Ekran, na którym
wyświetlał się obraz z kamer z placu, był jedynym jasnym punktem w sali
tronowej. Barodius podpierał policzek pięścią, obserwując z uniesioną brwią,
jak Colossus oraz inne bakugany oczyszczają sobie drogę przez jego wojska. Nie spodziewał
się dodatkowych dwóch postaci, lecz mu to nie przeszkadzało. Im więcej
przeciwników zmiażdży tym lepiej dla niego.
Zasępił się na
moment. Choć fakt, że Nurzak przeżył był nieco niepokojący. Będzie musiał się
dokładnie upewnić, że starzec stał się zimnym trupem przy ich następnym
spotkaniu.
Zza tronu dobiegły
go ciche kroki. Uśmiechnął się i zerknął w bok.
– Masz lojalnych przyjaciół, Jake – przemówił, patrząc na
Wojownika. Jego żółte oczy błyszczały jak lampiony. – Jednak to trochę tchórze,
skoro lecą na nas taką grupą. Trzeba ich rozdzielić, nie sądzisz?
Chłopak spojrzał
na niego. Wzrok miał kompletnie pozbawiony emocji czy skupienia. Umiejętności
hipnotyczne Kazariny zawsze mu imponowały. Potrafiła jednym ruchem zniewolić
ludzki umysł i wykorzystywać go jak tylko chciała. Nieważne jak potężny, jak
inteligenty, każdy poruszał się niczym zwykła lalka pod jej wodzą.
Jak dobrze, że
była mu bezgranicznie oddana...
– Zrozumiałem, mistrzu – odparł Vallory.
– Też masz w tym pomóc, Heather – dodał, zwracając się do
dziewczyny.
Był szczerze
zdziwiony, że tak długo wytrzymała bez zrobienia niczego. Poznał się na niej
już po kilku dniach. Nie obchodziło jej nic poza własnymi korzyściami i
przyjemnościami. A tacy nie byli mu potrzebni, a wręcz zagrażali. Dlatego
musiał pozbyć się jej już teraz. W końcu drobne wypadki podczas walk się
zdarzały.
– Oczywiście – odparła, choć myślami była gdzieś indziej. –
O niczym innym nie marzę – dodała, przejeżdżając językiem po dolnej wardze.
****
Kichnęłam mocno, aż
niemal zgięłam się w pół i głośno pociągnęłam nosem. W tym pałacu było mnóstwo
kurzu! Rozumiałam, że wojna i tym podobne, ale żeby aż tak nie sprzątać?!
Przecież te wszystkie ściany wokół zaraz zmienią kompletnie barwę od tego
brudu!
– Ciszej! – syknął Gus, który szedł przede mną i oświetlał
korytarz latarką.
– Powiedziałbyś chociaż „na zdrowie”! – oburzyłam się. –
Spectrze to zaraz na kolanach podawałbyś opakowanie z chusteczkami!
– Wydaje mi się, że większym problemem jest fakt, że celowo
nas rozdzielili – stwierdził, olewając moje drugie zdanie.
Ach, no tak,
zapomniałam wspomnieć. Po rozprawieniu się ze strażą na zewnątrz wpadliśmy na
pełnej kurwie do środka, gdzie nagle załamał się sufit. Każdy rzucił się w inną
stronę i ja skończyłam z Gusem w zakurzonym, posępnym holu, gdzie potężnie
pizgało. Zawsze wspaniale zaczynałam swoje misje, ciekawe czy tutaj też złapię
katar?
A na pewno dostanę
migreny, bo Grav już zaczął lamentować, że rozdzieliło go z Keithem.
– Jakoś się odnajdziemy – Wzruszyłam ramionami. – Nie masz w
gantlecie jakiegoś GPS na Spectrę?
– Niby po co? – Uniósł brew.
– Ara, to nie wszczepiłeś mu żadnego czipa? Jestem szczerze
zaskoczona.
– Jess, to naprawdę nie jest pora na twoje docinki. I nie,
gantlety czy vestaliańskie sprzęty nie działają na tych częstotliwościach.
– Czyli musimy łazić, aż gdzieś nie trafimy. Brzmi dziwnie
znajomo – Rozejrzałam się i zmarszczyłam
nos na widok sporej pajęczyny. – Oby gundaliańskie pająki nie były włochate, bo
zejdę na zawał. Jaki kloc robi takie pajęczyny?!
Westchnął głośno,
machnął na mnie ręką i ruszył w przód. Wokół panowała kompletna cisza i pustka,
dlatego póki co nasze bakugany wróciły do form kulistych. To było swoją drogą
dość dziwne, bo przecież wypadliśmy tylko na inny korytarz. Więc powinniśmy
słyszeć cokolwiek, odgłosy walki czy głosy reszty. Tymczasem nic. Chyba że
wyrzuciło nas dalej, niż myślałam.
– Nie podoba mi się to miejsce – odezwał się Gus i
przyklęknął pod światło oglądając ślady jakby od pazurów na ścianach. – Wygląda
niemal jak katakumby.
– Przecież nie rzuciliśmy się w żaden dół – odparłam. – Może
to jakiś zapomniany hol? Nawet nie wiesz, ile takich jest w pałacu w Velarii.
Raz prowadziłam takim Aki, by się straż nie czepiała, że wprowadzam obcych.
Spojrzał na mnie
przez ramię i coś mignęło w jego oczach. Przez chwilę wyglądał, jakby miał coś
powiedzieć, lecz zrezygnował. Podniósł się.
– W każdym razie trzymaj się blisko mnie. Wolę, byś się nie
zgubiła.
– Oczywiście, panie dowódco – Zaplotłam ręce za plecami i w
podskokach zrównałam się z nim. – Kto wie, może dojdziemy tędy do lochów?
Jego ręka trzymająca
latarkę delikatnie drgnęła, lecz wzrok ciągle trzymał wycelowany przed siebie.
Uniosłam kącik ust. Chłop już przegrał.
– Naprawdę chciałabym tam szybko dojść. Brokuł miłością nas
nie darzy, a zwłaszcza nie lubi chyba, jak ktoś się nie boi jej szkaradnej
mordy, więc Aki ma przejebane – ciągnęłam dalej. – No i zapewne będzie chciała
pora...
– Chciałem cię spytać o Akane, ale teraz nie ma na to czasu –
przerwał mi gwałtownie.
Zatrzymałam się i
zamrugałam.
– Co?
Obrócił się do
mnie przodem, opuszczając latarkę.
– To ostatnie miejsce na takie dyskusje, Jess.
– Serio jesteś zainteresowany Aki? – Uniosłam brwi. – Ha,
wiedziałam, że mój związkoradar się nie myli! Czułam to już od waszego
pierwszego spotkania.
Fludim gdyby mógł,
to pewnie przywaliłby głową w ścianę, a tak to pozostało mu tylko wydać pełen
frustracji jęk.
– Nie widziałaś pierwszego spotkania, bo byłaś nieco martwa
wtedy – odparł. Brew mi drgnęła. – Mniejsza, mam trochę pytań, ale nie teraz.
– Chyba nie myślisz, że zostawię przyszłość mojej Akane na
później – Oparłam dłoń o biodro i zmrużyłam powieki. – Bez urazy, ale Aki
bardziej wydaje się niechętna do ciebie. No i masz dziewczynę, halo, halo.
– Jess, to naprawdę nie czas – syknął Fludim.
– A co nas powstrzymuje? – Rozrzuciłam ręce. – Włóczymy się
po pustym pełnym pająków korytarzu, chuj wie gdzie! Także Gus, odpowiedz mi
ładnie. Czego chcesz od Akane?
– Poznać ją.
– Hmmm – Zagryzłam wargę, przechylając głowę i przyglądając
mu się.
Rzecz jasna decyzja
należała do Akane, lecz póki co średnio to widziałam. Już pomijając taki
szczególik, że miał laskę, to no moja przyjaciółka wyraziła już nie raz, że
Grav ją denerwuje. A w erze Zenka to nawet dość często go wyzywała. Choć co ja
się wypowiadam, sama skończyłam z gościem, którego wcześniej byłam gotowa
udusić.
A już całkowicie to
pomijając, to czy Aki będzie w stanie się otworzyć? Jak dotąd to nawet nasi
przyjaciele z Ziemi widzieli tylko jej jedną twarz, a znaliśmy się ponad dobre
cztery lata. Czemu Gus miałby być inny?
– No dobrze, ale co Irene?
Pytanie zawisło między nami, bo posadzką
nagle zatrzęsło. Złapałam Fludima, gotowa wyrzucić go w każdej chwili, lecz z
mroku nic się nie wyłoniło. Drżenie ustało na kilka sekund, po czym ściana
kilka metrów przed nami eksplodowała. Osłoniłam się rękami przed gwałtowną falą
sprężonego powietrza i dymu.
– Żyjesz? – szepnął Gus po chwili.
Skinęłam głową,
otrzepałam spodnie i spojrzałam przed siebie. Z wyrwy wydobywało się światło i
było widać kawałek następnego korytarza, więc serio trafiłam, że łaziliśmy po
jakimś zapomnianym holu. Chciałam już podejść i przejść na drugą stronę, lecz
Gus złapał mnie za przegub i przyłożył palec do ust.
– Uciekli nam – dobiegł nas rozdrażniony głos. – Ale dorwę
ich później.
Wymieniliśmy się
wzrokiem z Gusem i na kuckach podeszliśmy bliżej wyrwy. Wychyliłam nieco głowę
i ujrzałam Gila oraz Airzela. Fartem rozmawiali między sobą, więc nas nie
zauważyli. Wystarczy poczekać, aż sobie pójdą i będzie można się wyślizgnąć.
Tylko kto im zwiał? Shun? Haru? Jane? Marucho? Bo gdyby to byłby Spectra lub Dan,
to oni prędzej napierdalaliby się do końca niż oddali walkę, ot duma Pyrusa.
– To co teraz, mistrzu Gillu?
– Szukamy kolejnych. Za niedługo była drużyna Rene z
laboratorium do nas dołączy.
Ahh, jak bosko. Nie
dość że Zgromadzenie Dwunastu, to jeszcze tamte spierdoliny. Nigdy więcej
wypraw na jakieś pałace, przecież to idzie nerwicy dostać.
Wtem zakręciło mnie
w nosy. Nim mój mózg zdążył to zarejestrować, kichnęłam.
Cisza. Czułam szum
krwi w uszach. Może nie usłyszeli? Może jakimś cudem akurat w chwili kichnięcie
coś obok walnęło, więc zostałam zagłuszona.
– Och, nawet nie musimy szukać.
Kurwa, jednak nie.
Mimo miny Gusa,
który w myślach to pewnie mnie wieszał, podniosłam się i uśmiechnęłam
przyjaźnie. Przeskoczyłam wyrwę i stanęłam na wypolerowanej podłodze.
Gundalianie patrzyli na mnie ciekawie podobnie jak ich bakugany.
– Mogliście mi chociaż powiedzieć „na zdrowie” –
skwitowałam, odrzucając włosy do tyłu.
****
Kiedy wreszcie się
zatrzymali, Jane oparła się o ścianę, próbując złapać oddech. W duchu
dziękowała Starożytnym, że Gundalianie nie rzucili się za nimi, bo jej płuca
prawdopodobnie by wysiadły.
– Uratowałeś nas Shun – powiedziała z wdzięcznością Ulvida.
– Nie ma o czym mówić – Kazami wzruszył ramionami.
– Tylko co teraz? – spytał Marucho. – Nie mamy pojęcia,
gdzie podziała się reszta.
– Powinniśmy pozostać przy planie i szukać Jake’a – uznał Shun.
– Skoro dalej służy Gundalii, to może przy odrobinie
szczęścia Heather też tam będzie – zgodziła się Jane. – Jess i Haru pewnie
ruszyły po Akane, więc tą suką zajmę się ja.
– Dobry plan, tylko jak chcecie przejść przez ten pałac.
Każdy Gundalianin będzie chciał z wami walczyć! A wtedy to zajmie wieki! –
zauważyl Akwimos.
– Hmmm – Blondynek zamyślił się. – Gdyby dało się jakoś
zamaskować.
Shun wyprostował
się i wyszedł z zakrętu. Nim zdążyli się spytać, co wyprawia, wyciągnął spod
rękawa kunai i wyskoczył, znikając im z oczu. Kilka zduszonych okrzyków i
odgłosów ciosów później wrócił, ciągnąc za sobą stroje trójki strażników.
– Myślę, że to się nada.
Przebieranie się
nie należało do łatwych. Zbroja była sztywna i twarda, buty za szerokie. Jane z
trudem zachowywała równowagę, a ponadto w środku śmierdziało nieco potem.
Jednak i tak nie narzekała, widząc, jakie gimnastyki wyprawiał Shun, by upchnąć
w środku dwa al’a skrzydła, które miał przyczepione z tyłu swojego
neathiańskiego stroju. Marucho był w generalnie najgorszej sytuacji przez swój
karłowaty wzrost. Zmieścił się idealnie w spodniach, natomiast Akwimos robił z
głowę. Taaa, wyglądało to bardziej jakby zbroja była opętana przez ducha, ale
może w ferworze walki nikt nie zwróci na to uwagi. Zresztą można to było
zaliczyć jako element zaskoczenia.
– Wyglądacie kretyńsko – szepnęła do niej Ulvida.
Wywiesiła oczy do
góry.
– Powiedz mi coś, czego nie wiem.
Bakugan zachichotał.
– To idziemy – zakomenderował Shun.
Wyszli z zakrętu i
ruszyli w lewo. Po jakiś pięciu metrach Jane zaczęła się zastanawiać, czy
Gundalianie nie mają problemów ze wzrokiem. Shun co prawda szedł normalnie,
lecz ona z Marucho to była kompletnie inna bajka. Jej chód można było co
najmniej wziąć za mocno pijacki, zwłaszcza kiedy zaczynała machać rękami dla
złapania równowagi. Przebranie Marucho dokonywało za to rozczłonkowania co
kilkanaście kroków. Albo Marucho szedł za szybko, albo Akwimos zaczął coś oglądać i pozostawał w tyle. Lecz czy ktoś się interesował? Gdzie tam!
Żołnierze biegali tam i z powrotem, traktując ich niczym powietrze.
Stanęli na
rozwidleniu, kiedy dobiegł ich śmiech. Jane poczuła prąd przebiegający przez
plecy na ten dźwięk i obróciła głowę, zaciskając mocno szczęki.
– Stęskniłam się za wami, Wojownicy.
– Heather –
wyszeptał Marucho. – Ach, Jane – san! Proszę, zacze…
Wilson go
zignorowała. Wprawdzie z natury była osobą spokojną i opanowaną, lecz widok
wojowniczki Darkusa sprawił, że poczuła, jak wrze jej krew. Mimo to ciągle
myślała logicznie i wiedziała, że Heather musiała coś planować.
To jednak nie miało
znaczenia. Im szybciej pozbędą się jej, tym lepiej pójdzie reszta planu. Ulvida
sama wskoczyła do jej dłoni, a pałka teleskopowa obijała lekko o tylne udo.
Wyślizgnęła się ze stroju, kopnęła go za siebie i szybkim krokiem podążyła na
dziewczynę. Cała jej perspektywa skupiła się na tej suce, a głosy chłopaków
rozbijały się o uszy.
– Widzę, że też nie mogłaś się doczekać naszego spotkania,
Jane – mruknęła Heather, uśmiechając się.
– Nie zamierzasz uciekać?
– Hm, patrząc na twoją twarz, raczej powinnam – Dziewczyna oparła
się o ścianę i nacisnęła na nią dłonią. Otworzyło się przejście. Machnęła
dłonią. – Brutalne sceny powinny rozgrywać się w dyskretnym miejscu, nie
sądzisz?
Jane niewiele
myśląc wyjęła pałkę, po czym weszła w ciemność przejścia.
****
– Coś czułem, że mi się tu nie spodoba – stwierdził Dan,
podnosząc się z kolan i otrzepując strój.
Spectra obdarzył
go pełnym politowanie wzrokiem i rozejrzał, gdzie teraz wyszli. Ku jego
niezadowoleniu ten korytarzy wyglądał niemal identycznie jak poprzedni. Kręcili
się już tak z kwadrans ciągle nikogo nie spotykając. Jedynie Kuso zaliczający
gleby stanowił jakąś rozrywkę.
– Wszyscy się przed nami schowali ze strachu? – spytał z
niedowierzaniem Helios. – Heh, jakie żałosne, nawet Zenoheld zachował resztki
godności w ostatnim starciu.
– Nic dziwnego, w końcu jesteśmy Wojownikami! – wyszczerzył się
Dan.
Jaszczur spojrzał
na niego i mruknął coś o niesamowitym szczęściu pajaców, lecz Spectra go uciszył.
– Kuso, byłeś tu wcześniej i dłużej niż ja. Masz pojęcie co
to za część pałacu? – zadał pytanie, zakładając ręce na piersi.
Doprawdy, jaka to
była zasada, że ostatnio zawsze kończył z kimś skrajnie nieodpowiedzialnym. Dan
był silny, lecz Gundalianie grali według bardziej podstępnych reguł i na pewno
nie można było tutaj oczekiwać uczciwości.
– Niestety nie – Brunet rozłożył ręce. – Nie zwracałem na to
uwagę.
– Oczywiście – burknął Helios.
Dan wydął wargi,
po czym nagle jego oczy się zaświeciły. Dla Spectry już to był zły sygnał, lecz
chłopak minął go z entuzjastycznym uśmiechem
– To jest przejście! – krzyknął, wskazując na coś
przypominające wejście do kokonu. – Dzięki niemu przejdziemy na inną część
pałacu.
– Ostrożnie Dan, Gundalianie raczej nie zastawili tylko
jednej pułapki – odparł Spectra.
Niczym na zawołanie
przejście się otworzyło. Spectra sięgnął po Heliosa, gdy poraziło ich mocne
światło. Okrzyk Dana się urwał i jasność zniknęła. Tak samo Kuso.
– Masz dar zgadywania – stwierdził Helios w dziwnej próbie
pocieszenia.
Kurwa.
Keith poczuł z tyłu
głowy lekki ból. Rzucił robotę, przybył na obcą planetę, by użerać się z bandą
Gundalian w ich pokurwionym pałacu. Jeszcze rozdzieliło go z Jess, więc znając
życie, zaraz coś gdzieś trafi szlag.
– Helios! – wykrzyknął, wyrzucając bakugana, po czym
wskoczył na jego kark.
– Komuś się chyba śpieszy.
– Nie ma już żadnego sensu w byciu ostrożnym – warknął. –
Idziemy.
****
Nigdy nie
przepadałam za zabawami z ogniem. Poparzenie bolało jak cholera, a ze swoim
fartem to bym się nie zdziwiła, jakbym puściła swoje włosy z dymem. Także nawet
nie posiadałam zapalniczki.
Ironicznie teraz
nawalałam się z gościem od Pyrusa, który
gdyby mógł, to cisnął by mnie w lawę. Sytuacji nie pomagał też jego kumpel, bo
przez wiatr te kretyńskie płomienie były o wiele za blisko mojej twarzy.
– Weź coś z nim zrób! – krzyknęłam do Gusa. – Supermoc,
aktywacja! Otchłań Cienia!
– Było nie kichać!
– Przepraszam bardzo, odruch naturalny! Moja wina, że tu
nikt nie wie, jak wygląda odkurzacz?
– Zauważyłaś, że zawsze masz na wszystko wytłumaczenie?
– Gus ty oślepłeś, że nie widziałeś tego kurzu? To była
kilkucentymetrowa warstwa! A właśnie! – zwróciłam się do Gundalian, który
patrzyli z lekkim niedowierzaniem albo irytacją, kto tam wie. – Duże tu macie
pająki?
Airzel delikatnie
skinął głową.
– Matulo, a ja czułam, że coś mi się o nogę ociera. Fuu,
będę musiała wziąć prysznic, jak to się skończy – Wzdrygnęłam się.
– Jess...
– Wystarczy! -
warknął Gill, używając karty.
Poziom mocy Krakixa: 1000
Poziom mocy Fludima: 700
Hehe, chyba mam
delikatnie przejebane.
– Waszym kolegom udało się wymknąć, ale wam już nie
popuszczę – oświadczył gracz Pyrusa. – Zwłaszcza, że cesarz chce wam się bliżej
przyjrzeć.
– Nie wybieram się na żadne audiencje, podziękuje.
– Nie masz wyboru.
Prychnęłam, na co
Gil uśmiechnął się niepokojąco. Szybko w jego dłoni zebrała się czerwony
ładunek elektryczny w kształcie kulki. Bez zastanowienia zebrałam moc i
wygięłam nadgarstek, by stworzyć małą tarczę.
I wtedy wydarzyło
się coś w chuj niepokojącego.
– Jess, jak ty
to... – Fludim nie zdołał nawet dokończyć.
Pokręciłam głową,
niezdolna wykrztusić słowo. Moja moc pozwala na tworzenie małych barier.
Zawsze. Moje ciało nie dałoby rady wytworzyć większe. Więc czemu teraz przed
naszymi bakuganami rozciągała się iskrząca się na fioletowo bariera rozmiaru,
który w stanie byłaby wywołać Reiko? Spojrzałam na swoje dłonie. Purpurowa mgła
ciągle przemykała między palcami. Nie czułam zmęczenia czy palącego bólu mięśni
lub skroni. Jakby moc nie pochodziła ze mnie, lecz karmiła się z zewnętrznego
źródła. A jedyne zewnętrzne źródło to był Tytan. Czyli rdzeń Vestalii.
– Gus, musimy znaleźć Spectrę – powiedziałam.
– Co? A co z resztą? Co się dzieje?
– Nie chodzi mi że od razu – mruknęłam. – Najpierw Aki,
potem on.
– Dobrze, ale co jest, Jess? – Położył mi rękę na ramieniu. –
Zbladłaś.
– Nie widzisz? – Wycelowałam palcem w barierę.
– Owszem – Zdumienie na jego twarzy ustąpiło niepokojowi. –
Czy to...
W barierę uderzył
rozgrzany do czerwoności szczypiec Krakixa.
– Chyba nie myślicie, że uciekniecie – syknął Gill.
– To nie u mnie – szepnęłam do Gusa. – Ale coś się dzieje na
Vestalii i Tytan ma z tym jakiś związek.
Gus to jest w konflikcie z uczuciami do Aki, a o Jess to nie dowiedział się niczego nowego XD Podobne dzikie imprezy były przecież na ich statku XDD A no owszem są podobni, ale tu zostaje ship ShunXAlice (w 3 części XDDD), bo tak powinno być, tylko zjebali twórcy '=' Nieee, Spectra da radę, ten ból to pewnie od jego papierosów i energetyków, to jest wszak pracoholik XD
OdpowiedzUsuńBo trzeba dostać wpierdol od życia, wyjdzie mu to potem na dobre XDD Aki go nie tyle odrzuca, co się boi, ale o tym więcej później XDD No chujnia jest, ale co nowego. Noo mieli super, ale no nie, twórcy zrąbali i jest mi przykro, bo Alice serio była spoko. Ona jako maskarad to był plot twist dzieciństwa XDD Spectra to wszystko robi, co się będzie ograniczał, jeszcze imprezy pewnie dojdą, jak zima się skończy XDD
OdpowiedzUsuń