Noc na Neathi była
oszałamiającym zjawiskiem. Srebrne drobinki światła migotały w ciemnościach, a
jasne promienie odbijały się od kryształowych budynków i rzucały oryginalne
wzory na posadzki pałacu. Ciche szumy oddalonych lasów uspokajały umysł i
pomagały zapaść w sen.
Jednak w przypadku
Fabii uwalniały one jedynie bolesne wspomnienia. Właśnie w takie noce siedziała
wraz Jinem na dole, w pałacowym ogrodzie i słuchała jego zabawnych historii z
wojska, dzieciństwa czy licznym podróży po Neathii. Ona z racji bycia drugą
księżniczką miała wiele zajęć z kultury, etykiety, polityki, śpiewu, a także
walki, przez co nie zostawało jej wiele czasu na własne przyjemności. Dlatego
zawsze ceniła momenty, kiedy z pomocą ciepłego głosu Jina mogła przenieść się w
te wszystkie odległe miejsce.
Mieli je wspólnie
odwiedzić. Chcieli zrobić jeszcze tyle różnych rzeczy...
– Księżniczko – szepnął Aranaut, widząc, jak dziewczyna
zaciska ręce na marmurowej barierce balkonu, a po jej policzkach zaczynają
płynąć łzy.
Fabia pokręciła
głową, po czym odsunęła rękaw swojej białej sukni i uruchomiła holograficzny
obraz swojego zmarłego narzeczonego. Strój neathiańskiej gwardii,
ciemnogranatowe włosy i ten delikatny uśmiech.
Poczuła, jak w jej
gardle rośnie gula, a ręce zaczynają trząść. Miał zaledwie osiemnaście lat, czym
sobie na to zasłużył? Czym oni zasłużyli sobie na tą przeklętą wojnę?! Widziała
płonące miasta, wszechobecną rozpacz, ból, śmierć i płacz, jednak to nie było
najgorsze. Nie, pełne satysfakcji uśmiechy Gundalian patrzących na
sponiewieranych Neathian były wypalone w jej umyśle i powtarzały się niczym
zaklęta mantra w snach.
Nienawidziła ich
całym sercem. Kawałek po kawałku odbierali jej wszystko, co kochała. Powinni
zniknąć. Powinni...
– Źle się czujesz?
Nocną ciszę rozdarł
pusty głos zabarwiony nutką mroku. Fabia szybko starła łzy i obróciła się
twarzą do Heather, która stała z rękami założonymi z tyłu i lekko zaniepokojoną
miną. Jej jasna koszula nocna falowała delikatnie przez wiatr.
– Przepraszam, obudziłam cię? – odparła, uśmiechając się
słabo i wyłączając obraz Jina.
Heather dalej
przyglądała się jej badawczo, przez co poczuła się ciut nieswojo. Wiedziała,
jakie dziewczyna miała powody, by tu być i szczerze jej współczuła, jednak z tymi
malinowymi oczami było coś nie tak. Coś ukrywały.
– Nie umiałam zasnąć i postanowiłam się przejść. Potem
zobaczyłam, że tu stoisz... – urwała niepewnie. – Wybacz, nie powinnam się
wtrącać – Pochyliła głowę.
A może była po
prostu przewrażliwiona po gierkach Rena? Tak, stanowczo zrobiła się za
podejrzliwa.
– Nie przepraszaj, nic się nie stało – Poklepała ją po
ramieniu. – Miło, że się zainteresowałaś. A jeśli nie możesz spać, to idź to
naszej lekarki. Ma świetne ziółka na bezsenność.
Heather pokręciła
głową i obróciła się ku krajobrazowi śpiącego miasta, zakładając zielone pasmo
włosów za ucho. Otuliła się ramionami, mrużąc oczy.
– To tylko stres – mruknęła. – Zastanawiam się cały czas, co
z Archiem i Bennym – Zagryzła wargę. – Jeśli też są wysyłani na pola bitew...
Fabia na te słowa
poczuła ucisk w sercu. Wiedziała, do czego zmierzała dziewczyna. Bała się straty
i słusznie. Ból po stracie kogoś bliskiego, uczucie bezsilności. Bardzo dobrze
znała te uczucia, które kłębiły się w jej duszy i nie życzyła nikomu
doświadczać podobnej tortury.
– Będzie dobrze – szepnęła. Heather zerknęła na nią. – Jako księżniczka
Neathii zapewniam cię, że wszyscy żołnierze będę znali twarze twoich przyjaciół
i będą się starali za wszelką cenę ich ocalić. Nie pozwolę im umrzeć.
Dziewczyna opuściła
ręce, patrząc na nią dużymi oczami.
– Naprawdę?
– Yhym – Fabia uśmiechnęła się. – Dlatego nie masz się co
martwić.
– Dziękuje bardzo – Heather znów się skłoniła.
– Nie musisz dziękować, to mój obowiązek. W końcu jesteśmy
po jednej stronie, prawda?
– Prawda – Heather uniosła lekko kącik ust i ziewnęła.
– Idź już spać, jutro czeka nas ciężki dzień.
– Dobranoc, Fabia.
– Dobranoc, Heather.
Rozeszły się w
przeciwne strony, Fabia weszła do środka pałacu, natomiast Heather ruszyła
przez krużganki. Gdy weszła do swojej przytulnej komnaty, oparła się o drzwi i
uśmiechnęła szeroko. Crueltion podniósł się z poduszki i spojrzał na nią
wyczekująco.
– Dowiedziałaś się czegoś ciekawego?
– Księżniczka miała ukochanego, który prawdopodobnie zmarł –
odparła, nawijając kosmyk włosów. – Miota się z rozpaczy, ale przez to tak
łatwo współczuje każdemu w podobnej sytuacji – Chrząknęła, maskując chichot. –
Natomiast na dole kapitan Elright rozprawiał coś o jakiejś barierze, lecz Linus
mnie zauważył i przegonił. Ciekawe, czy to tak ważne? – mruknęła, po czym
westchnęła. – W każdym razie jutro pewnie pójdziemy gdzieś w teren, więc szykuj
się, Cru. Czas, by wbić im nasze kły.
****
Po dwugodzinnym
ćwiczeniu nowego układu do piosenki Zary Larrson „ I would like” i półgodzinnej
rozgrzewce miałam wrażenie, że nie dojdę do domu o własnych siłach. Niby miałam
przyzwoitą kondycję i starałam się regularnie ćwiczyć, jednak dzisiejsze zajęcia połączone z wcześniejszym wf'em zadały zabójczy cios.
– Tylko się nie wywróć pod prysznicem, Jess – rzuciła Amy,
młodsza koleżanka z grupy, kiedy weszłyśmy do łazienki. – Sama nie mam siły, by
cię ewentualnie podnosić – Puściła mi oczko, po czym ziewnęła.
– Postaram się – mruknęłam, wchodząc do zielonej kabiny. Gdy
zamknęłam drzwi, zdjęłam ręcznik i przerzuciłam go przez nie.
Gorąca woda
trysnęła ze słuchawki, w skutek czego w kilka sekund całe pomieszczenie
wypełniła gęsta para. Oparłam się o jedną ze ścianek i powoli wcierałam
migdałowy płyn w skórę, jednocześnie walcząc z sennością.
– Też cię nie będę łapał, więc nie zasypiaj – ostrzegł Fludim,
który siedział na kurku.
– Przecież nie śpię – jęknęłam. – Matko, dobrze, że jutro
mam na dziewiątą.
– Dałam nam dziś wycisk, co? – zawołała Amy z sąsiedniej
kabiny.
– Masakryczny, a do występu jeszcze miesiąc.
– Niby tak, ale słyszałam, że w tym roku będzie spora
konkurencja. Poza tym kilka dziewczyn ciągle gubi rytm – Usłyszałam, jak Amy
uderza w drzwi kabiny. – Na przykład ta cholerna Agatha! Jak ona chcę to dobrze
zatańczyć, skoro co chwilę potyka się o własne nogi! Nie rozumiem, dlaczego
Clara ją wybrała!
Przewróciłam
oczami. Między Amy i Agathą toczyła się wojna od początku roku, którą ta druga
przegrywała przez swoją nieśmiałość. Niezbyt mnie interesowały ich problemy,
jednak czasami je upominałam, kiedy psuły atmosferę na zajęciach. A teraz, gdy
miały razem zatańczyć układ, to sytuacja stała się jeszcze gorsza.
– Przesadzasz – powiedziałam głośno, zakręcając wodę i
sięgając po ręcznik. – Agatha dobrze tańczy, tylko czasami traci koncentrację.
– Ale...
– Do zobaczenia – nie dałam jej dokończyć i wyszłam do
szatni, która była na szczęście opustoszała.
Ledwo otworzyłam
swoją szafkę, a już powitał mnie telefon wyświetlający informację o
nieodebranym połączeniu od Haruki. Dałam na głośnomówiący i zaczęłam wdziewać
ciuchy.
– Przeszkadzam ci? – spytała na powitanie.
Podskoczyłam,
podciągając dżinsy, przez co przydzwoniłam plecami w ostry róg drzwi od szafki.
Zaklęłam, masując kolejnego siniaka w kolekcji. Całe życie w kolorach tęczy na
ciele, jak miło.
– Żyjesz? – westchnęła rozbawiona.
– Tsa – syknęłam, ubierając bluzę. – O co chodzi?
– Mam pewne podejrzenia co do Heather – odparła.
– Jakie?
– Dzwoniłam do Nathana i wypytałam, o co go prosiła. Były to
dziwne żądania w stylu mówienia, że był wraz z nią, gdy jej znajomi zostali
porwani przez Gundalian albo nie wierzenie w to, co mówi Brigdet Cox. Jeśli
dodać do tego plotki, że jest groźną manipulantką, to wychodzi, że z Danem i
resztą poleciała niebezpieczna osoba.
Zaprzestałam
wiązania botków i zmarszczyłam brwi. Mnie też towarzyszyło niepokojące uczucie,
kiedy widziałam Heather wraz z Wojownikami. Choć myślałam, że to bardziej
przewrażliwienie po tych wszystkich wydarzeniach z Gundalianami i Vestalią,
lecz tu wychodzi, że kobiecemu instynktowi trzeba zawsze ufać.
Przełknęłam ślinę,
a w środku zrobiło mi się zimno. Jeśli Heather do tej pory mówiła same
kłamstwa, to po poleciała na Neathię i jakie zamiary miała wobec Dana i reszty
ekipy?
– Zaraz jak wrócę do domu, to zadzwonię do Dana i powiem, by
mieli na nią oko – poinformowałam Haru. – Masz coś jeszcze?
– Ktoś mi wrzucił do szafki karteczkę proszącą o spotkanie
jutro, by porozmawiać o Heather. Wtedy wszystko stanie się jasne.
– Okej, dzięki za informację, Haru.
– Zadzwoń, gdy już przekażesz to Danowi.
– Dobra.
Rozłączyłyśmy się i
już miałam wychodzić, gdy z łazienki wyszła Amy wycierająca włosy w
brzoskwiniowy ręcznik. Na jej widok przyszło mi coś na myśl.
– Ne, Amy, znasz może Heather z naszej szkoły? Taką z
zielonymi włosami? – zagadnęłam.
– Heather Ambler? Tak, chodzę z nią na nauki społeczne, a
co? – spojrzała na mnie, unosząc brew.
– Możesz mi powiedzieć, jaka jest z zachowania?
– Hmmm... – Dziewczyna przyłożyła palec do policzka i
zaczęła nim wiercić. – Dość cicha i lekceważąca wobec wszystkiego. Nie znam jej
za dobrze, ale ma wokół siebie jakąś
taką dziwną aurę.
– Rozumiem, dzięki – Uśmiechnęłam się i pociągnęłam klamkę. –
Do zobaczenia jutro!
****
Tamten śmieć
spoczywał dwa metry pod ziemią, nagrania szły póki co gładko, Sayuri i mama
były szczęśliwe, Jane była cała, nawet Jess pogodziła się z tym cholernym
maszkaronem, więc dlaczego czuła taką wewnętrzną pustkę? Czyżby zaczynała jej
się osławiona „depreszja” z powodu złamanego paznokcia podczas gry w siatkówkę?
Wygięła usta w
grymasie uśmiechu, co jej lustrzane odbicie natychmiast powtórzyło. Jeszcze te
wory pod oczami, rozczochrane i tłuste włosy oraz stara bluza w Hello Kitty.
Czarna rozpacz pełną gębą. W takim stanie mogłaby z powodzeniem robić za trupa
na wystawie w domu pogrzebowym, bez kitu.
Nabrała powietrza i
wsadziła twarz do umywalki wypełnionej zimną wodą. Podpatrzyła tę metodę u babci
i choć pojęcia zielonego miała jak, to działała i pomagała jej uspokoić umysł.
Wynurzyła się po chwili, mrugając intensywnie.
– Wyjdziesz kiedyś? – zawył Leaus, którego wyrzuciła na
korytarz około kwadrans temu, kiedy znów zaczął jej nawijać o Gusie. – Czy może
masz zamiar się utopić w tej umywalce?!
Zagięła palce
prawej dłoni na samo imię.
Tak, droga, jaką
objęła, była wątpliwa moralnie w cholerę, spowodowała, że skrzywdziła wiele osób
i czasami ogarniało ją wrażenie, że staje się podobną kreaturą, co jej ojciec,
lecz dawała bezpieczeństwo, a tego pragnęła najbardziej na świecie. Tylko osoba
silna nie zostanie stłamszona. Jej ojciec górował nad nimi, mimo faktu, iż był
śmieciem, właśnie przez swoją siłę. Upadł dopiero, gdy mama zauważyła, że ma
więcej mocy, a potem ona zadała mu ostateczny cios.
Kogo obchodzą inni?
Kto niby powiedział, że nie wolno być egoistą?
Zacisnęła dłonie na
krawędziach umywalki. Woda spływała jej po twarzy i kapała na posadzkę. Może
jeśli pokaże mu słuszność swojej postawy, to jego głos przestanie ją dręczyć?
Ale chwila, moment, czemu ją to tak mocno przejęło? Nie interesowała się
zdaniem innych, póki nie zaczynali być ważnymi dla niej osobami.
Syknęła i znów
zanurzyła twarz. Niech to wszystko szlag!
****
To, że moje
szczęście jest nierobem i ma mnie w nosie, to wiedziałam od dziecka. Jakoś
nauczyłam sobie radzić na własną rękę, nie ginąc przy okazji. Jednak stwierdzenie, że
szczęście Dana też miało na niego wypięte, mnie zaskoczyło.
By się z nim
połączyć użyłam tego fajnego vestalskiego komunikatora, gdyż lepiej dawał sobie
radę w połączeniach między planetami niż nędzna ziemska komórka. A tu nagle
komunikat „Niestety nie można zrealizować połączenia”.
Z wrażenia aż
usiadłam gwałtownie na krześle, które odjechało, więc skończyłam na dywanie,
wpatrując się zszokowana w komunikator. Włączyłam i wyłączyłam (najlepsza
metoda), spróbowałam się połączyć jeszcze kilka razy, wciskałam różne klawisze,
lecz po dziesiątej próbie się całkowicie poddałam. Co ja miałam teraz zrobić?!
Shiena mi nie
pomoże. Była mózgiem, lecz vestalska technologia potrafiła przerosnąć każdego –
nie licząc Keitha, oczywiście. Fludim i otwieranie portali w ciągu dalszym było
komedią, mój teleport też był nieprzydatny, bo nie znałam współrzędnych.
Cudnie, kurwa, wspaniale! To trochę takie deja vu, że ktoś jest w chujowej
sytuacji, a ja nie mam jak mu pomóc.
Uderzyłam pięścią w
podłogę. I co teraz? Mózgu myśl, myyyyśl!
Nagle mnie coś
tknęło. Podniosłam telefon i spojrzałam na godzinę. Dwudziesta druga, hmm.
Trybiki w mózgu zaczęły się coraz szybciej obracać. Przymknęłam oczy,
wzdychając ciężko. Czy wpadanie o tej porze do Keitha z prośbą o udoskonalenie
komunikatora się źle skończy? Pewnie tak, ale to jedyny plan na ten moment.
Wstałam i zaczęłam
ubierać z powrotem kurtkę. Ja to się chyba wyśpię po śmierci...
– Gdzie idziemy? – spytał Fludim.
– Do Keitha, musi coś pomajsterkować, by dało się dodzwonić do
Neathii.
– Eee, Jess, przecież Keitha dziś nie ma.
Zastygłam wpół
kroku.
– Co?
– Mówił przecież wczoraj, jak wychodziłaś, że jedzie na
konferencję z jego i Gusa nowym projektem.
No myślałam, że się
wywrócę, gdyż mój bakugan miał absolutną rację. To podsumujmy sytuację, dwóch
naukowców, którzy ogarniają sytuację, nie ma do jutrzejszego popołudnia,
komunikator nie działa, a Wojownicy są razem z potencjalnie niebezpieczną
dziewczyną na Neathii.
Dramatyzuję czy
życie znów zaczyna się zamieniać w wyjątkowo nieśmieszny żart?
*****
Shienie lekcje do
lunchu dłużyły się niemiłosiernie. Ledwo hamowała się przed liczeniem listków
na gałęzi za oknem podczas zajęć z chemii, a na malarstwie prawie zasnęła w
połowie szkicowania. Gdy wreszcie rozległ się upragniony dzwonek, złapała
plecak i jako pierwsza wypadła z sali. Przeskakując dwa stopnie na raz, udało
jej się dostać na parter przed napływająca falą uczniów.
Trzy minuty później
stała już koło bramy, dysząc lekko. Pogoda była paskudna, zimny wiatr smagał ją
po policzkach, a kiszki marsza grały. Niech tylko autor liściku się szybko pojawi, bo nie miała zamiaru stać tu bezczynnie dłużej niż dwie minuty.
– Jednak przyszłaś – powiedziała dziewczyna z fioletowym
kapturem narzuconym na głowę, która szła w jej stronę. Przystanęła i zdjęła go,
ukazując mocno pomalowane oblicze i ciemne włosy związane w kucyka.
– Brigdet Cox, tak jak myślałam – powiedziała Haruka,
wkładając ręce do kieszeni płaszcza.
Brunetka
przechyliła głowę.
– Domyślałaś się, że to ja? Dlaczego?
– Heather wspominała o tobie mojemu koledze, ale to nieważne
– Machnęła ręką. – Powiedz lepiej, co o niej wiesz.
Oczy Brigdet
pociemniały i zacisnęła mocniej usta. Była liderką jednej z kilku paczek, które
istniały w ich szkole, i bardzo imprezową osobą. Zawsze w pełnym makijażu i
modnych ubraniach przechadzała się korytarzami, unosząc wysoko głowę. A teraz
wyglądała jak zbesztane dziecko pragnące zemsty.
– To cholerna suka – warknęła Brigdet i zacisnęła pięści. – Kilka miesięcy temu
zaczęła się do mnie kleić na przerwach, pomagać w projektach, zadaniach
domowych, więc uznałam, że pozwolę jej wejść do naszej paczki. Gdybym tylko wiedziała,
jaka z niej jest szmata! Kurwa! – Splunęła na bok, a jej twarz poczerwieniała.
Haruka cierpliwie
przeczekała atak złości brunetki, opierając się o jasne pręty bramy. Czy
powinna opierać swój obraz Heather na podstawie opowieści Cox? Brunetka należała
raczej do tych osób, które nie znoszą, gdy ktoś im się sprzeciwia lub robi
sobie z nich żarty, co nie czyniło z niej wiarygodnego źródła informacji.
– Podsłuchiwała nas, robiła słodkie minki, by dowiedzieć się
o nas czegoś więcej. Byłam tak durna, że zaczęłam ją zabierać z nami na imprezy
– Brigdet wróciła do opowieści, krzywiąc się. – Przyłapała mnie na kilku
rzeczach, lecz obiecała je zachować w sekrecie. A tak naprawdę zrobiła zdjęcia
i tylko czekała na okazję, by to wykorzystać – wycedziła przez zęby. – Mała kurwa
przez cały czas zbierała sobie na nas haczyki i gdy się jej znudziłyśmy, to ich
użyła. Zmieniła się w kompletnie inną osobę, to było trochę przerażające – Odetchnęła i spojrzała na Harukę, uśmiechając się złośliwie.
– Co? – mruknęła Japonka.
– Znasz Nathana Crovena, prawda? Heather kazała mi znaleźć
jego słabe punkty pod groźbą zniszczenia mojego związku.
Haruka drgnęła,
lecz zaraz zmarszczyła brwi. To nie miało żadnego sensu. Heather chciała się
dostać na Neathię wraz z Wojownikami, natomiast Nathan siedział tu z
nimi. Po co w takim razie były jej te haczyki? Zaraz...Nathan mówił, że miał
potwierdzić tą opowieść o porwanych kumplach. Czy to znaczyło, że była ona
fałszywa, by dostać się w łaski Dana? Musiała wiedzieć, że Kuso to troskliwa i
wrażliwa osoba...
Zimny dreszcz
przebiegł jej po plecach. Jak bardzo daleko Heather była w stanie przewidzieć
przyszłość i zdobyć potrzebne narzędzia? Jak dobrze analizowała ludzi i
znajdowała ich najmniejsze słabostki? Jak długo to planowała? I jaki był jej
prawdziwy cel?
– Widzę, że coś zrozumiałaś – mruknęła Brigdet. – Heather ma
w dupie uczucia innych i lubi się nimi bawić. Nie wiem, co zrobił twój kolega,
ale ma przejebane. Pewnie prędzej czy później wyda jego sekrety, tak jak moje.
– Dlaczego nic z tym nie zrobiłaś? – zdziwiła się Haruka.
Cox odchyliła
głowę, zakładając ręce na piersi. W palcach trzymała nieodpalonego papierosa.
– Ona ma czystą jak łza opinię wśród nauczycieli. Pilna
uczennica, nie wdaje się w bójki, posłuszna – prychnęła z rozbawieniem. –
Doskonale sobie ich zmanipulowała.
Haruka spojrzała na
zegarek. Na rozmowie upłynęło dwadzieścia minut, co znaczyło, że zostało jej
drugie tyle na jedzenie i poinformowanie dziewczyn o nowych faktach.
– Dzięki za rozmowę – rzuciła do Brigdet. – Pomogłaś mi.
Dziewczyna skinęła
głową, szukając w torebce zapalniczki. Shiena wyminęła ją, a do jej nozdrzy
wdarł się zapach tytoniu.
– Chcesz ją powstrzymać? – spytała Cox.
– Można tak powiedzieć.
– Hmm? To powodzenia, choć jeszcze nikt z nią nie wygrał –
Podniosła rękę i pomachała nią.
Haruka wróciła do
szkoły i pobiegła ku stołówce. Szybko odnalazła wzrokiem dziewczyny i
roztrącając łokciami ludzi, dotarła do ich stolika.
– Idziesz dziś jak prawdziwy taran – powitała ją Aki. –
Wzięłam ci lunch, jaki lubisz – Wskazała głową na tackę koło siebie.
Jednak Haruka nawet
nie zwróciła na to uwagi, tylko padła na krzesło i spojrzała z napięciem na Jess.
– Jest źle.
– A kiedy było dobrze? – westchnęła Jess, po czym
spoważniała, schylając się do niej. – Co się dowiedziałaś?
Jane oraz Akane
również nastawiły uszu i pochyliły się.
– Heather to bezwzględna manipulantka i mimo że nie wiem,
czego chce od Wojowników, to nie może być dobrego. Musimy skontaktować się z Danem, nim będzie za późno.
Pozdrawiam moje nadawanie Fabii jakiejś głębi xDDD Nawet nw czy wyszło, no ale. Ogólnie świadomość, że to 29 rozdział a odcinek zahacza dopiero o 14 mnie dobiła, ale no cóż, mam tu wątek tej wojny, Jess i Vestalii, Heather, Wojowników, Akane i trochę o innych też by się przydało... *wzdycha* to będzie długa seria, obyśmy wytrwali XD
Odmeldowuje się!
Czego nie zrobię moja niechęć do niej chyba wygrywa, trudno ^^'' Kto wie, czy Jess się wyrobi na czas, Heather umie szybko działać XD A to ma po mnie, ja to wg niektórych głucha jestem XDD Dla Aki nie ma rzeczy niemożliwych
OdpowiedzUsuńAle chodzi, że była taka zmęczona po zajęciach tanecznych czy że ma problem z dotarciem do Dana? XD Aki ma różne znajomości, ale z gangiem nie ma żadnych raczej XD Bardziej może kojarzyć groźne osoby ^^'' Przecież chłop nie rzuci roboty, bo jego dziewczyna zawsze przed podjęciem decyzji myśli "jebać to"
OdpowiedzUsuńBo w tańcu nie ma wokół niej aż tylu potencjalnie niebezpiecznych rzeczy XD No i wtedy się skupia na tym, co robi Xd Oj to prawda, a jak na tym blogu byłoby nudno XD
OdpowiedzUsuńJej, wreszcie minęła mi kara na komputer, a tu taka niespodzianka! <33
OdpowiedzUsuńŚwietnie ci się udało oddać Fabię, nawet jeśli wciąż jest strasznie głupia. Nawet się nie spodziewa jak bardzo Heather ją oszuka >D
Choć jak patrzę to sprawa Heather wisi na włosku, skoro inni już zaczeli wokół niej szperać. Jejku, jak się cieszę, że nie muszę czekać, żeby się dowiedzieć co się stanie dalej.
Z pozdrowieniami,
Rena-chan
Mam nadzieję, bo ja serio jej nie lubię XDD Choć może w japońskiej serii jest znośniejsza? Obejrzałam z tego kilka odcinków i mówiła nieco bardziej ogarnięcie, no ale nie mam pełnej serii, więc lipa XD Oł, kara? Coś się stało?
Usuń