niedziela, 12 listopada 2017

S2 Rozdział 6: Kto kłamie, a kto mówi prawdę?

   Wszyscy przez moment wpatrywali się oniemiali w dziewczynę, póki Dan się nie przecknął i przybrał zdumiony wyraz twarzy.
– T-tak to my, ale....– wydusił, lecz po chwili się ogarnął. – Kim jesteś? Czego chcesz? Skąd się stąd wzięłaś?! – Chciał się drzeć dalej, ale zapodałam mu sójkę w bok, za co spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Wybaczcie, ale musiałam to zrobić – powiedziała nieznajoma wyraźnie skruszona. – To sprawa najwyższej wagi i nie mogę z nią zwlekać. Dan, czy otrzymałeś moją wiadomość?
  Jaką, do diabła, wiadomość? Zerknęłam na Kuso, mając nadzieję, że coś wyjaśni, lecz momentalnie w to zwątpiłam, widząc, jak otwiera szeroko oczy i wygina zabawnie wargi w geście absolutnej niewiedzy.
– Jaką wiadomość? – wtrącił Shun.
– Kim ty w ogóle jesteś? – dodał Marucho.
– Yyy... – Dziewczyna zagryzła wargę, wodząc oczami od jednego do drugiego.
  Westchnęłam. Laska zdecydowanie nie nadawała się na dyplomatkę. Jako że Dan miał chyba jakiś error w mózgu, a laska straciła rezon, sama się odezwałam:
– Pomijając to wszystko, czego chcesz?
  Dziewczyna spojrzała na mnie z błyskiem w oku i już otworzyła usta, kiedy nagle wydarł się Dan:
– Pochodzisz z Neathi, prawda?! – postąpił w jej stronę.
– Czyli ją otrzymałeś! – wykrzyknęła.
  Ha? Że jak? Co? Co ma Neathia do wiadomości? Jakiej wiadomości? Co tu się odwala?! Spojrzałam na Fludima, który był podobnie skonfundowany co ja.
– Stop, czas, kochani! – wydarłam się, odrywając resztę od mordowania dziewczyny wzrokiem. Oparłam ręce o biodra i pochyliłam się do przodu. – O jakiej wiadomości cały czas gadasz? I co ona ma do Neathi?!
– Bo widzicie, to... – Po raz kolejny się zacięła. Boże, trzymajcie mnie, bo zaraz coś mnie trafi albo ją...
– Tak w ogóle to cześć. Jestem Ren z Gundalii – nagle odezwał się Krawel, a przybyszka wzdrygnęła się i pobladła.
  Przez minutę miałam nadzieję, że wreszcie przemówi, ale chyba miała jakiś monolog wewnętrzny, bo nie drgnęła ani o milimetr i nie otworzyła ust. Nie no ufok przynajmniej umiał się bogato wysławiać, natomiast ta od chwili przybycia wypowiedziała gdzieś z trzy zdania. Tylko pogratulować ogarnięcia i pewności siebie. Chociaż dzięki swojemu zachowaniu wybitnej cioty pokazała, jak bardzo różni się od reszty tych agentów z Neathii. Zakładając, że to na pewno są to neathiańscy szpiedzy, rzecz jasna...
– Jeśli pomagasz Gundalianom, to jesteś moim wrogiem, Dan – w końcu się odezwała poważnym głosem kompletnie innym od poprzedniego.
  Nie wytrzymałam i plasnęłam ręką w czoło. Proszę państwa, przedstawiam wam wybitny okaz pustaka, tylko spokojnie, nie pchajcie się, każdy zdąży zrobić zdjęcie. Ale dobra, przynajmniej widać, że Gundalianie też mają coś chyba na sumieniu.
   Wymieniłam spojrzenia z Fludimem oraz Shunem, którzy również to zauważyli. Niestety reszta dalej ślepo wierzyła w słowa Rena, bo Dan wyzwał dziewczynę na pojedynek, nazywając ją przy okazji wrogiem.
   Nagle poczułam, jak mój telefon wibruje w tylnej kieszeni spodni.
– Uratowana – wymamrotałam. – Wybaczcie, ale muszę już lecieć – dodałam głośniej, obracając się na pięcie.
– Eh, czemu? – Dan zmarszczył brwi.
– Mam coś do załatwienia, papa! – zawołałam, rzucając ostatnie spojrzenie przez ramię na przybyszkę i wybiegłam na korytarz.
   Podczas biegu, wygrzebałam komórkę i oddzwoniłam do Drake’a. Lawirowałam między ludźmi, jednocześnie wodząc oczami po hologramowych ekranach, gdzie wyświetlały się rankingi i urywki ciekawszych walk z poszczególnych aren.
– Arena B. Masz całe cztery minuty do swojej walki z Shieną, więc spokojnie truchtaj – powiedział bez przywitania rudzielec, a w tle usłyszałam śmiech Rogera i dopingujące ryki Akane oraz Nathana.
– Dzięki – rozłączyłam się i wyciągnęłam kartę dostępu. Przyłożyłam ją do czytnika i po chwili byłam już w korytarzu prowadzącym do areny B.
   Zrobiłam istne wejście smoka, akurat gdy ogłoszono mój pojedynek z Haru. Shiena stała już po drugiej stronie, poprawiając okulary.
– Zaczynamy!
   Kiedy Shiena wyrzuciła kartę otwarcia, sięgnęłam po Fludima.
– Fludim, start!
– Garra, naprzód!
   Na przeciwko nas pojawił się bordowy smok stojący na czterech łapach. Rozłożył ogromne  skrzydła i zaryczał, uderzając najeżonym złotymi kolcami ogonem o powierzchnię areny. Posiadał również dwa zagięte rogi w takim samym kolorze co kolce.
  Shiena uśmiechnęła się, unosząc nieco rękę.
– Ogień zniszczenia!
– Włócznia mroku!

****

   W wyniku zderzenia się ataków bakuganów zerwał się gwałtowny wiatr, przez który pył i kurz wdarły się jej do oczu oraz nozdrzy. Zamrugała kilka razy, pozbywając się ich, i złapała bakugana. Odrzuciła włosy za siebie, obróciła się na pięcie i opuściła arenę, nawet nie czekając na oświadczenie o jej zwycięstwie. Ziewnęła.
   To było takie cholerne nudne.
   Z początku myślała, że może właśnie tu, w Bakuprzestrzeni, znajdzie jakąś iskrę, światełko, które choć trochę rozproszy monotonię i wyrwie ją z odrętwienia. Srodze się jednak zawiodła. Tutaj było tak samo. Te same twarze, te same zachowanie, ta sama hierarchia, ta sama nuda. Nikt się nie zmieniał, nie zrzucił maski, nie porzucił roli. Wszyscy byli tacy sami.
   Jakie to było irytujące.
– Heather, Heather! – Zaklęła, kiedy usłyszała za swoimi plecami radosne nawoływania.           Odetchnęła głęboko i przybrała właściwą maskę.
– Co się stało? – zaświergotała, uśmiechając się promiennie i obracając przodem do czterech dziewcząt, które różnił jedynie kolor oczu oraz ilość makijażu na twarzy.
– Świetnie ci poszło! Rozwaliłaś tego gościa w kilka sekund! – pochwaliła ją najwyższa – Hermiona. Heather stwierdziła w duchu, że brwi dziewczyny przypominały dwie, wyjątkowo owłosione gąsienice.
– Dzięki – odparła i zaplotła ręce za plecami. Nee, co powiecie na wizytę w kawiarni? 
– Ehh, no nie wiem – skrzywiła się najbardziej wymalowana, której imienia Heather za nic nie mogła sobie przypomnieć. – Wiecie, niby za niedługo zima, ale powinnam zadbać o wagę – Klepnęła się lekko w brzuch i uśmiechnęła. – W końcu mam chodzić z Johnem na siłownię!
   Twój chłopak z pewnością będzie zachwycony, kiedy spłynie ci makijaż i ujrzy twoją pryszczatą mordę – pomyślała z kpiną Heather, cały czas się uśmiechając.
– Co ty gadasz, Alex! Jesteś chuda jak patyk! – krzyknął z oburzeniem największy pączek w grupie, którego funkcją było podlizywanie się reszcie oraz robienie za kozła ofiarnego. Tłuścioch nazywał się Amanda i Heather zawsze miała największy ubaw z oglądania, jak do kogoś się przymila, a potem go obgaduje.
– Właśnie, jedna babeczka nikogo nie zabiła – odezwała się liderka grupy oraz mistrzyni w gromadzeniu plotek – Brigdet, przeglądając się w lusterku.
   Heather zauważyła, że już długo milczy, więc stuknęła liderkę w ramię, a kiedy ta na nią spojrzała, puściła jej oczko.
– Nie masz się po co przeglądać, wyglądasz ślicznie – powiedziała.
– Och, Heather, jakaś ty kochana! – Brigdet przytuliła do siebie dziewczynę. – Jaka to szkoda, że nie jesteśmy w jednej klasie! – dodała ze smutkiem.
   Ja tam się cieszę, przynajmniej głowa mnie nie rozboli od twojej głupoty – stwierdziła Heather, uwalniając się z uścisku, po czym cała grupka ruszyła do kawiarni.
  Cztery idiotki szły wyjątkowo szybko, więc nieco się od nich oddaliła i zaczęła analizować sytuację. Nadszedł najwyższy czas, by się od tych pustaków odciąć. Były już takie przewidywalne, że aż wkurzające, choć dzięki nim wiedziała o dosłownie wszystkim, co działo się w Los Angeles. Ale z drugiej strony wystarczy wkupić się w kolejną grupkę, gdzie będzie ktoś popularny.
– Heather – Zerknęła na swojego bakugana, który wysunął się z kieszonki czarnej bomberki.
– Tak, Cru? – spytała. – Jesteś zmęczony po walce?
– Zwariowałaś? – prychnął z dezaprobatą. – Mam po prostu dość tych debilek. Przysięgam, jeszcze raz usłyszę kłótnie na temat błyszczyka, a odetnę im łby.
– Całkiem kusząca wizja, ale niemożliwa – mruknęła. – Spokojnie, pozbędę się ich do końca dnia, sama mam już dość.
– Mam nadzieję, że nie będzie kłopotów?
– Phi, są tak głupie, że nawet się nie spostrzegły, że ja znam ich sekrety, a one moich nie. Nie tkną mnie.
– Ciesze się, że to słyszę . Obudź mnie, gdy będzie po wszystkim – po tych słowach bakugan zwinął się w kulkę i wrócił do kieszeni.
   Wtedy Heather przyśpieszyła i już miała wołać dziewczyny, by na nią poczekały, gdy spostrzegła, że w ślepej uliczce ktoś stoi. Przez moment myślała, że to pewnie jakiś dryblas znęca się nad mniejszym, lecz po chwili rozpoznała, że to był Shun Kazami. Lekko zaciekawiona podeszła bliżej i oparła się ramieniem o budynek, nasłuchując.
– Bardzo chciałbym poznać twoją wersję – odezwał się Kazami.
– Czyli ty... – zaczął damski głos. – mi ufasz?
– Tego nie powiedziałem, ale wydaje mi się, że ta bajeczka o wojnie wcale nie jest taka prosta.
  Wojnie? Heather zabiło szybciej serce. W Bakuprzestrzeni toczy się jakiś konflikt? Miała nadzieję, że Kazami albo kobieta powiedzą coś jeszcze, ale usłyszała ich kroki, więc szybko ruszyła dalej, nie odwracając się. Dopiero kiedy doszła do zakrętu, obróciła głowę i ujrzała Kazamiego, który szedł w towarzystwie dziewczyny o granatowych włosach.
  Chyba właśnie trafiła na iskrę.

****

– Supermoc, aktywacja! Płomienie chwały!
    Użyłam karty ochronnej i zaczęłam ogarniać sytuację.
    Poziom mocy Fludima: 750
   Poziom mocy Garry: 650
  Wskaźnik życia Jessie: 40%
  Wskaźnik życia Haruki: 50%
   Zagryzłam wargę. Jeśli dobrze to rozegram, to zakończę wszystko w tej rundzie.
– Oszustwo cienia plus Otchłań ciemnośc! – wykrzyknęłam, a do czerwono – pomarańczowej barwy płomieni dołączyła czarna mgła.
  Fludim natarł swoją włócznią, której ostrze było teraz spowite purpurową materią, na Garrę, wbijając go w podłoże.
   Wskaźnik życia Haruki: 0%
– Hyhy – wyszczerzyłam się, łapiąc bakugana.
– Nosz kurde, nie ma tak! – zajęczała Shiena, nadymając policzki. – Tym razem miałaś przegrać!
– Tak, tak – Pokiwałam głową. – Na mnie żadne strategie nie działają!
– Pfyy – Shiena udała, że strzela focha, ale uśmiechnęła się pod nosem.
– Następna bitwa! Roger kontra Nathan! – ogłosił komentator, a na ekranie wyświetliły się twarze rudzielca i blondwłosej szczeżui.
   Skoro walczą przeciwko sobie, to pewnie połowa bitwy zejdzie im na rozmowę lub darcie się Nathana i próby uspokojenia go Rogera. Weszłam po szerokich schodach na trybuny i siadłam między Akane, która machała na szybko zrobionym plakatem dopingującym i Jane patrzącą na to z politowaniem. Reszta naszej paczki czyli diabelskie bliźniaki, szukające potencjalnych ofiar, Stella oglądająca z zaciekawieniem pojedynek oraz Phoebe, która niczym pilna matka obserwowała braci Rendich kątem oka, stukając palcem o kolano siedziała o piętro wyżej.
  Kiedy dołączyła do nas Haruka, pochyliłam się nieco.
– Pojawiła się nowa osoba u Wojowników – mruknęłam.
– Kto? – spytała krótko Jane.
– Nie przedstawiła się i mówiła dość... – poszukałam w mózgu jakiegoś ładnego eufemizmu od „idiotycznie”. – chaotycznie. Jedyne co udało mi się ustalić, to to, że jest z Neathii i zachowuje się kompletnie inaczej niż reszta tych niby agentów.
– Ta sprawa robi się coraz bardziej skomplikowana – westchnęła Shiena. – Kto kłamie, a kto mówi prawdę?
– Ren kłamie to pewne – zauważyła Akane, przechylając głowę. – Prawidłowe pytanie brzmi: jaka jest prawda?
   Zamilkłyśmy na moment, pogrążając się w myślach. Wzdrygnęłam się, kiedy przypomniałam sobie, że nie zamówiłam biletu do Tajlandii, a Keith chyba już się dowiedział, że został przeze mnie mianowany nowym przewodniczącym Rady. Szlag, trzeba będzie się wykorzystać jedną z nowych patelni, które kupiła mama.
  Żartuję oczywiście, przecież Keith jest dorosły i się nawet ogarnął, to będzie w pełni kulturalna wymiana zdań.
  O ile jego aurę czystego wkurwa i moje ciągłe zmiany tematów można tak nazwać. A może już wie, że i tak taka rozmowa nie ma sensu i sobie podaruje? Tsa, głupia jesteś Jess, on nigdy nie zrezygnuje z próby nauczenia mnie myślenia przed powiedzeniem czegoś. Biedny, będzie się tak męczył do śmierci.
   Powróciłam do rzeczywistości, akurat gdy Apot – bakugan Rogera – rozpętał na arenie potężny pożar.
– Stary, ja nie będę płacił, jak coś spalisz! – krzyknął Nathan, wymachując chaotycznie ręką.
   Roger roześmiał się i odgarnął w prawego boku twarzy rude kosmyki.
– Nie przejmuj się, nie przejmuj! Niczego nie spalę!
   Jane uniosła brew i przyjrzała się arenie.
– Ale ona serio się pali...
– Ten świat jest cyfrowy, więc nic się nie stanie – powiedziała Shiena, podnosząc oczy znad telefonu.
– A czyli jakbym komuś strzeliła z sierpowego, to nic mu się nie stanie? – spytała Aki, uśmiechając się jak rasowa wariatka. Wróć, ona nią jest.
   Haru westchnęła i dała dziewczynie pstryczka w czoło.
– Z ludźmi to tak nie działa.
– Ufff, już się bałam – Akane odetchnęła i wróciła do radosnego oglądania końca bitwy, gdzie szala zwycięstwa przechylała się coraz bardziej na stronę Rogera, natomiast Shiena pokręciła tylko głową, mrucząc coś pod nosem z lekkim uśmiechem.
– Zaraz, zaraz – głowa Deana wepchnęła się między moje i Jane ramię. – świat cyfrowy? Nic się nie stanie?
– No na arenie nie. Inaczej musieliby je co chwilę wymieniać – odparła Haru, nie zauważając, że właśnie wzbudziła diabły.
– Na arenie nie, huh... – powtórzył Drake, patrząc w sufit. Wygiął kąciki ust.
   Phoebe zmrużyła oczy, zwracając głowę w jego kierunku, kiedy rozbłysło jasne światło i rozległ się huk. Uchyliłam powiekę i zostałam uraczona widokiem pokonanego Luminosa.
Ogłoszone zwycięstwo Rogera i na ekranie wyświetlili się następni przeciwnicy. Drake oraz Jane.
– Tylko bez głupot, rozumiemy się? – Phoebe z miną największego zła pociągnęła rudzielca za ucho.
– A kiedy to ja niby wywinąłem jakąś głupotę? Jesteś niesprawiedliwa, przewodnicząco! – zajęczał oskarżycielsko Drake, choć uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Niesprawiedliwa? – Phoebe drgnęła brew. – A kto rok temu podpalił biurko dyrektora?
   Ooo, o tym nie wiedziałam. Czyli jednak zdążyli coś odwalić podczas mojej nieobecności.
– Ech, gdybyś wtedy nie weszła, to byśmy się nie wywalili z tymi świeczkami!
– To niby moja wina?!
– A może ty tak się troszczysz o moją reputację? Jesteś kochana, Phoebe!
– Ha? – Przewodnicząca przez zaskoczenie puściła ucho Drake, co ten szybko wykorzystał.
– Lecimy, Jane – Zarzucił jej rękę na szyję. – Muszę się ulotnić, zanim nasza tsunderowata przewodnicząca przywali mi glanem. – Zerknął na Phoebe i przełknął ślinę.

****

– Ty debilu! Nieodpowiedzialny dupku! Baranie! Debilu ze śmietnika!
   Minęło już z dobre dziesięć minut, od kiedy ulotniliśmy się z Bakuprzestrzeni, a Phoebe dalej się wydzierała na Drake’a. Roger próbował ją uspokoić, co skończyło się spojrzeniem szatana, dlatego uznaliśmy, że trzeba to przetrwać i usadowiliśmy się na dwóch ławkach.
– Dobra, dobra, nie zdzieraj już płuc, następnym razem będę lepiej celował – Rudzielec wzruszył ramionami.
– Słucham?! – Przewodnicząca zacisnęła pięści. – Następnym razem?! Czy ty w ogóle wiesz, co zrobiłeś, idioto!?
– Strzelił fajerwerkami nie w sufit, a w kolumny – odparł za niego brat.
– No właśnie! Mogłeś kogo skrzywdzić!
– No rzeczywiście, zwłaszcza, że kolumny są kawałek za trybunami i nikt tam nie siedzi. To mogła być po prostu rzeź jak z „Piły” – Drake wywrócił oczami i wepchnął dłonie do kieszeni spodni. – Phoebe, nie zamartwiaj się tak, nie oberwie mi się za to, nie, Jess? Ten twórca Bakuprzestrzeni ma przecież kasy jak lodu, nie?
– Ma – Skinęłam głową. – I raczej nikt nie zauważy, że kolumny się z lekka podpaliły – machnęłam ręką.
– Zgłupiałeś czy jak? Od kiedy to martwię się o ciebie, dupku? – prychnęła Phoebe, patrząc na mnie wilkiem przez chwilę, po czym przeniosła spojrzenie na rudzielca. Oparła ręce o biodra i przechyliła głowę na bok.
– No i demon się ocknął – westchnęła Stella.
– Nie mam po prostu zamiaru dać wam jeszcze bardziej zrujnować wizerunek naszej klasy. Nawet jeśli będę musiała sprawić, że będziecie pluć krwią – Przysięgam, że wtedy aura wokół Phoebe była przepełniona morderczymi intencjami i piorunami. – Dotarło, Rendich? – wycedziła przez zęby.
– Aye, aye – westchnął Drake’a.
– To świetnie! – Przewodnicząca klasnęła w dłonie i uśmiechnęła promiennie. – Jednak w ramach upomnienia będziesz przez tydzień sprzątał klasę po lekcjach zamiast sprzątaczek, jasne?
– A mogę wziąć swoją ulubioną miotłę? – zakpił Drake.
– Oczywiście. Odkurzacz czy tam szmatkę również, jeśli masz.
– To będzie piękna para – stwierdziła Akane, przymykając oko.
   Spojrzałam na nią z powątpiewaniem.
– Niby z której strony? 

****

   Było już grubo po północy, kiedy znalazłam się na swoim osiedlu w towarzystwie Rogera oraz Jane, którzy mnie odprowadzali. Wilson mieszkała kilka ulic dalej, natomiast Roger uparł się, że jako facet ma obowiązek dostarczyć nas całe z powrotem.
– Do zobaczenie – rzuciłam, gdy dotarliśmy pod mój dom.
– Narka – powiedzieli równocześnie, po czym skręcili w lewo i zagłębili się w kolejną plątaninę uliczek.
  Wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi. Rodzice jeszcze nie wrócili ze swoich wypraw biznesowych, a Mick  mieszkał już w collegu, więc w holu powitał mnie tylko mrok oraz Ares.
– Cześć, grubasie – podparłam psa za uchem i zrzuciłam buty ze stóp.
  W drodze do pokoju zastanawiałam się, czy nie zadzwonić do Dana i dowiedzieć się, co tam z tą nieznajomą. Weszłam do środka wraz z Aresem, rzuciłam bluzę na krzesło i jednocześnie wybierając numer Kuso, otworzyłam szafę.
– Taaaak? – usłyszałam zaspany głos Dana.
– Sorki, że tak późno, ale chciałam się spytać, jak poszło z tą Neathianką – powiedziałam, szukając jakiejś odpowiedniej piżamy.
– Wygrałem – oświadczył to takim tonem, jakby to była oczywista oczywistość. – A poza tym używała Aranauta, wiesz tego bakugana, który trafił do nas wraz z danymi widmowymi.
  Moja ręką zamarła na wieszaku. Dane widmowe? Aranaut? Czyżby to była ta wiadomość? Zagryzłam wargę. Huh, to by miało sens.
– A mówiła jeszcze coś ciekawego? – wróciłam do przerwanego zajęcia.
– Emm... – Dan zamilkł na chwilę. – Jedynie coś tam, że niczego nie rozumiem i zniknęła. Shun podobnie, może za nią poszedł? – zadumał się.
   Zanotowałam w pamięci, by rano zadzwonić do Kazamiego.
– Hej, Dan.
– Co jest, Jess?
– Nie myślisz, że ta cała historia jest trochę podejrzana? – spytałam, nim zdołałam ugryźć się w język.
– Podejrzana? Niee, coś ty, Jess! Sama widzisz, że jest tak, jak powiedział Ren!  A co?
   Dan, jesteś taki naiwny...
– Aaa, nic, haha – zaśmiałam się sztucznie. – Jestem zmęczona, więc pewnie dlatego mówię bzdury – skłamałam gładko. – No nic. Dobranoc.
– Branoc, Jess.
   Rozłączyłam się i popatrzyłam na wyświetlacz. Na razie wolę nie ryzykować i nie mówić o swoich podejrzeniach Kuso. Cholera wie, co mu strzeli do łba i jeszcze powie to Renowi, a wtedy będę w dupie.
   Wzięłam piżamę pod pachę i weszłam do łazienki, by wziąć miły, ciepły prysznic.
   Kiedy wyszłam, czesząc włosy, zauważyłam, że dostałam sms’a od Ace’a. Lekko zdziwiona odblokowałam telefon i spojrzałam na treść.
   Ace: Wiej.
   Ha? O co mu biega? 
– Chyba musimy o czymś porozmawiać – usłyszałam dobrze znany sobie głos.
   Cholera, nie wzięłam patelni!




 Kurde, nie przewidywałam, że ten rozdział będzie taki długi O.o Nie no, przynajmniej mniej więcej ukazałam wam, jak wygląda reszta paczki (a przynajmniej Phoebe i bliźniaki) oraz przybliżyłam Heather (czy tylko mi się zdaje, czy ona zachowuje się jak młodsza sis Jenn? xD O.o) 
Odmeldowuje się!
Ps. Może następnym razem powrócą ruskie arty! Trzymajcie kciuki! xD


4 komentarze:

  1. *czyta rozdział, wpierniczając cztery kawałki ciast* Fabia się ścina normalnie gorzej ode mnie
    Kelly: Tobie przeszło po praktykach. A głównie po odbieraniu telefonów
    *wzdryga się* a weź mi tego nie przypominaj. Pierwszy telefon i o co gościu pyta - o to jak dojechać do hotelu, a ja Warszawę to znam tyle co nic!; tylko na jakiej ulicy i w którym bloku mieszka moja ciotka, w razie gdybym się gdzieś zawieruszyła xD

    Heather to taka ja, gdy myślę o paru laskach z mojej klasy ;--; i faktycznie zachowuję się trochę jak mini wersja Jessie xD

    "Ace: Wiej.
    Ha? O co mu biega?
    – Chyba musimy o czymś porozmawiać – usłyszałam dobrze znany sobie głos.
    Cholera, nie wzięłam patelni!"

    Końcówkę ubóstwiam; śmiechłam xD
    Kelly: Na cały głos, aż pies się spłoszył
    Debil dzisiaj dwa razy utknął, bo wsadza łeb tam gdzie nie trza >.>
    Kelly: Szczeniaki
    Eh, ale plus jest taki, że jak on bd taki wielki jak nam mówią... to nigdzie się nie wciśnie xD
    Meg: najwyżej przeskoczy płot
    pocieszaj mnie bardziej
    Meg: no co, sama chciałaś dużego psa, aby wyszkolić go żeby się rzucal na intruzów
    *loading* fakt! xD
    Dobra, my także się ulatniamy, bo rozdziały wzywają xd *unika morderczego wzroku swoich córeczek* *i błagalnego wzroku psa, aby go wziąć na ręce*
    to paaa, czekam na next (i oczywiście na ruskie art!! XDD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *próbuje się dowiedzieć, o co chodzi w zadaniu z niemieckiego*
      Jess: Nom, dziwię się, że tam nie zemdlała
      Aki: Kto wie, co zrobiła po swojej walce
      Jess: xDD
      Heather: *stoi obok z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i wpatruje się w Shuna*
      Dobrze, że nie jest taka samo rąbnięta jak Jenn, bo nie wiem, czy by było co zbierać po niektórych
      Jenn: Ej! *oburzona nadyma policzki, nie zauważając, że po jej katanie spływa krew i kapie na czarne kimono* Nie jestem jakąś psychopatką, do cholery! *przygważdża kozakiem czyjąś rękę* Ja ma tylko niekonwencjonalne metody działania!
      *wychyla się i patrzy na rzeź za jej plecami* Taaa..
      Aki: Oj nie marudź, Angel, kobiety muszą sobie jakoś radzić *odpala paralizator, jednocześnie składając nóż*
      Aye, aye *wzdycha i nagle zauważa, że ma jeden błąd logiczny* Kurw!

      Usuń
  2. Czyżby Keith bardzo się wnerwił?
    Ja na miejscu Jesse użyłabym pierwszego lepszego przedmiotu jaki miałbym pod rekom XD Chociaż patelnia jest niewątpliwe najlepszym narzędziem.
    Ale on Jesse nie skrzywdzi.
    Ogólnie to logika Neathian jest zabójcza. Wyślijmy do obcego środowiska księżniczkę naszej planety która nie umie logicznie się wysłowić przy większej grupie osób. To ma dużo sensu.
    I ten Dan... Pożyczyć ci Dayne do wybicia mu gupizny ze łba? O ile się da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jess: Może troszkę ^^" *ściska obronnie puchar*
      Wiadomo, że nie skrzywdzi
      Jess: Ale tą aurę demona mógłby sobie darować
      On jeszcze nie ogarnął jak ją wyłączyć
      Jess: xD
      Shiena: Mogliby wysłać i taką, gdyby chociaż posiadała jakieś dowody rzeczowe, a tak... *rozkłada ręce i wzdycha*
      Autorka &Aki: Na to już za późno, Irs

      Usuń