Stadion zapełniony był po brzegi. W niektórych rzędach cisnęło się dwa razy więcej osób, niż ławki teoretycznie były w stanie utrzymać. Atmosfera sięgnęła granic napięcia, a podekscytowana wrzawa wkoło sprawiała, że czułam się jak otoczona przez rój pszczół. Zerknęłam na ogromny cyfrowy zegar, którzy odmierzał czas, jaki pozostał do rozpoczęcia się pojedynku. Czerwona jedynka lśniła niczym zły omen.
Mimo posiadania koło siebie Reiko, moje nerwy ani trochę się nie uspokoiły. Mnóstwo rzeczy mogło pójść źle. Co jeśli pojawi się mechtogan? Albo Drago wpadnie w szał? Dziewczyny chciały również przyjść, ale poprosiłam by tego nie robiły. Gdybym miała z tyłu głowy, że też może coś im się stać, pewnie nie wytrzymałabym od stresu.
– Musisz w nich wierzyć – szepnęła Reiko.
Dzięki hałasowi tylko ja byłam w stanie ją usłyszeć. Pochyliłam się, by włosy spłynęły mi na policzki.
– Wiara nie zabije mojego strachu.
Nie odpowiedziała. Poczułam za to, jak ogarnia mnie ciepły podmuch wiatru. Wypuściłam z wolna powietrze.
Wyprostowałam się, a mój wzrok napotkał spojrzenie Bena. Przeciwne trybuny jeszcze nie odjechały na druga stronę areny, dlatego mogłam wyraźnie dostrzec jego drwiący uśmiech. Z całej jego postawy biła absolutna pewność, że to Anubias wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko. Mnie to wyjątkowo nie interesowało. Tak długo, jak nie odezwie się Sześciooki, będę usatysfakcjonowana.
– Panie i Panowie!
W ułamku sekundy stadion ogarnęła cisza, jakby ktoś rzucił zaklęcie. Można była usłyszeć bzyczenie muchy.
– Chwila, na którą czekaliście! Finałowy pojedynek między Danem a Anubiasem! Kogo bogini zwycięstwa obdarzy swoją łaską?!
Wzniósł się niesamowity wrzask, gdy obaj wojownicy wyszli na wykładaną płytkami arenę. Ludzie skandowali ich imiona, wstawali czy podskakiwali, byle ich móc ujrzeć.
Trybuny odjechały na swoja właściwie miejsca, gdy podłoże rozbłysło, przekształcając się na właściwe pole. Z światła wyłoniły się białe kolumnady oraz świątynia, do której trzeba się było dostać, przemierzając ogromnie szerokie stopnie.
Anubias i Dan jednocześnie wyrzucili bakugany. Drago stanął naprzeciw Horridiana. Tłum zawył od uciechy, spragniony drapieżnego i ostatecznego pojedynku.
Splotłam dłonie razem. Paznokcie mocno wpiły się w skórę. Starożytni, niech to się dobrze skończy.
*****
Gdy pierwszy raz zobaczył Dana, zapragnął z nim walki. Dlaczego? Powód był niezwykle prosty.
Pasja. Kuso wkładał całe swoje istnienie w bitwy, angażując każdy fragment siebie. Jego emocje odbijały się w ruchach Drago jak w lustrzanym odbiciu. Wtedy Anubias po raz pierwszy pomyślał, że pojedynki z kimś, kto miał ideały, musiały być ekscytujące.
Niestety powód, dla którego w ogóle postawił tu stopę, ograniczał jego szansę na stoczenie takiej walki. Ale zakosztował jej już; na samym początku gdy nie miał jeszcze drużyny. To jedynie rozbudziło w nim głód. Niepowstrzymane pragnienie, które wierciło go w żołądku, nie dając się zasycić niczym innym.
Dlatego dzisiaj miał zamiar ucztować, póki jego mistrz się nie odezwie. Miał do tego w końcu prawo!
Początek bitwy był dobry. Dan nie szarżował na niego z pełną siłą, ale widać było, że odzyskał już większość wiary w siebie. Ataki Drago były silne i przemyślane. Jednak i tak brakowało mu tego dawnego starcia. Pragnął poczuć ponownie ten dreszcz. Zmusić Dragonoida do użycia pełni mocy.
W końcu Anubias był zachłannym człowiekiem.
– No dawaj, Kuso! Natrzyj na mnie!
Nie przejął się, gdy Wojownik pozostał przy swojej bezpiecznej strategii i przeorał Horridianem kawałek terenu. Miał na to przygotowaną odpowiedź. Aktywował kartę otwarcia, odbierając Drago możliwość używania tarczy niwelującej czy jakiejkolwiek karty defensywnej. Teraz jedyna ich opcją pozostał atak.
– Teraz już nie masz wyjścia!
Dan zacisnął pięść, spinając się. Anubias uśmiechnął się. Jeśli istniała jedna rzecz, której Kuso nienawidził, to była nią przegrana. Dlatego użył kolejnego ataku. Osnuła ich gęsta mgła, dzięki czemu oddzielili się od irytującej widowni. Dragonoid zaryczał, kiedy dwa klony Horriadana rozorały pazurami jego klatkę piersiową. Bakugan padł na ziemię przy akompaniamencie rozpaczliwego krzyku Dana.
– Zmuś ich go do użycia pełnej siły.
Nigdy z większą przyjemnością nie wziął się do wypełnienia polecenia mistrza Magmela.
****
Był przekonany, że dadzą radę. Godziny spędzone na opuszczonej arenie powinny przynieść upragnione owoce. Przez pierwszą połowę bitwy wszystko szło zgodnie z planem. Drago nie sięgał za głęboko w nową moc, dzięki czemu nie tracił kontroli.
Do chwili gdy Anubias pozbawił ich atutowej karty. Dan zacisnął pięści, czując pustkę w głowie. Został postawiony przed ścianą. Drago ciężko dyszał, krzywiąc się od doznanych obrażeń. Horridian tylko czekał na jego ruch, ostrząc pazury. Nad ich głowami ludzie wrzeszczeli, a tysiące spojrzeń próbowało go ujrzeć przez gęstą mgłę.
– To wszystko, co masz? – zakpił Anubias. – Wielki Dan Kuso?!
Szatyn nabrał powietrza. Musiał kontrolować nie tylko Drago, ale i swoje emocje. Anubias chciał go sprowokować, by użył pełni sił. A on obiecał, że nie będzie szalał. Jego przyjaciele czekali na niego na trybunach. Nie mógł ich znów zawieść.
– Drago!
– Dam radę! – Bakugan podniósł się. – Nie złamiemy naszej obietnicy!
– Co to za przedstawienie? – sarknął Anubias.
– Nie dam się wciągnąć w twoje gierki. Cała reputacja Wojowników leży w moich rękach.
Blondyn uniósł brew, po czym odrzucił głowę i zaśmiał się.
– Błagam cię, Kuso. Tutaj nie ma żadnych drużyn – Wycelował w niego palcem. – To bitwa tylko między tobą a mną!
– Możesz tak myśleć. Ale Wojownicy to jedność.
Mina Anubiasa wyrażała, jakby chłopak z trudem powstrzymywał wymioty. Potrząsnął głową z dezaprobatą, kiedy nagle jego twarz wykrzywił krzywy uśmiech.
– Na szczycie może stać tylko jedna osoba. Zwycięzca, bohater tej Bakuprzestrzeni! - Rozłożył ręce. – A twoja prawdziwa moc, to ci umożliwi! Więc dawaj! Nie hamuj się! Pokaż pełnię potęgi!
Wtem Dan wyraźnie poczuł, jak atmosfera wokół niego ulega zmianie. Otuliło go lodowate powietrze, a mgła zgęstniała. Wtedy ból ostry niczym sztylet ugodził w jego skronie z mocą młota. Opadł na jedno kolano, a przed oczami zaczęły mu skakać kolorowe zygzaki. Odniósł wrażenie, władzę nad jego ciałem przejmuje ktoś inny. Podniósł się i zachwiał. Nie był w stanie myśleć. W głowie miał tylko jednostajny głośny szum, który wypłaszał wszelkie myśli i zagłuszał głosy z zewnątrz.
Przez to okrzyk Shuna nawet do niego nie dotarł, co może uratowałoby go przed tragedią.
– Dawaj! Dawaj! Uwolnij moc! – krzyczał głos zapalczywym tonem.
Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał Anubis, teraz jawił mu się stwór. Jego złoty pancerz odbijał czerwone otaczające go płomienie, natomiast w oczach widniało czyste zło. Wrzasnął, czując, że ból się pogłębia. Tortury zaczęły rozlewać się na całe ciało.
– Użyj! Użyj! Użyj!
Musiał zostać wciągnięty w inny wymiar. Nie miał pojęcia, jak Sześciooki tego dokonał, ale jedynym wyjściem było pokonanie go. Zwłaszcza, że z mgły wyłonił się również ogromny bakugan.
– Draaago!
Smok zaryczał. Kajdany samodyscypliny i rozsądku pękły. Dan podniósł rękę.
– Uderzenie smoczej mocy!
Otoczenie zatonęło w czerwieni.
****
Reiko złapała mnie za dłoń w sekundzie, gdy wyczułam, że coś wdziera się do przestrzeni. Nie umiałam tego zobaczyć, ale tego zimna nie dało się zapomnień. Zacisnęłam mocniej szczękę, wpatrując się w niewyraźne sylwetki bakuganów.
Równocześnie z rykiem Drago nastąpił wybuch czerwonej energii. Łzy stanęły mi w oczach, gdyż światło było niemal oślepiające. Siła uderzeniowa oraz strumienie pyłu sprowokowały okrzyki na całej widowni. Zaparłam się mocniej nogami i przytrzymałam barierki, by nie wpaść na pierwsze rzędy.
Mgła również została wymieciona, dzięki czemu można było ujrzeć arenę. Wiele kolumn leżało roztrzaskanych, a przez całą długość areny biegła głęboka bruzda. Horridan nie miał szans w starciu z tym przytłaczającym atakiem. Fioletowa kulka powróciła do swojego gracza.
Drago znów zaryczał, a Dan dalej krzyczał, choć było po bitwie. Poczułam gulę w gardle, gdy w arenę uderzyły pioruny. Zerwał się gwałtowny wiatr. Niebo nad nami przybrało ciemnoszary kolor i otwarło się w środku tunel.
– Mechtogan… – wyszeptała oszołomiona Reiko.
– Jess! – krzyknęli jednocześnie Shun i Marucho, rzucając się w moją stronę.
Czerwony mechtogan o rozmiarach małej szkoły zawył, dając wszystkim znać o swoim przybyciu. Rozległy się też pierwsze okrzyki przerażenia.
– Kurwa mać! – zaklęłam i odwróciłam się do chłopaków. – Coś jest z Danem! Biegnijcie tam! Ja dam radę!
Nie potrzebowali więcej zachęt. Wyskoczyli przez barierkę, jedocześnie przywołując bakugany. Też wyciągnęłam Fludima.
– Liczę na ciebie!
– I vice versa!
Cisnęłam go w dół, a kiedy ogarnęło go promieniowanie areny, przemienił się w swoją zwyczajową postać. Banda ameb Anubiasa również dołączyła do próby pacyfikacji tego metalowego kloca. Taylen wraz z Tristarem wytworzyli dwie osłony, by atak mechtogana nie rozerwał wszystkich na arenie na strzępy.
Poczułam, jak ciepła i lepka jak maź substancja przelewa się na moją rękę. Reiko wpatrywała się uważnie w bakugana. Kiedy kloc wysunął działa, wrzasnęła.
– Teraz!
Dałam się jej pokierować i uniosłam dłoń, formując barierę. Standardowe gorąco wypełniło moje żyły, ale dzięki mocy od Reiko nie odczułam bólu. Wrzaski przerażenia płynnie zmieniły się w pomruk zdziwienia, gdy pociski mechtogana, które odbiły się od osłon bakuganów, zostały wchłonięte przez naszą błękitno – purpurową zaporę.
– Słodki panie, udało się – jęknęłam.
– To nie koniec – rzekła zaniepokojona Reiko.
Zerknęłam na nią i zdałam sobie sprawę, że ciągle była niewidzialna. Więc dla wszystkich zgromadzonych wyglądało to tak, że sama wzniosłam taką potężną barierę. Szybko wyrzuciłam jednak tą rewelację z głowy, bo udzielił mi się niepokój Reiko.
Był on słuszny, bowiem mechtogan ponownie zaatakował. Tym razem udało mu się i zmiótł bakugany Robina oraz Bena. Jego pociski były tak porażające, że na moment oślepiały.
Drago zaryczał, ignorując nawoływania Taylena oraz Tristara. Miotnął też ogniem w Fludima, kiedy ten chciał do niego podejść. Wyglądał na podobnie oszalałego co Drago. Jego tęczówki z ciepłej zieleni przekształciły się w ocean szkarłatu. Wyraźnie się napiął, gdy Anubis ponownie włączył Horridiana do gry. Przebiegło mi przez myśl, że zareagował jak byk na czerwoną płachtę.
– Reiko, pożycz mi jeszcze trochę mocy – poprosiłam cicho. Zrobiła, jak prosiłam. – I trzymaj tą barierę.
Nie czekałam na jej odpowiedź, przerzuciłam nogę przez barierkę i skoczyłam w sam środek bitwy.
****
Mistrz Magmel opisywał, jak wyglądała moc zawarta w kluczu i bramie. Jej niepohamowaną potęgę i niszczycielską aurę. Lecz słyszeć o czymś, a doświadczyć tego na własnej skórze były zgoła innymi wydarzeniami. Przed chwilą niemal nie został pochłonięty przez ekstremalną temperaturę strumienia mocy, ale Drago nie wyglądał na zaspokojonego tym. Jeszcze jak jacyś pieprzeni rycerze na białych koniach musiała się pojawić jego drużyna.
Mówił tym kretynom, by się nie wtrącali, ale oczywiście mieli to w nosie! Choć ich siły guzik mogły przeciwko takiemu monstrum. Anubias przygryzł wargę. Że też Kuso zdołał przywołać mechtogana i jeszcze mieć siły walczyć. Z drugiej strony przyczyna tkwiła pewnie w tym, że nie miał nad nim żadnej kontroli.
To jednak nie zmieniało obecnej sytuacji. Parowanie ataków mechtogana z trudem przychodziło trójce bakuganów, a po oszalałym wzroku Dana widać było, że hipnoza całkowicie go pochłonęła. Anubiasowi absolutnie nie śpieszyło się do wczesnej śmierci, więc wyrzucił ponownie Horridiana. Jeśli powali Drago, stracą połączenie i kupa złomu się stąd wyniesie.
– Muszę się ciebie pozbyć...pozbyć...pozbyć – Kuso pociągnął za włosy, niemal wyrywając sobie kępkę. – Drago, teraz!
Jednocześnie mechtogan wystrzelił pocisk. Kula energii pomknęła ku niemu, ale przejął ją na siebie Horridian. Jego zbolały skowyt poniósł się w przestrzeń.
Wtedy niczym demon z czeluści piekła na tle mieniących się płomieni pojawił się Drago ze wzniesioną pięścią. Serce Anubisa załomotało, słysząc jego ryk.
– NIEEE! DRAGO!
Ktoś go złapał za kołnierz. Pięść opadła, a dym wystrzelił ku niebu. Podłoga się zatrzęsła. Kilka kawałków kamienia opadło na płytki z okropnym rumorem.
Anubias zamrugał kilka razy, by pozbyć się kolorów sprzed oczu. Gdy wzrok mu się znów wyostrzył, wokół panowała martwa cisza. Przed nim samym rozciągała się delikatnie fioletowa bariera, w której utkwiło kilka ostrych kawałków podłoża. Jeden z nich był rozmiaru pięści i gdyby nim oberwał, miałby murowany pobyt na ostrym dyżurze.
– Jesteś pieprzonym idiotą – rozległo się nad nim. – Stałeś i czekałeś, aż zostaniesz marmoladą?
Uniósł brew, zerkając przez ramię. Że ze wszystkich ludzi to styropian postanowiła mu pomóc?
Obdarzyła go zirytowanym spojrzeniem. Jedna z jej tęczówek wyglądała jak vestaliańska. Opuściła ręką, tym samym odwołując barierę.
– Jest kłopotliwa – rzekł kwaśno Magmel.
Tutaj nie mógł się nie zgodzić. Z taką siłą stanowiła dla nich zagrożenie większe niż Shun Kazami czy Marucho Marukura.
****
Szok widowni w końcu ustąpił. Tak samo jak hipnoza Dana i Drago. Od razu rozległo się buczenie oraz krzyki, że lider Wojowników oszukiwał i złamał zasady. Arena była niemal całkowicie pogruchotana. Zaledwie kilka kolumn nie uległo zniszczeniu, a ozdobne płytki były porozbijane na drobne kawałki.
Dan odzyskał jasność umysłu, bo nie widział już przed sobą roześmianego Sześciookiego. Jednak jego ciało oraz umysł nie były w stanie wyjść z odrętwienia. Patrzył na dłonie, które drżały. Wydarzenia ostatniej godziny przewijały się przed jego oczami niczym zepsuta taśma filmowa.
Prawie zabił Anubiasa. Celował w swoich przyjaciół. Przywołał mechtogana. On...on…
Zaczął coraz szybciej oddychać. Nie był w stanie porządnie odetchnąć. Jakby jego płuca się zablokowały. Nagle poczuł okrągła kulkę w dłoniach.
– Dan…
Głos Drago podział na niego od razu. Udało mu się wtoczyć trochę tlenu i zdusić na moment panikę.
– Za złamanie licznych zasad oraz przywołanie mechtogana Dan Kuso zostaje zdyskwalifikowany – podjął decyzję sędzia, co spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem.
Uniósł głowę. Odniósł wrażenie, iż wpatrywało się w niego tysiące wściekłych i zawiedzionych oczu. Jednak on skupił się na barierze, która ochraniała widzów od areny. Odczuł ulgę i wdzięczność, że Jessie z Reiko zareagowały za niego.
– Zwycięzcą i nowym mistrzem Bakuprzestrzeni zostaję Anubis z drużyny Anubisa!
Mimo wygranej twarz blondyna zdobiła ponura zaduma. Pomachał kilka razy do wiwatującego tłumu, lecz jego ruchom zabrakło energii. Dan powiódł wzrokiem dookoła, szukając Jessie. Musiał jej podziękować za wsparcie.
– Wezwijcie pielęgniarkę! – krzyknął Shun, ściągając na siebie uwagę.
Podtrzymywał Jess, która choć przytomna, była niezwykle blada i wyraźnie się chwiała. Zrobiło się zamieszanie, bo na trybunach ludzie zaczęli się przepychać, by móc ją lepiej ujrzeć. Uwaga przeszła w inną stronę.
Poczuł gorzkim smak w gardle, kiedy pomyślał, że to jego okazja na ucieczkę. W niehonorowy, obrzydliwy sposób, wykorzystujący gorszy stan jego przyjaciółki. Ale przeczuwał, że nie będzie teraz w stanie spojrzeć Shunowi ani Marucho w twarz. Zawiódł ich. A widok rozczarowania w ich oczach z pewnością by go do reszty załamał.
Dlatego obrócił się na pięcie. Zgarbił się. Ciężar jego tchórzostwa osiadł na ramionach.
– Przepraszam, Jessie.
I odszedł. Pokonany, ledwo powstrzymując się od płaczu.
****
Sellon weszła do szatni, wcześniej odprawiając Chris i Soon pod pretekstem potrzeby chwili dla siebie. Tak jak się spodziewała, Anubias siedział już w środku.
– Gratuluję mistrzostwa.
Fuknął tylko na jej ironię i odchylił się, zakładając ręce na torsie.
– Bitwy, gdzie przeciwnik nie ma nad sobą kontroli, nie są zabawne – mruknął.
Zdusiła ochotę, by przewrócić oczami. Chłopak był czasami niezwykle dziecinny, zupełniej zapominając, jaki był ich najważniejszy cel. Nabzdyczał się, gdy nie dostawał tego, czego chciał.
– Ale wykonałeś plan. Tak jak chciał mistrz Magmel – przypomniała. – Teraz gdy ich moc się w pełni obudziła, kwestią czasu pozostaje powrót mistrza z ciemności.
Machnął niecierpliwie ręką, jakby odganiał irytującą muchę.
– Przecież wiem.
– Gdy wszystko się spełni, będziesz mógł się poświęcać w tych swoich walkach ile wola zapragnie.
– Co zrobimy z Jessie? - zmienił nagle temat. – Jej moc jest większa niż była nam powiedziane.
– Ja się tym zajmę – Uśmiechnęła się. – Rozbicie Wojowników teraz będzie niezwykle łatwe.
Chciała mówić dalej, ale przeszkodziły jej uderzenie drzwi o szafki, aż się zatrząsały. Do środka wpadła zaaferowana Akane, która ciągnęła za sobą za kołnierz Dylana. Za nimi weszła niższa dziewczyna w okularach, której Sellon nie znała. Akane potoczyła dookoła zaaferowanym wzrokiem, podczas gdy jej koleżanka przyjrzała na nich szybko, ale uważnie. Od razu nie spodobało się to Sellon.
– Gdzie jest Jess? – Hoshimura była zbyt przejęta przyjaciółką, by nabrać jakiś podejrzeń.
– Powinna być w kozetce pielęgniarki. To na końcu korytarza.
– Zaprowa… – zaczął Dylan, na co Akane szarpnęła kołnierz.
– Kasuj lepiej to nagranie, a nie się przymilasz – syknęła i skierowała się do wyjścia. – Wybaczcie za przeszkadzanie w schadzce!
Jej przyjaciółka lekko się skinęła i również odeszła, zamykając drzwi.
– Aż ciężko uznać, która z nich jest najgorsza – stwierdził Anubias.
Sellon tego nie skomentowała. Popatrzyła przez chwilę w drzwi, intensywnie myśląc. Skrzywiła się lekko, zdając sobie sprawę, że brakuje jej informacji. Ale zdobycie ich nie będzie stanowiło problemu.
****
Ciężki plecak opadł na panele z głuchym stuknięciem. Dan jeszcze raz obejrzał się po pokoju, patrząc czy niczego nie zapomniał. Niby mógł zawsze wrócić, dzięki portalowi od Drago, ale wolał choć kilka dni spędzić w odosobnieniu. Zdążył jeszcze napisać do Jess krótką wiadomość, w której przepraszał i prosił, by go nie szukać.
– Jesteś pewny? – spytał jego partner.
– Zawaliliśmy na całej linii, Drago – westchnął, zaciskając pięść. – Musimy trenować, ale nikt nie może nam w tym przeszkodzić.
– Dlatego wybrałeś Vestroię.
– A nie tęsknisz za domem?
– Oczywiście, choć już przyzwyczaiłem się do przebywania tu, ale nie zmieniaj tematu. Nie zamierzasz powiedzieć Marucho ani Shunowi?
– Mają dość kłopotów przeze mnie – Dan pokręcił głową.
Niewypowiedziane „boję się” zawisło między nimi jak ciężki miecz. Bakugan umilkł, natomiast Dan złapał za ramiączko plecaka i wolno zszedł do salonu. Na ogromnym plazmowym telewizorze grupka dziewcząt wykonywała polecania instruktorki jogi. Jego mama z ciężkim sapaniem również próbowała odtworzyć pokazywane pozycje.
– W lodówce masz obiad – powiedziała, nawet nie odwracając głowy.
– Wyjeżdżam na chwilę.
– Słucham? - Zastopowała nagranie i spojrzała na niego. – Na ile? Dokąd?
– Musimy trenować z Drago. Dlatego lecę do Vestroii.
Minako odetchnęła ciężko, po czym podniosła się i zmierzwiła synowi włosy. Wyraźnie widziała, że coś nie grało, ale wiedziała, że Dan nie odpowie jej na żadne pytanie. Zbyt dobrze go znała.
– Kiedy wrócisz?
– Za tydzień? Albo chwilę później.
– Tylko uważaj na siebie.
– A i mamo proszę, nie mów o tym nikomu.
– Nawet Shunowi i Marucho.
– Nawet im.
Coraz mniej podobała jej się ta sytuacja, ale zgodziła się. Dan uśmiechnął się lekko wymuszenie i ruszył do wyjścia. Nie zdążył zamknąć furtki, gdy dopadł go ledwie zipiący Joseph.
– Co ty tu robisz? - zdziwił się Dan.
– Coś tak czułem, że zaszyłeś się w domu – odparł chłopak, ścierając pot z czoła. – W sumie się nie dziwię po dzisiaj.
Kuso drgnął na wspomnienie walki. Joseph chyba tego nie zauważył, bo utkwił wzrok w jego plecaku.
– Gdzie się wybierasz?
– Trenować.
– He? Teraz?
Dan zmarszczył brwi.
– O co ci chodzi?
– No bo… - Joseph urwał, nie wiedząc jak to ubrać w słowa. – nie wolisz odpocząć? Przypuszczam, że musisz być wykończony.
Miał rację. Dan trzymał się prosto jedynie przez swój wrodzony upór. Najchętniej ukryłby się w pokoju i zasnął na wiele godzin, ale gdyby tak zrobił, trudniej byłoby mu potem odejść.
– Nie mam na to czasu.
– Kiedy wracasz?
– Za niedługo – uciął.
Poczuł się źle, że tak odpychał dawnego przyjaciela, ale nie miał wyjścia. Chciał jak najszybciej się stąd wydostać.
– Cóż..to powodzenia.
– Dzięki. I przepraszam – mruknął, odwracając się.
Nie oglądając się za siebie, podążył w stronę bardziej zarośniętej części parku. Tam Drago otworzył portal. Przełknął ślinę. Tym razem musiało się powieść. Będą trenować dni i noce, aż zyskają całkowitą kontrolę. Dopiero wtedy wróci i szczerze z całego serca przeprosi wszystkich. Do tego czasu mogą nim pogardzać.
Podróż zajęła im może dwie minuty. Ledwo stanął na brązowej ziemi, od razu owładnęło go świeże powietrze. Wrócili do Nowej Vestroii.
****
Spektakularne ratowanie sadomaso absolutnie mi się nie opłaciło. Już pomijając, że cham nawet nie podziękował, to szybko odczułam konsekwencje takiego pożyczania mocy. Ledwo doszłam do Shuna oraz Marucho, to świat już mi zawirował. Poczułam, jak miękną mi nogi i bym padła, gdyby Kazami mnie nie podtrzymał.
– Jess – san, trzymaj się! – krzyknął Marucho.
Co potem się działo, to niespecjalnie pamiętałam. Próbowałam z klasą utrzymać przytomność, ale gdy poczułam, że mam do wyboru między zemdleniem a zwymiotowaniem komuś na buty, bez wahania wybrałam pierwszą opcję. Dlatego ocknęłam się potem pod białym prześcieradłem z uczuciem, jakbym jeszcze nie wytrzeźwiała. Powoli rozchyliłam powieki i zostałam uraczona widokiem wianuszka osób wokół łóżka z twarzami wyrażającymi zatroskanie bądź zasępienie
– To moje ostatnie namaszczenie, że macie takie miny? – spytałam i spróbowałam się podnieść.
Szybciutko powróciłam na poduszkę, gdyż moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Jeszcze poczułam takie zakwasy, że klękajcie narody. Zachciało mi się być bohaterką, cholera jasna.
– Jak cię zdzielę, to jest na nie spora szansa – oświadczyła Akane, która siedziała koło mojej głowy. – Śpieszy ci się?
Haruka za jej plecami pokiwała energicznie głową. Nawet nie byłam zaskoczona ich widokiem, zawsze wiedziały, kiedy wpadałam w tarapaty.
– Błagam, to nawet nie było ryzykowne – Przewróciłam oczami.
– Baliśmy się o ciebie, Jess! - zawołał Marucho.
– Mieliście trzy lata, by się przyzwyczaić – uznałam i pogładziłam Fludima. – Jak wygląda sytuacja?
– Anubias zdobył tytuł mistrza, a Dan zniknął – odparł Shun.
Ponownie ogarnęło mnie zimno.
– Jak to zniknął?
– Nie możemy się z nim skontaktować – posmutniał Marucho.
– Wykorzystał chwilę, gdy się gorzej poczułaś – uzupełnił Kazami.
– Strzelił focha z powodu przegranej? – Aki uniosła brew i uchyliła się, zanim Shiena zdołała ją zdzielić przez kark.
Zrobiło mi się sucho w gardle. Co znowu wymyślił Dan? Gdzie polazł? Wnioskując po słowach chłopaków, do niczego im się nie przyznał.
– Nie dziwię mu się – odezwał się Tristar. – Po takiej przegranej też nie chciałbym nikogo widzieć.
– Tylko że z Danem dzieje się coś niedobrego – przerwał mu Shun. – Co mi przypomina – Zwrócił się do mnie. – Dlaczego przyprowadziłaś Reiko i nam nie powiedziałaś?
Ścisnęło mnie w sercu. Znów musiałam pominąć istotne fakty i modlić się, by to kupili. Wtedy ogarnęła mnie złość. Czemu to zawsze musiałam być ja? Dlaczego musiałam sprzątać po Danie, który jeszcze zostawił mnie z tym samą?! Naprawdę myślał, że po czymś takim wszystko wróci do normy?!
– Sama o to poprosiłam Jessie.
Wszyscy podskoczyli na nagłe pojawienie się Reiko. Zjawa pojawiła się koło drzwi i spokojnie podfrunęła do nas. Odetchnęłam w środku, bo byłam uratowana.
– Dlaczego?
– Gdy usłyszałam, że Dan przywołał mechtogana, chciałam to sprawdzić na własne oczy.
– Mam pytanie – Aki uniosła rękę niczym w szkole. – Czym są właściwie mechtogany?
– Najprościej mówiąc, to cielesna manifestacja więzi między wojownikiem a jego bakuganem. Kiedy jest wystarczająco potężna, wtedy są w stanie przyzwać mechtogana – wyjaśniła Reiko. – Niestety istnieją ich złe wersje, które powstają kiedy w przestrzeni jest zbyt wielkie nagromadzenie chaosu. Dlatego chciałam to sprawdzić.
– Dan nie panował nad swoim – spostrzegł Marucho. – Więc był zły?
– Nie do końca. Jednym jest jego przywołanie, a drugim zapanowaniem nad nim. Jeśli mechtogan wyczuje, że wojownik i bakugan nie są w doskonałej harmonii, to zacznie szaleć.
– A to nasuwa kolejne pytania – mruknął Shun. – Dan i Drago walczą ramię w ramię od lat. Więc co się stało?
Reiko rozłożyła ręce.
– Obawiam się, że na to nie znam odpowiedzi.
Kłamstwo gładko ześlizgnęło się z jej języka. Ale przynajmniej ukoiła tym wszelkie podejrzenia dwójki Wojowników.
– A zmieniając temat – zaczęła Aki, by nie zapadła cisza. – To nie masz się co martwić o filmiki z tej bitwy. Pogadałam z Dylanem.
– Pogadałam to spore niedopowiedzenie – wytknął Leaus.
– Raczej pogroziłaś mu w biały dzień – poparła go Haruka.
– Ale efekt został osiągnięty! Żadne nagranie nie pojawi się w sieci, chyba że Dylan zechce odwiedzić ostry dyżur.
– Doceniam, ale i tak to będzie teraz gorący temat. Tam było mnóstwo ludzi – przypomniałam sobie.
– Pierdolnę im, nim zdążą się odezwać.
– Ale fakt faktem lepiej byś trochę odpoczęła – stwierdziła Haruka. – I tak jest po turnieju.
– Popieram – przytaknął Shun. – Razem z Marucho będziemy kontrolować sytuację.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
– W ogóle Anubias lubi się z Sellon? – spytała nagle Shiena.
– Mowy nie ma – odparłam zdziwiona. – To dwa przeciwległe bieguny.
– To dziwne, bo widziałyśmy, jak rozmawiają w szatni.
– Czasami wymienili jakieś zdania – zaoponował Marucho.
– Ale nigdy nie na osobności – zauważyłam. – Oby jego kretynizm na nią nie przeszedł, byłaby to nieodżałowana strata.
Drzwi znów się otwarły, ale tym razem była to pielęgniarka. Zmarszczyła brwi na widok tego kółeczka wzajemnej adoracji i oparła dłoń o biodro.
– Pozwoliłam wam być tylko, aż się wybudzi. Teraz potrzebuje wypoczynku, więc sio. Wróćcie najszybciej za dwie godziny – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem i odsunęła się, wskazując na wyjście.
Gdy wszyscy wyszli potulnie jak baranki, uśmiechnęła się do mnie i podała dwie tabletki oraz szklankę wody.
– Przeciwbólowe – wyjaśniła. – Wzrosło ci też ciśnienie, więc sugerowałabym, żebyś poleżała i próbowała zasnąć. Za niedługo wrócę i sprawdzę, jak się czujesz.
Podziękowałam i po wzięciu leków zakopałam się pod kołdrę. Słyszałam, że kobieta krząta się dookoła, a po około kwadransie wyszła. Wychyliłam głowę.
– Myślisz, że popełniłam błąd, Fludi?
– Skacząc na ratowanie Anubiasa? Owszem.
Przewróciłam oczami.
– Nie, nie mówiąc chłopakom prawdy.
Zamilkł, by po chwili wtulić się w mój policzek.
– Dotrzymujesz obietnicy – pocieszył mnie. – Żadna z tych sytuacji to nie była twoja wina.
– Gdyby wiedzieli o Sześciookim, może nie byłoby takich tarć.
– Albo byłyby większe. Ciężko stwierdzić.
– Jestem zmęczona.
– To się kładź.
– Nie tak – pokręciłam głową. – Tym wszystkim, co się dzieje. Jeszcze Gawain – Podciągnęłam kołdrę pod samą brodę. – Czy ja zawsze musżę mieć jakieś problemy?
– No takie masz szczęście.
Skoro mogłam mieć chwilę dla siebie, to sięgnęłam po słuchawki i podpięłam do telefonu. Znając życie, za niedługo dzisiejsze wydarzenia dosięgną uszu zarówno Spectry jak i mojego brata, a wtedy z całą pewnością będę mogła pocałować jakikolwiek spokój na długi czas. Dlatego dałam się pochłonąć muzyce, udając, że wcale całe moje życie po raz kolejny nie wali mi się na łeb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz