Drzemki dla Keitha były czymś obcym. Nigdy,
ale to przenigdy nie uciął sobie żadnej, nieważne jak był zmęczony. Nie widział
w nich sensu i uważał za marnowanie czasu, więc w sytuacjach kiedy jego powieki
same się już kleiły, ratował się mocną kawą z dodatkiem energetyk. Ewentualnie
sięgał też po nikotynowego truciciela znanego szerzej jako papieros. Zaczął
palić po utworzeniu Vexosów, gdy zdał sobie sprawę, że z tą bandą popaprańców
czeka go wyjątkowo stresujący żywot.
Tym razem było jednak inaczej. Deszcz siąpił
o szyby, Mira spała znużona ciągłym katarem, nawet Helios drzemał na
podłokietniku sofy. Keith przetarł oczy i oparł podbródek o nadgarstek. Nie
miał siły ani ochoty przeglądać projekty udoskonaleń podesłanych przez Gusa,
kombinować nad nowym ekwipunkiem dla swojego bakugana, spotkać się z Jess,
czytać czy choćby obejrzeć jakiś serial. Czuł tylko niewiarygodną senność i
wizja położenia się pod miękkim kocykiem zaczęła go coraz bardziej pociągać.
W końcu się poddał, zawinął niczym naleśnik
i zamknął oczy. Nie wiedział, ile czasu upłynęło, nim do jego świadomości
zaczęły docierać pojedyncze dźwięki, słowa, kroki, aż w końcu poczuł, jak coś
miękkiego gilgocze go po nosie. Uchylił powiekę i zobaczył, że pochyla się nad
nim Jess.
– Jessie? Co ty
tu robisz? – spytał, podnosząc się. Zauważył, że miała zaniepokojony wyraz
twarzy. – Coś się stało?
– Przepraszam,
że cię budzę, ale musisz mi pomóc – odparła szatynka. – A zasadniczo to nie mi,
a Danowi i reszcie. – Uniosła swój komunikator. – Będziesz w stanie sprawić, by
mógł połączyć się z Neathią?
Mimo zaspania i uczucia, jakby jego głowę
wypełniała wata, Keith zdołał szybko przeanalizować dostępne materiały, po czym
skinął głową.
****
Wbrew pozorom przygotowania do misji na
Neathii nie przebiegały w atmosferze stresu i pośpiechu. Owszem nad ich głowami
wisiała wizja zagłady, gundaliańskie statki mogły się pojawić w każdej chwili,
lecz kapitan Elright oraz królowa Serena i tak nakazywali żołnierzom zachowanie
zimnej krwi. Pośpiech jedynie podnosił ryzyko popełnienia błędów, a tego
chcieli za wszelką cenę uniknąć. W końcu tym razem chodziło o ponowne
uruchomienie drugiej osłony, co było prawdziwym być albo nie być dla Neathian.
Kapitan Elright krążył po sztabie dowództwa,
oczekując, aż zbiorą się Wojownicy. Miał im dziś dokładnie przedstawić członków
Zgromadzenia Dwunastu, gdyż królowa uznała, że jedynie oni będą w stanie pokonać
najbliższą świtę Barodiusa. I choć na początku kapitan nie był tego pewny, to
po ujrzeniu siły, jaką władali Wojownicy, wszelkie wątpliwości go opuściły.
Dostali jedno z najlepszych możliwych wsparć i to dzięki nieustępliwości ich
księżniczki.
Jak na zawołanie białe drzwi rozsunęły się i
do środka wkroczyli ich przyszli wybawcy z ubrani w stroje Rycerzy Zamkowych.
Dan rozejrzał się z rozchylonymi z podziwu ustami, po czym spojrzał wyczekująco
na Elrighta.
– O co chodzi,
kapitanie? – spytał.
Wtedy na owalnym ekranie wyświetliła się
twarz królowej Sereny.
– Dan, wraz z
kapitanem chcieliśmy wam przedstawić Zgromadzenie Dwunastu, którym dowodzi
Barodius.
Fabia poczuła, jak na słowa siostry po plecach
przebiegł jej dreszcz, a w gardle powstała mała gula. Kazarina...Zacisnęła
pięść.
– Jest to
szóstka najsilniejszych gundaliańskich wojowników – zaczął tłumaczyć Elright i kliknął
w przycisk na pilociku. Przed Ziemianami pojawiła się holograficzna wersja
Gundalianina o krótkich czerwonych włosach. – Przed wami Gil, wojownik Pyrusa.
Okrutny, bezwzględny, słucha tylko swojego cesarza.
Kiedy Wojownicy zapoznali się z pozostałą
piątką, mogli wreszcie przejść do najważniejszej kwestii czyli drugiej osłony.
Kapitan uruchomił przestrzenną mapę, a na ekranie po prawej stronie wyświetlił
się model przedstawiający działanie barier.
– Gundalianie
zdążyli już przełamać drugą osłonę – mruknął Aranaut.
– Jeśli uda im
się to samo z pierwszą, Neathia będzie skończona – dodała Fabia smętnym głosem.
– W takim razie
chyba powinniśmy się skupić na jej ochronie, prawda? – zauważył Marucho.
– Teoretycznie
tak – przytaknął Elright. – Jednak jeśli przedostalibyśmy się przed sektor D i
odnaleźli generator, może udałoby się uruchomić z powrotem drugą osłonę. Jednak potrzeba do tego
dużej ilości energii. – Zasępił się.
– Energia
Żywiołu dałaby radę? – spytał Drago.
– Myślę, że tak.
– No i super! –
ucieszył się Dan, uderzając pięścią w otwartą dłoń. – Lećmy uruchomić osłonę,
nim będzie za późno!
– Problemem jest
to, że musielibyśmy przejść przez linię frontu. Jeśli wróg zorientuje się, co
chcemy zrobić, natychmiast nas powstrzyma.
Rozległ się alarm. Oczy wszystkich
natychmiast pokierowały się na ekran, gdzie pojawił się ekran trzech czarnych
statków lecących nad dżunglą.
– To przecież
Kazarina, Stoica i Airzel – wyszeptała pobladła Fabia. – Co oni tu robią?
Heather patrzyła ze znudzeniem, jak
pozostali próbowali ułożyć jakiś plan. W końcu Marucho wyszedł z ideą założenia
pułapki, co spotkało się z aprobatą królowej.
– W takim razie
Fabia, Dan i Shun ruszają przez dżunglę, by uruchomić generator, a ja wraz z
głównymi siłami neathiańskiej gwardii, Heather i Jakiem idziemy zatrzymać
statki. Dobrze?
Heather skinęła głową, uśmiechając się. Nic
nie zrobiła, a już udało jej się dostać do składu bez Shuna. Szczęście naprawdę
jej dziś sprzyjało.
****
Siedzieliśmy w niewielkiej pracowni Keitha,
gdzie mój dzielny naukowiec bawił się jakimiś kabelkami, lutownicą, płytkami i
innymi podobnymi rzeczami, a ja tłumaczyłam mu cały cyrk. No i starałam się nie
zerkać na jego tors, która kusząco wystawał spod rozpiętych guzików białej
koszuli.
Dobra, hamuj konie, Jess, to nie był czas na
fantazje.
– Jesteś pewna,
że Wojownicy nie zorientowali się wcześniej w intrygach Heather i jej nie
zostawili?
– Na sto procent
– powiedziałam, opierając brodę o nadgarstek. – Dan nawet do mnie dzwonił i
mówił, że wyruszają w sobotę.
– Czyli żaden
nie zauważył nic dziwnego? Shun? Dan?
Spojrzałam na niego sceptycznie, unosząc
brew. Kto jak kto, ale Keith powinien doskonale znać dobroduszność Kuso, która
czasami ocierała się o wybitną naiwność. No i trzeba dodać do tego fakt, że
Heaher była wyśmienitą manipulatorką i kłamcą.
– Nawet jeśli
ktoś ma jakieś podejrzenia, to wątpię, żeby to interesowało Heather, tak długo,
jak osiąga swój cel.
Keith schylił się pod stół i wyciągnął z
białej skrzynki plątaninę różnokolorowych drucików. Widząc jego zniechęconą
minę, zabrałam je od niego i zaczęłam rozplątywać. Po moich wszystkich
doświadczeniach ze słuchawkami, które potrafiły się jakimś cudem splątać w
najdziwniejsze supły, byłam w takich kwestiach ekspertem.
– A jaki jest
właściwie jej cel? – spytał.
Pokręciłam głową i podałam mu dwa druciki.
– Nie mam
pojęcia. Jednak biorąc pod uwagę jej charakter, to nie może być nic dobrego.
Na chwilę zamilkliśmy, by Keith mógł w
spokoju zlutować kable. Patrzyłam na to z napięciem, wiedząc, że od tego zależał
los Dana i reszty. Gdybyśmy tylko zorientowały się wcześniej...
Zagryzłam wargę. Tak czy siak trzeba będzie
polecieć na Neathię, nawet po to, by zabrać stamtąd tą cholerną Heather, bo co
do wojny...Szczerze, to dołączyłabym do Wojowników, pomijając niechęć, jaką
darzyłam Fabię, jednak obecnie chciałam obudować relację z bratem. No i moja
szkolna kariera też była zagrożona przez ostatni rok, gdzie mnie nie było przez
prawie trzy miesiące.
– Skończyłem –
poinformował mnie Keith. – Powinno działać.
– Zadziała, nie
kracz – powiedziałam, podnosząc głowę. Zamrugałam i poczułam, że policzki mi
się zaczerwieniły.
Blondyn wyciągał się po obudowę do
komunikatora, którą położył na półce za moją głową. W wyniku tego miałam teraz
doskonały widok na jego mięśnie skryte do tej pory pod materiałem koszuli.
Odwróciłam wzrok, czekając, aż znów usiądzie.
– Co jest? –
Uniósł brew i włożył obudowę.
– Wszystko w jak
najlepszym porządku – mruknęłam i wyciągnęłam rękę po sprzęt. – Mogę?
Wręczył mi go bez słowa, ale zauważyłam
zarys uśmiechu na jego ustach. Wiedziałam! Cholernik zrobił to specjalnie! Poprzysięgłam mu krwawą zemstę i czym prędzej wbiłam połączenie z Neathią.
Wstrzymałam oddech, słysząc dzwonek i
trwałam tak, aż nie usłyszałam bardzo niewyraźny i co chwila się urywający głos
Dana.
– T..ak? Kto
m...ów...i?
– Dan, to ja
Jess – powiedziałam.
– Jess?! Co...
– Dan, posłuchaj
mnie. Heather was okłamała, ona wcale nie chce odzyskać przyjaciół, bo żadni
nie zostali porwani!
Po drugiej stronie zapadła cisza. Zacisnęłam
dłoń na spodniach.
– Niemożliwe... –
Dan przełknął ślinę. W tle słyszałam krzyki ptaków oraz szum wody. – Ale ona...
– To
manipulantka, Dan. Nie wiem, czego chce, ale musicie się trzymać od niej z
dala. Jest niebezpieczna! Potem wam dokładniej wyjaśnię, ale póki co, ostrzeż
wszystkich.
– Marucho i Jake
z nią polecieli – wykrztusił Kuso. – Rozdzieliliśmy się.
Zrobiło mi się zimno. Spojrzałam na Keitha,
który zmarszczył brwi, widząc moją minę.
Spóźniliśmy się.
****
Choć bitwa wokół wciąż się toczyła i nie
traciła na zaciekłości, to Heather przestała się tym przejmować, kiedy Jake z
Marucho ruszyli do walki przeciwko Masonowi i Airzelowi. Wyrzuciła Crueltiona,
który z prawdziwą radością zaczął atakować gundaliańskie oddziały i sama
zaczęła zagłębiać się w tłum Neathian, by w końcu dyskretnie wymknąć się poza
nich i schować za gęstymi krzakami. Kapitan Elright nawet tego nie spostrzegł,
bo właśnie został zaatakowany przez dwa bakugany domeny Ventusa.
Zgodnie z planem Marucho i Jake mieli
przeciągnąć bitwę, jak najdłużej się dało, po czym pobiec w kierunku generatora,
by ewentualnie wspomóc Shun, Dana i Fabię. Więc pozostało jej tylko czekanie,
aż zostawią ją tu samą.
Uśmiechnęła się i usiadła wygodnie,
opierając plecami od drzewo. Cru zerknął na nią. Machnęła ręką, pokazując mu,
że miał pełną swobodę.
Kiedy przeciwników zaczynało brakować,
Heather poczuła wstrząs. Podniosła się i spostrzegła ponad koronami drzew
błyszczące sople lodu. To był znak, że mogła zacząć.
****
Airzel aż zazgrzytał zębami ze złości, kiedy
jego bakugan – Strikeflier został uwięziony w lodowym krysztale. Jeszcze ta
dwójka Wojowników wymknęła się mu z rąk! Cesarz Barodius na pewno nie będzie
zachwycony tym faktem.
Przynajmniej mógł na kogoś zrzucić błędy,
pomyślał i zerknął na Masona.
– Cóż za smutny
widok.
Spojrzał przez ramię i zmrużył powieki. Co
tu robiła Wojowniczka? I w dodatku sama?
Dziewczyna podeszła bliżej i zadarła głowę.
Uniosła kącik ust.
– Trochę to wstyd,
że ty, który podobno jest taki silny, przegrał tak sromotnie – stwierdziła i
spojrzała na niego.
Airzel poczuł, że biło od niej coś dziwnego.
W zwykłych okolicznościach już by ją pojmał, skoro była Wojowniczką i sama dała
mu się na tacy, jednak ta dziewczyna była inna. Nie wydawało się, by w
jakikolwiek sposób przejmowała się Neathianami.
– Czego chcesz? –
spytał w końcu.
Ugh, znowu mam tą niechęć do GI. I jeszcze moje serduszko jest złamane pod Endgame :((( Ale to był świetny film, choć ta kapitan Marvel...No nic! Heather wreszcie ruszyła, ja dostanę nerwicy przy następnym rozdziale, a i Jess może się kopsnie na Neathię XDD
Odmeldowuje się!