środa, 15 września 2021

S3 Rozdział 8: Różowe płatki


      Budynki były strzeliste z szerokimi oknami. Wszystkie. Co do jednego. Jedynie różniły je kolory, ale te też prędko zaczęły się powtarzać. Beż, czerwień, błękit. Powtórz. Choć Akane nie miała aż tak złego zmysłu orientacji, to powoli do jej głowy napływały wątpliwości czy aby na pewno już tędy nie przechodziła przed chwilą. Zerknęła na zegarek i przełknęła ślinę. Wskazówki nieubłaganie zbliżały się do godziny trzynastej, kiedy to miała pisać klasówkę.

   Może spytaj o drogę, a nie włóczysz się jak ostatnia idiotka? – mruknął Leaus.

  Obrazek Shieny ziejącej ogniem i wymachującej ostrym nożem zniknął jej sprzed oczu. Spojrzała sceptycznie na otoczenie, które było praktycznie opustoszałe jeśli nie liczyć dwójki maluchów, które bawiły się na placu zabaw i jednego starszego faceta na ławce.

– Mam tu prawdziwy ogrom opcji – odparła.

– Zawsze możesz też tu pozostać, aż dziewczyny się zorientują, że nie wracasz i zaczną szukać. Tylko czy wpadną na pomysł, że jakimś cudem wylądo…

– Dobra, dobra, koniec! – machnęła ręką, przerywając monolog Leausa. – Zaraz spytam i ładnie wrócimy.

   Przylepiła na usta delikaty uśmiech i ruszyła w stronę ławeczki. Jednak nieufne spojrzenie, jakie facet jej rzucił, zniszczyło nadzieję na normalną rozmowę. Jasne, była Ziemianką, więc wyglądała diametralnie inaczej, ale żeby Vestalianie też mieli te pierdolnięty styl myślenia, że inny to od razu gorszy? Przez lata użerała się ze stereotypami przez bycie Azjatką, a teraz mogła oberwać za bycie z Ziemi? Coś pięknego.

   Choć też mógł się jej bać, bo była cała na czarno i postanowiła zastosować makijaż nietoperzego skrzydła na oczach. Tak, to mogło być to.

– Dzień dobry – Uśmiechnęła się nieco szerzej. Vestalianin skinął głową, wyraźnie się spinając. – Wie pan, gdzie znajdę najbliższe teleporty?

   Przez chwilę panowała cisza. Nawet kaszojady na placu zabaw zaprzestały zabawy. Facet przez chwilę wpatrywał się w Akane, jakby czekał, aż zacznie mówić dalej. Akane przełknęła ślinę, zerkając na bok. To było niegrzeczne tutaj? Matko, czemu nie mogła wylądować w Velarii tylko na jakimś zadupiu?

   Nagle Vestaliain wciągnął powietrze z głośnym świstem i wycelował dłonią uliczkę między dwoma wieżowcami. Oczy mu rozbłysły. Zupełnie jakby

– Musisz iść cały czas prosto aż do białego posągu, a potem skręcić w lewo koło małej kwiaciarni. Tam znajduje się budynek podróżniczy.

– Dziękuje – Skinęła głową i ignorując, że facet dalej się w nią wgapiał, odeszła.

   Kiedy weszli między budynki, spuściła dłoń z rączki paralizatora.

– Fascynujące, że jakoś zawsze przyciągasz pojebów.

– Pewnie ciągną do ciebie – mruknęła i wzdrygnęła się. – Ale serio był dziwaczny.

– Powinnaś jeszcze kogoś spytać o drogę. Cholera wie czy nie posłał nas w jakieś niebezpieczne miejsce.

   Aki przewróciła oczami, ale przytaknęła. Szybkim marszem, bo niemal czuła na sobie palący wzrok Haruki, przemierzyła drogę aż do białego pomnika przedstawiającego kobietę z harfą. Faktycznie obok stała niewielka kwiaciarnia, której drewniane drzwi były lekko uchylone. Cała przednia ściana była pokryta krzakiem błękitnych kwiatów. Po chwili na zewnątrz wyszła starsza kobieta dźwigająca dwie duże doniczki, z których wyrastały żółte łodygi z różowymi pąkami z dookoła górnej części. Akane ruszyła w jej stronę, licząc, że ta rozmowa przebiegnie sprawniej i mniej niezręcznie.

– Wie pani, jak… - Głos jej uwiązł w gardle, kiedy Vestalianka odwróciła ku niej głowę.

   Kocie oczy o kolorze przywodzącym na myśl szmaragd spojrzały na nią z zaciekawieniem. W połączeniu z mocno zarysowaną linią szczęki i gęstymi włosami w kolorze wyblakłego turkusu, które były związane w kucyka, dziewczyna odniosła wrażenie, że patrzy na starsza, kobieca wersję Gusa.

   Jeśli to naprawdę była ona, to ktoś naprawdę musiał sobie robić z niej jaja. Bo jak duża była szansa, że wpadnie na rodzicielkę Gusa w tym chuj – wie – jakim mieście?

– Tak, słucham? – spytała kobieta.

   Podrapała się po udzie, by przywołać do porządku i odetchnęła, uśmiechając fałszywie.

– Chciałam tylko spytać czy wie pani, gdzie są najbliższe teleporty.

– Jesteś Ziemianką?

  Drgnęła. Pytanie było niespodziewane, a wzrok Vestalianki niezwykle intensywny. Kobieta zacisnęła mocniej dłonie na donicach. Akane przełknęła ślinę, nagle czując przemożną chęć by uciec. Obawiała się, co mogła odkryć, kontynuując tę rozmowę. Jakby znajdowała się w miejscu, w którym nie powinna. Chodnik niemal ją palił.

– Tak – potwierdziła z ociąganiem. – A o co chodzi?

   Kobieta wyraźnie się zakłopotała. Przykucnęła, odkładając donice i podrapała się po boku szyi, chrząkając.

– Chciałam tylko spytać… - Nie patrzyła Akane w twarz. Wbiła wzrok w kwiatki. – Czy może walczyłaś przeciwko Zenoheldowi wraz z moim synem.

   Akane poczuła, że robi jej się zimno, a żołądek ściska nieprzyjemnie. Cofnęła się o pół kroku, odnosząc wrażenie, że świat wokół zaczął się lekko kręcić. Naprawdę trafiła na matkę Gusa. W obcym mieście. Bo źle wcisnęła współrzędne w teleporcie. Co mogłoby być bardziej ironiczne? Chyba tylko wpadnięcie na Gusa i jego matkę jednocześnie.

  Kobieta dalej na nią nie patrzyła, tylko skupiła się na bezmyślnym obracaniu doniczki. Pytanie wisiało między nimi niczym ciężki miecz, grożący że błędna odpowiedź skończy się na awanturze. Bo Aki ślepa nie była, wyraźnie czuła że Gus i rodzicielka nie mieli dobrych relacji. O ile w ogóle jakieś mieli. A to tylko potęgowało jej uczucie ciężkości w brzuchu.

 Nie powinno jej tu być. Nie powinna z nią rozmawiać. Nie była to jej sprawa, a stojąc tu, czuła się jakby zaglądała komuś wprost do domu przez otwarte okno.

– Nie, nie walczyłam. Tylko się tu zgubiłam – Nawet nie mrugnęła, rzucając przypadkową wymówkę. – To wie pani, gdzie są teleporty?

   Vestalianka wyraźnie się przygarbiła, ale przytaknęła i powtórzyła jej ten sam kierunek, co facet z ławki. Akane szybko się skłoniła i uciekła, nie dbając już o pozory. Jej buty ciężko uderzały o chodnik, kiedy pędziła przed siebie. Nie dbała już, która jest godzina. Chciała stąd tylko zniknąć i nigdy nie wracać.

– Akane? – wyjątkowo głos Leausa nie był zirytowany. – Co się dzieje?

– To była matka Gusa – wyrzuciła na jednym wdechu, opierając się o drzwi o budynku podróżniczego i łapiąc oddech.

– Tak, ale co z tego?

– Czy to nie oczywiste, że nie powinnam jej spotkać? – Żachnęła, prostując się.

– Dlaczego?

– Ponieważ… - Zamarła w progu.

  Nie miała na to wyjaśnienia. A raczej miała, tylko go nienawidziła.

   Wiedziała, że relacja Gusa i jego matki jest zła. Dlatego nie chciała o niej wiedzieć. To było jak czytanie czyjegoś pamiętnika. Ludzie nie chcą, by inni wiedzieli o ich brudach. Powinno się odwracać wzrok i udawać, że jest się nieświadomym. Bo nikt nie musi się wtedy tłumaczyć. Bo można udawać, że pewna część życia nie istnieje lub jest perfekcyjna.

    Ona tego nie mogła doświadczyć.

   Oni zawsze się na nich patrzyli.

   Oni zawsze ich komentowali.

   Jakby cokolwiek wiedzieli.

   Zacisnęła szczękę, hamując się przed chęcią, by coś rozbić. Nagła fala żyłach zabulgotała w jej żyłach na fale niewyraźnych wspomnień.

– To nie moja sprawa – zdołała wycedzić.

– Wybacz, to było niepotrzebne pytanie – odparł bakugan, czując, że przekroczył granicę.

   Wzruszyła ramionami i czym prędzej wbiła dobre współrzędne. Droga z punktu dostępu do przystanku i późniejsza jazda autobusem pozwoliła jej nieco ochłonąć. Czuła przemożna chęć by zapalić, ale papierosy zostawiła w szafce, więc musiała obejść się smakiem. Kiedy wysiadła przed szkołą, była na tyle spokojna, by zepchnąć mętlik myśli na tył głowy.

   Łutem szczęście do klasy wkroczyła trzy minuty przed dzwonkiem. Haruka i Jess jednocześnie odwróciły do niej głowy. Shiena wstała i wyciągnęła dłonie w geście wyrażającym chyba chęć mordu.

– Gdzieś ty włóczyła się całą godzinę? – jęknęła.

– Załatwiałam Dylana oczywiście! – Udała oburzenie.

– Mieliłaś jego zwłoki w maszynce do mięsa czy co?

– Przyznaje, pomysł dobry, ale dość dużo sprzątania by było. W każdym razie wszystko usunięte.

   Haruka wzniosła oczy ku sufitowi, mrucząc coś o kończących się nerwach, a Jess nachyliła się ku Akane, przechylając głowę.

– Dobrze się czujesz? Wyglądasz na… zdezorientowaną.

– Wszystko okej – odparła szybko. Za szybko, bo zaraz obie szatynki uniosły brew. Westchnęła. – Dobra, ale powiem wam potem.

  Zajęła miejsce, a gdy wszedł nauczyciel, urwały się rozmowy i zapanowała cisza. Przez to chaos w jej myślach stał się głośniejszy i bardziej rozpraszający. Z trudem się podpisała, próbując przestać analizować krótkie spotkanie z panią Grav. Wyjrzała przez okno, wolno wydychając powietrze nosem. Spoookój. Spookój. Musi to zdać.

   Spojrzała na kartkę, a potem na treść zadania. Minutę później znów wróciła spojrzeniem do okna i zaczęła relaksujące oddechy. Jednak teraz powodem była nagła chęć wbicia sobie ołówka do oka. Albo do oka tego, co stworzył matematykę i kazał ją nauczać w szkołach.

 

****

      Niby za dwadzieścia minut miał być wf, ale żadna z nas się tym specjalnie nie przejęła tylko usiadłyśmy na szczycie schodów prowadzących do zamkniętego na cztery spusty strychu. Tłum uczniów przelewał się pod naszymi stopami, powodując potężny hałas. Przynajmniej nikt nie podsłucha rozmowy, bo luja usłyszy.

   Schyliłyśmy się, by cokolwiek słyszeć.

– Więc co się stało? – zaczęłam.

– Jak wracałam to przypadkiem przeniosłam się na jakieś vestaliańskie miasto.

   Haruka wybałuszyła oczy, ale Akane nawet nie dała jej otworzyć ust.

– I spotkałam tam matkę Gusa.

– Skąd wiesz, że to ona?

– Bo pytała czy walczyłam wraz z jej synem przeciw Zenoheldowi. Plus bardzo go przypominała.

   Wtedy przypomniało mi się, jak Gus opowiadał mi o swojej przeszłości. Jak mało uwagi poświęcił rodzinie. A właściwie matce, która się nim nie interesowała.

   Haruka przytuliła się do ramienia Akane.

– Wiesz, czemu tak tobą to wstrząsnęło? – Z jej głosu zniknęła zwyczajowa ostrość. Był łagodny i spokojny.

   Akane odchyliła się, wzdychając ciężko, po czym przejechała dłońmi po twarzy.

– Bo czułam, że wdepnęłam do czyjegoś prywatnego życia. A oni wyraźnie nie mają dobrych relacji – Skrzywiła się. – Więc kto by chciał, by obca osoba o tym wiedziała?

– Zrobiłaś to przypadkiem – przypomniała Shiena.

– Jeszcze się z nim dziś umówiłam – Aki znów ciężko wypuściła powietrze przez usta. Oparła skroń o dłoń zwiniętą w pięść. – Wiecie co? Przez to przypomniałam sobie o nim. O tym jak wszyscy patrzyli. Rozmawiali między sobą. Ale nic nie zrobili – Zacisnęła mocniej szczęki.

   Próbowałam złapać ją za rękę, ale gwałtownie się podniosła, zarzucając plecak na jedno ramię. Palce prawej dłoni lekko jej dygotały. Też wstałam, otrzepując spódnicę.

– Idziemy jeszcze do automatu? Potrzebuję wody na te tortury.

– Mi dobrze zrobi kawa – Haruka na potwierdzenie swoich słów ziewnęła.

   Aki uśmiechnęła się nieco na znak wdzięczności za nagła zmianą tematu. Ale kiedy nie patrzyła, wymieniłyśmy się pełnym zatroskania wzrokiem z Shieną. Trzeba będzie porozmawiać z Jane.

 

****


    Shun był niezwykle wdzięczy za kilka kontaktów, które posiadał jego dziadek, bo dzięki temu mógł zyskać jednoosobowy pokój w budynku kampusu, który ponadto był nieco oddalony od reszty. Dzięki temu nie musiał się użerać z głośnymi sąsiadami ani wysłuchiwać czyiś płaczów nad szkolnym materiałem. Jego nerwy i tak od ostatnich tygodni były naderwane i nie potrzebował więcej powodów.

   Nawet zimny prysznic nie potrafił zdusić frustracji, która kłębiła się w nim. Odpowiedzi Dana na jego wiadomości były zdawkowe i krótkie, co stanowiło kolejny powód jego zdenerwowania. Do tej pory szatyn zachowywał się podejrzanie, ale chociaż odpisywał pełnymi zdaniami. Po ostatniej nocy to się zmieniło, ale Shun nie mógł się domyślić dlaczego.

  Alice, Marucho oraz Jess mówili, że powinien dać Danowi spokój i czas na przemyślenia. Ale jak miał to zrobić, kiedy wyraźnie widział, że coś jest bardzo nie tak? Spadające kolumny i dziwne bakugany pojawiające się w czasie bitw również pokazywały, że wszystko zaczyna się sypać. Cały spokój i harmonia, na jaką pracowali, poczęła się chwiać.

– Shun – san, o czym myślisz? – spytał Taylen, patrząc jak jego wojownik od kilku minut wpatruje się przez okno na nocny krajobraz Bay View.

– O tym jak wszystko się sypie, a nikt nic z tym nie robi – odparł, z trudem powstrzymując się, by nie warknąć.

   Nie rozumiał, czemu tak dużo osób tego nie dostrzegało. Dan coraz bardziej oddalał się od nich. Jess mogła mówić, że martwił się, że go zaczynają nienawidzić, ale czemu nic nie robił, by temu zapobiec? Pogodził się z tym? Czy dręczył go problem tak wielki, że ryzykował utratę przyjaźni?

  Czemu nic im o tym nie powiedział? Przecież od dawna działali w trójkę. Jak drużyna. Czemu Marucho udawał, że zachowanie Dana go nie boli, choć było to jasne jak na dłoni? Czemu nikt go nie może posłuchać i spróbować wyciągnąć coś z…

   Gwałtownie do potoku myśli przedarł się dźwięk dzwonka. W ulotnej nadziei Shun liczył, że to Dan gotowy by wyznać prawdę, ale zamiast tego ujrzał imię Marucho. Nieco zdziwiony, przesunął zieloną słuchawkę.

– Shun, musisz koniecznie wpaść do Bakuprzestrzeni? – Marukura wyraźnie szeptał do telefonu.

– Co się dzieje? – Shun poczuł, jak mięśnie mu się napinają na myśl o kolejnym wypadku lub podejrzanym zdarzeniu.

– Widziałem przed chwilą, jak Dan wchodzi do jednej z opuszczonych aren. Nie wiem, po co i chciałem… - Chwila zawahania. – sprawdzić, co tam robi.

   Kazami skinął głową, choć wiedział, że przyjaciel tego nie widzi. Gestem przywołał Taylena, po czym sięgnął po czarną kurtkę, w której kieszeni dźwięczały klucze.

– Zaraz będę. Czekaj przy teleportach.

   Wiedział, że lepiej by było, gdyby Dan im powiedział z własnej woli. Ale nie mógł przepuścić okazji, by wreszcie odkryć, co dręczyło jego przyjaciela z dzieciństwa.

 

****

 

      Kluby na Vestalii niespecjalnie różniły się od tych z Ziemi. Wiadomo, muzyka była inna, ale poza tym wszędzie były parkiety, po których wirował różnokolorowy tłum. W powietrzu unosił się lepki zapach perfum oraz potu, a srebrne światła przesuwały się po wijących ciałach tancerzy. Długi czarny bar ciągnął się przez niemal całą salą, a za nim uwijało się z czterech barmanów i dwie barmanki. Przy jego końcach stały kręte schody, które prowadziły do kilku pomieszczeń dla vipów pilnowanych przez niezbyt przyjaźnie wyglądających Vestalian.

– Chciałabym mieć na tyle kasy, by móc tam cały czas wchodzić – westchnęła Reinare, podnosząc drinka. – Wtedy nie musiałabym wdychać tego potu. Ani czuć się jak sardynka w puszce – powachlowała się dłonią.

– Zawsze możemy iść pić na ławkę – zasugerowałam.

– Uwierz, tutaj służby porządkowe jeżdżą szybciej niż ja, a nie chcę wyrwać kary – westchnęła.

   Pokiwałam głową, po czym zebrałam się na odwagę i wypiłam na raz resztkę drinka. Vestaliański likier zapiekł mnie po języku i gardle. Byłam dopiero po drugim drinku, ale już powoli odczuwałam to przyjemne ciepło i lekkość umysłu. Szkoda tylko, że ceny tych drinków bolały nawet moją kieszeń.

– Tak w ogóle znasz tego Shane, Rei? – spytałam, pchając tumbler do barmana i sygnalizując, że proszę jeszcze raz to samo. Byłam na tyle przytomna, by nie zacząć mieszać.

– Nope, tylko o nim słyszałam, że pracuje jako menadżer – Dziewczyna jednym haustem wypiła swojego drinka i oblizała usta. – To jakiś znajomy Veny z dawnych lat.

   Zostałyśmy same przy barze jakieś piętnaście minut temu, gdy ten tajemniczy Shane oznajmił, że jego dojazd mu zwiał i Kenji wraz z Veną (która była dziś kierowcą) postanowili po niego pojechać.

– Menadżer czego?

– Cholera wie – Machnęła ręką, po czym nachyliła się, uśmiechając szeroko. – Poza tym, skoro czekamy, to powiedz mi, jak tam z Keithkiem?

– A jak z Klausem? – odparłam automatycznie, na co Volan wydęła policzki.

– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie! – Wskazała na mnie oskarżycielsko. – Zresztą nie jesteśmy razem.

– Tylko?

– Spotykamy się od czasu do czasu. To spoko koleś. Ale nie o tym! – Uderzyła lekko dłonią o błyszczący blat. – Bardziej mnie interesuje jak sobie radzi moja ulubiona parka.

– Idzie git – mruknęłam, uznając, że nie ma sensu wspominać o syfie z Danem. – Keith ma nowe mieszkanie, ja walczę o przetrwanie w szkole.

– Zobaczysz na uniwerku w Velarii wcale nie będzie lepiej.

– Eh? – Zamrugałam.

   Rei spojrzała na mnie zaskoczona, podnosząc drinka.

– Nie przeprowadzasz się na Velarię po liceum?

   Przełknęłam ślinę, czując lekki ścisk w dołku. Tak po prawdzie nie myślałam kompletnie, co ze sobą zrobię po skończeniu szkoły. Bardziej zajęłam się, by ją w ogóle zdać. Zresztą co ja bym miała studiować na Vestali jak czasami program pralki mnie zmiatał z planszy?

– Nie myślałam o tym – mruknęłam i założyłam nogę na nogę. – Wcześniej moje plany były skupione na studiach w USA.

– Hmm, a będziesz mieszkała z Keithem?

– Eee…no pewnie w końcu tak, tylko nie wiem, co mogę robić tu po studiach, więc pewnie będę pracowała w Los Angeles, jakoś się to pogodzi..raczej? – zakończyłam koślawo i czym prędzej wzięłam porządny łyk drinka.

  Niech procenty przyniosą mi więcej radosnej mgiełki w umyśle, bo inaczej tu nie wytrzymam!

  Reinare najwyraźniej się skapnęła, że temat średnio mi pasował, zwłaszcza w piątkowy wieczór, więc szybko rozejrzała się po parkiecie. Nagle jej twarz rozświetlił uśmiech.

– Nasza zguba się wreszcie znalazła! – zawołała, machając na powitanie.

   Faktycznie zmierzali do nas Vena oraz Kenji wraz z wysokim chłopakiem o długich zielonych włosach, które miał związany w luźny kucyk opadający na ramię. Długi biały płaszcz furkotał za nim.

– Witam serdecznie, drogie panie – przemówił nieznajomy mocnym basem, kiedy do nas podeszli. Wyciągnął rękę. – Jestem Shane.

 

****

   Serdecznie polecam Shane jako przyjaciela. Wtedy można wszystko. Dostać pokój Vip, pić kolejne dziwne drinki na koszt firmy. Kolejki w toalecie też pomijacie, bo pokój ma własną. Dostaje się też od groma różnych kubków, więc można pyknąć szybką rundkę beer-ponga czy wód-ponga czy luj-wie-co-ponga.

    Stan między trzeźwością a upiciem się w cztery dupy był bardzo dziwny. Niby wiedziałam, co się dzieje, ale wszelkie informacje docierały do mojego ciała z pewnym opóźnieniem. Przykładowo widziałam, kiedy piłeczka śmignęła koło kubka, ale dłoń wyciągnęłam dopiero, kiedy ta już leżała na podłodze.

   O i schylanie po alkoholu. Absolutnie najgorsze, bo zaraz uruchomiało szaloną karuzelę, a jak ja miała przepraszam bardzo wygrać w tym stanie? Przykucnęłam jak najzgrabniej umiałam i podniosłam piłkę, ale ledwo się podniosłam, grawitacja postanowiła się o mnie upomnieć.

– Upss, to chyba twoja ostatnia runda – zaśmiał się Shane, podtrzymując mnie za ramię, dzięki czemu nie wylądowałam na tyłku.

– E pierdolisz, jeszcze gramy ja z tobą, a Jess z Veną! – zawołała Rei, która cierpliwie czekała na swoją kolejkę.

– Dokładnie! – pokiwałam energicznie głową.

   To był bardzo zły pomysł, bo obraz przed oczami wręcz mi się zmieszał. Zmrużyłam powieki, próbując ustalić, gdzie są kubki, ale widziałam jedynie czerwone plany. Przygryzłam wargę i rzuciłam, licząc na cud. Zdumiony okrzyk i śmiech dały mi znać, że się raczej nie doczekam.

– A właśnie! – zaczęła Vena, gładząc policzek Kenjiego, bo tam trafiłam. – Co się wydarzyło w Baku..Baku…No tam gdzie się gra! – Machnęła rękę. – Ta kolumna tak o odpadła?

– Kolumna? – Shade uniósł brew.

– Jess prawie została zgnieciona przez kawałek kolumny, jak toczyła bitwe.

– Ale przeżyłam! – Uniosłam rękę.

– Naprawdę? Cóż za ulga – Pokręcił głową z uśmieszkiem, który przywodził mi na myśl Keitha.

– Kolego, bo wystawiasz naszą przyjaźń na próbę – Pogroziłam mu palcem.

– Nie no, kochana, ja tylko sobie żartuje, nie kończ tej pięknej relacji!

– Dostanę odpowiedź na moje pytanie? – Vena wcięła się w błagania Shane’a.

– A! To nikt do końca nie wie. Chyba została uszkodzona podczas poprzedniej bitwy – Rozłożyłam ręce.

   Przez lepką od procentów mgiełkę, która pokrywała mój mózg, przedarło się kilka myśli dotyczących tamtego wieczora. A że ciało działało teraz bez pomyślunku, to bez zawahania wypaliłam.

– Znacie może Gawaina?

   Vena zmarszczyła brwi podobnie jak Kenji, ale Reinare prychnęła, odkładając ze stukotem butelkę.

– Tylko jednego i to kawał chuja – oznajmiła i spojrzała na Venę. – Ty też wiesz, o którego chodzi. Ten z liceum. – Twarz dziewczyny się zaświeciła i przytaknęła. Volan znów zwróciła się do mnie. – Czy Keith nic ci o nim nie mówił?

– Mówił. Że mam go unikać.

­– I bardzo dobrze – westchnęła, po czym odrzuciła głowę przez oparcie fotela. – Chodziłam z nim do liceum na kilka zajęć. Zawsze wydawał się być nieprzyjaznym typem. Bawił się w różne interesy i nikt nie wie, czym się teraz zajmuje.

– Czego ten Gawain chciał od ciebie, Jess? – spytał Kenji, a jego ton choć spokojny był poważny. Zupełnie jakby wróciła mu pełna trzeźwość.

   Musiałam na chwilę przymknąć oczy, by móc sobie przypomnieć nawet strzępy rozmowy. Jednak i tak te lśniące złote oczy najbardziej wryły mi się w pamięć.

– O tym, że zna Keitha i dużo o nim wie – powiedziałam, na co Shane zachichotał.

– Wybaczcie – Podniósł dłoń, gdy wszyscy na niego spojrzeli. – Ale nigdy nie przestaje zadziwiać mnie, ilu Phantom narobił sobie wrogów.

– Skąd.. – zaczęłam.

– Czy to nie oczywiste? Piastował wysoką pozycję i był głodny władzy. Wiele osób czuje do niego urazę. W tym ja, czego nie ukrywam – Spojrzał na mnie. – Wiem, że się spotykacie i do ciebie nic nie mam, ale radzę, byś uważała na siebie. Nie wszyscy jego wrogowie są na tyle wyrozumiali.

    Jego słowa wyrwały ze mnie wszelki relaks, a sprawiły, że mięśnie zaczęły mi lekko pulsować. Czułam, że gdzieś w krańcu mnie moc uniosła łeb, jakby rozglądając się za zagrożeniem. Przez te dwa lata nigdy nie natknęłam się na nikogo, kto byłby wrogo nastawiony do Spectry. Jednak jeśli był w stanie skrzywdzić własną siostrę, to czemu nie miałby zrobić tego samego komuś obcemu?

   Przygryzłam wargę, zaciskając dłoń wokół rękawa sukienki. To była ta część bycia z Keithem, która mnie przerażała. Nieznajomość jego przeszłości.

– Jessie sobie poradzi – odezwał się nagle Kenji, po czym poczułam, jak gładzi mnie po włosach.

   Zimno w żołądku zaczęło powoli topnieć.

– A raczej my sobie poradzimy – dodał po chwili namysłu.

   Shane założył ręce na piersi i przechylił głowę.

– Naprawdę zastanawiam się, czemu mu ufasz, Kenji.

– Jestem ostatnią osobą, którą może oceniać czyjeś wybory.

– Zresztą ufa mi – mruknęłam, wtulając się mocniej w brata. – Uwierz, kolego, umiem skopać ludziom dupy.

   Chłopak westchnął i wzniósł ręce w geście poddania.

– Przeszliśmy na zły temat. Poleję nam kolejkę i co wy na to, by dokończyć grę?

   Po uzyskaniu aprobaty podszedł do barku i otworzył go, ukazując ogrom różnych butelek.

– Wiesz, że zawsze masz nas, Jess – szepnęła do mnie Vena.

– Dokładnie, też umiem kopać dupy – stwierdziła Rei.

   Uśmiechnęłam się, ale to niewiele zmieniało. Bo strach upchnięty w tyle głowy i tak pozostawał strachem.

 

****

 

    Była na Velarii, ale Akane poczuła się nieswojo w otoczeniu vestaliańskich budynków. Wiadomo matula Gusa nie wyskoczy zaraz zza rogu i nie… chociaż czy na pewno? Vestalianie już jej nieraz udowodnili, że ze zdrowym rozsądkiem byli na opak. W szczególności taki jeden blondyn, który miał jakiś fetysz na punkcie czarnych piór i bycie pierdolniętym.

– Ciekawe czy te kina na Vestalii mają też opcje dawania jedzenia, kiedy bohaterzy jedzą – mruknęła.

– Dlaczego zawsze twoją pierwszą myślą o nowych miejscach jest jedzenie? – westchnął Leaus.

– A o czym innym mam myśleć? Czy mają zielone ściany? Zresztą co się czepiasz, jak sam wiecznie ględzisz o bitwach! „O tutaj można by stoczyć dobry pojedynek z Aquosem”, „Te wydmy dałyby mi przewagę w bezpośrednich starciach” – Przewróciła oczami. – Nawijasz o tym jak katarynka.

– Bitwy przynajmniej coś pozytywnego przynoszą! Wzmacniają mnie i rozwijają żywioł!

– Jedzenie dostarcza niezbędnych składników, by mój mózg i ciało dobrze funkcjonowało.

– Dzisiaj naprawdę pokazałaś iście mistrzowsko jak twój mózg działa.

– Przypomnij mi, czemu ja cię jeszcze nie wymieniłam za butelkę sake?

   Wtem usłyszała chrząknięcie i spojrzała przez ramię na Gusa, który przyglądał im się z delikatnym uśmieszkiem.

– Przeszkadzam wam?

– Gdzieżby znowu, Leaus tylko dawno nie dramatyzował – Rozłożyła ręce i zerknęła na wiecznie cichego Vulcana. Leaus w życiu nie wytrzymałby więcej niż godzinę bez odezwania się. Ona w zasadzie też. Przynajmniej pod tym względem byli dla siebie stworzeni.

– Przyganiał kocioł garnkowi – syknął bakugan.

– Musieliście mieć jakieś wspólne cechy, by tak długo razem walczyć – skwitował Grav.

   Akane wciągnęła dramatycznie powietrze, kładąc dłoń na sercu.

– I ty przeciw mnie, Gus – kun?!

– I kto tu dramatyzuje? – mruknął Leaus.

   Gus jedynie uśmiechnął się szerzej, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń z kwiatem. Dziewczyna zamrugała, a w jej głowie pojawił się tłusty czarny znak zapytania. Kwiatek? Dla niej? Po co? To była randka? Od kiedy? Nie mieli zacząć się kumplować…zaraz... o czymś zapomniała?

   Grav musiał spostrzec jej zmieszanie, bo machnął dłonią w zaprzeczeniu.

– Chciałem ci go tylko dać, bo nie chcę kwiatów w mieszkaniu.

– Okej? – Przejęła roślinę i kiedy ujrzała różowe płatki, zamarła.

   Identyczne były w doniczce w kwiaciarni. Przełknęła ślinę. Skąd Gus to miał? Czy kobieta tu była? Mówiła o ich spotkaniu? Pytała?

– Akane?

– Czemu nie lubisz kwiatów? – Japonka sama się zdziwiła, jak bardzo opanowany miała ton. – Masz alergię?

– Nie – odparł i kiedy przeniosła na niego wzrok, zauważyła, że spochmurniał. – Po prostu ich nie lubię. – Włożył ręce do kieszeni bluzy. – Idziemy?

– Yep – przytaknęła.

   Ścisnęła mocniej łodygę. Czuła się jakby między palcami nie trzymała kwiatu a jadowitego węża.

 

****

 

   Strużki dymu ciągle ulatywały ku bezkresnemu niebu, kiedy Shun, Marucho oraz Dan. Arena, która miała zostać otwarta za dwa tygodnie, przypominała miejsce rozbiórki. Jedynym dobrym faktem było zniknięcie tajemniczego Mechtogana. Lecz kto wie, kiedy powróci? I czy znów nie zacznie szaleć, stwarzając śmiertelne zagrożenie dla graczy?

   Marucho wzdrygnął się, gdy cisza przeciął niczym miecz chłodny ton Shuna.

– Ten Mechtogan ostatnio pojawił się podczas bitwy Marucho i Jake – Kazami jako jedyny stał i wyglądał na wytrąconego z równowagi. Oczy płonęły mu jasnym blaskiem, a pomiędzy brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka. – Zechcesz nam to wyjaśnić, Dan? – nie był to krzyk, ale ostry ton głosu i tak nie pasował do Shuna.

   Kuso spojrzał na przyjaciela, po czym zmieszał się i wbił wzrok w bok.

– Początkowo przychodziliśmy tu z Drago, by wyćwiczyć kontrolę nad jego większą mocą. Ten Mechtogan się pojawiał za każdym razem, kiedy Drago próbował użyć mocniejszych ataków. Dopiero ostatnio wpadłem na to, że to efekt jego mocy! Uwierzcie mi!

   Shun zmrużył oczy, ale jego postawa nieco się rozluźniła. Oparł się plecami o kamienną balustradę oddzielającą widownię od areny.

– Dlaczego nam wcześniej nie powiedziałeś?

– Nie chciałem was martwić.

– Ale jesteśmy przyjaciółmi, Dan – zauważył Marucho. – Nie powinno być przed nami sekretu.

– No wiem! – jęknął brunet i podrapał się po karku. – Ale naprawdę wierzyłem, że uda nam się z Drago to opanować raz dwa!

– To dlatego tak się zachowujesz ostatnio? – spytał Shun.

– Ehh? No tak! – Dan uśmiechnął się słabo. – Przyznaj, że to dość niepokojąco sytuacja.

   Kłamstwo rozlało się niczym żółć po jego języku, ale zdołał się nie skrzywić. Marucho poklepał go po plecach, zapewniając, że zrobi, co w jego mocy, by dowiedzieć się, jak powstrzymać Mechtogana. Jednak Shun dalej się w niego wpatrywał swoimi przenikliwymi oczami. Przeszywał go na wskroś, szukając fałszu i analizując każdy szczegół. Robił to wielokrotnie, tylko po raz pierwszy Kuso stał się tego odbiorcą. W końcu ninja odwrócił wzrok.

– W takim razie musisz nam mówić, kiedy chodzisz tutaj, by trenować. Lepiej byśmy razem pilnowali tego Mechtogana – oznajmił.

– I może lepiej byś przystopował z walkami, Dan – dodał blondynek.

– Co? Nie ma mowy! – zaprotestował głośno, podnosząc się. – Nie mogę zaprzestać walczyć!

– Ale Dan…

– Shun, Marucho, od kiedy zaczęliśmy nasze treningi, zyskuje coraz większą kontrolę nad swoimi mocami – odezwał się Drago. – Naprawdę nie macie się o co martwić, nie przywołam Mechtogana na arenę wśród ludzi.

– Drago…

   Marucho spuścił głowę, by się zastanowić, ale czuł w sercu, że powinien zaufać słowom Dragonoida. Inaczej było w przypadku Shuna, którego milczenie wyraźnie wyrażało nieufność.

– Wszystko będzie dobrze! – Dan klepnął się w pierś. – To tylko chwilowy kryzys.

   Kolejne kłamstwo. Widział, jak ich relacja się rozluźnia i ochładza. Szczególnie z Shunem. Ale mógł winić tylko siebie i liczyć, że Reiko szybko coś znajdzie i uwolni go od tajemniczego stwora. Do tego czasu mógł tylko zacisnąć zęby i liczyć, że gdy wszystko się skończy, zostanie mu wybaczone.

   Choć może miał za wielkie nadzieje.

 

****

 

   Normalnie świadomość, że jest sam o trzeciej w nocy i nikt nie może mu przeszkodzić, byłaby dla niego rozkoszna. Jednak biorąc pod uwagę kompletną ciszą telefoniczną ze strony Jess, zaczął się denerwować. Nie, złe słowo. Niepokoić. Mogła nie być z tą idiotką, ale co jak w pijackim amoku postanowiła gdzieś pójść i zniknęła wszystkim oczu. I jutro będzie ją musiał odbierać z służb porządkowych?

   Dlaczego to brzmiało jak bardzo prawdopodobny scenariusz?

   Przymknął oczy i przejechał dłońmi po włosach. Model nowego zestawu wirował przed nim, ale stracił już nim zainteresowanie. Podobnie jak rysunkami, na które od godziny nanosił drobne poprawki i instrukcje. Kliknął w tablecie, a wszystko zniknęło, pozostawiając w pokoju jedynie pomarańczowy blask lampki.

– Nigdy nie zrozumiem, po co się w to bawisz. Zwłaszcza teraz – stwierdził Helios ze swojego miejsca na małej poduszce ze złotym haftem.

– Bo potrzebuję pieniędzy? – Uniósł brew i wsunął okulary za włosy, odsuwając tym samym kosmyki z czoła.

   Bakugan syknął z poirytowaniem.

– Nie wiem, po co wciskasz mi ten chłam. Mógłbyś pracować na pół etatu, a resztę kasy zgarnąć z produkcji dawnych projektów. Pewnie ciągle masz chętnych. Wy, ludzie, macie obsesje na punkcie posiadania jak największej ilości broni.

– Brzmi to ironicznie z ust bakugana, który ma w sobie więcej metalu niż własnych mięśni – Uśmiechnął się, gdy Helios aż zawarczał.

– Nieważne! Tylko nie widzę sensu, byś tak drżał nad tą samicą. Nie jest co prawda najbystrzejsza, ale potrafi przywalić.

  Zignorował go i wyjrzał przez okna. Pojedyncze taksówki śmigały w powietrzu, ale żadna nie zbliżała się do jego budynku. Westchnął i podniósł się, wychodząc na korytarz. Komunikator spoczywał na komodzie. Brak jakichkolwiek połączeń. Czy ona w ogóle wzięła telefon?

   Wiedział, że z rozmowy dziś będą nici, ale chciałby łaskawie się dowiedzieć, czy w ogóle Jess żyje. A jeśli żyje, to czy planuje tu się pojawić czy znów spierdolić na jakąś inną planetę bez żadnego uprzedzenia.

   Jego lamenty musiały zostać wysłuchane, bo po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Po rozsunięciu ukazała mu się lekko chwiejna Reinare podtrzymywana przez Kenjiego oraz Jess ciasno wtulona w talię Veny.

– Witaj, Keithku – Rei wyrzuciła ręcę, szczerząc się szeroko. – Zguba została dostarczona.

– Ileś ty wypiła? – westchnął z politowaniem,  na co wydęła policzki.

– Wybacz, że tak późno – mruknęła Vena.

– Straciliśmy poczucie czasu – przyznał Kenji.

   Jess spojrzała na niego spod zasłony włosów i szybkim ruchem oderwała się od Veny i okręciła ręce wokół niego, wbijając brodę w tors.

– Spectra!

   Uśmiechnął się lekko i poklepał ją po głowie, po czym rzekł ciche podziękowanie do reszty. Już miał zamykać drzwi, kiedy jedno skrzydło zatrzymała dłoń.

– Nie zdążyłem się pożegnać. To była przyjemność cię poznać, Jessie.

    Przed nim stał Shane. Tych zielonych włosów i tatuażu motyla na nadgarstku nie dało się pomylić. Jess coś wymamrotała, ale mężczyzna już zerknął na niego z zimnym błyskiem w oku. Przygarnął dziewczynę bliżej, odwzajemniając spojrzenie.

– Nic się nie zmieniłeś, Phantom – Pokręcił głową i zacmokał. – Dobranoc, Jess!

    Drzwi w końcu się zamknęły. Nie było sensu pytania Jessicy o to, jak się poznali, bo dziewczyna była dużo bardziej zainteresowana ściskaniem go niczym pluszową zabawkę. Delikatnie ale stanowczo wyplątał się z jej uścisku.

– Chcesz się umyć czy od razu spać?

– Umyje się – odparła. Przeciągała delikatnie głoski, ale przynajmniej już się nie chwiała. – Nie jestem aż tak pijana.

   Ugryzł się w język, by zdusić ripostę i poprowadził ją do łazienki. Z pijanym lepiej się nie kłócić, tego dawno temu się nauczył. Jess oparła się ciężko o umywalkę i zachichotała do swojego odbicia, ale do tego już przywykł. Był to jakiś dziwaczny ziemiański nawyk, który robiło wielu, niezależnie od płci czy wieku.

– Tu masz ręczniki. I dałem ci starą piżamę Miry.

– Okee!

   Wierząc, że szatynka nie zrobi orła i nie rozwali sobie głowy, zabrał z kuchni butelkę wody i postawił po jednej stronie łóżka. Namyślił się i przyniósł drugą.

– Niesamowite – wymamrotał Helios.

– Co znowu?

– Zachowujesz się jak opiekunka. Gdyby miał w tej formie ręce, zrobiłbym zdjęcie.

– Dalej jesteś urażony za uwagę o metalu w ciele? Taka jest prawda, że mógłbym cię łapać na magnes.

– Słuchaj, to była nasza wspó…

   Bakugan nie dokończył, bo do sypialni nieco zygzakowatym chodem weszła Jess i bez żadnych ceregieli wtoczyła się do łóżka. Owinęła się kołdrą po szyję i spojrzała na niego oczami z rozszerzonymi tęczówkami. Policzki miała zaczerwienione, a spojrzenie szkliste

– Będę jeszcze w gabinecie. Wołaj jak coś – Dał jej znać i sięgnął do przełącznika.

– Yhym, dobranoc – Uśmiechnęła się.

   Zgasił światło, przez co wszystko pokryła ciemność. Wtedy dobiegł go stopniowo ucichający głos Jess.

– Jak wielu wrogów sobie stworzyłeś?

– Co?

   Nie otrzymał odpowiedzi. Jedynie oddech świadczący o tym, że Jess już pochłonął sen. Od razu na myśl nasunął mu się Shane. Musiał coś powiedzieć.

   Zacisnął dłoń na klamce. Jak zwykle skurwiel musiał mu niszczyć plany.

 

 


 No to tak. Rozdziały jak mówiłam, rzadko, ale za to długie. Szaleństwo u mnie, bo praca, ogarnianie studiów, jakiegoś dachu nad głową, jeszcze ludzie powracali, to zaczęły się imprezki XD ogólnie nie rozumiem jak działa usos, jak ktoś chętny do pomocy, to zapraszam serdecznie, bo ja się popłaczę.

   Rozdział. Ogólnie chciałam ukazać jak relacja Aki z jej ojcem na nią wpływa i jaką dziewczyna ma przez to traumę, która wpływa na jej postrzeganie świata itp. Trochę też o Gusie, dużo o Shunie i psującym się teamie no i najlepszy ship tego bloga. Jak mówiłam tu będzie dużo dram, oj dużo

A teraz dobranoc!

 

sobota, 24 lipca 2021

S3 Rozdział 7: Początek śledztwa

 

   Błoga mgiełka snu powoli zaczynała się rozrzedzać, przez co zaczęłam rejestrować coraz więcej dźwięków. Szum opon o drogę, świst wiatru oraz czyjś spokojny oddech. Zaraz, oddech?

   Otworzyłam wolno oczy, ziewając głośno. Obróciłam głowę i ujrzałam Keitha, który spał w fotelu z głową opartą o miękki plusz. Wtedy wydarzenia zeszłej nocy uderzyły we mnie niczym wzburzona fala. Dziwny chłopak, Dan, koszmary w pałacu. Przyjemne wewnętrzne ciepło momentalnie uciekło, pozostawiając po sobie zimną pustkę. To, że spokojnie spałam, musiało być sprawką Reiko. Jednak skąd wzięły się te wcześniejsze wizje? Dlaczego widziałam Vexosów, moją rodzinę?

- Jess.. – głos Fludima przywołał mnie do porządku.

   Spojrzałam na przyjaciela. Wyglądał na przestraszonego i zmartwionego.

– Fludi, co się wczoraj stało, jak zemdlałam? – szepnęłam, desperacko potrzebując tej wiedzy, żeby choć trochę okiełznać chaos w głowie.

– Reiko użyła jakiegoś czaru, kiedy zaczęłaś panikować. Ty zasnęłaś, ona kazała Danowi wracać przez portal. Wróciliśmy. Spectra tu był, ale nic nie powiedział – Bakugan westchnął. – Reiko cię położyła, nakazała nie budzić i tyle. Tylko Jess, co się stało? Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczesz.

– Widziałam Hydrona, Volta i resztą oraz moją rodzinę – wyznałam cicho, ciągnąc rękaw koszulki. – Martwych, całych we krwi – Wzdrygnęłam się. – I… - Zerknęłam kątem oka na Keitha. Ciągle spał. – Zaczęły nawiedzać mnie myśli, co jeśli Spectra ciągle jest tym złym.

   Fludim przez chwilę milczał, po czym podsunął się pod moją dłoń i lekko trącił palec w geście pocieszenia.

– Myślisz, że to prawda?

– Nie – Pokręciłam głową. – Ale te koszmary… – Przymknęłam na moment oczy, urywając wypowiedź. – Szczerze przez to spotkanie z tym gościem zaczynam mieć coraz więcej pytań.

   Bo on coś wiedział. A jeśli Spectra nie będzie chętny odpowiedzieć na kilka pytań, to chyba będę musiała ponownie się z nim spotkać, choć było to dość kretyńskie posunięcie. Chyba, że wezmę Akane, wtedy można iść bez strachu.

  Keith poruszył się przez sen, a głowa opadła mu na ramię. Podniosłam się i złapałam za poduszkę, by mu podłożyć pod ten nieszczęsny kark. Co on tu robił i czemu był ubrany w garniak?

   Drgnął na mój dotyk i po chwili rozchylił powieki. Poprawił się na fotelu, przecierając oczy. Zegar nad jego głową wskazywał na godzinę siódmą dziesięć. Wspaniale, znów będę spóźniona, cóż za nowość w mym życiu.

– Nie żeby mnie twój widok nie cieszył, ale co tu robisz? – spytałam, przenosząc wzrok na niego.

– Chciałem z tobą porozmawiać – odparł. – A tak bardziej to ostrzec.

   Serce mi szybciej zabiło, a zimno w środku zaczęło się piąć ku płucom. Spectra podniósł się na równe nogi. Światło słoneczne tak padło na jego twarz, że wyraźnie podkreśliło ciemne sińce pod oczami. Myślałam, że powie, o co chodzi, ale zamiast tego ujął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju.

– Muszę napić się kawy.

   Ogłuszona dałam się usadzić na krześle w jadalni i pozwolić, by Keith zniknął w kuchni. Jednak trzeba go pochwalić, zrobił mi tosty, które nie były spalone, a i toster pozostał w jednym kawałku. Sam usiadł jedynie z kubkiem kawy. Gdyby nie powód jego wizyty i wcześniejsza ponura wyprawa pewnie uznałabym to za perfekcyjny poranek.

– Too – Uniosłam tosta. – przed czym chciałeś mnie ostrzec?

– Raczej przed kim – poprawił. – Chodzi o chłopaka imieniem Gawain. Jest nieco starszy od ciebie i z tego co wiem, przebywa w Bakuprzestrzeni. Nie powinnaś z nim rozmawiać i starać się go unikać.

   Poczułam skurcz w żołądku, ale zmusiłam się, by przełknąć kęs.

– Jak wygląda?

– Nieco wyższy niż ty, czarne włosy i żółte oczy – odparł. Musiałam zblednąć, bo zmarszczył brwi. – Jessie?

   Coż, nie było sensu tego ukrywać.

– W takim razie już za późno, bo go spotkałam – mruknęłam. Spectra otworzył szeroko oczy. Rozparłam się wygodniej na krześle. – Wczoraj po pojedynku, kiedy byłam już w recepcji. Podszedł do mnie.

– Czego chciał?

   Wbiłam w Keitha wzrok. Tosty leżały zapomniane na talerzu.

– Mówił o mroku Vestalii. I o tym, że wiele o tobie wie.

   Ręką Spectry mocniej zacisnęła się na kubku, a on sam wyglądał, jakby walczył z wykrzywieniem się w grymasie. Nie opuszczałam oczu, czekając na jakąś odpowiedź.

– Skąd się znacie? – spytałam. – Co masz wspólnego z slumsami? – Chciałam pytać dalej, ale się powstrzymałam.

– Poznałem go, gdy byliśmy młodsi – odezwał się po dłuższej ciszy. – Nigdy za sobą nie przepadaliśmy – Wzruszył ramionami.

   Wyraźnie lawirował wobec odpowiedzi, rzucając tylko nędzne ochłapy, by odwrócić moją uwagę. Zmarszczyłam brwi.

 Zachowywał się, jakby naprawdę dużo o to wiedział. Czemu nie odpowiesz szczerze?

   Drgnął na mój szorstki ton.

– Poznaliśmy się, gdy byliśmy młodsi – powtórzył. – A potem spotkaliśmy, kiedy robiłem interesy w slamsach – dodał niechętnie. – Pewnie to chciał ci opowiedzieć.

– Jakie interesy? – drążyłam dalej, choć i tak to już wiele tłumaczyło. Stąd musiał mieć tyle kasy, w końcu co jak co, ale Keith łeb do interesów miał.

– To już nie jest ważne – rzekł chłodnym tonem. – Skończyłem z tym po upadku Zenohelda.

    Wzrokiem dał mi do zrozumienia, że dalsze pytanie o to tylko go bardziej wkurwi. Dlatego zmieniłam nieco temat.

– Co takiego jest w slumsach?

– Biedni ludzie.

   Czasami chyba powinnam go pierdolnąć za takie odpowiedzi. Jeszcze uśmiechnął się ironicznie. Przewróciłam oczami, odgryzając kawałek tostu.

– Pytam, bo powiedział, że powinnam to zobaczyć na własne oczy.

   Momentalnie uśmiech znikł, a twarz Spectry stała zimna.

– Gawain mnie nienawidzi, więc ciebie pewnie też. Pójście z nim gdziekolwiek brzmi jak skrajna głupota – odparł, ale czułam, że chętnie by dodał „czyli jak coś co często robisz”.

   Stanowczo powinnam mu wbić do głowy nieco więcej szacunku, ale pozostałam na zmierzeniu go spojrzeniem spode łba.

– Zawsze ty możesz ze mną tam pójść – burknęłam. – Jestem przekonana, że nikt nie tknie wielkiego Spectry.

– To nie jest miejsce, gdzie obowiązują jakieś reguły. Póki rząd nie rozwiąże tej kwestii, nie powinnaś się tam zbliżać.

– Ale strach zawsze działa na ludzi i zmusza do posłuszeństwa, choćby tego nie chcieli – Uniosłam brew. – A nie wydaje mi się, byś handlował tam kwiatkami?

   Widocznie zacisnął zęby, bo mięśnie szczęki mu się napięły. Zanim mrugnęłam, podniósł się, uderzając lekko dłonią w stół. Kubek zachybotał.

– Czemu właściwie cię to interesuje? – ni to spytał ni to syknął. – Dlaczego tak desperacko chcesz wiedzieć o tym, co było kiedyś? Po co ci to?

   Zamrugałam, po czym zmrużyłam powieki i sama się podniosłam.

– Dziwisz się? Ja cię pod tym względem kompletnie nie znam, Keith. Nie znam większość twoich znajomych, nie wiem, co się z tobą działo przed Vexosami. Tak właściwie, to nie wiem, co się działo już nawet w trakcie działania wśród nich! – Wycelowałam w niego palcem. – Ciągle gdzieś znikasz, niewiele mówiąc. Na początku jakoś było mi wszystko jedno, ale im dłużej na to patrzę, to nie jest normalne. Ty znasz moich przyjaciół, rodzinę. Wiesz, co robiłam, jak byłam młodsza. Nie uważasz, że ja też na to zasługuję, skoro jesteśmy razem? – zakończyłam, biorąc głęboki wdech.

   W trakcie mojego monologu twarz Spectry widocznie złagodniała. Nie marszczył się już, a jego oczy nie ciskały błyskawic. Odetchnął i przejechał dłonią po włosach, jakby nieco speszony. Wyciągnął ku mnie rękę i ujął mój nadgarstek.

– Jeśli chcesz, zabrałbym cię na następny bankiet dla inwestorów. Poznałabyś kilku moich współpracowników – mruknął, gładząc kciukiem skórę przegubu. Zrobiło mi się cieplej na ten gest. – Jednak na niektóre rzeczy musisz mi dać czas – Jego głos przybrał poważny ton. – Większość ludzi, z którymi robiłem interesy, to nie są przyjemne osoby, a ciągle nie rozwiązałem tych spraw.

– Jakby kogoś to dziwiło – odparłam. – Sam nie jesteś zbytnio uroczy. Zwłaszcza w tej koszmarnej masce.

   Wyglądało, że chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język i jedynie zrobił zniesmaczoną minę.

– Więc umowa stoi?

  Skinęłam głową, na co poczułam jak jego wargo ocierają się o moją dłoń w delikatnym pocałunku. Na moment zdurniałam, lecz Spectra jakby nigdy nic zabrał kubek i wyminął mnie, idąc do kuchni.

– Lepiej się zbieraj. Odwiozę cię do szkoły – rzekł jeszcze.

   Popatrzyłam na dłoń, bo ciągle miałam problem z pojęciem, co się wydarzyło. Potem wolnym krokiem poszłam do siebie. Dopiero kiedy w chaosie zapinałam guziki czarnej koszuli, dotarło do mnie, że ani razu nie spytał, co się ze mną działo przez noc. Z jednej strony ulga, że nie musiałam wyjaśniać, ale z drugiej cholernie podejrzane. Kompletnie nie w jego stylu.

– Jess!

– Idę! – krzyknęłam i szybko pocałowałam Aresa w czółko, jednocześnie łapiąc plecak.

   Fartem nie wywróciłam się na schodach i nie skręciłam karku, więc po trzech minutach mknęłam już samochodem na fantastyczne lekcje. Oczywiście Keith jechał po swojemu czyli niemal kompletnie ignorując ograniczenia prędkości.

– Więc gdzie byłaś w nocy?

   Rzucił to pytanie swobodnym tonem, zerkając na mnie, po czym wracając wzrokiem na drogę. Ahh, czułam, że moja radość była za szybka. Wtuliłam się mocniej w fotel.

– Na Vestalii. U Reiko.

– Po co byłaś u niej w środku nocy? Stało się coś?

– Cóż… - Podrapałam się po karku, myśląc, ile mogę powiedzieć. – Stało, ale nie mi – dodałam szybko, bo zauważyłam, jak zacisnął palce na kierownicy. – To był nagły przypadek i pomoc Reiko była niezbędna.

  Nie było to w żadnym przypadku kłamstwo. Tylko nie powiedziałam, że Dana prześladują dziwne koszmary z mordą Sześciookiego w roli głównej. Swoją drogą oby zjawie udało się coś znaleźć, bo Dan zdawał się być na granicy załamania. A w połączeniu z szalejącą mocą Drago to może skończyć się tragicznie.

– Zrobiła ci coś, że zemdlałaś? – Ton Keitha był podejrzliwy, co w sumie nie dziwiło, bo mówiliśmy o Reiko.

   Wzdrygnęłam się, bo z gąszczu wspomnień mimowolnie wyrwała się zakrwawiona twarz Hydrona. Wbiłam paznokieć w skórę, by przywołać się do porządku.

– Można powiedzieć, że poprzypominało mi się trochę niemiłych rzeczy.

– Niemiłych?

– No wiesz… -  Przeniosłam wzrok na szybę. Przełknęłam ślinę. – niektóre wydarzenia za Zenka były trochę traumatyczne.

   Niespodziewanie poczułam jego rękę na kolanie.

– Dobrze się czujesz?

   Odwróciłam głowę. Wzrok Keitha był niecodzienny, bo taki zmartwiony? To w połączeniu z jego ręką sprawiło, że moje usta zadziałały szybciej niż umysł.

– Byłam przerażona. Widziałam ich wszystkich. Vexosów, rodziców. Miałam wrażenie, że mieli mi za złe, że dopuściłam do ich śmier…– urwałam gwałtownie, czując dziwną pustkę w środku. Jakbym właśnie wyrwała jakąś cząstkę siebie i zaprezentowała ją na dłoni.

    I może tak właśnie było. Może właśnie powiedziałam Ferminowi coś, co od dawna nosiłam w głębi siebie, ale próbowałam ignorować. Tylko że niektórych spraw nie da się porzucić w zapomnieniu, bo one w końcu wracały i to z podwójną mocą.

    Skupił wzrok na sznurze aut, ale uścisk jego dłoni na kolanie stał się mocniejszy. Jednak nie w bolesny sposób, ale bardziej próbujący dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się lekko.

– Myślałaś, żeby z kimś o tym porozmawiać? – spytał. – Terapeutą lub chociaż twoim bratem? Bo jedyną osobą, która zabiła twoich rodziców, był Zenoheld – niemal wypluł to imię. – Nikt inny.

– Nie miałam czasu, by o tym myśleć. Cały zeszły rok minął niemal w mrugnięciu oka. Zresztą to jednorazowa sytuacja.

   To zdanie pozostawiło gorzki smak na języku. Nie kłamałam, ale też nie poczułam, jakbym mówiła prawdę. Moje odczucia dotyczące tamtych wydarzeń przypominały wielki węzeł. Dwa lata temu byłam zbyt skupiona na przetrwaniu, nowych przyjaciołach i odkryciu prawdy o mocy. Potem nastąpił chaos związany ze wspomnieniami, szukaniem Kenjiego i całą tą fantastyczną wojną. Teraz teoretycznie były spokojniejsze czasy, przez co stanęłam twarzą w twarz z wieloma niedokończonymi kwestiami. A przez lata się tylko gromadziły, więc nawet nie wiedziałam od czego mam zacząć. Próba lepszej komunikacji z Keithem była pierwszym krokiem w stronę posortowanie tego całego syfu.

   Nie było się co oszukiwać, miałam traumę. Po prostu wolałam patrzeć wszędzie tylko nie na nią i uczucia z nią związane. I teraz za to obrywałam.

   Może terapeuta to najlepsze wyjście? Po śmierci Jordana sporo mi pomógł.

   Keith zahamował, co wyrwało mnie z myśli. Zza szybą widziałam pojedyncze osoby wbiegające na podwórko. Klasycznie byłam już spóźniona.

– Wrócimy jeszcze do tej rozmowy – oznajmił.

– Dziś widzę się z Kenjim i Veną.

– Więc nocuj u mnie – Wzruszył ramionami. – Będziemy mogli porozmawiać jutro. A teraz leć.

   Skinęłam głową, na co posłał mi lekko uśmiech. Wysiadłam, zarzucając plecak na ramiona. Nie przeszłam nawet przez bramę, kiedy ktoś rzucił mi się na plecy. Fioletowe włosy połaskotały mnie po nosie.

– Gdzieś ty była wczoraj w nocy? – syknęła mi do ucha Akane, uśmiechając się milutko z ukrytą nutką grozy.

 

****

 

   Wielu uczniów lubiło zajęcia teatralne z kompletnie różnych powodów. Dla jednych było to spełnienie ich aktorskich pasji, inni kochali panią Goldman za kreatywne ale i wyrozumiałe podejście do lekcji. Lecz u Akane najbardziej punktowało to, że wraz z Jess i Haru mogły tu w spokoju poplotkować, malując przez godzinę jedną lub dwie dekoracje. Tak właśnie robiły teraz, wspólnie kolorując dużą gondolę wraz z tłem ukazującym zachodzące słońce. Shiena normalnie nadzorowałaby próby, ale z racji nieobecności trzech głównych aktorów przełożono  je na pojutrze.

   Aki z jękiem odchyliła głowę, prostując plecy. Zakręciła ramionami, aż rozległo się ciche chrupnięcie. Haru skrzywiła się lekko.

– Nie wierzę, że to powiem, ale maszkaron ma rację – oznajmiła. – Powinnaś umówić się do psychologa – Klepnęła Jess w łydkę.

   Dziewczyna w odpowiedzi zagryzła wargę, po czym westchnęła ciężko i zaczęła rozmasowywać nadgarstek.

– No wiem, wiem. Tylko niełatwo się do tego przemóc.

– Mogę cię tam zawlec za szmaty.

– Brakuje tu Jane, która by ci walnęła za takie pomysły – Haru spojrzała ostro na Aki i rozprostowała nogi, uważając, by nie przejechać butem po obrazie. – Ale zgadzam się, psycholog jest wskazany. A co do Sellon, to bym uważała.

– Nie mam zamiaru dołączać do jej drużyny – Jess machnęła ręką.

– Bardziej to fanklub niż drużyna – zauważyła Akane. – Poza tym w Sellon jest coś podejrzanego. Niby nie czuć od niej takiej wrogości jak od Heather, jednak wydaje się, że ma jakieś ukryte motywy.

– Ogólnie drużyny Sellon i sadomaso są pewne dziwnych osób – Brunetka zmieniła pozycję na siad po turecku i sięgnęła po pomarańczową kredkę. – Jeszcze ten upadek kolumny podczas walki. Shun podejrzewa, że coś jest na rzeczy.

– Faktycznie dawno nic się nie działo – uznała ironicznie Haruka, poprawiając okulary.

    Jess była w trakcie miksowania różowego koloru z żółcią, by uzyskać efekt chmur oświetlonych zachodzącym słońcem, kiedy gwałtownie się zatrzymała i spojrzała w bok.

– Zapomniałam o tym powiedzieć Keithowi.

– Dowie się z neta, spokojnie – Aki wzruszyła ramionami. – Zresztą on sam wylewny nie jest, nie ma się co czuć winnym.

– Myślę, że bardziej tu chodzi, że Jess pokazała swoją moc całemu światu – Shiena uniosła brew. – Połowa sali się na nas gapi ale masz kredkę w ręku, to wolą nie podchodzić.

   Była to prawda i ledwo Akane uniosła głowę, połowa osób błyskawicznie pochyliła się nad robotą. Jess zauważyła te spojrzenia już na podwórku, ale wolała to zignorować chociaż na chwilę.

– Jess, nigdy nie mówiłaś, że umiesz strzelać pociskami z dłoni.

   Niczym przywołani za ich plecami pojawiły się bliźniaki, niemal doprowadzając tym Akane do zawału. Jednak rudzielce niespecjalnie się tym przyjęli, a jedynie poklepali Japonkę po ramieniu w geście przeprosin, po czym równocześnie przykucnęli i ułożyli brody na kolanach. Jess uniosła wysoko brwi, robiąc skwaszoną minę.

– Uznałam, że przyda się mała atrakcja w czasie walki – mruknęła. – Nie podobało się?

– Trochę mało efektowne – Dean zmarszczył nos.

– I bardzo krótkie – dodał Drake.

– Po szkole mogę wam zaprezentować bardziej imponujące sztuczki. Gwarantuje, że na długo zapamiętacie.

– Ale po co się tak najeżać?  – Dean pokręcił głową, rozkładając ręce. – Jesteśmy po prostu ciekawi.

– Zwłaszcza, że cała stronka Bakuprzestrzeni wręcz huczy od plotek, a my byśmy chcieli poznać prawdę – wtrącił Drake i pokazał dziewczynom wyświetlacz telefonu.

   Krótki filmik ukazujący, jak spod palców Jess wypala moc i uderza w kawałek kolumny miał już okoła stu tysięcy wyświetleń i niewiele mniej komentarzy. Aki przymrużyła oko, drapiąc się po głowie, a Jess pobladła. Haru jedynie się skrzywiła, czując, że będą z tego kłopoty.

– Dylan nigdy nie przepuści okazji do wzbudzenia sensacji – mruknęła okularnica.

– Ja pierdolę – Jess potarła skronie. – Powinnam jebnąć tą mocą w jego zdradziecki ryj.

– My dalej czekamy – Bliźniaki uniosły lekko dłonie, przez co Jess ścisnęła mocniej kredkę, niemal ją łamiąc.

– Nie ma tu o czym gadać. Urodziłam się z mocą, jednak nie mogę jej za wiele używać, bo wyczerpuje mnie fizycznie – Wzruszyła ramionami.

– Ale skąd?

– To już nie jest wasza sprawa, spierdoliny – Aki zdecydowała się podnieść i pociągnąć rudzielce za uszy. Ci zgodnie zawyli, jakby ogromnie cierpieli, co sprawiło, że dziewczyna uśmiechnęła się niepokojąco i nachyliła się. – Jeśli zaczniecie o tym rozpowiadać, to zapewniam, że poczujecie, jak to jest jeść bez zębów. Jasne? – syknęła.

   Drake oraz Dean może i byli beztroscy, ale w żadnym wypadku nie mieli skłonności samobójczych. Wkurwiona Akane (jeszcze z prawkiem w kieszeni) była osobą nieprzewidywalną, a oni widzieli już wystarczająco jej umiejętności. Więc zgodnie wykonali gest zamykania buzi na kłódkę i wyrzucania kluczyka. Dopiero wtedy zostali puszczeni. Japonka wyprostowała się i oparła dłonie o biodra.

– Tak przy okazji to Dylan nakręca tę aferę – odezwał się Dean jakby w próbie ułaskawienia dziewczyn. – Trochę komentował niby jako główny moderator, ale każdy wie, że to on – Pokazał im sekcje komentarzy i faktycznie było kilka wpisów do chłopaka.

– Mogę ściągnąć ten filmik – zaoferowała Haru. – Ale będę potrzebowała trochę czasu oraz mojego głównego komputera z domu.

– Pewnie są już kopie. I on sam też musi jakieś mieć – westchnęła Jessie. – Zbyt intrygujący temat, żeby tak łatwo dał się go pozbawić.

– Kopie zawsze można zabrać – zauważyła Aki. – A ja bardzo chętnie się przejdę.

– Masz klasówkę z matematyki. Nie po to zarywałam noc, byś z niej wiała – Zirytowała się Shiena.

– Ależ spokojnie, to dopiero za 2 godziny – Akane wyszczerzyła zęby. – Na spokojnie z wszystkim zdążę.

   Zaraz po jej słowach korytarz wypełnił dźwięk dzwonka. Akane nie czekając na niczyją aprobatę, chwyciła za torbę, po czym wykonała teatralny ukłon i popędziła w stronę drzwi. Nim ktoś zdążył się podnieść, wypadła na korytarz, ginąc w tłumie uczniów.

 

****

   Gundalia zawsze sprawiała wrażenie miejsca mrocznego. W końcu sporą jej część pokrywały szare, pyłowe gleby albo gęste i niedostępne dla wielu lasy. Mimo to po odejściu Barodiusa zdawało się, że planeta odżyła i pojawiło się w niej więcej światła. Choć może było to wrażenie wywołane zniknięciem poczucia ciągłego zagrożenia. Tego Reiko nie była pewna, ale z pewnością przyjemnie patrzyło się na rodziny swobodnie przechadzające się uliczkami obwieszonymi zielonymi lampionami.

  Nawet kiedy podeszła pod bazę wojskową nie wyczuła wśród strażników irytacji. Choć z pewnością byli zaskoczeni, kiedy podeszli bliżej.

– Kim pani jest? – spytał jeden z nich.

– Poproście Rena lub Nurzaka – odparła. – Choć lepiej Rena, bo on już mnie zna.

– Ma pani umówione spotkanie? – Gdy pokręciła głową, strażnik zmarszczył brwi. – W takim razie nie mogę pani wpuścić. Jeśli pani planeta ma tutaj ambasadę, to proszę iść tam lub próbować w urzędzie dla przy…

– Mogę się mylić, ale pani Reiko?

   Ren stał w rozsuniętych drzwiach od bazy. Widocznie musiał awansować, bo nosił czarną szatę o szerokich rękawach zdobionych fioletowymi pasami, a górną część tułowia miał chronioną przez złote metalowe uzbrojenie.

– W rzeczy sam, Ren – san – Uśmiechnęła się.

   Gundalianin wyraźnie przełknął ślinę i ruszył w ich stronę. U boku miał przymocowaną włócznię.

– Ta pani to ważna część rządu Vestalii – oznajmił poważnym głosem.

– Vestalii?!

   Te słowa sprawiły, że automatycznie się od niej odsunęli. Reiko zmierzyła ich wzrokiem, po czym zwróciła się do Rena.

– Muszę porozmawiać z Nurzakiem. Mógłbyś mnie zabrać?

   Pozostali strażnicy chyba chcieli coś powiedzieć, ale Krawler powstrzymał ich ruchem dłoni. Przez moment wpatrywał się w jej twarz, po czym skinął głową.

– Proszę za mną.

   Dopiero gdy zjeżdżali windą w podziemne partie pałacu, odezwał się ponownie.

– Powinienem się bać, skoro pani tu przyszła?

– Nie mam pojęcia – przyznała szczerze. – Przyszłam zapytać o Kulę.

   Chłopak drgnął gwałtownie jakby ktoś go poparzył, ale zachował neutralny wyraz twarzy.

– Czemu Kulę? I czemu do Nurzaka a nie do Neathian.

– Nurzak jest dużo starszy od królowej Sereny – odparła. – Dlatego przypuszczam, że może wiedzieć więcej.

   Drzwi się rozsunęły.

– Pierwsze drzwi po prawej – poinformował ją.

   Podziękowała skinieniem głowy i go wyminęła.

– Czy coś grozi Vestalii? Albo wszystkim planetom?

   Obejrzała się na niego przez ramię. Dalej sprawiał wrażenie nieporuszonego, ale widziała kłębiący się w oczach strach. Tak podobny do tego, który wykrzywiał twarz Dana opowiadającego o swoich koszmarach. Wizerunek tajemniczej istoty mignął jej przed oczami, a zaraz po nim przerażona Jess. Zacisnęła dłoń w pięść, po czym wypuściła wolno powietrze i uśmiechnęła się.

– Jestem tu właśnie po to, by do tego nie dopuścić.

   Z tymi słowami go zostawiła i skierowała się do gabinetu obecnego rządcy Gundalii. Już po wkroczeniu do środka, mogła uznać, że dobrze odzwierciedlał Nurzaka. Był przestrony, wypełniony długimi regałami cennych ksiąg, a na ścianach wisiały różnorodne mapy. Jednak nie widziała tutaj żadnych oznak przepychu, a jedynie wygodne i praktyczne meble. Mądrość i spokój biły z każdego zakątka.

– Ren mówił, że jest pani kimś ważnym na Vestalii, ale mógłbym poznać pełne imię? – spytał premier Gundalii, wyłaniając się zza rogu wraz z tacą z dwoma dymiącymi filiżankami.

  Uniosła koniuszki białej sukni i dygnęła lekko.

– Jestem Reiko Elevenore. Dawna królowa Vestalii, a obecnie formalna opiekunka Jessicy i jej doradca – przedstawiła się.

   Nawet jeśli informacja zaskoczyła Gundaliana, to nie dał tego po sobie okazać. Jego uprzejmy uśmiech nawet nie drgnął. Odłożył tacę, odsunął jej fotel i sam usiadł po drugiej stronie potężnego dębowego stołu. Zajęła miejsce.

– Może będzie to nieuprzejme, ale nigdy o pani nie słyszałem, a żyję już jakiś czas.

   Westchnęła. Wiedziała, że jej młoda aparycja musi wzbudzić wiele pytań.

– Urodziłam się czterysta lat temu. Jestem duchem w sztucznym ciele otrzymanym od Starożytnych – wyjaśniła i na dowód ukazała, jak jej dłonie na moment stały się wpółprzeźroczyste, po czym wróciły do zwykłej formy.

   Teraz ręce Nurzaka lekko zadrgały.

– Ale nie o tym chciałam rozmawiać – Nachyliła się. – Potrzebuję informacji o Kuli.

– Dlaczego Kuli? – Gundalianin ściągnął brwi. – Od końca wojny jest spokojna, a ponadto lepiej pytać o nią Neathian…

– Poprzedni cesarz wiedział dużo o Kuli, a skądś musiał się dowiedzieć – przerwała. – Potrzebowałabym dostępu do tych ksiąg.

– Ciągle nie wiem, czemu miałbym się zgodzić – odparł.

   Nabrała powietrza i zamieszała łyżeczką w różowej zawartości herbaty. Wiedziała, że nie mogła wydać Dana, jak to obiecała, ale jednocześnie musiała powiedzieć coś wartego uwagi, by przekonać Gundalianina.

– W Bakuprzestrzeni zaczyna dziać się coś niepokojącego. Jessica ostatnio to wyczuła, a jej nie należy lekceważyć. A gdy to przeanalizowałam, to najbardziej prawdopodobnym powodem są działania Kuli. Dlatego potrzebuję dowiedzieć się o niej jak najwięcej.

– Co konkretnie ma pani na myśli, mówiąc o czymś niepokojącym? – Nurzak wyraźnie się spiął.

   Omiotła wzrokiem wysokie regały. W tym jednym pokoju musiała być ponad setka ksiąg. Szukanie nie będzie łatwe.

– Mam wrażenie, że… - Zawahała się. – Kula umożliwiła lub pozwoliła powstać istocie, która nigdy nie powinna istnieć.

   Nurzak wyraźnie pobladł.

 

****

   Jedną podróż metrem i dziesięć minut później Akane już stąpała po głównym placu Bakuprzestrzeni. Nad jej głową latały telebimy wyświetlające mordy najbardziej znanych graczy (pantofel oczywiście królował) lub krótkie zapowiedzi następnych pojedynków. Z racji wczesnych popołudniowych godzin za wiele graczy nie było, co powodowało, że ciężej było znaleźć Dylana. Bowiem on niczym hiena do padliny dopadał duże tłumy i wciskał dzieciakom różne plastiki, okraszając to słodką gadką o „promocyjnej cenie”. Był w tym lepszy niż arabscy handlarze i nawet nie działało na niego warknięcie czy groźba dostania w łeb. Huh, w takim razie przypominał chrabąszcza, bo te tępe cholery nawet po dostaniu sześciu wpierdoli dalej leciały na tego samego człowieka, póki ktoś ich nie rozkwasił.

– Ja jebie – jęknęła, kiedy weszła już do piątej kafejki. Chłopaka dalej nie było widać.

– Powalczyłoby się – odezwał się tęsknie Leaus, patrząc na urywki walk. – Czemu już tu nie przychodzimy?

– Bo jestem w piździe z nauką – odparła. – Zresztą przypominam, że narzekałeś na bycie przemęczonym!

– To było kilka miesięcy temu!

– Mniejsza! Jak przestanę być na granicy zdania a oblania, to można się zapisać na kilka walk.

– Czyli przechodzę na emeryturę, jak miło.

   Akane podniosła wzrok na menu wypisane nad kasą.

– Sprzedają tutaj mrożoną czekoladę – stwierdziła.

– I?

– Ciekawe czy jak przywalę ci kilkoma grudkami lodu, to wypłyniesz na powierzchnię – Sięgnęła po portfel. – Dzień dobry, chciałam zamówić jedną mrożoną czekoladę oraz babeczkę.

– Będziesz się delektowała, kiedy będę umierał?

– Owszem, tortury pobudzają apetyt – zgodziła się, podając kilka banknotów niebotycznie skonfundowanej kasjerce. Wszystko oczywiście z szerokim uśmiechem.

– Jesteś niemożliwa.

– Kiedyś musisz zapłacić za swoje słowa – Wydęła wargi. – Jak nie chcesz tak, to zawsze możesz polecieć i szukać Dylana, kiedy ja czekam na zamówienie.

   Leaus gdyby mógł, to przewróciłby oczami, ale widząc błysk w oczach partnerki, posłusznie odleciał. Japonka zadowolona przysiadła na jednym ze stołków podbitych czarną skórą. Ciągle wodziła oczami po osobach przebiegających za szybą. Jednak jak na złość upierdliwiec się nie pojawiał. Dość ironiczne, biorąc pod uwagę, że zawsze gdy pojawiali się jacyś w miarę znani gracze, to wręcz się do nich kleił.

  Drzwi od kawiarenki znów się rozsunęły i po samych krokach Akane wiedziała, kto to. Oparła policzek o zwiniętą dłoń i przyjrzała się spod przymrużonych powiek, jak drużyna Anubiasa wchodzi do środka. Sam sadomaso nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem, jednak gnom o blond włosach od razu ją rozpoznał.

– Dawno się nie widzieliśmy! – zawołał piskliwym głosem, pochylając się.

– Kto to? – mruknął Ben, unosząc swoje krzaczaste brwi.

– To nie jedna z Wojowników? – mruknął Robin jak zwykle stojąc z boku.

   Drgnęła jej brew.

– Nie gadajcie, jakbym tu nie siedziała, bando cyrkowców – syknęła. – I nie obrażajcie mnie – Odrzuciła włosy za plecy. – Ja i Wojownicy to inne kategorie.

– Och – Anubias zerknął na nią ze znudzoną miną. – Chyba zadajesz się ze styropianem.

   Ahh, zapomniała, jak wkurwiający był sadomaso. Napakowane ego połączone z niskim iq nigdy nie dawało dobrych efektów.

– Nie wiem, kim jest styropian, ale znam kilka miejscówek, gdzie mogłabym wepchnąć twoje zwłoki.

   Ben od razu zastąpił jej drogę do lidera i wypiął szeroki tors, uśmiechając się pogardliwie.

– Dużo grozisz jak na kogoś, kto znajduje się na dole rankingów.

– Jeśli uważasz, że miejsce w rankingu walk bakuganów – wyraźnie podkreśliła ostatnie słowa. – wyznacza czyjąś siłę, to naprawdę polecałabym powrót do podstawówki. Choć może za daleko wybiegłam, myśląc, że ją skończyłeś.

   Osiłek nastroszył się, a jego nozdrza zadrgały. Uśmiechnęła się słodko i ześlizgnęła z siedzenia, idąc po swoje zamówienie. Odwróciła się i zmierzyła drużynę wzrokiem, jednocześnie pociągając przez rurkę czekoladowy napój.

– Kogo ja widzę! – Dylan magicznie pojawił się za plecami Robina, uśmiechając się szeroko. – Akane, skarbie, gdzieś się tyle podziewała?

   Zignorowała pytanie i odepchnęła gnoma z drogi, łapiąc handlarza za kołnierz marynarki.

– Przyszłam tu specjalnie dla ciebie, powinieneś się cieszyć – rzekła, przechylając głowę w prawo.

– Ochh, a czemu zawdzięczam tą przyjemność? – Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

   Zacisnęła mocniej palce na materiale i pociągnęła go za sobą, olewając zdumione spojrzenia drużyny Anubiasa i obsługi. Wypchnęła Dylana z kafejki, aż zatoczył się na chodniku.

– Heh, zdenerwowałem cię czymś? – Podniósł ręce w geście pojednania.

– Usuń nagrania.

– Huh?

– Usuń nagrania – powtórzyła zimnym głosem. – Te z Jess.

– Ależ to publiczna własność! Zresztą co złego jest w pokazaniu, jak potężne mamy zawo…

   Szybko zamknął usta, kiedy pusty plastikowy kubek świsnął koło jego ucha. Akane odetchnęła, krzyżując ręce na piersi. W prawej dłoni obracała paralizator jako niemą groźbę.

– Daruj sobie miętolenie językiem, tylko to usuń oraz wszelkie kopie. O albo lepiej! – Wyciągnęła rękę. – Odblokuj telefon i sam mi daj.

    Chłopak chciał protestować, ale dziki błysk w oku Japonki oraz paralizator zawieszony na jej nadgarstku skutecznie go uciszyły. Westchnął głośno i podał komórkę. Akane szybko weszła w pliki i usunęła jeden plik, po czym zdjęła nagranie ze strony. Szybko poprzewijała inne foldery, ale wideo nigdzie nie było. Podniosła wzrok.

– Wrzucisz to gdziekolwiek jeszcze raz, a zgniotę ci te okularki na twarzy, a resztki wepchnę do gardła, Dylan. Wiesz, że byłabym do tego zdolna.

– Dalej nie rozumiem, o co tyle krzyku – odparł oskarżycielskim tonem, marszcząc nos. – Przecież pokazałem tylko, jak potężna jest Jessica.

– Jasne – prychnęła i rzuciła mu telefon. – Wcale nie zwietrzyłeś okazji do przyciągnięcia ludzi i zarobku.

– Jeśli jest to jakiś sekret, to styropian jest w chuj słaba w jego ukrywaniu – rozległ się za nią głos Anubiasa.

– Twoja opinia niespecjalnie mnie interesuje – odparła i wyciągnęła rękę do Leausa, który leciał w jej stronę wyraźnie umęczony.

– Nienawidzę cię – wydyszał bakugan, opadając na jej ramię.

– Ja wiem – Pokiwała głową i odwróciła się w stronę drogi do teleportów.

   Oczywiście kroku nie zrobiła, bo zatrzymał ją sadomaso. Jednak olała to, zrobiła obrót i wyminęła go, ignorując okrzyk lidera drużyny. Doszedł ją jeszcze krzyk Dylana.

– Koniecznie powiadom Jess – chan, że będę robił fanmeeting!

   Przewróciła oczami i skręciła w mniej uczęszczane uliczki. Myślała, że cała sprawa zajmie jej maks kwadrans, jednak okazało się, że pochłonęła dwa razy tyle czasu. Tyle dobrze, że do szkoły wróci metrem, bo inaczej niechybnie spóźniłaby się na sprawdzian, za co Haru urwałaby jej łeb.

   Weszła do pomieszczenia z teleportami, jednocześnie wyciągając telefon, żeby wystukać wiadomość do dziewczyn. Mechanicznie zaczęła wstukiwać początek współrzędnych, nie odrywając oczy od wyświetlacza, przez co nie zauważyła, że jej palec niechcący wcisnął drugą wyskakującą opcję a nie pierwszą. Dopiero kiedy zamiast w punkcie dostępu, wylądowała na rozległym placu i to gdzieś na Vestalii, zorientowała się, co się odjebało.

– Zawsze byłaś wybitna – sarknął Leaus.

   A do klasówki pozostała jedynie godzina.

  


  No znalazłam czas, by to skończyć XDD Ogólnie uznałam, że czas popracować nad komunikacją Kessie, bo kuleje, ale nie wiem, czy wyszło wystarczająco autentycznie a nie drętwo ^^" Akane ogólnie to Akane, a Reiko zaczęła szpiegować. Miałam tu jeszcze wcisnąć Dana or Shuna ale ten rozdział ma ponad 4 tys słów XD

 

piątek, 4 czerwca 2021

S3 Rozdział 6: Demony przeszłości i przyszłości

 

   Złote oczy lśniły w półmroku niczym drogocenne kruszce niemal jak te Veny. Przełknęłam ślinę, spuszczając rękę z telefonem. Niemożliwe, by to była jakaś jej rodzina?

– Kim jesteś?

   Pytanie nie było zbyt uprzejme, jednak zmęczenie sprawiało, że chciałam zakończyć rozmowę jak najszybciej. Chłopak wyprostował się nieco, ale nie ściągnął maseczki zasłaniającej usta.

– Na pewno nie będziesz mnie kojarzyła – odparł. Jego głos był niski i kojący, ale miał w sobie jakby ostrzegawczą nutę, że z jego właścicielem nie należy zadzierać. – W końcu nie pochodzę z elit Vestalii – zakończył gorzką ironią, aż oczami wyobraźni widziałam, jak wygina wargi w uśmieszku.

   Skrzyżowałam ręce na piersiach, marszcząc brwi.

– To nie jest odpowiedź na pytanie – Postukałam się palcem po łokciu. – Zresztą nie jestem już od dawna księżniczką, więc te elity to trochę strzał w płot. Czego chcesz?

   Ten kliknął językiem i zachichotał. Wyciągnął z kieszeni kurtki dłoń i zaczął pocierać podbródek, patrząc na mnie z udawanym zaciekawieniem.

– Ah, więc Ace Grit, który pochodzi z rodziny bogatych inwestorów, Mira i Keith Fermin z znanej rodziny naukowców, to nie są elity? Ach – Zatrzepotał rzęsami i machnął wyprostowanym palcem. – Choć raczej czy o Keithie nie powinno się mówić Spectra? Wtedy jego przynależność do klasy wyższej jest faktycznie wątpliwa… - Zacmokał i zerknął na mnie. – Nie powiesz, Jessie?

   Brakowało mi słów, które mogłabym wypowiedzieć. Puste mieszkanie, hala i ciemny pokój zaczęły migać przed moją twarzą. Mogłam udawać ślepą, jednak słowa tego chłopaka i to co widziałam stanowiły osobną prawdę. Tylko co ona zawierała?

– Co wiesz? – wydusiłam w końcu.

– Dużo. Bardzo dużo – Czułam, że uśmiechnął się pod maską. – Czyli rozumiesz, huh?

   Nie dałam zbić się z tropu.

– Chcesz pieniędzy?

   Śmiech. Krótki, suchy i nieprzyjemnie rozchodzący się po pustej recepcji.

– Nie są mi potrzebne – Machnął dłonią.

– Więc czego?

– Pokazać ci, to czego nikt inny nie próbował. Gorszą część Vestalii.

   Zmrużyłam powieki. To o czym mówił Kenji, to o czym sama myślałam. Przejechałam kciukiem po pierścionku, kiedy on nachylił się do mojego ucha. Zapach mięty zakręcił mnie w nosie.

– Wystarczy, że poczekasz na mnie koło żelaznej bramy na końcu dzielnicy handlowej. Do slumsów nie powinno się wchodzić samemu.

– Nigdy nie powiedziałam, że gdzieś z tobą pójdę – westchnęłam.

– Och, Jessie – Uniósł brew. – Dobrze wiemy, że na tym się skoń…

– Co tu się dzieje?

   Niemal podskoczyłam na głos Shuna. Chłopak się odwrócił, wkładając dłonie do kieszeni. Wtedy spostrzegłam tkwiący w rękawie kawałek kartki. Prędko schowałam ją do kieszeni spodni, nim ninja na mnie spojrzał.

– Tylko witałem się ze swoją idolką – mruknął nieznajomy i zaczął odchodzić. – Do zobaczenia, Jessie – san – Pochylił głowę i zniknął za zakrętem.

– Kto to był, Jess?

– Znajomy Kenjiego – Kłamstwo przyszło mi łatwiej niż myślałam i nawet nie zakłuło w język.

   Fludim milczał. Serce mi mocno biło, a karta w kieszeni parzyła niczym węgielki wyjęte z pieca. Zmusiłam się do uśmiechu, by chłopak zaraz nie zaczął czegoś podejrzewać. Widziałam po jego postawie, że był spięty, a to znaczyło, że pewnie miał wyczuloną czujność.

– Po co tu jesteś Shun? Masz coś do załatwienia w LA?

– Uznałem, że cię odprowadzę – Wzruszył ramionami i nagle głos mu spoważniał. – Musimy porozmawiać o Danie.

   W duchu podziękowałam, że tak szybko zapomniał o nieznajomym. Mi było ciężej, dlatego musiałam mocno wysilić umysł, by skupił się na rozmowie z Kazamim zamiast na tworzeniu tysiąca scenariuszy odnośnie Spectry i tego co kryło się w slumsach. Zagryzłam wargę, ciągnąc ją lekko. Powinnam porozmawiać z blondynem, choć nie będzie to łatwe. Ale byliśmy razem, więc trochę szczerości by się należało!

– …wszystko się zaczęło sypać. Dzisiejszy pojedynek jeszcze bardziej pogorszył jego stan, ale i tak nic nam nie mówi. Drago wyraźnie ma problemy z kontrolą – mówił dalej Shun, gdy udało mu się wrócić do teraźniejszości.

    Przystanek, na którym siedzieliśmy, składał się jedynie z czerwonej ławeczki, szklanej kopuły, metalowego kosza i sporej tablicy z rozkładem jazdy. Kazami opierał nogę o ten nieszczęsny śmietnik i wyglądało, jakby chciał go skopać. Wytrącony z równowagi Shun…To była z pewnością nowość, jednak bardzo niepokojąca. Wiecie, jednak pod tym płaszczykiem nosi pewnie kunai’e i inne cuda, a kontaktu z nimi każdy wolałby uniknąć.

– Dan się o was martwi – odparłam i spojrzałam na ninję. – Jak byliśmy w kafejce, pytał, czy jesteście na niego źli – westchnęłam. – Nie mówię, że dobrze robi, ale może powinnyśmy dać mu czas?

– To zbyt niebezpieczne – odpowiedź Shuna tak emanowała chłodem, aż się wzdrygnęłam. – Drago jest potężnym bakuganem. Jeśli ponownie coś pójdzie nie tak… - Nabrał powietrza. – źle to się skończy nie tylko dla samego Dana, ale wszystkich wokół.

– Siłą nic nie osiągniesz, Shun – zaoponowałam. – Tylko Danny bardziej się zamknie w sobie.

   Zamilkł, ale widać było, że nie zmienił swojej opinii. Zacisnął bardziej pięści. Odwróciłam wzrok, czując ucisk w sercu. Przez te kilka lat znajomości Wojownicy byli jedną z najbardziej zgranych paczek, jakie znałam, więc patrzenie, jak powoli się rozpadają wywoływało ból. Może przyczyną było, że Runo i Alice bardziej skupiły się na nauce, a Julie ciągle latała po różnych firmach, szukając dobrej pracy. Choć na Neathii jeszcze było dobrze, a tam też walczyła tylko męska trójka… Uderzyłam butami o siebie, wzdychając.

   Długi zielony autobus wtoczył się na zatoczkę. Weszliśmy i zajęliśmy miejsca na samym początku, choć cały pojazd był opustoszały.

– Jessie, jeśli Dan ci coś powie, przekażesz nam? – spytał, patrząc się na mnie poważnie.

   Przez chwilę milczałam, po czym pokręciłam głową.

– Jeśli będzie chciał to zachować w sekrecie, to nie – oświadczyłam. – Nie mogę, to by nie było fair.

– Ale… - Ugryzł się w wargę i pociągnął cienką skórkę. Wbił się głębiej w fotel, rzucając spojrzenie na budynki obleczone ostrym światłem ulicznych lamp. – To nie jest jakaś gra, tylko poważne niebezpieczeństwo.

– Spróbuje go przekonać – Trąciłam go ramieniem. – Jestem idealnym przykładem jak trzymanie wszystkiego w sobie spierdala życie. I to niemal dosłownie, Tytan prawie mnie miał.

   Spojrzał na mnie zaskoczony i cień uśmiechu nawiedził jego usta, na co poczułam ulgę.

– Niech ci będzie, Jess – odpuścił. – Ale mam zamiar mieć na niego uważne oko. – Drgnął, kiedy wstałam, bo zatrzymywaliśmy się pod moim domem i zaraz się podniósł.

– Dam radę dojść sama… - zaczęłam.

– Jest ciemno.

   Przewróciłam oczami. Od przystanku miałam może jakieś pięćset metrów do bramy, ale niech mu będzie. Akurat moc przez to była cholernie użyteczna, bo mało kto mógł mi podskoczyć. Jeden ruch nadgarstka i delikwent leży. Ewentualnie szybki sygnał do Aki i delikwent leży na ostrym dyżurze. Odetchnęłam nocnym powietrzem i zarzuciłam ramie na szyję Kazamiego.

– A jak z Alice? Kiedy ujrzę jej uroczą twarz?

– Chyba nie szybko – odparł. – Ma jeszcze kilka zaliczeń.

   Wydęłam wargi, ale więcej z chłopaka nie wydoiłam. Rozstaliśmy się, kiedy przeszłam do ogrodu. Otworzyłam drzwi wejściowe, zrzuciłam buty, przywitałam Aresa i spojrzałam w mrok otaczający inne pomieszczenia. W sekundę mój dobry humor uleciał. Kim był ten chłopak? Co ukrywa Spectra? Co jest z Danem?

   Z wolna osunęłam się na pluszowy dywanik wypełniający hol. Głowa zaczęła mi pulsować, a małe igiełki wbijać w skronie i kark. Czy to oznaka stresu czy zmęczenia, nie miałam pojęcia. Jedynie tępo wpatrywałam się w ciemność, głaszcząc ucho psa i pozwalając się zalać fali myśli. Jedna poganiała drugą, przynosząc ze sobą nowe obrazy.

   Korona w szkarłacie. Zniszczone korytarze. Rozbity tron. Spectra obleczony fioletową energią.

   Zamrugałam. Durny koszmar, zwykłe złe wspomnienia.

Niskie, odrapane budynki. Ciemność z wyjątkiem jednego kręgu światła, gdzie leży czerwona maska.

„Wreszcie cię oślepiłem”

Nie czekałby tyle. Zresztą…przecież mnie kocha. Wystarczy spytać.

Arena rozpadająca się na kawałki. Uciekający wzrok. Fałszywy uśmiech.

On też nie powinien cię okłamać, prawda?

    Przełknęłam ślinę, co przyszło z trudem przez gulę w gardle. Ares zaczął popiskiwać i trącać mnie mokrym nosem po ramieniu. Nabrałam chrapliwie powietrza, lecz to nie pomogło. Łza pociekła, a za nią kolejna i kolejna. Ciężka gąbka bólu wypełniła głowę. Ares zaczął mocniej pchać pysk na moją szyję. Nie czułam ręki, która próbowała go ugłaskać. Nie czułam podnoszących się nóg. Wyczułam dopiero zimno kołdry, kiedy uderzyłam w nią z pełną siłą. Księżyc świecił na czystym niebie. Firanka lekko falowała.

   Wszystko zniknęło.

 

****

   Aki czuła na sobie potępiający wzrok Shieny, ale nie pozwoliła sobie, by to ją odciągnęło od czekania na głos Jessie. Lecz tak jak dwa razy wcześniej odezwała się poczta. Zmarszczyła brwi i weszła w chat. Wiadomość ciągle nieodczytana.

– Pewnie zasnęła szybciej, bo była zmęczona – stwierdziła Haru i postukała ołówkiem o rozłożone zeszyty i książkę na kotatsu. – A ty zdaje się musisz to zdać pojutrze. Siadaj.

– Ale to niepodobne do Jess – jęknęła. Shiena spojrzała na nią znad szkieł. Usiadła szybciutko, odkładając telefon na łóżko, na co dziewczyna się rozchmurzyła. – No sama powiedz! Zawsze odpisuje!

– Pewnie zrobi to później albo rano – Szatynka nie dała się wybić z rytmu, wykładając przed przyjaciółką skrótowe notatki z podkreślonymi wzorami. – Przeczytaj i powiedz, czy coś jest niejasne, potem dam ci kilka krótkich przykładowych zadań.

   Aki wydęła policzki, ale z wdzięcznością pochyliła się nad zapisami. Gdyby nie to, że Shiena oprócz bycia inteligentną i piękną istotą posiadała też anielską cierpliwości, to by leżała i kwiczała z tej matmy. A to to tylko leżała i zastanawiała się, jak ciąg durnych cyfr, kropek, przecinków i innych gówien miał decydować o jej przyszłości.

  Podniosła na chwilę oczy i uśmiechnęła się, widząc, że okularnica szybko pisze sms’a. Mogła sobie gadać, że Jess odpisze i że nie ma się co martwić, ale jej tryb troskliwej opiekunki już się musiał włączyć.

   Wyczuła jej wzrok, bo zmrużyła powieki.

– Pisze do niej, byś się nie denerwowała.

– Oczywiście, Shi – Pokręciła głową, za co otrzymała potępiający wzrok.

– Przeczytałaś?

– Daj mi chwilę!

   Haruka zaczęła popijać herbatę, czekając aż Akane skończy. Rozglądnęła się po pokoju i uśmiechnęła na widok korkowej tablicy wypełnionej tysiącami zdjęć, aż nachodziły na siebie i czasami wystawały jedynie fragmenty czyiś twarzy. Pod tablicą wisiała półka wypełniona błyszczącymi okładkami książek, na których siedziały małe pluszowe króliczki i lisy. Zauważyła, że choć tyle razy przebywała w tym pokoju, a za każdym razem coś się zmieniało w jego wyglądzie. Teraz nowością były maski z teatru kabuki, które wisiały nad wysokim łóżkiem.

   Wróciła wzrokiem do fioletowej grzywy. Choć grzejnik pod kotatsu był wyłączony, to czuła się przyjemnie odprężona przez ciepło napoju i ciszę.

– Durnowate robaczki.

   Przynajmniej do chwili, aż Aki zacznie wyklinać na cały świat.

– Czego nie rozumiesz?

   Dziewczyna już chciała załamać ręce i odpowiedzieć „sensu istnienia”, gdy pokój wypełnił krótki blask, po czym na wypolerowanych panelach stanął Gus. Aki w pierwszej sekundzie myślała, że jej mózg oszalał od matematyki (nie dziwiła się absolutnie) i doznała halucynacji. Jednak zaskoczony pisk Haru przekonał ją, że Grav był realny.

– Dość późna pora na wizyty – mruknęła nieco kąśliwie, żeby Haru sobie czegoś nie pomyślała.

– Nie odbierasz telefonu – odparł Gus, kucając.

   Miał na sobie garnitur, co od razu przyciągnęło jej uwagę, bo był to niecodzienny widok. Skąd on się tu przeniósł?

– Wyciszyłam, bo Shi by mnie udusiła – Poklepała zeszyt przed sobą. – Próbuję się uczyć.

– To tylko szybkie pytanie i znikam – Powiódł wzrokiem po nich. – Wiecie, gdzie jest Jess?

– Oho – Haruka podniosła się równocześnie z Akane. – Nie odbiera – powiedziały jednocześnie.

   Równocześnie odczuły ten sam skurcz w żołądku. Gus też nie wyglądał na zachwyconego.

– Czemu jej szukasz? – spytała Haru.

– Mis.. – Poprawił się. – Spectra próbuje się z nią skontaktować, ale od dobrych kilku godzin nie odbiera.

  Aki już ubierała kurtkę i podawała Haru jej bomberkę. Między jej palcami dyndały klucze.

– Więc jedziemy sprawdzić, czy siedzi na chacie.

– Mogę was przenieść – przypomniał Grav.

  Na te słowa Akane wyrzuciła kluczyki do auta, po czym poklepała się po kieszeniach, aż wyczuła kształt klucza wejściowego do domu Jess. Shiena zerknęła na chat, lecz wiadomości ciągle nie zostały wyświetlone.

   Złapały Gusa za rękaw i wspólnie zniknęli.

 

****

  

    Zniknięcie Jessie brało swój początek w spoconym Danie, który przecknął sięna fotelu. Drżąc konwulsyjnie, próbował pozbyć się fantomowego dotyku ciemnych dłoni na jego ciele. Oddychał krótko i urywanie, ciągle walcząc z pozostałościami koszmaru. Mrok wokół niego falował, jakby tajemnicza istota wciąż oczekiwała na niego, by wciągnąć go we wnętrze kolejnego horroru. Fala mdłości naszła go na samo wyobrażenie. Na szczęście dreszcze w końcu ustały, a ciemność nie drgnęła ani o jotę.

– Danielu – Drago zaczął łagodnym głosem jakim przemawia się do przestraszonych ludzi czy zwierzątek. Dan normalnie by to skomentował, ale obecnie stanowiło to miłą odmianę od wcześniejszego terroru. – To nie może tak trwać. Musimy komuś powiedzieć.

– Nie, Drago – wyrzucił, mając wrażenie, że wyzbył się tym całego powietrza z płuc. Z trudem nabrał porządny haust. – Tylko ich zmartwimy. Musimy sobie z tym poradzić.

– Ale jak? – Bakugan usiadł na jego kolanie. – Nie mamy nawet pojęcia, kim jest ta istota – mruknął, lecz wojownik wyczuł, że czegoś nie dopowiedział.

– Masz jakiś plan, przyjacielu?

   Drago zawahał się wyraźnie, lecz westchnął.

– Znamy osobę, która ma spore doświadczenie z dziwnymi rzeczami. Jess również doświadczała dziwnych wizji i snów. Kto inny może nam pomóc?

   Dan powstrzymał się od otwarcia ust, za to przejechał dłonią po twarzy, ścierając resztki słonego potu. Teoretycznie Drago miał rację i Jess brzmiała jak najrozsądniejszy wybór. Tylko…Przełknął ślinę. Jak zareaguje? Okłamał ją, chłopaków.

– Musimy coś z tym zrobić – Bakugan przemówił z naciskiem. – Moja moc dalej szaleje.

   Szatyn zwiesił głowę.

– Dobrze, Drago.

   Ta zgoda powiodła go dokładnie do ogrodu państwa Knight. Księżyc świecił wysoko nad ich głowami, oblekając teren wokół w srebrzysta powłokę. Odgłosy miasta szumiały w oddali. Jess wpatrywała się w niego zapuchniętymi od snu oczami, otulając się puchatą kurtką. Przestąpił z nogi na nogę, czując jak wzrok orzechowych oczu staje się intensywniejszy.

– Więc co chciałeś mi powiedzieć, Dan? – spytała lekko zachrypniętym głosem.

   Przymknął powieki na sekundę. Teraz albo nigdy. Nabrał powietrza i rzucił się głową w czeluść, której dna nie mógł ujrzeć. Słowa, które zaczęły płynąć, mogły zmienić wszystko. Zmieść z powierzchni całego jego dotychczasowe osiągnięcia, przyjaźnie. Odmienić wszystko o 180 stopni. Mimo to mówił. Aż zaczął czuć ulgę. Że ktoś wreszcie ujrzał, z czym się zmagał. Usłyszał jego rwący się oddech i drżące ręce. Jakby jad powoli opuszczał jego organizm. Jednak był on zbyt silnie wkłuty w jego organizm, by zniknąć całkowicie. Mroczny śmiech nie opuszczał tyłu jego głowy, a czujne błyszczące pary oczu błyskały w okrutnej zabawie.

– Proszę, pomóż mi – wyrzucił na końcu słabnącym głosem.

   Przez chwilę nie działo się nic. Cisza aż wibrowała w powietrzu, na co jego serce zaczęło szybciej bić, a zimno wypełniać płuca. Mógł tego nie robić, zapomnieć, nie dac się,, jaki on głupi, czemu zdradzi…

– Tak mi przykro, Dan.

   Uścisk był gorący i mocny, natychmiastowo stapiając cały chłód. Tak jak przy łagodnym głosie Drago, Dan powinien poczuć się urażony takim traktowaniem. Teraz jego głupia duma nie miała prawa głosu. Nie gdy na krótką chwilę poczuł się bezpieczny. Odcięty od chłodu i mrocznych cieni skaczących po ścianach. Chwila iluzji.

– Obiecaj, że nikomu nie powiesz – powiedział i od razu odwrócił wzrok, zagryzając wargę. Niczym tchórz.

   To co robił, było egoistyczne. Byli w końcu paczką. Razem walczyli, świętowali zwycięstwa i lizali rany po porażkach. A przez jedną obietnicę Jess przestanie być częścią tego świata, bo wiedział, że dotrzyma słowa. Zostanie z nim, odrzucona przez resztę.

– I tak będziesz im musiał w końcu powiedzieć – westchnęła ciężko. – Ale dobrze.

– Przepraszam, Jess.

   Skinęła głową. Rozumiała bez problemu, co zrobiła. A mimo to ciągle wpatrywała się w niego z troską. Jakby wcale nie wykorzystał jej słabości.

– Ogólnie proponuje plan, że lecimy teraz na Vestalię.

– Co? – Prawie podskoczył. – Po co?

– Pytać o to Reiko, oczywiście – Szatynka oparła dłonie o biodra. – Nie zdradzi sekretu, a jednak szybciej ktoś mający ponad czterysta lat będzie wiedział, z czym się zmagasz.

   Zgodził się, mimo uczucia ściskania w żołądku. Choć tyle mógł jej dać.

– Drago, jeśli byś mógł.

    W księżycowej poświacie rozwarł się portal. Linie czasoprzestrzenne śmigały po czarnych ścianach. Jess wyciągnęła do niego dłoń. Przyjął ją z uśmiechem, po czym wspólnie wskoczyli.

 

****

   Pałac pogrążony w ciemnościach nie był najprzyjemniejszym miejscem do zwiedzania. Szczególnie po północy, kiedy odnosiło się wrażenie, że cały czas coś przemyka po ciemnych zakamarkach. Jako że nie mogłam już przywołać Reiko, byliśmy zmuszeni sami jej szukać. O  tej porze zamek był niemal całkowicie opustoszały jeśli nie liczyć tej duszycy i czterech nocnych strażników, którzy stali na zewnątrz przy bramach.

  Zerknęłam przez ramię, czy Dan za mną podąża i objęłam trasę na podziemną czytelnią. Liczyłam, że tam Reiko będzie siedziała, bo mimo wszystko czułam się cholernie zmęczona. Ten dziwny koleś, a teraz opowieść Dana. Kiedy opisywał swoje sny, na chwilę miałam wrażenie, jakby cofnął się czas i to były moje dziwaczne wizje. Czemu wszystko dziś w dziwny sposób sprowadzało się do Vestalii?

   Potrząsnęłam głową, gryząc lekko wargę. Nie był na to teraz czas. Danny wyglądem przypominał cień człowieka i nim należało się zająć, zanim te koszmary nie zjebią mu psychy. Pchnęłam dwuskrzydłowe drzwi i zaczęliśmy schodzić zakręconymi schodami w dół. Od kamieni bił ziąb, ponadto tylko nieliczne kinkiety świeciły, przez co trzeba było uważać, by się nie potknąć i przypadkiem nie skręcić karku.

   Droga przebiegała w absolutnej ciszy. Mogłam usłyszeć szum własnej krwi w uszach. Kompletne przeciwieństwo naszych wariactw z Neathii. Poczułam, jak po klatce piersiowej rozchodzi się zimno. Wszystko powoli zaczyna się chwiać. Miliony nieodpowiedzianych pytań kłębiły się niczym robaki, tworząc coraz głębsze dziury. Zupełnie jakby rzeczywistość zaczęła zmieniać się w kos…

– Koszmar. Mam wrażenie, że to coś wyciągało moje największe lęki i mnie w nie wpychało – mówił cicho Dan.

   Obróciłam się do niego. Nagle ta przyduszająca atmosfera uderzyła we mnie i zesztywniałam. Ponad ramieniem wystawał kawałek twarzy Hydrona. Jego sylwetka promieniowała nieco. Uśmiechnął się i nonszalancko strzepnął zeschniętą krew z włosów. Wzdrygnęłam się, gdy się uśmiechnął.

Kiedyś to był mój pałac.

   Zaschło mi w gardle, jednak oderwałam się niemal siłą i spojrzałam na Dana. Miał spanikowany wyraz twarzy.

– Brzmi jak Tytan – mruknęłam.

– Myślisz, że on…

– Nie jesteś z mojej rodziny – pokręciłam głową. – Ale jeśli to podobna istota, to Reiko musi coś o tym wiedzieć.

– Muszę wiedzieć o czym?

   Do zawału byłam o krok, kiedy znikąd pojawiła się za moimi plecami. Ścięła włosy do ramion, lecz poza tym nie zmieniła się ani o jotę. Ten sam nic nie mówiący uśmiech dalej wykrzywiał jej wargi. Omiotła nas wzrokiem i wskazała dłonią masywne drzwi na lewym końcu korytarza.

– Zrobię wam herbatę.

   Rzuciłam ostatnie spojrzenie za Dana. Hydrona nigdzie nie było.

 

****

 

   Akane nie raz widziała wkurwionego Spectrę. Często ona była powodem lub inna błahostka i zazwyczaj cieszyło ją to, bo nie od dziś było wiadome, że sprawienie temu bucowi kłopotów stanowiło świetną rozrywkę. Jednak teraz jego stan był daleki od tego zwyczajowego wkurzenia. Bliżej mu było do zdenerwowania, które było tak w niewytłumaczalny sposób przemieszane z troską, że nie odczuła nawet uncji radości. Zresztą choć telefon Jess okazał się rozładowany, to jej brak w pokoju o wpół do pierwszej był wysoko niepokojący.

   Podrapała Aresa za uchem, przyglądając się jak Haru pobieżnie sprawdza plecak Jessie. Nic, żadnej wskazówki, gdzie mogła pójść. Przeniosła wzrok na maszkarona i Gusa. Wtedy to zignorowała, lecz obydwaj mieli na sobie garnitury, co musiało znaczyć, że urwali się z jakiegoś ważnego wydarzenia.

– Gdzie byliście? – spytała Grava, wiedząc, że od Phantoma odpowiedzi nie uzyska.

– Bankiet dla inwestorów – wyjaśnił krótko. – Przedstawialiśmy nasz nowy projekt.

– I mogliście się tak urwać? – Shiena uniosła brew.

   Grav się lekko skrzywił.

– Niezupełnie.

   Powiedzenie, że Akane została zaskoczona, było jak nic nie powiedzieć. Spectra z własnej woli zrezygnował ze swojej obsesji naukowej, by siedzieć na fotelu w pokoju Jess?! Serce jej zabiło. To musiało być coś potężnego. Co takie się stało?!

   Słowa Grava zdawały się przecknąć Spectrę z letargu. Uniósł głowę i wyciągnął lśniącą kartę z kieszeni, podając Gusowi.

– Wracaj i dokończ negocjacje. Poczekam. I zabierz je do domu.

– Czemu chcesz zobaczyć Jess? – Aki zerwała się z krzesła i stanęła przed blondynem.

    Spojrzał na nią chłodno.

– Musimy porozmawiać.

– Nie pierdol – Skrzyżowała ręce. – Coś musiało się stać. Inaczej byś tu nie przyszedł. Więc mów!

   Gus wykonał gest, jakby chciał ją odciągnąć, ale szybko opuścił dłoń.

– Nie będziesz się mieszała do naszych spraw.

   Shiena mocno pociągnęła Akane za tył koszulki, gdy dziewczyna zabierała się do zamachu ręką. Specra z powrotem wbił wzrok w ścianę.

– Akane, nic się nie stało – przemówił Gus uspokajająco. – To zwykła rozmowa.

– Nie poświęciłby tyle dla zwykłej rozmowy.

– Aki – Grav ujął ją za przegub. – To nie nasze sprawy.

   Spojrzała na niego, po czym z odwróciła głowę z fuknięciem. Gus wyciągnął dłoń do Shieny.

– Chodżmy, Haruka – san.

 

****

 

   Reiko zawsze lubiła różne oryginalne mieszanki i niektóre potrafiły wykręcić gardło, lecz ta akurat była całkiem dobra, choć z nieco gorzkawym posmakiem. Otuliłam gorący kubek dłońmi na wzór Dana, kiedy po raz kolejny opowiadał o swoich snach. Na okrągłym stoliku leżał szkic tego stwora. Normalnie pośmiałabym się z tego talentu plastycznego (choć mój był niewiele lepszy), jednak ciągle czułam się obserwowana. Zerkałam na boki, lecz wokół był jedynie kurz i tysiące szafek.

   Reiko odłożyła filiżankę i podniosła rysunek. Zamyśliła się na chwilę.

– Jess miała rację, że przypomina swoim działaniem Tytana – przyznała. – Musiał się jakoś przedostać przez tą bramę lub klucz. Ta isto..

– Nazwijmy go Sześciooki – rzuciłam i choć żart wypadł blado, to Danowi drgnął kącik ust. Mały sukces.

   Reiko przewróciła oczami i postukała paznokciem w kartkę.

– Sześciooki zdaje się żywić na Danie i jego emocjach.

– Żywi? Jak?

– Im bardziej negatywne emocje tym lepsze – uznała. – Dlatego śnią ci się koszmary.

   Dan pobladł, a Drago poruszył się niespokojnie. Zjawa znów zamilkła. Akurat przez uchylone okno wpadło nieco chłodnego nocnego powietrza, po czym nagle świsnął wiatr. Zadrżałam, lecz nie przez chłód. Gorąc spojrzenia wbijanego w moją czaszkę zdawał się niemal topić kości. Odwróciłam głowę.

   Volt. Żywy niczym sprzed dwóch lat Volt. Skamieniałam.

Dalej nie umiesz zapomnieć?

   Nie miałam na to odpowiedzi. Mogłam jedynie się w niego wpatrywać. Nie uśmiechał się, a jego wzrok wydawał się wręcz oskarżycielski. Ale dlaczego? Przecież rozstaliśmy się na przyjacielskiej stopie. Choć…mogłam to zatrzymać. Jego śmierć. Mógł odejść ze mną. Gdybym tylko…Gdybym…

   Zaczął iść w moją stronę. Chciałam się cofnąć, lecz nie mogłam. Trwałam jak przykuta do fotela, gdy się zbliżał, aż stanął nade mną.

Masz rację, nie zatrzymałaś.

   Nie byłam w stanie się bronić czy choćby odezwać. Trwałam w przerażającym bezruchu, uwięziona pod jego palącym spojrzeniem.

A teraz boisz się spojrzeć w miejsce, skąd wypełzłem.

  Przykląkł na jedno kolano. Jego poważna twarz zdawała się być kamienną maską.

To miejsce jest pełne trupów.

   Moja głowa sama odchyliła się z powrotem w stronę ciemności. Krzyk uwiązł w gardle, a gorzka żółć zabulgotała w gardle. Shadow, Mylene, Hydron, Lync. Obdarci, poranieni. U dawnego księcia z boku sterczał metalowy pręt. Kassandra stała w swojej rozdarte sukni i trzymała wyszczerbiony miecz w dłoni. Złociste włosy rozwiały się w powietrzu, nim regał z tyłu zaczął opadać.

   Błysk płomieni. Krwawa pręga rozlewała się po ścianie, sięgając niemal okna, aż…

Kto tutaj włada ogniem?

   Ciepło otuliło moje ramiona niczym miękki kocyk. Postacie zafalowały i zniknęły, zabierając ze sobą pożogę. Miałam wrażenie, że błyska przede mną coś błękitnego, ale nie miałam siły się temu przyglądać. Czułam, jak moje mięśnie się rozluźniają, a błoga mgiełka spokoju wypełnia umysł. Ziewnęłam i po chwili pochłonął mnie sen.

 

****

   Reiko lekko fuknęła, kiedy ciało Jessicy opadło na nią. Zachwiała się, lecz zdołała odzyskać równowagę. Dan nie był w stanie ruszyć palcem, jedynie dalej trwał wbity w fotel. Krew wrzała mu w żyłach. Co to było? Co się stało z Jess?

– Powinnam była to przewidzieć – mruknęła zjawa, biorąc Jessie na barana. Spojrzała na niego poważnie. – To co cię prześladuje, obserwuje nas.

   Drgnął, a fala przerażenia uderzyła w jego płuca. Pokój zdawał się gwałtownie zwęzić do fotela oraz Reiko. Zjawa uniosła dłoń. Na koniuszkach palców zatańczyła błękitna wstęga. Wpatrywała się w nią przez chwilę, po czym pokręciła głową.

– Co to znaczy? – wykrztusił.

– Nie mam pojęcia, gdzie przebywa – odparła kobieta. – Jednak w jakiś sposób jego wymiar łączy się z inn.. Nie – Pokręciła głową. – On się łączy z tobą.

   Dreszcze przebiegły po plecach Dana. Zaczął słyszeć przytłumiony głos tamtego stwora. Czuł jego uśmiech. Jego triumf.

– Patrzy na ciebie i wykorzystuje sytuacje – Reiko mówiła dalej, nie dostrzegając reakcji Dana. – I widać może wpływać nie tylko na ciebie, ale i innych – Zerknęła na Jess i odgarnęła jej włosy z twarzy. Zagryzła wargę. – Co to u diabła jest?

   Dopiero trzask porcelany przyciągnął jej uwagę. Brunet zaciskał dłonie na krawędzi stolika, aż knykcie zbielały. Ciemny płyn wolno skapywał na podłogę. Kuso uniósł głowę. Jego nozdrza drgały, a oczy wypełniało przerażenie, jakby czuł obecność istoty gdzieś w sobie.

   Kap. Kap. Kap.

– Powstrzymasz to? Albo dowiesz się co to?

– Mogę spróbować – odparła. Dotknęła dłonią jego ręki i wtedy mały błękitny symbol pojawił się na skórze. – Gdybyś był w koszmarze, naciśnij palcem ten symbol i pamiętaj, że to tylko sen. Zawarłam w nim trochę magii uspokajającej. Powinno pomóc szybciej się wybudzić.

– Dziękuje – Potarł palcem znak, po czym spojrzał na Jess. Jego twarz wykrzywił ból. – To naprawdę jego sprawka?

– Najbardziej prawdopodobne. Nie wiem, co widziała, ale musiał to sprowokować – szepnęła.

– Więc powinienem…nie przebywać z Jess?

   Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Na pewno jego wpływ na ciebie jest dużo większy niż na osoby postronne. Niczym Tytan. – Niemal wypluła to imię. – Jess musiało coś dręczyć, a on jedynie pchnął ją w tę stronę.

– Dręczyć…?

   Jednak Reiko już nie miała na to odpowiedzi. Światło księżyca przesunęło się po ich twarzach. W głębi nocy zawyły zwierzęta. Reiko pstryknęła palcami, wywołując portal.

– Idź do domu, Dan – Wskazała na tunel. – Jeśli coś znajdę, przekaże ci przez Jess.

– Dobrze. Dziękuje, Reiko.

– A i… - Zawahała się na ułamek sekundy. – Jeśli Jess nie wspomni o dzisiejszym, nie nawiązuj do tego.

   Zmarszczył brwi, ale skinął głową. Reiko wyglądała na podenerwowaną. Rzucił ostatnie spojrzenie na śpiącą Jess, po czym wszedł do tunelu.

   Kiedy chłopak zniknął, Reiko przeniosła się do domu Jessicy. Ledwo jej stopy dotknęły ciepłych paneli, zorientowała się, że coś nie gra. Panowała głucha noc, a mimo to w pokoju paliło się światło. Pies spał przy nogach łóżka. Obejrzała się przez ramię, akurat gdy skrzypnęło krzesło.

   Spotkała się oczami z Spectrą, który po sekundzie spuścił wzrok na Jessie. Zmarszczył brwi, tworząc głęboką zmarszczkę między nimi. Jego twarz spochmurniała.

   Zegar stojący w holu trzema mocnymi uderzaniami ogłosił godzinę trzecią w nocy. Czas kiedy zaczynały szaleć demony.