Ren Krawler, tak? Wysoki, dobrze zbudowany
Gundalianin o ciemnej karnacji i żółtych wręcz kocich oczach. Przyleciał na
Ziemię w poszukiwaniu pomocy u Wojowników, gdyż jego planeta została napadnięta
przez wrogą rasę Neathian. Bakugany zamieszkałe na Gundalii nie są szkolone do
walki, przez co nie mają szans w starciu z współbraćmi z Neathii, dlatego Ren
potrzebuje siły Wojowników. Niestety, neathiańscy agenci wpadli na taki sam
pomysł, co Krawler, więc pewnie teraz włóczą się gdzieś po Bakuprzestrzeni.
Niby wszystkie elementy perfekcyjnie do
siebie pasują, a w dodatku Dan miał wizję, gdzie widział urywek tej
wojny. Jednak dla mnie coś tu nie pasowało. Do tego jeszcze dochodzi zachowanie Rena...czy
on nie jest zbyt spokojny, jak na osobę, której rodzinna planeta jest ogarnięta
wojną?
–
On nie mówi nam całej prawdy – oświadczyła bez zbędnego wahania Shiena. – Może
i jego planeta została napadnięta, ale to nie wszystko.
Razem z Haruką po wysłuchaniu historii,
przeprosiłyśmy na chwilę i wyszłyśmy przedyskutować sprawę do wnęki korytarza.
–
Tak jak myślałam – westchnęłam i oparłam się o ścianę. – Jest zbyt spokojny i
nie wygląda, żeby się przejmował tą wojną, o ile w ogóle to wojna.
– No właśnie. Nie mam nic do tego, że szukał
pomocy na innych planetach, ale Dan – san powiedział, że Ren przybył tu jakiś
czas temu, więc czemu dopiero teraz powiedział o konflikcie?
– Słuszna uwaga – mruknął Garra, bakugan domeny
Pyrusa należący do Shieny. – I jeszcze opowiedział nam o nim, jakby odbębniał
to po raz setny.
–
Poza tym najpierw zajął się pomocą Marucho w
rozbudowie Bakuprzestrzeni i nawet słowem się nie zająknął o tej wojnie
aż do wizji Dana – Pogładziłam palcami brodę i zmarszczyłam brwi. – zupełnie
jakby wyleciała mu ona z głowy.
– Niestety wygląda na to, że
pozostali mu zaufali – zauważyła Shiena.
– Trudno, wybije im to z głowy –
machnęłam ręką. – Nie mają kobiecego instynktu i zbyt łatwo wierzą innym –
westchnęłam.
–
O ile Ren – san ci na to pozwoli.
–
Wątpisz we mnie? – Uniosłam brew i kącik ust.
–
Powinnyście już wracać – zauważył Fludim. – Im dłuższa rozmowa, tym Krawler
nabierze co do was większych podejrzeń.
Wymieniłyśmy z Haruką porozumiewawcze
spojrzenia. Jak już dało się zauważyć kompletnie nie ufałyśmy temu kosmicie,
ale uznałyśmy, że najlepiej będzie grać przyjazne. Kto wie czy znów się roztkliwi
nad losem Gundalii i powie coś więcej?
Wróciłyśmy do salki, gdzie Wojownicy zwartym
kółeczkiem otaczali stół.
–
Co jest? – spytałam, patrząc Danowi przez ramię.
–
Udało mi się zlokalizować dwóch neathiańskich szpiegów – odpowiedział za Kuso
Ren i przesunął w moim kierunku dwa akta ze zdjęciami.
–
Ledwo nam o nich powiedział, a już się pojawiają, huh? – wyszeptała w moim
kierunku Shiena, pochylając się nad stołem.
Delikatnie wzruszyłam ramionami i przyjrzałam
się fotografiom. Na jednej był blondyn z krzaczastymi brwiami, na których widok
Jane niechybnie sięgnęłaby po brzytwę (miała jakiś uraz, tylko nikt nie wie
skąd), a na drugiej okularnica z niebieskimi włosami upiętymi w kok. Miała minę
wyrażającą coś pomiędzy „Zabierzcie mnie stąd” i „Na co się kurwa gapisz?!”
–
To Sid Arlake i Lena Isis – wyjaśnił nam łaskawie Krawler.
–
To niesamowite jak szybko się zjawili – powiedziała uszczypliwie Shiena, ale
Ren ją zignorował i zwrócił się do chłopaków.
–
Powinniśmy się nimi jak najszybciej zająć.
–
Masz rację, nie pozwolimy im szerzyć wojny w naszej Bakuprzestrzeni! –
zakrzyknął wojowniczo Dan, a umięśniony chłopak z rudymi dredami o charakterze
Barona, który nazywał się chyba Jake, mu zawtórował.
Splotłam ręce na piersi. O ile ta wojna
naprawdę się toczy, Danny...
****
Cóż, ci neathiańscy szpiedzy naprawdę słabo
kryją się ze swoją obecnością, skoro w centralnej części Bakuprzestrzeni
namawiają dzieciaki na bitwę. Litości to już Aki potrafi być dyskretniejsza.
No, czasami... No dobra nie umie, ale dziewczyna się stara! Inna sprawa, że
nigdy jej nie wychodzi.
Na szczęście nie byli szczególnie gadatliwi,
więc Marucho raz dwa przeniósł nas na ukrytą arenę walk, która rzecz jasna była
pusta. Dan, blondynek i owa dwójka zeszli na pole bitwy, a my usadowiliśmy się
na trybunach.
–
Nie działają jakoś dyskretnie jak na szpiegów – zauważyłam, zerkając na Rena.
–
Neathianie nie są zbyt rozsądną rasą. Działają pod wpływem emocji – odparł bez
mrugnięcia okiem.
Taa, a Spectra i Gus to wrogowie. Oparłam
łokcie o kolana i ułożyłam brodę na splecionych dłoniach, śledząc wzrokiem
bitwę. Neathianie używali prawdziwych bakuganów, przez co rudemu zaświeciły się
oczy i prawie wyleciał za barierkę. Ciągle wykrzykiwał też różne hasła typu „Do
boju, Dan!” albo „Dan, mistrzuniu, daj im popalić”! Ten koleś musi być
spokrewniony z Baronem, nie ma bata, że jest inaczej.
Tak pochłonęło mnie porównywanie Jacka do
Leltoya, że nawet nie zauważyłam, kiedy przysiadł się do mnie Shun.
–
Czy dla ciebie też tu coś nie gra? – spytał.
Podskoczyłam nieco, gwałtownie wyrwana z
jakże fascynujących przemyśleń i zamrugałam kilka razy. Kazami westchnął, ale
dał czas, by mój mózg przeskoczył na właściwe tory.
–
To wszystko jest takie zbyt... – Przygryzłam wargę szukając dobrego słowa. – wyreżyserowane. Ledwo powiedział nam o tych szpiegach, a tu bam! I już się
pojawiają.
–
Zresztą jego zachowanie nie pasuje – wtrąciła Haruka, obserwując plecy Rena.
–
Mi też się to nie podoba – przytaknął Shun. – Ren coś ukrywa.
–
O czym tam rozmawiacie? – Krawler odwrócił do nas głowę. Rzecz jasna był to
zupełny przypadek, bo koleś na pewno nie strzygł uszu w naszą stronę. Tak, tak.
–
O tym, że ta laska ma wyjątkowo irytujący głos, skrzeczy jak jakaś papuga –
palnęłam pierwszą lepszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. Haruka od razu
gorliwie pokiwała głową.
–
Heh, Dan mówił, że jesteś wyjątkowo szczera – Ren uśmiechnął się i podszedł do
mnie. – Słyszałem też od niego, że pochodzisz z Vestalii – W tym momencie
obiecałam w duchu, że jak tylko szatyn skończy walkę, to mu od serca palnę w
łeb. – W związku z tym mam do ciebie pytanie. Myślisz, że twoja planeta mogłaby
wesprzeć Gundalię w walce z Neathią?
–
Nie jestem upoważniona do podejmowania takich decyzji – odparłam bez chwili
wahania, odnotowując w pamięci, by jak najszybciej poinformować Spectrę oraz
Radę o Renie i jego bajeczce. – To nie
jest rzecz, na którą można się zgodzić od razu.
Sam rozumiesz – uśmiechnęłam się sztucznie. Ugh, coś to granie miłej mi
nie idzie...
–
Rozumiem. Czyli musiałbym się zwrócić z tym do kogoś innego?
–
Dokładnie. Do przewodniczącego Rady –
Spectry Phantoma – powiedziałam, nim pomyślałam i przez sekundę trwałam w
słodkiej nieświadomości własnej głupoty. Dopiero zdezerientowany wzrok Shieny
wyjaśnił mi, że mój mózg wziął wolne.
–
Spectra Phantom, tak? Zapamiętam to nazwisko i dziękuje za informacje, Jessie.
Noo, w sumie nie wyszło tak źle, bo okłamanie króla kłamców jest praktycznie niewykonalne, zwłaszcza, że mu wszystko
wcześniej wyjaśnię. Tylko gorzej będzie z przekazaniem Keithowi, że wkopałam go
w rolę przewodniczącego posługując się jego ksywą. A może najpierw powiem o tym
Gusowi albo Mirze, a oni to przekażą? Przynajmniej zyskam czas na ucieczkę, bo
ostatnimi czasami Fermin jest dość zajęty w pracy i pewnie ostatnie, o czym
marzy, to biała larwa gadająca o pomocy w ratowaniu planety.
Spojrzałam
na Neathian, którzy właśnie stracili wszystkie punkty życia i przegrali. Nie
przejęli się tym specjalnie, a wręcz na odwrót. Zbyli to wzruszeniem ramion i
zniknęli.
Też bym tak chciała...
****
–
Możesz powtórzyć? – choć głos Gusa w komunikatorze brzmiał stoicko spokojnie,
to byłam wręcz pewna, że chłopak z trudem panuje nad zwyzwaniem mnie od
idiotek.
–
Czy mógłbyś z łaski swojej przekazać Keithowi, że Gundalianin Ren Krawler może
się za niedługo u niego pojawić, bo wmówiłam mu, że Fermin jest przewodniczącym
Rady? – powtórzyłam powoli. – A i dodaj, że gość kłamie albo nie mówi całej
prawdy!
–
Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak Mistrz jest teraz zajęty? – syknął Gus.
–
Zwal to na działanie na spontanie, a tak swoją drogą, to broniłam interesu
Vestalii, więc się nie drzyj, kudłaty!
Grav ze świstem wciągnął powietrze i przez
chwilę słyszałam tylko jego oddech.
–
Nie mam czasu na dłuższe wyjaśnienia, ale coś dziwnego się dzieje i ten koleś
chce w to wciągnąć Wojowników oraz Vestalię – dodałam, czując, że ten idiota
zaczął odwalać relaksacyjne oddychanie.
–
Co o tym sądzą Wojownicy?
–
Shun mu nie ufa, ale reszta niestety tak. Chciałam z nimi o tym pogadać, lecz
ten Ren ich nie opuszcza ani na krok, a wolę zachować pozory, że mu ufam –
Padłam plecami na łóżku, mrużąc oczy przed światłem lampy.
Ares zaczął się przymilać do moich nóg, więc
poklepałam miejsce koło siebie. Kiedy na nie wskoczył, zaczęłam drapać go po
brzuchu, czekając na odpowiedź Grava.
–
Rozumiem, jednak czemu to ja mam to przekazać Mistrzowi?
–
Bo mieszkasz bliżej, a ja mu się wolę nie narażać.
–
Nie będę robił za twojego posłańca.
–
Ok, w takim razie wyślę do internetu zdjęcia, jak się migdalisz z tą swoją
dziewczyną o czerwonych włosach. Irene, nie? A może też poproszę kogoś, żeby to
wydrukował w vestaliańskiej gazecie – zagroziłam mu pierwszym z brzegu
zmyślonym szantażem, bo żadnych zdjęć im nie zrobiłam. Jeszcze.
–
Mistrz i tak ci tego nie daruje – warknął.
Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam
Aresa.
–
Dzięki, Gus!
Grav prychnął z irytacją i rozłączył się.
Odrzuciłam komunikator na bujany fotel i wtuliłam twarz w brązową sierść Aresa.
Minęło zaledwie pół roku, a już się wplątałam w kolejną aferę. Jakaś wojna, szpiedzy, szukanie Kenjiego i jeszcze ustalanie rządów na Vestalii. Jednak uznałam, że najpierw dowiem się, jakie są rzeczywiste intencje Rena i o co chodzi w tej całej wojnie.
Ok, jednak udało mi się strzelić rozdział. Średniawo mi się podoba, ale to chyba przez to, że nie przepadam za serią GI XD Dobra, następny powinnien być lepszy, a ja się zmywam póki co ^^
Odmeldowuje się!