wtorek, 20 kwietnia 2021

S3 Rozdział 4: Zmiana zasad

 

  Od błękitnych ścian laboratorium odbijały się dźwięki stukania w klawiaturę oraz ciche mruczenie maszyn. W dwóch szklanych tubach unosiły się rozczepione elementy anten. Trójwymiarowa symulacja składania wyświetlała się w zapętleniu, jednak nie pomagała, bo coś tu nie pasowało.

– Brakuje dwunastu procent zakładanej siły – zaraportował jeden w pomocników, który zajmował się sprawdzaniem parametrów.

   Keith ściągnął brwi. Kiedy projekt ponowie się obrócił, poczuł szczypanie w oczach oraz delikatny ból w skroni, jednak nie mógł go wyłączyć. Musiał przeanalizować każdy mały ruch, by dostrzec co powodowało uszczerbek. Materiał? Czy inny układ energetyczny?

   Szczerze mówiąc, to cholernie nie chciało mu się tym bawić. W trzecim, jego prywatnym gabinecie spoczywały dużo ciekawsze materiały i to już niemal na wykończeniu. Westchnął. Jednak zamówienie to pieniądze i jeszcze lepsza renoma. Musiał to przeboleć.

- Panie Fermin, jakaś ko… - jego asystent nie skończył mówić, kiedy został zepchnięty ramieniem na bok.

   Spectra, widząc, kto przybył, poczuł, że migrena wzbiera mu na sile. Przyłożył palce do czoła, za co Reinare otaksowała go krytycznym spojrzeniem, po czym oparła ręce na biodra. Włosy miała w nieładzie, a płaszcz przekrzywiony, co mogło wskazywać, że biegła.

– Byłeś w Bakuprzestrzeni nie dalej jak wczoraj i naprawdę nic nie zauważyłeś? – spytała w wyrzutem. – Łapy bierz, to ważne! – sarknęła do naukowca, który próbował ją wyprosić. – Aż tak oślepłeś od ślęczenia nad projektami?

– Może zostać – Keith rzucił krótko do swoich pracowników i wrócił wzrokiem do dziewczyny. Uniósł brew. – A możesz jaśniej? – Skinął ręką na ciągle wyświetlany projekt. – Jestem dość zajęty.

– Gawain tam siedzi. I z tego co widziałam, to całkiem dobrze sobie radzi.

   Spectra na sekundę zastygł, po czym westchnął.

– Nie widziałem go tam.

– Niby jak? Zajmował chyba 9 miejsce. Jego twarz dosłownie wyskakuje spod ziemi co jakiś czas!

– Wczoraj tak nie było.

– O której byłeś?

– Z rana i to dość krótko.

– Ja poszłam wieczorem – Ściągnęła brwi. – W kilka godzin zdołał się wspiąć do pierwszej dziesiątki? Zresztą mniejsza z tym! – Potrząsnęła głową. – Nie podoba mi się fakt, że był tam z dwójką Ziemian.

   Teraz Spectra intensywnie zamrugał. Nie żeby był ekspertem od relacji społecznych, ale raczej mało Vestalian utrzymywało relacje z Ziemianiami i vice versa. Zwłaszcza tacy pokroju Gawaina.

  Zerknął w bok. Wszyscy pozornie pracowali, lecz nietrudno było wyczuć atmosferę zaintrygowania, gdzie chciwie łowili każde ich słowo. Choć Reinare wydawała się być na to ślepa, bo już otwierała usta, by coś dodać. Zerwał się na równe nogi i z uśmiechem nie sięgającym oczu, ścisnął ją lekko za ramię.

– Muszę naprawdę to dziś skoczyć – powiedział. – Przekaże Jess, by miała się na baczności. Tyle wystarczy – Posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.

   Zrozumiała go w mig i skinęła głową, klepiąc po ręce. Zrobiła krok w tył, poprawiając torebkę, zsuwająca się z ramienia. Naukowcy uważnie śledzili każdy jej krok.

– To już nie przeszkadzam. Miłej zabawy, Keithku! Nie zapomnij o bankiecie! – zawołała, po czym rozległ się stukot obcasów i trzask drzwi.

   Spectra podniósł papiery i podszedł do ekranu kontrolnego. Pięć słupków migotało w różnych kolorach. Skrzywił się z niesmakiem. Spojrzenia ciągle ocierały się o jego skórę, choć starały się być dyskretne. Wypuścił powietrze i podniósł oczy.

– Nie ma na co patrzeć. Wracajcie do pracy.

   Jego chłodny głos sprawił, że niektórym przebiegł dreszcz po plecach, a wszystkie głowy zwiesiły się na ekranami.

 

****

 

   Poświęceniem mogą być różne rzeczy. Czasami to zrezygnowanie z ulubionej rozrywki, by móc z kimś być. Innym razem to utrata życia lub zdrowia dla większego dobra.

   W moim przypadku było to pozwolenie starszemu bratu na zabawę prysznicem i kranem przez dziesięć minut.

– Fascynujące! – uznał, kiedy odkręcił kurek i na biały zlew trysnęła zimna woda. – Skąd to się bierze?

– Z rur, które są w ścianach – wyjaśniłam cierpliwie. – Połączone są z kanalizacją.

– I każdy na Ziemi ma takie coś? – wskazał na strumień. – Jakim cudem to starcza na każdego?

– No właśnie nie starcza i tutaj jest problem – Podrapałam się po głowie. – Pod tym względem wasze świetlne prysznice są lepsze.

– Bardziej ekologiczne – dorzucił Fludim.

   Kenji zakręcił wodę i dalej zauroczony wpatrywał się w krople. Niby Vestalianie to taka rozwinięta technologicznie rasa, lecz zwykła woda wywoływała u nich reakcję niczym nowa zabawka u dziecka. Oczywiście nie liczymy tu Spectry, bo jego to by tylko poruszyło, jakbym nagle zrozumiała, jak się obsługuje ich sprzęty. A to jak wiadomo nie nastąpi nigdy.

– Dziwnie, że dopiero teraz widzę, jak mieszkasz – powiedział, kiedy ubierałam buty. – A to minął już ponad rok.

– Podziękować można Gundalianom – mruknęłam. – Zresztą wiele nie straciłeś, Ziemia serio nie jest jakaś ciekawa.

– Tylko kilka lat temu stała się miejscem bitwy o losy Vestroii – westchnął Fludim. – Faktycznie, nędzny szczegół.

– Słyszałem o tej bitwie – odezwał się Blast. – Starcie z tyranem Nagą.

– W Warnington ciągle stoi wieża, pod którą się nawalali.

   Oczy Kenjiego od razu się zaświeciły.

– Moglibyśmy się tam wybrać? Wziąłbym jeszcze Venę. To legendarne miejsce, więc chętnie by je zobaczyła.

   Skinęłam głową z uśmiechem. Szybki telefonik do Marucho wszystko załatwi.

   Wyszliśmy z domu. Zamykałam drzwi, kiedy coś mnie tknęło.

– Skąd właściwie Vestalianie wiedzieli o Wojownikach? W sensie większość z was myślała, że bakugany to zabawki i raczej z nimi nie gadała.

   Kenji oderwał się od podziwiania hodowli tulipanów mojej mamy i wyprostował się.

– To nie tak, że każdy Vestalianin wiedział. Bitwa z Nagą odbiła się szerokim echem we wszechświecie.

– Wzmogła potężne zawirowania energii – dodał Blast.

   Brat skinął głową.

– Dokładnie. Wiele naukowców je zauważyło, a kiedy pojawiły się bakugany, to je dokładnie wypytano. O istnieniu Wojowników tak naprawdę wiedziały głównie elity, a niektórym jak mi udało się dowiedzieć z rozmów przy stolikach – Rozłożył ręce. – Dopiero po pokonaniu Zenohelda wszystko poszło w wszechświat.

– Brzmi logicznie. Dlatego zwykli Vestalianie nie zwracali tak uwagi.

   I było to przy okazji takie cholernie ludzkie? W każdym świecie ci z lepszym statusem mieli lepszy dostęp do informacji, a inni musieli używać podstępów, by osiągnąć to samo. Niby inne światy, ale gena nie wydrapiesz.

   Zerknęłam na zegarek we wnętrzu auta i jęknęłam cicho. Tak samo nie zmieniało się, że za dwadzieścia minut miałam lekcje, a przy korkach w Los Angeles, to dotrę najszybciej za czterdzieści. Piach w oczy, cóż za nowość.

   Kenji posłusznie zapiął pasy, po czym ruszyliśmy. Słońce waliło po ślepiach, żeby przypadkiem jazda nie była za miła. Wyciągnęłam okulary przeciwsłoneczne ze schowka, kiedy stanęliśmy w korku.

– Jesteś ogólnie pewny, że chcesz zostać sam? Los Angeles jest chujowe dla przyjezdnych. Nie łaź poza centrum, bo ostatnio gangi znów zaczęły dawać o sobie znać. A i pilnuj portfela.

– Jess, przypomnę ci, że jestem starszy i zaraz widzę się z Shanem. Zresztą Vestalia też nie jest jakoś wyjątkowo bezpieczna.

   Wydęłam policzki, po czym uniosłam brew. Zawsze czułam się lepiej, wieczorami chodząc po Velarii. W Los Angeles to nocne spacery bez paralizatora odpadały, zwłaszcza będąc samej.

– Serio? Jakoś nie spostrzegłam dużych zagrożeń – Wcisnęłam gaz, kiedy sznur aut zaczął się rozjeżdżać. Pomknęliśmy siatką ulic rozłożoną wśród strzelistych szklanych budynków oświetlonych plamkami słońca.

– Głównie w slumsach był problem, ale często przenosi się na inne części miasta. Czarny handel, porachunki – Wzruszył ramionami, chłonąc oczami miejski krajobraz, zwłaszcza, że Diamond District należało do jednych z bardziej zadbanych dzielnic.

   Zerknęłam na jego odbicie w lusterku, marszcząc brwi. Dobra, fakt faktem Volt pochodził ze slumsów i mówił, że wybuchła tam kiedyś epidemia choroby.

Mroczna strona Vestalii”

   Zacisnęłam mocniej dłoń na kierownicy. Wykazałam się ignorancją. Nawet na początku mojego życia na Vestalii nigdy jakoś nie zagłębiałam się w jej historię czy społeczeństwo. Zaprzątałam sobie głowę Kenjim i Radą, a nie ma co czarować, to jednak wyższe sfery. Tak samo Specta czy Mira. Choć Baron nie należał do bogatej rodziny, a był szczęśliwy…

   Tylko, że Baron nie mógł być dołem lodowej góry. Coś musiało się kryć głębiej. W tych slumsach.

   Ogólnie to ktoś nad nami czuwał, bo byłam tak pochłonięta swoimi przemyśleniami, że prowadziłam niemal machinalnie, jednak na czerwone światło za nic by nie zareagowała. Akurat oderwałam się, gdy czarne auto śmignęło mi przed maską. Włączyłam kierunkowskaz i grzecznie skręciłam przed jubilera, gdzie chciał wysiąść Kenji.

– Dziękuje – uśmiechnął się. – Swoją drogą robisz coś w weekend?

– Wyjątkowo nie, bo dziewczyny są zajęte. A co? Proponujesz nakarmienie mnie?

– Może – Rozłożył ręce. –  Chcieliśmy zrobić małe spotkanie. Będzie też Reinare. I przy okazji poznasz też Shane.

– Poświęcę naukę i wpadnę. Na którą?

– Napiszę ci jeszcze. Jeszcze nie wiem, gdzie będziemy siedzieli.

– Okej. Miłej zabawy!

   Pożegnaliśmy się i odjechałam z piskiem opon, patrząc we bocznym lusterku, jak sylwetka Kenjiego rozpływa się w tłumie ludzi. Potem niechętnie spojrzałam na zegarek. Dwie minuty do dzwonka. Heh, jak cudownie. Docisnęłam gazu. Oby pan Ramon znów miał problemy z automatem do kawy.

 

****

 

    Akane zaczęła pojmować, jak musiał się czuć Herakles podczas swojej walki z harpiami. Od powrotu ze spotkania z Gravem wyczuwała zaciekawiony wzrok rodzicielki, które ani trochę nie zszedł z intensywności, kiedy skwitowała ich relację jako „kumple”. To samo tyczyło się dziewczyn, ale im można by było to dźwigiem wbijać, a i tak wiedziałby swoje. Westchnęła, zamykając z lekkim trzaskiem szafkę. Akurat zaraz miała literaturę, gdzie siedziała z najbardziej wygłodniałą harpią – Jess. Ta to nie odpuści, póki nie wydrze z niej każdego szczegółu. Choć jeśli zamienią się miejscami, to będzie mogła ją wypchnąć przez okno. Powie że to przypadek, bo w końcu sprzątaczki tak mocno pastują podłogi, że to się wręcz się prosi o jakiś wypadek.

   Nagle czyjaś ręka objęła ją za szyję. Zapach męskich perfum wdarł się jej do nozdrzy.

– Jak podłym trzeba być, żeby nam nie powiedzieć o swoich randkach? – spytał z sztucznym wyrzutem wesoły głos.

   Wypuściła z wolna powietrze, przymykając oczy. Pomyliła się. Istniał ktoś gorszy od Jess. A dokładniej to dwa ktosie.

– Skąd to wiecie, rudzielce? – spytała, odwracając się.

   Dean i Drake wyszczerzyli się w idealnych złośliwych uśmiechach. Stali obaj w jasnych koszulach i garniturowych spodniach ze świeżo umytymi sterczącymi włosami. Dla niektórych mogli wyglądać na modeli, lecz Aki przywodzili na myśl szakali. I to takich najgorszego sortu.

– Mamy swoich informatorów – Dean puścił jej oczko. – Zresztą poszłaś w dość popularne miejsce.

– A ten chłopak to chyba nietutejszy, co? – Drake przechylił głowę, po czym potarł podbródek. – Mam wrażenie, że go gdzieś już widzieliśmy, bracie.

   Dean spojrzał na niego i sam przybrał zadumany wyraz twarzy. Akane chciała wykorzystać to do ewakuacji, lecz po obrocie stanęła oko w oko z Shieną, której triumf wręcz lśnił w szkłach okularów.

– Nie myśl, że uciekniesz, Aki – powiedziała słodkim głosem. – Wiadomości możesz ignorować, ale nie popuszczę, póki nie poznam szczegółów spotkanie z Gusem.

– AAAA! GUS! – bliźniaki wydarły się chórem, ściągając na nich uwagę połowy holu – Ten z Vestalii!

– Ho siostro, międzyplanetarnie! – Dean poklepał ją po ramieniu z uznaniem.

– Zaraz ci ją odgryzę – warknęła ostrzegawczo.

– Ktoś się wstydzi – Drake lekko zniżył głos, patrząc na brata i Shienę.

– Co się dzieje? – Znikąd koło nich znalazła się Stella. Normalnie Akane ucieszyłaby się na jej widok, ale teraz widziała jedynie kolejną osobę, która zaraz zmieni się w hienę.

   Stado harpii. Coś tragicznego. A jeszcze zaraz doleci Jess. Japonka przetarła twarz. Jak ona ma tu wytrzymać siedem godzin? Może skok na główkę z dachu to jednak jakieś rozwiązanie?

– Masz chłopaka?! – zapiszczała Stella, aż robiąc mały podskok z ekscytacji. Białe kolczyki zadźwięczały.

   Tutaj nerwy dziewczyny ostatecznie się poddały, natomiast chęć mordu wypełniła żyły. W takiej sytuacji mogła zrobić tylko jedno, a mianowicie rzucić się głową w tłum i niczym wściekły byk torować sobie ścieżkę do klasy. Większość osób sama jej schodziła z drogi, bowiem temperament Akane był rozpoznawalny na skalę całego Los Angeles. Dotarła do klasy i widok ich pustej ławki nieco złagodził ziejącą żądzę. Przynajmniej do chwili, aż jakiś blondas – przeklęty kolor jak nic – próbował zająć jej krzesło. Na to weszła mocnym krokiem do środka, lecąc w kierunku ławki. Nawet się nie odezwała, lecz jej dziki wzrok musiał mówić wszystko, bo chłopak prysnął stamtąd w sekundę.

   Z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło, aż jego nogo zapiszczały o posadzkę. Zegar nad tablicą pokazywał minutę do lekcji. Po chwili wskazówka się przesunęła. Korytarz wypełnił przenikliwy dźwięk dzwonka.

– Nie myśl, że się wywiniesz, Aki, kochanie! – zawołał Dean, kiedy reszta weszła do klasy.

– Czym zasłużyłam na taki los? – jęknęła cierpiętniczo. – To już Herkules miał lepiej. Mógł chociaż zabić harpie!

   Spojrzeli na nią zaskoczeni, lecz nie skomentowali w żaden sposób tego dziwnego doboru słów. Jedynie uśmiechnęli się jak rasowe hieny i zajęli swoje miejsca. O ironio, zarówno bliźniacy jak Stella z Haru siedzieli po jakiejś jej stronie. Była więc osaczona.

   Mimo to lekcja minęła dość spokojnie. Jess wpadła do środka na równi z nauczycielem i pewnie zaczęłaby swoje przesłuchanie, lecz nauczyciel postanowił przeprowadzić debatę, więc nie miała okazji. Akane pocieszyła się wolnością jednak przez krótki czas, bo ledwo rozbrzmiał dzwonek, Jessie zdrajczyni cholerna, złapała ją za ramię i niemal siła wywlekła na korytarz. Jej rzeczy zabrała Shiena. Została sprowadzona pod parapet i otoczona szczelnym kółkiem. Dla upewnienia się, że nie spróbuje fantastycznego skoku na główkę Shiena złapała ją za przegub.

– Na waszym miejscu spałabym z otwartymi oczami – zagroziła, piorunując ich wzrokiem. – I pilnowała czy okno jest zamknięte.

– To musiała być mocna randunia, skoro taka miła jesteś – stwierdziła Jessie ze żmijowatym uśmiechem. Akane zapragnęła ją trzepnąć w łeb, ale poprzestała na morderczym spojrzeniu.

– Jesteście bandą hien – Pokręciła głową. – Przecież wam mówiłam, że to nic wielkiego.

– Dlatego zwiewałaś spod szafek? – Drake uniósł brew.

– Bo robicie z tego cyrk i ludzie się gapią – jęknęła. – Spotkaliśmy się, pogadaliśmy i jesteśmy przyjaciółmi. Zaczynamy z czysta kartką.

– Oho – Jess zamrugała zaskoczona. – To coś nowego

– Oczekiwaliśmy soczystych informacji – przyznał skwaszony Dean.

– Jak zawołam Phoebe, to będziecie mieli soczyste lima, rude cholery – obiecała, na co wydęli wargi.

– Romeo i Julia też chyba zaczynali od zera – wtrąciła niepewnie Stella.

– Oni to dość kiepski przykład – Shiena podrapała się po szyi. – Byli razem ledwo tydzień, przez nich zginęło kilka osób, a na koniec sami umarli.

– Bo mieli łącznie dwa punkty iq. Zresztą czy Julia nie była trzynastolatką, a Romeo przybijał do siedemnastki? – zastanowiła się Jess. – Trochę zawiało pedofilią.

– A mi tu wieje spadkiem pozycji – mruknął Drake, spoglądając na telefon. – Jess czemu jesteś dopiero ósma?

– Słucham?! – Fludim wypadł z kieszeni bluzy dziewczyny i spojrzał na ranking, gdzie jak byk zdjęcie jego wojowniczki było przy numerku osiem. – Jess!!!

– Cicho, marudo, to nie koniec świata.

– Teraz tak mówisz, a zaraz wypadniemy z pierwszej dziesiątki.

   Jessie przewróciła oczami i pochyliła się nad wyświetlaczem, odgarniając włosy.

– Skąd to właściwie masz? Przecież tu nie ma połączenia z siecią Bakuprzestrzenią.

– Ostatnio ktoś stworzył stronkę pełną materiałów z Bakuprzestrzeni – wyjaśnił Dean. – Wrzuca dużo filmików, recenzji bitew i właśnie aktualne rankingi czy najnowsze zapowiedzi bitew.

– Pewnie Dylan – skomentowała Aki. – Koleś się przez nią utrzymuje.

– A raczej buli portfele naiwnych dzieci – skinęła głową Shiena. – Ogólnie mówiąc, to dawno tam nie byłam. Są jakieś ciekawe wydarzenia?

– Zbliża się końcówka Ligi – odparła Jess. – Więc każdy jest skupiony na Wojownikach, sadomaso i Sellon. Po tym będą organizowali nowe wydarzenia czy wyzwania dla zdobywania punktów do kolejnego turnieju.

– Sadomaso? – Bliźniaki i Stella równocześnie unieśli brwi.

– Anubias. Blondyn, nosi obrożę i wkurwia – wyjaśniła krótko Akane i zaplotła ręce pod piersiami. – Pantofel musi być wniebowzięty.

   Jednak Jess zamiast pokiwać głową niech spochmurniała i skrzywiła się.

– Mówiłam wam, że ostatnio zachowywał się, jakby coś ukrywał – westchnęła. – Dalej to robi, choć nieudolnie próbuje maskować.

– Może coś z Drago? – zasugerowała Shiena. – Przechodzi kolejną ewolucję i albo przeszedł i się dostosowuje?

– Chyba już siedemdziesiątą z kolei – wytknęła Aki.

– Drogie panie – Dean uniósł rękę. – Nie chcę przeszkadzać, ale za minutę dzwonek, a niektórzy tu walczą o zdanie szkoły.

   Jessie obdarzyła rudzielca wybitnie nieprzyjaznym spojrzeniem i poprawiła ramiączko plecaka.

– Wyślijcie mi linka do tej strony – poprosiła. – A teraz lecimy, Aki, Haru, sekcja żabki nie zrobi się sama!

 

****

    Po lazurowej powierzchni jeziorka rozchodziły się delikatne fale. Animacje rybek pływały w różnych sekwencjach, by móc cieszyć oko widza i go zbyt szybko nie zanudzić. Drzewa o opadających gałęziach przyjemnie szumiały. Lecz ławki wokół bajorka były opustoszałe, jeśli nie liczyć Dylana. Handlarz rozłożył ramiona na oparciu i odchylił głowę. W jego ciemnych okularach odbijał się fragment czystego nieba, aż zasłoniła go ludzka sylwetka.

– Interes nie idzie?

– Każdy czasami musi odpocząć – odparł handlarz, wyciągając lizaka z ust. Tym razem był cały różowy. – Szukasz czegoś konkretnego?

– Bardziej interesuje mnie usługa.

– Hmm? – uśmiechnął się i poprawił pozycję. – Zamieniam się w słuch.

– Podobno lubisz sprawiać, żeby walki stawały się bardziej ekscytujące.

– Ależ oczywiście! – Dylan rozrzucił ręce. – Taki jest w końcu cel walk, nie? Mają przyciągać uwagę i pobudzać adrenalinę.

– Dlatego mam propozycję. W końcu im ktoś popularniejszy, tym więcej przyciąga widzów. Dlatego…

   Usta Dylana rozciągnęły się w uśmiechu, im dłużej słuchał. Myślał, że jego klientem szybciej zostanie Sellon lub Anubias, jednak tym razem los go zaskoczył. Złote oczy wpatrywały się w niego ze spokojem, kiedy słowa ustały.

– To jak będzie?

– Możesz oczekiwać wyników już za niedługo – odparł i podniósł się. – Tylko oby było to warte moich wysiłków.

   Wtem rozległy się kroki na żwirze, którym wysypana była ścieżka. Dylan zerknął na bok i ujrzał Anubiasa. Ten zatrzymał się, widząc, że handlarz ma już towarzystwo. Na krótką chwilę przez jego twarz przemknęło zawahanie, po czym prychnął i oparł rękę o biodro.

– Długo jeszcze? Mam sprawę do tego knypka.

– Już skończyliśmy – oświadczył Dylan. – Prawda? – spytał, na co otrzymał skinięcie głowy.

   Po chwili został już z graczem Darkusa.

– Co to miało być? Czego chciał? – spytał blondyn, mrużąc oczy.

– A-a-a, nie zdradzam tajemnic klientów – Pomachał lizakiem. – Mogę tylko powiedzieć, że wielu zaczął przeszkadzać obecny system Bakuprzestrzeni.

   Anubias obdarzył go podejrzliwym spojrzeniem i przeczesał włosy dłonią, mrucząc coś o durnych zagadkach. Dylan wyszczerzył zęby, ciągle kątem oka obserwując oddalającą się sylwetkę. W sumie biorąc pod uwagę obecną sytuację, powinien to przewidzieć.

 

****

– Za tak hienowate męczenie mnie powinnaś postawić mi co najmniej kawę i babeczkę! Albo tort! – zawołała Akane, która trzymając mnie za ramię i pchając do wyjścia. Reszta zdołała się wycyganić i uniknęła zawodzenia Japonki.

– Mogę ci kupić nawet cukiernię, ale nie dziś – odparłam.

– Hee? A to czemu? – Uniosła brew. – Chwilowe bankructwo?

– Nie, tylko widzę się ze Spectrą.

– O! – Ucieszyła się. Zdębiałam. Przecież Aki tak na niego nie reagowała, co jest?! – To tym lepiej! On może mi kupić tort. Ostatnio widziałam taki miętowy.

   Dobra, to miało sens. Dalej nawijała o tym torcie, aż nie wyszłyśmy na dziedziniec i nie natknęłyśmy na małe zgromadzenie w pobliżu boiska. Aki od razu zmrużyła oczy i stanęła na palcach, wyszukując przyczyny zbiegowiska.

– To jakiś nowy profesor? – rozległ się szept.

– Nie za młody?

– Ale przystojny jest.

   Już wiedziałam, zanim Akane przestała się wychylać.

– Spectra, nie?

– Maszkaron – potwierdziła. – Przynajmniej bez swoich piór, bo bym go wyśmiała.

   Pomińmy nieistotny szczegół, że i tak bym go wyśmiała. Złapałyśmy się pod ręce i siłowo przedarłyśmy przez grupkę. Keith podniósł na nas oczy znad książki. Od razu zrozumiałam, skąd uznano, że mógłby tu nauczać. Idealnie wyprasowana biała zapinana koszula wpuszczona w ciemne spodnie i długi płaszcz. Brakowało mu tylko okularów i wyglądałby jak wymarzony nauczyciel z pinteresta.

   Głosy z tyłu przypomniały mi, że jednak byliśmy obserwowani. No to mogłam się pożegnać z brakiem przyciągania uwagi. Jutro zostanę zasypana tysiącem pytań.

– A gdzie twoja pelerynka, pierzasty? – rzuciła Aki na przywitanie.

– Jak najdalej od twojego wścibskiego nosa – odparł, racząc ją zimnym wzrokiem i podniósł się. – Dzień dobry, Jessie.

– Dobry, dobry, ale mogłeś poczekać koło bramy.

– Niby czemu? – Schował książkę i poprawił płaszcz.

   Jak umiałam najdyskretniej, pokazałam mu już rozrzedzający się tłum. Szepty nie ustawały. Starożytni dajcie mi jutro siłę, bo to będzie przeprawa niesamowita.

– Przyciągasz uwagę, uwierz mi.

– Niech patrzą – Wzruszył ramionami i zwrócił się do Aki. – Możesz przestać wiercić mi dziurę wzrokiem?

– Szukam portfela. Potrzebują cukru dla odprężenia się.

– Chyba oszalałaś, że wydam na ciebie złamaną monetę – mruknął z niesmakiem. – Poproś Gusa.

   Japonka momentalnie z trybu dokuczania przeszła do irytacji. Błogosławić tego, co zaznaczył, że do szkoły nie można wnosić paralizatora, bo palce jej same drgnęły w kierunku kieszeni.

   Zapobiegając rozlewowi krwi czy siniakom, złapałam Keitha pod ramię, żeby Aki się na niego nie rzuciła. Zresztą nawet by nie zdążyła, bo niczym zbawienie obok pojawiła się Stella.

– Robisz coś, Aki? – spytała, trzepocząc rzęsami.

– Szykuje się do mordu.

– To wspaniale, pomożesz mi przy kostiumie!

   I olewając protesty, złapała moją przyjaciółke w talii i zdecydowanym ruchem zaczęła ją ciągnąc w kierunku auli szkolnej. Keith powiódł za nimi wzrokiem, po czym westchnął z politowaniem.

– Zbyt łatwo ją wybić z równowagi.

– To można wybaczyć, miała ciężką przeprawę z rana – Poklepałam go po dłoni. – To idziemy?

    Tym sposobem odkryłam kilka absolutnie ciekawych rzeczy. Mianowicie Spectra posiadał dodatkowe mieszkanie na drugim końcu Velarii w dzielnicy naukowców. Tak przynajmniej wywnioskowałam na widok specjalistycznych sklepów ze sprzętami oraz rozsianych gdzieniegdzie hal.

   A i nie myślcie sobie, że to mieszkanie to takie tylko do życia, spania i jedzenia. Gdzie tam! Ogromne, piętrowe i miało połączenie z jego prywatną halą. Nawet nie próbowałam się pytać, jakim cudem utrzymywał to wszystko plus auto i druga chałupa. Pozostało pozostać przy naiwnej wierze, że naukowcy na Vestalii byli rozchwytywani przez samych bogaczy.

   Rozejrzałam się po hali, kiedy chłopak zniknął za żelaznymi drzwiami. Była to chyba część testowa, bo na ścianach widniały ślady wgnieceń oraz osmalenia. Czy to było w ogóle bezpieczne? W końcu jak coś pójdzie nie tak, to połowa tego budynku pójdzie jebać. Jednak zaraz przypomniałam sobie, że on odwalał eksperymenty na statku, który poruszał się po przestrzeni kosmicznej.

   Halą lekko zatrzęsło, a metalowa kurtyna oddzielająca mnie od reszty pomieszczenia, zaczęła podjeżdżać do góry. Buchnęło lekko sprężone powietrze, na co zafalowały mi włosy i z cienia wyszedł bakugan. Zbaraniałam doskonale i z niedowierzania przetarłam oczy. Że to był Helios to dało się zauważyć, bo jego urodziwym pysku. Lecz jego ciało pokrywały ciemnofioletowe łuski, nie posiadał skrzydeł, a w ich miejsce miał wstawione jakieś okrągłe cholerstwo, może jakieś działo?

– Skrzydła ci ukradli, jaszczurko? – spytałam, przyglądając mu się.

   Ten prychnął z wyższością.

– Przeszedł ewolucję – wyjaśnił Spectra.

– I dostał w prezencie jakieś działko, co przypomina packę na muchy? – Zaplotłam ręce na piersi, zadzierając podbródek.

– Czasami trzeba pomóc naturze. Jak się czujesz, Helios?

– Ciągle trochę sztywny – mruknął bakugan, rozprostowując z cichym chrzęstem dłoń. Zamachnął ogonem, robiąc mały powiew. – Mechaniczne części ciągle się dopasowują.

– A domenę czemu zmieniłeś? Odgapiasz ode mnie?

– Przejście na wyższy level niekiedy wymaga większych zmian.

– I tak ciągle jestem silniejszy – dorzucił wyzywająco bakugan.

– Nie byłbym taki pewny – odezwał się z urazą Fludim. – Nigdy nie walczyliśmy jeden na jednego.

– Raz walczyliście– zaprotestowałam. – Wtedy… na statku – Wewnętrznie się skręciłam na przypomnienie całego cyrku z Vexosami i zamilkłam.

   Okoliczności tamtego pojedynku były trochę, no bardzo, niemiłe, dlatego poczułam się lekko dziwnie. Maruda też zakręciła się niepewnie. Spectra jednak nie wyglądał na zainteresowanego wyciąganiem brudów przeszłości i jedynie przywołał Heliosa do formy kulistej.

– Zawsze możemy to sprawdzić, kiedy skończę wszystkie testy.

– Ile właściwie nad tym siedziałeś? – Zerknęłam ponad jego ramieniem do mrocznej części hali.

   Jedyne źródło światła dawał jedynie duży plazmowy ekran, na którym wyświetlała się jakby przekrój tunelu międzyplanetarnego. Słabe biały blask padał też na kawałek jakiegoś ubrania, lecz nawet nie dane mi było się przyjrzeć, jak Spectra zaczął mnie wyprowadzać na hol.

– Cztery miesiące. Zmiana kodu domeny w genie wymaga dużej precyzji.

– Dan by się wkurwił, że dalej się bawisz w eksperymenty na bakuganach.

- Sam tego chciałem – wychrypiał Helios. – Moje dawno ciało osiągnęło już swoje limity w sile.

   Ugryzłam się w język z wytknięciem, że może napchanie tyle metalu w skórę do tego doprowadziło. Kulkowy czy nie jaszczur z radością odgryzłby mi łeb. Wróciliśmy do mieszkania. Przystanęłam w progu, patrząc na nowe meble, po których właściwie nie było widać śladu używania. W powietrzu ciągle dało się wyczuć nikły zapach drewna. Trochę przypominało to pokazowe pokoje w Ikei. Niby ładne, ale pozbawione duszy.

– Dziwnie tak – stwierdziłam, opierając czoło o framugę. – Pusto.

   Blondyn zerknął na mnie przez ramię, szukając czegoś w szufladzie.

– W sensie to mieszkanie jest w idealnym stanie – Postukałam stojącą obok szafkę. – No jeśli ominiemy kurz – dodałam, patrząc na knykcie. – Jak z katalogu. Puste. Nie ma Miry, nic nie pachnie, brakuje śladów, że tu jakaś ludzka istota – Wzdrygnęłam się. – Nieprzyjemnie tu tak przebywać.

– Dopiero zacznę – westchnął. – Nie miałem czasu bawić się w przeprowadzki.

– Gusa poproś, pewnie się zgodzi latać z pudłami – mruknęłam pod nosem, za co mnie zgromił wzrokiem.

– Czy ty w takim razie zostawiasz samą Mirę? – zdziwił się niebotycznie Fludim, podlatując do blondyna.

– Jest dorosła, poradzi sobie.

   Aż sobie usiadłam z szoku, bo to był jakiś przełom w sprawie. Choć prawda wiecznie nad jej głową wisieć nie mógł (choć to Phantom…), bo by go w końcu zamordowała. Tylko, że tutaj jeszcze istniał Ace. Chyba nie…

–O Starożytni! Wykastrowałeś Grita?! – Przerzucilam się przez oparcie kanapy i wytrzeszczyłam oczy. I proszę się nie śmiać, Spectra nie raz nie dwa sięgał po ekstremalne środki.

   Fludim zbaraniał, Helios wydał bliżej nieokreślony dźwięk, natomiast Keith przez moment wyglądał, jakby zduszał śmiech. Zaraz się opanował i jedynie uniósł kącik ust, rozkładając ręce.

– On wie, że ma się pilnować.

   Już mi się przed oczy wdzierały obrazy Ace’a przypiętego do metalowego stołu i Spectry z sadystycznym uśmieszkiem, gdy usłyszałam dźwięk powiadomienia ze strony bakuprzestrzeni. Zerknęłam na wyświetlacz i znów zostałam zaskoczona. Walka Bena z Danem jakoś mnie nie zaskoczyła, natomiast imię i nazwisko Jane przy jakiejś lasce już tak. Wilson była zawalona nauką i pracą, jakim niby cudem miała czas się zapisać na walkę? I jeszcze nam by nie powiedziała.

   Czat grupowy od razu ożył, przez Haru, która wysłała screena ogłoszenia pojedynku. Jane nie zdążyła odpisać, kiedy doszło kolejne. Tym razem z moją zacną twarzą oraz Selllon jako atrakcja wieczoru. No chyba ktoś sobie ze mnie kpił.

   Mogłam sobie niby tam uczestniczyć w tym turnieju, ale co dwa dni walka? Halo, admin? Zasady nakazywały odpoczynek przez co najmniej trzy, by nie przemęczyć bakuganów, więc co tu się odpierdala. Zaraz, to Dan też nie powinien mieć żadnego pojedynku!

– Ktoś ingeruje w administrację Bakuprzestrzeni – poinformowałam Keitha. – Znów walczę. Dan też.

   Spojrzał na wyświetlacz.

– Nie podoba mi się to – zawyrokował. – Jeszcze mówiłaś, że czułaś coś dziwnego w czasie ostatniej walki. Nie mam czasu ani ochoty na żadne kolejne wojny.

– Weź nie kracz – obruszyłam się. – Lepiej użyj swoich informatycznych zdolności i sprawdź, co tam się odwala.

– To raczej będzie trudne. Jutro wyjeżdżam z Gusem do klienta.

   Ahh, powinnam była to przewidzieć.

– Czyli zostawiasz mnie samą jutro z tym całym cyrkiem na głowie?

– Przeżyłaś Hydrona, biegałaś sobie po neathiańskim lesie, masz moc, czy ty naprawdę masz się jeszcze czego bać? – Posłał mi znaczące spojrzenie, zanim zniknął za drzwiami łazienki.

– Mamy przejebane – Fludim już takim optymistą nie był.

   Stary, dobry instynkt mu przytaknął. Cokolwiek się działo, nie miało prawa się dobrze skończyć.

 

 


 No to krótko, pisany był po trochu przez weekendy, jak miałam dośc nauki, dlatego taki długi. Do czerwca bym się nie spodziewała tutaj niczego, bo za 2 tygodnia matura, a ostatnią mam 17 maja (historię, hehe), a potem to trzeba opić ten cały cyrk

Błędy może kiedys poprawię, bayo!

 

niedziela, 21 marca 2021

S3 Rozdział 3: Niepokojące sygnały

 

   W Bakuprzestrzeni mogło nie być prawdziwego słońca, co jednak nie zmieniło faktu, że zmarszczyłam brwi na sam jego widok. W Los Angeles lało jak z cebra, co mi niezwykle pasowało, bo jakąś godzinę po pobudce znów poczułam senność, a cóż jest lepszego od drzemania przy dźwięku deszczu? Ale nieee, trzeba się było ubierać i lecieć

- Postaraj się nie zemdleć na arenie – Spectra podparł mnie, kiedy lekko się zachwiałam.

– I nawet nie próbuj się rozpraszać – wtrącił Fludim. – Nie zamierzam się wiecznie kisić na tym 7 miejscu.

   Wywróciłam oczami, ziewając. Było tuż po trzynastej i wokół kręciło się już sporo graczy. Bitwy na wszystkich arenach szły równo, a nazwiska śmigały po tabeli wyników. Jednak trudno było nie dostrzec jak zgęstniała atmosfera w chwili wejścia Keitha. Nawet ubrany w czarne spodnie i białą koszulę bez tej kretyńskiej maski przyciągał uwagę. Ludzie oglądali się przez ramiona lub zaczęli szeptać. Niektórzy nawet wbili wzrok w listy pojedynków, jakby oczekiwali magicznego pojawienia się nazwiska Spectry.

– Cóż za sława – uznałam. – Nie dane ci będzie odpocząć od fanów nawet tutaj. Na trybunach wszystkie oczy na ciebie.

   Westchnął, krzyżując ramiona  .Uśmiechnęłam się, ale zaraz przestałam, gdy uniósł brew.

– Kto powiedział, że idę na trybuny.

– Te, miałeś oglądać bitwę, nie wykręcaj się.

– Byłaś aż tak pijana zeszłej nocy, że coś ci się przesłyszało, Jessie?

– Hooo – Strzyknęłam kośćmi nadgarstków. – Nie prowokowałabym osoby z mocą.

   Do rękoczynów i fantastycznej rozrywki dla graczy jednak nie doszło. Bowiem spod ziemi wyrósł lokalny dealer bakuganów czyli Dylan. W oczojebnej żółtej marynarce, ciamkający lizaka i poprawiający ciemne okularki. Ogólnie był jak komar, który nieważne ile razy pierdolniesz, to i tak wróci, by dalej niszczyć nerwy.

– Najgorętsza parka Bakuprzestrzeni wreszcie przybyła! – zawył, składając pokraczny ukłon. – Witajcie w naszych skromnych progach!

    Strzyknęłam pięścią jeszcze raz. Keith doszedł chyba do podobnych co ja wniosków, gdy nagle Dylan wycelował w nas fioletowym lizakiem. Ślina prysnęła w bok. Obrzydlistwo.

– W ramach fantastycznej oferty – uśmiechnął się przebiegle, a okularki błysnęły – z wielką przyjemnością sprzedam wam najnowsze pojazdy bojowe o czterdzieści procent taniej. Są to świeżutkie bułeczki, więc Jess bez trudu rozgromi Sellon i Anubiasa.

– Na cholerę nam twoje bezużyteczne kawałki plastiku? – westchnął Keith.

– Poradzę sobie bez, dzięki wielkie – mruknęłam.

– Heee? – Dylan oparł ręce na biodra. – Pan naukowiec nie ufa innym wytworom?

   Spectra w zamian obdarzył go lodowatym spojrzeniem. Coraz więcej gapiów zaczęło się zatrzymywać, czekając na rozwój sytuacji. Pajac też to wyczuł, gdyż roześmiał się i odchylił, po czym zrobił gwałtowny obrót. Marynarka zafurkotała. Zerknął na nas, unosząc lizak.

– Jednak pamiętajcie, że dla was zawsze znajdę zniżkę.

   I odszedł, ginąc w tłumie w przeciągu zaledwie kilku sekund.

– Marucho powinien go wyjebać.

– Tak, ale co do twojego przyjścia…

– Oh – przerwał mi, zerkając na wielki elektroniczny zegar. – Za dziesięć minut walczysz. Lepiej biegnij do szatni – Złapał mnie za ramię i obrócił w kierunku areny A.

– Spróbujesz coś chcieć – syknęłam i z truchcikiem pobiegłam do szatni.

   Pewnie się ze mną droczył. Znaczy oby, bo inaczej patelnia wraca do gry i niech mu ziemia lekką będzie.

   Przeszłam długi korytarz, mijając wychodzących zawodników. Zatrzymałam się na moment przy automacie z piciem i szybko zgarnęłam sok pomarańczowy, wrzuciłam do kieszeni bluzy i szybkim krokiem podeszłam do głównej szatni.

   Otworzyłam drzwi. Jak na komendę wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. Prawą ławkę zajmował rozłożony po królewsku Anubias otoczony przez swoich sługusów, a po lewej siedział Sellon wraz z Soon i Chris. Dan jak to biedne dziecko siedział sam na środku. Na me pojawienie ucieszył się, jakby ktoś kupił mu kebaba.

– Jess!

– Danny!

   Przytuliliśmy się, ale oczywiście miły moment zepsuł sadomaso.

– Myślałem, że już stchórzyłaś – uśmiechnął się leniwie, pokazując kieł.

– Mam trochę więcej spraw w swoim życiu niż tylko bitwy, ale radośnie spiorę ci dupę – uśmiechnęłam się, puszczając oczko. – Nic się nie bój.

– Za marzenia nie ma co karać.

– Witaj, Jessie

   Głos Sellon zawsze był gładki i melodyjny. Kobieta posłała mi łagodny uśmiech, kiedy skinęłam jej głową. Jej dwie koleżanki z drużyny już nie były tak przyjaźnie nastawione. Choć szczerze to nikt tak naprawdę nie wiedział, co chodziło Sellon po głowie. Walczyła inteligentnie i z gracją, a poza spokojem to chyba nie widziałam u niej innej emocji.

   Ale ciągle tysiąckroć lepsze było jej towarzystwo niż Anubiasa, bo on to drugi komar. Mogliby się zbratać z Dylanem i razem gdzieś odlecieć.

– Spectry nie ma? – szepnął Dan.

– Przyjdzie – odparłam. – A jak nie to dostanie lepę.

– Chciałbym to zobaczyć – wymamrotał Fludim z nutką złośliwości.

   A to Brutus mały! Pacnęłam go w głowę, kiedy rozległ się lekko skrzeczący głos sędzi i komentatora w jednym.

– Zawodnicy są proszeni na arenę. Zaraz zaczynamy pojedynek.

   Nabrałam powietrza. Dreszczyk emocji i adrenalina zaczęły rozchodzić się po moim ciele. Wymieniliśmy spojrzenia z Danem i ruszyliśmy do kolejnych rozsuwanych drzwi, za którymi już wrzał tłum.

 

****

   Piasek. Czy istnieje coś bardziej przeklętego niż to małe gówno? Tak. Piasek unoszony przez wiatr. Wtedy masz go wszędzie. We włosach. Pod spódnicą. W brwiach. Paznokciach. Ogólnie jest przeuroczo.

   Ale powinnam przewidzieć, że życie przecież sprzedało mi za mało wpierdol. Akurat gdy byłam cała na czarno, to czym stała się arena? Pustynią, jebaną pustynią! A kto obrał sobie mnie za cel? Gość z bakuganem Ventusa. Wszak kto nie chciałby stać tuż obok burzy piaskowej? A! Jeszcze ubrałam buty na platformach, by przypadkiem ucieczka nie była za łatwa.

   Geniusz, doprawdy. Że mnie jeszcze do NASA nie przyjęli to szok kompletny.

– Fludim, Protekcja Chłodu! – zawołałam, ledwo coś widząc na oczy.

   Fludim: 1300G

Bakugan Robina: 700g

   Zasmarkany wiatr ustał, a mnie otoczył ukochany cień. Brunet obnażył zęby i poderwał dłoń, by użyć kolejnej supermocy. Rozejrzałam się. Teoretycznie kilka metrów dalej stała jakaś oaza, ale szybciej to się utopię w tej piaskownicy niż tam dotrę. Chyba że…

– Oszustwo Cienia.

   Podczas kiedy Ziperator wpadł na cień Fludima, to maruda wzięła mnie na ramię i zaczęliśmy radośnie spierdalać. Tylko po to by minutę później zetrzeć się z Sellon. Ehh, czy ona nie powinna skupić się na Danie? Jeszcze Spyron wydawał tak ostre okrzyki, że głowa bolała z automatu.

   Fludim odrzucił pazury bakugana i zaczął obracać włócznią.

– Dawno nie miałyśmy okazji walczyć – stwierdziła Sellon. – Wielka szkoda.

   Zerknęłam przez jej ramię. Drago naprzemiennie bił się z bakuganami Anubiasa i Chris. Zmarszczyłam brwi.

– Zawsze wydawało mi się, że chcesz dorwać Dana.

– Interesują mnie silni przeciwnicy – Przejechała zgrabnie ręką po włosach i odrzuciła je. – Ich pozycje nie mają dla mnie znaczenia – Powoli obróciła dłoń. Karta wystrzeliła przed jej nadgarstek. – Kluczowy Ruch.

Spyron: 1700

Fludim: 800

– Upadek światła.

   Spyron: 1300

  Fludim: 1400

  Wykorzystując pojawienie się gęstej czarnej mgły, użyłam następnej karty. Z włóczni Fludima wytrysnęły dwie strugi lasera. Jeden musnął skrzydło Spyrona, sprawiając, że stracił on równowagę, a drugi ugodził w bakugana Chris. Drago poszedł za ciosem, sprawiając, że pozbyliśmy się jednego przeciwnika. Lecz to by było na tyle.

   Nagle coś wypełniło przestrzeń, aż zadudniło mi w uszach. Powietrze stało się jakby cięższe, a atmosfera przyduszająca. Choć teoretycznie nic się nie zmieniło, by dostrzec to gołym okiem. Piasek oraz wiwaty zdawały się znajdować w oddzielnym choć widzialnym wymiarze. Moc zawrzała ostrzegawczo w żyłach, kiedy wszystko wyleciało jakby odcięte nożem.

   Bat wiatru smagnął mnie po twarzy, a powietrze rozdarł okrzyk.

– Daniel!

   Momentalnie wszystko ustało. Obróciłam głowę. Przed oczami mignął mi obraz, jak Dan osuwa się na ziemię. Cichy odgłos uderzania ciała o podłoże poniósł się jak strzał. Zapanowała pełna drgającego napięcia cisza, która po chwili się rozdarła.

– Nieprzytomny zawodnik! Wezwać pielęgniarza! – darł się komentator.

    Ludzie na trybunach też coś wykrzykiwali. Podbiegłam bliżej i pochyliłam się nad nieprzytomnym chłopakiem. Był pobladły. Zmarszczyłam brwi, zauważając świeże zadrapanie na policzku. To od bitwy czy coś sobie zrobił?

   Po chwili odsunął mnie pielęgniarz. Podniosłam się i obserwowałam, jak mierzą mu ciśnienie, po czym przenoszą na nosze.

   To było dziwne. Kompletnie niepodobne do Dana. W szatni wyglądał całkowicie zdrowo.

– Od razu mówię, że nie przyjmuję tego jako zwycięstwo – huknął mi do ucha Anubias.

   Spojrzałam na niego spode łba, na co wykrzywił się w zwyczajowym grymasie. Robin już stał za nim, mordując mnie z lekka spojrzeniem.

– Przekaż mu to – Wycelował palcem na odchodzących ratowników. – Tak łatwo mi się nie wywiniecie.

   Podejrzewanie sadomaso o uszkodzenia Dana było bezcelowe. Koleś miał obsesję na punkcie wygrania z nim w równym pojedynku. I ta nagła zmiana atmosfera. Postukałam się paznokciem o podbródek. Co tu się dzieje?

 

****

– Więc – Dźwięk stuknięcie o szkło kieliszka posłał dreszcze po plecach Aki. – Chciałaś się spotkać w jakimś konkretnym celu?

   To było to. Westchnęła, prostując się. Wcześniej jak się zobaczyli, to mogła szybko pozbyć się sztywnej atmosfery żartami czy zwykłą rozmową. Przez chwilę nawet poczuła, jak jej mięśnie się rozluźniają. Jednak to pytanie przywróciło całe napięcie oraz ucisk w dole żołądka.

– Nie można się po prostu spotkać? – mruknęła, łapiąc szklankę z wodą.

   Niespodziewanie jej gardło stało się suche jak cholera.

– Można – zgodził się Gus i lekko wysunął podbródek. – Jednak to było niespodziewane i dodatkowo po wielu zignorowanych telefonach.

– A ty czemu tyle dzwoniłeś? – odparowała, w duchu dziękując, że jeszcze miała jakiś refleks.

  Tyle że Grav nie dał się zbić. Miły uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiony przez zmarszczone brwi.

– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, Akane.

– Teoretycznie telefony były pierwsze.

– Ale pytanie o nie już nie.

   Stuknęła w kolczyk i pociągnęła go. Sytuacja coraz bardziej na nią napierała i brakowało sekund, aż wszystko pęknie i polecą słowa. Tylko teraz od niej zależało czy palnie jakąś głupotę i bardziej skomplikuje sprawy czy może postara się coś wyjaśnić z własnego chaosu, który miała w głowie.

– No bo…ogólnie – zacięła się. Talentu do przemów stanowczo jej brakowało. – nasza znajomość dziwnie się zaczęła?

   Leaus by pewnie wspomniał, że Spectra i Jess zaczęli gorzej niż wpadnięcie na siebie w lochu, ale to nie był teraz najważniejszy punkt.

– W sensie – Przejechała językiem po zębach. – Ty od maszkarona, żeby go szlag, ja od Jess...no i wiesz potem też trochę dużo ci powiedziałam, hehe – Ręka jej drgała, by podrapać się po głowie, ale byli w restauracji. – Więc jak się to wszystko skończyło, to jakoś czułam się dziwnie w twoim towarzystwie. Nie że coś zrobiłeś, ale jakoś tak…no – skończyła koślawo.

   Dobra, to chyba były najgorsze wyjaśnienia w jej karierze. Pełne dziur i skrótów myślowych, ale co innego mogła powiedzieć, żeby nie pokazać za dużo? Nie chciała tylko by Gus się czuł winny. Tyle. Nic więcej.

   Gus przestał się marszczyć i przez chwilę miał nieodgadniony wyraz twarzy, po czym westchnął i znów się lekko uśmiechnął. Do oczów wlało się zwyczajowe ciepło.

– To o to chodziło? – Pokręcił głową, opierając policzek o zwiniętą pięść. – Zawsze możemy zacząć na nowo jako znajomi.

   Zamrugała, unosząc wysoko brwi. Tego się nie spodziewała.

– Kompletna czysta kartka?

   Spojrzał na nią z nutka złośliwości.

– Chcesz, bym zaczął od „Cześć, jeste…

– O nie – Potrząsnęła głową. – Bo już mnie skręciło – Machnęła ręką. – Tylko nie wspominajmy o wiesz czym.

– Skoro tak chcesz , to proszę bardzo.

  Opadła na krzesło, a napięcie uleciało z niej niczym z przekłutego baloniku. Poczuła lekkość i nawet, kiedy lekko ukuło ją w środku, to to zignorowała.

– W takim razie muszę spytać mojego nowego przyjaciela – Podniosła kieliszek i wzrokiem omiotła miłą orientalną knajpkę, gdzie siedzieli. – Skoro nie jesteś z Ziemi i wiedziałeś gdzie to jest i co zamówić, to znaczy że byłeś tu z maszkaronem na randuni?

   Na odgłos zakrztuszenia się makaronem, uśmiech sam jej wpłynął na usta. Tak powinno być.

    Leaus jakby słysząc jej myśli, parsknął. Pstryknęła go palcem, nie odrywając oczu od Gusa, który desperacko próbował przestać kaszleć.

 

****

– Nie podoba mi się to – zawyrokował Shun.

    Całą czwórką siedzieliśmy w niewielkiej salce. Dan ciągle leżał zemdlony na łóżku pokrytym błękitnym prześcieradłem. Spectra znalazł się wśród tłumu widzów i razem poszliśmy ogarnąć co z Kuso. Jako że ciągle był poza naszym światem to opowiedziałam im o wyczuciu dziwnej energii, lecz nie mieliśmy pojęcia, skąd mogła się wytrzasnąć. Nie była tak mroczna jak Tytana lecz wyjątkowo nieprzyjemna. Jeszcze wyszło, że jedynie ja coś poczułam, więc musiało mieć to związek z bakuganem, choć tam nikogo nie było w teorii.

   Marucho spojrzał na Drago, który siedział tuż koło ucha swojego partnera. Bakugan przez dłuższą część naszej rozmowy milczał.

– Drago, a ty nic nie zauważyłeś?

– Niestety nie – odparł smok. – Daniel dobrze się czuł przed bitwą i nagle zasłabł. Sekundę wcześniej jeszcze wykłócał się z Anubiasem.

– A wcześniej? – odezwał się niespodziewanie Keith. – Nic się nie działo?

– Nie.

– A to zadrapanie – nie ustępował. – Skąd się wzięło?

    Drago od odpowiedzi uratowało gwałtownie zerwanie się Dana. Potoczył po nas oszołomionym spojrzeniem, nabierając głęboko powietrza. Zmarszczył nos, ogarniając oczami szczegóły pomieszczenia.

– Co się stało? – spytał ogłupiały.

– Zemdlałeś – odparł krótko Shun. – W czasie bitwy.

   Dan otworzył usta i zaraz je zamknął. Chyba dostrzegł, że każdy wpatruje się w niego uważnie, niemo żądając odpowiedzi. Oczy uciekły mu na bok, kiedy zgarnął bakugana na rękę. Wyszczerzył zęby, lecz było w tym coś nieszczerego.

– Poczułem, że mi się tak mega gorąco zrobiło i obraz rozmył mi się przed oczami – powiedział.

– Dziwne – mruknęłam. – A też poczułeś, jakby takie zgęstnienie atmosfery?

   Gwałtownie drgnęła mu ręka, ale ukrył to, mrugając niewinnie. Czyli coś było na rzeczy.

– Nie – Przechylił głowę. – Twoja moc może coś wyczuła?

– Nie mam pojęcia – westchnęłam. – Jednak chwilę zanim odleciałeś, coś się zmieniło na arenie – zawiesiłam oczekująco głos.

   Jednak szatyn nic nie powiedział. Poderwał się z łóżka, prostując, aż mu kości strzyknęły.

– Zgłodniałem – uznał i poklepał się po brzuchu. – A właśnie co z walką, Jess?

– Tradycyjnie Anubias nie akceptuje zwycięstwa, chce powtórki. A co do tego – Pociągnęłam go za ucho, ściskając lekko. – Jeszcze raz mnie wjebiesz w walki, to Anubias nie będzie miał z kim walczyć, dotarło?

– O-oczywiście! – zasalutował.

   Puściłam go, na co się okręcił wokół własnej osi i wyszczerzył do Spectry. Widać było po nim pewne wymuszenie. Próbował grać, że nic się nie stało, byśmy puścili to w niepamięć.

– Trochę wstyd, że to oglądałeś, Keith – przyznał, sunąc ręką po karku. – W ogóle zamierzasz wrócić do walk?

– Póki co jestem zbyt zajęty – przyznał blondyn, podnosząc się. – Przy okazji zraniłeś się – Postukał się w policzek.

   Dan znów się spłoszył, lecz uśmiech mu nie zszedł z twarzy.

– To szkoda, liczyłem na naszą walkę.

   Spectra przewrócił oczami, łapiąc mnie pod rękę. Kuso w sekundę podchwycił temat i złapał Shuna oraz Marucho za ramiona.

– Zupełnie zapomniałem, że pewnie chcecie mieć trochę spokoju – zaczął wypychać przyjaciół do drzwi. – My lecimy na jedzenie także się nie przejmujcie!

– Ale Dan… - zaczął Shun, łapiąc dłonią framugę.

– Już, już, pewnie też jesteś głodny! – uciszył go brunet. – Julie się ucieszy na nasz widok!

   Po kilku minutach przepychanki udało mu się wywalić kolegów na korytarz. Puścił mi perskie oczko i wyszedł, zatrzaskując drzwi. Keith zerknął na mnie z uniesionej brwi.

– Naprawdę z nim przegrałem?

   Pacnęłam go w ramię.

– Nie bądź wredny, coś tu nie gra.

– Nie dało się zauważyć, fantastyczny z niego aktor.

– Który wgniótł cię kilka razy w ziemię – ucięłam. – Lepiej użyj głowy, czemu tak bardzo zachowuje się nie po swojemu.

– To znaczy?

– To przecież Dan! – Wyrzuciłam ręce przed siebie. – Jeśli by coś się stało, to normalnie zaraz bym wiedziała. A jak nie ja to Shun albo Marucho. Tymczasem on się z czymś ukrywa…

– Niezwykle umiejętnie.

–… i wygląda, że się tego obawia, ale nic nie chce powiedzieć – dokończyłam.

– Pytasz złą osobę – westchnął. – Też mi się to nie podoba, ale nie mam pojęcia, co mogło się stać. Będziesz częściej w Bakuprzestrzeni, to możesz mu się przyjrzeć.

   Pokiwałam głową. Jakiś plan to był. Zawsze mogłam też poprosić bliźniaki albo Stellę by też mieli oko na Dana. Oni nie byli tak w piździe z materiałem szkolnym jak ja.

– Masz czas jutro po szkole?

– Z godzinkę.

– Raczej starczy – Spojrzał na zegarek, kliknął kilka razy i potarmosił mnie po włosach. – Będę się zbierał.

   Nawet mi to nie przeszkadzało, bo kilka sekund później dostałam telefon od Kenjiego z pytaniem, czy mogę do nich wpaść. Dlatego razem skierowaliśmy kroki do teleportów. Przez wypadek Dana przyciągaliśmy jeszcze większa uwagę, choć i tak największy tłum dostrzegałam koło kawiarenki. Jedynie szatyn byłby na tyle głupi, by po wzbudzeniu sensacji iść gdzieś w Bakuprzestrzeni na jedzenie.

– Jak tak pomyślę – odezwał się Spectra, wstukując współrzędne. – To za długo było spokojnie.

   I z tymi słowami mnie zostawił.

 

 

****

 

   Reinare od zawsze szczyciła się swoją wyczuloną intuicją. Jeśli na kogoś widok zaczęła słyszeć ostrzegawcze dzwonienie, wiedziała, że lepiej się wystrzegać tej osoby. Jednak teraz miała problem z ustaleniem, o kogo dokładnie chodziło.

   Siedziała wysoko na trybunach areny, więc miała problem z dokładnym przyjrzeniem się trójce osób stojących właśnie na półce skalnej. Dwóch chłopaków w ciemnych bluzach i jedna dziewczyna. Dzwonienie nie ustawało. Zmrużyła powieki, lecz dalej nie widziała wyraźnie rys.

  Dopiero kiedy na ich twarze skierowała się kamera, to aż podskoczyła na siedzeniu. Jedna twarz była jej aż za dobrze znana.

– Gawain? – szepnęła.

   Vestalianin skierował wzrok prosto na obiektyw, przez co ogarnęło ją uczucie, jakby złote tęczówki były wycelowane prosto na nią. Następnie pokazali się jego koledzy z drużyny. Chłopak o długich fioletowych włosach spiętych w kucyk i dziewczyna o znudzonej twarzy. Bez wątpienia Ziemianie.

   Odszukała tablicę wyników. Gawain zajmował obecnie 9 miejsce. Tamta dwójka nie znajdowała się w pierwszej piętnastce. Reinare poprawiła się na krzesełku, czekając na rozwój bitwy, choć jej myśli były od tego dalekie.

   Co tu u diabła robił ten chłopak?

  

 


 

niedziela, 7 lutego 2021

S3 Rozdział 2: Noc alkoholu i koszmarów

  

Niekiedy odkrycie miejsc pozornie niedalekich, lecz jednocześnie odgrodzonych od świata stawało się niezwykle pożyteczne. Zwłaszcza kiedy życie brało w łeb, więc trzeba było zarządzić spotkanie specjalne okraszone dużą ilością butelek na opuszczonym stadionie za starym parkiem. Akane czknęła gwałtownie, niemal zwalając szklankę na beton. To jednak nie wybiło ją z rytmu, bo odetchnęła głośno i podniosła dwa palce.

- Ten cholernik przyszedł po moje drzwi! Święte japońskie drzwi! – zagrzmiała, dodając mocy słowom uderzeniom w krzesełko. – A teraz idę na randkę z Gusem – jęknęła i przejechała dłonią po włosach. – Co ja mam właściwie ubrać? Co mówić? Aish, było go zepchnąć ze schodów a nie słuchać!

– Nie martw się, Aki – Jessie dosiadała a raczej upadła na dziewczynę, wtulając się pod jej podbródek. – Każda z nas popełniła błędy i ma przewalone, gdyż ja – Wzniosła kolorowy drink. – jutro walczę z Anubiasem i Sellon – zachichotała. – Czaisz? Jestem w kompletnej piździe z szkołą, ale latam na walki z sadomaso i Sellon!

  Teoretycznie w ich słowach nie były nic wybitnie zabawnego, lecz ich mózgi były otępiałe, a lepka mgiełka alkoholu i beztroski jedynie wzmacniała proces wytwarzania endorfina. Wszystkie cztery zaczęły się śmiać, choć Jane jako najtrzeźwiejsza i tak omiotła Jess i Akane wzrokiem spod uniesionej brwi i zaciągnęła łyk wina.

– Ja mam nowego sąsiada.. – Ściągnęła brwi. – A raczej moja mama ma. W waszym wieku.

– Już nie graj takiej babci, to różnica kilku miesięcy – zacmokała Haruka i poklepała ją po kolanie.

– Nie no Jane już w krzyżu łamie, reumatyzm na horyzoncie – Akane wyszczerzyła zęby, próbując w tajemniczy sposób zapalić papierosa, gdyż trzymała zapalniczkę stanowczo za daleko.

   Jess czyli kolejny wybitny talent zorientowała się, że zaraz ułamane plastikowe krzesełka, na których siedziały, mogą pójść z dymem. Wyrwała więc bohatersko narzędzie ognia, lecz ruchy miała średnio zgrabne i zapalniczka błysnęła w ciemności, po czym poleciała dwa rzędy niżej.

– Jess!

– Upsss.

– Potem się poszuka – Jane machnęła ręką. – W każdym razie średniawy chłop – Zmarszczyła nos. – Jakby przyszedł do szkoły, to unikajcie. Tyler się nazywa, nazwiska już nie pamiętam.

– My z Aki i tak jesteśmy zajęte – Jess uśmiechnęła się złośliwie,  na co Japonka uderzyła ją w ramię, mrucząc przekleństwa. – Shiena nam tu została!

– Jasne – Okularnica wywróciła oczami. – Moje życie miłosne jest równie porywające co tureckie seriale.

– Jeszcze trafisz na kogoś. Jak Jane na Rogera – Akane poruszyła znacząco brwią. – Czy może Wendy?

   Brunetka prychnęła i zaczęła zeskakiwać ze stopni w ślad za upuszczoną zapalniczką. Przykucnęła i otrzepała ją z kurzu.

– Żadne mnie nie interesuje – przyznała. – Nikt mnie nie interesuje – Obróciła zapalniczkę w dłoni.

   Zapanowało na sekundę milczenie, podczas którego pozostała trójka wlała kolejną dawkę alkoholu przez gardło. Zimny nocy wiatr co jakiś czas przelatywał po odsłoniętych częściach ciała, lecz procenty grzały je porządnie. Shiena przerzuciła nogi przez oparcie i oparła ciężko głowę o ramię.

– Skąd wiecie, że ten Tyler nie przybył tu dla mnie? – zapytała, wydymając usta.

   Jej przyjaciółki zrobiły identyczną minę czyli uniosły brwi i uśmiechnęły się z politowaniem. Haruka poruszała takie kwestie lub plotła o związkach tylko w stanach, gdzie mózg tracił połączenie z językiem. Plotła wtedy byle pleść i znikała cała jej powściągliwość czy przyziemność trzeźwego stanu. Jednocześnie niezwykle ciekawe zjawisko jak i zabawne. Dlatego każda miała zakaz nagrywania tych rozmyślań pod groźbą ucięcia włosów kataną. Jako że takowa znajdowała się w pokoju Shieny, to wolały przyrzeczenia nie łamać.

– Jesteś więcej warta niż takie coś – odparła krótko Wilson.

– Aleee nie byłoby miło dla mnie? Wiecie kwiaty, słodkie słówka, randki…

– Haru, dosłownie dałaś mi w łeb jak nazwałam cię „skarbem”.

– Ehh?! – Okularnica wydawała się zszokowana. – Naprawdę?! – Podniosła się chwiejnie i otworzyła ramiona, idąc zygzakiem ku Jessie. Cudem domen nie spadła na niższe trybuny, mimo obaw Jane. – Kwiatuszku ty mój, wybacz!

   Jessie taktownie powstrzymała parsknięcie i dała się przytulać zrozpaczonej Haruce. Jane pokręciła głową, sięgnęła o wiśniówkę i nalała hojnie Akane do kubka i samej sobie. Stuknęły się.

– Za twoją udaną randkę z Gusem – uśmiechnęła się.

– Byś wreszcie ogarnęła, że podobasz się Rogerowi – odpaliła dziewczyna, szczerząc zęby.

   Wilson drgnęła brew, kiedy powietrze przeciął okrzyk, po czym stęk bólu. Zerwały się, by ujrzeć jak Jessie i Shiena leżą piętro niżej, ciągle splecione w uścisku i masujące głowy. Japonka na wszelki wypadek przygarnęła do siebie resztę butelek. Po pijaku do szpitala to niezbyt było im po drodze.

 

****

 

    Spotkania z dziewczynami zawsze były wspaniałe. Alkohol, gadanie, takie poczucie swobody i wolności. Ale wiecie, co było jeszcze wspanialsze? Świadomość, że nie musisz lecieć z buta w zimną noc do domu, dodatkowo potykając się o własne nogi i ledwo widząc chodnik. Albowiem Spectra posiadał samochód! I to jeszcze tak zrobiony, że mógł sobie wsuwać i wysuwać te opony, więc pędził nim zarówno po Ziemi jak i Vestalii.

   Czy miał prawo jazdy? Pff, to Spectra. Ale jakoś nikt nigdy nie był go chętny zatrzymać, co było nam bardzo na rękę, zwłaszcza dziś, skoro już go władowała w rolę kierowcy. Nawet nie skomentował, gdy Aki zajebała potężnie głową o drzwiczki, kiedy wysiadała, aż zęby jej zaszczękały. Zawyła coś, ale Haru krztusząc się od śmiechu, szybko rzuciła pożegnanie i ją odciągnęła. Jane też wysiadła coś szybciej niż jej dom, ale to dorosła baba, da sobie radę.

   Teraz staliśmy w najbardziej romantycznym miejscu świata mianowicie stacji benzynowej. Głucha noc, w powietrzu woń benzyny, oczojebne światła wszędzie. Żyć nie umierać.

– Nic tylko życzyć ci szczęścia jutro podczas walki – rzucił, idąc do dystrybutora.

– Poradzę sobie śpiewająco. Nieraz gorzej kończyłam imprezy.

– Twoje odciśnięte czoło na ścianie mi o tym przypomina.

– Właśnie! – Strzeliłam palcami. – A jak widzisz teraz to jestem nawet komunikatywna i nie gadam od czapy.

   Westchnął, otwierając wejście do baku i wciskając nalewak. Woń benzyny się wzmocniła, na co mój żołądek wykonał gwałtowny obrót. Przyłożyłam rękę do ust, lecz mdłości zelżały. Wysiadłam, starając się iść prosto.

– Potrzebuję powietrza – uznałam.

– Zaraz będziesz potrzebowała bandaża – uznał, kiedy się gwałtownie zachwiałam, bo nastąpiłam na rozwiązaną sznurówkę. Szybko odwiesił pistolet, zatrzasnął drzwiczki i złapał mnie pod rękę. – Najpierw przejdziemy się do sklepu.

   Mnie też dziwiło, ale często Keith raczej wolał płacić za paliwo niż wciskać gaz i spierdalać. Choć kasy miał w cholerę, a użeranie się z ziemską policją było mu nie na rękę. Przez chwilę stałam przy ostro zawyżonych cenowo winach, ale mnie odciągnął w zamian za kupno batona. Oparłam się o jego ramię i wcisnęłam dłonie do kieszeni jego bluzy, ignorując natarczywe spojrzenia dwóch kasjerów. Krótko sobie pochodziliśmy dookoła, bym odzyskała nieco trzeźwości. Atrakcji wkoło szalonych nie było poza bezpańskim kociakiem i śpiącym pod ławką panem żulem, który chrapał wniebogłosy.

  Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, to możliwe, że już świtało. Na palcach, by rodziców nie budzić, przeszliśmy do mojego pokoju. Fludim powitał mnie krótkim opierdolem, ale zaprzestał, widząc że dalej mało kontaktuje.

– Będę wyglądała jak trup na walce – jęknęłam, sięgając po wacik, żeby zmyć kreski. – Anubias żyć mi nie da, już słyszę ten jego irytujący głosik „Ah, nie wyspałaś się styropianie? Pewnie stres się zjada?”.

– Wyklepiesz to – odparł krótko Fermin i w odbiciu widziałam, jak rozglądnął się po pokoju. Coś zmieniło się w jego wyrazie twarzy, lecz mój pijany umysł niezbyt to zarejestrował. – Chciałabyś kiedyś mieć własny dom?

– Nawet sprzedając dwie nerki, nie byłoby mnie stać – prychnęłam. – Jak będę miała fart, to może kupię jakieś małe mieszkanko gdzieś.

   Chłopak coś wymamrotał, ale doszło mnie tylko słowo „…na Ziemi”. Zerknęłam przez ramię, mrużąc oczy.

– Co mówiłeś?

– Że jak zaraz nie skończysz to tu zasnę.

– Nie bądź niemiły, bo zaśniesz na wycieraczce – zagroziłam mu. – Urodę trzeba podkreślać – Wyrzuciłam waciki i poszłam opłukać twarz. – Zwłaszcza jutro, gdy będę się nawalała radośnie z sadomaso.

– Znów o nim? Za często go wspominasz, jak na kogoś niewartego uwagi – Spojrzał na mne, układając się brzuchem na materacu łóżka.

– A co? – Wdrapałam się pod kołdrę. – Zazdrość się odezwała? – Uniosłam brew i rozłożyłam ręce. – Cóż to ty nawet mi nie przyjdziesz kibicować.

– Nigdy nie powiedziałem, że nie przyjdę – mruknął, przysuwając się bliżej. Zarzucił rękę na moją talię. – A teraz idź spać. Wkurwię się, jeśli nie zasnę, zanim te wasze pieprzone ziemskie ptaki zaczną skrzeczeć jakby je zarzynano.

   Uśmiechnęłam się i przytuliłam, nim kliknął przycisk w lampce i pokój ogarnął mrok.

 

****

       Dam sam nie wiedział, gdzie się znajdował. Grube pajęczyny wyłaniały się z mroku, ocierając o jego skórę, przez co dostawał dreszczy. Czuł na sobie czyjeś oczy, lecz nikogo oprócz niego nie było. Chyba że ten ktoś chował się w wszechobecnej ciemności. Przełknął ślinę. Gorycz strachu rozlewała się w po jego kubkach smakowych.

   Mrok zaczął jaśnieć, aż przybrał barwę posępnej czerwieni. Brunet próbował zawołać kogokolwiek. Jednak nic nie wydobyło się z jego ust. Zupełnie jakby został uwięziony w niemym filmie grozy.

   Zaczął biec, choć zdawało się, że nie porusza się ani o krok.

– Kuso…

   Jego ciałem wstrząsnęło. Czyjaś złowroga obecność otarła się o niego niczym ostrze noża. Obrócił się gwałtownie i gdyby mógł, to wrzasnąłby. Trzy pary oczu wpatrywały się w niego, przeszywając na wylot. Dziwny stwór z złotej zbroi zaśmiał się.

   Dan chciał się cofnąć, lecz jego kostkę oplotła gęsta zimna pajęczyna. Zachwiał się i upadł. Wtedy poczuł, jak po jego dłoni rozlewa się gorący biały ból. Symbol Bramy jaśniał, rażąc jego oczy.

– Ode mnie nie ma ucieczki, szczeniaku – zagrzmiał sześciooki i wyciągnął ku niemu rękę.

– DAN!

   Gwałtownie otworzył oczy i zerwał się z łóżka. Serce dudniło mu w piersi, a klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, gdy próbował krótki, urywanymi oddechami nabrać powietrza. Pokój kiwał się przed jego oczami, a zimno rozchodzące po trzewiach dalej nie opuszczało.

   Przymknął oczy i starał się oczyścić umysł. Kiedy oddech się uspokoił, odetchnął i spojrzał na Drago.

– Też miałeś ten sen?

 – Jaki sen, Danielu?

   Przysiadł na krawędzi łóżka. Nogi wciąż miał z waty, natomiast dłonie mu drżały. Przecież ten sen był krótki, więc czemu tak reagował?

– Byłem otoczony ciemnością. Wszędzie były jakieś pajęczyny – zaczął cicho wyjaśniać. – Bałem się, bo czułem, że ktoś mnie obserwuje. I nagle pojawił się jakiś koleś. – Zmarszczył brwi. – Miał trzy pary oczu i nosił jakby złota zbroję. I wtedy pojawił się symbol bramy na mojej dłoni – Podniósł rękę.

– Co to mogło oznaczać? – zadumał się Drago. – Powiedział coś jeszcze?

– Że nie od niego ucieczki.

  Słowa zawisły między nimi. Drago wyglądał na wyjątkowo zmartwionego i nie było w tym nic dziwnego. Zawsze przed jakimiś poważnymi wydarzeniami jego wojownik miał jakieś wizje. Tylko co mogła oznaczać ta? Kolejnego wroga? Jeśli tak, to jakie miał cele? Czego od nich chciał? Jak wiązało się to z Bramą?

   Nagle Dan znów doznał tego palącego uczucia bycia obserwowanym. Zerwał się i bez słowa otworzył okno. Powitał go chłód i hukanie sowy. Rozejrzał się uważnie, lecz nie udało mu się nikogo dostrzec. Podwórko było puste. Jednak uczucie nie znikało.

  Gdzie? Kto? Biegał nerwowo wzrokiem, aż zatrzymał się na pobliskim żywopłocie. Przełknął śliną i już chciał krzyknąć, kiedy wszystko zniknęło. Skonfundowany stał jeszcze przez chwilę z wytrzeszczonymi oczami. Serce znów mu waliło. Ktoś go obserwował. Wiedział, gdzie mieszka.

– Ktoś nas śledzi Drago – powiedział bakuganowi, osuwając się na łóżko. Zacisnął dłonie na prześcieradle. – Tylko nie mam pojęcia kto.

– Musimy o tym komuś powiedzieć, Dan.

– A może mi się wydawało? – Wsunął palce we włosy. – To była w sumie krótka chwila. Może przez ten koszmar coś mi się wydawało.

– I tak warto komuś powiedzieć – Drago zawahał się na chwilę, ale ciągnął dalej. – W najbliższym gronie to chyba Jess ma największe obycie z dziwnymi wizjami?

   Dan skinął głową i nim zdążył pomyśleć, już wbijał numer dziewczyny. Przy drugim sygnale zerknął na godzinę. Trzecia piętnaście. To wyrwało go z odrętwienie i zakończył połączenie.

– Dan?

– Drago, to nie ma sensu – westchnął. – Po co mam kogoś dręczyć o trzeciej w nocy? I to przez głupi koszmar – ziewnął. – Zapomnijmy o tym.

– Kilka miesięcy to o tej porze zwiedzaliście neathiańską dżunglę w piżamach – wytknął mu bakugan, po czym westchnął. – Jesteś pewny?

– Tak – Chłopak wczołgał się z powrotem pod kokon kołdry. – Zresztą Jess by mnie zamordowała, jeśli nie dałbym się jej wyspać na walkę, w którą ją sam wkopałem.

   Drago wyszeptał ciche „dobranoc”, a Dan zasypiając, mógł tylko zaklinać los, by znów nie ujrzeć tych wypełnionych czystym złem oczu.

 

****

   Ryk Fludima poniósł się echem przez grube ściany, a zaraz za nim okrzyki kolejnych bakuganów. Płomienie zatrzeszczały, rzucając miękkie pomarańczowe światło na krople krwi pokrywające posadzkę. Łzy kapały wolno.

   Plask. Plask. Plask.

   Złota korona błyszczała w ogniu jak zdobyte siłą trofeum. Symbol ostateczności. I tym w sumie była. Znakiem władzy wydartej jej poprzedniemu właścicielowi.

   Szkarłatna posoka wypływała spod ciała. Czarne włosy były wręcz nią przesiąknięte. Królewski strój był brudny i potargany. Szyderstwo. Kiedyś zawsze elegancki i gotowy do ukazania się przed poddanymi teraz wyglądał nie lepiej od łachmanów żebraka.

   Oddech z trudem przechodził przez zaciśnięte gardło. Oczy paliły od ciągłych łez. Ke…Kenji.

– Urocze – szept pełen trucizny rozległ się w górze. Tytan przejechał po symbolu na policzku. – Przeznaczenie znów dokonało dzieła, a ty sięgnąłeś po moc.

Płomienie wspięły się jeszcze wyżej. Biała rękawiczka poplamiona krwią obróciła kilka razy koronę. Czerwona maska migotała, a błękitne oko patrzyło chłodno na rozmiary dokonanych zniszczeń. Złośliwy uśmiech.

- Oczywiście – Spectra przykucnął i pochylił głowę w bok. Drwiący gest udający troskę. – Długo czekałem, ale w końcu cię oślepiłem. Moc jest moja – Fiolet, przeklęta purpura przewinęła się wokół jego palców. – Jesteś już dla mnie bezużyteczna, Jessie.

   Nim jeszcze na dobrze się rozbudziłam, czułam, jak mocno zaciskam palce na ramieniu Keitha. Rozwarłam powieki, nabierając z trudem powietrza.

– Jessie?

   Jego głos doszedł jak zza szkła. Usiadłam, obejmując dłońmi twarz. Szok przewijał się z uczuciem mdłości. Co to miało być? Często przez alkohol miałam dziwaczne sny, ale coś takiego. Zagryzłam wargę. Dlaczego?

– Co się dzieje?

   Mimowolnie się spięłam, gdy objął mnie za ramię, ale zaraz rozluźniłam i oparłam o miękki bok. Zapach mięty był uspokajający i znajomy.

  To był sen. Zwykły sen.

To mogło się zdarzyć.

   Przełknęłam ślinę.

– Nie zdradziłbyś mnie, prawda? – Spojrzałam na Spectrę.

  Twoje szaleństwo się skończyło, prawda?

   Zamrugał zaskoczony, po czym zmarszczył brwi. Potarł mój policzek palcami w uspokajającym geście.

– Oczywiście, że nie.

  Uśmiechnęłam się.

– Wybacz. Miałam koszmar – zamilkłam. Czułam, że Spectra czeka na więcej, ale jakoś nie umiałam się na to zdobyć. Nie teraz.

   W końcu poddał się, potarmosił mnie po głowie i podniósł się z łóżka. Światło pewnie już późnego poranka oświetliło jego skórę.

– Zrobić ci herbatę?

– Poprosiłabym.

   Kiedy wyszedł, opadłam z gracją orki na poduszkę.

– Widać, że czegoś nie powiedziałaś. Gadaj – Fludim przysiadł koło mojego ucha.

– Śniło mi się, że – Przełknęłam ślinę. – wydarzenia z Vestalii wcale nie skończyły się dobrze.

– To znaczy.

   Zaczęłam nawijać kosmyk na palca. Na samo wspomnienie koszmaru poczułam ukłucie zimna koło serca.

– Po prostu Spectra poszedł chyba na jakiś układ z Tytanem. Zdobył władzę. I zabił Kenjiego.

– Och, Jess… - Bakugan przytulił się mi do policzka. – To tylko sen.

– Tylko czemu się śnił? To przeszłość.

– Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, że ona potrafi wrócić w najmniej oczekiwanym momencie.

– Ale po co?

– Czy ja wiem? W sumie mało rozmawialiście o tamtych wydarzeniach.

   To była prawda. Ledwo Zenoheld z ekipą zrobili asta la vista, to na Vestalii zapanował chaos w związku z odzyskaniem wspomnień. Spotkania z Radą, szukanie Kenjiego, jednoczesne życie na Ziemi, a potem ta wspaniała wojenka Neathii i Gundalii. Wszystko działo się tak szybko, że jakoś ta kwestia gdzieś zaginęła. A teraz? Trochę dziwnie byłoby tak nagle do tego wracać?

   Moją uwagę przyciągnął migający telefon. Podniosłam się na łokciach i sięgnęłam po niego. Jedno nieodebrane połączenie od Dana do trzeciej piętnaście. Koło siódmej dosłał jeszcze sms’a.

   Żołądek bez dna: Sorki, musiałem wcisnąć przez sen >.< Szykuj się na walkę!

   To finalnie wyrwało mnie z ospałości. Przydałoby się ogarnąć nieco rzeczy do szkoły i przy okazji samą siebie, zanim wyruszę na kolejne cudowne spotkanie z Anubiasem, Sellon i ich drużynami pojebańców. Ziewnęłam i przeciągnęłam się.

   Z dołu przybiegło przytłumione dźwięki szczęku garnków.

   A i zrobić śniadanie, zanim Keith puści dom z dymem.

 

****

 

     Słońce było za jasne, kaszojady za głośne, a ludzi ogólnie za dużo. Czy był to skutek stresu czy z trudem wyleczonego przez umeboshi kaca, tego Akane nie wiedziała. Ale po trzecim dziabnięciu się kredką w oko, czuła, że dzień nie pójdzie po jej myśli.

   Jedynym pocieszeniem było to, że ściągnęła Gusa do Los Angeles. Jakby miała jeszcze użerać się z tymi teleportami i latać jak kot z pęcherzem po tamtej przeklętej planecie, to by się ewidentnie wykończyła przed dziesiątą.

– Że też dałaś się namówić na szpilki – odezwał się Leaus.

– Bawi cię to?

– Jak zaryjesz twarzą w beton, to owszem.

– Ja się jakoś nie śmiałam, jak bakugan Barodiusa przetarł tobą podłogę – syknęła.

– Przecież się nabijam – westchnął. – Ale na poważnie jak ty w nich spierdolisz, gdy coś weźmie w łeb?

– Nie takie rzeczy się robiło – prychnęła. – Łapiesz do ręki i długa.

   Na tym ich konserwacja się urwała, bo Aki wypatrzyła błękitne włosy w tłumie. Przystanęła na sekundę i wzniosła oczy do nieba. W bogów nie wierzyła, ale niech los jak raz będzie łaskawy. Klepnęła się w udo, po czym bohatersko ruszyła na spotkanie z bestią o wyjątkowo łagodnym uśmiechu.

  

 


 Także ten udało mi się napisać ten rozdział xDD Nie wiem, kiedy następny, zapierdol jest boski, bo co kogo matura, piszcie mi tu opisy kurtki z niemca (dalej umiem 5 wyrazów na krzyż z tego języka XD)

Odmeldowuje się!