wtorek, 27 września 2022

S3 Rozdział 12: Punkt krytyczny

  

    Choć zażyłam porządnej dawki snu, to od trajkotania Dylana zaczynałam odczuwać lekki ból w skroniach. Szczęśliwie się od nas odczepił, gdy Keith spojrzał się na niego niczym na robaka, jednak dalej mielił jęzorem do każdego po kolei. Westchnęłam i machnęłam na powitanie do Shuna oraz Marucho, którzy siedzieli bardziej w kącie.

 – Lepiej się dziś czujesz, Jess?  – spytał Kazami, podchodząc, bo inaczej nie przebiłby się przez ględzenie Dylana.

   Skinął również głową do Keitha, na co ten odpowiedział tym samym.

 – Tak, wszystko w jak najlepszym porządku – odparłam i rozejrzałam się.  – Brakuje Dana  –  stwierdziłam. 

Pisałem dziś do niego i raczej ma przyjść – oświadczył Marucho.

Byle nie było jak zawsze – mruknął jego bakugan.

Tristar!

No co? Taka prawda! Dan ostatnio wiecznie coś obiecuje, a potem nas olewa!

   Blondynek umilkł, gdyż zabrakło mu na to riposty. Za to mnie ogarnęło poczucie winy. Gdybym odważyła się im wyjawić prawdę, nad Wojownikami nie wisiałoby widmo rozpadu drużyny lub, co gorsza, zniszczenia ich przyjaźni. Zacisnęłam dłoń w pięść. Może powinnam postąpić jak z Keithem i zdradzić Dana dla „większego dobra”? Na samą myśl ścisnęło mnie w środku. Nie, to było dla mnie niewykonalne.

   Choć wspomnienie wczorajszej kłótni również nie należało do najmilszych…. A i nie zapominajmy, że musiałam mu też przekazać wieści od Reiko, które raczej na pewno go nie ucieszą.

Ale widzisz Tristar, kończę z tym! – krzyknął Dan, który znikąd pojawił się nad moją głową. – Hejka wszystkim!

   Wzdrygnęłam się na jego nagłe pojawienie, a twarz Marucho rozjaśnił uśmiech. Shun łypnął ponuro, ale nieco się rozluźnił.

Liczyłem, że nas nie wystawisz, Dan – odezwał się Dylan z podstępnym uśmiechem. – Zrobiłem to spotkanie specjalnie z myślą o waszej drużynie – Wstał i przeciągnął się, omiatając nas spojrzeniem. – Skoro wszyscy są, to idę zerknąć na fanów i zaraz po was wracam!

   Ledwo zniknął z szatni, od razu zrobiło się ciszej i znacznie przyjemniej. No jeśli zignorować natarczywe spojrzenia Anubiasa w naszym kierunku.

Ale że nawet Spectra przyszedł – Dan trącił Phantoma łokciem. – Tego się nie spodziewałem.

Jess narzekała, że nigdy jej nie dopinguje.

Faktycznie, tutaj jesteś mi wybitnie potrzebny – Przewróciłam oczami.

Narzekasz?

Ściągnąłbyś chociaż to ustrojstwo z twarzy! Przestraszysz dzieci!

Bez maski też zrobiłby to bezproblemowo – zauważył Fludim.

   Parsknęłam mimowolnie, a Spectrze zadrgała żyłka. Lecz twardo stał przy swoim i maski nie ściągnął.

Lepiej się dziś czujesz, Jess? - spytał Dan, by skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory.

   Odpowiedzi nie udzieliłam, gdyż przede mnie wepchnął się Anubias. Zlustrował Kuso wzrokiem od stóp do głów i wyszczerzył te swoje kły.

Obyś tak samo pojawił się na naszej walce. Wierzyłem, że nie stchórzysz, Kuso.

Miałem gorsze momenty to prawda – Brunet założył ręce na torsie. – Ale i tak nigdy z tobą nie przegrałem – Wyszczerzył się zwycięsko.

   Normalnie sadomaso już zacząłby się rzucać. A jak nie on to jego drużyna wiernych pachołków. Lecz dziś jedynie odwzajemnił uśmiech i przeniósł swoją uwagę na Spectrę. Zmarszczyłam brwi, bo taka nagła zmiana zachowania u tego idioty nie mogła wróżyć niczego dobrego.

Ty też wydajesz się silny – stwierdził. Choć chyba nigdy cię tutaj nie widziałem. Nie, zaraz… zamyślił się na sekundę i zerknął na mnie kątem oka. To twój sługus, styropianie?

   Powstrzymałam chęć klepnięcia się w czoło. Musiało mi się coś pomylić z tą zmianą zachowania, Anubias dalej był wybitnym idiotą. No i samobójcą, bo wzrok Spectry od razu zmienił się z beznamiętnego w lodowaty.

Nieważne, co powiesz, zawsze potwierdzasz moją teorię, że żyjesz bez mózgu – odparłam. I musisz żyć pod kamieniem, skoro nie kojarzysz Spectry Phantoma.

Kogo?

   Sadomaso wyglądał na prawdziwie skonfundowanego. Sama zrobiłam duże oczy podobnie jak Dan. Obsesja Anubiasa na punkcie Dana rozwinęła się do tego stopnia, że ignorował całą resztę wszechświata?

Poflirtujecie później! Zaczynamy spotkanie! - krzyknął Dylan i machnął na nas dłonią.

   Anubias coś syknął w jego stronę i oddalił się do własnej drużyny.

Baw się dobrze – pożegnał mnie Keith.

Ty… urwałam i westchnęłam. To było do przewidzenia.

Damy czadu, Jess!

   Dan był dziś wyjątkowo entuzjastycznie nastawiony do życia, jak się tak głębiej zastanowić. Zupełnie jakby wrócił do dawnego siebie. Była to swego rodzaju ulga, chociaż kryzys dalej nie był zażegnany.

Podziękuj Reiko – szepnął mi do ucha, zanim wyszliśmy na podest.

   Obróciłam do niego głowę, ale on zdążył już odejść kawałek w bok. Przełknęłam ślinę, ale nie było teraz czasu, by się zastanawiać, czy te słowa oznaczały coś negatywnego czy też pozytywnego. U wejścia na scenę kłębił się już spory tłum. Uśmiechnęłam się do paru fanów, odkładając troski na później.


****


   Koszulki z olbrzymią twarzą Anubiasa, która wyrażała niepojęte obrażenie na świat. Choćby się waliło i grzmiało, to wystarczyło mi do poprawy humoru. Zwłaszcza gdy Dylan skomplementował jedną z fanek, twierdząc, że powinien stworzyć takich całą markę. Anubias wyglądał, jakby rozważał mord na miejscu, jednak powstrzymywał go Robin. Na jego nieszczęście dziewcząt w tym przecudownym odzieniu było wiele, więc wybuch Anubiasa pozostał kwestią czasu.

   Z uśmiechem na ustach przyglądałam się, jak próbował nie wyrwać blatu, a kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, pomachałam mu. Starożytnym dziękować, że nie postanowił cisnąć we mnie dzbankiem z wodą, ale ręce mu zadrgały.

   Jeśli chodzi o kwestie poważniejsze, to wyraźnie było widać dysproporcje między ekipą czterech ameb, Sellon i jej wyznawczyniami a nami. Dylan ustawił trzy długie stoły, by nas oddzielić. Każdy miał swoją kartkę z imieniem i krzesło naprzeciwko. Zdecydowanie najdłuższa kolejka stała do Sellon, potem było mniej więcej równo między Danem i Anubiasem. I tu kończyło się zainteresowanie Wojownikami, bo gdy przy innych osobach był tłok, u nas było raptem kilka osób.

   Mnie to nie robiło żadnej różnicy, a wręcz pasowało, bo mogłam się w najlepsze śmiać z sadomaso, lecz obawiałam się, że chłopakom mogło zrobić się przykro.

Dlaczego wasza drużyna nie powróci?

   Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawiła się nowa osoba. Piegowaty chłopak z blond grzywką opadającą na oczy. Uśmiechnęłam się i uścisnęliśmy sobie ręce.

Nasza drużyna?

Jakiś rok temu grałaś jeszcze z Akane i chyba Shieną.

A! - Skinęłam głową. - To prawda, ale każda z nas ma teraz inne sprawy. Dlatego tylko ja zostałam.

Szkoda – westchnął. Lubiłem was oglądać – Zerknął na bok i ściszył głos. Miałyście też lepsze relacje.

   Dla postronnego widza Wojownicy naprawdę musieli wyglądać jak wielki chaos, że mówili to bezpośrednio.

Dorosłość.

Albo mogłabyś walczyć razem ze Spectrą.

   Zamrugałam. Słucham, proszę, co?!

He?

   Oczy chłopaka rozbłysły.

Helios i Fludim to potężne kombo! To jedne z moich ulubionych bakuganów! No i macie podobne style walki! Są zajebiste!

   Fludim na te słowa wypiął się dumnie, na tyle ile pozwalało mu kuliste ciało. No i standardowo rzucił mi potępiające spojrzenie.

Choć twoja walka z Sellon też była ciekawa. Choć tak nagle się skończyła – chłopak kompletnie zmienił temat.

   Nawet specjalnie nie musiałam się wysilać. Wystarczyło, że Fludim czy ja odezwaliśmy się z dwa razy. Cała reszta konwersacji była wręcz robiona za nas. Na koniec jeszcze dostałam mała opakowanie czekoladek.

Opłacało się tu przyjść – stwierdziłam, otwierając nugatową.

Gdybyście jeszcze tak na walki chodziła – jęknął Fludi.

Naprawdę nie uważasz, że mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie?

Mięśnie mi skostnieją!

   Krzesło przede mną znów zaszurało po podłodze, nim opadła na nie dziewczyna. Długie jasne włosy spływały po oparciu, a czerwone oczy wyrażały absolutny brak zainteresowania otoczeniem.

Zgadzam się z moim poprzednikiem – zaczęła bez ogródek. Pasowalibyście do siebie z Phantomem.

   W duchu przewróciłam oczami. Nie mają ciekawszych tematów?

Jak widać nie ma go w Bakuprzestrzeni, więc to niemożliwe.

Och, to nie z nim szłaś dziś za rękę?

   Umilkłam, w myślach przysięgając, że go potem pizgnę patelnią. Ta jego przeklęta maska! I ta pożal się panie pelerynka jak dla pięciolatka!

Radziłabym pytać jego, czemu nie walczy.

Nie mówię tego, bo jestem nim zainteresowana – rzekła, nachylając się w moją stronę. Tylko wtedy częściej bym widziała, jak walczysz. A twój Darkus jest doprawdy fascynujący.

   Po bliższym przyjrzeniu się jej, przyznałam się do błędu. Ona wcale nie była znudzona, a jedynie taką narzuciła pozę, by ludzie nie zauważali, jak ich analizuje. Jej wzrok był zdecydowanie ostry i bystry.

Również walczysz Darkusem...? spytałam, zacinając się, bo przecież nie znałam jej imienia.

Liv – przedstawiła się. I tak. Dlatego lubię cię oglądać. Obecnie mało jest dobrych graczy z tej domeny.

Pan za tobą mógłby się nie zgodzić.

   Wzruszyła ramionami.

Ma za agresywny styl.

Charakter również.

   Przyjrzała mi się ponownie. Pod tak intensywnym spojrzeniem zrobiło mi się nieco gorąco, ale ładnie to wytrzymałam.

Wyglądasz na zmęczoną.

   Aż tak to było widać? Podrapałam się po policzku, próbując wyglądać na delikatnie speszoną.

Końcówka turnieju, sama rozumiesz. Stres i tym podobne.

   Raczej mi nie uwierzyła, ale uniosła kącik ust, po czym sięgnęła do kieszeni spódnicy. Wyciągnęła z niej małą figurkę słonia. Postawiła ją na blacie.

To na szczęście.

Dziękuje, Liv.

   Wstała i odwróciła się do mnie plecami. 

A i przy okazji Gawain radzi się pośpieszyć – powiedziała.

Skąd ty…!

   Bezmyślnie poderwałam się z krzesła, ściągając na siebie uwagę wszystkich, a dziewczyna zdołała szybko wtopić się w tłum. Zaklęłam w myślach, czując, jak serce szybciej mi zabiło. Musiałam szybko wymyślić jakoś wymówkę i stąd wyjść.

Jessie? - Marucho pociągnął mnie za rękaw, bym na niego spojrzała.

   Szczęśliwie udało mi się odciągnąć uwagę bez żadnego słowa. Bowiem mój wybuch został przytłumiony przez okrzyk Dana, który potoczył się pewnie nawet po szatni.

Joseph, stary, co ty tu robisz?!

   Było to skierowane do wysokiego nastolatka o długich fioletowych włosach związanych w kucyk i czarnym płaszczu. Miał szeroki uśmiech na twarzy i ściskał mocno dłoń Kuso.

Wróciłem, by cię zobaczyć, kumplu – odparł.


****


   Dla Dana dotychczasowe spotkanie z fanami było wydarzeniem łagodnie rzecz ujmując nieprzyjemnym. Przyszedł tu tak naprawdę tylko przez to, co powiedziała mu mama i niecierpliwie wypatrywał tego tajemniczego gościa z rana. Jednak póki nikt mu nie wpadł w oko, musiał jako zdzierżyć rozmowy z ludźmi. Niektóre były nawet przyjemne, pełne uwielbienia dla jego osoby i słów otuchy, co nieco podnosiło go na duchu. Niefortunnie zaraz po nich musiał mierzyć się z osobami, które miały do niego wyraźne pretensje i natarczywie wypytywały o ostatnie wydarzenia. Męczyło go już wymyślanie wymówek i wykręcanie się złym stanem zdrowia.

   Oprócz tego nie miał oparcia w przyjaciołach. Po wczoraj między nim a Shunem była lodowata cisza, Marucho wyraźnie był zbity z tropu, a Jess siedziała za daleko. Drago również nie mógł go zbyt wspomóc, gdyż dręczyły go identyczne troski. Tak więc zmęczenie psychiczne Kuso pogłębiało się, a jego noga coraz szybciej się trzęsła. Najchętniej by stąd uciekł, nie oglądając się wstecz. Czuł zimny pot na karku oraz narastający ból brzucha. A tłum twarzy się nie zmniejszał, wręcz przeciwnie.

   Aż pojawił się on. Wpierw Dan pomyślał, że faktycznie twarz była znajoma. Gdy chłopak się uśmiechnął, od razu przypomniało mu się, jak mając osiem lat podali sobie rękę przez płot. Niesamowita ulga, jaką odczuł, niemal go osłabiła.

   To był Joseph. Jego przyjaciel z Warrington. Drugi najlepszy po Shunie.

   Ogarnął go nagły przypływ energii, w wyniku czego zapomniał o bożym świecie. Nie spostrzegł zdenerwowania Jess czy zdumionego wzroku Marucho. Zerwał się na równe nogi i potrząsnął Josephem.

Czemu nie poczekałeś w domu?

Chciałem ci zrobić niespodziankę.

   Przez lata głos chłopaka stał się wyraźnie głębszy i niższy, ale dalej miał ta charakterystyczną chrypkę.

   Dylan chrząknął, sygnalizując, żeby zaprzestali tej przyjacielskiej pogawędki. Większość osób wlepiała w nich zaciekawiony wzrok, przez co Dan miał pewność, że jutro stanie się głównym tematem wszelkich plotek.

Poczekam na ciebie przy wyjściu – powiedział na pożegnanie Joseph.

   Zanim jego miejsce zajęła kolejna osoba, Shun nachylił się.

Kto to był?

Mój stary przyjaciel. Nie pamiętasz go? – Dan uniósł brew.

   Na twarzy Shuna odbiło się wyraźne zdumienie, ale nie mieli czasu więcej porozmawiać, bo już pojawili się następni fani.

   Następne pół godziny upłynęło Kuso niezwykle wolno. Ledwo pamiętał, o czym rozmawiał, mając w głowie jedynie myśli o Josephie. Po tylu koszmarnych zdarzeniach naprawdę był wdzięczny za chwilę wytchnienia. Gdy tylko Dylan zaklaskał, dziękując wszystkim za przybycie, Dan zerwał się z krzesła.

Będę przy wyjściu! – krzyknął do drużyny i pognał do drzwi szatni.

   Usłyszał krzyk Anubiasa za sobą, ale go zignorował. Zdołał zarejestrować jeszcze fakt, iż szatnia była pusta, choć przecież powinien tu siedzieć Keith. Jednak niemal od razu wyrzucił to z głowy i wypadł na korytarz. Po chwili zadyszany ale z szerokim uśmiechem stał przez przyjacielem.

Nic się nie zmieniłeś, Danny – stwierdził Joseph. – Zabiegany jak zawsze – Zerknął za jego ramię. – A gdzie Shun? Jestem ciekawy, jak się ma.

Zaraz przyjdzie, ale póki co – Kuso wysunął dłoń, na którą wskoczył bakugan. – Drago, to Joseph. Joseph, poznaj mojego Drago.

Więc to jest ten słynny Dragonoid – Chłopak uśmiechnął się.

Miło mi poznać – Smok skinął głową.

Co jak co, ale osiągnąłeś zawrotną karierę w te kilka lat, kumplu.

Hehe, wiadomo – Dan dumnie potarł palcem o nos. – Zawsze byłem zdolny. Ale mów, co u ciebie! Skąd tu się wziąłeś?

Cóż – Joseph sięgnął do kieszeni płaszcza. Spomiędzy dwóch palców błysnął brązowy bakugan. – Powoli się wkręcam w bitwy.

To twój bakugan?

Niestety nie – przyznał, a kulka rozwinęła się, przedstawiając postać wilka. – To jedynie klon cyfrowy, Hennis.

    Nie widzieli się ponad siedem lat, ale Dan miał wrażenie, jakby minął zaledwie tydzień. Wszelkie zmartwienia na moment opadły z jego ramion, aż poczuł się lżej.

Znajdziesz jakiegoś – pocieszył przyjaciela. – Muszę cię wszystkim przedstawić! Marucho, Runo, Julie, Jess – zaczął wyliczać. – Rany, cieszę się, że wróciłeś.

Również jestem wdzięczny – odparł Joseph, po czym skrzywił się delikatnie. – Ale mam wrażenie, że Shun nie jest zbyt szczęśliwy na mój widok.

   Dan odwrócił się i niemal nie wpadł na Kazamiego. Faktycznie mina szatyna nie wskazywała, by darzył od nowego gościa zbyt ciepłymi uczuciami. Z drugiej strony Shun zawsze wyglądał poważnie.

Nic z tych rzeczy – rzekł Wojownik Vemtusa, wyciągając rękę. – To jedynie zmęczenie.

   Joseph uścisnął jego dłoń, ciągle szeroko się uśmiechając. Dan nie mógł tego zauważyć, ale Kazami wyraźnie poczuł, że chłopak użył więcej siły, niż było trzeba.


****


   Stanęłam na środku szatni, próbując ustalić, co zrobić. Spectry, żeby go szlag, nigdzie nie było, a Dan wybiegł jak wariat. Z jednej strony wczoraj ustaliśmy, że muszę Kuso pilnować, a pojawienie się jakiegoś kolesia z pewnością wymagało wybadania sytuacji. Z drugiej Liv i wiadomość od Gawaina też dopraszały skonsultowania się z Keithem i to jak najprędzej. Rozerwać się nie mogłam, więc jako poważny i dorosły członek społeczeństwa zrobiłam wyliczankę.

   Dla komfortu przesuwałam palcem między śmietnikiem a szafką, ignorując, jak kretyńsko musiało to wyglądać dla reszty zgromadzonych.

Zgłupiałaś do reszty? – spytał z przekąsem nikt inny jak mój fan numer jeden – Anubias.

Cicho, pchlarzu, podejmuje życiowe decyzje – machnęłam na niego ręką, nie przerywając wyliczanki.

   Padło na szafkę, czyli idę do Dana. Do Spectry wyślę tylko szybkiego sms’a, jak już poznam nieco bliżej tego całego Josepha. Z planem w myślach obróciłam się do chłopaków, którzy ładnie na mnie czekali, niczemu się nie dziwiąc. I to są dżentelmeni!

Zgaduję, że dziś herbata też odpada, Jessie? - zagadnęła jeszcze Sellon.

Wybacz, ale mamy wiele na głowie – wymówiłam się i pociągnęłam Shuna oraz Marucho.

   Tylko po to by wejść na Spectrę. Samym spojrzeniem chyba wybitnie mu przekazałam, co myślę o takim znikaniu, bo tylko wystawił przed siebie kubek z gorącą herbatą niczym łapówkę.

Za twoje cierpienia – mruknął.

Dziękuję, a teraz do Dannego! – Machnęłam ręką przed siebie, omal nie godząc Shuna w nos.

   Kazami jednak to olał i wyprzedził nas niczym dzika łania. Westchnęłam, pociągając łyk napoju. Rozgrzało mnie od razu.

Coś się stało? - spytał Spectra, patrząc po naszych twarzach. – Wyglądacie nieswojo.

Ach, nic takiego – Marucho poprawił okulary. – Po prostu pojawił się jakiś kolega Dana, którego nie znamy.

   Keith tego nie skomentował, a zerknął na mnie. Wzruszyłam ramionami i złapałam go pod ramię, lekko zwalniając. Marucho nas wyprzedził, nawet tego nie zauważając.

Dostałam wiadomość od Gawaina – szepnęłam.

   Od razu się napiął.

Jakim cudem, skoro…

Nie było tam jego, a jego znajoma Liv – przerwałam. – Potem ci dokładniej opowiem, ale widocznie niecierpliwi się i może zacząć mieszać.

Mówiłem, by go odstrzelić – wtrącił się Helios.

Zajmę się tym – odparł krótko Spectra.

Obawiam się, że skoro kazał mi to przekazać, to tak łatwo go nie znajdziesz – stwierdziłam.

   Uniósł brew.

Myślisz, że nie dam rady?

Mówię, co podpowiada mi instynkt – Wzruszyłam ramionami. – A teraz skupmy się na Danie.

   Wyszliśmy przed arenę. Dan machnął do nas, po czym zaprezentował nas niczym jakiś celebrytów.

To Jessie, moja droga przyjaciółka – oznajmił donośnie, pokazując mnie od stóp do głów. – Natomiast to Spectra Phantom, tutaj relacja jest bardziej skomplikowana, ale jesteśmy dobrymi kumplami.

Słyszałem również o waszej dwójce – powiedział Joseph. – Jesteście z Vestalii, prawda?

   Skinęłam głową. Uśmiech na twarzy tego chłopaka wydawał się wręcz przylepiony, ale na pierwszy rzut oka nie jawił się jako groźny osobnik. Był nieco niższy od Shuna, ale za to bardziej umięśniony, co podkreślały obcisłe rękawy piaskowego golfu.

Dobra, nie stójmy tak. W kafejce wam wszystko opowiem – zarządził Dan.

   Skierowałam na niego uwagę. Wyglądał na dużo radośniejszego niż przez ostatnie kilka dni. Do jego oczu wrócił entuzjazm oraz pogoda ducha. Czy było to spowodowane jedynie obecnością Josepha czy też magia Reiko jakoś się do tego przyczyniła, nie wiedziałam, ale i tak miło było zobaczyć dawnego Kuso.

   Zaraz jednak moją radość zastąpił kolejny skurcz w żołądku. Na tablicach holograficznych wyświetlił się plakat z twarzami Anubiasa i Sellon, który zapowiadał dzisiejszą półfinałową walkę. Miała odbyć się pod wieczór i zdecydować, kto jutro popołudniu zawalczy z Danem. Może i Reiko mówiła, że i bez bitew da się połączyć z Sześciookim, ale dla mnie to one były najpotężniejszym wyzwalaczem. Dan był urodzonym graczem, dlatego przelewał w pojedynki wszelkie emocje. Jeśli dołączyć do tego stres związany z finałem i strach przed Sześciookim, to wychodziła zabójcza mieszanka.

Musimy tam jutro być – rzekł Fludim, jakby czytając mi w myślach.

Myślisz, że coś się stanie?

Obawiam się, że Drago znów może przyzwać mechtogana. To coś jest potężne i kompletnie nieokiełznane. Będzie stanowiło zagrożenie dla wszystkich.

Chyba muszę poprosić Reiko o pomoc – stwierdziłam. – Jej bariery były w stanie zatrzymać nawet Tytana.

To dobry pomysł.

Też czekasz na finał?

   Omal serca nie wyplułam, gdy za mną odezwał się Joseph. Zaklinając, by nie słyszał nic z rozmowy, przywołałam przyjazny wyraz twarzy.

Kto by nie czekał, w końcu Dan ma szansę na zostanie Mistrzem Bakuprzestrzeni drugi rok z rzędu.

To prawda.

Powiedz, długo się znacie z Danem?  spytałam.

Skoro już tu był, to równie dobrze mogłam go nieco poznać.

Dziesięć lat, poznaliśmy gdy byliśmy ośmiolatkami.

   Gwizdnęłam cicho.

Kupa czasu.

Niby tak, ale człowiek sam nie wie, kiedy to minęło – zaśmiał się.

Zawsze myślałem, że Dan przyjaźnił się tak długo tylko z Shunem.

Heh, wyprowadziłem się, gdy miałem jedenaście lat. Ale jak to mówią, stara przyjaźń nie rdzewieje.

   Przytaknęłam i na tym rozmowa się urwała na moment. Joseph wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Kręcił nerwowo palcami i zerkał w różne strony. W końcu westchnął.

To może zabrzmieć dziwnie… - zaczął.

   Od razu zrobiłam się podejrzliwa.

Tak?

Ale namówiłabyś kiedyś Spectra, by wziął udział w walce? - szepnął, a policzki pokryła mu czerwień.

   Aż się zatrzymałam. Ten jednak nie odwrócił wzroku, a raczej wpatrywał się we mnie niczym w swoją ostatnią nadzieję. Gdyby oczy mogły świecić, jego płonęłyby niczym latarnie morskie.

   Spectra ma nawet męski fanklub, szczęśliwiec zasmarkany.

Czemu ja? - zdołałam wydusić.

A nie jesteście blisko? – Przechylił głowę.

Bliskość nic do tego nie ma, on się nikogo nie słucha.

   Joseph opuścił ręce, wydymając dolną wargę.

Tyle o nim słyszałem i zawsze chciałem ujrzeć jak walczy.

Spokojnie, znając nasze życie jeszcze będziesz miał okazję.

   Twarz znów mu się rozjaśniła. Dogoniliśmy grupę, gdy Dan zaczął wykrzykiwać nasze imiona na cały regulator. Spectra posłał mi pytające spojrzenie, a ja skrzywiłam się. Nie wydawało mi się, by nasz nowy kolega był jakimś zagrożeniem.


****


   Akane była piękna. Wiedziała to doskonale od najmłodszych lat. Przez swoją urodę przyciągała uwagę. Oczywiście istniały inne głosy jak pewnego bakugana, które twierdziły, że to przez jej styl bycia wściekłego byka. Ale kto by słuchał plastikowej kulki, która obecnie przebywała zamknięta w akwarium? Była to jednostkowa i nic niewarta opinia.

   I Japonka absolutnie nic nie miała, by ją podziwiano. Tylko czy te osoby mogłyby ukazywać swoje zacne ryje, do jasnej cholery? Bo od kiedy weszła z dziewczynami do sklepu, co chwila czuła się obserwowana. Lecz jeśli się odwróciła, nikogo nie widziała oprócz obsługi sklepu, która była nią tak zainteresowana co udawaniem, że lubią swoją pracę.

   Przy czwartym obrocie zaczęła rozważać udanie się do pomieszczenia ochrony, bo kark zaczynał ją powoli pobolewać.

To jakaś nowa forma padaczki? – spytała prześmiewczo Jane.

Ktoś się na mnie ciągle gapi, nie czujecie tego?

   Haruka z Wilson popatrzyły po sobie i zgodnie zaprzeczyły.

Twoje instynkty są mocno wyczulone, Aki – uznała Shiena.

Niczym u dzikiego zwierzęcia.

Oczekiwać od was współczucia – jęknęła z udawaną urazą.

Kto niby mógłby cię śledzić?

Mój fan?

Szybciej osoba, której kiedyś przywaliłaś – Jane jak zawsze była brutalnie przy ziemi. – Zignoruj to i tak nikogo tutaj nie znajdziesz, ten sklep jest gigantyczny.

   Weszły w alejki wypełnione wszelkiego rodzaju makaronami. Jako że dziś miały zaplanowany wieczór plotkarski, to Jane zaoferowała się, by zrobić im jakieś cieplejsze jedzenie. Podczas gdy Wilson zerkała na etykiety, Akane zlustrowała wnętrze koszyka. Paczki chrupków, soki, oczywiście fajki, jakieś czekolady oraz kilka rodzajów herbaty dla wytarganej przez życie Jess.

Tak pusto bez alkoholu.

Tak zaczyna się każde uzależnienie – przestrzegła ją Haruka.

Zresztą wykorzystałabyś, by się szybko upić i nie opowiedzieć nam o randce z Gusem – dobiła ją Jane.

To nie była randka! Uderzyła dłonią o rączkę koszyka.

   Jane tylko uniosła kpiąco brew i pokiwała wolno głową. Aki zadrgała brew i nabrała ją ochota, by strzyknąć kilka razy nadgarstkami.

   Nagle poczuła dreszcz na plecach. Palące spojrzenie powróciło, celując prosto w jej głowę. Tylko tym razem postanowiła nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Słuchając dziewczyn, delikatnie przesuwała głowę w lewo, aż kątem oka udało jej się dostrzec niewyraźne zarysy jakieś osoby na końcu alejki.

   Koszyk wystrzelił w regał, a Akane w tył, wpadając do zakrętu. Klasycznie nikogo nie ujrzała, choć przebiegła przez całą długość aż do następnego skrętu. Warknęła, biorąc się pod boki. Kto to kurwa był?

Prawie zawału dostałam przez ciebie – Jane westchnęła. Widziałaś kto to?

Nie.

Może jakiś fan z Bakuprzestrzeni? - zasugerowała Shiena.

   Akane zmarszczyła nos w geście dezaprobaty.

Nie byłam tam od dawna – Potrząsnęła głową. Dobra, jebać.

Jak coś pożyczę ci pałkę teleskopową – zakończyła temat Jane.

   Pokierowały się w stronę kas. Aki już więcej nie odczuła, by była śledzona. Mimo to jakieś ziarno niepokoju zostało zasiane i jeszcze kilka razy obejrzała się za siebie, nim wsiadły do auta Haruki.


****


   Przesiedzenie dwóch godzin w kafejce nie zrodziło żadnych owoców. Wysłuchiwałam tylko historii o podstawówce, wycieczkach i robotach. Jedynym sukcesem było to, że Dan wspaniałomyślnie postawił mi lunch, więc przynajmniej nie wróciłam do domu głodna. Jeszcze przed teleportacja wysłałam mu wiadomość, gdzie opisałam wszystko, co powiedziała mi Reiko. Wykorzystałam też fakt, iż Keith miał jakiś dzień dobroci i poprosiłam, by przekazał zjawie wiadomość o jutrze. Gdybym miała jeszcze odwiedzać piwnice i mieć jakieś popaprane zwidy, to niechybnie bym zeszła z tego nędznego świata.

   Ledwo me stopy dotknęły podłogi, poczułam zapach przypraw. Zrzuciłam z siebie płaszcz i zeszłam na dół, gdzie siedziała już Jane, Aki i Haruka. Ares zamerdał ogonem i oparł się o moje kolana, domagając pieszczot.

Doceniam, że zawsze czekacie, aż wam otworzę drzwi – powitałam je, jednocześnie drapiąc psa za uchem.

   Akane rozłożyła ręce i uśmiechnęła się szeroko.

Mam stalkera.

Doskonała wiadomość do pozazdroszczenia – odparłam.

Nie wiemy czy to stalker czy fan – zauważyła Shiena.

Fan raczej nie spierdalałby na mój widok z prędkością wyścigówki.

Masz taki wzrok czasami, że…

Cicho siedź, Leaus, bo wrócisz do akwarium.

Jestem tutaj torturowany, halo!

Trzymasz go w akwarium? - Jane wychyliła głowę z kuchni.

Trzeba prowadzić politykę żelaznej dyscypliny! Akane wzniosła pięść.

Wprowadź ją do swojego systemu nauki! - syknął Leaus.

Stanowczo spędziłeś tam za mało czasu.

Dziewczyny!

   Shienie chyba się go żal zrobiło, bo nim Akane zdołała coś zrobić, wzięła bakugana na ręce i przeniosła do Garry. Czerwony smok odpoczywał sobie w swoim ulubionym miejscu czyli pod storczykiem na parapecie. Kupiłam mu nawet leżaczek dla lalki, by nie siedział na twardym, taka byłam dobra!

   Jane w fartuchu wyłoniła się z ogromną miską w objęciach i czterema widelcami. Na stół wjechał makaron w sosie ziołowo – śmietanowym.

Dobrze więc – Najstarsza klapnęła na krzesło i wycelowała widelcem w Akane. Nie zjesz, póki nie powiesz.

Mam wrażenie, że mnie nie lubicie – zawyła, ale gdy żadna z nas nawet nie mrugnęła, poddała się. To było czysto przyjacielskie spotkanie.

Szczegóły.

Bo ci pizgnę. Byliśmy w kinie, swoją drogą Vestalianie mają jakieś pojebane te filmy. Potem poszliśmy pić i… - Nawinęła kosmyk na palec, zbierając myśli. Wszystkiego wam powiedzieć nie mogę, ale zeszło na rodzinę.

   Wewnętrznie się skrzywiłam, bo każda dobrze wiedziała, jakie to musiały być tematy. Cóż z opowieści Gusa wychodziło, że on i Aki mieli podobne doświadczenia z dzieciństwa.

No i… Huh...Polubiliśmy się nawet? Mam na myśli, że znaleźliśmy nawet wspólny język – Wzruszyła ramionami i nabrała makaronu na widelec.

Dojrzewasz, jestem poruszona – Otarłam sztuczną łezkę.

Wbiję ci ten widelec, przysięgam.

A co z Danem? zagadnęła mnie Shiena. Ostatnio mówiłaś, że dziwnie się zachowuje.

Ach z nim i Wojownikami jest sporo do obgadania – westchnęłam. Szczegółów też wam nie mogę przedstawić, ale….

   Zeszło nam sporo makaronu, zanim wszystko zrelacjonowałam. Kiedy skończyłam o Bakuprzestrzeni, przerzuciłam się na Gawaina oraz Liv.

Spectra miał jedną rację. Było go odstrzelić – Akane zmrużyła powieki. Ten koleś wróży kłopoty.

Czemu tak bardzo chce ci pokazać slumsy? - zastanowiła się Jane.

   Rozłożyłam ręce.

Również chciałabym poznać odpowiedź.

Chodźmy tam razem. Ja mam paralizator, Jane pięści, Jess moc, a Shiena szybko biega. Kto nam podskoczy?

Skoro Spectra i Kenji to odradzają, to bym się tam nie pchała – ucięła Haru. Aki zrobiła szczenięce oczka. Nie, nie będziemy się wkręcały do przestępczego półświatka, wybij to sobie z głowy. Ty też, Jess!

Nawet nic nie powiedziałam! obruszyłam się. Sama chciałam się bardziej skupić na finale igrzysk niż tym!

   Zresztą cholera wie, czy Gawain dożyje końca tygodnia. Keith trochę się wkurwił. Może problem rozwiąże się sam?

   Jane obróciła nadgarstek, by spojrzeć na tarczę zegarka.

Są jakieś streamy z tych walk? Bo w sumie półfinał się już zaczął.

Pewnie na stronce Bakuprzestrzeni – Podniosłam się i sięgnęłam po pilota, by włączyć telewizję.

*****


   Tłum na ekranie wiwatował, a oddalające się oko kamery ukazywało niewielkie pobojowisko na arenie. Sellon stała z grymasem, ściskając swojego bakugana, z kolei Anubias machał do tłumu. Niby zwykły widok po pojedynku, ale odniosłam wrażenie, że ta walka odbyła się za szybko.

Sellon nie miała przypadkiem bardziej drapieżnego stylu walki? spytała Shiena, przyglądając się uważnie dwóm graczom.

Elegancki ale zaciekły – poprawiłam.

Tutaj tak to nie wyglądało – zawyrokowała Jane, piłując paznokcie.

   Leżałyśmy w czwórkę rozciągnięte na kanapie. Dziewczyny miały rację. Na początku bitwa toczyła się na wyrównanym poziomie, lecz nagle Sellon zaczęła stopniowo odpuszczać. Używała mniej kart bądź nie korzystała z żadnych kombinacji.

   Dziwne, przecież zawsze mówiła, że lubi bitwy z silnymi graczami.

Jak pantofel bije się z sadomaso to może przywoływać mechtogana. Przy odrobinie fartu będzie spokój z obojgiem. Nie ma powodu do zmartwień.

Ty to zawsze dostrzegasz optymizm sytuacji – mruknął Leaus.

Nie ma co płakać – Aki podniosła głowę z poduszki. Idziesz tam jutro, Jess?

   Skinęłam głową, przygryzając wargę i ciągnąc skórę.

Muszę. Nie umiem określić czemu, ale czegoś mi tutaj brakuje.



****


   Twarz Dana oraz Anubiasa zdobiła całą Bakuprzestrzeń od wczesnych godzin porannych. W powietrzu dominowało napięcie, gdy po piętnastej otworzyły się bramki wejściowe na stadion. W krótkim czasie zrobiły się długie kolejki. Każdy chciał zobaczyć pojedynek, który decydował, komu zostanie przyznany tytuł mistrza.

   Dla Dylana była to wręcz żyła złota, bo młodsi i starsi gracze chętnie obstawiali na swojego faworyta. Robił to jednak w dyskretniejszym miejscu, bo ostatnio Shun Kazami mierzył go coraz zimniejszym wzrokiem.

   Z racji, iż był to finał, to każdy z zawodników dostał osobną szatnię. Dan powoli zmierzał ku swojej, walcząc w stresem pnącym się do gardła. Wrócił do domu w doskonałym nastroju, ale wiadomość od Jess zniszczyła te chwilowe szczęście. Mimo tego nie mógł się wycofać. Musiał trzymać emocje na wodzy i tyle! Tyle trenowali z Drago, że musiało im się dziś udać! Pocieszające było również to, że Joseph obiecał go dopingować z pierwszego rzędu. Jess również. Ale co z Shunem i Marucho? Zaraz wyrzucił te myśli z głowy. Nie miał na to czasu!

Dan – san.

   Tak, nie miał na to czasu, a mimo to kamień spadł mu z serca, gdy przy drzwiach dostrzegł dwójkę przyjaciół.

Chłopaki…

   Przez sekundę bał się, że znów go będą strofować. Jednak Shun jedynie położył mu dłoń na ramieniu.

Wygraj to, Dan.

Jasne, zostawcie mi to!

Będziemy ci kibicować z przodu.

Dziękuje, Marucho. Naprawdę.

   Wszedł do szatni. Czuł, jak podłoże wibruje pod wpływem setki kroków widzów. Wciągnął powoli powietrze.

Damy radę, Danielu.

Musimy, Drago – Zacisnął pięść. Światło prześlizgnęło się po błękitnym symbolu. Nie damy temu stworowi wygrać.


   Shun torował drogę, aż ujrzał brązowe włosy oraz czarne spodnie cargo. Jessie stała z rękami przewieszonymi przez barierkę.

Nie siadasz? - zagadnął, stając koło niej.

Stresuje się tym chyba bardziej niż Dan, więc nie dam rady – zaśmiała się.

   Faktycznie jej twarz była bielsza niż zazwyczaj. Ale pewnie stres brał się z tego samego źródła co u nich czyli tajemniczego zachowania Dana, dlatego przyjął wymówkę i wrócił do Marucho. Przez to nie zauważył niemal przeźroczystej postaci stojącej koło dziewczyny.










 





piątek, 10 czerwca 2022

S3 Rozdział 11: Cena grzechu

   Choć Reiko nie była już w stanie odczuć temperatury, to niemal mogła dostrzec chłód wokół nich. Atmosfera wyraźnie zgęstniała, co odbiło się na twarzy Spectry. Chłopak w sekundę spoważniał, a jego mięśnie się spięły. Jessie miała opuchnięte oczy, natomiast zmęczenie biło z całej jej postawy.

   Mimo to Reiko zrobiła dobrą minę do złej gry i nalała herbatę do dwóch filiżanek. Mimo braku okien w podziemnej bibliotece dało się usłyszeć szum deszczu. Przesunęła naczynie ku Jess, na co dziewczyna skinęła głową i podniosła ją do ust. Po upiciu kilku małych łyczków podniosła oczy na swojego rozmówcę. Wszelkie oznaki znużenia uciekły z jej twarzy, pozostawiając gładką maskę.

Powód, dla którego byłam u Reiko ostatnim razem, tyczy się Dana – zaczęła.

   Reiko delikatnie drgnęła na te słowa, choć w dużej mierze się ich spodziewała. Keith ściągnął brwi.

Jego zachowania?

Dokładnie – Zawahanie przemknęło przez oczy Jessie. Westchnęła, odkładając filiżankę. – Musisz to zachować w absolutnej tajemnicy. Nikt nie może wiedzieć. Gus. Mira. Chłopaki – urwała oczekująco.

Obiecuję – głos Spectry choć poważny, zawierał ciepłe nuty.

Coś Dana prześladuje. Tajemnicza istota, która w jakiś sposób wdarła się do jego umysłu. Przez to traci kontrolę nad mocą Drago, a dodatkowo Dragonoid zdaje się przyciągać jakiegoś Mechtogana. Byliśmy u Reiko, by wypytać, czy coś wie, ale póki co nie mam żadnych informacji.

Dlaczego powiedział to tobie? Czemu nie Shunowi? Marucho? Reszcie Wojowników?

Przez Tytana – Jessie machnęła ręką. – Bo to coś działa na podobnej zasadzie. Karmi się cierpieniem Dana, spychając go w rozpacz.

W takim razie Daniel nie powinien walczyć albo chociaż wycofać się z turnieju – Spectra zacisnął dłoń w pięść. – Dragonoid jest potężny, więc jeśli jego moc wymknie się spod kontroli…

Mówimy o Danie. Nic go nie przekona. Jedynie trenuje, by odzyskać formę, a Reiko szuka informacji. Właśnie – Zerknęła na kobietę. – Co znalazłaś?

Sześciooki to anomalia według Kuli – odparła zjawa. – Nigdy nie powinna powstać, co nie zmienia, że jest groźna – Zasępiła się. – Również dla postronnych.

   Oczy Jess widocznie rozwarły się, mimo to dziewczynie udało się zapanować nad tym, by głos jej nie drżał.

Czyli to dlatego…

Najprawdopodobniej tak. Byłaś zbyt blisko Dana, więc zdołał wykorzystać twoje negatywne emocje.

   Jessie doskonale czuła, że wzrok Keitha wręcz się przez nią przewierca, ale najpierw potrzebowała zebrać myśli. Czyli to coś było jak Tytan. Może ona nie słyszała jego głosu, ale Dan już tak. Ponadto był w stanie wpływać na moc Drago. A jeśli mógłby tak też postąpić z nią bądź bakuganem Shuna...Wizja palącego się stadionu oraz wrzasków uciekającego tłumu sama wdarła się jej pod powiekę.

Dan nie może walczyć – powtórzyła słowa Keitha, które wcześniej zbyła.

   Ale teraz widziała tylko taką możliwość. Sześciooki działał jak Tytan. Karmił się mocą, którą ich łączyła. Póki moc szumi, póty bestia otwiera oczy. Zacisnęła mocniej dłoń na filiżance, nawet nie zauważając, jak drobne rysy zaczynają się piąć ku górze.

Znów krzywdzisz niewinną zastawę – burknął Helios.

Byłbyś czasem delikatniejszy – syknął Fludim.

   Oba bakugany zajmowały miejsce na mały talerzyku koło ciasteczek upieczonych przez Reiko niczym komentatorzy. Zjawa postawiła im nawet dwa malutkie szklanki jak dla lalek, na których widok Helios jedynie zawarczał.

   Jessie przewróciła oczami, lecz odstawiła filiżankę i wreszcie spotkała się spojrzeniem z Keithem. Błękitne oczy nie straciły nic z intensywności, lecz zdecydowanie złagodniały.

To, co ci mówiłam. Wizja Volta, Hydrona, ogólnie Vexosów. To wszystko było sprawką właśnie tego, co dręczy Dana.

   Z twarzy Keitha nigdy nie dało się niczego wyczytać. Błękitne tęczówki nie zawierały żadnych odbić uczuć, ale kiedy ujął ją za dłoń, miała wrażenie, jakby przeszył ją jego smutek. Albo to też było poczucie winy? Przełknęła ślinę. W końcu oni przetrwali, ale wojna z Zenoheldem pochłonęła wiele ofiar. Może i Spectrze na Vexosach nie zależało, jednak inna sprawa była z doktorem Fermin...

Nie mogę przerwać tego, co robię, Jess.

   Skłamałaby, gdyby powiedziała, że te słowa jej nie zakuły. Mimo to przełknęła pretensje, bo nie było już na nie miejsca. Krzykiem i wyrzutami nigdzie nie zajdą, a jedynie sprawią, że ich relacja zacznie się kruszyć.

Dlaczego? – zapytała spokojnie.

Odchylił się bardziej na krześle, nie puszczając jej dłoni.

To, co już ci powiedziałem, to prawda. Potrzebowałem pieniędzy, potem poparcia. Teraz Zenoheld nie żyje, ale sytuacja wśród elit i na czarnym rynku wcale się wiele nie zmieniła. Jeśli ja przestanę im udzielać broni, znajdą kogoś innego. Wtedy stracę nad nimi wszelką kontrolę – Rozwarł dłoń, która była tradycyjnie odziana w rękawiczkę. Tym razem czarną. – Trwałem w tym biznesie niemal pięć lat. To nie są normalni ludzie. Dlatego wolę trzymać ich na smyczy, bo wiem, że cię nie tkną. Twoja moc Jess...nie tylko tamten skurwiel jej pragnął.

Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?

Tak jak ty obiecałaś Danowi, że zachowasz wszystko w sekrecie, tak ja obiecałem sobie, że więcej cię w nic nie wciągnę. Poza tym – kącik ust mu zadrgał. – twoje tragicznie spontaniczne plany mogłyby uniemożliwić mi zniszczenie ich.

   Jessie wydęła policzki i teatralnie wyrwała dłoń z jego uścisku.

Zepsułeś moment.

Ja się tu dusiłem od zbędnego romantyzmu – wciął się Helios. – Grunt rzeczy, że wszystko wiecie i możecie przestać gapić się na siebie jak kopnięte szczenięta.

Strasznie zrobiłeś się rozgadany ostatnio – stwierdził Spectra z niemą groźbą w głosie.

To nie ja walnąłem przemowę na kilka minut.

Ale to nie koniec! - Jessie siorbnęła herbatę i stuknęła palcem w stół, skutecznie uciszając bakugana. – O co dokładnie chodzi z Gawainem? Bo nie wierzę, że to tylko twój znajomy z liceum!

To też czysta prawda. Poznałem go wtedy i to on przez swojego wujka pokazał mi tę stronę rynku. Współpracowaliśmy, póki nie ogarnęła go chciwość.

Większa niż twoja? - Jess uniosła brew, za co została nagrodzona widoczną żyłką na czole Spectry.

Owszem. Większa. Chciał handlu z coraz większymi popierdoleńcami. Więc się od niego odciąłem, ale on nie chce się odczepić.

A nie pozbyliśmy się go, gdy Zenoheld był u władzy – znów odezwał się kwaśno Helios.

Faktycznie, nikt by nie chciał narażać się władcy – przyznała bezwiednie Jess.

A Rada ma wciąż za słabą politycznie pozycję – dokończył Spectra.

   Jessie odetchnęła, odgryzając kawałek ciasteczka. Smak kakaa rozlał się po jej kubkach smakowych. Wszystkie zdarzenia ostatnich dni zaczęły mieć sens, więc choć ciągle czuła się lekko zraniona brakiem zaufania ze strony Keitha, poczuła ogromną ulgę. Chłopak chciał ją w te sposób chronić, a biorąc pod uwagę ich przeszłość, uznał, że taka metoda będzie najlepsza. Zanurzyła nadgryzione ciastko w herbacie.

Planujesz zniszczyć tych z czarnego rynku?

Od dwóch lat – odparł. – Dlatego tym się nie martw. Na Gawaina również nałożyłem ogon.

Nie jestem znów tak słaba, by nie dać mu rady – Wzniosła ciasteczko. – Na Gundalii powaliłam chłopów większych od niego.

Och w to nie wątpię – Pochylił się ku niej. – Po prostu nie widzę sensu, byś brudziła sobie ręce jego krwią.

   Nim zdołała mrugnąć, odłamał zębami spory kawałek ciastka i wrócił na swoje krzesło. Delikatna czerwień pokryła jej policzki, ale pokręciła głową i oparła policzek o dłoń.

Skoro to mamy omówione, co z Danem? – Zerknęła na Reiko. – Jakieś propozycje?

Jego również musimy stale obserwować. Jego stan staje się coraz bardziej niestabilny, co wykorzysta to, co go dręczy. Trzeba będzie go zatrzymać, kiedy zacznie się stawać zagrożeniem dla innych.

Samo zaprzestanie walk nic nie pomoże? - spytał Keith.

Sześciooki karmi się emocjami i więzią, która posiada z Danem. To prawda, że walki czynią ją bardziej… – Zjawa zawahała się nad odpowiednim słowem. – otwartą. Jednak ich zniknięcie nie sprawi, że ta anomalia zaprzestanie żerowania. Znajdzie inne źródło.

Poza tym Dan nawet mi czegoś nie mówi – wtrąciła ponuro Jess. – Coraz bardziej się oddala, a Wojownicy stają na krawędzi rozpadu. A! – Przypomniała sobie. – Drago przyzwał mechtogana!

Mechtogana? – Spectra zmarszczył brwi.

Takie robotyczne coś. Napakowane metalem jak Helios!

Ej!

Ale kompletnie nie słuchało się Dana ani Drago i zaczęło wszystko niszczyć, po czym zniknęło.

Będę musiał się temu przyjrzeć – Blondyn przejechał dłonią po brodzie.

Kogo w ogóle wyślemy, by obserwował Dana? Ja mogę jutro, bo jest przeklęte „spotkanie z idolami” Dylana, ale… – dodała prędko, widząc minę Spectry. – Potem będę musiała trzymać dystans, bo wiadomo, Sześciooki może na mnie wpłynąć.

Na cholerę idziesz na to...spotkanie z idolami?

By ratować naszą reputację – wymamrotała do filiżanki, bo oczy blondyna ciskały pioruny.

   Wolała się nie przyznawać, że była głodna widoku Anubisa radzącego sobie z fankami. Ona mogła sobie z niego kpić, ale nikt inny mu tak skutecznie nie podniesie ciśnienia jak one. I proszę jej nie oceniać, każdy potrzebował jakiejś atrakcji zwłaszcza w tak ciężkich czasach!

Naprawdę musisz na to iść?

Odczep się już, kto idzie na przeszpiegi, nie znając powodu? Reiko też odpada, ona szuka informacji o Sześciookim.

Już na kogoś wpadłem, zaufaj mi.

   Poczekała chwilę, ale nie zapowiadało się, by jej powiedział, kto to. Sił nie miała na dopytywanie, więc sięgnęła po już zimną herbatę i spokojnie zaczęła ją pić. Świat przestał się wydawać taki przytłaczający. Oczywiście czuła się winna zdradzenia sekretu Dana, ale w głębi wiedziała, że sama by tego psychicznie nie udźwignęła. Kiedy uda się im pozbyć Sześciookiego, wtedy przyzna się przyjacielowi. Teraz nie było czasu, by o tym myśleć.

Niesamowite, zajęło wam to tylko godzinę. Robicie się coraz lepsi – skomentował Helios. – Cóż za melodramat musiałem oglądać.

   Pewnie bakugan powiedziałby więcej, lecz jego głos został stłumiony przez ścianki filiżanki, w której uwięził go Spectra.

Bardzo dobrze! - pochwalił go Fludim. – Zero taktu!

   Jess uśmiechnęła się, po czym ziewnęła. Emocje i wydarzenia całego dnia porządnie nadszarpnęły jej zapas energii.

Chyba czas zbierać się do drzemki – oznajmiła, podnosząc się.

Ale my nie skończyliśmy.

Jak to?

   Spectra oparł podbródek o splecione palce. Jego uśmiech nie wróżył niczego dobrego.

Skoro tak kochasz spotykać się z różnymi ludźmi, z pewnością chcesz posłuchać o najbliższym bankiecie, czyż nie?

Jakże mogłaby o tym zapomnieć…


****


   Jedynym jasnym punktem w pomieszczeniu był monitor. Granatowe zasłony zostały szczelnie zasłonięte, by nie wpadła nawet plamka księżycowego światła. Dlatego w białym świetle było widać oprócz zarysów krzesła, klawiaturę oraz zmęczoną twarz Shuna. Choć ktoś, kto go nie znał, stwierdziłby raczej, że Kazami musiał po prostu nie był w humorze. Wojownik siedział sztywno, a głęboka zmarszczka gościła między jego brwiami. Wolno stukał palcem o blat biurka. Przed nim wyświetlało się okienko Skype, a w nim otworzony profil Alice. Shun odetchnął i przesunął prawą ręką po włosach.

   Pierwszy raz odczuwał taką...złość. Było to dla niego kompletnie nowe i zaskakujące uczucie. Nawet po śmierci matki i podczas tyranii dziadka nie czuł, żeby tak nim miotało w środku. Może dlatego, że ciągle był w szoku albo do tego stopnia stłumił swoje emocje. To nie było w tej chwili ważne. Istotniejszą kwestią było to, że zaczął coraz mniej nad sobą panować.

   Czy to samo zachowanie Dana go do tego stopnia go frustrowało? Aż tracił na chwilę kontrolę?

Potęga budzi się w harmonii”

   Rozmowa z Sellon była krótka, ale dziewczyna miała konkretne i celne uwagi, choć ujęła jej poetycki sposób. Od kiedy Wojownicy zaczęli się kłócić, ich siła zdecydowanie spadła. Do tej pory to Dan stanowił swoiste spoiwo ich grupy, kierując ich (chwilami dość wariacko) ku celowi. A skoro ich lider zaczął się załamywać, czy to oznaczało, że potrzebny był ktoś nowy…?

   Rozmyślania rozproszył dźwięk przychodzącego połączenia. Cień uśmiechu nawiedził twarz Shuna na widok zdjęcia Alice w otoczeniu zaśnieżonych świerków. Odebrał połączenie.

Hej, Alice – przywitał ją.

Brzmisz na wyczerpanego – odparła, przyglądając się mu z troską. W tle widać było znajomą ścianę jej pokoju, którą wypełniał długa półka pełna książek.

Dan dalej nie chce nic powiedzieć.

   Gehabich ściągnęła brwi w geście zmartwienia. Była tak naprawdę jedyną osobą, której Shun zwierzył się ze swoich obaw o stan Kuso oraz los drużyny.

Jessie również się dziwnie zachowuje – dodał.

   Teoretycznie powiedziała im, że chodziło o Spectrę, ale nie był w stanie pozbyć się wątpliwości. Najbardziej obawiał się opcji, że Wojowniczka Darkusa coś wiedziała, że im nie powiedziała. To oznaczałoby, że Kuso stracił do nich wszelkie zaufanie, a cała wielka przyjaźń Młodych Wojowników była tylko pustym sloganem. Gdzieś z głębi umysłu wymknęła myśl, że bardziej zabolało by go to, że Dan nie ufał jemu, ale zaraz ją odrzucił.

W jej przypadku może być to związane z Vestalią – próbowała go pocieszyć Alice. – Ale mam wrażenie, że coś większego cię dręczy.

   Jak zawsze przenikliwa. Kazami przełknął ślinę i zacisnął lekko pięść. Irytacja na nowo w nim  wzbierała na wspomnienie ranka.

Pokłóciliśmy się. Wyrzuciłem mu, co sądzę.

I co na to powiedział?

Uśmiechnął się krzywo. Nieprzyjemnie.

Stara śpiewka. Poradzi sobie sam. A i uznał, że mu nie ufamy.

   Alice posmutniała. Ramiona jej opadły, a oczy wypełnił wyraz troski.

Nie możecie tak robić. Wyrzucanie sobie nawzajem krzywd nie sprawi, że się dogadacie. Musicie próbować na spokoj…

Ale on nie chce nawet spróbować! - Shun gwałtownie podniósł głos i aż się wzdrygnął na swoją reakcję.

   Alice zrobiła to samo. Zapadła cisza, gdzie było słychać tylko buczenie komputera. Kazami przez chwilę dochodził do siebie. Jego myśli wrzały. Dlaczego to zrobił? Nigdy tak nie miał. Co się z nim działo?

Przepraszam, Alice – powiedział.

O tym właśnie mówię, Shun – rzekła miękkim głosem. – Cała wasza trójką musi się teraz tak czuć. Złość. Brak zrozumienia. Musisz spróbować pokazać Danowi, że co by to nie było, dacie radę.

   Mówiła mądre rzeczy. Komunikacja w końcu była kluczem. Mimo to jego umysł coraz bardziej skłaniał się do tej przelotnej idei o zmianie lidera. Sprawieniu, by ktoś silny znów sięgnął po lejce i pokierował drużynę na właściwe tory.

Chciałabym być tam z wami – wyznała ciszej i zwiesiła głowę.

Alice, musisz się skupić na egzaminach – przypomniał.

Wiem westchnęła. Ale tęsknie za wszystkimi. Za czasami, jak byliśmy razem.

   Pokiwał głową. Od kiedy spadły karty, ich życie zmieniło się kompletnie. Jednak patrząc wstecz, nie mógł pozbyć się wrażenie, że wszelkie ich zmagania były łatwiejsze. Odchylił się. Nie było sensu jednak rozwodzić się nad przeszłością.

Runo już czeka, by cię przyjąć. Dziewczyny też o ciebie pytały.

Uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała.

Shun, na pewno nic więcej cię nie dręczy?

   Kusiło go, by wszystko wyznać. Alice nigdy by go nie oceniła, a jedynie cierpliwie wysłuchała. Jednak jakaś niewidzialna dłoń złapała go za gardło i nie pozwoliła wydusić słowa.

To tylko zmęczenie – skłamał bez mrugnięcia okiem.

Skoro tak mówisz… - w jej głosie pobrzmiewała niepewność.

Tak właściwie to jutro jest spotkanie z idolami i musimy na nim być powiedział. Dlatego będę musiał się zbierać. Zadzwonię za niedługo.

Dobrze, to dobranoc.

Dobranoc, Alice.

   Kliknął w czerwoną słuchawkę, po czym trzasnął lekko klapą laptopa. Kółka krzesła skrzypnęły, gdy odjechał ku ścianie. Gehabich na pewno zabolało to nagłe zakończenie rozmowy, ale nie był już w stanie jej kontynuować. Narastało w nim jakieś niezrozumiałe zagubienie. Zamknął na chwilę oczy.

   Może powinien dać Danowi ostatnią szansę? Albo czekać aż sam w końcu się przyzna? Tylko ile to ma trwać? Tydzień? Miesiąc? Dwa miesiące?

   Stawili czoła Nadze i Maskaradowi, uratowali Vestroią i to dwa razy. Nawet zatrzymali wojnę na obcych planetach. Co takiego musiało sprawić, że się przed tym ugięli?


****


   Było już grubo po trzeciej w nocy, gdy Spectra otworzył oczy. Uśmiechnął się lekko, czując znajomy ciężar głowy Jess tuż pod ramieniem. Powoli i niemal bezszelestnie wyplątał się jej rąk, które owinęła wokół jego pasa. Dziewczyna zareagowała na to zirytowanym fuknięciem i skuliła się bardziej, ale nie ocknęła się.

   Odgarnął włosy z jej czoła, po czym cicho wyszedł z pokoju. Całe mieszkanie osnuwał głęboki mrok z wyjątkiem gabinetu, gdyż spod drzwi wyzierało słabe światło. Przekręcił klamkę i spotkał się wzrokiem z Reinare. Kobieta przeglądała jedną z książek z regału. Zamknęła ją i skupiła na nim spojrzenie.

Głównie kręcił się po slumsach. Odwiedził bar starego Sama i sklep Marcurego Wzruszyła ramionami. Potem jeszcze na chwilę wyszedł do centrum. Ale nigdzie konkretnie nie wszedł. Choć… zamyśliła się na chwilę. Trochę wpatrywał się w okna przy Alei Konstelacji. A tak to wszystko, raport zdany, szefie Zasalutowała mu leniwie, puszczając oczko.

Dzięki, Reinare – mruknął, szybko zapisując na kartę wymienione miejsca. Wybacz, że z Gusem tak nagle cię poprosiliśmy.

Nie ma sprawy, uwielbiam ploteczki Machnęła ręką. Co zmalował?

Próbuje wciągnąć Jessie do slamsów, by mnie sprowokować odparł.

   Reinare cicho gwizdnęła i odłożyła książkę.

Wiesz, że powinnam to powiedzieć Venie? Splotła ramiona.

Oni się znają?

Kiedyś Venie wspomniała, że się spotkali. W końcu wychowała się w pobliżu slumsów.

   Spectra skinął głową, nasłuchując kroków. Jednak zdawało się, że Jess dalej smacznie spała. Reinare chyba dostrzegła, co robi, bo uniosła znacząco brwi.

Mam nadzieję, że wszystko jej ładnie powiedziałeś, co miałeś.

Oszczędziłem sobie szczegóły, których nie zna nikt – odparł. Ale resztę owszem.

Naprawdę nie rozumiem, czemu z tym zwlekałeś. Jakby bez obrazy, ale każdy zdawał sobie sprawę, że musiałeś odpieprzać różne akcje za Vexosów. Nie byłeś wtedy najnormalniejszy – oznajmiła, rozkładając ręce.

   Blondyn nie odpowiedział. Jedynie zaciśnięcie mocniej szczęki, dawało znać, że usłyszał jej słowa. Rei pokręciła głową, kląskając językiem, czym wyraziła swoją dezaprobatę. Oderwała się od rogu i klepnęła jeszcze Phantoma w bark.

Jess cię już i tak zaakceptowała – szepnęła, nim wyszła z pokoju w mrok.

   Słyszał jak uważnie otwiera drzwi, by nie wywołać hałasu i ciche zasunięcie się ich za dziewczyną. Szybko sięgnął po komunikator i wstukał lokalizacje do okienka wiadomości, po czym ją wysłał. O ile slumsy były czymś zwyczajnym, tak jego podejrzenia budziła Aleja Konstelacji. Gawain obserwował kogoś czy raczej przebywał tam jakiś jego wspólnik?

   Wyszedł z gabinetu, gasząc za sobą światło. Otoczyła go ciemność. Wrócił do sypialni i zatrzymał się tuż przed łóżkiem. Jess zdążyła rozwalić się niemal na cały materac, pozostawiając mu jedynie nędzny skrawek na brzegu. Jej twarz zasłaniały włosy, ale światło ulicznych lamp padło akurat na tatuaż symbolu Darkusa. I kawałek podłużnej blizny, którą zasłaniał.

   „Raz śniło mi się, że mnie zdradziłeś dla korony”

   Rzuciła te słowa tak szybko i niefrasobliwie, że mogłoby się wydawać, iż w ogóle się tym nie przejęła. Ale on dalej pamiętał jej przerażenie, kiedy się wtedy ocknęła. Pytanie czy byłby w stanie to zrobić.

   Dla niego było to forma gorzkiego przypomnienia, że nigdy nie cofnie czasu. Czegokolwiek by nie zrobił, krzywdy zostały wyrządzone. Czy byłoby inaczej, gdyby wtedy nie spróbował odebrać jej mocy? Gdyby zignorował wtedy wiadomość o źródle mocy na Ziemi?

   Czy to wymazałoby jego grzechy?

   Przykucnął i nawinął na palec samotny kosmyk brązowych włosów.

   Powinien się cieszyć. W końcu ją odzyskał. Jednak nie umiał pozbyć się myśli, czy tak powinno być. Rada, wojna gundaliańsko – neathiańska, ten tatuaż. To wszystko sprawiało, że zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej by było, jeśli nigdy nie wciągnąłby jej do Vestalii. Gdyby żyła w spokoju, nie zdając sobie z niczego sprawy.

   W końcu prawda ją prawie zabiła.

   Jednak teraz mógł jedynie gdybać i stać koło niej. Dlatego wolał, by nie widziała tego wszystkie, co w sobie skrywał. Całej tej brzydoty przeszłości. Nie powinna się tym przejmować.

   Pozbędzie się wszystkiego, co im zagrozi.

Czemu nie śpisz?

   Patrzyła na niego przymglonymi oczami. Cienka strużka śliny zaschła na jej policzku.

Rozwaliłaś się na całe łóżko.

Było mnie przesunąć – westchnęła i obróciła się na drugi bok. – Bezradne dziecko – Ziewnęła, a powieki jej zatrzepotały.

   Podniósł się, rzucając przelotne spojrzenie na maskę. By wszystko zostało jak teraz, musiał pozbyć się Gawaina.

   I to jak najszybciej.


****


   Znów widział te przeklęte czarne korytarze bez końca. Czuł to przeszywające na wskroś zimno. Po raz kolejny z jego ust wydobywały się kłęby pary, kiedy pędził szaleńczo.

   To już się zdarzyło, a mimo to panika, która go ogarnęła, zdawała się być kompletnie nowa i jeszcze bardziej oszałamiająca. Uciekał, ile sił w nogach, czując muskania czerwonej energii po piętach i karku. Głęboki, bezlitosny śmiech dudnił mu po uszach.

Tutaj nie ma gdzie uciec – wyszeptało coś z mroku. – Oddaj mi Klucz!

   Jakaś czerwona maź zaczęła się wokół niego oblepiać niczym lepka pajęczyna. Wierzgał się, ale nie dał rady jej choćby nadszarpnąć. Była niczym żelazne szpony, które przyszpilały go do jednego punktu w oceanie czerni.

   Rozległy się kroki, na co coraz rozpaczliwiej zaczął się wyrywać, nie zważając czy zrobi sobie krzywdę. Wiedział, kogo, a raczej co ujrzy, jeśli zaraz stąd nie ucieknie. I wtedy spostrzegł wyblakłą niebieską kropkę na przedramieniu.

   „To tylko sen!”

   Ten okrzyk w jego umyśle był niczym ostatnie tchnienie tonącego rozbitka, ale zdołało go otrzeźwić na krótki czas.

To tylko sen, to tylko sen – mamrotał ciągle, naciskając mocno kciukiem w symbol. Zamknął oczy.

Ty…!

   Dan zerwał się tak gwałtownie, że nieomal nie wypadł z łóżka. Cienka warstwa potu pokrywała całe jego ciało, a w gardle miał sucho. Klatka piersiowa opadała się i unosiła w rytm urywanych, płytkich oddechów. Rozejrzał się uważnie po otoczeniu, by upewnić się, że to już koniec. Rozmowy rodziców dochodzące z dołu, ćwierkanie ptaków za oknem i promienie słońca rozlewające się na kołdrze utwierdziły w nim, że faktycznie wyrwał się z sennej mary.

Danielu, znowu? - zaniepokoił się Drago.

   Szatyn zdołał jedynie pokiwać głową, bo wciąż żadme słowo nie chciało mu przejść przez gardło. Pogładził z wdzięcznością kropkę. Naprawdę nie chciał wiedzieć, co by się stało, gdyby Reiko mu jej nie dała.

Musimy trenować mocniej. Dalej. On rośnie w siłę – wydusił po dłuższej ciszy.

Ale czy to zatrzyma te sny? - w tonie bakugana pobrzmiewała niepewność.

Nic innego nie da rady.

Danielu, ile jeszcze będziemy to ciągnąć?

   Dan zamiast strachu zaczął czuć, że przebija się przez niego zirytowanie. Wiedział, że Drago chce jak najlepiej, ale denerwował go ten strofujący niczym u rodzica ton.

Przecież pomaga nam Reiko. I Jess. Damy radę – powiedział twardo, po czym skrzywił się w grymasie. – Zresztą słyszałeś chłopaków. Już nam nie ufają.

Wojownicy przez to upadają na sile. Coraz więcej graczy zaczyna podważać wasz autorytet.

Przecież wiem. Ale spokojnie, to chwilowe.

   Bakugan nie wyglądał na przekonanego, jednak nic na to nie odpowiedział. Mimo to Dan wiedział, co zostało niewypowiedziane. Kolejna sugestia, by się przyznać. Ale on tak nie mógł. Radził sobie! Był liderem, do cholery! Musiał przecież być w stanie opanować tą moc, skoro Eve mu ją dała!

   Ktoś zapukał krótko do drzwi, po czym otwarły się, ukazując mamę Dana. Minako na widok syna ciągle w łóżku wzięła się pod boki i westchnęła z dezaprobatą.

Już jedenasta, Dan. Ile można spać? - spytała. – Taki piękny dzień! – Wyrzuciła rękę przed siebie, wskazując na okno.

Budzik mi nie zadzwonił – wykręcił się chłopak.

   Kobieta wywróciła oczami, jakby prosząc o siłę tych na górze, po czym podeszła i rozsunęła zasłony. Cały pokój wypełniło słoneczne światło.

Ach, bo bym zapomniała – Obróciła ku niemu głowę. – Jakiś twój kolega wpadł tu przelotem i prosił, by przekazać, że będzie czekać na jakimś spotkaniu z idolami.

   Dan zamrugał. Jego mama nigdy nie określała nikogo mianem „kolegi”, bo doskonale znała z imienia jego wszystkich znajomych.

Jak wyglądał?

   Minako wzruszyła ramionami i zebrała kilka szklanek w dłonie.

Nie przyglądałam mu się, ale w twoim wieku. I mam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.

   Dan i Drago spojrzeli po sobie równie zaniepokojeni co zaintrygowani. Kim mógł być tajemniczy gość? I czy wróżył kłopoty?

Wstawaj w końcu i rób sobie śniadanie – rzuciła jeszcze Minako przed wyjściem.

   Dan zeskoczył na dywan i przeciągnął się.

Wygląda na to, że musimy się pośpieszyć – Zerknął na zegarek. – Do tego durnego pomysłu Dylana została nam godzina.


****


   Co prawda było mi lżej na duszy po wczorajszej rozmowie z Keithem. Jednak nie zdołało to przykryć znużenia na uświadomienie sobie faktu, że będę musiała użerać się z wieloma osobami na raz. Oby sadomaso coś odwalił, bo przynajmniej nie będzie nudno.

   A i w moim najdroższym, najcudowniejszym i w ogóle cudzie największym chłopaku obudziły się chyba jakieś tacierzyńskie instynkty, bo nie odprowadził mnie tylko do teleportów. Gdzie tam! Szliśmy ładnie za rączkę, żebym przypadkiem za bardzo się w tłum nie wtopiła. I jeszcze po prostu musiał ubrać ten zafajdany płaszcz i maskę. Nie miałam pojęcia, jakim przyświecał mu cel, pewnie chciał postraszyć ludzi na wydarzeniu, by spierdalali. To mogłam docenić, wtedy by się szybciej skończył.

   Lecz nie zmieniało to faktu, że chciałam mu wyszarpać trochę kudłów. Przecież teraz to każdy będzie mnie kojarzył. Bo jak zapomnieć osobę, która szła w towarzystwie człowieka odpierdalającego cosplay Batmana?! A i tak już mi dobrze szło znikanie ludziom z oczu, bo mało walczyłam. No zawsze ten piach w oczy!

Ale ty wiesz, że Gawain na mnie z nożem nie wyskoczy? A jak tak, to mu pierdolnę.

Pierdolnę mu pierwszy.

To go dobiję – Wzruszyłam ramionami. – Zamierzasz doprowadzić te dzieci do zawału?

Zawsze narzekasz, że nie chodzę z tobą do Bakuprzestrzeni – Spojrzał na mnie, przepuszczając jednocześnie w wejściu do szatni areny A. – W końcu znalazłem czas.

Co za przypadek. I ten kostiumik nietoperza koszmarów też ubrałeś całkowicie na chybił trafił. Wszystkie inne rzeczy się zabrudziły? - spytałam ociekającym ironią tonem.

Nie, ale mam wyraźne ubytki bluz z szafy.

To nie jest odpowiedź, Spectruś.

   Chyba zabrakło mu riposty, bo szarpnął za klamkę i pociągnął mnie prostu ku szatni, gdzie czekały wszystkie drużyny. Wszelkie oczy padły na nas. I może jeszcze z nimi by to przeszło bez echa.

   Ale Dylan za nic nie mógł zamknąć mordy.

Gdybym wiedział, że przyjdziecie razem, zaraz by to dopisał do wydarzenia! - wykrzyknął, rozkładając ramiona.

   Moja chęć na kąpiel z piraniami znacząco wzrosła.




Powróciłam ogólnie, ale nie wiem na ile XDD Kessie wreszcie ma stabilną sytuacje, bo taki ship jest tu potrzebny. Z Gusem i Akane mi wystarczy cyrków. Ogólnie studia to coś pięknego, napierdalanie przed sesją zwłaszcza. Możliwe, że nieco za dużo pocukrzyłam momenty Kessie, cóż, bywa XDD

Do następnego!