Reiko uniosła
dłoń, jednak nie wysunęła się z niej choćby cieniutka nitka mocy. Czuła, jakby
w jej środku już wszystko się rozpadło i została sama pustka. Palce zaczęły jej
dygotać. Przełknęła głośno ślinę.
To była ona? To chciała
przed samą sobą ukryć? Osunęła się na kolana, czując, jak wstrząsają nią
dreszcze. Czyli ta wizja, ta skrwawiona suknia, taka właśnie była?
Vestalianie mieli
rację?
Młodsza ona wolnym
krokiem obeszła martwe ciała, ciągnąc za sobą miecz. Materiał sukni szeleścił,
co w wypełnionym grobową ciszą korytarzu brzmiało niczym głośne wystrzały. W
końcu odchyliła głowę i zaczęła się śmiać. Głęboki, mroczny ale i pełen bólu
śmiech wypełnił każdą szczelinę, każdy atom powietrza.
Wtedy Reiko go
ujrzała. Choć niewyraźnego i osnutego czernią, to mógł być tylko on. Tytan
opierał się o jedną z ozdobnych zbroi i z pełnym satysfakcji uśmiechem
obserwował scenę.
Zerwała się na równe
nogi.
- Ty! – warknęła.
Jednak Tytan już
zniknął. Reiko łapczywie wciągnęła powietrze, zaciskając pięści Czyli to znów był
on? Za każdym razem musiał niszczyć ich rodzinne szczęście, pogrążać w wiecznej
otchłani ciemności?
Przychodzę tylko do tych, którzy mają w sobie mrok, wiesz
o tym.
Prychnęła. Same
bzdury. Ona miała moc. Dlatego musiała z nim żyć.
Nagle usłyszała
oddalające się kroki. Jej oszalała wersja odchodziła w stronę zachodniego
skrzydła. Nie mając wyboru, ruszyła za nią. Serce miała niemal w gardle,
patrząc na błyszczące, zbrukane ostrze. Kto jeszcze padł jego ofiarą? Ile krwi
przeleje? Zerknęła przez ramię. A ile szkarłatnej posoki już krzepnieje na
marmurowych posadzkach?
– Nie chcę.
Zatrzymały się
gwałtownie, a młodszą nią wstrząsnął dreszcz. Błękitne wstęgi łasiły do nóg
swej władczyni jak smutne pieski, pragnące ją pocieszyć. Miecz upadł na ziemię,
a kobieta złapała się za głowę i zgięła w pół.
– Dlaczego ja ich zabiłam? – wyszeptała. –
Przecież nie tam miało być. Miałam tylko porozmawiać. Zabijanie ono…ono… -
Odwróciła się i spojrzała na Reiko. Jednak tym razem jej oczy były przepełnione
przerażeniem i bólem. Łzy ciurkiem ciekły po policzkach – udowodniło, że jestem
taka, jak mówili.
Nie! chciała krzyknąć
Reiko. Nie było tak. Nie były takie! Przecież były zdolne do miłości, założenia
rodziny! Wmówiono im urodzenie się potworem! Nie mogła się temu poddać!
Lecz jej słowa nie
miały tu żadnej siły. Jej moc nawet gdyby mogła się przecknąć, nie mogłaby
zniszczyć struktur czasu. Nikt nie był do tego zdolny nawet Starożytności.
Nagle wyraz twarzy
kobiety się zmienił. Przechyliła głowę i przybrała chłodną maskę. Sama moc też
zaczęła zmieniać barwę w głębszy, ciemniejszy błękit. Młodsza ona ujęła miecz i
podpierając się nim, wstała. Poprawiła koronę i rozłożyła ręce, robiąc obrót w
przód.
– Ale tak odzyskam dzieci.
Nie..
Kobieta machnęła
ręką jak batem. Niebieski promień rozsadził trzy kolumny z rzędu, a za nimi kondygnacja
schodów. W górę wzbiła się chmura pyłu.
Nie!
Pod stopami oszalałej
wersji rozpływała się fala energii. Kiedy kobieta przeszła przez wewnętrzny
dziedziniec, pstryknęła palcami, a ten eksplodował.
– Kazuhiro też mnie zaakceptuje! – wykrzyknęła.
Reiko oderwała wzrok
od walących się kawałków attyk. Mrok korytarza wypełniały strzelające na bok iskry,
a moc o barwie głębokiego granatu unosiła się w powietrzu, skręcając się w
dowolne kształty, dzieląc na kilka lub łasząc do młodszej Reiko. To oznaczało tylko
jedno.
Moc całkowicie wymknęła
się spod kontroli.
****
Wbiłam do sterowni,
akurat gdy Niszczyciel wlatywał do Neathii. Pomimo gęstych chmur i ostrego
słońca, to udało się nam dostrzec różnokolorowe punkciki, które przewijały się
między kryształowymi budynkami.
Spectra kliknął w kilka
guzików i wyświetlił się na ekran przedstawiający sytuację. Delikatnie rzecz
ujmując, to była przejebana. Nie dość, że tą całą ostatnią barierę wywaliło, to
Barodius panoszył się beztrosko łącznie z kilkoma ze swojej bandy, a wojsko
ostrzeliwało pałac. Wszędzie co chwila wybuchał jakiś pocisków, normalnie można
było epilepsji dostać.
– Hmpf, mają żałosne zabezpieczenia – mruknął Helios. –
Wpuścili Dharaka.
– Nie mieli jakieś bariery? – Spectra uniósł brew.
– A no mieli, że nie przepuszcza tych z dna Gundalian –
zgodziłam się.
– Więc jak?
Rozłożyłam ręce, bo
to i tak było obecnie mało istotne, po czym wróciłam wzrokiem do Barodiusa.
Niby stał sobie na tym swoim stateczku, szata mu furkotała, ale łapczywie coś się
wpatrywał się w ten pałac. Przechyliłam głowę i wtedy mnie tknęło.
Królowa Serena.
– Spectra, otwieraj tylne wyjście – mruknęłam.
– Po cholerę? – spytał jak zawsze uprzejmie.
Uśmiechnęłam się
wymuszenie.
– Zapomniałam, że obiecałam jak coś bronić królowej Sereny.
Bo wiecie dostęp do Kuli i tym podobne. A to – Wskazałam kciukiem na ekran. –
wydaje mi się dobrą sytuacją, by wkroczyć.
– Ktoś cię wziął na ochroniarza? – Helios wykrztusił z
niedowierzaniem. – Co to za desperacja?
– Oj najwyższa – westchnęłam. – W każdym razie, drzwiczki,
raz, dwa trzy.
– Chyba oszalałaś – mruknął Keith z dezaprobatą. – Stąd musiałabyś
przejść przez całe miasto, by dostać się do pałacu, a jak dobrze pamiętam, to Barodius
już cię kojarzy?
– Z niego perspektywy to będę jak mrówka. Zresztą on to jest
zajęty gapieniem się w pałac. Zawsze możesz też…hmmm….no nie wiem podlecieć
bliżej?
– Nie przebijemy się przez ten ogrom statków bez ściągnięcia
na siebie uwagi. Wykluczone.
Tu musiałam mu
przyznać rację, nad budynkami unosiło się mnóstwo pojazdów.
– Ale zawsze możemy wykorzystać naszą nową tarczę lub
przynętę! – zakrzyknęła Akane, która wręcz piruetem wpadła do środka.
Obróciliśmy się
jednocześnie, by zostać uraczeni widokiem wyjątkowo wściekłej Heather. Gus łaskawy
dał jej nową koszulkę, która zwisała z jej drobnej sylwetki, opatrzona była,
ale na szyi i tak miała siniaki i to dość świeże Uniosłam brew w stronę
Japonki, na co ta rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami, po czym się wyszczerzyła.
– Jaką tarczę? – Spectra oparł się o panel. – Co planujecie
zrobić? – Jego wzrok spoczął na Darkusce.
– Chcę wjebać Barodiusowi – warknęła.
Powstrzymałam
parsknięcie. Dziewczyna mówiła dalej, kompletnie nieporuszona.
– Jak tchórz chciał się mnie pozbyć, nawet nie stając do
walki – Oczy jej płonęły czystą furią. – Nie lubię takich zagrywek.
– A gwarancja, że zaraz nie rzucisz się na nas? – Spectra uniósł
brew. – Nie mam czasu na użeranie się z niezrównoważonymi gówniarzami.
– Oj maszkaronie, co to dla ciebie jeden strzał w kogoś –
Aki zrobiła zdziwioną minkę.
– Nie lubię plamić się krwią byle kogo – odparł chłodno.
– Cała ta wojna mnie gówno interesuje – odezwała się znów
Heather. – Czy wygrają ci czy tamci też mam w nosie. Chcę tylko bitwy z Barodiusem
i jego sługusami. Więc możecie przyjąć to jako moją pomoc albo mnie wypuścić i
stąd wypierdalać.
– Także tutaj pojawia się nasz plan – Aki znów zabrała głos.
– Heather – poklepała dziewczynę po głowie niczym małego szczeniaka, choć ta
wyraźnie warknęła. – odciągnie na chwilę uwagę Barodiusa, my nacieramy na
pałac, Jess wbija do środka, broni Serenę. Potem przybywa Drago i on pewnie
dokończy robotę.
– Coś jebnie, ale może być – Wzruszyłam ramionami.
Spectra zerknął
przez ramię i przesunął dwie dźwignie. Na przodzie Niszczyciela pojawiły się
energetyczne ostrza, których zakończenie błyszczały w promieniach słońca.
– Liczę że przeżyjecie chwilę beze mnie i Gusa – przemówił z
lekką kpiną. – My zaczniemy od niszczenia ich statków, by nie mogli przywołać posiłków.
– Nie myślałam, że dożyje chwili, gdy wielki Phantom coś zacznie
dla nas robić – Aki otarła nieistniejącą łezkę. – Czy to już niebo?
****
Skorupę mroku zaczęły
pokrywać jasne rysy. Rosły z każdą chwilą, wpuszczając coraz więcej światła i świadomości
do umysłu.
Lekki dotyk metalu
gdzieś przy biodrze. Ostry zapach, typowo medyczny. Czyjś oddech. Dźwięk uderzania
czegoś o stalową powierzchnię. Pełne ulgi westchnięcie.
Rysy zaczęły się
powiększać. Czuła, że gdzieś leży. Od boku promieniowało jakieś kłucie.
Co?
Crueltion. Pełno dymu.
Zenet i jej pusty wzrok. Nóż w brzuchu.
Skorupa pękła.
Heather otworzyła oczy. Zamrugała kilka razy. Nad nią był jasny sufit z lampą.
Czyli to nie Gundalia.
Podniosła się do siadu,
sycząc cicho, kiedy delikatne kłucie zmieniło się na ostry ból. Odkryła, że rana
była zszyta i oczyszczona, choć nikogo tu z nią nie było. Zresztą to nawet nie
było ważne.
Zacisnęła pięści,
czując, jak wściekłość szumi jej w żyłach. Barodius użył naprawdę tak podłej
metody, by się jej pozbyć. Jakiegoś pionka? Nie mogła wyobrazić sobie większego
upokorzenia.
– Cru? – Rozejrzała się. – Crueltion?
Bakugan nie odpowiedział.
Zsunęła się ze stołu i stanęła na podłodze. Od razu zakręciło jej się w głowie,
lecz zignorowała to i zaczęła się uważnie rozglądać. Nigdzie nie było czarnej
kulki. Poczuła lód w gardle.
– Robaki serio mają jakąś super wytrzymałość – odezwał się
ktoś za nią. Zerknęła do tyłu.
Akane wpatrywała
się w nią spod przymrużonych powiek i z fałszywym uśmiechem na twarzy. Heather
uniosła brew.
– Uratowałaś mnie? Trochę to się kłóci z moją nienawiścią do
mnie.
– Nie licz na to. Proponowałam, by cię utopić z kamieniem u
szyi, ale moje przyjaciółki nie są fankami morderstw – westchnęła ciężko i
rozłożyła ręce. – A i masz.
W powietrzu błysnęła
czarna kulka.
– Crueltion – Ścisnęła go mocnej w palcach.
Poczuła ulgę i uśmiechnęła
pod nosem. Teraz mogła znaleźć tego skurwiela i wgnieść go w ziemię. Jednym była
fascynująca zabawa ze śmiercią, a drugim potraktowanie niczym uciążliwy paproch
na bluzce. Zacisnęła szczękę i zmarszczyła brwi. Tylko gdzie ona teraz była?
Podniosła głowę i w
ramach odpowiedzi dostała z prostego. Zachwiała się, a sekundę później poczuła
dłoń zaciskająca się na gardle i szorstką powierzchnię ściany ocierającą się o
plecy.
– Widzę po twojej buźce, że już sobie coś wymyślasz –
powiedziała Akane i wyszczerzyła zęby. – Ale chyba nie zapomniałaś, jakie kłopoty
nam sprawiłaś, szmato? – Przechyliła głowę.
– I co z tego? – zaśmiała się, ale zaraz się zakrztusiła,
gdy Japonka wzmocniła uścisk. – Myślisz, że was przeproszę?
– Błagam – Japonka przewróciła oczami. – Mamy to w
najgłębszej piździe. Ale jakaś odpłata by nam się przydała.
Heather gdyby
mogła, to popukałaby się w głowę. Odpłata? Nikt im nie kazał jej ratować, mogły
ją zostawić na śmierć. Ona nie będzie się przed nikim korzyć czy błagać.
– Jak nie to nie – Dziewczyna wyjęła z kieszeni strzykawkę.
– Och uśpisz mnie jak jakiegoś pieska i wrzucisz ciało w
worku do rzeki? – zakpiła.
– Proszę, nie porównuj tych uroczych istot do siebie. –
Nawet na nią nie patrzyła, zdejmując kciukiem nakładkę. – Widzisz, lecimy na
Neathię, wjebać Barodiusowi.
Serce Heather
zabiło, a furia utkwiona w tyle umysłu od początku rozmowy zerwała się na baczność.
Barodius. Jak idealnie!
– A ty przez ten czas sobie pośpisz – Akane obejrzała zawartość
strzykawki pod światło. – My przeżyjemy kolejną dawkę adrenaliny. Gdy skończymy
i cała ta wojna się skończy, to cię odstawimy do domu. Twoi rodzice pewnie
umierają z niepokoju. Brzmi nudno, co?
Otworzyła usta, ale
wtedy to do niej dotarło. Nie miała do odpowiedzieć. Nie miała strategii, jak
owinąć sobie Japonkę wokół palca, wykorzystując jej charakter czy słabości. Bo
to ona została ograna.
Nienawidziła nudy.
Nie chciała wracać do przewidywalnych masek, pragnęła dalej oglądać to wojenne
podniecenie, wić się wśród bitew, niszczyć przeciwników i co najważniejsze
skrzywdzić Barodiusa, przeszkodzić mu, rozerwać.
To była finałowa
bitwa. Starcie wszystkiego, co miała każda ze stron.
Strzykawka w rękach
Akane decydowała, czy ją ujrzy. A jednego była pewna, dziewczyna nie blefowała.
Wbije ją jej z przyjemnością. Bo wiedziała, że Heather nienawidzi monotonii.
Och, czasami
naprawdę nienawidziła ludzi podobnych do niej.
– To śnij słodko – Poczuła czubek igły przy szyi tuż nad
zaciśnięta ręką Japonki.
– Chcę walczyć z Zenoheldem – wycharczała.
Uścisk się
poluźnił, lecz igła pozostała. Ostrzeżenie.
– Oh?
– Nie dam się traktować jak zwykły pionek, którego można
zbić.
– No i widzisz. Nam to bardzo na rękę, czyż nie? – Akane spojrzała
za siebie.
Jane i Haruka obserwowały
całe scenę, spokojnie popijając coś ze swoich kubków. Na słowa Japonki wymieniły
spojrzenia i pokiwały głową.
– Jakbyś nam potem spróbowała wbić nóż w plecy – zaczęła Jane.
– to pamiętaj, że tam będą jeszcze Wojownicy.
– A wypadki na wojnie łatwo się zdarzają – dodała Haruka.
Stuknęły się
kubkami i wypiły do końca zawartość. Akane puściła Heather, ale nie schowała
strzykawki, patrząc na nią znacząco.
****
Plan się powiódł. Powtarzam,
plan się powiódł! Heather wyskoczyła jako pierwsza i niemal od razu wraz ze
swoim wężem wyskoczyła w stronę cesarza Gundalii. Ten zainteresował się nią, bo
jednak laska miała być trupem, a myśmy zgodnie wyrzuciły bakugany i ruszyły na
linię frontu.
– Zdradliwe Cienie! – użyłam supermocy, by pozbyć się kilku
gundaliańskich bakuganów ze ścieżki.
Wróciły do form
kulistych akurat odsłaniając mi piękny widok na kolejny statek, który pikował
ku ziemi niczym mucha pacnięta gazetą. Z tych gorszych informacji to nieco
rozdzieliłam się z dziewczynami, ale ciągle były w moim zasięgu wzroku, więc
była gitówa.
– Co ty właściwie chcesz zrobić, kiedy będziesz w pałacu? –
spytał Fludim i stęknął lekko, kiedy musiał zmieść włócznią wyjątkowo otyłego przeciwnika.
– Mój krzyż!
– Uroki starości – mruknęłam. – Wytworzę dookoła niej barierę
i tyle.
– Myślisz, że to coś da?
– Kiedy byliśmy nad kanionem, to byłam w stanie sparować
jego ataki. Z dodatkowym wsparciem z rdzenia Vestalii to teraz będzie pestunia.
– Jess, za tobą! – usłyszałam przeraźliwy okrzyk Jane.
Co?
– Mam was!
– Fludi!
Dłoń Strikefliera
zacisnęła się na zbroi Fludima, po czym zostaliśmy popchnięci na budynki.
Kryształowe ściany pękały jedna po drugiej, a odłamki błyszczały w skrzydłach
bakugana. Zacisnęłam mocno ręce na naramienniku zbroi, by nie spaść. Wiatr
szarpał mi włosy i świszczał w uszach. Przez siłę rozpędu nie miałam jak
sięgnąć po kartę bez ryzyka, że zlecę.
W końcu plecy Fludima
uderzyły o mur i Strikeflier go puścił. Zaklęłam, widząc, jak nas oddaliło od
pałacu. Jednak sekundę później miałam już to gdzieś, gdyż Gundalianie serio
mieli coś w łbach i Airzel zamiast z pełną kulturą zacząć bitwę, to się na mnie
najzwyczajniej rzucił! Odpowiedziałam mu
więc na podobnym poziomie i wymierzyłam kopniaka w łeb. Zrobił unik i złapał
mnie za but, ściągając w dół.
Także skończyłam na
jakimś odludziu, nawalając się na pięści z ufokiem, a Fludi próbował włócznią
rozwalić tamtą upośledzoną ważkę. Plan poszedł się walić, tyle, że nikogo to
nie zdziwiło.
– Mało to uprzejme, tak się rzucać na kobietę – syknęłam,
parując jego uderzenie po prostej.
– Mistrz Gill kazał cię unieszkodliwić – odparł krótko. – Im
szybciej tym lepiej.
Wywróciłam oczami,
bo jasne, byłam jedyną, która tu stanowiła zagrożenie. Wcale nie psychiczna Heather,
Akane ze swoimi skłonnościami, Jane i jej cicha furia czy metodyczna Haru.
Gdzie tam! Używam fioletowych kul, to jestem be!
Cios w szczękę zabolał nieco. Syknęłam, już
widząc przed oczami tego siniaka i cisnęłam w niego kulą. Przeniósł ciężar ciała
na prawą nogę, unikając, po czum zrobił szybki półobrót i wykonał kopnięcie.
Zasłoniłam się przedramieniem, ale i tak przejechałam na butach w tył. Ehh,
takie bicie się nie było dla mnie, to Aki coś tam trenowało. Niewiele myśląc, wysunęłam
lewą dłoń i przywołałam barierę. Airzel jedynie uniósł kącik ust i skinął na
mnie nagarstkiem.
Podniosłam głowę i
zbaraniałam. Zjebana ważka miała na sobie zestaw bojowy i mierzyła prosto w mą
skromną osobę z pary dział. Otworzyłam usta, ale wydobyło się z nich jedynie
ciężkie westchnięcie. To już stawało się nudne.
I gdzie wywiało
Fludima?!
Rozejrzałam się za
marudą i znalazłam go przywalonego wieżą, która próbował bez powodzenia z
siebie ściągnąć. Wyciągnęłam dłoń, by go przywołać, gdy usłyszałam dźwięk wystrzału.
Ahhh, kompletny brak
kultury, tak bez żadnej gadki złoczyńcy? Przesada.
Jednak to nie mnie
zmiotło z planszy, a bakugan Ventusa zaliczył baranka głową o ziemię. Airzel na
sekundę zgłupiał, co szybciutko wykorzystałam i zmieniłam barierę w bicz mocy.
Zamachnęłam się i wysłałam brutala hen daleko od siebie. Coś tam krzyknął, ale olałam
to. Karma to karma!
– Fludim! – przywołałam marudę. Położył się na mojej dłoni. –
Jak się czujesz?
– Przez chwilę miałem wrażenie, że mi zgniecie żebra. Muszę
na moment odsapnąć, dalej mi w głowie wiruje.
Dałam mu całusa w
czoło i schowałam do kieszeni kurtki.
– Cholerny motylek – skwitował Helios, lądując. Dzieło na
jego piersi powoli stygło, a cienka struga dymu ulatywała ku niebu.
– Pierwszy raz się cieszę, że cię słyszę, jaszczurko –
uśmiechnęłam się.
– Hmpf, powinnaś mi dziękować na kolanach za ratunek,
człowieczku.
Postukałam się
palcem w czoło.
– Niezbyt mi to wygląda na pałac – dorzucił Spectra.
– Nie przewidziałam tej cholery – Skinęłam głową w kierunku,
gdzie poleciał Airzel. – Gdzie Gus?
– Zajmuje się walką na głównym froncie.
– Że też cię zostawił. Stajesz się samodzielny.
Po wyrazie twarzy wiedziałam,
że wywrócił oczami. Helios zniżył się nieco, a Phatom wyciągnął rękę.
– Wskakuj, chcę już mieć to za sobą.
– Nie bądź już taki zrezygnowany. Czy to nie przypomina ci
tych super chwil? – Ujęłam go z dłoń i podciągnęłam się. Jaszczur wyprostował
się, rozłożył skrzydła i wzbił w powietrze.
Przed nami
rozciągał się krajobraz dymiących budynków, zderzających się ataków i eksplozji
kolorów. Ryki bakuganów i okrzyki rozkazów niosły się pustymi uliczkami.
– Tak na przykład było, jak Zenek chciał nas zabić. Albo
pomyśl o Barodiusie, prawie tak stuknięty jak Tytan.
– I jeden i drugi to trupy. On może dołączyć – Spectra wyciągnął
kartę.
Helios wypuścił
salwę strzałów, powodując kilka mini eksplozji. Kolejne kawałki szkła rozprysły
na boki. Kilka zaplątało mi się we włosy.
Nagle tuż pod
Heliosem uderzył wężyk Heather. Dziewczyna leżała koło niego i próbowała się
podnieść. Kątem oka zdołałam tylko ujrzeć błysk i rzuciłam się na Spectrę, dosłownie
zwalając go z nóg i jego bakugana. Fioletowa wiązka świsnęła tuż nad moim
uchem, a my wylądowaliśmy na uciętej wieży.
– Uparta jesteś – mruknął Barodius ze znudzoną miną i potrząsnął
ręką, w której już formułowała się kolejna porcja.
Helios warknął i uruchomił działo, lecz drogę zagrodził mu
bakugan Stoicy. Cesarz Gundalii uśmiechnął się, zamierzając do ciosu.
Podniosłam się na łokciu i przywołałam malutką tarczę. Lecz nim zdążył uderzyć,
nad nami rozległ się ryk. Był to bez wątpienia smok. Odetchnęłam, opuszczając
dłoń.
– Barodiuuuus! – wrzasnął Dan, pikując ku nas na Drago.
Gundalinin skupił
się na nim, olewając plany zabicia nas. Uśmiechnął się jak pirania i otworzył
ręce, jakby czekając, by objąć Kuso.
– Wbijasz mi kolano w trzewia, Jessie.
Obróciłam głowę i
zorientowałam się, że faktycznie niemal całym ciałem opierałam się na Spectrze.
Zamrugałam kilka razy, po czym zerwałam się na równe nogi. Po sekundzie zaklęłam
w duchu. Czemu zachowywałam się jak jakaś dziewica orleańska, litości, psychiko,
odpuść!
– A to była taka ładna pozycja – westchnęła Jane, puszczając
mi oczko.
Przejechałam palcem
po szyi. Heather podniosła się i prychnęła.
– Byli o krok od śmierci, a ich pozycja jest ważniejsza?
Nawet wolałam nie
słuchać tej rozmowy, tylko wrócić do lotu na pałac. Zwłaszcza, że z przybyciem
reszty Wojowników droga się nieco oczyściła. Jednak Helios też wpatrywał się we
mnie tym znaczącym wzrokiem. Jedną ręką mimowolnie wygięła mi się na kształt
szponu. Każdy musiał to obserwować?
– Dzięki – powiedział krótko Keith, stając koło mnie, gdy
Helios znów ruszył przez budynki.
O! I to była normalne
podejście! W końcu po prostu uratowałam jego grzywę przed sfajczeniem!
Uśmiechnęłam się i skinęłam głową.
– Proszę uprzejmie.
– Ale możesz mniej mnie ściskać, prawie zgniotłaś mi żebro.
Uśmiech szybko zniknął i dałam mu kuksańca w bok, po czym założyłam ręce na piersi. Następnym razem będzie robił za żywą pochodnię i tyle!
Yesss, zostały 2 rozdziały i dziękujemy tej części, Gundalianom i Neathianom XDDD Nie mam siły na podsumowanie, ale rozdzialik nawet wyszedł.
Odmeldowuje się!
Nie przesadzajmy, ona cała poraniona wyjdzie na starość XD Jaka emerytura, po wojnie to zaczynamy z 15 dram itp. już nawet prolog 3 części napisałam XD
OdpowiedzUsuńi 1 rozdział. Jutro się wezmę za 54, by ten cyrk szybko zwinąć XDD Jeszcze nie rwał, nie podsuwajcie mu sugestii
OdpowiedzUsuńSpectra: Oh?
Ty tam śpij
Spectra: Przez te butelki po winie nie da się przejść
Dramatyzujesz -_-