Tego dnia gdy Shun Kazami wzniósł rękę, wygłaszając swoją deklarację o zostaniu liderem Wojowników przez trybuny przetoczył się ryk aprobaty. Kilka osób zaczęło nawet skandować jego imię.
Nowi Młodzi Wojownicy. Odrodzeni. Niczym feniks z płomieni. Taka wiadomość napełniła wielu graczy euforią bądź ciekawością, jaki to kierunek teraz obierze słynna drużyna.
Chris przewróciła oczami, jak to miała w zwyczaju, gdy coś ją nudziło. Natomiast Soon jedynie zaklaskała z czystej uprzejmości, nie przejawiając żadnych głębszych uczuć. Sellon, która siedziała między nimi, uśmiechnęła się nieco szerzej niż zazwyczaj. Mogła zdać mistrzowi Magmelowi pozytywny raport. Shun Kazami wpadł w ich sidła.
Cieszył ją również fakt, że po upokorzeniu Dana, Jessica również zniknęła z Bakuprzestrzeni. Dzięki temu plan przebiegł bez większych zakłóceń. Kazami połknął przynętę, a Marucho był zbyt słaby, żeby móc go powstrzymać. Brakowało im trzeciej osoby, która potrafiłaby spojrzeć na wszystko z racjonalnej strony. Przez to byli niczym marionetki, bezwładne i podatne na każde, nawet najdelikatniejsze, pociągnięcie sznureczka.
Jednak jak mówiło jedno z ziemskich przysłów, trzeba kuć żelazo póki gorące. Dlatego następnego dnia celowo mignęła Kazamiemu kilka razy przed oczami na trybunach, podczas kiedy on toczył walki. Potem udała się do głównej kawiarni w Bakuprzestrzeni i spokojnie czekała.
Wiedziała, że Shun prędzej czy później tu przyjdzie. Potrzebował aprobaty, ostatecznego potwierdzenia, że dzięki temu przywróci porządek i harmonię. Nawet jeśli w rzeczywistości miał sprawić, że wszystko obróci się w pył.
Minuty płynęły wolno, kiedy przewracała strony książki. Od kiedy została powołana do życia przez mistrza, wiedziała, że służba dla niego to największa radość. Jednak z czasem zaczęła również doceniać ziemską literaturę czy poezję. Gdy już zaczęła czytać, nie potrafiła się oderwać. Zwykłe zapisane strony posiadały fascynującą moc.
W końcu się pojawił. Podszedł do niej i nie usiadł. Stał wyprostowany jak struna. Z jego oczu bił chłód ale i determinacja.
– Dziękuję za radę, Sellon – odezwał się, gdy odłożyła książkę.
– To nic wielkiego – odparła. – Dzięki temu w końcu będę mogła znów oglądać piękne bitwy pozbawione tego barbarzyństwa.
Musiała w nim ugruntować poczucie, że to co robi, to najlepsza droga. Że Dan Kuso nie jest im potrzebny. Wtedy Wojownicy upadną.
– Chciałam cię tylko ostrzec, że zwalczę każdego, kto będzie chciał zagrozić zasadom tego miejsca – oznajmił.
Wygięła wargę w delikatnym grymasie.
– Myślisz, że byłabym do tego zdolna?
– To tylko ostrzeżenie.
– Wiedziałam, że dobrze robię, zwracając się do ciebie, Shun – san. Bakuprzestrzeń dużo na tym zyska.
Skłonił się sztywno i obrócił od niej, kierując się do wyjścia. Przez chwilę obserwowała jego plecy, po czym odetchnęła i podniosła się z miejsca. Sięgnęła po książkę. Nadszedł czas, żeby złożyć Mistrzowi raport.
****
Dwa dni. Czterdzieści osiem godzin. Tyle czasu musiałam spędzić na przestrzeni około stu metrów kwadratowych, które stanowiły mieszkanie Keitha, nim łaskawy pan udzielił mi zgody na wyjście. Jednak coś mnie zaswędziało, że za szybko się zgodził i miałam oczywiście rację. Ledwo wyszłam na świeże powietrze, spostrzegłam Gusa, który wyglądał na podobnie zachwyconego tym, co ja.
– Z dobrych stron to możesz sobie dopisać pozycję niańki do CV – uznałam.
– Nie musiałbym, gdybyś zaczęła się nieco hamować.
– Nie musiałbyś, gdybyś był asertywny i odmówił Keithowi raz na rok. To cię naprawdę nie zabije.
– Sam to zaproponowałem.
Aż spojrzałam na niego przez ramię.
– Tak pokochałeś moje towarzystwo? – spytałam tonem, z którego wręcz skapywała ironia.
Przewrócił oczami i wepchnął dłonie głębiej w kieszenie płaszcza. Stanęliśmy przed przejściem dla pieszych, a po ulicy śmigały te cholerne auta na napęd energetyczny.
– Widziałem, że Spectrę męczy, że chcesz iść sama. Biorąc pod uwagę twój stan i Gawaina, to mu się nie dziwię.
Pokiwałam głową i przemilczałam kwestię, że ciągle nazywał Keitha Spectrą. Ciężko pozbyć się starych nawyków, ale i tak był to sukces, że nie dodawał tytułu „mistrz”.
Przeszliśmy na drugą stronę i wmieszaliśmy się w tłum, który kierował się ku głównej dzielnicy Velarii, gdzie znajdował się pałac. Słońce odbijało się od szklanych budynków, przez co złociste krople rozlewały się na tłum przechodniów. Gus podążał za mną bez słowa. Przez gwarę, jaka wokół nas panowała, musiałam mówić głośniej.
– Jakim człowiekiem jest Gawain?
Zastanowił się przez chwilę.
– Nie znam go dobrze, ale na początku wydawał się zwykłym, trochę nadętym dzieciakiem. Wszędzie chodził za nami, chcąc, byśmy go połączyli siły w biznesie. W końcu zaczęliśmy współpracę, ale szybko okazał się szurnięty i zwyczajnie niebezpieczny.
– W sensie?
– Próbował zawierać umowy z różnymi typami, bez żadnych konsultacji – westchnął. – Podczas rządów Zenohelda, a zwłaszcza kiedy rozpoczęła się inwazja na Vestroię pojawiło się wiele groźnych osób. On w nich widział tylko pieniądze, nie myśląc, jakie konsekwencje może przynieść wyposażenie ich w jakiś wynalazek czy broń. Więc Spectra go wykopał z interesu, zniszczył opinię i zagroził, by nigdy nie wracał.
– A co takiego jest w slumsach? Po co za mną chodzi?
Gus otworzył usta, ale zawahał się i je zamknął. Już myślałam, że nic mi nie powie, ale te ściągnął brwi, zastanawiając się.
– Tam są te typy spod ciemnej gwiazdy? – kontynuowałam rozważania, dając mu czas do namysłu. – Czy też nienawiść do rodziny królewskiej jest tam tak wielka, że zechcą mnie skrzywdzić, mimo że jej już nie ma?
– Nie. Myślę, że chce ci zadać ból psychiczny. Zawsze to lubił to robić.
– Bo byłam księżniczką?
– Bo jesteś ważna dla Keitha.
Tym razem odpowiedź padła od razu. Wyglądało na to, że Gus też nie wiedział, co takiego z slumsach może mnie zaboleć, ale Gawain już tak. Dlatego miałam tam pójść.
Ale co to mogło być? Kogo bym nie spytała, nikt nie potrafił mi odpowiedzieć. A to jedynie sprawiało, że w środku mnie nęciło, żeby tam wejść. Zmierzyć się z nieznanym, choć wiedziałam, że było to głupie. Wejście w sam środek pułapki.
W ciszy doszliśmy pod pałac otoczony przez srebrną bramę. Strażnicy wpuścili nas do środka bez sprawdzania dokumentów. Przeszliśmy przez szeroki traktat. Na schodach nikogo nie było, więc musiałam wejść do środka. Stanęliśmy na środku holu. Przez wysokie trójkątne okna do środka wpadało tyle światła, że aż musiałam mrużyć oczy. Rozejrzałam się wkoło, ale nie dostrzegłam żywej duszy. Westchnęłam.
Nie byłam nawet jakoś zaskoczona. Nie istniała już żadna rodzina, która mogłaby tutaj żyć, a spotkanie Rady odbywały się co czwartek. Przez większość czasu pałac stał kompletnie pusty. Rzuciłam jeszcze okiem na portret, który zdobił ścianę na półpiętrze. Wizerunek rodziców i siostry zakuł mnie w serce, więc szybko odwróciłam wzrok.
– Musimy iść do podziemnej biblioteki – Odwróciłam się do Gusa.
Niezbyt miło wspominałam to miejsce, ale to było miejsce, gdzie Reiko pewnie przebywała.
– Czego sobie pani życzy?
Drgnęłam gwałtownie, kiedy koło nas pojawił się lokaj. Po minie Gusa wywnioskowałam, że również go nie usłyszał. Nauczył się chodzić zwinnie jak kot, cholera.
– Wiesz, gdzie znajdę Reiko? – spytałam.
– Pani Reiko zażywa relaksu w ogrodzie w północnej altanie.
To mnie lekko zaskoczyło. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby Reiko wyszła sama z siebie poza mury pałacu. Ba! Z podziemnej biblioteki praktycznie nigdy nie wyściubiła nosa!
Podziękowałam za informację i wyszliśmy przez parterowy taras na ogromny królewski ogród.
– Ty tu bardziej bywałeś niż ja, więc prowadź – mruknęłam do Gusa.
– Faktycznie, Vexosi wręcz przepadali za sobotnimi herbatkami – zadrwił. – Tylko Hydron miał czas, by sobie tutaj hasać i wąchać kwiatki.
– Cóż, teraz będzie je wąchał przez wieczność – skwitowałam i niechętnie powlekłam się przed siebie.
****
Do tej pory załamywała ręce nad tym, że Jess i Akane dają się na wszystko namówić, ale teraz Shiena musiała niechętnie sama przed sobą przyznać, że nieco ją tym zaraziła. Choć z drugiej strony ona jako jedyna mogła przyjąć prośbę Jessie o obserwację sytuacji w Bakuprzestrzeni, podczas gdy ta będzie odpoczywać.
Akane się nie nadawała już przez sam fakt, że miała tragiczne oceny, a dodatkowe nieobecności mogłyby ją wykopać ze szkoły. Jane była zawalona pracą i zajęciami na uniwersytecie, więc tym sposobem tylko ona z dobrymi ocenami i dodatkową pracą zdalną nadawała się na takie zabawy.
Kiedy teleportowała się do Bakuprzestrzeni, to po wstępnym rzuceniu oka nic nie wydawało się jej podejrzane. Jednak po obejrzeniu jednej bitwy zmieniła kompletnie zdanie.
Odejście Dana było niczym otworzenie puszki Pandory. Bitwy przemieniły się w widowiska przepełnione brutalnością ku uciesze widzów, drużyna Anubiasa rządziła niczym piątka tyranów i pojawiły się jakieś dziwaczne zestawy bojowe „Nanopacki”. Dodatkowo Shun Kazami jawił się wszędzie jako nowy lider Wojowników. Co tu się działo?
Dlatego Haruka postanowiła przeprowadzić niewielkie dochodzenie. Najlepszą do tego osobą, choć niesamowicie działająca na nerwy, był Dylan. Więc zaczęła się za nim rozglądać, przez co odwiedzała różne areny, gdyż tam chłopak najczęściej przebywał.
– Gdy patrzę na niektóre bitwy, przypominają mi się opowieści innych bakuganów o czasach inwazji Vestalian – rzekł Garra. – To czyste okrucieństwo
Smutek w jego głosie sprawił, że ścisnęło ją w środku. Przytuliła go, chcąc mu dodać otuchy.
– Coś na to zaradzimy – odparła. – To nie jest normalne.
– I tu jesteś w błędzie!
Podniosła wzrok. Zazwyczaj Dylan znajdował ludzi szybciej, niż oni jego. Tak było i tym razem.
– To właśnie jest to, czego zawsze chciano. Prawdziwej, wbijającej w fotel bitwy!
Zmierzyła go chłodnym wzrokiem, ale ani trochę go to nie zniechęciło. Uśmiech miał ciągle przylepiony do twarzy.
– Sto lat cię tu nie widziałem, Haru. W końcu wracasz do zawodów?
– Na pewno nie będę brała udziału w tym cyrku dumnie nazwanym turniejem – ucięła. – Chciałam cię o coś zapytać.
– Dla ciebie postaram się odpowiedzieć na wszystko.
– Czym jest Nanopack?
Rozłożył ręce.
– Wiem niewiele. Pojawiły się parę dni temu. Ich kod w systemie sam wyskoczył. Ja je tylko rozprowadzam, żeby bitwy stały się jeszcze lepsze.
Na potwierdzenie rozchylił kurtkę. Kilka zestawów zwisało zaczepione o skórzany pasek. Otaksowała je wzrokiem. Na telebimie za nimi wyświetlił się obraz Shuna, który złapał bakugana i zawołał w tłum, że czeka na kolejnych.
– On to jest niesamowity, co? – zagadnął Dylan.
– Co to ma znaczyć?
Zerknął na nią i odchylił głowę, wybuchając krótkim chichotem. Potem sięgnął do kieszeni i wyjął lizaka w zielonym opakowaniu.
– Jemu też nie podoba się nowy porządek, ot co. Więc ogłosił, że przywróci dawne zasady – Włożył lizaka do ust, robiąc dramatyczną przerwę. – Jako nowy lider Wojowników.
Jakiejkolwiek oczekiwał reakcji, to Shiena jedynie skinęła głową, co skwitował ciężkim westchnięciem.
– Ty i Jane zawsze byłyście takie spokojne.
– Jeśli chcesz zawsze mogę wysłać do ciebie Aki.
Chłopak lekko się wzdrygnął. Uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła na pięcie. Kiedy zniknęła chłopakowi z pola widzenia, dopiero pozwoliła sobie na reakcję. Opadła na jedno z siedzeń w poczekalni i zagryzła wargę, nawijając kosmyk włosów na palec.
– Nie takich spodziewałem się wieści – oświadczył się Garra.
Telebimy dalej pokazywały transmisje z bitew. Krzyki, ryki bakuganów, wymiany ciosów, uderzenia supermocy. Wszystko to było jednocześnie takie znajome, ale odległe. Po dłuższej obserwacji było widać, że pojedynki stały się potworne i bezlitosne. Przestano walczyć dla samej zabawy i słodkiej zwycięstwa, ale po to by zadać ból i wzbudzić strach. Objęła twarz dłońmi. Od kiedy to trwa? Dlaczego tak nagle?
Gdzieś czuła, że coś ją swędzi. Jakaś odpowiedź lub wskazówka. Ale nie umiała jej uchwycić. Słowa przemykały niczym zwinne rybki, wprowadzając większy chaos.
– Co zrobimy?
– Powiemy Jess i … - urwała.
Sprowadzą Dana? Jess im pokrótce wyjaśniła, co zaszło i dlaczego. Jak okrutne by to nie było, Haruka nie dostrzegała sensu w ściąganiu tutaj Kuso. Jego krucha psychika mogłaby tylko runąć po zobaczeniu takiego chaosu.
Ale jakim cudem w tak krótkim czasie wszystko runęło? Jak to w ogóle było możliwe?
– Wszystko w porządku?
Dopiero po paru sekundach zorientowała się, że pytanie było skierowane do niej. Odsunęła ręce i ujrzała Sellon. Dziewczyna spoglądała na nią z lekkim zaciekawieniem.
– Tak, to tylko zmęczenie – odparła. – Dziękuje za troskę.
– Wybacz, ale jeśli dobrze pamiętam, to byłaś w drużynie z Jessicą?
Nie dała po sobie poznać zdziwienia i jedynie skinęła głową.
– Czyżbyście zamierzały powrócić do wspólnej gry?
Nie wiedzieć czemu, Haruce te słowa się nie spodobały. Sellon nie wypowiedziała ich w żaden szczególny sposób, zwykłe grzeczne pytanie, ale jej serce szybciej zabiło. Podniosła się, zdecydowana jak najszybciej skontaktować z Jessie. Przez to miejsce powoli zaczynała chyba dostawać paranoi.
– Na razie nie planujemy – odpowiedziała. – Wybacz, muszę lecieć.
– Szkoda.
Nie chciała się odwracać, ale nie umiała się pozbyć wrażenia, że Sellon uśmiechnęła się ironicznie, wypowiadając te słowa.
****
Ktokolwiek zaprojektował ten ogród, powinien mieć na tyle przyzwoitości, żeby iść i się powiesić. Zanim udało mi się dotrzeć do tej zasmarkanej altany, to musiałam poskręcać z milion razy, przejść przez różne chaszcze i rabatki kwiatków, których zapach raz ogłuszał a raz sprawiał, że kręciło się w głowie. Szczęśliwie obok szumiała fontanna w kształcie kryształu wykonana z jadeitu. Nabrałam nieco wody w dłonie i napiłam się, nawilżając tym samym wargi. Gus skrył się w cieniu drzew, a ja podreptałam do Reiko.
Zjawa siedziała na krześle z wysokim oparciem z zamkniętymi oczami. Wiatr bawił się jej włosami, w które wplotła pąki irysów. Szeroka i długa zielona suknia furkotała. Miałam wrażenie, że była jeszcze bledsza, jak kretyńsko to nie brzmiało, opisując ducha. Choć to pewnie przez to, że była wystawiona na pełne słońce. Takiej to dobrze, nie musiała się obawiać oparzeń skóry, bo jej nie miała.
– Wybacz, że przerywam drzemkę, ale mamy kłopoty – powiedziałam, zajmując miejsce naprzeciwko niej.
Użyłam nieco mocy, by nalać dla siebie nieco bursztynowej herbaty, w której pływały białe płatki.
Reiko rozchyliła powieki i uśmiechnęła się jak miała w zwyczaju.
– Co się dzieje?
– Vena mnie uświadomiła, skąd mógł się wziąć Sześciooki – Gdy skupiła na mnie wzrok, kontynuowałam. – Prawdopodobnie przeszło do Bakuprzestrzeni wykorzystując to, że jest ona połączona z Gundalią i Neathią.
– Myślisz, że jest z którejś z innych planet?
– No Marucho raczej go sobie nie stworzył jako dodatku – mruknęłam i wzięłam łyk. Choć herbata była zimna, to dalej dobrze smakowała.
Reiko wbiła niewidzący wzrok gdzieś nad moją głowę.
– Teoretycznie mogło się zrodzić z mocy Eve – zaczęła. – Tylko jak go to łączy z Danem?
– Może tak jak Tytan został zaklęty w którejś z planet...Reiko?
Tym razem zjawa na pewno pobladła. Wyglądała, jakby się miała przewrócić.
– Drago otrzymał moc od Eve, prawda? – spytała drżącym głosem.
– Przeszedł ewolucję, kiedy wkroczył do Kuli.
– To ich łączy – Zacisnęła palce na poręczy krzesła. –W obu musi tkwić moc Eve.
– Ale czemu Eve miałaby temu czemuś dać swoją potęgę? Nie ma to sensu.
– Jessie, Kula to przede wszystkim moc życia. Z niej powstały pierwsze bakugany. Każdy z nich miał w sobie jej cząstkę. Więc mogła zrodzić też coś okrutnego.
Teraz pewnie i ja pobladłam. Poczułam, jak od żołądka ku górze zaczyna się piąć zimno.
– Czy to znaczy, że Dan nie pozbędzie się Sześciookiego mimo treningów?
– Nie wiem – Głos Reiko był ponury. Zasępiła się i zgarbiła. – Nie wiem zbyt wiele o zawiłościach związanych z Kulą. Musiałabym przejrzeć archiwa na Neathii.
Oblizałam wargi i przełknęłam ślinę.
– Widzisz, chciałam cię prosić, byś spróbowała poszukać Dana.
– Nie mów mi, że zaginął.
– Bardzo bym chciała temu zaprzeczyć.
Drżącą dłonią złapała filiżankę i wypiła jednym haustem całość. Otarła wierzchem dłoni usta i zaczęła stukać palcem w stolik.
– Moja magia jest tymczasowa, a i tak miała mu tylko pomóc wydostać się z koszmarów. Jeśli szybko nie wróci, a Sześciooki będzie kontynuował nawiedzanie go... Tak jak ostatnio otoczy go iluzjami tak gęstymi, że nim Dan się zorientuje, to wiele osób może stracić życie. A to i tak optymistyczny scenariusz, gdzie zakładam, że nie może przejąć jego ciała.
Ciężkie i oślizgłe uczucie osiadło na moich ramionach. Przerażenie. Takie same jakie czułam, gdy w snach widziałam, co wyczyniałam, gdy przejął mnie Tytan. A to była jednorazowa sytuacja bez ofiar.
Jeśli Dan ocknie się z takiego koszmaru i ujrzy, że to wcale nie była mara, to… Filiżanka pękła przez nacisk. Odłamki posypały się na boki, a brązowy płyn pociekł pod dłoni.
Dan się rozpadnie. Drago również.
Dan, który zawsze wierzył, zwątpi.
Dan, który zawsze niósł nadzieję, popadnie w rozpacz.
Zrobiło mi się aż słabą na samą myśl. To było coś nienaturalnego. Zaprzeczenie kolei rzeczy.
– Trzeba go znaleźć, Jessie. Zrobię to. Szukanie powodów powstania Sześciookiego może poczekać.
Pokiwałam głową. Wtedy z kieszeni kurtki dobiegł nas dzwonek. Wydobyłam sprzęt i zobaczyłam imię Shieny. Kliknęłam środkowy klawisz. Wysunął się ekranik, na którym pojawiła się twarz Haruki. Moje nadzieje na lepsze wieści tak szybko zgasły jak powstały, gdy spostrzegłam jej zaniepokojoną minę.
– Co się dzieje, Haru? – spytałam.
W tym samym momencie zostałam ujęta za ramię. Zdumiona odwróciłam głowę. Spectra ciągle w kitlu i pachnący smarem wyglądał na śmiertelnie poważnego.
– W Bakuprzestrzeni dzieje się coś złego – padło jednocześnie z ust ich obojga.
****
Vestroia zawsze była planeta, której większość powierzchni zajmowały suche tereny oraz rozległe kaniony, w których kryły się rwące rzeki otoczone zróżnicowaną roślinnością. Przez to wiele bakuganów przebywało pod ziemią, co Danowi i Drago było niezwykle na rękę podczas ich treningów. Bakugan mógł bez obaw używać i testować limit swoich supermocy bez obawy, że kogoś skrzywdzi.
Dla Dana oprócz próby znalezienia równowagi psychicznej ta wyprawa stała się również wyzwaniem wytrzymałości. Spędzał długie godziny pod palącym, pełnym słońcem lub wspinał się na liczne skalne nasypy, które ich otaczały i czasami służyły za cele. Jego mięśnie po takim rozrywkach krzyczały wręcz o litość, ale go to nie zrażało. Dzięki temu miał się na czym skupić i odciągnąć myśli od pozostałych spraw. Potrzebował tego.
Wybór świata bakuganów okazał się też korzystny z innego względu. Jego koszmary zdecydowanie zelżały. Nawet jeśli coś mu się przyśniło, to po przebudzeniu po marze pozostały jedynie nędzne urywki. Najwidoczniej z jakiegoś powodu Magmel nie mógł się tu wedrzeć. To była dobra informacja.
Drago osiadł na powierzchni, zwijając skrzydła. Dan podniósł na jego głowę, jednocześnie prostując spalony od słońca kark. Bakugan raz po raz zginał to prostował łapy.
– Czuję się coraz stabilniej, Danielu – wydał opinię po chwili dłuższego zastanowienia. – Jak z tobą?
– Dalej czuję, jakby ktoś za mną stał – przyznał niechętnie. – Ale dużo łatwiej to teraz zignorować.
Obydwaj nie ustalili tak naprawdę, ile będą przebywać na tym wygnaniu. Na początku Dan nawet nie pomyślał, żeby potrenować. Chciał tylko uciec. Zaszyć się gdzieś, gdzie nikt nie powinien go szukać.
Bo po co? Zawiódł tylko wszystkich i zostawił ich z problemami. Nie zasługiwał na to, by ktoś się teraz nim przejmował.
Drago wpatrywał się w niego. Pewnie wiedział, co go dręczy, ale był na tyle łaskawy, by to przemilczeć.
– Pozostaje kwestia tego mechtogana – odezwał się za to. – Muszę nauczyć się go poskramiać.
Roztrzaskana arena, przeorana ziemia i osmalone trybuny przewinęły się niczym szybki film w głowie Dana. Ryk mechtogana i świst pociągów ponownie rozbrzmiał w jego uszach.
– Nie wystarczy go poskromić. Musimy sprawić, że będzie nam całkowicie posłuszny, bez względu na wszystko. Tutaj Magmel nie ma aż takiej mocy – Zacisnął pięść. – Ale gdy powrócimy, uderzymy w nas z pełną mocą.
Drago skinął głową.
– Zastanawia mnie, co go blokuje przed wejściem tutaj – rzekł bakugan. – Rdzeń Vestroi czy też jesteśmy za daleko?
Dan wzruszył ramionami. Jedyną zdolną do odpowiedzi była Reiko, ale na to musieli poczekać. O ile kobieta zechce w ogóle z nimi porozmawiać.
– Przećwiczmy jeszcze raz najmocniejsze ataki i jeśli nic się nie stanie, spróbujmy jutro wezwać mechtogana – zaproponował.
Drago bez słowa na to przystał. Ponownie skrzydła rozwinęły się, wzbijając tym samym chmurę pyłu. Dan spod zmrużonych powiek przypatrywał się, jak jego przyjaciel wzbija się ku niebu i staje się cieniem na tle popołudniowego słońca.
Ciągle słyszał świst w uszach. Potępiające go spojrzenia śniły mu się lub przypominały w przypadkowych momentach. Ale najgorzej czuł się, gdy myślami biegł do Wojowników. Do tego, jaki muszą czuć względem niego żal. Czy po powrocie będzie w stanie spojrzeć im w oczy? Co mu powiedzą?
Te rozważania o przyszłości sprawiły, że znów stracił apetyt. Wybuch żaru prosto w twarz wyrwał go z nich. Drago mimo hańby wciąż walczył. Dlatego on też musiał.
Pozbędzie się Magmela. Powróci do swojej dawnej chwały. Wtedy on przeprosi, a on im przebaczy. Tak musiało być. Zawsze tak było.
****
Odbyłam najlepszą naradę strategiczną w życiu. Komunikator z wizerunkiem Shieny został oparty o imbryk, Gusa przywołałam z jego skrytki w krzakach. I tak zasiedliśmy w piątkę, przedyskutować jak głęboko byliśmy w gównie. Jak się okazało Spectra dostał informację od Rei, która już od wczoraj się do niego dobijała, ale ten się odciął od wszelkich informacji, bo taki był zajęty mną (opierdalaniem mnie, głównie).
– Dylan sobie może gadać, że on nie ma nic wspólnego z tym nano-chujami. Ale na pewno on to głównie rozprowadza – zwróciłam się do Haru. – Do łba mu trzeba nakopać, to może się przez chwilę uspokoi.
– Mogę mu jeszcze iść pogrozić Aki, jak chcesz.
– To nic nie zmieni – zawyrokował Spectra. – Powstanie nowy kod.
Zmarszczyłam brwi.
– Mówisz, jakbyś był tego pewien.
Splótł razem palce dłoni.
– Bo to nie jest przypadek. Im bardziej słuchałem Reinare i myślałem o tym, co wydarzyło się przez ostatnie dni, tym stawało się to jaśniejsze. Ktoś; może to co dręczy Dana albo coś innego, celowo wywołuje taką sytuację w Bakuprzestrzeni.
– Tylko po co?
– Nie wiem. Może chce zniszczenia Wojowników.
Tknęło mnie gwałtownie.
– Haru, Dylan ci powiedział, czemu Shun nagle obwołał się liderem Wojowników?
Pokręciła głową. Za nią w tle widziałam przeszklone drzwi od kafejki, przez które można było obserwować główny plac. Choć obraz w telebimach był zamazany, łatwo mogłam stwierdzić, że nieustannie toczyły się walki.
– Próbowałam z nim porozmawiać, ale nie jestem w stanie. Ciągle jest na jakieś bitwie.
– A Marucho?
– Ani śladu po nim.
– Dlaczego o to pytasz? – spytał Spectra.
– Bo to niepodobne do Shuna. On nigdy...jak to ująć...nie sprawiał wrażenia takiego, który chce kierować Wojownikami. Sprzeczał się z Danem, ale nie kwestionował jego pozycji. Nie wierzę, że zrobił to z własnej woli.
– To jedynie potwierdza wcześniejsze domysły – stwierdził Gus. – Równowaga została zachwiana.
– Udam się na poszukiwania Dana – postanowiła Reiko. – Jeśli tamta postać ze snów chciała go wywabić z Bakuprzestrzeni, to jest w wielkim niebezpieczeństwie.
Nagle w mojej głowie pojawił się pomysł.
– Haruka, będziesz w stanie mi zlokalizować Sellon?
– Jeszcze tutaj jest, ma jakąś walkę później.
– Doskonale, porozmawiam z nią.
Spectra o dziwo o nic nie zapytał. Zamiast tego zwrócił się do Gusa.
– Masz teraz czas, by udać się do Administracji Bakuprzestrzeni? To powstało na bazie naszej technologii, więc zauważysz włamanie w kodzie. Jeśli nie, poślę kogoś ode mnie.
– Nie ma potrzeby. Pójdę
Wymieniliśmy się spojrzeniami. Nie potrzeba było słów. Gus skinął nam głową i wyszedł z altany.
– Bądźcie ostrożni – pożegnała nas jeszcze Reiko, nim rozpłynęła się w powietrzu.
Pozostała nasza dwójka i nakrycia. Haruka się rozłączyła, rzucając, że zaczeka w kafejce. Spectra podniósł rękę, podsuwając sobie smartwatch pod nosem.
– Idziesz słuchać mojej pogawędki z Sellon?
– Uznałem, że Heliosowi przyda się porządne przetestowanie nowego ciała – odparł. – Tak najłatwiej wybadam, co się dzieje i czym jest ten Nanopack.
– Widzowie umrą ze szczęścia. Jeśli byłbyś tak miły i wgniótł Anubiasa albo kogoś z jego podwładnych w ziemię, byłabym dozgonnie wdzięczna.
– Jak wyglądają? – Ujął mnie za rękę i zatrzymał palec nad ekranikiem, na którym widniały współrzędne.
– Wysoki goryl z obrożą na szyi to Ben, taki brunet z emo grzywką to Robin, natomiast karzeł o piskliwym głosiku to… – Wytężyłam umysł. – chyba Jack?
– Zapamiętam. A ty proszę nie używaj dziś mocy.
– Postaram się.
Westchnął ciężko, ale chyba mu to wystarczyło. Kliknął w ikonkę i objęło nas tęczowe światło.
****
Niedomówieniem było powiedzieć, że widok Alice Gusa zaskoczył. Od zakończenia wojny z Zenoheldem co prawda więcej się nie spotkali, ale zapadła mu wystarczająco w pamięć, by bez trudu przywołał jej imię. Nawet gdy jej rysy uległy lekkiemu wyostrzeniu, a postawa nie była już tak ciepła, jak zapamiętał z domu Marucho. Siedziała samotnie, zajmując jedno z sześciu krzeseł. Przygaszone światło panujące w pomieszczeniu sprawiało, że wyglądała na wyjątkowo przygnębioną.
– Dzień dobry, Gus.
Przywitała go z uśmiechem, ale widział, że jest on wymuszony.
– Witaj, Alice. Ty zajmujesz się tutaj administracją?
Zaprzeczyła ruchem głowy i przygarnęła bliżej siebie kubek.
– Jestem tutaj wyjątkowo, Marucho mnie poprosił – wyjaśniła. – On sam poszedł, by przemówić Shunowi do rozumu – dopowiedziała gorzkim tonem.
Choć jej twarz nie zmieniła się o jotę, to wyczuł ukrytą pod pozornym spokojem nutę irytacji. Również poczuł, jak od razu wzrosło napięcie. Między Wojownikami wytworzyła się rysa i najwidoczniej z każdym dniem się poszerzała.
Jednak nie miał czasu na zajmowanie się cudzymi sprawami.
– Wiesz, gdzie znajdę zapis aktualnych danych budujących system?
– Oczywiście. Pomagałam Marucho w projektowaniu tego.
Na wyposażenie pokoju składały się liczne ekrany zajmowały górną połowę prawej ściany, a pod nimi znajdowała się konsola wypełniona licznym klawiszami. Po przeciwległej stronie wisiał sporych rozmiarów telewizor. Oprócz tego w okrągły stół wbudowany był kolejny ekran, który przez kable wmontowane w podłogę, był połączone z głównym komputerem. Alice wstała z krzesła i nachyliła się właśnie nad nim. Spod blatu wysunęła się niewielka klawiatura. Wcisnęła kombinację klawiszy, a nad stołem pojawił się hologramowy obraz. Buczenie sprzętu się wzmogło.
– Jessie również tu z tobą jest? – spytała, przerywając milczenie.
– Jeśli nie przyszła już teraz, to na pewno dziś się pojawi – odpowiedział.
Teraz nikły uśmiech Gehabich był szczery. Uderzyła palcem o spację.
– Chciałabym się z nią zobaczyć. – Odsunęła się o krok od klawiatury. – Proszę, cały zapis.
Nad nimi widniały setki linijek zapisanego kodu. Normalnej osobie wydawałby się on tekstem przypadkowych literek i znaków, ale Gus bez trudu wyszukiwał odpowiednie fragmenty i szukał błędów. Alice nawet nie dopytała, po co mu one. Jedynie złapała za swój kubek i odeszła do prawego kąta, gdzie stał lśniący ekspres.
****
Niezbyt wierzył, że uda mu się odnaleźć tą bandę cyrkowców na podstawie niezwykle oszczędnego rysopisu podanego mu przez Jessie. Jednak miał on chyba w sobie jakiś magnes na przyciąganie idiotów, bo ledwo wkroczył do pierwszej areny, gdzie wedle lśniącego napisu trwały zawody „do ostatniego stojącego”, ujrzał opisaną mu trójkę.
Arenę zamienioną na pustynię z dwoma oazami. Na szczycie schodów wiodących do wnętrza piramidy znajdowała się te nieszczęsna banda, a ich bakugany patrolowały teren dookoła.
– Ktokolwiek nas pokona, dostąpi zaszczytu walki z Anubisem! – zakrzyknął knypek z burzą blond loków na głowie.
– Choć sam fakt walki z nami powinien być dla was wystarczający – wtrącił drugi, który z pewnością miał więcej tkanki mięśniowej niż rozumu.
Helios aż westchnął z politowaniem.
– Przecież to banda nędznych płotek. Co ja mam z nimi zrobić? Spectra, mogłeś mi chociaż wybrać jakiś przyzwoitych przeciwników.
– Obawiam się Heliosie, że to oni królują tu na szczycie listy – wzruszył ramionami i na potwierdzenie swoich słów wskazał wyświetlany ranking.
Dwóch z trzech chłopaków znajdowało się w pierwszej dziesiątce. Bakugan wydął z siebie cierpiętnicze jęknięcie.
– Już chyba wolałabym walczyć z tą irytującą ludzką samicą. Chociaż umie walczyć, nawet jak dziób jej się nie zamyka.
– Nie marudź. Twoje nowe ciało i tak wymaga testów, a ja informacji – Spectra rozłożył ręce.
Wyrzucił bakugana i promieniowanie areny umożliwiło mu powrót do pełnej postaci. Gdy kamera skierowała się na nich, rozległo się kilka zaskoczonych okrzyków. Pierwsi przeciwnicy już pikowali w ich stronę lub ładowali karty. Helios podskoczył kilka razy i spojrzał wyczekująco na partnera. Widocznie uważał, że taka rozgrzewka mu starczy.
Phantom nie zamierzał go powstrzymywać. Karta supermocy zalśniła, rzucając wokół purpurową poświatę.
– Natarcie Ragnaroka.
Piach rozgorzał i buchnął ku niebu pod wpływem wystrzału. Strugi sprężonego powietrza potoczyły się przez arenę, zmiatając mniej uważnych graczy z nóg. Sam Spectra stał niewzruszenie, trzymając jedną rękę w kieszeni kitla. Wyczuł, że wiele oczy zwróciło się na niego z wyrazem głodu i chęci wgniecenia go w posadzkę.
Uśmiechnął się kpiąco.
****
Wylądowaliśmy w jednej z bocznych alejek, które prowadziły prosto na główny plac. Tam też się rozdzieliliśmy. Czy był to ślepy fart czy instynkt, to do kawiarni przeszłam właśnie dookoła, nie przyciągając do siebie wiele uwagi. Szłam szybko i miałam kaptur naciągnięty na głowę, więc mało kto na mnie zwrócił uwagę.
– Spadliśmy z pierwszej dziesiątki – poinformował mnie zbolałym głosem Fludim.
– Naprawdę myślisz, że to nasz największy problem?
– Mogliśmy iść powalczyć zamiast Spectry.
– Tak, a on za ten pogadałby przy herbacie i ciastku z Sellon. Jak się ogarnie ten syf, to przysięgam, będziesz tyle walczył, aż nie zdobędziemy pierwszej trójki – obiecałam mu, choć czułam, że jeszcze tego pożałuję. Przynajmniej przestał się na mnie boczyć.
Gdy doszłam na miejsce, zamachałam do Haruki i zaczęłam do niej iść.
Ta zaczęła mi na migi pokazywać, że mam się cofnąć i zasłonić. W pierwszej chwili nie zrozumiałam czemu, ale zaraz oprzytomniałam, nie czując materiału na włosach. Szybko zarzuciłam kaptur z powrotem, ale było już za późno.
– To ona?
– Jessie!
– Jessica!
– Uratowałaś nas!
– Jak to zrobiłaś?
– Jak się czujesz? Co się dzieje z Danem?
– Co z wojownikami?
No jasne, raz się zostało bohaterką, to od razu zaczęli truć mi łeb! Zaczął mnie otaczać pierścień ludzi, z których każdy coś mówił, co wytworzyło spory harmider. Shienę ten powiększający się tłum zmiótł. Zaczęłam się wycofywać, mrucząc, że nie mam czasu, ale równie dobrze kazać ścianie robić fikołki. Chwila moment i zaczną o autografy prosić.
Jak na życzenie pod twarz została mi podetknięta kartka z długopisem. Wbiłam w nią osłupiały wzrok, ale nie zdążyłam się zaśmiać. Haruka wyłamała się z masy, złapała mnie za rękę i pociągnęła.
Bez zawahania użyłam łokcia, wrzeszcząc tylko nieszczere przeprosiny. Puściłyśmy się pędem przez kilka zakrętów i przecznic, żeby znaleźć się w jak możliwe najbardziej pustym miejscu, ale wciąż blisko areny. Tam oparłyśmy się o ściany budynków, nabierając wdechów.
– Za dużo emocji na jeden dzień – mruknęłam.
– A to jeszcze nie koniec – westchnęła Haruka.
Nagle ujrzałyśmy, że w sąsiednim zakręcie coś błysnęło. Ścisnęło mnie w środku, kiedy przeklęte zimno otarło się o moją skórę. Zdążyło wyparować, zanim tam wpadłam, a Shiena za mną. Jedyne, co ujrzałyśmy, to dwie oddalające się sylwetki, które w kilka sekund zniknęły między dalekimi budynkami.
– To tu jest, Haru – wyszeptałam.
Zimno tamtego stwora może i zniknęło, ale ja czułam, że ogarnia mnie chłód.
– To, co dręczy Dana, nie poszło za nim. Ciągle próbuje się tu dostać albo.. - urwałam. To było chwila. Szybka, urwana, nic więcej się nie wydarzyło.
– Albo?
– Albo coś tu próbuje wpuścić
Shiena przełknęła głośno ślinę. Powolnym krokiem odeszłyśmy od tego miejsca, rozglądając się czujnie na boki. Byłyśmy same, ale nie opuszczało mnie uczucie, że to coś na nas patrzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz