sobota, 14 listopada 2020

S2 Rozdział 52: Światło w tunelu porażek

 

- Obyśmy zdążyli – mruknął Leaus. Nie trudno było wyczytać niepokój w jego głosie. – Jeśli Drago wypiorą mózg i będzie z nami walczył, to stąd żywi nie wyjdziemy.

– Dziękujemy za tą niezwykle pozytywną wizję – odparła Akane, która rozglądała się uważnie, bo co jakiś czas w oddali rozlegały się głośne trzaski i rumor. – Ale przyznaj, że to zajebiste połączenie. Pantofel i hiper potężny bakugan. Co może tutaj pójść nie tak? – Rozrzuciła ręce, wzdychając teatralnie.

   Oszukiwać się nie było co, z Danem pewnie się nigdy nie dogada. Ale zostawić go na łaskę brokułu to też by była przesada, jakby nie patrzeć on ratował dupę Jess. Więc Aki jako ta najlepsza, odpowiedzialna i dobra przyjaciółka musi się odpłacić.

   Szczęście to ogólnie miała po swojej stronie, bo całe zamieszanie szło jakoś bokami. Ciekawe czy to sami Gundalianie czy też ktoś od nich się tu kręcił? Bo jednak zniknięcie Kuso za bardzo bez echa to przeszło.

– Ty masz jakiś w ogólne plan?

– To wyjątkowo idiotyczne pytanie.

– Trzymam się resztek nadziei.

   Nie zdążyła popukać się w czoło, gdy całym holem zatrząsało, przez co uderzyła o ścianę. Syknęła, rozcierając skórę i rozglądając się za potencjalnym wrogiem. Jednak dalej otaczały ją jedynie zimne stalowe ściany i trzęsące się jarzeniówki.

– Oby to była odsiecz – mruknęła, ruszając dalej.

    Po chwili zaczęły ją odchodzić cisze odgłosy wiercenia i jakby skwierczenia prądu. Wyciągnęła paralizator i przylgnęła do lewej ściany, starając się iść jak najciszej. Dźwięki wzrastały na sile, aż doszła do szerokich drzwi, z których biło jasne światło. Przyciskając plecy do stali, wychyliła lekko głowę.

  Nieprzytomny Dan przykuty do płaskiego stołu, nad nim jakaś mało przyjazna maszynka, brokuł stojący za stolikiem z mnóstwem gałek, Drago w mini – akwarium i Jake. Kurwa. Zacisnęła szczękę. Zapomniała o tym mięśniaku, który był obecnie marionetką Kazi.

   Nagle Gundalianka przesunęła wajchę i wokół metalowej obręczy zaczęły zbierać się czerwone promienie. Aki poczuła, jak wypełnia ją zimno, lecz wtem maszyna zgasła z głośnym „wzium”.

– Ci przeklęci Wojownicy – warknęła Kazarina. – Napraw to – rozkazała bakuganowi

   Dobra, czyli coś się jebie, więc zyskała dodatkowy czas. Najlepiej jeśli najpierw unieszkodliwi Jake szybkim strzałem prądu w kark, to zostanie Kazia. Ze swoją hipnozą i też jakąś dziwną mocą.

– Chyba to nie wyjdzie – szepnął Leaus. – Nie poradzisz sobie z nimi.

   Zmrużyła oczy, skupiając się na maszynie. Szansą było, by nakierować promień na brokuła, ale szansa, że to wyjdzie była równa temu, że dostanie wyżej niż C z chemii.

   Kroki. Błyskawicznie się obróciła, zamachując paralizatorem. Błękitne loki. Ręka zastygła milimetry od policzka ubrudzonego Grava. Akane zamrugała kilka razy i poczuła ogromną chęć, by w coś uderzyć. Tuż za nią rozgrywa się dramat, a tymczasem z dupy przywiało tu Gusa. Ona naprawdę nie miała teraz czasu na własne rozterki.

– Co ty tu robisz? – szepnęła.

   Jednak Vestalinin jedynie łagodnie lecz stanowczo odepchnął jej broń od siebie, po czym przykucnął zaglądając do środka laboratorium. Fartem chyba prądu dalej brakowało, bo Kazarina niecierpliwie stukała nogą, a jej bakugan latał po pomieszczeniu, chyba szukając źródła.

– O tym później – odezwał się w końcu Grav. – Co chciałaś zrobić?

– Wbić i walić w tego, kto nawinie się pierwszy – Wzruszyła ramionami.

   Zerknął na nią kątem oka z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym kiwnął głową.

– Zajmę się tym chłopakiem.

   Uniosła brew, ale zaraz się uśmiechnęła. To się nazywała postawa! Przynajmniej raz ktoś nie zadawał tysiąca zbędnych pytań. Obserwowali jeszcze sytuacją, a gdy Kazarina obróciła się plecami do nich, wyskoczyli. Jake spojrzał tępo, lecz od razu naszykował się do ataku. Akane odbiła w lewo, prosto na brokuła, gdy poczuła, że coś tu nie pasowało. Ramiona Gundalianki się trzęsły. Jakby...od śmiechu?

   Choć pewnie były to sekundy dla Akane wszystko przewijało się w zwolnionym tempie. Najpierw Kazarina odwróciła się, opierając łokciem o kontroler. Potem uśmiechnęła szeroko niczym rekin czekający na ofiarę. W jej dłoni lśniły żółte iskry prądu.

– Naprawdę myślałaś, że cię nie zauważyłam, naiwna dziewczyno? – zaśmiała się, po czym złoty promień wystrzelił w jej stronę.

   Była za blisko, by zrobić skuteczny unik. Zdążyła jedynie zgiąć się na bok. Moc ugodziła ją prosto w dłoń, odpychając w na bok. Straciła równowagę i przejechała na kolanach po posadzce. Paralizator potoczył się w kąt laboratorium.

– Od początku wiedziałam, że tu przyjdziesz, skoro strażnik nie wrócił – dodała Kazarina. – Głupia dziewucha z ciebie.

   Akane chciała się odgryźć, jednak ból w dłoni jej nie pozwolił. Miała wrażenie, jakby coś paliło ją od środka i rozrywało ścięgna. Zgięła się w pół, przyciskając kończynę do brzucha. Przed oczami tańczyły jej gwiazdy. Jak mogła się tak nabrać? Co z Gusem? Maszyna działa? Syknęła, zagryzając wargę, by nie krzyknąć.

– Wykończę cię po Kuso – usłyszała jeszcze w oddali.

    Maszyna zaszumiała.

– Nie tym razem!

   Kto to krzyczał? Jake? Gus? Wszystko jej się mieszało, zwłaszcza, że czuła, jak ogarnia ją ciemność. Ból ciągle pulsował, lecz bardziej gdzieś w granicach. Tylko że to nie był czas na tracenie przytomności. Jak stracą Drago, to będzie koniec balu.

   Nagle uderzyła w nią fala powietrza, której towarzyszył rumor kamieni. Osłona mroku pękła i z uczuciem, jakby wynurzała się z głębiny, podniosła głowę. Lumagrowl stał naprzeciwko Aranauta, a Jake napi klepał ciągle nieprzytomnego Kuso po policzkach. Odetchnęła.

– Myślałem, że po tobie – jęknął Leaus.

– Chciałbyś – uśmiechnęła się słabo i spojrzała na dłoń. Skóra była podrażniona, a każda nawet najmniejsza żyłka szybko pulsowała. Palce dalej lekko dygotały. – Zawsze mogło być gorzej.

   Podniosła się, tylko po to by po sekundzie stracić równowagę. Jednak nim wylądowała na czterech literach, czyjąś ręka złapała ją w talii i podciągnęła.

– Musimy się stąd wynosić – powiedział Grav.

– Trzeba skopać Kazię!

– Obecnie to nie skopałabyś nawet Shadowa – Gus wywrócił oczami i wyrzucił bakugana. – Muszę cię opatrzeć.

   Akane wydęła policzki, starając się zignorować ciepło w żołądku, ale w końcu skinęła wolno głową.

 

****

 

    Kiedy Wojownicy plus Ren i Fabia radośnie nawalali się na ruinach laboratorium, to myśmy się skupili w kółko wzajemnej adoracji. Vulcan z Heliosem pilnowali, by ktoś nie oberwał rykoszetem, więc mogliśmy ustalić czy jesteśmy w głębszej czy może cudem w płytszej chujni.

– Ty się zraniłaś – zaczął Spectra ni to kpiącym ni to obojętnym głosem, patrząc na Aki.

– Wolałabym wyrażenie, że odniosłam bohaterskie obrażenia w próbie...

– Gus, ile zajmie ci opatrzenie jej? – Phantom wciął się w wypowiedź, na co Akane obdarzyła go wzrokiem mordercy. Może to i lepiej, że straciła ten paralizator, bo jakby mieli się teraz bić, to na pewno Barodius by nas wszystkich zdążył spokojnie zajebać.

   Swoją drogą, to wyjątkowo uroczo wyglądała z Gusem, jak przylecieliśmy. Nawet dał jej płaszcz, ale ledwo mnie dostrzegła, to zaraz go oddała. Lecz mnie i Haru nie oszuka, my już wiemy, co się kroi.

– Jakieś dziesięć minut, nie ma żadnej rany, to oparzenie – Grav wzruszył ramionami.

– Super, ale bez Jane nigdzie się nie ruszam – wtrąciła się Haruka, zakładając ręce na piersi.

– A jakieś pojęcie, gdzie jest? – spytałam.

    Szatynka pokręciła głową, marszcząc brwi.

– Nie, zniknęła mi z oczu razem z Heather.

– O, jeszcze ta szmata – warknęła Akane.

– Problemem jest, że Barodiusa już nie ma na Gundalii i zmierza ku Neathii.

   Zastygłyśmy. Spectra uniósł brew w niedowierzaniu.

– Nie zauważyłyście? Są tu tylko jego podwładni. On i żołnierze się wynieśli.

    Zamrugałam gwałtownie kilka razy, bo prawda jeszcze do mnie nie doszła. Czyli no, Jane nie ma, nadal nie wjebałyśmy Heather, ci się nawalają, a Barodius zrobił asta la vista baby i się zawinął na Neathię. Świetnie. Cudownie. Jebany kurwa żart, nawet Zenek miał więcej hono...Nie no przejechałam, to była tępa dziadyga, ale chociaż czekała na starcie. Ale nieee! Barodius musiał lecieć, musiał wybrać tą łatwiejszą ścieżkę.

– Dobra, to szybko się rozdzielamy i szukamy Jane oraz Heather, a potem raz dwa na Neathię – rzuciłam plan.

   Ślepy fart, że tego nie zrobiliśmy, bo pewnie na tym by się moje życie skończyło bezpowrotnie gdzieś w głębi Gundalii i by mnie w jakimś rowie pochowali. Uratował nas Nurzak i ten, co zarywał do Fabii, którzy jak Mojżesz, jak Trzej Królowie (chuj, że było ich dwóch) nagle wyłonili się zza jednego z bloków. Dlaczego spytacie? Gdyż koło nich była, nieco poobijana i mało zadowolona z życia, ale żywa, Jane. Prawie na kolana padłam z ulgi. Dobrze Starożytni! O to chodziło! Tak macie robić!

– Nurzak! – wrzasnęła Kazarina i z dzikim błyskiem w oczach i dłońmi pełnymi prądu, zamierzyła się na nowoprzybyłych.

   Oho, atak wścieklizny. Choć...O nie, nie, Gundalianie się mogą nawalać do woli, ale niech od moich znajomych się odczepią. Nim Spectra zdążył mnie powstrzymać wystrzeliłam w przód, przywołując moc. Zamachnęłam się nim niczym lassem i nim brokuł się zorientował, to już poleciał w tył.

– Ty mała suko! – warknęła, trzymając się za brzuch.

   Uśmiechnęłam się, przechylając głowę. Ukształtowałam moc na kulę.

– To była odpłata za Akane.

   Gundalianka obnażyła zęby, przywołując żółte iskry. Wygięłam drugi nadgarstek i siłą mocy uniosłam kilka kawałków ściany. Lekko zakuło mnie serce. No jasne, jeszcze niech teraz to nagromadzenie mocy zniknie, bo czemu by nie. Cofam, jednak Starożytni dalej zjebują sprawę.

– Nie liczyłabym, że ze mną wygrasz – Puściłam oczko.

– Lumagrowl, Spiralne Ostrze! – warknęła.

   Westchnęłam i złączyłam gruzy w krzywą jak cholera tarczę, po czym pchnęłam na wilka i rzuciłam się w bok. Znów trochę wzniosło się pyłu, ale przynajmniej przez to udało się Jane i reszcie bezpiecznie przejść.

– Całkiem ładnie – uznał Mason. – Tęskniłaś, księżniczko?! – zawołał, zwracając się do Fabii. Bo temu to tylko bajerka w głowie, no tak.

   Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam do Jane.

– Barodius poleciał na Neathię, więc musimy się zmywać, ale gdzie je... – urwałam, bo dopiero teraz dostrzegłam, kogo Jane niosła na plecach.

   Te przeklęte zielone włosy. Heather?!

– Co to ma być? – jęknęłam. – Czy to twoja nowa psiapsi?!

– Pojebało cię – prychnęła Jane. – To sucz, ale dać jej się wykrwawić to styl Aki, a nie mój.

   Skinęłam słabo głową, wpatrując się ciągle w Darkuskę. Po sekundzie się otrząsnęłam. W sumie taki był od początku był plan, walić, jak osiągnięty!

– Skoro Barodius już wyruszył, to musicie się śpieszyć – powiedział Nurzak, który nawet nie mrugnął przez całą moją i Jane rozmowę. Silna psycha. – Ja z Masonem zajmiemy naszymi dawnymi kompanami.

– Nie ma problemu, bierzcie ich sobie – zgodziłam się bez namysłu i pociągnęłam Jane do naszego kółka adoracji.

   Jedno spojrzenie na wzrok na minę Spectry i już mogłam szykować się na kazanie.

 

****

    Tytan otworzył leniwie jedną powiekę i zaśmiał się, widząc trzy bakugany stojące przed jego barierą. Przejechał palcami po włosach i spojrzał na jednego ze swoich potomków. Jedno głupsze od drugiego, jakież to smutne.

– Co zamierzacie zrobić? – spytał, unosząc brew.

   Kenji omiótł go zimnym wzrokiem i wykrzyknął jakąś komendę. Bakugan Ventusa uderzył toporem o barierę, lecz cała moc ataku rozeszła się na boki. Jednak kiedy powtórzył atak wraz z pozostałymi dwoma bakuganami, ściany zaczęły drgać. Westchnął i zagiął dwa palce. Prąd poraził całą trójkę, aż padli na kolana.

– To nic wam nie da – zaśmiał się, patrząc na rozpacz Vestalian.

   Od tak dawna tego pragnął. Co prawda było ich tylko trzech, ale mógł sobie tylko wyobrazić, ilu z nich teraz wpatrywało się w dezorientacji w niebo. Podniósł głowę. Gęsta purpura powoli stawała się czernią, a rozpacz i nienawiść Reiko ciągle płynęły. Przejechał językiem po wardze, kiedy pierwsze błękitne błyskawice rozświetliły budynki wkoło. Ciekawe kiedy uderzy pierwszy piorun? Co zniszczy? Kogo zabije? Ach, chciałby to obserwować.

   Zaraz....Podniósł się z tablicy i wolno idąc przez śnieg podszedł do bariey. Uważnie lustrował wzrokiem Kenjiego. Taki podobny do rodziców, do swojej głupiej siostry. Bez mocy, ale jeśli połączy się z Reiko, to połączy się z nim.

   A to naiwne dziecko. Tak jak Zenoheld, Reiko, jego rodzice, jego siostry. Każdy Vestalianin miał to w krwi. Tfu, każdy człowiek. Desperacja zabierała im rozum, skłaniała ku rozpaczy, prosto w jego ręce. Uśmiechnął się lekko i podniósł dłoń.

– Nie rozbijecie bariery – przemówił. Powoli sączył słowa, nadając im zdradliwą słodycz, pozorną pewność. – Za każdym razem ją wzmocnię, karmiąc się mocą Reiko.

– Spierdalaj! – syknęła najniższa z nich. – Po co to robisz?

– Czyż to nie jasne? – Udał zaskoczenie. – Jestem bakuganem mroku, zresztą przyszła do mnie, wiedząc, co może się stać – Przechylił głowę. – Tylko spełniłem jej życzenie.

– Kłamiesz – powiedziała Sombra. Spojrzała na niego swoimi poważnymi obsydianowymi oczami i wycelowała gładkim mieczem na jego głowę. – Splugawiłeś jej moc. Tak jak zawsze robiłeś każdemu, kogo spotkałeś.

 Uśmiechnął się samymi ustami. Zupełnie zapomniał, że rodzina Sombr wyjątkowo go nie cierpiała i pielęgnowała wiedzę o nim i jego sztuczkach z pokolenia na pokolenie.

– Prawda – Wzruszył ramionami. – Zawsze mogłem opętać tego z mocami – Jego oczy spoczęły na Kenjim. – Jednak ty jesteś zwykłym człowiekiem.

    Nawet nie drgnął. Uniósł brew. Może był nieco bardziej opanowany od siostry.

– Co powiesz na układ?

– Czego chcesz? – spytał w końcu potomek, wytrzymując spojrzenie.

    Sombra znów spróbowała przeciąć barierę, więc zrobił kółeczko palcem i ściany wchłonęły ostrze. Zachichotał, widząc zaskoczoną minę bakugana.

– Mogę cię wpuścić tutaj. Samego – zastrzegł. – I możesz sobie spróbować wyrwać Reiko z transu.

– Coś za łatwo to wygląda – Kenji prychnął. – Bo co ty będziesz z tego mieć?

– Och, możesz łatwo umrzeć – Przechylił głowę. – Moc Reiko obecnie rozrywa niebo, więc jak myślisz, co może zrobić z żałosnym ludzkim ciałem? A twoja śmierć spowoduje tyle rozpaczy. Twoja siostra, narzeczona, ludzie, którym na tobie zależy.

   Ale ty jesteś dobrym chłopcem i tak tu wejdziesz. Tytan znał ten typ. Mogli udawać, że nic ich nie wzrusza, ale w chwili desperacji zrobiliby wszystko.

   Ach, teraz uświadomił sobie kolejną korzyść. Jeśli znów uda mu się wepchnąć Jessicę w rozpacz tak głęboką jak wtedy...Nawet jeśli jej nie opęta, to zawsze będzie mógł nią pokierować.

   Zerknął na Reiko. Na jej puste oczy i usta otwarte do krzyku. Żałosna, naiwna kretynka. Ale teraz zasłużyła na jego podziękowania.

– To jak będzie, Kenji? – spytał. – Wejdziesz tu? – Oczy mu zalśniły.

 

****

– Nie rozumiem fatygi Jane, było ją wrzucić do rzeki i niech pływa z rybkami – prychnęła wyniośle Akane, pijąc herbatkę.

   Razem z nią Haru i Gusem siedzieliśmy w al’a pokoju szpitalnym na Niszczycielu. Choć bardziej był to zwykły pokój z łóżkiem i dwoma szafkami pełnymi bandaży, leków i innych tego typu ceregieli. Gus musiał być serio nadopiekuńczy, że tyle tego nakupił, bo Spectrę to raz widziałam, jak tego używał.

– Nie zostawiłabym jej na śmierć, nie przesadzaj – westchnęła Wilson. – Zresztą plan to było ją zdjąć z głowy Wojownikom.

– Wiesz, martwa też by była ściągnięta z głowy. I to z wieczną gwarancją! – uznała Aki, na co Haru klepnęła się w czoło.

   Sama Heather leżała ciągle nieprzytomna na gładkim metalowym stole. Rana na jej brzuchu była jako tako na szybko opatrzona, ale materiał już przesiąkał czerwienią. Cała jej skóra była blada jak u trupa, choć dalej słabo oddychała. Chuj wie, czemu przykuliśmy jej nadgararstki do nóg stołu, bo w jej stanie to po kroku wyzionełaby ducha po kroku, ale niech już będzie.

– Musicie stąd wyjść – odezwał się Gus, który wrócił w lateksowych rękawiczach i z igłą oraz nicią w dłoniach. – Za jakieś dwadzieścia minut będziemy na Neathii, a ja chcę zdążyć zaszyć jej ranę.

– Spectra nie umrze, jak mu przez dziesięć minut nie będziesz towarzyszył w bitwie.

– Nie wiem czy to będzie bitwa czy bardziej rozpierdol – westchnęła Shiena.

– Oj jak Dan i reszta dolecą na tym super Dragonoidzie, to będzie balet.

   Gus westchnął zniecierpliwiony.

– Wyjdziecie? Akane, tobą zajmę się potem.

– Ja przeżyję, dzięki wielkie. O ale możesz po zaszyciu dać jej do mordy szmatkę z chloformem, będzie wiadome, że już się nie ocknie.

   Zignorował jej słowa i wygonił nas gestem dłoni. Wyszłyśmy na korytarz i choć bardzo chciałam ponabijać się z Aki, to przydałoby się dowiedzieć, co się odjebało z Heather.

– Halko, panie wężu? – Postukałam w bakugana, którego od kwadransa twardo trzymałam w palcach. – Powiesz nam, kto chciał zabić twoją super partnerkę?

   Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu bakugan się rozwinął. Zaczął mnie sztyletować wzrokiem, ale byłam tak przyzwyczajona, że tylko uniosłam brew.

– Zenet. Pewnie Barodius kazał. – warknął. Milutki.

– Pierwszy dobry uczynek tego pana – stwierdziła Aki, dopijając herbatę.

– Cóż, przykro nam nie jest – Wzruszyłam ramionami. – Ale raczej przeżyje.

– Jednak co nas interesuje – Shiena wyjęła mi bakugana z dłoni i spojrzała na niego zimno. – Ile wiesz o eksperymentach Kazariny i planach Barodiusa?



udało się napisać, wow XDDD ogólnie lecę po swojemu, tam już się nie trzymam tych wydarzeń, co będzie to będzie, byle to skończyc. Za bardzo hintuje Gune? XDDD

1 komentarz:

  1. To jest moja postawa, z taką motywacją będę pisała jutro rozdział XDD Yaaas, lecą na Neathię, na rozpierdol, Kenji to wgl się bawi, jak Spectra wróci, to go szlag do reszty weźmie XDD Oj to Gune

    OdpowiedzUsuń