Korytarze zdawały
się złączyć w jeden nieskończony tunel. Choć pewnie biegła już z dobry
kwadrans, to adrenalina buzująca w jej żyłach ciągle dodawała energii,
ignorując jęki zmęczonych mięśni.
Dźwięki z zewnątrz nie dochodziły do niej, a wzrok skupił się jedynie na
oddalających się zielonych włosach.
Jane jednak
wiedziała, że za niedługo będzie musiała przystanąć, by móc złapać oddech.
Pewnie Heather liczyła na zgubienie jej w tym gąszczu korytarzy, lecz mocno się
przeliczyła. Pociągnie tą małą sucz za sobą, tak jak jej obiecała.
Wykorzystując
resztki krążącej po organizmie epinefryny, przyśpieszyła, układając dłoń na
palce teleskopowej. Jeden celny cios w kolano i dziewczyna była jej. Zagryzła
zęby. Słyszała już przyśpieszony, płytki oddech Ventuski.
Wtem Heather się
odwróciła, a w jej palcach błyszczała karta otwarcia. Puściła ją. Upadła z
cichym stukiem. Zielone światło rozeszło się falą po linoleum.
– Zagrajmy, Jane – san – Rozłożyła ręce w zapraszającym
geście. – Tu na pewno nikt nam nie przeszkodzi.
– Nie wydaje mi się, żeby Gundalianom podobało się, że się
obijasz – odparła chłodnie, robiąc kilka kroków w tył. Nie była Aki, która
odrzuciłaby walkę, byle zdzielić sucz po głowie. Jane nie była tak gwałtowna.
Crueltiona też lepiej było unieszkodliwić, skoro trafiła się okazja.
Heather w
odpowiedzi zaprezentowała uśmiech pełnym jadowitej słodyczy i przechyliła
głowę. Jej strój w postaci ciemnego topu, obcisłych skórzanych spodni, do który
miała przyczepiony mały sztylet oraz wysokich butów z łańcuchami po bokach
tylko potęgował aurę spragnionej krwi bestii. Choć w przypadku Heather bardziej
chodziło o chaos.
– Ale ciebie przecież to nie obchodzi – Jane pokiwała głową.
– Owszem.
– Kochasz tylko chaos i ból, który powodujesz. Nieważne kto
kim jest.
– Zamierasz mi prawić kazanie? Przyznam, że nie o to mi
chodziło – Heather wydęła wargi w geście zawiedzenia.
– O to się nie martw. Jestem ostatnią osobą mogącą coś mówić
o moralnych wyborach – Jane wzruszyła ramionami, po czym wyrzuciła bakugana. –
Ulvida!
Heather zrobiła to
samo, ciągle milcząc. Patrzyła oczekująco na Wilson, czując, że dziewczyna
wcale jeszcze nie skończyła.
Ulvida: 700
Crueltion: 800
– Tylko widzisz, jesteś strasznie rozpieszczonym
dzieciakiem. Albo po prostu masz coś z głową, tego nie wiem. Bawisz się swoim
życiem, szukając jakiegoś dreszczu adrenaliny, bo wydaje ci się, że jesteś
jakimś bogiem – Wyciągnęła paczkę papierosów i kciukiem otworzyła wierzch. – I
zajebiście rób sobie jak chcesz, tylko nie myśl, że ci nie oddam, gówniaro.
Jednocześnie z
odpaleniem srebrnej zapalniczki, Ulvida zamachnęła się kosą. Powietrze przeciął
błękitny błysk. Crueltion przygotował się do obrony, gdy za nim rozległ się
lekki wybuch.
W poprzek ściany biegło
głębokie pęknięcie. Jane wydmuchała dym ku sufitowi, otulając się ciasno jedną
ręką.
– Oko za oko, Heather.
Dziewczyna dotknęła
palcami policzka. Wyczuła ciepłą lepką substancję powoli spływającą ku ustom. Spuściła
rękę i zachichotała, widząc czerwoną posokę plamiącą skórę.
– Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz, Jane – san –
Wyciągnęła następną kartę. – Razem obrócimy to miejsce w ruinę, jak było mu
przeznaczone. Super moc, aktywacja! – wykrzyknęła radośnie. – Zdradliwe Opary!
****
Rozległo się
krótkie stukanie w kraty. Akane uchyliła powiekę. Po drugiej stronie stał
strażnik.
– Wstawaj, idziemy do pani Kazariny.
– Chyba cię pojebało, skarbie – odparła, stukając się palcem
w czoło. Rozciągnęła się wygodniej na ławce. – Jak tak chce mnie ujrzeć, niech
pofatyguje tu swoje brokułowate dupsko.
– Jasne, niech się przyśpieszy twój proces hipnozy – zakpił
Leaus.
Akane wywróciła
oczami i założyła ręce za głowę, ziewając szeroko.
– Dość! – warknął strażnik. – Nie masz prawa dyskutować.
Wyłaź chyba, że mam cię wywlec siłą.
– Ach, możesz próbować do woli – Machnęła ręką.
– Co ty odwalasz?! – syknął Leaus. – Mało ci jeszcze?
Wojowniczka
spojrzała na bakugana spod uniesionej brwi i uśmiechnęła
się wyzywająco w stronę Gundalianina. Ten widocznie nie posiadał dużych pokładów
cierpliwości, bo burknął gniewnie i szybko wstukał kod otwierający. Drzwi się
rozsunęły i wkroczył go środka, wyciągając rozcapierzone po dziewczynę. Ta
ciągle patrzyła beznamiętnie spod przymrużonych powiek.
Złapał ją za
koszulkę i szarpnął do góry.
– Kiedy wydaje rozkaz, masz się stosować, zrozumiano? –
wysyczał. Zadarł głowę. Żyły na jego szyi intensywnie pulsowały . – Jesteś
naszym więźniem – Wykręcił wargi w pogardliwym uśmieszku. – Dan Kuso już padł. Twoi
kumple nie zdążą cię uratować, głupia Ziemianko.
– Och, doskonale poradzę sobie samo, ty durny ufoludku –
szepnęła dziewczyna.
Nim zdążył mrugnąć,
poczuł zimny dotyk metalu na skórze szyi. Kilka iskierek prądu strzeliło na
boki, nim mocna dawka elektryczności wystrzeliła prosto w jego nerwy. Palce
ściskające koszulkę bezwładnie się rozluźniły, a oczy wywróciły białkami do
przodu, po czym runął głucho na ziemię, pogrążając się w mroku.
Akane odetchnęła.
Jake najwyraźniej nawet jako zahipnotyzowany był za głupi na zabranie jej
paralizatora, a Heather uznała zostawienie go za element urozmaicający swoją
gierkę. Przynajmniej do tego ta sucz się przydała.
– Ostrzegaj na przyszłość! – jęknął Leaus. – Myślałam, że
chcesz się z nim bić na gołe pięści!
– Jasne i przy okazji zostać usmażoną – prychnęła, podnosząc
włócznię Gundalianina. Wcisnęła guzik i ostrze pokryła siateczka prądu. – Ja
zawsze sobie radzę, mój drogi bakuganie.
Wyszła wraz z
bronią, zatrzaskując za sobą kraty. Wrzuciła włócznię do pobliskiej pustej celi
i położyła ręce na biodrach. O strażników nie miała się co martwić w przeciągu
ostatnich dwóch godzin widziała tu trzech, z czego jeden właśnie spoczywał
nieprzytomny za nią. Tutaj pojawił się dużo poważniejszy problem, który
powodował dość sporo zmian.
Dan Kuso mówiąc
kolokwialnie, coś zjebał. Nie żeby to było coś niezwykłego, często mu się
zdarzało.
– Leaus, skoro tego pantofla wziął szlag, to gdzie może być?
– spytała.
– Przypuszczam, że pewnie go zabrali do laboratorium. W
końcu Drago musi być dla nich cenny.
– Po czym wnioskujesz?
– A Drago nie jest zawsze w centrum zainteresowania?
– Racja – Skinęła głową i potarła brodę. – Nie zdziwiłabym
się, jakby zaciągnął go tam Jake, bo Kuso był przekonany, że mu przemówi do
rozumu – westchnęła. – Same problemy z nim.
– Akane, ty też dałaś się porwać – zauważył bakugan z
politowaniem. – I to jako pierwsza.
– Ej nawet nie miałam szans na obronę! A ten baran to baran.
W każdym razie przydałoby się go uratować, bo jak Kazia mu namiesza w łbie i
wystawi przeciw nam Drago...
Opcja nie była ani
trochę nęcąca. O ile na Dana Japonka patrzyła krzywo, tak w pełni akceptowała,
że Dragonoid był najpotężniejszym bakuganem, jakiego spotkała. Tak więc jeśli
będzie przeciw nim, to błyskawicznie zostaną zmieceni z planszy.
– Super, fajnie, już widzą twoją walkę z Kazariną. Zapewne
będzie wspaniała.
– Zawsze można uwolnić Kuso dyskretnie.
– Takie pojęcie nie występuje w twoim słowniku.
Zapewne doszłoby do
rękoczynów niezbyt drastycznych, bo Leaus ciągle był w stanie kulistym, lecz
przerwało im załamanie sufitu. Na jedno z wyjść z lochów spadło gruzowisko
kamieni, pobitych żyrandoli oraz mebli. Wojowniczka i bakugan przez chwilę
patrzyli ogłupiali na pobojowisko, po czym przenieśli wzrok na jedyną dostępną
im drogę. Cóż jeśli szukać jakiś plusów, to przynajmniej mogli być pewni, że
ewentualny pościg miał odciętą jedną ścieżkę.
– To co idziemy? – zagadnęła Akane.
– Módl się, by tam było laboratorium.
– Nie ja rozwaliłam jakieś piętro! To pewnie Jess albo
któryś z Wojowników!
Przez chwilę miała
wrażenie, że poniósł się cichy okrzyk Shuna „Marucho, jestem pod tobą”, ale
zbyła to wzruszeniem ramion. Bitwa z brokułem kiedyś musiała nastać i lepiej
jeśli pójdzie na nią sama.
****
Obecnym naszym
planem było zwiać. Niby łatwe, proste i przyjemne do wykonania. Niestety jedynie w teorii, bo
praktyka była o wiele trudniejsza.
Przywołaliśmy nasze
bakugany, ignorując obelżywe wrzaski Gilla. Kiedy biegiem zaczęliśmy się
oddalać, bariera poczęła słabnąć. Oczywiste było, że nie
utrzymam bez skupienia umysłu i patrzenia na nią, a bieganie tyłem było mi
wybitnie nie na rękę.
– Krakix! – poniósł się za nami wrzask Gundalianina, po czym
dalszą drogę odciął nam pierścień płomieni.
Zaklęłam i
spojrzałam przez ramię. W dłoni Gilla migotała szkarłatna kula, choć póki co
wstrzymywał się od ciśnięcia nią w nas.
– Widocznie bez walki nie uda nam się odejść – mruknął Gus.
– Nie lekceważcie nas tak – odparł poważnym głosem Airzel. –
Super moc, aktywacja, Tajfun Mirażu!
– Vulcan!
Bakugan Subttery
swoim ciałem osłonił nas przed uderzeniem wiatru, dzięki czemu nie skończyliśmy
niczym muchy rozgniecione przez packę na ścianie. Co nie zmieniało, że nasze
położenie nie było zabawne, z przodu dwóch ze Zgromadzenia, a z tyłu ognista
ściana. I tak źle i tak niedobrze.
Nagle mnie
olśniło. Szybko przyklękłam, opierając dłonie o rozgrzaną posadzkę i skupiłam
moc. Gus spojrzał na mnie jak na wariatkę, a Gill uśmiechnął się z kpiną.
– Zamierzasz błagać o litość?
Nie odpowiedziałam,
jedynie wbiłam wzrok w miejsce, gdzie stały ich bakugany. Skoro przez machinacje Tytana uwolniły się większe pokłady mocy, to równie dobrze mogę to
wykorzystać.
Gill sięgnął po
następną kartę, gdy w górę wystrzeliło fioletowe światło. Krakix ugodził w lewą
ścianę, natomiast Strikeflier w lewą. Korytarz z głośnym rumorem zasypały
kawałki marmuru. Nie czekając na wyzwiska pod swym skromnym adresem,
pociągnęłam Gusa za tył płaszcza i wspólnie wskoczyliśmy na dłonie Vulcana.
– Nie wiem, jak ci wychodziło bieganie, ale spierdalamy! –
zakomenderowałam, przykucając.
Okazało się, że
skubany miał mini rakiety w butach, więc szybciutko odlecieliśmy z miejsca
zbrodni.
– Jak to zrobiłaś? – spytał Gus.
– Ach, wykorzystałam nadmiar mocy uwolnionej przez Tytana –
mruknęłam. – Skoro było go na tak mocny atak, a nie czuję zmęczenia, to
jesteśmy w głębokiej chujni. A raczej Vestalia.
Nagle Vulcan
uderzył prawym ramieniem o ścianę. Zachwiałam się i spojrzałam w górę.
Strikeflier unosił się nad nami z wyjątkowo wściekłym Airzelem na nami.
Wytrzeszczyłam oczy. Jak on się tak szybko pozbierał?! Halo, halo, cisnęłam dawką, która normalnie by odebrała mi przytomność! Czy ktoś mógłby to docenić?
– Mówiłem, że nas lekceważycie – wycedził. Karta w jego
dłoni rozbrzmiała zielonym światłem. – Zderzenie!
– Tytanowa pięść!
– Fludim!
Ataki starły się,
tworząc potężną siłę uderzeniową. Ściany poczęły się kruszyć tak jak sufit.
Warkocze wiatru świsnęły w cztery strony świata, ciągnąc za sobą kamienie, pył
i kurz. Usłyszeliśmy zgrzyt, po czym wszystko runęło na siebie w ogłuszającym
rumorze. Grunt wyślizgnął mi się spod nóg. Na kilka sekund byłam zawieszona w
powietrzu, po czym coś mną miotnęło, obracając wokół własnej osi. Zacisnęłam
powieki, czując się jak na oszalałej karuzeli.
Odgłosy wybuchu i
walących się ścian wypełniały moje uszy, a przez dym nic nie widziałam. Moje
włosy szalały na wietrze, choć pod plecami czułam coś twardego. Gwałtownie pod
moje powieki wdarło się światło. Otworzyłam oczy.
Leżałam wśród
gruzowiska na ręce Fludima na pałacowym placu. Podniosłam się do siadu. Byłam cała w kurzu i pyle,
ale przynajmniej żyłam.
– Dziękuje, Fludim – Spojrzałam z wdzięcznością na bakugana.
– Przywołałaś mnie w ostatniej chwili – westchnął i podniósł
się.
Cała wschodnia
ściana pałacu została zniszczona. Przed nami było teraz tylko dymiące
zgliszcza. Ścisnęło mnie w dołku. A gdzie Gus?
– Widziałem, że Gus z Vulcanem spadli do piwnic, zanim nas
wyrzuciło – uspokoił mnie Fludim.
– W piwnicach są lochy – wymamrotałam i potrząsnęłam głową. –
Chyba naprawdę mu jest przeznaczone uratowania Aki.
– O ile Airzel nie rozszarpie go wcześniej na części.
– Kto jak kto, ale Gus sobie poradzi – uznałam. – Gorzej z
nami. Jak mamy teraz znaleźć Spectrę?
– Śladami zniszczeń?
– Teraz wszędzie coś jest zniszczone – Rozrzuciłam ręce w dramatycznym geście. - Chyba że polecimy metodą spalonej ziemi.
Wtedy do moich oczu dobiegł cichy szum wody.
Zmarszczyłam brwi. Od kiedy tu była rzeka?
– Fludi, podsadź mnie – poprosiłam.
Kiedy stanęłam na
jego ramieniu, zmrużyłam oczy i rozejrzałam się. Kawałek dalej przez kanały,
które kiedyś były suche, teraz popykała całkiem głęboka rzeka. W sumie co ja
się dziwiłam, z Wojownikami nawet zmiany natury były całkiem możliwe.
– Jeeess!
Garra elegancko
wylądował przed nami z uradowaną Haruką na grzebiecie. Zeszłam z Fludima i
przytuliłyśmy się, pomimo iż wybrudziłam jej bordową koszulkę pyłem.
– Gdzie cię wywiało, jak nas rozdzieliło? – spytałam.
– Znów na zewnątrz – odparła. – Razem z Garrą szukaliśmy
jakiegoś innego wejścia, by móc od razu zejść do lochów, kiedy trafiłam na
Masona i resztę tej gromady.
– To ich sprawka? – Wskazałam na zalany kanał.
Skinęła głową i
spochmurniała.
– Nie udała się zasadzka na Kazarinę i Nurzak z
Fabią zaczęli z nią walczyć. No i...zniknęli.
– Ha! – Uniosłam pięść. – Pierwszy raz to nie ja coś
zwaliłam.
– Zgubiliśmy Gusa.
– Cicho, Fludim.
Haruka westchnęła
ciężko, jednak tego nie skomentowała.
– W każdym razie jesteśmy dalej rozbici i lepiej, jak się
schowamy, zanim wyślą nowych żołnierzy.
Tak oto znalazłam
się w tajemnej kryjówce Nurzaka koło laboratorium i zorientowałam się, że wcale
nie było źle. Ani trochę. Gdzie tam. Było tragicznie i jak z tego wyjdziemy
żywi, to chyba każdy będzie dość zaskoczony. Choć dla szczęśliwych zdarzeń to Shun i Marucho byli cały i zdrowi tak jak Fabia.
– To podsumowując, Dan został porwany przez Gundalian i jest
trzymany u brokuła, ja zgubiłam Gusa, Nurzak chyba nie żyje, Jake to dalej
zahipnotyzowany piesek Kazi, nikt nie wie, gdzie są Spectra i Jane, Akane ciągle w lochu, a Heather dalej lata na
wolności – głos Shieny pod końcówkę wyliczanki lekko się podłamał.
– Nie zapomnij o ekipie Rena, która też jest pod hipnozą –
dorzuciłam.
Obdarzyła mnie
wzrokiem spode łba, ale skinęła głową. Wszyscy przez chwilę milczeli,
wsłuchując się w trzaskanie ognia w kominku. Była na siódemka na całe
Zgromadzenie, ekipę Rena, Jake’a i Heather. Matma była mym wrogiem, ale to nie
miało szans się szczęśliwie skończyć.
– Nie sądziłam, że może być gorzej niż na Vestalii –
mruknęłam.
– Musimy uwolnić Dana – wymamrotał Marucho. – Jeśli Gundalianie
położą łapy na Drago i go wykorzystają...
– Neathia nie będzie miała szans przeciw Drago i Dharakowi –
wykrztusiła pobladła Fabia.
– My też wtedy zostaniemy zmieceni z planszy – dodałam cicho, za
co Shiena dała mi kuksańca. Wydęłam wargi oburzona. Ktoś musiał patrzeć realistycznie!
– Nie ma rady, musimy wrócić do pałacu i wszyscy razem
natrzeć na Kazarinę – uznał Ren. – Potem będziemy martwić się o resztę.
– Ja skupiam się na szukaniu Nurzaka. Możliwe, że przeżył –
zadeklarował Mason.
Pominę jego wymianę
zdań z Fabią, którą chciał zaciągnąć ze sobą. Koniec końców poleciał sam, ale
ja wam mówię, że tutaj intencję nie były takie do końca czyste. Jak wyczułam
Akane i Gusa, tak wyczułam ich.
– My robimy tak – zaczął Ren. – Linehart odetnie częściowe
zasilanie laboratorium oraz zrobi nam wejście. Reszta to już będzie
improwizacja.
– To dokładnie mój typ planów! – ucieszyłam się. – Wejdź i
próbuj przeżyć!
Shun i Marucho
lekko się uśmiechnęli, ale zaraz zaprzestali, bo wtrąciła się moja przeklęta
maruda.
– Raz skończyłaś jako trup.
– Ugh, nie trup, ale w połowie trup! Nie strasz nowych! –
Pstryknęłam go palcami w czoło. – Pomijając, można powiedzieć, że trochę zeszły
ograniczenia z mojej mocy, więc walcie w przód, ja nas osłonię.
Haruka rzuciła mi
pytające spojrzenia, ale pokazałam uniesiony kciuk. Nie było czasu tego tłumaczyć,
a nie też nie miało sensu. Nikt z nich nie przywoła mi przecież Niszczyciela
ani nie wyczaruje komunikatora do Vestalii. Potrzebowałam znaleźć Spectrę.
Rozległ się huk,
przez który schron się lekko zakołysał. Potem dobiegł nas ryk smoka. Choć
bardziej niż bojowy to przywodził mi na myśl zirytowany. Nie tracąc czasu
wytknęłam łeb na zewnątrz, by zostać uraczona widokiem Heliosa wśród ruin
kolejnego kawałka zamku.
Cóż, chociaż jeden
problem został rozwiązany.
****
Heather dawno
straciła rachubę, przez którą z kolei ścianę się przebiła. Crueltion i Ulvida
zderzali się raz na razem, powodując, że wszystko dookoła drżało i dygotało.
Ściany i sufit pokrywały siatki pęknięć, powietrze raz przecinało ostrze kosy,
a raz ogon węża.
Zdmuchnęła spocone
kosmyki z czoła i sięgnęła po jedną z ostatnich supermocy. Cokolwiek nie użyła,
Jane zawsze umiała się jakoś wykaraskać z potrzasku, przez co powoli zaczynało
jej brakować opcji.
Nie mogła skończyć
na walce tylko z Wilson. Potrzebowała jeszcze furii Jessie czy przerażenia
Fabii. Zniszczenia tego pałacu. Zniszczenia wszystkiego!
– Supermoc aktywacja! Zakazane zaklęcie! – krzyknęła.
Grzechotka
Crueltiona zaczęła dygotać, zmieniając barwę na intensywną purpurę. Bakugan
zamachnął się ogonem niczym lassem i ugodził przeciwniczkę idealnie w miękki
bok. Ulvida uderzyła w ścianę, powodując kolejny wstrząs i chmurę dymu. Kolejne
gruzy posypały się na niegdyś jasną podłogę.
Uśmiechnęła się, kiedy
Jane od razu nie odpowiedziała atakiem. Użyła jednej z potężniejszej supermocy,
więc pewnie walka już się skończyła.
Niespodziewanie w
gęstej mgle pojawił się błysk, po czym tępa strona kosy gruchnęła prosto
pomiędzy oczy Crueltiona. Bakugan zasyczał wściekle, smagając bakugana Aquosa
nogę.
– Contestir, Lśniący Mnich!
Heather mrugnęła.
Contestir? Jeśli dobrze kojarzyła to tak nazywał się bohater Zenet. A Zenet
była–
Dym opadł, ukazując
Zenet, która stała ze swoim fałszywie pewnym siebie uśmiechem przyklejonym do twarzy. Choć coś było z nią nie tak. Coś uległo zmianie, lecz Heather nie
potrafiła wyłapać co.
– Powinnaś być martwa – powiedziała, mrużąc oczy.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Heather – odparła Gundalianka
chłodno.
Teraz dziewczyna
spostrzegła ślady żółci w jej oczach. Prychnęła. Kolejna marionetka Kazariny.
– W każdym razie co tu robisz? – mruknęła. – Miałam taką
wspaniałą walkę z Jane – san, a ty mi się wpierdoliłaś.
– Dokładnie to jest powód. Bardziej przeszkadzasz niż
pomagasz – Zenet obróciła kartę. – Nie jesteś już potrzebna. Contestir, Rapier
Przewagi!
– Już nas zdradzili? – syknął Crueltion z dezaprobatą.
– Barodius chyba zauważył, że mamy ich gdzieś – zgodziła się
Heather. – No cóż, trzeba będzie wiać. Trucizna Cienia!
Jednak atak
Contestira minął węża i strumień światła pikował wprost na Heather, po czym
świsnął tuż koło jej głowy. Porażona intensywnym światłem zamknęła powieki.
– Uważaj, Hea...!
Z ust wydobyło jej
się nagłe westchnięcie, a potem uczucie zimna czegoś metalowego w ciele. Miała
wrażenie, że czas zwolnił, gdy spojrzała w dół i ujrzała wystającą rękojeść
własnego sztyletu i dłoń Zenet dookoła niej.
– Tak jak mówił mistrz Gill, musisz zginąć, zanim nas
zdradzisz – szepnęła Zenet, wyrywając ostrze w akompaniamencie nieprzyjemnego
chlupnięcia.
Heather zatoczyła
się w tył. Ostry niemal oślepiający ból przebiegł całe ciało, przez co widziała
białe plamy. Zacisnęła szczęki, po czym obnażyła zęby. Przycisnęłą dłoń do
rany, ignorując ciepłą krew przeciekającą przez palce.
– Nie myśl, że nie pociągnę was ze sobą – wycharczała. –
Crueltion, Synteza Supermocy! Śmiertelne Oczy!
Ból zaślepił i
pochłonął wszystko. Nie widziała pełnego politowania wzroku Zenet, nim ta się
teleportowała, upadających z rumorem kolumn, fioletowych fal energii
rozbijających kolejne korytarze. Nie czuła też, jak Cru owinął wokół niej ogon,
tuż przed tym jak podłoga pod nimi pękła.
Ból zaprowadził ją
z oślepiającej bieli wprost w ramiona głębokiego mroku.
****
Maska Keitha
wkurwiała mnie od chwili, gdy go poznałam, bo nic przez nią się dało wyczytać.
Zwłaszcza teraz nie byłam pewna czy ze złości planował zrzucić mnie na zakręcie
z pleców Heliosa, czy może był tak załamany, że brakło mu słów, czy też stracił
resztki wiary w ludzkość.
– Jak... – odezwał się wreszcie. – Jak można było tak
namieszać w godzinę?
Rozłożyłam szeroko
ręce i poczułam chęć podrapania się po głowie. Powiedziałam mu dopiero o
zgubieniu Gusa, złapaniu Dana i wyparowaniu Jane, a już widziałam, że miał tego
po dziurki. Jak tu mu jeszcze przekazać, że Reiko przez jakieś swoje pobudki
może rozjebać naszą rodzinną planetę?
Lecieliśmy za
Hektorem, gdzie siedział Shun z Fabią. Ren pozostał by walczyć z Gillem
(Gundalianin się na mnie patrzył, jakby chciał mi łeb ujebać), a Marucho z
Airzelem. Niepokoiło mnie, że skoro oni byli tu, to co zatrzymywało Jane? Heather?
Czy, odpukać w niemalowane, Kazarina? Choć też mogła wpaść na zombiaki z
drużyny Rena...
– Ale czuję, że to nie wszystko. Co jeszcze się stało,
Jessie?
– No nie ma Akane.
– Skoro Gus dostał się do lochów, to ją uwolni, nic się nie
martw. Co jeszcze?
Westchnęłam na
słyszalne obniżenie tonu głosu.
– TytansięaktywowałnaVestaliiitochybaprzezReiko –
powiedziałam na jednym wdechu.
– To jakiś nowy język? – mruknął Helios.
Spectra przechylił
głowę, sztyletując mnie wzrokiem.
– Słucham?
– Reiko, z chuj wie jakich powodów, chyba uwolniła Tytana
albo coś ruszyła z rdzeniem Vestalii – powtórzyłam wyraźnie i z naciskiem.
Podniosłam dłonie i natychmiastowo zatańczyła nad nimi fioletowa mgiełka. – Mam
za dużo mocy. Normalnie nie mogłabym jej używać, bo mój organizm nie dałby
rady. Musimy skontaktować się z Kenjim!
– Helios, zawracamy! – krzyknął Spectra.
Jaszczur błyskawicznie
wykonał polecenie. Zachwiałam się gwałtownie, więc Spectra przytrzymał mnie za
ramię.
– Jess?! Spectra?! – zawołała za nami Haruka, zatrzymując
się na środku holu.
– Wpadłem na pomysł – odparł krótko Keith. – Zobaczymy się w
laboratorium Kazariny albo przed nim.
Pokazałam gestem
Shienie, że wszystko było cudnie i wspaniale. Dziewczyna po chwilowym wahaniu
skinęła głową i odlecieli wraz z Garrą, próbując dogonić Shuna i Fabię.
– Co to za pomysł? – spytałam, widząc, że lecimy inną drogą
niż przybyliśmy.
– Trzeba czym prędzej dostać do Niszczyciela – Odetchnął. –
Dlaczego akurat z twoim bratem a nie Radą? I skąd wiesz, że to Reiko?
– Sam mówiłeś, że Reiko odwala, więc musi mieć coś z tym
wspólnego. A co do Kenjiego to czy to nie oczywiste?
Uniósł brew,
zachęcając mnie do dalszego mówienia.
– Los Vestalian może jej nie obchodzić, tego nie wiem. Ale ja i Kenji jesteśmy jej
rodziną. Dziećmi Melody, jej przyjaciółki. Ostatnimi osobami, która byłaby w
stanie skrzywdzić.
– Ciebie skrzywdziła.
– Nieważne co wtedy by zrobiła i tak byłam skazana na
cierpienie – mruknęłam. – Teraz jest inaczej.
– Mam nadzieję, że masz rację – odparł i lekko ścisnął mnie
za dłoń.
Ja też, Keith. Ja
też.
Oni rozpierdalający pałac, szukając reszty raczej powinno być XDD A i owszem Heather do widzenia nie powiedziała, choć ma dziurę w boku XDDD Keitha to już nic nie zdziwi, co przeżył to jego, ma historię na straszenie dzieci, jak będą niegrzeczne. Hahahaah, nie no Spectra to Spectra zobowiązał się to pomoże, choć zastanawia się, jak można tak zjebać XDD Gus to będzie miał wyprawę niemal że krzyżową, a gune będzie piękne. Byle do 3 części, bo tą już zjebałam, pls
OdpowiedzUsuńXDDDD fart postaci protagonistów. Dan też ile przeżył mimo swego momentami minusowego iq? XDD Nieee, jakim stroju Spectry, w spodniach bluzie wieczorkiem z kawką w łapie zacznie im opowiadać, a potem zgasi lampkę "oby nie spotkało to was", Jess by robiła za wizualizację wydarzeń XDDD Hehe, a teraz to wgl będzie bajlandunio
OdpowiedzUsuńJezuniu az sobie zapiszę, bo to aż brzmi jak ten kretyn XDD Teraz to tam wszyscy w chaosie, to Dan tym bardziej łeb straci XDD
OdpowiedzUsuń