniu zawalczy z Danem. Może i Reiko mówiła, że i bez bitew da się połączyć z Sześciookim, ale dla mnie to one były najpotężniejszym wyzwalaczem. Dan był urodzonym graczem, dlatego przelewał w pojedynki wszelkie emocje. Jeśli dołączyć do tego stres związany z finałem i strach przed Sześciookim, to wychodziła zabójcza mieszanka.

Musimy tam jutro być – rzekł Fludim, jakby czytając mi w myślach.

Myślisz, że coś się stanie?

Obawiam się, że Drago znów może przyzwać mechtogana. To coś jest potężne i kompletnie nieokiełznane. Będzie stanowiło zagrożenie dla wszystkich.

Chyba muszę poprosić Reiko o pomoc – stwierdziłam. – Jej bariery były w stanie zatrzymać nawet Tytana.

To dobry pomysł.

Też czekasz na finał?

   Omal serca nie wyplułam, gdy za mną odezwał się Joseph. Zaklinając, by nie słyszał nic z rozmowy, przywołałam przyjazny wyraz twarzy.

Kto by nie czekał, w końcu Dan ma szansę na zostanie Mistrzem Bakuprzestrzeni drugi rok z rzędu.

To prawda.

Powiedz, długo się znacie z Danem?  spytałam.

Skoro już tu był, to równie dobrze mogłam go nieco poznać.

Dziesięć lat, poznaliśmy gdy byliśmy ośmiolatkami.

   Gwizdnęłam cicho.

Kupa czasu.

Niby tak, ale człowiek sam nie wie, kiedy to minęło – zaśmiał się.

Zawsze myślałem, że Dan przyjaźnił się tak długo tylko z Shunem.

Heh, wyprowadziłem się, gdy miałem jedenaście lat. Ale jak to mówią, stara przyjaźń nie rdzewieje.

   Przytaknęłam i na tym rozmowa się urwała na moment. Joseph wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Kręcił nerwowo palcami i zerkał w różne strony. W końcu westchnął.

To może zabrzmieć dziwnie… - zaczął.

   Od razu zrobiłam się podejrzliwa.

Tak?

Ale namówiłabyś kiedyś Spectra, by wziął udział w walce? - szepnął, a policzki pokryła mu czerwień.

   Aż się zatrzymałam. Ten jednak nie odwrócił wzroku, a raczej wpatrywał się we mnie niczym w swoją ostatnią nadzieję. Gdyby oczy mogły świecić, jego płonęłyby niczym latarnie morskie.

   Spectra ma nawet męski fanklub, szczęśliwiec zasmarkany.

Czemu ja? - zdołałam wydusić.

A nie jesteście blisko? – Przechylił głowę.

Bliskość nic do tego nie ma, on się nikogo nie słucha.

   Joseph opuścił ręce, wydymając dolną wargę.

Tyle o nim słyszałem i zawsze chciałem ujrzeć jak walczy.

Spokojnie, znając nasze życie jeszcze będziesz miał okazję.

   Twarz znów mu się rozjaśniła. Dogoniliśmy grupę, gdy Dan zaczął wykrzykiwać nasze imiona na cały regulator. Spectra posłał mi pytające spojrzenie, a ja skrzywiłam się. Nie wydawało mi się, by nasz nowy kolega był jakimś zagrożeniem.


****


   Akane była piękna. Wiedziała to doskonale od najmłodszych lat. Przez swoją urodę przyciągała uwagę. Oczywiście istniały inne głosy jak pewnego bakugana, które twierdziły, że to przez jej styl bycia wściekłego byka. Ale kto by słuchał plastikowej kulki, która obecnie przebywała zamknięta w akwarium? Była to jednostkowa i nic niewarta opinia.

   I Japonka absolutnie nic nie miała, by ją podziwiano. Tylko czy te osoby mogłyby ukazywać swoje zacne ryje, do jasnej cholery? Bo od kiedy weszła z dziewczynami do sklepu, co chwila czuła się obserwowana. Lecz jeśli się odwróciła, nikogo nie widziała oprócz obsługi sklepu, która była nią tak zainteresowana co udawaniem, że lubią swoją pracę.

   Przy czwartym obrocie zaczęła rozważać udanie się do pomieszczenia ochrony, bo kark zaczynał ją powoli pobolewać.

To jakaś nowa forma padaczki? – spytała prześmiewczo Jane.

Ktoś się na mnie ciągle gapi, nie czujecie tego?

   Haruka z Wilson popatrzyły po sobie i zgodnie zaprzeczyły.

Twoje instynkty są mocno wyczulone, Aki – uznała Shiena.

Niczym u dzikiego zwierzęcia.

Oczekiwać od was współczucia – jęknęła z udawaną urazą.

Kto niby mógłby cię śledzić?

Mój fan?

Szybciej osoba, której kiedyś przywaliłaś – Jane jak zawsze była brutalnie przy ziemi. – Zignoruj to i tak nikogo tutaj nie znajdziesz, ten sklep jest gigantyczny.

   Weszły w alejki wypełnione wszelkiego rodzaju makaronami. Jako że dziś miały zaplanowany wieczór plotkarski, to Jane zaoferowała się, by zrobić im jakieś cieplejsze jedzenie. Podczas gdy Wilson zerkała na etykiety, Akane zlustrowała wnętrze koszyka. Paczki chrupków, soki, oczywiście fajki, jakieś czekolady oraz kilka rodzajów herbaty dla wytarganej przez życie Jess.

Tak pusto bez alkoholu.

Tak zaczyna się każde uzależnienie – przestrzegła ją Haruka.

Zresztą wykorzystałabyś, by się szybko upić i nie opowiedzieć nam o randce z Gusem – dobiła ją Jane.

To nie była randka! Uderzyła dłonią o rączkę koszyka.

   Jane tylko uniosła kpiąco brew i pokiwała wolno głową. Aki zadrgała brew i nabrała ją ochota, by strzyknąć kilka razy nadgarstkami.

   Nagle poczuła dreszcz na plecach. Palące spojrzenie powróciło, celując prosto w jej głowę. Tylko tym razem postanowiła nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Słuchając dziewczyn, delikatnie przesuwała głowę w lewo, aż kątem oka udało jej się dostrzec niewyraźne zarysy jakieś osoby na końcu alejki.

   Koszyk wystrzelił w regał, a Akane w tył, wpadając do zakrętu. Klasycznie nikogo nie ujrzała, choć przebiegła przez całą długość aż do następnego skrętu. Warknęła, biorąc się pod boki. Kto to kurwa był?

Prawie zawału dostałam przez ciebie – Jane westchnęła. Widziałaś kto to?

Nie.

Może jakiś fan z Bakuprzestrzeni? - zasugerowała Shiena.

   Akane zmarszczyła nos w geście dezaprobaty.

Nie byłam tam od dawna – Potrząsnęła głową. Dobra, jebać.

Jak coś pożyczę ci pałkę teleskopową – zakończyła temat Jane.

   Pokierowały się w stronę kas. Aki już więcej nie odczuła, by była śledzona. Mimo to jakieś ziarno niepokoju zostało zasiane i jeszcze kilka razy obejrzała się za siebie, nim wsiadły do auta Haruki.


****


   Przesiedzenie dwóch godzin w kafejce nie zrodziło żadnych owoców. Wysłuchiwałam tylko historii o podstawówce, wycieczkach i robotach. Jedynym sukcesem było to, że Dan wspaniałomyślnie postawił mi lunch, więc przynajmniej nie wróciłam do domu głodna. Jeszcze przed teleportacja wysłałam mu wiadomość, gdzie opisałam wszystko, co powiedziała mi Reiko. Wykorzystałam też fakt, iż Keith miał jakiś dzień dobroci i poprosiłam, by przekazał zjawie wiadomość o jutrze. Gdybym miała jeszcze odwiedzać piwnice i mieć jakieś popaprane zwidy, to niechybnie bym zeszła z tego nędznego świata.

   Ledwo me stopy dotknęły podłogi, poczułam zapach przypraw. Zrzuciłam z siebie płaszcz i zeszłam na dół, gdzie siedziała już Jane, Aki i Haruka. Ares zamerdał ogonem i oparł się o moje kolana, domagając pieszczot.

Doceniam, że zawsze czekacie, aż wam otworzę drzwi – powitałam je, jednocześnie drapiąc psa za uchem.

   Akane rozłożyła ręce i uśmiechnęła się szeroko.

Mam stalkera.

Doskonała wiadomość do pozazdroszczenia – odparłam.

Nie wiemy czy to stalker czy fan – zauważyła Shiena.

Fan raczej nie spierdalałby na mój widok z prędkością wyścigówki.

Masz taki wzrok czasami, że…

Cicho siedź, Leaus, bo wrócisz do akwarium.

Jestem tutaj torturowany, halo!

Trzymasz go w akwarium? - Jane wychyliła głowę z kuchni.

Trzeba prowadzić politykę żelaznej dyscypliny! Akane wzniosła pięść.

Wprowadź ją do swojego systemu nauki! - syknął Leaus.

Stanowczo spędziłeś tam za mało czasu.

Dziewczyny!

   Shienie chyba się go żal zrobiło, bo nim Akane zdołała coś zrobić, wzięła bakugana na ręce i przeniosła do Garry. Czerwony smok odpoczywał sobie w swoim ulubionym miejscu czyli pod storczykiem na parapecie. Kupiłam mu nawet leżaczek dla lalki, by nie siedział na twardym, taka byłam dobra!

   Jane w fartuchu wyłoniła się z ogromną miską w objęciach i czterema widelcami. Na stół wjechał makaron w sosie ziołowo – śmietanowym.

Dobrze więc – Najstarsza klapnęła na krzesło i wycelowała widelcem w Akane. Nie zjesz, póki nie powiesz.

Mam wrażenie, że mnie nie lubicie – zawyła, ale gdy żadna z nas nawet nie mrugnęła, poddała się. To było czysto przyjacielskie spotkanie.

Szczegóły.

Bo ci pizgnę. Byliśmy w kinie, swoją drogą Vestalianie mają jakieś pojebane te filmy. Potem poszliśmy pić i… - Nawinęła kosmyk na palec, zbierając myśli. Wszystkiego wam powiedzieć nie mogę, ale zeszło na rodzinę.

   Wewnętrznie się skrzywiłam, bo każda dobrze wiedziała, jakie to musiały być tematy. Cóż z opowieści Gusa wychodziło, że on i Aki mieli podobne doświadczenia z dzieciństwa.

No i… Huh...Polubiliśmy się nawet? Mam na myśli, że znaleźliśmy nawet wspólny język – Wzruszyła ramionami i nabrała makaronu na widelec.

Dojrzewasz, jestem poruszona – Otarłam sztuczną łezkę.

Wbiję ci ten widelec, przysięgam.

A co z Danem? zagadnęła mnie Shiena. Ostatnio mówiłaś, że dziwnie się zachowuje.

Ach z nim i Wojownikami jest sporo do obgadania – westchnęłam. Szczegółów też wam nie mogę przedstawić, ale….

   Zeszło nam sporo makaronu, zanim wszystko zrelacjonowałam. Kiedy skończyłam o Bakuprzestrzeni, przerzuciłam się na Gawaina oraz Liv.

Spectra miał jedną rację. Było go odstrzelić – Akane zmrużyła powieki. Ten koleś wróży kłopoty.

Czemu tak bardzo chce ci pokazać slumsy? - zastanowiła się Jane.

   Rozłożyłam ręce.

Również chciałabym poznać odpowiedź.

Chodźmy tam razem. Ja mam paralizator, Jane pięści, Jess moc, a Shiena szybko biega. Kto nam podskoczy?

Skoro Spectra i Kenji to odradzają, to bym się tam nie pchała – ucięła Haru. Aki zrobiła szczenięce oczka. Nie, nie będziemy się wkręcały do przestępczego półświatka, wybij to sobie z głowy. Ty też, Jess!

Nawet nic nie powiedziałam! obruszyłam się. Sama chciałam się bardziej skupić na finale igrzysk niż tym!

   Zresztą cholera wie, czy Gawain dożyje końca tygodnia. Keith trochę się wkurwił. Może problem rozwiąże się sam?

   Jane obróciła nadgarstek, by spojrzeć na tarczę zegarka.

Są jakieś streamy z tych walk? Bo w sumie półfinał się już zaczął.

Pewnie na stronce Bakuprzestrzeni – Podniosłam się i sięgnęłam po pilota, by włączyć telewizję.

*****


   Tłum na ekranie wiwatował, a oddalające się oko kamery ukazywało niewielkie pobojowisko na arenie. Sellon stała z grymasem, ściskając swojego bakugana, z kolei Anubias machał do tłumu. Niby zwykły widok po pojedynku, ale odniosłam wrażenie, że ta walka odbyła się za szybko.

Sellon nie miała przypadkiem bardziej drapieżnego stylu walki? spytała Shiena, przyglądając się uważnie dwóm graczom.

Elegancki ale zaciekły – poprawiłam.

Tutaj tak to nie wyglądało – zawyrokowała Jane, piłując paznokcie.

   Leżałyśmy w czwórkę rozciągnięte na kanapie. Dziewczyny miały rację. Na początku bitwa toczyła się na wyrównanym poziomie, lecz nagle Sellon zaczęła stopniowo odpuszczać. Używała mniej kart bądź nie korzystała z żadnych kombinacji.

   Dziwne, przecież zawsze mówiła, że lubi bitwy z silnymi graczami.

Jak pantofel bije się z sadomaso to może przywoływać mechtogana. Przy odrobinie fartu będzie spokój z obojgiem. Nie ma powodu do zmartwień.

Ty to zawsze dostrzegasz optymizm sytuacji – mruknął Leaus.

Nie ma co płakać – Aki podniosła głowę z poduszki. Idziesz tam jutro, Jess?

   Skinęłam głową, przygryzając wargę i ciągnąc skórę.

Muszę. Nie umiem określić czemu, ale czegoś mi tutaj brakuje.



****


   Twarz Dana oraz Anubiasa zdobiła całą Bakuprzestrzeń od wczesnych godzin porannych. W powietrzu dominowało napięcie, gdy po piętnastej otworzyły się bramki wejściowe na stadion. W krótkim czasie zrobiły się długie kolejki. Każdy chciał zobaczyć pojedynek, który decydował, komu zostanie przyznany tytuł mistrza.

   Dla Dylana była to wręcz żyła złota, bo młodsi i starsi gracze chętnie obstawiali na swojego faworyta. Robił to jednak w dyskretniejszym miejscu, bo ostatnio Shun Kazami mierzył go coraz zimniejszym wzrokiem.

   Z racji, iż był to finał, to każdy z zawodników dostał osobną szatnię. Dan powoli zmierzał ku swojej, walcząc w stresem pnącym się do gardła. Wrócił do domu w doskonałym nastroju, ale wiadomość od Jess zniszczyła te chwilowe szczęście. Mimo tego nie mógł się wycofać. Musiał trzymać emocje na wodzy i tyle! Tyle trenowali z Drago, że musiało im się dziś udać! Pocieszające było również to, że Joseph obiecał go dopingować z pierwszego rzędu. Jess również. Ale co z Shunem i Marucho? Zaraz wyrzucił te myśli z głowy. Nie miał na to czasu!

Dan – san.

   Tak, nie miał na to czasu, a mimo to kamień spadł mu z serca, gdy przy drzwiach dostrzegł dwójkę przyjaciół.

Chłopaki…

   Przez sekundę bał się, że znów go będą strofować. Jednak Shun jedynie położył mu dłoń na ramieniu.

Wygraj to, Dan.

Jasne, zostawcie mi to!

Będziemy ci kibicować z przodu.

Dziękuje, Marucho. Naprawdę.

   Wszedł do szatni. Czuł, jak podłoże wibruje pod wpływem setki kroków widzów. Wciągnął powoli powietrze.

Damy radę, Danielu.

Musimy, Drago – Zacisnął pięść. Światło prześlizgnęło się po błękitnym symbolu. Nie damy temu stworowi wygrać.


   Shun torował drogę, aż ujrzał brązowe włosy oraz czarne spodnie cargo. Jessie stała z rękami przewieszonymi przez barierkę.

Nie siadasz? - zagadnął, stając koło niej.

Stresuje się tym chyba bardziej niż Dan, więc nie dam rady – zaśmiała się.

   Faktycznie jej twarz była bielsza niż zazwyczaj. Ale pewnie stres brał się z tego samego źródła co u nich czyli tajemniczego zachowania Dana, dlatego przyjął wymówkę i wrócił do Marucho. Przez to nie zauważył niemal przeźroczystej postaci stojącej koło dziewczyny.










 





1 komentarz:

  1. O witam ponownie, dawno cię nie było xD Yep, Mechtogany lecą jak szalone, Danny odpierdala. Z poradzeniem może być trochę ciężko, bo tutaj się wszystko potężnie psuje XD Spokojne chwile każdy by chciał, ale tutaj nigdy nie jest łatwo

    OdpowiedzUsuń