sobota, 19 września 2020

S2 Rozdział 50: Chaos, chaos i jeszcze raz chaos

 

   Korytarze zdawały się złączyć w jeden nieskończony tunel. Choć pewnie biegła już z dobry kwadrans, to adrenalina buzująca w jej żyłach ciągle dodawała energii, ignorując jęki zmęczonych mięśni.  Dźwięki z zewnątrz nie dochodziły do niej, a wzrok skupił się jedynie na oddalających się zielonych włosach.

   Jane jednak wiedziała, że za niedługo będzie musiała przystanąć, by móc złapać oddech. Pewnie Heather liczyła na zgubienie jej w tym gąszczu korytarzy, lecz mocno się przeliczyła. Pociągnie tą małą sucz za sobą, tak jak jej obiecała.

   Wykorzystując resztki krążącej po organizmie epinefryny, przyśpieszyła, układając dłoń na palce teleskopowej. Jeden celny cios w kolano i dziewczyna była jej. Zagryzła zęby. Słyszała już przyśpieszony, płytki oddech Ventuski.

   Wtem Heather się odwróciła, a w jej palcach błyszczała karta otwarcia. Puściła ją. Upadła z cichym stukiem. Zielone światło rozeszło się falą po linoleum.

– Zagrajmy, Jane – san – Rozłożyła ręce w zapraszającym geście. – Tu na pewno nikt nam nie przeszkodzi.

– Nie wydaje mi się, żeby Gundalianom podobało się, że się obijasz – odparła chłodnie, robiąc kilka kroków w tył. Nie była Aki, która odrzuciłaby walkę, byle zdzielić sucz po głowie. Jane nie była tak gwałtowna. Crueltiona też lepiej było unieszkodliwić, skoro trafiła się okazja.

    Heather w odpowiedzi zaprezentowała uśmiech pełnym jadowitej słodyczy i przechyliła głowę. Jej strój w postaci ciemnego topu, obcisłych skórzanych spodni, do który miała przyczepiony mały sztylet oraz wysokich butów z łańcuchami po bokach tylko potęgował aurę spragnionej krwi bestii. Choć w przypadku Heather bardziej chodziło o chaos.

– Ale ciebie przecież to nie obchodzi – Jane pokiwała głową.

– Owszem.

– Kochasz tylko chaos i ból, który powodujesz. Nieważne kto kim jest.

– Zamierasz mi prawić kazanie? Przyznam, że nie o to mi chodziło – Heather wydęła wargi w geście zawiedzenia.

– O to się nie martw. Jestem ostatnią osobą mogącą coś mówić o moralnych wyborach – Jane wzruszyła ramionami, po czym wyrzuciła bakugana. – Ulvida!

   Heather zrobiła to samo, ciągle milcząc. Patrzyła oczekująco na Wilson, czując, że dziewczyna wcale jeszcze nie skończyła.

Ulvida: 700

Crueltion: 800

– Tylko widzisz, jesteś strasznie rozpieszczonym dzieciakiem. Albo po prostu masz coś z głową, tego nie wiem. Bawisz się swoim życiem, szukając jakiegoś dreszczu adrenaliny, bo wydaje ci się, że jesteś jakimś bogiem – Wyciągnęła paczkę papierosów i kciukiem otworzyła wierzch. – I zajebiście rób sobie jak chcesz, tylko nie myśl, że ci nie oddam, gówniaro.

   Jednocześnie z odpaleniem srebrnej zapalniczki, Ulvida zamachnęła się kosą. Powietrze przeciął błękitny błysk. Crueltion przygotował się do obrony, gdy za nim rozległ się lekki wybuch.

   W poprzek ściany biegło głębokie pęknięcie. Jane wydmuchała dym ku sufitowi, otulając się ciasno jedną ręką.

– Oko za oko, Heather.

   Dziewczyna dotknęła palcami policzka. Wyczuła ciepłą lepką substancję powoli spływającą ku ustom. Spuściła rękę i zachichotała, widząc czerwoną posokę plamiącą skórę.

– Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz, Jane – san – Wyciągnęła następną kartę. – Razem obrócimy to miejsce w ruinę, jak było mu przeznaczone. Super moc, aktywacja! – wykrzyknęła radośnie. – Zdradliwe Opary!

 

****

 

   Rozległo się krótkie stukanie w kraty. Akane uchyliła powiekę. Po drugiej stronie stał strażnik.

– Wstawaj, idziemy do pani Kazariny.

– Chyba cię pojebało, skarbie – odparła, stukając się palcem w czoło. Rozciągnęła się wygodniej na ławce. – Jak tak chce mnie ujrzeć, niech pofatyguje tu swoje brokułowate dupsko.

– Jasne, niech się przyśpieszy twój proces hipnozy – zakpił Leaus.

    Akane wywróciła oczami i założyła ręce za głowę, ziewając szeroko.

– Dość! – warknął strażnik. – Nie masz prawa dyskutować. Wyłaź chyba, że mam cię wywlec siłą.

– Ach, możesz próbować do woli – Machnęła ręką.

– Co ty odwalasz?! – syknął Leaus. – Mało ci jeszcze?

    Wojowniczka spojrzała na bakugana spod uniesionej brwi i miechnęła się wyzywająco w stronę Gundalianina. Ten widocznie nie posiadał dużych pokładów cierpliwości, bo burknął gniewnie i szybko wstukał kod otwierający. Drzwi się rozsunęły i wkroczył go środka, wyciągając rozcapierzone po dziewczynę. Ta ciągle patrzyła beznamiętnie spod przymrużonych powiek.

   Złapał ją za koszulkę i szarpnął do góry.

– Kiedy wydaje rozkaz, masz się stosować, zrozumiano? – wysyczał. Zadarł głowę. Żyły na jego szyi intensywnie pulsowały . – Jesteś naszym więźniem – Wykręcił wargi w pogardliwym uśmieszku. – Dan Kuso już padł. Twoi kumple nie zdążą cię uratować, głupia Ziemianko.

– Och, doskonale poradzę sobie samo, ty durny ufoludku – szepnęła dziewczyna.

   Nim zdążył mrugnąć, poczuł zimny dotyk metalu na skórze szyi. Kilka iskierek prądu strzeliło na boki, nim mocna dawka elektryczności wystrzeliła prosto w jego nerwy. Palce ściskające koszulkę bezwładnie się rozluźniły, a oczy wywróciły białkami do przodu, po czym runął głucho na ziemię, pogrążając się w mroku.

   Akane odetchnęła. Jake najwyraźniej nawet jako zahipnotyzowany był za głupi na zabranie jej paralizatora, a Heather uznała zostawienie go za element urozmaicający swoją gierkę. Przynajmniej do tego ta sucz się przydała.

– Ostrzegaj na przyszłość! – jęknął Leaus. – Myślałam, że chcesz się z nim bić na gołe pięści!

– Jasne i przy okazji zostać usmażoną – prychnęła, podnosząc włócznię Gundalianina. Wcisnęła guzik i ostrze pokryła siateczka prądu. – Ja zawsze sobie radzę, mój drogi bakuganie.

   Wyszła wraz z bronią, zatrzaskując za sobą kraty. Wrzuciła włócznię do pobliskiej pustej celi i położyła ręce na biodrach. O strażników nie miała się co martwić w przeciągu ostatnich dwóch godzin widziała tu trzech, z czego jeden właśnie spoczywał nieprzytomny za nią. Tutaj pojawił się dużo poważniejszy problem, który powodował dość sporo zmian.

    Dan Kuso mówiąc kolokwialnie, coś zjebał. Nie żeby to było coś niezwykłego, często mu się zdarzało.

– Leaus, skoro tego pantofla wziął szlag, to gdzie może być? – spytała.

– Przypuszczam, że pewnie go zabrali do laboratorium. W końcu Drago musi być dla nich cenny.

– Po czym wnioskujesz?

– A Drago nie jest zawsze w centrum zainteresowania?

– Racja – Skinęła głową i potarła brodę. – Nie zdziwiłabym się, jakby zaciągnął go tam Jake, bo Kuso był przekonany, że mu przemówi do rozumu – westchnęła. – Same problemy z nim.

– Akane, ty też dałaś się porwać – zauważył bakugan z politowaniem. – I to jako pierwsza.

– Ej nawet nie miałam szans na obronę! A ten baran to baran. W każdym razie przydałoby się go uratować, bo jak Kazia mu namiesza w łbie i wystawi przeciw nam Drago...

   Opcja nie była ani trochę nęcąca. O ile na Dana Japonka patrzyła krzywo, tak w pełni akceptowała, że Dragonoid był najpotężniejszym bakuganem, jakiego spotkała. Tak więc jeśli będzie przeciw nim, to błyskawicznie zostaną zmieceni z planszy.

– Super, fajnie, już widzą twoją walkę z Kazariną. Zapewne będzie wspaniała.

– Zawsze można uwolnić Kuso dyskretnie.

– Takie pojęcie nie występuje w twoim słowniku.

   Zapewne doszłoby do rękoczynów niezbyt drastycznych, bo Leaus ciągle był w stanie kulistym, lecz przerwało im załamanie sufitu. Na jedno z wyjść z lochów spadło gruzowisko kamieni, pobitych żyrandoli oraz mebli. Wojowniczka i bakugan przez chwilę patrzyli ogłupiali na pobojowisko, po czym przenieśli wzrok na jedyną dostępną im drogę. Cóż jeśli szukać jakiś plusów, to przynajmniej mogli być pewni, że ewentualny pościg miał odciętą jedną ścieżkę.

– To co idziemy? – zagadnęła Akane.

– Módl się, by tam było laboratorium.

– Nie ja rozwaliłam jakieś piętro! To pewnie Jess albo któryś z Wojowników!

   Przez chwilę miała wrażenie, że poniósł się cichy okrzyk Shuna „Marucho, jestem pod tobą”, ale zbyła to wzruszeniem ramion. Bitwa z brokułem kiedyś musiała nastać i lepiej jeśli pójdzie na nią sama.

 

****

   Obecnym naszym planem było zwiać. Niby łatwe, proste i przyjemne do wykonania. Niestety jedynie w teorii, bo praktyka była o wiele trudniejsza.

   Przywołaliśmy nasze bakugany, ignorując obelżywe wrzaski Gilla. Kiedy biegiem zaczęliśmy się oddalać, bariera poczęła słabnąć. Oczywiste było, że nie utrzymam bez skupienia umysłu i patrzenia na nią, a bieganie tyłem było mi wybitnie nie na rękę.

– Krakix! – poniósł się za nami wrzask Gundalianina, po czym dalszą drogę odciął nam pierścień płomieni.

   Zaklęłam i spojrzałam przez ramię. W dłoni Gilla migotała szkarłatna kula, choć póki co wstrzymywał się od ciśnięcia nią w nas.

– Widocznie bez walki nie uda nam się odejść – mruknął Gus.

– Nie lekceważcie nas tak – odparł poważnym głosem Airzel. – Super moc, aktywacja, Tajfun Mirażu!

– Vulcan!

   Bakugan Subttery swoim ciałem osłonił nas przed uderzeniem wiatru, dzięki czemu nie skończyliśmy niczym muchy rozgniecione przez packę na ścianie. Co nie zmieniało, że nasze położenie nie było zabawne, z przodu dwóch ze Zgromadzenia, a z tyłu ognista ściana. I tak źle i tak niedobrze.

    Nagle mnie olśniło. Szybko przyklękłam, opierając dłonie o rozgrzaną posadzkę i skupiłam moc. Gus spojrzał na mnie jak na wariatkę, a Gill uśmiechnął się z kpiną.

– Zamierzasz błagać o litość?

   Nie odpowiedziałam, jedynie wbiłam wzrok w miejsce, gdzie stały ich bakugany. Skoro przez machinacje Tytana uwolniły się większe pokłady mocy, to równie dobrze mogę to wykorzystać.

   Gill sięgnął po następną kartę, gdy w górę wystrzeliło fioletowe światło. Krakix ugodził w lewą ścianę, natomiast Strikeflier w lewą. Korytarz z głośnym rumorem zasypały kawałki marmuru. Nie czekając na wyzwiska pod swym skromnym adresem, pociągnęłam Gusa za tył płaszcza i wspólnie wskoczyliśmy na dłonie Vulcana.

– Nie wiem, jak ci wychodziło bieganie, ale spierdalamy! – zakomenderowałam, przykucając.

   Okazało się, że skubany miał mini rakiety w butach, więc szybciutko odlecieliśmy z miejsca zbrodni.

– Jak to zrobiłaś? – spytał Gus.

– Ach, wykorzystałam nadmiar mocy uwolnionej przez Tytana – mruknęłam. – Skoro było go na tak mocny atak, a nie czuję zmęczenia, to jesteśmy w głębokiej chujni. A raczej Vestalia.

   Nagle Vulcan uderzył prawym ramieniem o ścianę. Zachwiałam się i spojrzałam w górę. Strikeflier unosił się nad nami z wyjątkowo wściekłym Airzelem na nami. Wytrzeszczyłam oczy. Jak on się tak szybko pozbierał?! Halo, halo, cisnęłam dawką, która normalnie by odebrała mi przytomność! Czy ktoś mógłby to docenić?

– Mówiłem, że nas lekceważycie – wycedził. Karta w jego dłoni rozbrzmiała zielonym światłem.  – Zderzenie!

– Tytanowa pięść!

– Fludim!

   Ataki starły się, tworząc potężną siłę uderzeniową. Ściany poczęły się kruszyć tak jak sufit. Warkocze wiatru świsnęły w cztery strony świata, ciągnąc za sobą kamienie, pył i kurz. Usłyszeliśmy zgrzyt, po czym wszystko runęło na siebie w ogłuszającym rumorze. Grunt wyślizgnął mi się spod nóg. Na kilka sekund byłam zawieszona w powietrzu, po czym coś mną miotnęło, obracając wokół własnej osi. Zacisnęłam powieki, czując się jak na oszalałej karuzeli.

   Odgłosy wybuchu i walących się ścian wypełniały moje uszy, a przez dym nic nie widziałam. Moje włosy szalały na wietrze, choć pod plecami czułam coś twardego. Gwałtownie pod moje powieki wdarło się światło. Otworzyłam oczy.

   Leżałam wśród gruzowiska na ręce Fludima na pałacowym placu. Podniosłam się do siadu. Byłam cała w kurzu i pyle, ale przynajmniej żyłam.

– Dziękuje, Fludim – Spojrzałam z wdzięcznością na bakugana.

– Przywołałaś mnie w ostatniej chwili – westchnął i podniósł się.

    Cała wschodnia ściana pałacu została zniszczona. Przed nami było teraz tylko dymiące zgliszcza. Ścisnęło mnie w dołku. A gdzie Gus?

– Widziałem, że Gus z Vulcanem spadli do piwnic, zanim nas wyrzuciło  – uspokoił mnie Fludim.

– W piwnicach są lochy – wymamrotałam i potrząsnęłam głową. – Chyba naprawdę mu jest przeznaczone uratowania Aki.

– O ile Airzel nie rozszarpie go wcześniej na części.

– Kto jak kto, ale Gus sobie poradzi – uznałam. – Gorzej z nami. Jak mamy teraz znaleźć Spectrę?

– Śladami zniszczeń?

– Teraz wszędzie coś jest zniszczone – Rozrzuciłam ręce w dramatycznym geście. - Chyba że polecimy metodą spalonej ziemi.

    Wtedy do moich oczu dobiegł cichy szum wody. Zmarszczyłam brwi. Od kiedy tu była rzeka?

– Fludi, podsadź mnie – poprosiłam.

   Kiedy stanęłam na jego ramieniu, zmrużyłam oczy i rozejrzałam się. Kawałek dalej przez kanały, które kiedyś były suche, teraz popykała całkiem głęboka rzeka. W sumie co ja się dziwiłam, z Wojownikami nawet zmiany natury były całkiem możliwe.

– Jeeess!

    Garra elegancko wylądował przed nami z uradowaną Haruką na grzebiecie. Zeszłam z Fludima i przytuliłyśmy się, pomimo iż wybrudziłam jej bordową koszulkę pyłem.

– Gdzie cię wywiało, jak nas rozdzieliło? – spytałam.

– Znów na zewnątrz – odparła. – Razem z Garrą szukaliśmy jakiegoś innego wejścia, by móc od razu zejść do lochów, kiedy trafiłam na Masona i resztę tej gromady.

– To ich sprawka? – Wskazałam na zalany kanał.

   Skinęła głową i spochmurniała.

– Nie udała się zasadzka na Kazarinę i Nurzak z Fabią zaczęli z nią walczyć. No i...zniknęli.

– Ha! – Uniosłam pięść. – Pierwszy raz to nie ja coś zwaliłam.

– Zgubiliśmy Gusa.

– Cicho, Fludim.

    Haruka westchnęła ciężko, jednak tego nie skomentowała.

– W każdym razie jesteśmy dalej rozbici i lepiej, jak się schowamy, zanim wyślą nowych żołnierzy.

    Tak oto znalazłam się w tajemnej kryjówce Nurzaka koło laboratorium i zorientowałam się, że wcale nie było źle. Ani trochę. Gdzie tam. Było tragicznie i jak z tego wyjdziemy żywi, to chyba każdy będzie dość zaskoczony. Choć dla szczęśliwych zdarzeń to Shun i Marucho byli cały i zdrowi tak jak Fabia.

– To podsumowując, Dan został porwany przez Gundalian i jest trzymany u brokuła, ja zgubiłam Gusa, Nurzak chyba nie żyje, Jake to dalej zahipnotyzowany piesek Kazi, nikt nie wie, gdzie są Spectra i Jane,  Akane ciągle w lochu, a Heather dalej lata na wolności – głos Shieny pod końcówkę wyliczanki lekko się podłamał.

– Nie zapomnij o ekipie Rena, która też jest pod hipnozą – dorzuciłam.

    Obdarzyła mnie wzrokiem spode łba, ale skinęła głową. Wszyscy przez chwilę milczeli, wsłuchując się w trzaskanie ognia w kominku. Była na siódemka na całe Zgromadzenie, ekipę Rena, Jake’a i Heather. Matma była mym wrogiem, ale to nie miało szans się szczęśliwie skończyć.

– Nie sądziłam, że może być gorzej niż na Vestalii – mruknęłam.

– Musimy uwolnić Dana – wymamrotał Marucho. – Jeśli Gundalianie położą łapy na Drago i go wykorzystają...

– Neathia nie będzie miała szans przeciw Drago i Dharakowi – wykrztusiła pobladła Fabia.

– My też wtedy zostaniemy zmieceni z planszy – dodałam cicho, za co Shiena dała mi kuksańca. Wydęłam wargi oburzona. Ktoś musiał patrzeć realistycznie!

– Nie ma rady, musimy wrócić do pałacu i wszyscy razem natrzeć na Kazarinę – uznał Ren. – Potem będziemy martwić się o resztę.

– Ja skupiam się na szukaniu Nurzaka. Możliwe, że przeżył – zadeklarował Mason.

   Pominę jego wymianę zdań z Fabią, którą chciał zaciągnąć ze sobą. Koniec końców poleciał sam, ale ja wam mówię, że tutaj intencję nie były takie do końca czyste. Jak wyczułam Akane i Gusa, tak wyczułam ich.

– My robimy tak – zaczął Ren. – Linehart odetnie częściowe zasilanie laboratorium oraz zrobi nam wejście. Reszta to już będzie improwizacja.

– To dokładnie mój typ planów! – ucieszyłam się. – Wejdź i próbuj przeżyć!

   Shun i Marucho lekko się uśmiechnęli, ale zaraz zaprzestali, bo wtrąciła się moja przeklęta maruda.

– Raz skończyłaś jako trup.

– Ugh, nie trup, ale w połowie trup! Nie strasz nowych! – Pstryknęłam go palcami w czoło. – Pomijając, można powiedzieć, że trochę zeszły ograniczenia z mojej mocy, więc walcie w przód, ja nas osłonię.

   Haruka rzuciła mi pytające spojrzenia, ale pokazałam uniesiony kciuk. Nie było czasu tego tłumaczyć, a nie też nie miało sensu. Nikt z nich nie przywoła mi przecież Niszczyciela ani nie wyczaruje komunikatora do Vestalii. Potrzebowałam znaleźć Spectrę.

   Rozległ się huk, przez który schron się lekko zakołysał. Potem dobiegł nas ryk smoka. Choć bardziej niż bojowy to przywodził mi na myśl zirytowany. Nie tracąc czasu wytknęłam łeb na zewnątrz, by zostać uraczona widokiem Heliosa wśród ruin kolejnego kawałka zamku.

   Cóż, chociaż jeden problem został rozwiązany.

 

****

 

   Heather dawno straciła rachubę, przez którą z kolei ścianę się przebiła. Crueltion i Ulvida zderzali się raz na razem, powodując, że wszystko dookoła drżało i dygotało. Ściany i sufit pokrywały siatki pęknięć, powietrze raz przecinało ostrze kosy, a raz ogon węża.

  Zdmuchnęła spocone kosmyki z czoła i sięgnęła po jedną z ostatnich supermocy. Cokolwiek nie użyła, Jane zawsze umiała się jakoś wykaraskać z potrzasku, przez co powoli zaczynało jej brakować opcji.

   Nie mogła skończyć na walce tylko z Wilson. Potrzebowała jeszcze furii Jessie czy przerażenia Fabii. Zniszczenia tego pałacu. Zniszczenia wszystkiego!

– Supermoc aktywacja! Zakazane zaklęcie! – krzyknęła.

   Grzechotka Crueltiona zaczęła dygotać, zmieniając barwę na intensywną purpurę. Bakugan zamachnął się ogonem niczym lassem i ugodził przeciwniczkę idealnie w miękki bok. Ulvida uderzyła w ścianę, powodując kolejny wstrząs i chmurę dymu. Kolejne gruzy posypały się na niegdyś jasną podłogę.

   Uśmiechnęła się, kiedy Jane od razu nie odpowiedziała atakiem. Użyła jednej z potężniejszej supermocy, więc pewnie walka już się skończyła.

   Niespodziewanie w gęstej mgle pojawił się błysk, po czym tępa strona kosy gruchnęła prosto pomiędzy oczy Crueltiona. Bakugan zasyczał wściekle, smagając bakugana Aquosa nogę.

– Contestir, Lśniący Mnich!

   Heather mrugnęła. Contestir? Jeśli dobrze kojarzyła to tak nazywał się bohater Zenet. A Zenet była–

   Dym opadł, ukazując Zenet, która stała ze swoim fałszywie pewnym siebie uśmiechem przyklejonym do twarzy. Choć coś było z nią nie tak. Coś uległo zmianie, lecz Heather nie potrafiła wyłapać co.

– Powinnaś być martwa – powiedziała, mrużąc oczy.

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Heather – odparła Gundalianka chłodno.

   Teraz dziewczyna spostrzegła ślady żółci w jej oczach. Prychnęła. Kolejna marionetka Kazariny.

– W każdym razie co tu robisz? – mruknęła. – Miałam taką wspaniałą walkę z Jane – san, a ty mi się wpierdoliłaś.

– Dokładnie to jest powód. Bardziej przeszkadzasz niż pomagasz – Zenet obróciła kartę. – Nie jesteś już potrzebna. Contestir, Rapier Przewagi!

– Już nas zdradzili? – syknął Crueltion z dezaprobatą.

– Barodius chyba zauważył, że mamy ich gdzieś – zgodziła się Heather. – No cóż, trzeba będzie wiać. Trucizna Cienia!

   Jednak atak Contestira minął węża i strumień światła pikował wprost na Heather, po czym świsnął tuż koło jej głowy. Porażona intensywnym światłem zamknęła powieki.

– Uważaj, Hea...!

   Z ust wydobyło jej się nagłe westchnięcie, a potem uczucie zimna czegoś metalowego w ciele. Miała wrażenie, że czas zwolnił, gdy spojrzała w dół i ujrzała wystającą rękojeść własnego sztyletu i dłoń Zenet dookoła niej.

– Tak jak mówił mistrz Gill, musisz zginąć, zanim nas zdradzisz – szepnęła Zenet, wyrywając ostrze w akompaniamencie nieprzyjemnego chlupnięcia.

   Heather zatoczyła się w tył. Ostry niemal oślepiający ból przebiegł całe ciało, przez co widziała białe plamy. Zacisnęła szczęki, po czym obnażyła zęby. Przycisnęłą dłoń do rany, ignorując ciepłą krew przeciekającą przez palce.

– Nie myśl, że nie pociągnę was ze sobą – wycharczała. – Crueltion, Synteza Supermocy! Śmiertelne Oczy!

    Ból zaślepił i pochłonął wszystko. Nie widziała pełnego politowania wzroku Zenet, nim ta się teleportowała, upadających z rumorem kolumn, fioletowych fal energii rozbijających kolejne korytarze. Nie czuła też, jak Cru owinął wokół niej ogon, tuż przed tym jak podłoga pod nimi pękła.

   Ból zaprowadził ją z oślepiającej bieli wprost w ramiona głębokiego mroku.

 

****

   Maska Keitha wkurwiała mnie od chwili, gdy go poznałam, bo nic przez nią się dało wyczytać. Zwłaszcza teraz nie byłam pewna czy ze złości planował zrzucić mnie na zakręcie z pleców Heliosa, czy może był tak załamany, że brakło mu słów, czy też stracił resztki wiary w ludzkość.

– Jak... – odezwał się wreszcie. – Jak można było tak namieszać w godzinę?

   Rozłożyłam szeroko ręce i poczułam chęć podrapania się po głowie. Powiedziałam mu dopiero o zgubieniu Gusa, złapaniu Dana i wyparowaniu Jane, a już widziałam, że miał tego po dziurki. Jak tu mu jeszcze przekazać, że Reiko przez jakieś swoje pobudki może rozjebać naszą rodzinną planetę?

   Lecieliśmy za Hektorem, gdzie siedział Shun z Fabią. Ren pozostał by walczyć z Gillem (Gundalianin się na mnie patrzył, jakby chciał mi łeb ujebać), a Marucho z Airzelem. Niepokoiło mnie, że skoro oni byli tu, to co zatrzymywało Jane? Heather? Czy, odpukać w niemalowane, Kazarina? Choć też mogła wpaść na zombiaki z drużyny Rena...

– Ale czuję, że to nie wszystko. Co jeszcze się stało, Jessie?

– No nie ma Akane.

– Skoro Gus dostał się do lochów, to ją uwolni, nic się nie martw. Co jeszcze?

   Westchnęłam na słyszalne obniżenie tonu głosu.

– TytansięaktywowałnaVestaliiitochybaprzezReiko – powiedziałam na jednym wdechu.

– To jakiś nowy język? – mruknął Helios.

   Spectra przechylił głowę, sztyletując mnie wzrokiem.

– Słucham?

– Reiko, z chuj wie jakich powodów, chyba uwolniła Tytana albo coś ruszyła z rdzeniem Vestalii – powtórzyłam wyraźnie i z naciskiem. Podniosłam dłonie i natychmiastowo zatańczyła nad nimi fioletowa mgiełka. – Mam za dużo mocy. Normalnie nie mogłabym jej używać, bo mój organizm nie dałby rady. Musimy skontaktować się z Kenjim!

– Helios, zawracamy! – krzyknął Spectra.

   Jaszczur błyskawicznie wykonał polecenie. Zachwiałam się gwałtownie, więc Spectra przytrzymał mnie za ramię.

– Jess?! Spectra?! – zawołała za nami Haruka, zatrzymując się na środku holu.

– Wpadłem na pomysł – odparł krótko Keith. – Zobaczymy się w laboratorium Kazariny albo przed nim.

   Pokazałam gestem Shienie, że wszystko było cudnie i wspaniale. Dziewczyna po chwilowym wahaniu skinęła głową i odlecieli wraz z Garrą, próbując dogonić Shuna i Fabię.

– Co to za pomysł? – spytałam, widząc, że lecimy inną drogą niż przybyliśmy.

– Trzeba czym prędzej dostać do Niszczyciela – Odetchnął. – Dlaczego akurat z twoim bratem a nie Radą? I skąd wiesz, że to Reiko?

– Sam mówiłeś, że Reiko odwala, więc musi mieć coś z tym wspólnego. A co do Kenjiego to czy to nie oczywiste?

   Uniósł brew, zachęcając mnie do dalszego mówienia.

– Los Vestalian może jej nie obchodzić,  tego nie wiem. Ale ja i Kenji jesteśmy jej rodziną. Dziećmi Melody, jej przyjaciółki. Ostatnimi osobami, która byłaby w stanie skrzywdzić.

– Ciebie skrzywdziła.

– Nieważne co wtedy by zrobiła i tak byłam skazana na cierpienie – mruknęłam. – Teraz jest inaczej.

– Mam nadzieję, że masz rację – odparł i lekko ścisnął mnie za dłoń.

   Ja też, Keith. Ja też.

 


Tak wiem, w chuuj długo rozdział XDD Pokićkane te odcinki, więc wyszłam z takim swoim miszmaszem. Kessie znowu razem, Gus gdzieś przepadł, Aki ma swoje mordercze napady. Heather oberwała. Ogólnie wesoło XDD W następnym informuje, że lecę wydarzenia z Vestalii, a ostatnie 4 - 5 rozdziałów ściśle skupione już na tej końcówce wojny XDD Mam nadzieję, że nikt się nie zanudził przy czytaniu ^^''

3 komentarze:

  1. Oni rozpierdalający pałac, szukając reszty raczej powinno być XDD A i owszem Heather do widzenia nie powiedziała, choć ma dziurę w boku XDDD Keitha to już nic nie zdziwi, co przeżył to jego, ma historię na straszenie dzieci, jak będą niegrzeczne. Hahahaah, nie no Spectra to Spectra zobowiązał się to pomoże, choć zastanawia się, jak można tak zjebać XDD Gus to będzie miał wyprawę niemal że krzyżową, a gune będzie piękne. Byle do 3 części, bo tą już zjebałam, pls

    OdpowiedzUsuń
  2. XDDDD fart postaci protagonistów. Dan też ile przeżył mimo swego momentami minusowego iq? XDD Nieee, jakim stroju Spectry, w spodniach bluzie wieczorkiem z kawką w łapie zacznie im opowiadać, a potem zgasi lampkę "oby nie spotkało to was", Jess by robiła za wizualizację wydarzeń XDDD Hehe, a teraz to wgl będzie bajlandunio

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuniu az sobie zapiszę, bo to aż brzmi jak ten kretyn XDD Teraz to tam wszyscy w chaosie, to Dan tym bardziej łeb straci XDD

    OdpowiedzUsuń